wtorek, 25 czerwca 2013

Hidden evil.

Bohaterowie: Kim Jongin, Oh Sehun oraz Byun Baekhyun.
Pairing: Sekai.
Gatunek: AU, Angst, Romans.
Ilość stron: 8
Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy.
Opis: Sehun zawsze myślał, że jego szczęście będzie trwać wiecznie, że nigdy nie skończy się passa dobrych zdarzeń, bo miał u boku Jongina. Jednak wystarczyła jedna sytuacja, by zrozumiał, jak bardzo się mylił.  
 Od autorki: Ogólnie miałam wizję na Hunhana, bo tak bardzo pasował mi do tego opowiadania, ale wyszedł Sekai, więc mam nadzieję, że nie zawiodę cię, Miss.Alice, bo pisałaś, że chcesz opowiadanie właśnie z tym pairingiem. Ogólnie piszę teraz jeszcze dwa one shoty. Jeden z BaekLu, który właściwie jest na wykończeniu, dużo nie zostało oraz dzikiego smuta/parodię z Sehunem i Baekhyunem i właściwie nie wiem co mi z tego wyjdzie, więc się boję.
Ps. Dziękuję Berenice w doborze piosenek ♥




Beznamiętnie wpatrywałem się w drewnianą powierzchnię białej trumny, która swym kolorem odznaczała się na tle ciemnego lasu, oraz setki grobowców rozciągających się daleko, aż do otwartej bramy cmentarnej. Zimny, porywisty wiatr szarpał moimi włosami, które płynnymi ruchami spadały na moje zmrużone, lekko zaszklone od łez oczy. Kątem oka widziałem, jak Baekhyun zakrywa chusteczką swoje mokre policzki i szlocha w nią cicho, jakby chciał zmienić rzeczywistość. Ja pragnąłem tylko spokoju. Mógł być chwilowy, jednak tak bardzo za nim tęskniłem. Czasami miałem wrażenie, że już nigdy nie wyswobodzę się ze szponów toksycznej miłości... uważałem się za słabeusza, podobnie jak wszyscy inni mnie otaczający. Nie wierzyli we mnie, ale sam tego nie robiłem, więc dlaczego oczekiwałem tego od innych?
Uśmiechnąłem się blado, spuszczając głowę w dół. Dookoła słyszałem szepty. Szepty, które mnie wykańczały. Były współczujące, ludzie mówili, jak bardzo im przykro, ponieważ ktoś tak ważny dla mnie odszedł. Nie chciałem ich słuchać, pragnąłem uciec jak najdalej od tych głosów, byle już nigdy więcej ich nie słyszeć... ale przecież zostały w mojej wyobraźni. Już nigdy się od nich nie uwolnię. Pomocy...
- Chyba pora już iść - powiedział Baekhyun, spoglądając na mnie. Zbliżył się do mnie nieznacznie i ujął moją dłoń, obiecując tym, że pomoże mi przez to przejść. Ale ja nie chciałem litości, ani łaski innych jednak nikt tego nie potrafił zrozumieć. Być może to przez to, że byłem bardzo dobrym aktorem, udawałem, że mi zależy, że tęsknie. Oczywiście tęskniłem, ale za tymi odległymi dniami, które powoli już wymazywałem z pamięci.  Zostawały tylko te, które niosły ze sobą ból, przez które nocami płakałem, modląc się do Boga, w którego nawet nie wierzyłem, o jego śmierć. Ale ona nie chciała nadejść. Ze swoimi problemami zostawałem całkiem sam, nawet Baekhyun zdawał się ich nie zauważać. Nie potrafiłem sobie poradzić, upadałem na dno z każdym nowym dniem. Krzyczałem, ale nikt nie usłyszał mojego wołania, płakałem, ale wszyscy byli obojętni na moje łzy. Czasami sam chciałem zasnąć i już nigdy się nie obudzić, bo bałem się każdego nowego dnia, z którym przechodziło jeszcze większe cierpienie. A on? Był obojętny, nigdy nie pozwolił mi odejść. Nie jeden raz chciałem uciec, ale powstrzymywał mnie, obiecywał, że się zmieni. Nigdy jednak to nie nastąpiło.  
- Wiem, jak się czujesz ale teraz już nic nie można zrobić. Potrzeba tylko czasu, a wszystkie rany się zagoją - stwierdził, jednak nie wiedział, jak bardzo mija się z prawdą. Całą prawdę znałem tylko ja i Kai, nikt więcej.  
Kiwnąłem jedynie głową, kładąc krwistoczerwoną różę na jasną powierzchnię zamkniętej trumny, nie siląc się na ani jedną łzę. Płakałem wcześniej, kiedy on żył, a ja pragnąłem po prostu zapomnieć i zacząć nowe życie. Myślę, że wtedy było to niemożliwe, ale teraz... najgorsze było za mną.  
Ostatni raz spojrzałem na drewniane, ozdobne wieko, które oddzielało mnie od zła, chroniło przed kolejną dawką bólu i cierpienia. Pochyliłem się nad nim i pocałowałem lekko, zamykając przy tym oczy.
- Żegnaj, Kai – szepnąłem, czując, jak niewyobrażalny ciężar spada z mojego serca. Tak długo czekałem na ten moment, przez cały okrągły rok, znosząc potworne katusze. Nie potrafiłem się smucić, ponieważ czułem się wolny. Żegnałem się z całkiem innym człowiekiem, nie z tym, którego poznałem cztery lata temu. Przez dwanaście miesięcy stał mi się obcy. Kochałem dawnego Jongina, nie potwora, którym był później.  
Podniosłem głowę do góry, czując, jak coś zimnego spada na moje policzki. Deszcz. Tak bardzo go nienawidziłem. Tylko przypominał mi o tamtych przykrych zdarzeniach, które zabijały w Jonginie człowieka, a pozostawiały bestię. Teraz jednak ten deszcz był jakąś oznaką wolności, bo przecież Jongina już nie było, zostałem sam z rysami na sercu. Wiedziałem, że będą mi przypominać każdą godzinę niewoli, ale zrozumiałem, że muszę z tym żyć, nie było innego wyjścia.  
Obróciłem się przodem do Baekhyuna, który pociągnął mnie w stronę wyjścia z cmentarza. Zostawiałem swoje dawne życie, ale przecież... ja nigdy nie będę tym samym człowiekiem, jakim byłem wcześniej. Czyniąc to, co Kai, stałem się dokładnie taki jak on.  
To było błędne koło.
*
Dwa lata wcześniej.
 Patrzyłem ze skupieniem na różowe niebo rozciągające się przed nami. Swoje dłonie oparłem o drewnianą barierkę, która oddzielała drogę od skał i urwiska. Z uśmiechem zamknąłem oczy, czując, jak moje włosy zaczęły falować na wietrze. Stanąłem na palcach, po czym wychyliłem się niebezpiecznie poza barierkę, chcąc być jeszcze bliżej chmur. Nawet nie wiem kiedy wyszedłem na pierwszy szczebel, unosząc dłonie do góry. Wiatr szarpnął mną jeszcze mocniej, ale utrzymałem się w jednej pozycji, czując się niesamowicie. Byłem szczęśliwy, to mnie wypełniało i sprawiało, że miałem ochotę płakać z radości, zatrzymać tę chwilę na zawsze, by cieszyć się nią każdego kolejnego dnia.  
Dźwięk pogwizdywania wiatru brzęczał mi w uszach, będąc dla mnie moją osobistą kołysanką. Przenosił wszystkie me myśli do odległej krainy, której tak niesamowicie pragnąłem. Nie mogłem jednak na długo odpłynąć, ponieważ poczułem, jak czyjeś silne ręce owijają się dookoła mojego pasa i pociągają lekko do tyłu. Chłopak przycisnął moje ciało do swojego, sprawiając, że przez sekundę stałem się jeszcze szczęśliwszy.  
 - Nie wypadnij, Hunnie – wyszeptał. Jego głos mieszał się z szumem falujących drzew, które zdobiły tło za nami. Uśmiechnąłem się szeroko, schodząc ze szczebla, by odwrócić się do niego przodem i oprzeć plecami o barierkę. Przysunął się do mnie jeszcze bardziej, a ja wtuliłem się w jego ciało jeszcze mocniej, o ile było to możliwe.  
 Kochałem kiedy był przy mnie, kiedy dotykał mnie, mówił do mnie i dawał znaki, że jestem dla niego ważny, że coś znaczę. Czułem się wtedy jak książę z jakiejś Disnejowskiej bajki, ale podobał mi się ten stan rzeczy, nie chciałem go zmieniać, bo było po prostu idealnie. To doskonałe życie zaczęło się, kiedy poznałem Jongina. Nie sądziłem, że przez jednego człowieka będę w stanie osiągnąć apogeum radości, dobić do arkadii. Wcześniej myślałem, że ona nie istnieje, jednak Kai pomógł mi zrozumieć, że się myliłem.  
- Nie bój się o mnie, nic mi nie będzie. - Zaśmiałem się, wczepiając się rękami w jego tors. Ten przeniósł jedną swoją dłoń na moją szyję i wplótł długie palce w moje włosy, jakby chciał powiedzieć, że jestem tylko i wyłącznie jego. Wcześniej tylko marzyłem o takim chłopaku, nie sądziłem, że kiedyś właśnie on stanie na mojej drodze i pokaże, że można być szczęśliwym.
Poznaliśmy się całkiem normalnie, przez naszego wspólnego przyjaciela – Baekhyuna. Z Byunem często chodziliśmy nad rzekę, która znajdowała się niedaleko od naszych domów. Wyciągał mnie tam zawsze w cieplejsze popołudnia podczas wakacji. Potrafiliśmy siedzieć tam naprawdę długo jedynie w swoim towarzystwie. Jednak później chłopak powiedział, że do miasteczka przeprowadza się jego stary przyjaciel. Jongin zaczął być naszym częstym towarzyszem, co w żaden sposób mi nie przeszkadzało. Z dnia na dzień przywiązywałem się do niego coraz bardziej, stawał się dla mnie nawet kimś ważniejszym od Baekhyuna. Przez to zaślepienie zostawiłem Luhana. Nie obchodziły mnie uczucia Xiao Lu, bo najważniejszy był Jongin.
 Każdy dzień spędzony w jego towarzystwie utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, jak bardzo zależy mi na tym chłopaku. Bałem rozstawać się z nim nawet na kilka godzin, bo wiedziałem, że moja dusza będzie łaknąć jego osoby jeszcze bardziej. Uzależniliśmy się od siebie, nie potrafiliśmy bez siebie funkcjonować, nie wiedziałem tylko, że kiedyś nas to zniszczy.  
 - Jesteś zbyt kruchy. Moim obowiązkiem jest pilnowanie ciebie. Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało – powiedział spokojnie, wzmacniając uścisk. Nie byłem świadom, że karmi mnie samymi kłamstwami. - Kocham cię, Hunnie – mruknął. Tymi słowami sprawił, że uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, niż to robiłem. Podniosłem głowę wyżej, by spojrzeć w jego ciemne tęczówki, które niemal śmiały się razem z nim. Mogłem w nich utonąć.
- Wiem to – odparłem, nawilżając zeschnięte usta językiem. - Ja ciebie też – szepnąłem. W odpowiedzi musnął przelotnie moje wargi. Nie pozwoliłem jednak, by oddalił się ani na chwilę ode mnie, dlatego wpiłem się w jego usta, kosztując ich niesamowitego smaku. Miałem wrażenie, że nigdy mi się to nie znudzi, bo Kai był wyjątkowy, a ja tak bardzo w nim zakochany. Wsunął język pomiędzy moje rozchylone wargi, by następnie wtargnąć do środka i zahaczyć o mój. Nie chciałem, by kończył, za bardzo się w to wciągnąłem.
- Obiecaj, że mimo wszystko zawsze będziemy razem – powiedziałem, starając uspokoić swój nierówny oddech i szybko bijące serce. Przy nim nie potrafiłem opanować swojego ciała, on o tym wiedział i specjalnie to wykorzystywał.
 - Oczywiście. - Uśmiechnął się lekko. Wtedy jego uśmiech wydawał się taki prawdziwy. - Na zawsze i jeden dzień dłużej – dodał, obiecując, że tak będzie. Myślałem, że nigdy nie złamie danego słowa i  będziemy szczęśliwi już do końca. Widocznie nie mogłem ufać jego słowom, bo oślepiały mnie, sprawiały, że nie byłem w stanie dostrzec prawdy. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Uniosłem pytająco brwi ku górze, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić. - Jaką?
- Nie powiem, bo przestałaby być niespodzianką, ale musisz na nią poczekać jeszcze dwa tygodnie, aż będzie w pełni gotowa – zakomunikował, a ja pokiwałem ze zrozumieniem głową, oplatając jego szyję rękoma.
- Nie wiem, czy tyle wytrzymam.
Kai zaśmiał się jedynie i jeszcze raz tego wieczoru pocałował moje usta. Byłem taki szczęśliwy, dlaczego to nie mogło trwać wiecznie?
*
 - Nawet nie waż się podglądać – powiedział zdecydowanie, jednak można było wyczuć w jego tonie nutkę humoru. Z uśmiechem cisnącym mi się na usta pokiwałem głową, że rozumiem i zacisnąłem jeszcze mocniej oczy. Na wypadek gdyby zachciało mi się podglądać, Jongin przyłożył jedną swoją rękę do mojej twarzy i zasłonił jakikolwiek widok, natomiast drugą chwycił moją dłoń i splótł nasze palce razem.  
 - Oczywiście – odpowiedziałem ze śmiechem, czując lekkie szarpnięcie do przodu. Byliśmy na zewnątrz, ale nie miałem pojęcia gdzie tak naprawdę się znajdowaliśmy. Okolicy w ogóle nie kojarzyłem, ale nie przeszkadzało mi to. Byłem raczej ciekawy, co wymyślił Kai. Czasami miał dosyć dziwne pomysły, ale nieraz potrafił mnie zaskoczyć.  
-Uważaj, stopień – ostrzegł, a ja zwolniłem, by nie przewrócić się i nie zrobić z siebie ostatniej ofiary. - A teraz zatrzymaj się – nakazał, a ja wykonałem jego polecenie, lecz nie otwarłem oczu, czekałem, aż da mi jakiś znak. Puścił moją dłoń, po czym położył swoją na moim ramieniu. - Możesz otworzyć – szepnął, a jego ciepły oddech owiał moją skórę. Zadrżałem.
Powoli podniosłem powieki, a to, co zobaczyłem, sprawiło, że miałem ochotę rozpłakać się na miejscu, jednak powstrzymywałem łzy, wolałem pokazać Jonginowi uśmiechem, jak bardzo się cieszę. Niemal pisnąłem, rzucając się mu na szyję, a on zaśmiał się ciepło, mocno tuląc mnie do siebie.  
- I co o nim uważasz? - zapytał, ściskając mnie.
Jongin był idealny w każdym calu i nikt nie był wstanie wmówić mi, że tak nie jest. Nie słuchałem innych, to Kai był moim przewodnikiem, prowadził mnie wprost w łapska zagłady i cierpienia.
- Kiedy mówiłeś o niespodziance, nigdy nie pomyślałbym, że chodzi ci o dom – powiedziałem, ciesząc się jak dziecko. Wreszcie znalazł sposób, by cały czas być razem. Uśmiechnąłem się na wizję poranków, kiedy będę budził się w jego objęciach. Tylko my dwoje, sami, bez nikogo, kto mógłby nam przeszkodzić.
 Odsunąłem się od niego, by jeszcze raz spojrzeć na niespodziankę od chłopaka. Biały domek był niewielki, ale jak na nas dwóch był zdecydowanie idealny. Czerwona dachówka odznaczała się na tle jasnych ścian, a idealnie współgrała z różami o tym samym kolorze, starannie ułożonymi po obu stronach kamiennej ścieżki. Duże okna, chyba najbardziej wyróżniające się, musiały wpuszczać wiele światła z zewnątrz do środka. Całą posesję otaczało ciemne, drewniane ogrodzenie, a ja miałem wrażenie, że trafiłem do właśnie tej krainy, która zawsze zdawała mi się tak odległa. W sąsiedztwie było jeszcze kilkadziesiąt podobnych domów, co nadawało ład i harmonię temu miejscu.  
- Ale jest idealnie – dodałem, uśmiechając się promiennie.
Siedzieliśmy na kocyku w ogrodzie za domem, skryci pod dużymi drzewami, które dawały nam cień przed uporczywym słońcem. Ja opierałem się o jeden z wielu pni i z uwagą obserwowałem leniwie obracający się wiatrak, który mienił się dosłownie wszystkimi kolorami tęczy. Prezentował się idealnie na naszym tarasie, uczepiony drewnianej balustrady, choć Kai miał niemałe opory, by go tam zamontować. Twierdził, że to zbyt dziecinne, ale ostatecznie uległ, kiedy nie mógł już słuchać mojego marudzenia i nudzenia. Wiedziałem, że przy mnie ulegnie, byłem zbyt uparty, zawsze musiałem postawić na swoim, nawet jeżeli nie miałem racji.
Przeniosłem swój wzrok na mojego chłopaka, który ze znudzeniem przeglądał jakieś stronki na Ipodzie, całkowicie nie zwracając na mnie uwagi. Westchnąłem cicho, powoli, a zarazem ostrożnie wyjmując mu sprzęt z rąk, po czym położyłem go obok, a sam wdrapałem się na kolana Jongina i zarzuciłem ręce na jego szyję.
- To niesamowite – stwierdziłem, uśmiechając się szeroko. - Za tydzień miną dwa lata, odkąd ze sobą jesteśmy. - Zachwyciłem się, a Jongin uśmiechnął się lekko. - Wybierzemy się gdzieś razem? - zapytałem, zaciskając usta w wąską linię. Zastanawiałem się, gdzie moglibyśmy pójść, choć miejsce nie grało tak dużej roli. Ważne, że towarzyszył mi Kim Jongin.
- Jasne, przygotuję coś - obiecał, a ja pocałowałem przelotnie jego usta.
- Świetnie – stwierdziłem, jedną rękę unosząc do góry, by spoczęła na jego włosach. - A dziś wieczorem przyjdzie Baekhyun, zaprosiłem go, bo się nudzi, jak Chanyeol wyjeżdża. Poza tym dawno się nie widzieliśmy. Pasowałoby to zmienić.
- Racja, musimy częściej gdzieś wychodzić, ale poczekajmy jeszcze na Chanyeola, co? W czwórkę chyba będzie lepiej, a Baekkie będzie szczęśliwszy, tak przynajmniej mi się wydaję – odparł, a ja musiałem przyznać mu rację. Lubiłem, kiedy spotykaliśmy się wszyscy razem, zawsze było jakoś weselej, głównie za sprawą Chanyeola, który niestety nie zawsze mógł nam towarzyszyć ze względu na swoją pracę. Pracował w biurze podróży. Często wylatywał do różnych krajów, by móc zorganizować czas klientom. Tak poznali się z Baekhyunem. Chłopak musiał wylecieć do Australii, by wreszcie go poznać... Później okazało się, że nie mieszkają wcale tak daleko siebie. W lato Chanyeola często nie było, ale Baekhyun zawsze znosił to niebywale dobrze, bo był wytrwały, a jego miłość do Chanyeola tak wielka, że nie liczyła się ilość tygodni, podczas których się nie widzieli. 
- Idziesz jutro do pracy? - zapytałem, zmieniając temat.
- Muszę, ale dzisiaj jestem cały twój – odparł, powoli kładąc mnie na kocu, który przykrywał miękką i zieloną trawę, której niektóre źdźbła wyłaniały się z rogów materiału. Sam niespiesznie pochylił się nade mną i oparł ręce po obu stronach mojego ciała. Ja swoimi nogami oplotłem jego biodra, po czym przycisnąłem go do siebie, chcąc, by był ze mną tu na zawsze. 
Przejechał dłonią po moim policzku i zsunął ją na odkrytą szyję, a zatrzymał ją na odsłoniętych obojczykach. Pogładził delikatnie palcami moją skórę, a ja czułem, jak po moich plecach przechodzi przyjemny dreszcz. Był mi dobrze znany, bo zawsze towarzyszył mi, kiedy Kai mnie dotykał. To była reakcja, której nie mogłem się oduczyć, jednak ani trochę mi nie przeszkadzała. 
Chwilę później poczułem jego usta na czole, następnie na czubku nosa, a potem na szyi, którą przechyliłem w bok, by miał do niej lepszy dostęp. Lekko harował po niej zębami, ale to tylko sprawiło, że jęknąłem cicho i wbiłem paznokcie w jego ramię, przez co szarpnął się lekko i przywarł do mnie jeszcze bardziej. 
Nie miałem pojęcia, że to przez Jongina, czy przez mocne słońce górujące na niebie, ale zrobiło mi się strasznie gorąco. Pot spływał powoli z mojego czoła, ale nie trudziłem się nawet, by go zetrzeć. Całą swoją uwagę skupiałem na Jonginie, który w tym momencie przeniósł swoje pocałunki na moje usta, a dłonie zacisnął na moich biodrach. Było zdecydowanie zbyt idealnie.
Ostatni rok minął jak kilka dni. Nim się spostrzegłem byliśmy starsi, jednak nie inni. Kai nadal był tym czułym, kochającym chłopakiem, a ja nie mogłem robić nic, niż każdego dnia oddawać mu swoje serce. Przyzwyczaiłem się do tego stanu rzeczy i właściwie na myśl, że kiedyś mogłoby być inaczej – śmiałem się. Nie wierzyłem, że kiedyś coś się zmieni, bo przecież nic nie mogło popsuć tej naszej więzi, jaką utworzyliśmy przez ostatnie lata, nie ważne czy jako przyjaciele, czy para. To było błędem, później nie mogłem pogodzić się z okrutną rzeczywistością.
Wszedłem do ciemnego holu, zostawiając przemoczony parasol, buty i torbę przy szafce. W domu panował półmrok, a cisza dobiegająca mnie zewsząd nieco przerażała. Wiedziałem jednak, że Kai był w domu. Samochód stał na podjeździe, a drzwi nie były zamknięte na klucz. Oznaczało to, że prawdopodobnie śpi lub jest zajęty papierami, choć miałem nadzieję, że jeszcze dziś uda mi się z nim porozmawiać. Przeważnie, kiedy kończył pracę z tymi wszystkimi rachunkami, kładł się spać zmęczony, a ja nie chciałem przeszkadzać, bo wiedziałem, że jego ciało też potrzebuje odpoczynku. 
Powolnymi krokami ruszyłem w stronę salonu, gdzie zwykle przesiadywał mój chłopak. Tak jak się spodziewałem, był tam. Siedział na jednym z foteli z głową spuszczoną na dół. W dłoni trzymał szklankę, prawdopodobnie z jakimś alkoholem z naszego barku. Tkwił w bezruchu, owiany ciszą i ciemnością, zupełnie, jakby nagle skamieniał, zastygł... 
Wzdrygnąłem się, kiedy uniósł głowę. Był zły, wyczuwałem to. Zacisnął mocno dłoń na szklance i wziął głęboki oddech, jakby nagle chciał się uspokoić, co nie udało mu się wcale. W efekcie zmrużył tylko rozwścieczone oczy i spojrzał na mnie kpiąco, nie mogąc powstrzymać się od ironicznego uśmiechu.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - zapytał, mrożąc mnie swoim wzrokiem. - Gdzie byłeś? - warknął głośno, tak, że jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu. Zadrżałem.
- Na treningu, przecież wiesz, zawsze chodzę - odparłem spokojnie, mając nadzieję, że Kai chociaż trochę się opanuje. - Trener przedłużył nam dzisiaj, dlatego jestem później, przepraszam, że nie napisałem – dodałem, próbując do niego podejść. Na treningi koszykówki chodziłem już długo, stało się to moją pasją i nim się obejrzałem, bez tego również nie mogłem żyć, podobnie jak bez obecności Jongina. 
- Łżesz – wycharczał, wstając gwałtownie, natomiast ja zatrzymałem się pod ścianą. Bałem się iść dalej. W każdej chwili Kai mógł wybuchnąć jeszcze bardziej, a ja wolałem nie ryzykować. Otworzyłem szerzej oczy, oddychając nieco ciężko. Ta sytuacja była dla mnie nowa, całkowicie niezrozumiała. Jongin nigdy taki nie był.
- Kai, uspokój się, proszę – szepnąłem, bojąc się nawet wydobyć z siebie jakiś głośniejszy dźwięk. Uniosłem rękę do przodu, by chwycić jego dłoń w swoją, jednak cofnął się gwałtownie, nie pozwalając mi na jakikolwiek dotyk. To bolało.
- Nie, dopóki się kurwa nie przyznasz! - krzyknął. Na jego twarzy, pomimo panującej ciemności, z łatwością mogłem dostrzec malującą się furię. Był jakby w transie, amoku, zdolny do zrobienia krzywdy osobie, która była przy nim tak długo, która kochała go i chciała tylko jego szczęścia. - Nie udawaj idioty, Sehun.
- Kiedy ja nie wiem nawet, o co ci chodzi! - Uniosłem się, jednak szybko tego pożałowałem, widząc, jak Jongin oddycha ciężko i powoli idzie w moim kierunku. Przylgnąłem plecami do zimnej ściany, pragnąc znaleźć się po drugiej stronie, jak najdalej od niego. Nigdy wcześniej nie byłem w stanie dostrzec jego drugiej natury, ponieważ umiejętnie ją ukrywał pod skorupą czułości i dobroci. - Jaśniej – poprosiłem, ponownie się uciszając. 
- Byłeś u Luhana, tak? - warknął kolejny raz tamtego wieczoru. - Jak długo to ciągniesz? Rok? Dwa lata? A może od samego początku? Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! - Zbliżył się jeszcze bardziej, natomiast ja chciałem cofnąć się chociaż o milimetr do tyłu, jednak nie mogłem. - Przynajmniej dobry jest? Czy taka ciota z niego? Co? Odpowiedz mi! - krzyknął, rzucając w furii szklanką o ścianę nad moją głową. Odłamki szkła rozprysnęły się dookoła, a parę z nich spoczęło na moim ramieniu. Skuliłem się mocno, pragnąc uciec od tego piekła, które zgotował mi mój ukochany.
- Byłem na treningu – powtórzyłem, czując jak i we mnie wzbiera się złość. - O czym ty w ogóle mówisz, Kai? Dlaczego miałbym iść do Luhana? Nie utrzymuję z nim kontaktu od trzech lat – powiedziałem cicho, czekając na jakikolwiek odzew. Jongin zaśmiał się pogardliwie i podszedł do mnie na tyle blisko, że stykaliśmy się ciałami. Płynnym ruchem podniósł swoją rękę i złapał za moją szyję, przyduszając mnie.
- Doprawdy? - Widziałem, jak w jego oczach maluje się wściekłość. - Dzisiaj spotkałem Luhana. Twierdził, że będzie miał gościa. Dowiedziałem się, że nieźle wam się układa. Pytał się, czy dajesz mi tak chętnie, jak jemu.
Niemal zachłysnąłem się pozostałym mi powietrzem, którego niestety z sekundy na sekundę powoli mi ubywało. Uścisk Jongina wzmacniał się z każdym jego słowem.
- Proszę, puść – powiedziałem błagalnym tonem głosu, umieszczając swoje dłonie na jego ręce. Pogładziłem ją delikatnie, czując jak oczy szczypią mnie od wzbierających się łez, które później ozdobiły moje policzki. Posłuchał, puścił, ale dopiero po chwili. Bezwładnie upadłem na panele, dusząc się powietrzem, które nagle wdarło się do moich nozdrzy. Słaby ułożyłem głowę na swoich rękach, które dalej trzymałem na podłodze obok rozsypanych odłamków szkła. Bałem się wstać. Byłem zmęczony, przestraszony i bezsilny. Nie mogłem przecież walczyć. Przewróciłem się na bok, chcąc, by był to tylko sen, przeklęty koszmar, który bez problemu usunąłbym z pamięci. Ale nie budziłem się. Nadal leżałem obok komody i Kaia stojącego nade mną. Jak widać wystarczył jeden dzień, by moje życie stało się zupełne inne.
- Jesteś zwyczajną dziwką, Sehun – powiedział jeszcze, po czym jak gdyby nigdy nic, wyszedł z salonu, zostawiając mnie samego ze złamanym sercem.
*
 Wprawdzie nigdy nie przeprosił mnie za swój pierwszy wybuch, ani też za kolejny, czy następny, ale tłumaczył się tym, że to przez to, ponieważ mnie kocha. Zapewniał mnie, że jestem dla niego najważniejszy i, że nie zniósł by, kiedy odszedłbym do innej osoby. Wierzyłem w to, ale nie mogłem zrozumieć dlaczego tak bardzo próbował mnie przy sobie zatrzymać. Gdyby było tak, jak dawniej, nawet nie śmiałbym pomyśleć o odejściu, ale te wszystkie kłótnie wykańczały mnie. Po jakimś czasie przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że Jongin wcale mnie nie kochał, nie darzył mnie takim samym uczuciem jak ja jego, po prostu się przyzwyczaił, dlatego nie chciał mnie stracić.  
Po tych kilku miesiącach miałem dość. Każda kłótnia była gorsza od poprzedniej, a Jongin stawał się coraz bardziej nieobliczalny. Nie wahał się mnie uderzyć, co więcej, czasem miałem wrażenie, że sprawia mu to jakąś dziwną satysfakcję. Bałem się, bo nie wiedziałem, jak daleko może się jeszcze posunąć.
 Obiecywał, że to się skończy, że się poprawi, że będzie tak, jak dawniej... Mijały miesiące, a nadal było tak samo, bez jakiejkolwiek zmiany, czy poprawy. Zastanawiałem się, czy już zawsze tak będzie. Przecież Kai był inny. Zapamiętałem go jako kochającego chłopaka, który obiecywał, że zawsze będzie mnie kochał i chronił, nie jako bezdusznego potwora, którym stał się później. Najbardziej bolało, jak z głupiej rzeczy potrafił wszcząć awanturę. Nie bał się wykrzyczeć mi prosto w twarz, że jestem beznadziejny, że właściwie nie nadaję się do niczego, że jestem zwykłą szmatą. Słowa raniły, ale przynajmniej były szczere, bo przestał kłamać. Nie wytrzymywałem, słabłem z każdym nowym dniem.  
 Oczywiście zdarzały się chwile, kiedy ten dawny Jongin powracał, kiedy potrafił być kochany i czuły. Ale wtedy grał, udawał przed innymi, że nic się nie zmieniło. Baekhyun nie zauważył nawet, że miałem dość, ponieważ cała ta sytuacja mnie przerastała. Myślał, że dalej jest tak samo jak dawniej... A ja? Ja mogłem jedynie płakać z bezsilności. To jedyne o mi pozostało.
 Wrzuciłem do walizki nawet nie złożone ubrania, bojąc się, że nie zdążę. Jongin miał niedługo wrócić. Niby zostało jeszcze trochę czasu, ale miałem wrażenie, że w tamtym momencie wskazówki zegara biegły zdecydowanie szybciej. Byłem zbyt wolny, nie mogłem nadążyć. Wmawiałem sobie, że to jedyna szansa, by cokolwiek zmienić w swoim życiu. Kolejna już mogła nie nadejść, a ja musiałem łapać każdą okazję, jeżeli chciałem w jakiś sposób ratować swoje życie.  
 Zasunąłem walizkę i ściągnąłem ją z łóżka, szukając wzrokiem telefonu, który powinien leżeć na którejś z szafek nocnych. Był tam. Podniosłem go i odblokowałem ekran, czego od razu pożałowałem. Wcześniej dzwonił Kai, a ja nie odebrałem. Wiedziałem, że jak wróci do domu będzie wściekły, a ja, jeżeli się nie pospieszę, ucierpię na tym. Chwyciłem za rączkę od walizki i wyszedłem z sypialni, kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymałem się jednak przed schodami, widząc, jak stoi na nich chłopak, mocno zaciskając dłoń na barierce. Nawet nie usłyszałem, jak wrócił. 
 - Wybierałeś się gdzieś? - zapytał, jakby szydząc ze mnie i spojrzał na walizkę stojącą tuż obok moich nóg. Cofnąłem się nieznacznie i puściłem przedmiot, chcąc dać mu do zrozumienia, że nigdzie nie idę, że zostaję, bo on tego chce. Powoli ruszył w moją stronę, niespiesznie wychodząc po kolejnych stopniach, aż wreszcie zatrzymał się przede mną i złapał mocno moją dłoń. - Wiesz o tym, że i tak nie opuścisz tego domu? Nie pozwolę na to – warknął, wzmacniając uścisk, a ja syknąłem lekko, czując jak moja ręka lekko drętwieje.  
- Oczywiście – mruknąłem, spuszczając głowę, jednak Kai złapał mój podbródek i uniósł wysoko do góry, bym patrzył wprost w jego oczy. Te groźne, przepełnione rządzą i wściekłością tęczówki. Nie były już wesołe.
- Głośniej – rozkazał, a ja tylko zacisnąłem mocno usta, mając dość, chcąc uciec od tego palącego uścisku. Pokręciłem przecząco głową, nie mając już nawet siły mówić. Obecność Jongina osłabiała mnie, sprawiała, że bałem się nawet oddychać. Tak bardzo tęskniłem za dniami, kiedy było zupełnie inaczej.
 - Nie, Kai – odpowiedziałem cicho, oddychając głęboko. - Nie powtórzę tego i nie zostanę tu z tobą ani chwili dłużej. Zostaw mnie – krzyknąłem rozpaczliwie, wyszarpując z jego uścisku dłoń. Nie musiałem długo czekać, by poczuć uderzenie na tyle mocne, że zachwiałem się niebezpiecznie i cofnąłem o kilka kroków, zatrzymując się dopiero przy ścianie. Skuliłem się lekko w obawie, że powtórzy cios. Wiedziałem, że nie zawaha się. 
 - Zapamiętaj raz, a na zawsze. - Znów podszedł do mnie. Nie miałem nawet siły, by na niego spojrzeć, bałem się. - Będziesz mój, czy ci się to podoba, czy nie. Nigdzie nie pójdziesz, bo nie pozwolę ci na to. - W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową. Nie mogłem się z tym pogodzić. Wyraźnie zdenerwowany jeszcze bardziej, chwycił mnie za włosy i szarpnął do przodu, prowadząc w przeciwnym kierunku do tego, do którego pierwotnie się kierowałem. Zatrzymaliśmy się dopiero przed drzwiami pokoju, który właściwie stał pusty od samego początku. Jongin otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka, nawet nie siląc się na delikatność.  
Później słyszałem już tylko trzask drzwi i ciche przekręcanie klucza.
Powoli doczołgałem się do najbardziej odległego kąta pokoju, kuląc się pod ścianą. Bałem się, że zaraz tu wejdzie i po raz kolejny uderzy, powie, że to tylko dlatego, że mnie kocha. Nie chciałem tego słuchać, brzydziłem się jego słowami. Czasami już nie wiedziałem, czy lepiej byłoby, gdybym umarł. Wtedy wyswobodziłbym się z tej potwornej niemocy i cierpienia. Mimo, że kochałem go, chciałem końca, pragnąłem, by jeden z nas odszedł, ponieważ był to jedyny sposób, wszystkie inne wydawały się tak niestabilne i nietrwałe. 
 Spojrzałem na pierścionek, który dostałem od niego na naszą drugą rocznicę. Była to srebrna obrączka, z wygrawerowanym w środku przyrzeczeniem. Na zawsze i jeden dzień dłużej. On miał taką samą. Przypominały o tej naszej więzi, jak wtedy myślałem – niezniszczalnej. Powoli ściągnąłem ozdobę z palca i rzuciłem nią o przeciwległą ścianę. Teraz już nic nie znaczyła, podobnie jak niespełnione obietnice.
Chwyciłem za rękawy swojej bluzy i naciągnąłem je jeszcze bardziej na dłonie, próbując skryć się przed całym światem, uchronić od zła, które czyhało z każdej strony, gotowe do ataku. Starłem nimi łzy, które nieustannie spływały po moich policzkach, po czym zamknąłem mocno oczy i oparłem czoło o zgięte kolana. Nikt nie słyszał mojego wołania o pomoc.  

*
Ostatni rok dłużył się. Mijał tak wolno, iż myślałem, że nigdy się nie skończy. Podczas tych dwunastu miesięcy zrozumiałem wiele rzeczy. Chociażby to, że nie mogę ufać każdemu, kogo spotkam. Bliskie mi osoby okazały się być fałszywe, zdradzieckie... Tylko Baekhyun zachował resztki człowieczeństwa, tylko on mnie nie opuścił, choć był ślepy na wiele spraw. Doszedłem do wniosku, że nigdy nie jest tak do końca idealnie, a jeżeli jest, to musi być w tym jakiś haczyk. Ja swój znalazłem i żałowałem, bo wcześniej myślałem, iż to nigdy nie nastąpi.
 Siedząc w tym pustym pokoju, często zastanawiałem się, jak będzie wyglądać moje życie. Czasami bałem się, że już będzie tak zawsze, że nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak kiedyś. Jednak zrozumiałem też, że jeżeli sam nie wezmę spraw w swoje ręce, niczego nie zmienię, będzie tak, jak teraz.  
 Uśmiechnąłem się mimowolnie, zalewając herbatę gorącą wodą, wcześniej wsypując do kubka biały proszek trochę podobny do cukru, który zdobyłem cudem. Wiedziałem jednak, że moje starania nie pójdą na marne, a efekt będzie zadowalający. Tylko o to mi chodziło. Dokładnie wymieszałem łyżeczką i chwyciłem za uchwyt naczynia lekko trzęsącą się dłonią. Patrząc na napój pokierowałem się do salonu i postawiłem kubek na ławie. Byłem pewny, że Jongin zaraz wróci, dlatego poszedłem jeszcze do holu, w którym jak myślałem, niedługo potem pojawił się chłopak. Stałem przy schodach, dokładnie obserwując jak ściąga z siebie skórzaną kurtkę. Spojrzał na mnie tymi przymrużonymi oczyma, a ja uśmiechnąłem się sztucznie, a zarazem subtelnie, podchodząc do Jongina.  
 - Musisz być zmęczony – stwierdziłem, podchodząc do niego. Pocałowałem go lekko w usta, na co ten uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. - Zrobiłem ci herbatę. Jest w salonie – zakomunikowałem, po czym odsunąłem się od niego i wyszedłem na schody, kierując się w stronę naszej sypialni.
- Gdzie idziesz? - zapytał, wyczekująco patrząc na mnie.
- Położyć się, źle się czuję. Dołącz później do mnie – poprosiłem, idąc dalej. Uśmiechnął się po raz kolejny, co wziąłem za odpowiedź. Później poszedł do salonu, a ja już nawet nie próbowałem go powstrzymać. Nie miałem wyrzutów sumienia. - Dobranoc, Jongin – powiedziałem jeszcze, nim zniknąłem w ciemnym korytarzu.  


13 komentarzy:

  1. Początek jest trochę chaotyczny i dopiero przy drugim czytaniu udało mi się wywnioskować, że Sehun jednak się cieszy tym, że Jongin umarł. xD Ale oprócz tego - jest ok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba to opowiadanie, akurat mi początek nie wydaje się chaotyczny, całość czytało mi się bardzo przyjemnie. Bez jakiegoś większego szału, jednak podoba mi się. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. One shot przeczytałam z godzinę temu, ale czekałam, aż włączę laptopa, by skomentować. Tak więc...
    Jestem zachwycona. Nie wiem, jak to robisz, ale twoje jednopartówki nie mogą wylecieć mi z głowy! Mam u ciebie kilka swoich ulubionych historii, które naprawdę, jakby ktoś poprosił o propozycje fajnych blogów, wskazałabym twoje strony :)
    One shot wciągnął mnie i nie zgadzam się z powyższymi komentarzami, że jest tylko 'okay', czy coś. Po prostu było SUPER, FKDHGODJBGDLGHDFKJO!
    Początek nie był chaotyczny, był idealny. Zresztą, jak całość. I widać, jaki efekt chciałaś osiągnąć: przez treść przewija się śmierć Kai'a i cierpienie Sehuna, ale dopiero na końcu ujawniłaś, jak umarł pierwszy z bohaterów. Nie do końca wyszedł ci jednak ten efekt, ale ciężko jest uzyskać jakie zaskoczenie w czytelniku. A, że miałam podobną sytuację, miałam to gdzieś, że nie do końca wyszło tak, jak powinno, i jarałam się końcówką. Ale dobrze zrobił, że go otruł! W końcu tyle się, biedak, nacierpiał ;-;
    A wracając do końcowego efektu, pamiętasz mój one shot "Przyrzekam"? Ja zrobiłam identyczny zabieg, przez większość opowiadania wiadomo było, że jeden chłopak coś obiecał drugiemu, ale dopiero pod koniec ujawniłam, o co dokładnie chodziło :)
    Chyba wydaje mi się, że uwielbiam taką tematykę - mobbing, wykorzystywanie innych ludzi i krzywdzenie ich. Po prostu jest to problematyka mi dość bliska i taka.... ludzka. Prawdziwa. Doceniam to, gdy ktoś pisze o takich przypadkach. Niewiele znam takich historii (twoja jest chyba drugą, jaką czytałam), dlatego niedawno wpadłam na pomysł o napisaniu jednopartówki, gdzie jeden chłopak porywa drugiego, bo "tak bardzo go kocha" ^-^ Ale znasz mnie, jak zwykle nic z tego nie wyjdzie... I tak już męczę się z prologiem do opowiadania o LuKai'u, so... Ups! Chyba za dużo wyjawiłam... A miała to być niespodzianka ;p Ale nie chce mi się tego usuwać (wiem, leniwa jestem xd).
    Wracając do "Hidden Evil" (co to znaczy? Ukryte piekło? ;o goszzz, jestem słaba z anglika, hahaha), uważam, że to jedne z najciekawszych one shotów w Twoim wykonaniu. Inni mogą być zdziwieni, że aż tak bardzo mi się podoba, ale to moja psychika za to odpowiada - ona wybiera, co fajne, a co nie. Po prostu mam słabość do angstów i cierpienia bohaterów. Chcę widzieć, jak oni sobie radzą, jak to przeżywają. Dlatego wszystkie moje opowiadania są smutne xd
    No boże, znowu piszę o sobie. Nie, żebym była egoistą, coś ty! Tylko tak jakoś, że mam dostęp do laptopa, to lubię się rozpisać. Widać, c'nie? XDDD
    W opowiadaniu jest sporo błędów, czasami nawet nie ma przecinków w tak banalnych miejscach, jak przed "że". Kochana, co jest, nie chciało się poprawiać? ;P Gdybym była nauczycielką, powiedziałabym ,że się opuściłaś w pisaniu, hahahahah, LEŃ ^^
    Kiedy Sehun pakował się i kierował do wyjścia, adrenalina strasznie mnie pobudziła' co chwilę myślałam "niech się uda, niech się uda", ale oczywiście wiedziałam, że się nie uda, inaczej skończyłoby się to szybciej i historia ta nie byłaby taka świetna. Czekam na kolejne one shoty, pisz więcej takich problematycznych, bo takie uwielbiam. Zobacz, jakie to dziwne, zawsze uwielbiam angsty, po których ryczę jak bóbr, a choć tu tego nie było, sądzę, że jest to GENIALNE opowiadanie! To pewnie przez to, że to ty jesteś autorką, a przecież wszystko, co twoje, mnie zachwyca C:

    [ A teraz ciesz się, że piszę to z komputera, bo jakbym pisała na fonie, miałabyś jakieś 2/3 krótszy komentarz ;; Jak ja nie cierpię pisać z telefonu opinii, bo nie dość, że długo to trwa, to jeszcze jest limit znaków D:]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynam lubić Sehuna i jak tak spojrzałam na moją listę z oneshotami, to się przeraziłam, bo w coraz więcej występuje właśnie Sehun XD a co do twojego oneshota, to przyznam, że z początku myślałam, że będzie Sehun smęcił po śmierci Jongina, a tu taka niespodzianka! Sama mam jedną taką osobę, co bym się cieszyła, gdyby podzieliła losy Kai'a. Brutalne, ale prawdziwe... Nie wiem czemu, ale od zawsze podobały mi się historie o toksycznych związkach, sama mam w planie napisać takiego oneshota, ale to jeszcze nie teraz ^^ chociaż najbardziej podobają mi się takie, które kończą się dobrze dla tej pozytywnej strony, jak na przykład u ciebie dla Sehuna. Wybacz, że krótki komentarz, ale zrobiłam sobie dosłownie chwilę przerwy w pisaniu rozdziału, a przeczytałam tego shota czekając na wpis do indeksu :C

    OdpowiedzUsuń
  7. ZABIŁAŚ MNIE OKEJ. JESTEŚ GGGŁUPIA I CIĘ NIE LUBIĘ. PŁACZĘ. PŁACZĘ, PO PROSTU FEELSY MNIE ZALAŁY, UTONĘŁAM.
    TO TWOJA WINA.
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    No dobra, trochę ochłonęłam. Zignoruj to wcześniejsze. Ale ja WIEDZIAŁAM, po prostu WIEDZIAŁAM, że tak będzie, jeśli walniesz mi tutaj moim OTPem. Mogłaś się tego spodziewać, teraz możesz być winna tylko sobie i nikomu innemu, dobrze Ci tak. Jak spotkamy się w sobotę to Cię własnoręcznie uduszę, więc na Twoim miejscu bym jeszcze raz dokładnie rozważyła, czy chcesz tu przyjeżdżać. Uwierz mi, kiedy jestem w TAKIM stanie, staję się niebezpieczna. A jeśli chodzi o mój OTP, to tym bardziej, bo traktuję go jak świętość. Hiperwentyluję teraz, niczym Chanyeol trzęsę się cała i zarzucam włosami, co upodobania mnie trochę do psychopaty z ciemnej uliczki, plus jeszcze fakt, że jestem niewymalowana i nie nałożyłam soczewek bo mi się nie chciało, i generalnie to ciesz się, że mnie nie widzisz <3 Bo byś umarła na miejscu, nawet nie musiałabym Cię specjalnie dusić. UDUSIŁABYŚ SIĘ ZE ŚMIECHU.
    Dobra, przepraszam za wszystko. Niełatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi, chyba o tym wiesz. Rzadko mam aż takie feelsy, czytając opowiadanie, wiec możesz być z siebie dumna.
    *sobbing*
    *idzie sadzić grzybki w kącie jak Tamaki z Ourana*
    *wraca*
    Okey, tego mi było trzeba. Już po samym opisie i fakcie, że gatunek to angst, wiedziałam, an co się piszę. Spodziewałam się, że kogoś zabijesz, bo ty przynajmniej nie masz takich oporów jak ja (co świadczy o tym, że jesteś OKRUTNA, wiesz T.T). Jongin... Jongin, nie ;__; Początek mnie zaintrygował i trochę zszokował, nie mogłam przestać rozmyślać, dlaczego Jongin umarł, dlaczego Sehun tak go nienawidził, chociaż wyraźnie było, że na początku go kochał. Głowiłam się, co zmieniło jego uczucia o sto osiemdziesiąt stopni, tym bardziej, że w pierwszych fragmentach przedstawiała się sama sielanka, słodki fluff, miłość, miłość i jeszcze raz MIŁOŚĆ. Więc rozpływałam się, a jednocześnie w środku kawałek po kawałku umierałam, nie mogąc zapomnieć o początkowym fragmencie. I ta muzyka jeszcze. NIGDY nie słucham muzyki, kiedy czytam. Nie mogę się wtedy skupić i nie rozumiem, o czym czytam, dlatego zwykle puszczam ją sobie dopiero po skończeniu. Ale teraz jakoś zaryzykowałam i nie żałuję. Ścieżka dźwiękowa tak pasowała *O* Berenika, mistrzu. Uszati też mistrzu, ale na razie wciąż utrzymuję, ze Cię nienawidzę za tego Sekaia, bo mnie zazdrość zżera, bo jest 102984765473829 razy lepszy od mojego szitu : )) Więc na razie czuj się nienawidzona. Ekhm. Potem może Ci wybaczę za rozpierdolenie mi mózgu i poczucia własnej wartości, zastanowię się jeszcze.
    TYM CZASEM ZGIŃ.
    Jongin stał się skurwysynem, gorszym niż u mnie, okrutnym potworem. Miałam ochotę przywalić mu, kiedy wepchnął Sehuna do tego pokoju i nie pozwolił mu odejść. Ludzie, którzy kochają, nie robią takich rzeczy. I tak jego chora obsesja... Biedny Sehun, wyobrażam sobie, co musiał przeżywać. Nie wiem, czy historia z Luhanem była prawdziwa, czy zmyślona, ale bolało mnie serce, naprawdę :<
    No i końcówka. Ona bolała najbardziej, bo naprawdę cały czas myślałam... Miałam nadzieję, że Jongin zginął w jakimś wypadku, czy coś w tym stylu. A tutaj Sehun, który już nie potrafił wytrzymać, złamał się i praktycznie go zabił. To bolało, ale jednocześnie czułam jego ulgę na własnej skórze. Wreszcie się uwolnił.
    Podsumowując, jesteś okrutna. Kocham Cię, a jednocześnie nienawidzę. Jakoś tak dziwnie przypomina mi tą relację Sekaia z tego shota, z tą różnicą, że jednak nie otruję cię bubble tea, jak przybędziesz, bo kto mi wtedy będzie pisał takie opowiadania..? T.T Daruję Ci życie. Ale wiedz jedno - płaczę przez Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blogger ^3^
    http://smileisalwayssimply.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam ci się bez bicia,że tamten komentarz jak tak teraz patrzę, był za słaby na tego oneshota,więc usunęłam i zamierzam napisać drugi.
    No więc na początek powiem ci, że moja samoocena poszła w dół przez ciebie i tylko przez ciebie, chociaż przez Bere też :)))
    Ja nie rozumiem, ja po prostu nie rozumiem,jak można stworzyć coś wspaniałego , pozazdrościć wyobraźni :o
    Jak zaczynałam czytać,że jest ta trumna i Sehun przy niej siedzi i płacze to pomyślałam(przepraszam za wulgaryzmy w tej części komentarza) "Kurwa,co to do jasnej cholery jest?!" dokładnie tak myślałam no i spodziewałam się całego takiego oneshota, że użalanie się nad śmiercią itd.
    Ale nie, bo ty musiałaś zrobić tak,żeby wprowadzić mnie w błąd :)))))))))))))))))))))
    Hmm no więc ta aż wręcz cukierkowa miłość Hunnie i Jongina wydawała się zbyt, tak jakby "podejrzana" . No bo nie było żadnych problemów, Kai był za słodki i może nawet tandetnie brzmiały te wszystkie kłamstwa, że zawsze będzie go chronił i tak dalej,ale był chyba dobrym aktorem, że Sehun wierzył w każde słowo i te piękne głębokie,słodkie, tajemnicze,błyszczące,cudowne ....dobra dość, OCZKA. Już, koniec tego wymieniania xD
    Następną sprawą jest ten wspólny dom. Ok, normalna rzecz. Ludzie się kochają to chcą ze sobą mieszkać.
    Alee gdyby wiedział,że ten dom będzie jego znienawidzonym miejscem i wręcz klatką, to wątpię żeby z uśmiechem na ustach przyjął ofertę ^^
    No i ten Kai...no....Kai,Kai,Kai,Kai,Kai,Kai.. Troszkę pijany, zazdrosny,nieobliczalny, agresywny....
    Lubię Kai'a xD
    Ale tak serio,pomimo,że to jeden z moich biasów to w tym oneshocie to taki potfóll :((((
    No bo przecież Hunnie nigdy go nie zdradził,nigdy mu się to nie zdarzyło, kochał go i tamten nieogarnięty patafian chyba był zbyt ślepy by to zauważyć, aż się milion przekleństw na sekundę ciśnie na usta ,no po prostu....!!!
    Ale nie, nie uwierzył w ten trening i musiał go zwyzywać od dziwek,mój Bosz... jeszcze przed Baekhyunem miał tupet udawać słodkiego i czułego, a to jak zamykał Oh w pokoju i go bił....serce łamało mi się na miliony drobnych kawałeczków :( Ej,a ty wiesz, że aż sobie takie trudne sprawy wyobraziłam ? xD
    Tak czy inaczej to jest lepsze od tych wszystkich polsatów i tefałenów xDD
    I zrobiłaś z Sehuna , może nie mordercę, nawet nie wiem jak to nazwać... No,ale podał mu w końcu truciznę ( tak jak w teledysku Lady Gagi ,lool ^^) no i niby to herbata. Taki słodki itd,ale otruł kuźwa ! No,ale nie dziwię się,bo miał dość tych katuszy,chciał się w końcu uwolnić od takiego życia no i udało się.
    Wybacz mi za krótki komentarz,ale tak samo wyszło i pisz szybko snh (miłość ^^) i Pamelę Andersoon xD
    Weny :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślałam, że długość tekstu mnie tutaj przerośnie, ale na szczęście tak nie było! Fick nie należy do krótkich, ale mega przyjemnie się go czyta^_^ ahhhh, kai~~

    OdpowiedzUsuń
  11. Początek lekko zbił mnie z tropu. Myślami byłam raczej przy śmierci ojca Sehuna - nie wiedzieć dlaczego. To zdanie "Żegnaj Kai" po prostu uderzyło mnie w twarz z pięści. Od razu zrobiło się smutno. Nastał taki ponury klimat i byłam pewna, że nic lepszego nie może się wydarzyć.
    A potem to odrzucenie uczuć do Luhana. Nie lubię, gdy Sehun okazuje się draniem, ale też nie można mu odbierać prawdziwej miłości. Szkoda, że akurat do Jongina.
    Przez całą tę historię można było odczuć, że coś się kroi. Coś wisiało w powietrzu i to było tylko kwestią czasu. Totalnie za kolorowo, dlatego nie mogłam doczekać się końcówki. Tak mnie pchało na sam koniec opowiadania, że nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał.
    Niespodzianka... Czułam się jak Hunnie, maksymalne zaskoczenie! Też chciałabym dostać taki domek. No i nie pogardziłabym też Kaiem. Może dostanę go na Gwiazdkę, zawiniętego w czerwoną kokardkę, leżącego na kanapie przy choince *^* Ale mi smaków narobiłaś! (Nawiasem, to życzę Tobie takiego prezentu!)
    Zazwyczaj komentuję w trakcie czytania, żeby nic mi nie umknęło. Ale teraz po prostu musiałam doczytać do końca, bez przerw.
    Jak się okazało Luhan to mały gnojek. Jeleń gnojek, rzekłabym. Pewnie ten cały koszmar Sehun zawdzięczał właśnie jemu i chorobliwej zazdrości. Nie przypuszczałam, że mały i potulny Lulu mógłby posunąć się do takiego czynu. Co za cicha woda, no!
    A Kai? Był jeszcze gorszy. (Rzecz jasna, nie takiego Jongina życzyłam Ci na święta :D) Co go natchnęło, żeby znęcać się nad biednym chłopakiem. Potwór z niego i tyle. Taki wizerunek cholernie mi do niego pasuje. Mam na myśli zbója, który zawsze wszystko chce mieć dla siebie. Może to z przyzwyczajenia. Prawie we wszystkich historyjkach jest chamem. Ckliwego i kruchego Jongina uwielbiam, ale to rzadkość, dosłownie.
    Chyba nikt nie chciałby dzielić życia z takim nieobliczalnym człowiekiem. Nie dziwię się zatem Sehunowi, że znalazł sposób na ciche pozbycie się chłopaka. Genialny pomysł, żeby tak po prostu - najzwyczajniej w świecie uśpić go na wieczność. Nie wiem czy tak do końca mu się to należało. Nawet nie mam ochoty i zamiaru dociekać, bo Sehun w końcu mógł poczuć się szczęśliwy. Prawie jak na początku związku. Intryguje mnie jednak to, czy zemściłby się również na Luhanie. A może nawet w pierwszej kolejności, przecież doprowadził Kaia do takiego stanu.
    Niemniej jednak chciałam Ci podziękować Uszati, za tego shota. Życzę Ci wszystkiego co miłe, słodkie i dobre na te Święta.
    Dużo czasu wolnego i chęci do pisania, bo to naprawdę genialnie Ci wychodzi!
    Merry Krismas~

    OdpowiedzUsuń

Followers