piątek, 12 lipca 2013

Beautiful & Young

Bohaterowie: Byun Baekhyun, Xi Luhan, Naeun oraz inni.
Pairing: BaekLu (Baekhyun & Luhan).
Gatunek: Fluff.  
Ilość stron: 17
Opis: Baekhyun to właściwie zwyczajny nastolatek, który raczej nie wyróżnia się z tłumu - co jak najbardziej mu odpowiada. Jego życie zmienia się dopiero, gdy odwiedza go kuzynka, która ma obsesję na punkcie chińskiego zespołu - EXO. 
Od autorki: One shot pisany na pół z Izzy. Może fabułą nie powala, a jest chyba aż za bardzo przesłodzony, to jakąś sympatię do niego mam. Niezwykle dobrze pisało mi się początek, chyba lubię tworzyć fluffy : D Także, jeżeli tylko wam się spodoba, napiszę sequel, ale to zależy tylko od was. 




          Leżałem bezczynnie na moim miękkim łóżku i ani nie śniło mi się z niego w najbliższym czasie schodzić. Byłem wykończony, a nogi dosłownie mi odpadały, ale dowiedziałem się przynajmniej, że Jongina nie należy denerwować, bo ten cholerny idiota w ciągu jednej godziny potrafi zrobić z życia piekło. Kkamjong był takim specyficznym człowieczkiem, który na pozór wcale nie był taki straszny, choć jego wygląd na to nie wskazywał. Jednak pod skórą czaił się diabeł, który pokazał się nam na dzisiejszej próbie i właściwie modliłem się, żeby już więcej się to nie stało, inaczej mój udział w tych cholernych treningach zmaleje do minimum. Naprawdę tańczenie mnie relaksowało, czasem właśnie tak odganiałem negatywną energię, jak to mówił Chanyeol, i podobało mi się to. Może nie byłem w tym najlepszy, ale całkiem nieźle sobie radziłem. Mógłbym powiedzieć, że uwielbiam tańczyć, gdyby tylko nie Jongin, który jak za dotknięciem magicznej różdżki sprawił, że przestałem tak myśleć. Dzięki, Kai. 
Westchnąłem przeciągle, chowając głowę pod puchatą, białą poduszkę, mając wielką ochotę po prostu zasnąć i mieć gdzieś wszystkich dookoła, a zwłaszcza Sehuna, który nawet nie wiedział jak bardzo mnie  denerwował, dzwoniąc do mnie chyba dziesiąty raz z rzędu. Przez niego jakaś durna, słodziutka piosenka grała nieprzerwanie. Byłem niemalże pewien, że ustawił mi ją Chanyeol, jak grzebał w moim telefonie. Właściwie, jak ona się tam znalazła? Tak czy owak, moje marzenia były utopijne przez moją matkę, która chodziła od rana znerwicowana i ciągle narzekała, że nie jest gotowa. Każdy normalny człowiek pomyślałby, że chodzi o coś naprawdę ważnego, ale wcale tak nie było. Miała przyjechać jej siostra, a moja ciotka,  razem z całą brygadą, która jednak duża nie była. Tylko ona, jej nowy mężulek i moja młodsza kuzynka, razem z jeszcze mniejszym kuzynem. 
Nie dalej, jak kilka tygodni temu okazało się, że ciotka ma nowego męża, który posiada willę z dwoma basenami, kortem i polem golfowym będącym tak dużym jak kilka osiedli mieszkaniowych. Podobno miał też swoją prywatną bibliotekę i stajnię z końmi, ale ile w tym prawdy było, to nie miałem pojęcia. Mimo to, moja matka jak zwykle świrowała i była przekonana, że przed takim gościem musi wypaść perfekcyjnie, zwłaszcza że sam zainicjował spotkanie. Pewnie chciał się podlizać, gbur. 
Ciotka razem z kuzynką wyjechały z Korei po śmierci ojca Naeun do Monte Carlo, gdzie mieszkały już od dobrych czternastu lat. Oczywiście kontakt się nie urwał, często pisaliśmy do siebie, raz nawet z mamą i babcią pojechaliśmy w odwiedziny do nich na święta, kiedy tak bardzo nas zapraszali. Później zostawały tylko emaile i skype, ale nie narzekałem, przynajmniej czasem mogłem porozmawiać z kuzynką.
Naeun była młodsza ode mnie o dwa lata, ale mimo to potrafiliśmy się zrozumieć. Była taką typową nastolatką, pełną pozytywnej energii, czasem nieco zbyt mocno stukniętą i zdziczałą, potrafiła też gadać bez końca i wysyłać mi sprośne obrazki z jej ukochanych anime, mang i dram, które nie przedstawiały niczego innego, jak yaoi. Później zalegało to wszystko na moim komputerze. Zwyczajnie nie miałem czasu tego usuwać, dlatego czasem Chanyeol miał uciechę, kiedy znajdował takie obrazki. W takich chwilach miałem ochotę przywalić mu w ten pusty łeb tylko po to, by przestał się tak niesamowicie szczerzyć, ale przechodziło mi, kiedy przepraszał i obiecywał, że więcej nie będzie podważał mojej orientacji, przez co nieco łagodniałem, ale zawsze i tak robił to samo. Być może tak do końca heteroseksualny nie byłem, ale jemu zdecydowanie tego mówić nie chciałem. Zniszczyłby mi psychikę. 
- Baekhyun, wstawaj, jadą! - zakomunikowała moja matka, wpadając do pokoju ubrana jakby wybierała się na jakiś bankiet, a nie czekała na odwiedziny swojej siostry, ale zignorowałem to. Wyrwała mi poduszkę z rąk i szybko ułożyła ją starannie na drugim końcu łóżka, a ja niezadowolony jęknąłem przeciągle, wstając powoli. - Tylko błagam, zachowuj się i nie przynieś wstydu jak ostatnio. - Zagroziła palcem, a ja miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Dalej traktowała mnie jak dziecko, którym zdecydowanie już nie byłem. 
Miałem tylko nadzieję, że nie zacznie udawać być idealną na siłę tylko po to, by przypodobać się nowemu partnerowi swojej siostry, który już mnie denerwował, choć nawet nie przekroczył progu tego domu. Od samego początku nie byłem pozytywnie nastawiony na ten przyjazd, no być może za wyjątkiem Naeun, za którą się stęskniłem. Wolałem, żeby wysłali ją tu samą, bo właściwie zbliżały się wakacje i mogłaby posiedzieć w swoim ojczystym kraju więcej niż kilka dni. 
Nim zdążyłem zwlec się z łóżka, coś kolorowego wpadło do mojego pokoju i z prędkością światła przedostało się na drugą stronę pomieszczenia, wpadając wprost na mnie. Otoczyłem szczupłe ciało dziewczyny rękami, przytulając ją do siebie mocno. Zdecydowanie od naszego spotkania trochę urosła.
- Baekhyun! - pisnęła rozradowana, odrywając się ode mnie gwałtownie. W jej skośnych oczach migały malutkie iskierki szczęścia, a na usta cisnął jej się szeroki uśmiech, którego ewidentnie nie potrafiła powstrzymać. - O, wreszcie pozbyłeś się tego paskudnego bordo. - Wyszczerzyła się jeszcze bardziej, czochrając moje włosy, a ja na ten gest tylko przymrużyłem oczy. 
- Też cię miło widzieć, Naeun – powiedziałem, pociągając ją za rękę tak, by usiadła obok mnie. - Jak podróż? - zapytałem, patrząc na nią uważnie. Wiele się nie zmieniła. Może tylko urosła, ale wciąż miała długie, czarne, lekko falowane włosy i rumieńce na polikach nawet jeżeli nie była zawstydzona. 
- Świetnie, nawet nie jestem zmęczona – stwierdziła, wzruszając beztrosko ramionami. - A teraz jestem gotowa do całonocnego odliczania – dodała po chwili, a ja otworzyłem szerzej oczy.
- Jakie odliczanie? - zapytałem, nie bardzo rozumiejąc.
- Exo przyjeżdża jutro do Korei! - krzyknęła, a ja odsunąłem się kilka centymetrów od niej, mając wrażenie, że przy takim stanie rzeczy szybko ogłuchnę. Albo zwariuję. Wolałbym nie ryzykować. - A ty jak zwykle nie jesteś powiadomiony – mruknęła, przyciągając swój niezwykle barwny plecak do siebie. Widząc moją jeszcze bardziej zdziwioną minę, westchnęła ciężko, postanawiając kontynuować. - To chiński zespół. Oni są niesamowici, zwłaszcza Luhan. To mój ultimate bias – poinformowała mnie, a ja dalej nie miałem pojęcia o czym ona do mnie mówi. Prawda, raz czy dwa, kiedy rozmawialiśmy przez Skype coś wspominała mi o jakimś biasie, ale wtedy przestawałem jej słuchać. - I uwaga, będą w Seulu! Będą promować swoją nową płytę. - Zacisnęła mocno usta i wykrzywiła je w pełnym uśmiechu. Przez chwilę myślałem, że rozryczy się z tego szczęścia. - A ty poczekasz na nich ze mną. 
Jęknąłem w duchu. Doskonale wiedziałem, co oznaczało to czekanie. Prawdopodobnie będzie mnie męczyć do samego rana, dopóki ci jej ulubieńcy nie wylądują bezpiecznie na lotnisku. Nie wytrwam, to jest pewne. 
*

- Wstawaj. - Ktoś potrząsnął moim ciałem, na co zakopałem się w pościeli jeszcze bardziej, próbując uciec przed tymi nieznośnymi łapkami, które coraz bardziej mnie irytowały. Nie oddam mojej kołdry, niech zapomni. - Już dziewiąta, chodź, Baekkie, bo zwlekę cię siłą – warknęła groźnie.
Czyli mój sen trwał dwie godziny, cudownie. Miałem ochotę wstać i udusić ją, ale powstrzymałem się, wyobrażając sobie reakcję mojej matki. Mimo wszystko wolałem nie ryzykować.
Byłem jeszcze bardziej wykończony niż wczoraj, a oczy kleiły mi się niesamowicie, nie pozwalając na chociaż minimalne ich uchylenie. Chciałem tylko, żeby w tym momencie dała mi spokój, bo będąc niewyspanym i wściekłym, nie panowałem nad sobą.
- No chodź, jesteś mi potrzebny – szepnęła.
Leniwie uchyliłem najpierw jedno oko, później drugie i niechętnie spojrzałem na w pełni gotową kuzynkę. Czasami zastanawiałem się, czy ona kiedykolwiek śpi. Chyba jej sen do życia potrzebny nie był. - Co znowu? - sapnąłem, powoli siadając. Ta spojrzała na mnie ucieszona i udała się do mojej szafy, którą po chwili otworzyła z zamiarem znalezienia jakichś moich ciuchów. Po co jej? 
- Wychodzimy – poinformowała mnie. - Poszłabym sama, ale mama mnie nie puści. Sama zgubiłabym się w tym mieście, więc potrzebuję przewodnika – stwierdziła, wsuwając palce w swoje ciemne włosy. - A raczej wiernego kompana, który mnie nie zawiedzie. - Sięgnęła do środka szafy i wyjęła z niej kilka ubrań, po czym rzuciła je w moją stronę. - Ubieraj się i wychodzimy. Śniadanie zjesz na mieście. 
Warknąłem, wychodząc spod kołdry. Cieszyłem się, że Naeun przyjechała, ale nie mogłem już znieść jej zachowania. Rozumiałem, że miała idoli i kochała ich, może też zbyt mocno, o czym już się przekonałem, ale mogła chociaż mi odpuścić. 
Wczoraj moja mama razem z jej rodzicami poinformowali nas, że wybierają się do jakiejś restauracji, a pod moją opieką zostawiają Naeun i jej brata. Oczywiście pilnowanie skończyło się tak, że wylądowałem w jednym pokoju przed komputerem z kuzynką, a pod wpływem jej wzroku aż bałem się stamtąd odchodzić. W ciągu całej tej nocy zdążyłem zapoznać się ze wszystkimi członkami EXO. Luhan, Kris, Tao, Lay, Chen, Xiumin. Te imiona plątały mi się po głowie, a ja modliłem się w duchu, by nie kazała mi przyswoić jeszcze ich metryczki, bo prawdopodobnie bym już nie wytrzymał. Przesłuchałem także każdej ich piosenki, zobaczyłem wszystkie teledyski i występy, które moim zdaniem wiele się od siebie nie różniły, choć Naeun upierała się, że każdy z nich jest inny i nie możemy przerwać. Przy okazji poczytaliśmy jakieś opowiadania, a ja naprawdę dziwiłem się, że starczyło nam na to czasu. Ta noc była dla mnie wiecznością, nigdy się nie kończyła. Z tego wszystkiego skłonnym byłem powiedzieć, że wolałem już oglądać Pororo z jej bratem. 
Wpół przytomny zwlekłem się powoli z łóżka, zabierając po drodze ubrania, które wcześniej mi przygotowała, nawet nie patrząc, czy mogą być. Znałem Naeun, chodzenie po mieście szybko jej się znudzi, także za góra dwie godziny powinienem być w domu i wreszcie odpocznę. 
Poszedłem do kuchni, uprzednio przygotowując się w łazience. Czekała tam na mnie kuzynka ożywiona jak nigdy. Na plecach zawieszony miała brązowy, wypchany po brzegi plecak, co mnie trochę zdziwiło, ale nie komentowałem. Chciałem po prostu to przeżyć i mieć z głowy, to przecież nie tak wiele. 
- Wreszcie. - Ucieszyła się, łapiąc mnie za nadgarstek, po czym pociągnęła w stronę wyjścia z domu. Do centrum miasta nie było bardzo daleko, góra pół godziny spacerkiem, chociaż po tych krętych uliczkach naprawdę łatwo można było się zgubić, zwłaszcza tak roztrzepanej osobie jak Naeun. Dlatego już wiedziałem czemu nie chcieli puścić jej samej. 
Szliśmy powoli w ciszy, którą zagłuszały dźwięki miasta. Wcale mi to nie przeszkadzało, ale byłem niemalże pewien, że ona coś knuje. Była zbyt spokojna, a ja za bardzo wyczulony. Nie musiałem czekać długo, aż zatrzymała się, ściągnęła plecak i otworzyła go, wyciągając ze środka aparat, który włączyła i uśmiechnęła się szeroko w moją stronę. - Gotowy? - zapytała, a ja zmarszczyłem jedynie nos, nie bardzo wiedząc o co jej chodzi. Znowu. - To w tym hotelu zatrzymali się chłopcy – wyszeptała podekscytowana, przenosząc swój wzrok na okazały budynek. - Padnij – pisnęła, ciągnąc mnie na dół, widząc jak ktoś przechodzi. Kryły nas duże donice z kwiatami, które były tak okazałe, że nie sposób było przez nie kogoś zauważyć. 
- Czuję się jak jakiś przestępca – mruknąłem nieco poirytowany, a ta zaśmiała się jedynie, ostrożnie wyglądając zza kwiatków.
- Musisz to przetrzymać, dla mnie – odpowiedziała, nie przejmując się tym, że takie zachowanie w zupełności odbiega od normy. - Jeżeli będziemy mieć trochę szczęścia, może któryś z chłopców wyjdzie. 
- I co? Zamierzasz go śledzić?
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, kręcąc przy tym głową. - Jasne, że sama nie. Ty mi w tym pomożesz – zadeklarowała. Dlaczego nie mogłem mieć zwykłej kuzynki, która byłaby zupełnie przeciętna, kochała słodkie rzeczy i rumieniła się na jedno dłuższe spojrzenie chłopaka, zamiast podstępnej kryminalistki, z której aż kipiało sprytem i przebiegłością? 
- Błagam, powiedz, że żartujesz – jęknąłem. 
Pokręciła przecząco głową i przyłożyła aparat, czekając aż ktoś z zespołu wyjdzie na zewnątrz. Naprawdę nie wiem ile tam siedzieliśmy, ale czas niesamowicie mi się dłużył. Przechodzący ludzie dziwnie spoglądali w naszym kierunku, co Naeun ignorowała. Nie obchodziło ją to, że inni być może wezmą ją za wariatkę, liczyli się tylko jej idole, dla których była w stanie poświęcić wszystko. 
Nagle zamarła z aparatem w ręku, nie ruszając się ani na moment. - Idzie – szepnęła podekscytowana, następnie zaciskając wargi w wąską linię. Jej oczy podążały za jakąś postacią wychodzącą z budynku, a ja mogłem tylko mieć nadzieję, by przerwała ten cały cyrk i pozwoliła się zabrać do domu. - Baekkie, widzę go... On naprawdę tu jest! - Jej głos podniósł się od kilka decybeli i stał jeszcze bardziej piszczący, zapewne z zachwytu.  Spojrzała na mnie rozradowana i wstała szybko, po raz kolejny ciągnąc mnie za sobą. 
- Naeun, to nie jest normalne – mruknąłem, próbując nadążyć za kuzynką, która jakby dostała jakiegoś przyśpieszenia. Ta zupełnie mnie ignorując, nadal niemal biegła przed siebie, nie spuszczając wzroku z swojego boga. - Poza tym nie widzę sensu w chodzeniu za nim po mieście. Pewnie to zarozumiały i zakochany w sobie chłoptaś, więc nawet jeżeli do niego podejdziesz i tak nic to nie da, bo będzie miał cię gdzieś – dodałem zupełnie o tym przekonany, bo z reguły tak właśnie było. Wielkie gwiazdki, kreowane przed kamerami na słodziutkie, kochane istotki, które muchy by nie skrzywdziły, a tak naprawdę to puści, wredni celebryci, nie widzący nic poza czubkiem własnego nosa. Przynajmniej tak mi to tłumaczył Kyungsoo po krótkim spotkaniu ze swoją sławną matką, która nagle przypomniała sobie o swoim dziecku, a z nim kłócić się nie zamierzałem. Właściwie byłem przekonany, że ma rację, a Naeun mogła sobie mówić co chce, ale i tak jej nie posłucham. 
- Przesadzasz - stwierdziła, puszczając moją dłoń, by zrobić choć jedno zdjęcie swojemu idolowi, który właśnie zakrył swoje włosy kapturem bluzy.
- Myślę, że chciałby odpocząć od natarczywych fanów, więc może pójdziemy? - poprosiłem, wlekąc się za dziewczyną. - Albo w zamian zabiorę cię do tego słodkiego sklepu z Hello Kitty, tylko błagam, zostawmy go w spokoju.
- Jasne. - Zaśmiała się wyraźnie rozbawiona propozycją. - Jak chcesz, to sam sobie idź to tego sklepu, ja idę za Luhanem, czy ci się to podoba, czy nie – odpowiedziała zdecydowana, pstrykając kolejne zdjęcie. W pewnym momencie cofnęła się kilka kroków do tyłu, zmuszając mnie przy tym, abym i ja schował się za wysokim murem.
Wyjrzałem zza ścianki i skierowałem swój wzrok na piosenkarza, który stał teraz w miejscu i rozglądał się na boki lekko zdenerwowany.
- On chyba wie, że jest obserwowany. A jak nas pozwie za naruszanie przestrzeni osobistej? Nie chcę się tłumaczyć przed sądem, że go śledziłem, Naeun – warknąłem ewidentnie na nią zły. Miała różne pomysły, ale ten był zdecydowanie najgłupszy. - Mogłaś wziąć Jongina, on chętnie by z tobą poszedł. 
- Jongin Oppa prawdopodobnie nie miałby czasu, a ty się leniłeś, więc padło na ciebie – odburknęła, po czym zorientowana, że Luhan jej nie zauważy, znów ruszyła naprzód.
Kai znał moją kuzynkę. Często towarzyszył mi w rozmowach z nią przez skype. Z czasem sami zaczęli ze sobą rozmawiać, a Jongin dostawał jakiegoś ataku, kiedy usłyszał o mojej kuzynce. Zazwyczaj robił się cały czerwony na twarzy i szczerzył się jak głupi, całkowicie nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowany, raz nawet zapomniał jak się mówi, kiedy powiedziałem, że ta przyjedzie do mnie w odwiedziny. Później Chanyeol tak się z niego nabijał, co z kolei rozwścieczyło Kkamjonga, przez co dostało się całej grupie.
- Myślę, że by nie marudził – stwierdziłem, idąc za nią. 
To chodzenie po mieście wydawało mi się całkowicie bezsensowne i pozbawione celu, ale Naeun myślała całkiem inaczej. Łaziła z wielkim uśmiechem na twarzy, w rękach mocno ściskając aparat. Kiedy myślałem, że nogi mi odpadną, wreszcie usiedliśmy na ławce, ale tylko na chwilę, bo łaskawy Luhan wszedł do jakiejś kawiarni. Oczywiście Naeun pognała za nim i zatrzymała się przed dużą szybą, obserwując co się dzieje w środku. 
Siedziałem na tej ławce sam, ale w sumie nie narzekałem, bo przynajmniej mogłem odpocząć i przygotować się psychicznie na dalszą wędrówkę, bo nie wiadomo ile jeszcze on będzie chodził po tym mieście. Skrycie prosiłem jednak o to, żeby jak najszybciej ta męczarnia dobiegła końca. 
Po dłuższej chwili Naeun wróciła do mnie rozradowana, przeglądając zdjęcia w aparacie. Wpatrzona w nie nawet nie usiadła. 
- To już koniec? - zapytałem z nadzieją, a ta jedynie pokręciła przecząco głową.
- Nie. Luhan ma spotkanie z menadżerem, ale zaraz pewnie wyjdzie i będziemy mogli znowu ruszyć za nim!
Jęknąłem niezadowolony. Nie tak wyobrażałem sobie jej odwiedziny.
Właściwie jak powiedziała, tak też się stało. Chłopak wyszedł z kawiarni razem ze starszym mężczyzną, który pokierował się do samochodu. Mówił coś jeszcze do piosenkarza, jednak ten pokręcił głową, machając mu ręką na pożegnanie, następnie odszedł w kierunku, z którego przyszedł. 
- Chodź – powiedziała Naeun, na nowo zaczynając wędrówkę. Leniwie wstałem z ławki, do której niemal byłem przylepiony i niespiesznie udałem się za nią. Czy ten dzień nigdy się nie skończy? - Ya, Beakhyun, pospiesz się, bo Luhan zaraz nam zniknie z oczu – pisnęła, szykując się do biegu. 
Naprawdę podziwiałem tę dziewczynę. Z aparatem, ciężkim, wypchanym plecakiem potrafiła łazić po mieście bez narzekania. Jak widać dla swojego idola można poświęcić naprawdę wiele. 
Po krótkim czasie nawet mój powolny chód zmienił się w szybki bieg. Próbowałem dorównać kroku Naeun, co powoli mi wychodziło, choć ona była niezwykle szybka i właściwie nie wiem jak to się stało, że w jednej chwili była na przodzie, a później to chyba ja, już nawet nie zwracając na to uwagi, co jest przede mną. Było to moim błędem, bo uderzyłem w kogoś plecy dosyć mocno i odbiłem się od nich nieznacznie, jednak nie upadłem. 
Ich właściciel obrócił się przodem do mnie, a ja zamarłem na chwilę pod wpływem jego spojrzenia. Czarne, sarnie oczy obserwowały mnie dokładnie, a jego mina nie wskazywała na to, by był chociaż trochę zadowolony. Naeun, tylko błagam, nie piszcz.
- Długo tak jeszcze zamierzasz? - zapytał chłopak, nasuwając jeszcze bardziej kaptur na głowę. - Nie wiem, sprawia ci przyjemność to, że mnie śledzisz? Jesteś psychofanem? A może złodziejem, bandytą, albo gwałcicielem? - pisnął, odsuwając się kilka kroków ode mnie. - Nie oddam ci się – warknął zdecydowanie, zaciskając palce na bluzie. 
- Co? - mruknąłem, wpatrując się tępo w chłopaka. - Nie – zaprzeczyłem szybko, kiedy zrozumiałem sens jego słów. Chwyciłem się za czoło i zaśmiałem cicho. - Jasne, że nie. Po prostu jestem tu z kuzynką, która jest twoją wielką fanką, prawda, Naeun? - Spojrzałem w bok, gdzie właściwie zamiast starszej pani grzebiącej w swojej granatowej torbie w muchomorki, powinna znajdować się moja nadpobudliwa kuzynka. 
- Oo, nie wiedziałem, że ludzie w tym wieku też nas słuchają – stwierdził Luhan, z wielkim uśmiechem wpatrując się w kobietę, która chyba nawet nie zwracała na niego uwagi. - Ma pani bardzo dobry gust.
- To nie moja kuzynka – mruknąłem, nerwowo rozglądając się na boki. - Naeun? - krzyknąłem, mając nadzieje, że ta mi odpowie, ale nie usłyszałem żadnego odzewu, zupełnie jakby się rozpłynęła. - Naeun? - powtórzyłem, jednak znów odpowiedziała mi cisza. - Cholera, mama mnie zabije. I ciotka też. Będę trupem – jęknąłem zrozpaczony, spoglądając na Luhana, który nadął lekko policzki. - Muszę iść.
Obróciłem się szybko, ponownie patrząc dookoła, czy nie ma gdzieś tam mojej kuzynki. Jednak po niej nie było ani śladu. Przecież jeszcze przed chwilą była przy mnie.
- Zaczekaj. - Usłyszałem ten charakterystyczny głos, a po chwili ujrzałem profil chińczyka, który maszerował tuż obok mnie. - Pomogę ci – zaproponował, ale tak, jakby wcale nie chciał słyszeć odmowy. - Jak wygląda twoja kuzynka?
Już nawet nie miałem ochoty zaprzeczać i mówić, żeby dał sobie spokój, bo sam sobie świetnie poradzę. Prawda była taka, że przydałby się każdy do pomocy, bo znalezienie jednej nastolatki w Seulu graniczyło z cudem. 
- Ma włosy. Takie długie, ciemne i falowane – powiedziałem, przypominając sobie wygląd Naeun. - I jest trochę niższa ode mnie.
- Tak, to wiele mi mówi – odparł, wsuwając dłonie do kieszeni. - Coś więcej?
- Ma ze sobą wypchany plecak i aparat, a jeśli cię zauważy na pewno zacznie piszczeć, rozryczy się albo podleci, ewentualnie wszystko naraz, więc nie sposób będzie jej nie zauważyć – stwierdziłem, dokładnie rozglądając się na boki. Moja kuzynka właściwie teraz mogła być wszędzie.
- A nie możesz do niej zadzwonić, czy coś? To znaczy ja tylko sugeruję, ale myślę, że tak będzie o wiele szybciej ją znaleźć – powiedział odkrywczo Luhan, dokładnie lustrując moje ciało wzrokiem. Nie lubiłem, kiedy to robił, miałem wrażenie, że wtedy sztywnieję, a nawet i brakuje mi oddechu.
- Gdybym zabrał z domu telefon, zrobiłbym to, ale w chwili obecnej nie mam czym – jęknąłem, chowając dłonie do kieszeni bluzy. Próbowałem się w niej schować jeszcze bardziej, by być jak najdalej od chłopaka, który w tamtym momencie radośnie dreptał tuż przy moim boku. Nie wierzyłem w jego słodkość, urocze zachowanie, czy też delikatność. W tamtej chwili myślałem, że jest zakłamany, tak jak inne gwiazdy, wcale się od nich nieróżniący. 
- No tak – szepnął jakby do siebie, czasem zerkając w moim kierunku. - Twoja kuzynka – zaczął niepewnie, ale jego głos wciąż był wesoły – sama nie potrafi wrócić do domu?  
- Chodzi o to, że nie bardzo. Przyjechała wczoraj, a ostatni raz w Seulu była kilkanaście lat temu. To oczywiste, że nie poradzi sobie sama, dlatego cały czas z nią byłem. A wystarczyła jedna sekunda, by stracić ją z oczu, aish. Jak jej nie znajdę, to po mnie.
- Dlatego zrobimy wszystko, żeby jednak tego uniknąć. Nawet nie myśl o tym, bo będzie cię to strasznie dołować. Uwierz, wiem co mówię. - Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, jednak po chwili przyśpieszył trochę, w efekcie nieznacznie mnie wyprzedzając. - Fajne, że twoja kuzynka jest naszą fanką – stwierdził, oglądając się przez ramię. Jego wzrok ponownie spoczął na mej osobie. - Ty też nas słuchasz? Jeju, fajnie byłoby mieć męskiego fana. - Zachwycał się, niemalże piszcząc. Przyznaję, było to zabawne, ale i tak było w nim coś takiego, co niezmiernie mnie irytowało. Był zbyt wesoły, zupełnie jakby na siłę chciał ukryć swoje prawdziwe, już nie tak łagodne i niewinne oblicze.
- Nie słucham takiej muzyki – odrzekłem iście szorstkim tonem głosu, jednak chłopak ani na chwilę nie stracił tego szerokiego uśmiechu, zdobiącego jego łagodną twarz. - Jest dla mnie płytka i zupełnie bezsensowna.
- Mówisz tak, a pewnie nie słyszałeś ani jednej naszej piosenki. Zgadza się? - zapytał zbyt pewny siebie.
- Przesłuchałem – odpowiedziałem z satysfakcją. Chciałem, by chociaż na chwilę się zamknął i szukał spokojnie. Do tego nie potrzeba było słów, one były zbędne, jednak chyba Luhan był innego zdania. Gdybym w pewnym momencie nie przestał go słuchać, prawdopodobnie zalazłby mi za skórę jeszcze bardziej. To nie tak, że go nie lubiłem. Niby byłem mu wdzięczny, bo sam zaproponował mi szukanie kuzynki, ale wyglądało, jakby robił to na pokaz. Byłem po prostu uprzedzony i nie wiedziałem, czy mam za to Kyungsoo dziękować, czy wręcz przeciwnie, bo to właśnie dzięki niemu wyrobiłem sobie takie zdanie.
- Jasne, są piosenki bez sensu, z powtarzającymi się słowami, ale mogę cię zapewnić, że nasze są inne – zadeklarował Luhan, przystając w miejscu. - Jak chcesz, mogę ci to udowodnić – zasugerował, natomiast ja miałem złe przeczucia. Luhan wydawał się być podobny do mojej kuzynki, czyli innymi słowy – nieobliczalny. Mimo że znałem go zaledwie kilkanaście minut, miałem jakieś głupie przeczucie, że nie jest ani trochę normalny. Dlaczego nie mogli mnie otaczać zwykli, przeciętni ludzie, tylko wiecznie zdziczałe i nadpobudliwe istoty? Jakby mi było mało widzieć na co dzień Chanyeola, to teraz jeszcze Naeun, którą aktualnie mam ochotę rozszarpać, czy taki Luhan. 
- Co? - jęknąłem, patrząc na niego wyczekująco. Ten zamiast odpowiedzieć mi jak cywilizowany człowiek w spokojny sposób, uśmiechnął się niewyobrażalnie szeroko, a po chwili cichutko zaczął śpiewać jakąś piosenkę, którą chyba puszczała mi w nocy Naeun. Jednak jej słowa były w innym języku. Chińskiego nie znałem, także nawet nie mogłem nawet stwierdzić, czy tekst ma sens, czy nie. Ogólnie wszystko brzmiało tak, jakby Luhan zaraz miał połamać sobie język lub ewentualnie zadławić się własną śliną. Było to dosyć zabawne, ale stłumiłem śmiech gdzieś w środku, co było niezwykle trudne, zwłaszcza, że chłopak się rozkręcał i śpiewał coraz głośniej. Wraz z tym uśmiechał się szeroko, a kaptur, który miał na głowie powoli się z niej zsuwał. - Luhan – szepnąłem, trącając go w rękę. - Uspokój się. - Spojrzałem dookoła. Wokół nas zbierała się spora grupka ludzi. Niektórzy wpatrywali się z uwielbieniem na chłopaka, inni szeptali coś pomiędzy sobą, z kolei reszta robiła nam zdjęcia, bądź kręciła filmiki. Mimo że prawie cała uwaga skupiona była na Luhanie, czułem się dziwnie osaczony i bezradny. Wyłapywałem pojedyncze spojrzenia kierowane w moją stronę, przez co miałem ochotę wydrapać oczy każdemu, kto śmiał to robić. Nienawidziłem, kiedy ludzie wpatrywali się we mnie przez dłuższy czas. 
Tak jak przypuszczałem, Luhan zignorował mnie i dalej robił to, co wcześniej tak niesamowicie go pochłonęło, chyba nawet nie zauważył, że zwrócił uwagę swoich fanek pokroju Naeun. Cholera, nie dość, że ta zniknęła, to Chińczyk nawet nie raczył pomyśleć, żeby zakończyć to przedstawienie. 
Będąc niezwykle zdenerwowanym, przybliżyłem się do niego pospiesznie i przylepiłem dłoń do jego ust. Jak jeszcze teraz mnie obślini, to nie ręczę za siebie.
Uśmiechnąłem się przepraszająco w kierunku kółka wzajemnej adoracji, jakie tworzyły zawiedzione dziewczyny, które w ciągu jednej chwili wybuchły piskiem, wrzaskiem, rykiem i nie wiadomo czym jeszcze. 
Płynnym ruchem nałożyłem kaptur na jego głowę i widząc, jak fanki są gotowe, by podlecieć do nas i wyściskać, zacałować na śmierć Luhana, pod wpływem impulsu złapałem go za zimną dłoń i pociągnąłem w jakimś bliżej nieznanym mi kierunku. Mimo że biegliśmy naprawdę szybko, to za nami słyszałem tupot setki stópek o twarde podłoże. Czułem się jak na wychowaniu fizycznym w podstawówce, kiedy zawsze byłem zmuszony do uciekania przed nadpobudliwym Chanyeolem, który straszył mnie włochatymi pająkami złapanymi w szatni. Bałem się tych małych, wstrętnych potworów, a ten podstępny sadysta to niecnie wykorzystywał. 
Na skrzyżowaniu nawet nie przystanąłem, tylko biegłem dalej, coraz szybciej, z Luhanem za sobą, który powoli zwalniał, zapewne będąc już zmęczonym po tym małym maratonie. 
- Chodź – sapnąłem zdyszanym głosem, bojąc się spojrzeć do tyłu. Znałem Naeun i wiedziałem do czego zdolne są fanki, a na nadmiar złego, niektóre były o stokroć razy gorsze od mojej walniętej kuzynki. 
Nie lubiłem dłuższych dystansów, zawsze męczyłem się po kilkudziesięciu metrach, ale teraz nie mogłem się zatrzymać. I właściwie sam nie wiedziałem, jak to się stało, że w jednej chwili byliśmy na jednym z miejskich chodników, a w drugiej staliśmy przed furtką do mojego domu. 
Byłem na siebie wściekły, że wyciągnąłem go stamtąd, a nie pozostawiłem na pastwę tych dzikusek. W końcu to były jego fanki - nie moje, co za tym idzie – nie moje zmartwienie. Był gwiazdą,  powinien umieć radzić sobie w takich sytuacjach, zwykły nastolatek, taki jak ja, nie powinien mu pomagać. Jednak kiedy uśmiechnął się uroczo w moją stronę, cała ta złość jakby nagle przeszła, a na jej miejsce wstąpiło rozczulenie? W każdym bądź razie cieszyłem się z tego, że zdołaliśmy zgubić gdzieś naszą pogoń i doczołgaliśmy się jakimś cudem do mojego domu, za którym też niezwykle tęskniłem. Choć myśl, że zaraz będę musiał powiedzieć ciotce, że jej córka gdzieś się zapodziała, nie radowała mnie aż tak bardzo. 
Otworzyłem niespiesznie furtkę i powolnymi, mozolnymi krokami udałem się w stronę drzwi wejściowych. Zatrzymał mnie jednak pełen aprobaty pisk, jak najpierw myślałem – napalonej fanki Luhana, co w pewnym sensie zgadzało się, bo była nią moja kuzynka. W trybie natychmiastowym zleciała z huśtawki znajdującej się w ogrodzie i podleciała do chłopaka, po czym mocno uczepiła się jego ciała, co wywołało u  mnie nikły uśmiech, ale też i ulgę.
- Naeun – szepnąłem, podchodząc do nich. - Jak się tu znalazłaś?
- No nagle zniknąłeś mi z oczu. Nie widziałam cię nigdzie, więc postanowiłam wrócić do domu i tu na ciebie poczekać, bo zapamiętałam drogę i popytałam troszkę ludzi – odpowiedziała beznamiętnie, wlepiając swoje ślepia w piosenkarza. - Znasz Luhana? - pisnęła, już nieco uspakajając się.
- Przez ciebie – odpowiedziałem. - Pomógł mi ciebie szukać – dodałem, uśmiechając się lekko, po czym złapałem chłopaka za ramiona. - Ale już Naeun się znalazła, więc możesz sobie iść z powrotem. - Zwróciłem się tym razem do Luhana, lekko popychając go w stronę wyjścia.
- Nie – jęknął, zatrzymując się, przez co nie mogłem przesunąć go ani centymetra dalej. - Nie pójdę stąd, dopóki nie pomożecie mi w czymś – powiedział. Wiedziałem, że to pieprzony materialista i będzie żądał zapłaty za pomoc. - Właściwie w Seulu jestem pierwszy raz, a już kocham to miasto, ale żaden z chłopców nie chcę ze mną iść go zwiedzić, każdy jest zajęty sobą. Dotrzymacie mi towarzystwa i pokażecie najciekawsze miejsca? - Jego oczy stały się jakieś większe i jeszcze bardziej błyszczące niż dotychczas.
- Nie ma mowy – odparłem od razu, nie mając najmniejszej ochoty na kolejny taki spacerek jak dzisiaj. Chciałem wreszcie odpocząć.
- Jasne, że tak – odparła ucieszona Naeun, odrywając się od jego ramienia, po czym spojrzała na mnie groźnie, zaciskając usta w wąską linię. - A ty, Baekhyun, chętnie to zrobisz, w przeciwnym wypadku powiem twojej mamie, że mnie zgubiłeś. - Uśmiechnęła się zwycięsko, a ja westchnąłem ciężko. 
- Jasne – mruknąłem, nie mając innego wyjścia. - Ale bez żadnego śpiewania na ulicy. Jutro widzę cię punkt dziesiąta rano pod hotelem i ani sekundy spóźnienia, bo inaczej pójdziemy bez ciebie – zagroziłem, a ten idiota jedynie wyszczerzył się jeszcze bardziej. 
*
Słońce od kilku godzin górowało nad widnokręgiem, oświetlając całą ziemię. Setki ludzi chciały załatwić wszystko, co musieli, i pędzili przed siebie, by jak najszybciej zaszyć się w jakimś cienistym kącie. Ognista aura słońca niemal roztapiała powietrze, którego i tak ledwo wystarczyło. Wszyscy kroczyli z kamienną miną przed siebie, zużywając resztki energii na oddychanie i bezcelowe włóczenie nogami. Wszyscy, oprócz jednej osoby. Uradowanego Luhana, który ze szczęściem dziecka biegał z jednej strony chodnika na drugą. Przyglądałem się jego poczynaniom, niemal załamując ręce z faktu, że nawet mój wzrok nie nadąża za chłopakiem. I tak cieszyłem się, że chociaż na chwilę mogłem odpocząć od jednego z dzieci, którymi musiałem się zajmować. Naeun musiała odebrać coś dla mamy. Ze wszystkich sił próbowała to jakoś odwołać, ale niestety nic jej z tego nie wyszło, a ja musiałem wysłuchiwać jej narzekań. Na odchodne kazała mi przysięgnąć, że nie spuszczę oka z Luhana i, co ważniejsze, zatrzymam go do jej powrotu. Powiedziała, że pojawi się z powrotem za pół godziny. Wydawało mi się to całkiem niemożliwe, ale dla fanki pokroju Naeun to było całkiem prawdopodobne. Co pięć minut dostawałem kolejnego smsaa: "Czekacie? Z Luhanem wszystko w porządku?", które w pełni doprowadzały mnie do szału.
- Jakie chcesz lody? - zapytał, już od kilku minut czekając w kolejce. Spojrzałem na niego ledwie przytomnie, zastanawiając się, o czym do mnie w ogóle mówi. 
- Obojętne... - rzuciłem beznamiętnie, wkładając ręce do kieszeni spodni. Jedyne czego się najbardziej obawiałem właśnie w tej chwili, to tego, że ktoś go rozpozna. Co dziwne, Luhan w ogóle się tym nie przejmował. Nie rozglądał się wokół, nie szukał jakichś ciekawskich spojrzeń. Nic z tych rzeczy, a tymczasem ja czułem się jak jego ochroniarz, a może nawet i niańka.
- Wyglądasz na kogoś, kto lubi czekoladowe - odpowiedział z uśmiechem Luhan. Był taki pełen radości i na wszystko spoglądał z ekscytacją. Kasjerka położyła przed nim dwa kubeczki. Zabrał z lady desery i podszedł do mnie z tym niezmiennym, radosnym uśmiechem. - Zimne... zimne! - syknął, opinając palce na kubkach. Zacisnął mocno zęby, wyciągając rękę w moją stronę. Bez słowa zabrałem je od niego, a gdy tylko to zrobiłem blondynek, westchnął z ulgą. Uśmiechnął się radośnie, zatapiając plastikową łyżkę w deserze.
- A jakie ty wziąłeś? - zapytałem, chociaż mało mnie to interesowało. Po prostu nie lubiłem, gdy rozmowa się nie kleiła.
- Malinowo-waniliowe. Chcesz spróbować? - Przysunął łyżeczkę pod mój nos, patrząc na mnie przekonująco. Czułem, że moje policzki się rumienią, więc odsunąłem jego rękę i sam zabrałem sobie z jego kubka porządną porcję. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, widząc jego przerażoną minę.
- Tak nie ma! Daj swoje - rzucił rozżalony blondyn, polując łyżeczką na moje lody. Wszystkie jego próby były bezowocne. Zanim zdążyłem zdać sobie z tego sprawę, naprawdę się uśmiechałem. Nie miałem pojęcia, co w tym chłopaku wywoływało u mnie to ciepłe uczucie. Ciągle nie mogłem go nazwać. Był to raczej impuls. Fala ciepła przebiegająca po całym moim ciele i umyśle jak tsunami.
- Gdzie chcesz teraz iść? - Zapytałem lekko zmieszany, gdy udało mi się usunąć uśmiech z mojej twarzy.
- Nie wiem... To ty miałeś być moim przewodnikiem.- Zamyśliłem się na moment. Nie znałem zbyt dużo miejsc w tym mieście, chociaż tu mieszkałem. W sumie nie miałem czasu na jakieś wycieczki krajoznawcze i tak dalej. Wszystko zwiedzałem przy okazji.
- Mogę ci pokazać moją ulubioną restaurację, ale w sumie to może innym razem. - Od razu wycofałem się ze swojego własnego pomysłu. Był jedynym, jaki przychodził mi do głowy.
- A... nie możemy jeszcze czegoś pozwiedzać?
- Obejrzałeś już wszystko. Zaczynając od drzew, a kończąc na murkach przy drodze – ponownie uśmiechnąłem się mimowolnie, przypominając sobie szczęśliwą twarz Luhana, który cieszył się każdym kawałkiem nowo widzianego świata.
- O, chodźmy tam! - Szarpnął mnie za rękaw bluzy, ciągnąc go za sobą. Blondyn z radosnym uśmiechem wbiegł między kramiki z pamiątkami. Kolorowe przedmioty rzucały się w oczy już z daleka. Stoiska zlewały się w jedną całość, stojąc jeden przy drugim. Szedłem uważnie, starając się nie potykać o ludzi, którzy dla Luhana natomiast nie stanowili żadnej przeszkody. Pędził na przód przez tłum. Wyglądał, jakby naprawdę dobrze się bawił. Co jakiś czas obracał głowę, patrząc z uśmiechem w moją stronę. Co dziwne, pomimo tego hałasu jedynym dźwiękiem, jaki słyszałem, był odbijający się echem w mojej głowie, radosny śmiech Luhana. Jego optymizm i radość życia była zaraźliwa. Chociaż ciągle wydawała mi się udawana, to miałem bezustanną ochotę odwzajemnić ten sam uśmiech, który widniał na jego twarzy za każdym razem, gdy tylko na niego spojrzałem.
Luhan podszedł do pierwszego stoiska. Wbił wzrok w jedną z maskotek. Pluszak wyglądał zwyczajnie. Stara, nosząca na sobie liczne ślady transportu i miętoszenia przez klientów, panda. Wyglądało na to, że zaplątała się wśród nowości przeznaczonych do sprzedaży. Jej sztuczne futerko ciągle było miłe w dotyku. Luhan czule pogłaskał jej wypchaną watą główkę i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak uśmiech znika z jego twarzy.
- Chyba za stary jesteś na pluszaki, co? - rzuciłem z uśmiechem, ciągle nie spuszczając wzroku z jego zmartwionej twarzy. Luhan odłożył pandę i posłał jej ostatnie tęskne spojrzenie.
- To znaczy ona... przypomina mi dzieciństwo. Miałem taką, ale spłonęła - westchnął. - Kiedyś mój dom niemal całkiem spłonął przez pożar. Pamiętam, że było nam ciężko. Chciałem wtedy pomóc rodzicom, szybko skończyć byle jaką szkołę i zacząć pracować. Jednak... ojciec chciał, żebym spełnił swoje marzenia.
Milczałem, obserwując maskotkę. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak wiele mieszanych uczuć u Luhana może wywołać taki jeden przedmiot. Inaczej wyobrażałem sobie tego całego "gwiazdora". Sylwetka złośliwego chłopaka rozpłynęła się w jednej chwili. W pewnym sensie czułem się wyróżniony, że mi to mówi. Wreszcie wiedziałem coś o jego przeszłości. Nie rozumiałem, dlaczego się nią ze mną dzieli, ale byłem mu za to wdzięczny. Odwróciłem wzrok od zabawki, oglądając resztę przedmiotów. Złapałem jedną z opasek z kocimi uszami, wiszących obok i wsunąłem ją na głowę blondyna. Jego jasne kosmyki oplatały sterczące ku górze kocie uszka.
- Do twarzy ci z nimi - dodałem z uśmiechem, chcąc jakoś poprawić minę zadąsanego Luhana. Właściwie to on był od tych słodkich rzeczy i ciągłych uśmiechów, ale nie chciałem, żeby był taki przybity. Chłopak uśmiechnął się radośnie, poprawiając opaskę. Nie zdjął jej. Podał stojącej za kramikiem kobiecie jeden banknot i ruszył w stronę dalszych kramów.
- Wata cukrowa - wyszeptał złowrogo jakby w transie, wskazując stoisko naprzeciw. Znów byłem pełen zachwytu samym faktem, że nie tylko od razu wrócił mu dobry humor, ale i jeszcze apetyt.
- No nie wiem... nie wiem. Boje się, że od tych słodyczy włączy ci się tryb ADHD albo jakaś "cukroza".
- "Cukroza"? - Powtórzył z niedowierzaniem Luhan, co tylko wywołało u mnie zabłąkany, złośliwy uśmieszek.  
- Tak. - Pochyliłem się nad nim. - To choroba, w której cukrowe robaki zjadają ci mózg! - Szepnąłem złowieszczo, z kompletnie poważną miną. Gdy tylko zobaczyłem jego całkiem nieobecną minę, wybuchnąłem śmiechem.
- Nie żartuj sobie ze mnie - burknął blondynek pod nosem.
- No weź! Ja w to uwierzyłem... jak miałem cztery lata. No dobra! Idź stanąć w kolejce, ja muszę po coś wrócić. Jak coś, to poczekaj na mnie na ławce. -  Luhan bez słowa stanął na końcu kolejki. Spojrzałem na niego na odchodne po raz kolejny, czując się całkiem jak rodzic, który na kilka minut zostawia dziecko. Wmieszałem się w tłum idących obok mnie ludzi. Starałem się trafić na drogę, którą tędy weszliśmy, jednak wszystkie stoiska wyglądały dla mnie tak samo. W końcu rozpoznałem jedną kobietę stojącą za stolikiem, która uśmiechnęła się, widząc mnie po raz kolejny. Obrzuciłem ją tylko przelotnym spojrzeniem, od razu patrząc na pandę, która leżała na stercie zabawek. Złapałem ją, dokładnie szukając ceny. Sterczący papierek przy łapce zwierzątka wsunął się między moje palce. Bez zastanowienia włożyłem rękę do kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy. Z uśmiechem podałem je kobiecie. Podziękowałem i jak najszybciej chciałem wrócić do Luhana.
Zanim zdążył znudzić, szybko nadeszła jego kolej. Miły, starszy mężczyzna uśmiechnął się na jego widok. Obserwował, jak w maszynie cukier unosi się w postaci małych pajęczynek. Mężczyzna okrężnymi ruchami zbierał je, a one przyklejały się jedna do drugiej. Gdy różowa chmurka przybrała już większe rozmiary, mężczyzna wręczył patyczek blondynowi. Chłopak z uśmiechem objął go palcami, czując słodki zapach palącego się cukru. Odszedł od stoiska, rozglądając się wokół. Uśmiechnąłem się radośnie, widząc, jak jego zagubiony wzrok trafił na mnie. Przez chwilę stałem całkiem jak słup soli, trzymając za sobą pluszową maskotkę. Uczucie gorąca nie dawało mi spokoju. Czułem, jak kilka kropel potu zrosiło mój kark. Ręce zaczynały mi się trząść, a w głowie cięgle pozostawało mi jedno pytanie: "Od kiedy niby jestem taki miły?"
- Po to wróciłem. - Wręczyłem chłopakowi kupioną wcześniej maskotkę. - Taka mała pamiątka ode mnie, z Korei. - Luhan spojrzał maślanymi oczkami na znajomy przedmiot, a później na mnie. Ciągle wyczekiwałem jego reakcji, wstrzymując oddech. - Nie myśl sobie, że tak nagle... ja po prostu... to... moja kuzynka kazała mi się tobą opiekować - wydukałem, czując, jak bicie mojego serca staje się bardziej intensywne.
- Dź... dziękuje - odpowiedział drżącym głosem. Uśmiechnąłem się szczerze, widząc rumieniec na twarzy Luhana. Wyglądał tak uroczo, gdy był pełen radości.


*
Kiedy otworzyłem drzwi do sali, pięć par oczu niemal od razy spojrzały w moją stronę. Od razu opuściłem głowę, zdając sobie sprawę, że na pewno oberwie mi się od Jongin`a. Nie dość, że się spóźniłem, to do tego przyprowadziłem ze sobą wycieczkę. Niemal mogłem poczuć na sobie ten oburzony wzrok Kaia, który westchnął tylko na widok Luhana i Naeun, gdy weszli tuż za mną, miło witając się z resztą. Skinąłem głową, po czym podszedłem do reszty. Ciągle nie mogłem uwierzyć, że dałem się na to namówić. Jak tylko Naeun wspomniała o tym, że świetnie tańczę, Luhan od razu chciał to zobaczyć. Oczywiście ona od razu zaproponowała, żebyśmy w trójkę przyszli na moją dzisiejszą próbę. Już nawet nie pytała mnie o zdanie. Samoistnie stwierdziła, że Jongin nie będzie miał nic przeciwko, ale ja zaczynałem w to wątpić, widząc jego wyraz twarzy. Właśnie tak sobie to wczoraj wyobrażałem. To samo pełne dezaprobaty spojrzenie, od którego robiłem się malutki. Oczywiście dla Naeun to było mało ważne, bo właśnie jej gwiazda ponownie powróciła i nieważne co musiałaby zrobić, żeby spędzić z nim trochę czasu, bo i tak by to zrobiła. Nie rozumiałem tylko, dlaczego znowu wszystko odbija się na mnie. 
- Przepraszam, że tak późno - wydukałem, głownie tłumacząc się Kaiowi, który uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Upiekło mi się? To dziwne, że Jongin nie zbeształ mnie za marnowanie czasu. Ciągle mówił, że musimy opracować najnowszy układ, i że brakuje nam czasu, więc każda minuta jest cenna. Zrozumiałem dopiero o co chodzi, gdy zobaczyłem na kogo tak naprawdę patrzy. Tuż za mną stał Luhan, uśmiechając się tak jak to on tylko potrafił. 
- Miło mi was poznać. Jestem Luhan. Przepraszam, że przeszkadzamy, ale chciałem tylko zobaczyć waszą próbę. Mam nadzieje, że to nie problem - odpowiedział z uśmiechem. Pewnie zdał sobie sprawę z tego, że właśnie wszyscy w skupieniu go obserwowali. Nawet surowy lider i Kai uśmiechali się na jego widok. 
- Ten Luhan? - W oczach Suho tańczyły iskierki radości. Tym razem to ja czułem się naprawdę dziwnie. 
- Skąd się znacie? - Zapytał Kai, co w jakiś sposób wywołało u mnie rumieniec. 
- W sumie to... - zacząłem niepewnie. Głupio się czułem, gdy wszyscy stali naokoło mnie, patrząc się z zaciekawieniem.  
- Przez przypadek - dokończył Luhan. Obróciłem się, spoglądając na niego, jakby zaskoczył mnie odpowiedzią. W sumie nie myślałem o tym jak o przypadku. W końcu Naeun była w stanie zrobić wszystko, żeby go spotkać. Na jego miejscu po powrocie do domu szukałbym jakiś nadajników, które mogła mu poprzyczepiać, żeby znać jego lokalizację. Dziwiłem się, że blondyn jest w stanie wytrzymać z tak natrętnymi fanami, jak na przykład kilka takich Naeun, i jeszcze być dla nich miły. Chociaż ciągle nie rozumiałem tego fenomenu i chorej miłości do tych gwiazdek, to musiałem przyznać, że Luhan budził sympatię. 
- No nieważne... Musimy zaczynać próbę - rzucił Kai, poklepując mnie po ramieniu.
- Przepraszam... zabiorę go na chwilę. - Luhan szarpnął mnie za rękaw bluzy, odciągając na chwilę na bok. Oczywiście Naeun nie opuszczała go ani na krok. Spojrzałem na niego z wyrzutem, zaciskając usta w cienką linię. - Chciałem wam jakoś podziękować za to wszystko, co dla mnie zrobiliście. Za to zwiedzanie i tak dalej... Na pewno będę tęsknił za Koreą. Mam dla was propozycję. Niby już zamówiłem stolik, ale... czy chcielibyście razem ze mną zjeść kolację? Znaczy tak, żeby jakoś wykorzystać ten mój ostatni dzień tutaj? - Blondynek przyglądał mi się z uśmiechem, którym próbował mnie jakoś nakłonić do zgody.
- No pewnie! - Usłyszałem za sobą radosny pisk Naeun. Jej zgoda była całkiem oczywista. Nie musiała nawet tego mówić.
- Jesteś pewny, że chcesz wykorzystać ostatni dzień tutaj... właśnie z nami? - Zapytałem z niedowierzaniem. Wiedziałem, że musi zachować dobre relacje z fanami, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, że wszystkich zaprasza na kolację. Przyglądałem mu się uważnie, próbując znaleźć w jego zachowaniu choć nutkę fałszu, czy czegoś w ten deseń.
- No tak! Nikogo tu przecież nie znam... już ci mówiłem. - Na jego policzkach pojawił się rumieniec. Widząc jego niewinną reakcję, niemal natychmiast nabawiłem się wyrzutów sumienia.
- No to dobrze. Pójdziemy - odpowiedziałem z uśmiechem, chociaż i tak zabrzmiało to tak, jakbym litował się nad jego prośbą.
- Oczywiście, że pójdziemy! - Poprawiła mnie, niemal piszcząc. - Dziękuję, Luhan! - Wykrzyczała, ściskając go z całych sił. Chłopak wyglądał, jakby miał za chwilę zemdleć z braku powietrza. Po kilku sekundach kuzynka zwolniła uścisk, ale nie przestawała chichotać z radości.
- Idziesz? - Ponaglił mnie brunet.
- Już - odpowiedziałem pospiesznie. 
- To my usiądziemy na ławce i nie będziemy przeszkadzać. - Naeun złapała Luhana pod ramię, nie spuszczając z niego wzroku. Jej oczy nagle zrobiły się jakby większe i dokładnie lustrowały sylwetkę blondyna. Z jakiegoś powodu zaczynałem się o niego martwić, gdy Naeun się do niego przykleiła. Obrzuciłem tę dwójkę tylko przelotnym spojrzeniem, po czym z entuzjazmem wypisanym na twarzy stanąłem w swoim wyznaczonym miejscu. 
- Jesteśmy już po rozgrzewce, więc możemy w sumie zaczynać. Kyungsoo... - ponaglił go brunet. Chłopak podszedł do sprzętu i włączył play. Zdążyłem wziąć głęboki oddech, zanim usłyszałem pierwsze dźwięki dobrze znanego mi utworu. Wertowałem w głowie kolejność wszystkich ruchów pod wpływem ogromnego stresu. Z jakiegoś powodu obecność Luhana doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie chciałem przed nim wypaść na amatora. Spojrzałem kontem oka na Kaia, który prowadził środkowy rząd jako kapitan grupy. Tuż za nim stał Sehun. Rząd po prawej stanowili stojący z przodu, obok Kaia, Suho i Chanyeol. Ostatni z rzędów prowadziłem ja. Więc jako jeden z pierwszych zaczynałem układ. Za mną kolejne ruchy miał wykonywać Kyungsoo. Nieprzytomnie zacząłem swoją partię. Z jakiegoś powodu moje ciało całkiem się trzęsło, jakby ze stresu, ale byłem pełen determinacji. Uśmiechnąłem się sam do siebie, z ulgą wykonując kolejne ruchy. Byłem już zbyt zmęczony, żeby myśleć o stresie, gdy wykonywałem kolejne przejścia. Muzyka dudniła w moich uszach, a ja nie myślałem już tylko o tym, żeby zapamiętać kroki wymyślone przez Kaia, ale żeby idealnie wgrać się z nimi w takt muzyki. Nawet tętno i mój oddech pokrywały się z kolejnymi dźwiękami tak, jakby w moich żyłach płynęła już tylko sama muzyka i to ona dawała siłę moim mięśniom. Westchnąłem z ulgą, gdy nadeszła kolej na solówkę Kaia. Jongin był świetnym tancerzem. To, co robił było dla niego wszystkim i pokazywał to w każdym ruchu. Nie miałem szans kiedykolwiek dotrzeć do takiej perfekcji, chociaż z każdą pochwałą lidera byłem coraz bardziej pewny siebie. Brunet wycofał się równo do stworzonego przez nas jednego rzędu. Zdałem sobie sprawę, że teraz jest moja kolej. Wyskoczyłem na środek pełen energii. Chyba zaraziłem się tą radością tańca od Kaia. Szybko wykonywałem kolejne kombinacje, uśmiechając się przy tym. Dopiero gdy mój wzrok powędrował na skupionego na moich ruchach Luhana, zdałem sobie sprawę, że tracę siłę w nogach. Oddech znów stał się niestabilny, a ówcześnie jasny umysł został zamglony przez jego ciepłe spojrzenie. Z trudem dokończyłem solówkę, po której nadeszła kolej Suho. Wykonał swoją partię idealnie, co nie było dla nas nowością. Po jego partii znowu powróciliśmy do trzech rzędów, wykonując te same ruchy, co na początku. Westchnąłem z ulgą, gdy muzyka ucichła. Z zaciekawieniem spojrzałem na Kaia, który westchnął głęboko. 
- Nie było tak źle... ale musimy popracować nad solówkami. Szczególnie ty, Baekhyun... dziś coś ci nie poszło. - Poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się tylko, po czym twierdząco skinąłem głową. 
- Chyba nie tylko z solówkami jest problem. - Usłyszałem głos Luhana. - Musicie zmienić końcówkę. W waszym układzie oprócz solówek nie ma nic specjalnego. Jest trochę... za nudny.
Normalnie wybuchnąłbym śmiechem, słysząc te słowa. Mało kto odważył się poprawiać Kaia. Zazwyczaj jego decyzje były nieomylne, więc nikt ich nie podważał, póki wygrywaliśmy w konkursach. Na twarzy bruneta namalował się złośliwy uśmiech. Luhan z pewną miną nie odrywał od niego wzroku. Westchnąłem ciężko, mając tylko w głowie to, że przecież upominałem go, żeby nie wdawał się w żadne dyskusje z Kaiem. 
- Luhan ma rację. Czegoś tu brakowało... - Dodała Naeun. Zakryłem twarz rękami, już martwiąc się końcem tej "dobrej rady dla Jongina". Ten obrzucił ich złowrogim spojrzeniem, po czym zaśmiał się pod nosem. 
- Nie robimy układu do cyrku. Nie musimy robić jakichś akrobacji... sędziowie będą tylko zwracać uwagę na to, czy jesteśmy dobrze zsynchronizowani - odpowiedział we własnej obronie.
Skinąłem twierdząco głową, przytakując z resztą grupy. Rzeczywiście to był ważny element każdego układu i to zwracając uwagę właśnie na niego, widzowie byli w stanie ocenić naszą pracę.
- Nie mówię tutaj o jakichś saltach. Chodzi o to, że wasz układ jest... indywidualny. Nie robicie żadnego ruchu, który jakoś składa się w całość. Wasze ruchy są oddzielne. Równie dobrze tę choreografię mogłaby wykonać jedna osoba i nikt nie zauważyłby, że brakuje reszty grupy. 
- Więc co proponujesz? - Kai założył ręce, uśmiechając się pewnie. Luhan wyszedł na środek sceny. Wpatrywałem się w niego jak w obrazek. Zresztą bardzo ładny. Zanim zdążyłem się zorientować, Kai włączył muzykę. Wyraz twarzy Luhana zmienił się. Wyglądał na pewnego siebie i silnego. Jego słodki wygląd na moment jakby przykryła maska wojownika. Poruszał się z tą samą precyzją i pasją co Kai, do tego każdy z jego ruchów łączył się z drugim w taki sposób, że jego ciało całkiem było w ruchu. Nie mogłem oderwać od niego oczu. Miał w sobie tyle magnetyzmu. W końcu muzyka ucichła i reszta zespołu zaczęła bić brawo. Na twarzy Luhana powrócił ten sam uśmiech i znów w moich oczach był sobą. Kai nie ukrywał zachwytu, ale starał się zachować kamienną twarz. 
- To było niezłe - wysyczał jakoś ozięble. 
- "Niezłe"? Jak to "niezłe"?! To było niesamowite! - Niemal wykrzyczała Naeun lekko piszczącym głosem. Lubiłem kiedy była taka zadowolona i pełna energii. Właśnie tak wyglądała przy Luhanie. W sumie to nie było dziwne. Sam zacząłem cieszyć się jego obecnością. Z minuty na minutę coraz bardziej czułem się, jakby był przy mnie od zawsze, szczególnie gdy się uśmiechał.
- Dobrze... no to powtórzmy to - rzuciłem pewnie, stając obok Luhana.
- Spoko! To nie takie trudne - dodał kpiąco Jongin. Zaraz za nim dołączyła się reszta grupy. Wszyscy stanęli naprzeciw Luhana w równych rzędach, żeby mieć go na widoku.
- To ja też się dołączę - rzuciła ucieszona Naaeun, stając obok mnie. Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Nie była szczególną wielbicielką tańca, chociaż przez kilka lat jej rodzice próbowali wykorzystać jej uśpiony talent, wysyłając ją na dodatkowe lekcje, nie dawało to jednak większych efektów. Po prostu tego nie lubiła, dlatego byłem taki pełen podziwu, jak przyłączyła się do nas, żeby jakoś dzielić pasję ze swoim ulubieńcem. Luhan włączył tę samą piosenkę, po czym wrócił na swoje miejsce. Kiedy zaczął się identyczny fragment piosenki, co wcześniej, powtórzył raz jeszcze cały układ. Kai bez większego przygotowania powtórzył go, tylko co jakiś czas zerkając na ruchy Chińczyka. Ja ledwie za nimi nadążałem, za to Naeun załapała prawie cały układ. Nie mogłem wyjść z podziwu i zrobiłem się trochę zazdrosny, że prezentuje taki poziom, chociaż niewiele ćwiczyła.
- Powtórzysz jeszcze raz? - Zapytał Suho, również nie mogąc znieść porażki, że nawet moja niedoświadczona kuzynka bez wielu prób powtórzyła układ Luhana, a reszta naszego składu nie była w stanie tego zrobić. Blondyn w odpowiedzi włączył ponownie płytę i ustawił się na miejscu. Złapałem oddech i dokładnie wertowałem w myślach wszystkie ruchy, które udało mi się zapamiętać. Co dziwne udało mi się wykonać ten układ perfekcyjnie za drugim podejściem. Z ulgą podniosłem głowę, zerkając na rezultaty reszty. Kai był już znudzony choreografią, więc jego mina przypominała tę, którą ma zazwyczaj, gdy z nami ćwiczy. Naeun ciągle wgapiała się w Luhana, nawet jeśli ten nic akurat nie robił. Chanyeol całkiem stracił zainteresowanie próbami i przyglądał się nam z boku. Jedynie Suho jeszcze ciągle walczył z układem. Co kilka sekund przeklinał pod nosem, powtarzając fragment z obrotem i podskokiem. Za każdym razem tracił równowagę, opierając się o drugą nogę. Sam miałem problemy z tym fragmentem.
- Poczekaj... to nie tak. - Naeun podeszła do niego, przyglądając się jego ruchom z politowaniem. Chłopak złożył usta w wąską linię, a na jego twarzy było niemal napisane: "Nie dość, że załapała układ szybciej ode mnie, to jeszcze chce mnie uczyć. Pozostaw mi resztki godności". Miałem ochotę zaśmiać się pod nosem, ale to by tylko doprowadziło Suho do jeszcze większej złości na samego siebie. Naeun mimo jego odmowy stanęła naprzeciw, powoli wykonując układ. Byłem pod wrażeniem, gdy niemal z idealną perfekcją wykonała kolejne ruchy. Dopiero, gdy doszła do obrotu, zauważyłem nutkę zawahania na jej twarzy. Jedna z jej nóg niebezpiecznie zahaczyła o drugą i zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, Naeun leżała już na podłodze, ściskając swoją kostkę. Kai podbiegł do niej jako pierwszy.
- Wszystko dobrze? - Zapytał całkiem spanikowany. Wydawało się, że jest bardziej przerażony niż ja. Luhan zasłonił twarz ustami i sam podbiegł do Naeun.
- Nie... nie, nie, nie... - powtarzałem pod nosem, widząc grymas bólu na twarzy kuzynki. Obiecałem, że nic jej się nie stanie, a tu tuż pod moim okiem już była w stanie sobie coś zrobić. Byłem przerażony coraz bardziej z każdą minutą.
- Zabierzemy cię do lekarza - rzucił od razu Luhan.
- Nie... nie jest tak źle. Po co mam jechać, żeby tylko usłyszeć, że to zwykłe stłuczenie? -Odpowiedziała z uśmiechem. Ciągle patrzyła na blondyna, a jej twarz stawała się coraz bardziej smutna. -Nic mi nie jest... - powtórzyła ze łzami w oczach. Złapałem ją za rękę.
- Nie martw się. Pojedziemy w trójkę do szpitala. Sama mówiłaś, że to tylko stłuczenie, prawda? - Odpowiedziałem z uśmiechem, chcąc jakoś poprawić jej humor. Obawiałem się najgorszego. Nie mogła nawet stanąć na nodze. Spojrzałem lekko przestraszony na Luhana, po czym oboje złapaliśmy ją pod rękę. Dziewczyna syknęła z bólu, podnosząc się z naszą pomocą.

*
Poprawiłem luźniejszą marynarkę, którą wybrała mi Naeun, po czym znudzonym wzrokiem spojrzałem na szyld jakiejś restauracji, który był w języku japońskim, dlatego nie mogłem go zrozumieć. Westchnąłem w duchu, myśląc o kolejnych godzinach, które będę musiał spędzić w towarzystwie blondyna. 
Właściwie musiałem przyznać, że zaczynałem pałać do niego jakąś większą sympatią, co przerażało mnie. Po prostu nie dało się go nie lubić, choć podczas naszego spotkania wydawał się nieco nadpobudliwy i lekko zdziczały. Zarażał pozytywną energią i to chyba naprawdę w nim lubiłem. Potrafił w mgnieniu oka sprawić, że mój paskudny humor zamieniał na szczery uśmiech, którego naprawdę nie potrafiłem powstrzymać. Już dawno nikt tak na mnie nie działał jak Luhan, a to wszystko przez głupie pomysły Naeun, które czasem okazywały się całkiem niezłe. 
- Cześć, Baekhyun. - Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, przez co lekko się spiąłem, niepewnie odwracają głowę w kierunku chłopaka, który stał tak blisko mnie, że z łatwością mogłem poczuć słodki zapach jego perfum. - Myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział, uciekając gdzieś wzrokiem.
- Przyznam ci się, że myślałem nad tą opcją – przyznałem, uśmiechając się lekko. - Ale Naeun zabiłaby mnie, gdybym nie poszedł. Sama strasznie przeżywała, że nie dała rady wyrwać się z domu, ale trochę ciężko jej z gipsem, sam rozumiesz – mruknąłem, patrząc na chłopaka, który skinął jedynie głową na znak, że rozumie. - I kazała mi poprosić cię o autograf, bo jeszcze go nie ma. - Zaśmiałem się cicho, przypominając sobie słowa kuzynki, a Luhan mi zawtórował. 
- Szkoda, że nie mogła przyjść – westchnął. - Um, Baekhyun? - zapytał cicho, podnosząc rękę, w której trzymał czerwoną, okazałą, naprawdę piękną różę. Wyciągnął ją przed siebie, a ja zesztywniałem, patrząc się na niego głupio. Swój wzrok po chwili przeniosłem na kwiatka, później na bladą twarz Luhana, następnie na swoje dłonie i znów na chłopaka.
- To dla Naeun? - zapytałem niepewnie, przyjmując jego podarunek.
Luhan ściągnął brwi w wąską linię i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Wyglądał uroczo i dosyć zabawnie, ale postanowiłem już się nie odzywać.
- Nie – odpowiedział wesoło, na nowo przybierając wesoły wyraz twarzy. Uśmiechnął się szeroko, po czym złapał pod rękę i niemal siłą zaciągnął po schodkach do góry, by chwilę później wejść do restauracji.
Środek był naprawdę przyjemny. Średniej wielkości sala utrzymana raczej w ciemnych kolorach. Głównie dominowało tam ciemnobrązowe drewno i kremowe oraz bordowe dodatki. Każdy stolik był zasłonięty tradycyjnym, japońskim parawanem i oświetlony małymi, ale efektownymi lampkami. Przez środek pomieszczenia ciągnął się pas zielonych liści usadzonych w jednej, wąskiej, lecz pociągłej donicy. Przyozdobione były ślicznymi kwiatami, które oplatały również niewielki, sztucznie zrobiony wodospad, który najbardziej przyciągnął moją uwagę.
Miejsce było naprawdę śliczne, a ja dziwiłem się, że podczas tych wszystkich lat, podczas których  zamieszkiwałem Seul, nie odwiedziłem tego miejsca. 
Przed nami pojawiła się jakaś niska dziewczyna, ubrana w czerwono-srebrne kimono i ukłoniła się lekko, uśmiechając ciepło do nas. Wskazała, byśmy za nią poszli, co po chwili spełniliśmy. Zaprowadziła nas do wolnego stolika, tego, który stał najbliżej wodospadu. Usiedliśmy na krzesłach, po czym wzięliśmy do rąk menu. Właściwie sam nie wiedziałem co czytam. W karcie przeważały propozycje sushi, których raczej nie miałem okazji próbować. Wszystko wydawało mi się podobne, dlatego zdałem się na Luhana i jego jakże wyszukany gust. Po odebranym zamówieniu dziewczyna odeszła, zostawiając nas samych. 
Spojrzałem na Luhana i uśmiechnąłem się lekko.
- Jak ci się podoba w Seulu? - zapytałem po chwil.
- Jest świetnie! - zachwycił się, opierając rękami o stół. - Tu jest dużo ładniej niż w Pekinie, a i nawet ludzie są milsi – stwierdził, patrząc prosto na mnie. 
- Myślę, że to przez to, że jesteś sławny. - Zaśmiałem się cicho, patrząc, jak Luhan zawzięcie kręci głową, dając mi jasno do zrozumienia, że się mylę.
- Nie – zaprzeczył. - Ludzie w Korei już tak mają. Są mili, uczynni i kochani – wymieniał, kładąc głowę na dłoniach. - Każdy się tak ładnie uśmiecha i nigdy nie robi nikomu na złość. Poza tym Seul jest niesamowicie pięknym miastem! I macie świetną watę cukrową – pisnął, a ja miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Jego reakcje mnie rozwalały. - W Chinach takich nie ma. To znaczy są, ale nie smakują tak dobrze jak tutaj ta wasza – powiedział, nadal się ciesząc. Nie rozumiałem, jak można przez cały czas być tak szczęśliwym jak on. 
- Przecież byłeś tu tydzień. W tak krótkim czasie nie można wszystkiego zobaczyć od tej prawdziwej strony. Gdybyś dłużej tu pomieszkał, myślę, że zrozumiałbyś. Seul to takie same miasto jak Pekin. 
- Kłamiesz – powiedział Luhan, machając zabawnie ręką. - Chcesz mnie odstraszyć, żebym więcej tu nie przyjechał, ale nie uda ci się to. - Zaśmiał się, po czym spojrzał na stół, gdzie wylądowały dwie porcje sushi. Jedna dla mnie, druga dla niego. Kelnerka uśmiechnęła się do nas ciepło, po czym ukłoniła się, życząc smacznego i odeszła. 
- Mam nadzieję, że wiesz, co zamawiałeś.
- Nie – odparł spokojnie, biorąc pałeczki do rąk. - Nigdy nie jadłem sushi. Ale chyba warto próbować nowych rzeczy. - Uśmiechnął się szeroko, próbując potrawy, a ja poszedłem w jego ślady.
Wcześniej nawet nie myślałem, że czas spędzony z nim może być tak dobrze wykorzystany. Potrafiliśmy rozmawiać na wszystkie tematy, a krępująca cisza ani przez chwilę nam nie towarzyszyła. Z Luhanem było inaczej niż z innymi moimi znajomymi. Co było dziwne, już nie irytował mnie. Miałem ochotę palnąć sobie w łeb za te głupie stereotypy, które opowiadał mi Kyungsoo. Jemu również miałem ochotę przywalić. Luhan nie był zarozumiałą gwiazdką, która widziała jedynie czubek własnego nosa, a nadpobudliwym chłopakiem, który był szczery do bólu, ale wcale nie w chamski sposób. Lubiłem to w nim, bo był sobą, nie udawał kogoś, kim nie był. 
Cała kolacja minęła naprawdę szybko. Nim się spostrzegłem, wychodziliśmy z restauracji. Luhan jak zwykle szeroko uśmiechnięty, a ja z tą przeklętą różą w ręku, przez którą czułem się co najmniej jak na randce. W sumie niby się to zgadzało i nawet nie śmiałem wątpić, że Luhan tak nasze spotkanie by nazwał, jednak wolałem nie potrząsać tego tematu.
Stanęliśmy niedaleko skrzyżowania dróg. Jedna prowadziła do mojego domu, druga do hotelu, w którym zatrzymało się Exo, natomiast kolejna do centrum miasta. Luhan popatrzył na mnie i nadął lekko policzki, przez co wyglądał jak miś.
- Jutro koncert? - zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź. Przez Naeun pamiętałem chyba cały grafik zespołu.
- Tak – odparł smętnie. - A pojutrze spotkanie z fanami. Chyba nie będziemy mogli się zobaczyć. W te ostatnie dni zawsze mam dużo pracy – westchnął, jeszcze bardziej smutniejąc. - A później wylot. Chciałbym tu jeszcze zostać. To niesamowity kraj, naprawdę – powiedział, podchodząc bliżej mnie.
- Jesteś gwiazdą. Jeszcze pewnie tu niejeden raz przylecisz.
- Prawdopodobnie. Ale jeżeli tak będzie, to obiecaj, że się spotkamy.
Miałem wrażenie, że to właśnie przez jego duże oczy przez moje ciało przechodził jakiś dziwny prąd. Aż bałem się pomyśleć co by się stało, gdyby podszedł jeszcze bliżej.
- Jasne – mruknąłem, uśmiechając się lekko.
- W takim razie do zobaczenia? - jakby zapytał, ale nie odpowiedziałem. - I jeszcze raz dziękuję ci za wszystko. Za te chwile, które mi poświęciłeś. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego przewodnika po Seulu. - Schował dłonie do kieszeni spodni, lekko przygryzając wargę, zastanawiając się nad czymś. - Naeun też podziękuj. Powiedz, że jest świetną fanką. 
- Jak nie zapomnę.
Luhan uśmiechnął się jeszcze szerzej, a po chwili poczułem jego ciepłe wargi na swoim policzku, który momentalnie się zarumienił. Oszołomiony nie wykonałem żadnego kroku, będąc sparaliżowany bliskością Luhana.
Muśnięcie było naprawdę krótkie, bo Luhan szybko oderwał się, wracając do swojej wcześniejszej pozycji.
- Do zobaczenia, Baekhyun – pożegnał się jeszcze raz, a ja mogłem jedynie obserwować, jak odchodził w przeciwną stronę, w duchu ciesząc się jak mała dziewczynka.

*
Nie wiem, czy było to właściwe, etyczne i moralne z punktu widzenia innych ludzi. Nie wiem również, czy podjęta przeze mnie decyzja była dobra, ale czułem, że muszę to zrobić. Byłem pewny, że chcę zdążyć, bo pragnąłem go zobaczyć.
W ciągu tych krótkich dni zdążyłem zrozumieć to, co czuła moja kuzynka, oglądając każdy występ Exo. Kiedy patrzyła na nich z tą niesamowitą pasją i oddaniem, kiedy cieszyła się nawet z głupiego gestu, uśmiechu, spojrzenia... To potrafiło uzależnić, sprawić, że człowiek stawał się bezwładny, a mocno bijące serce potrafiło wyskoczyć z piersi. Ten stan na początku przerażał mnie, jednak później zrozumiałem, że to coś fascynującego, że nie powinienem się przed tym bronić, bo to i tak mnie dopadnie. Nie mogłem przewidzieć, czy będę żałował, ale liczyła się ta jedna chwila, która była prawdopodobnie ostatnia.
Przyspieszyłem kroku, słysząc kobiecy głos informujący o odlotach. Nie obchodziło mnie to, czy kogoś po drodze staranuję, przewrócę albo uderzę. Byłem tak blisko, nie mogłem teraz zwolnić, przecież to byłoby samobójstwem. 
Naeun miała rację, mówiąc, że będę żałował, jeżeli nie spróbuję, bo przecież to może zmienić całe moje życie, prawda? Wiedziałem, że chciała mojego szczęścia, widziała, iż to może się udać. Wszystko potrzebowało tylko mojej inwencji... Byłem głupi, że nie pozwoliłem wcześniej dopuścić do siebie tych uczuć. Teraz było późno, ale mogłem jeszcze zdążyć.
Zatrzymałem się przed wianuszkiem dziewczyn, okalających dookoła szóstkę chłopaków. Już z daleka mogłem dojrzeć najwyższego z nich – Krisa, który jak zwykle dokuczał Tao. Nasuwał mu na oczy za dużą czapkę, przez co najmłodszy złościł się, odpychając od siebie lidera. Koło nich snuł się Lay, Xiu Min i Chen, właściwie wcale nie zwracając uwagi na jeszcze jednego, ostatniego członka zespołu. 
Luhan siedział na dużej walizce postawionej na ziemi, kilka metrów oddalonej od wciąż wygłupiających się przyjaciół. Wyglądał na znudzonego, a nawet smutnego. Widziałem po niektórych fankach, że miały ochotę podbiec do niego i przytulić, ale hamowały się, zwłaszcza dlatego, że pilnowała ich ochrona. 
Właściwie nigdy nie widziałem takiego Luhana. Zawsze był albo przesadnie wesoły, albo nadpobudliwy, ale nigdy taki. Zdawało się, że uleciało z niego całe życie. Nie był tym prawdziwym Luhanem, tym, który potrafił się śmiać nawet w najgłupszej, czy niezręczniej sytuacji. Bez uśmiechu na twarzy był innym człowiekiem.
- Luhan – szepnąłem jakby do siebie, ruszając do przodu.
Przepchanie się przez ten cały tabun dziewczyn i w niektórych przypadkach chłopaków, był raczej niemożliwy. Wszyscy byli ze sobą tak mocno ściśnięci, że dziwiłem się, jak mogą wytrzymać. Ja osobiście najprawdopodobniej udusiłbym się w tej duchocie, ale jak widać inni potrafili ścierpieć wszystko dla swojego idola. 
Jęknąłem zdenerwowany, już na siłę pchając się pomiędzy nastolatkami, głośno skandującymi nazwę ich ukochanego zespołu. Niektórzy posyłali mi zdenerwowane spojrzenia, inni patrzyli z ciekawością, inni szeptali, zapewne myśląc, że jestem jakimś nadpobudliwym psychofanem. Nie obchodziło mnie to. 
Byłem już tak blisko Luhana, wystarczyło kilka kroków, by wreszcie stanąć z nim twarzą w twarz, jednak powstrzymała mnie czyjaś umięśniona ręka, tamując jakąkolwiek drogę do głównego tancerza Exo.
Widziałem jakiegoś faceta. Był dosyć wysoki, sprawiał wrażenie despotycznego i zarozumiałego. Jakbym gdzieś go już widział, jednak za nic nie mogłem sobie tego przypomnieć. Mężczyzna podszedł do chłopców i powiedział coś do nich, jednak nie usłyszałem – piski innych fanek mi to uniemożliwiły. Widziałem tylko, jak Kris kiwa potakująco głową i ciągnie Tao w stronę miejsca odprawy. Wtem wszyscy podążyli za dwójką, także Luhan, który nie zwracał uwagi na otoczenie, całkowicie się od niego izolując.
Nie mogłem dłużej czekać, gdybym to zrobił, popełniłbym błąd, którego prawdopodobnie nie umiałbym sobie wybaczyć. 
- Luhan! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem, mając nadzieję, że pomoże. Poskutkowało. Chłopak zatrzymał się nagle, jednak stał w bezruchu, jakby myślał, że całe to wołanie było wymysłem jego wyobraźni. Po chwili powoli obrócił głowę w bok, a swoje spojrzenie skierował w moją osobę. Przez tamten krótki moment mogłem podziwiać jego twarz skąpaną w pomarańczowych smugach popołudniowego słońca, wpadającego przez wielkie okna, oraz cień uśmiechu, który tak bardzo chciałem zapamiętać. A także jego jasne blond włosy leniwie opadające na czoło i przymrużone oczy, które chyba w nim uwielbiałem najbardziej. 
- Baekhyun! - niemal pisnął, puszczając rączkę od walizki, która bez jakiegokolwiek podparcia upadła na ziemię z hukiem. 
Już nie zwracałem uwagi na wielkiego, prawie dwumetrowego ochroniarza, tylko ruszyłem naprzód, zwinnie przechodząc pod blokującym mnie masywnym cielskiem mężczyzny. Tę niedużą odległość pomiędzy mną a Luhanem pokonałem zadziwiająco szybko. Wyciągnąłem w jego kierunku ramiona po to, by zwyczajnie się do niego przytulić, jednak on najwyraźniej miał całkiem inne plany. Oplótł moją szyję rękoma i przyciągnął głowę do pocałunku. Czułem się dziwnie z tym, że staliśmy praktycznie pośrodku dużego koła utworzonego z jego fanek, mając złączone usta. Krępowało mnie to, ale nie mogłem powstrzymać się przed tym, by odwzajemnić pieszczotę. Ta pokusa w jednej chwili mną zawładnęła, sprawiła, że miałem ochotę ot tak nieprzerwanie się uśmiechać, a to tylko dzięki chłopakowi, który jeszcze nie tak dawno denerwował mnie samą swoją obecnością. 
Czułem, jak pod moimi powiekami powoli wzbierają się małe łezki, którym nie pozwoliłem opuścić ich teraźniejszego miejsca, za to zamknąłem jeszcze mocniej oczy, smakując miękkich, kształtnych ust Luhana. Miałem wrażenie, że jego słodki, intensywny zapach powoli odurzał moje zmysły, bo czułem się, jakbym zaraz miał zemdleć. Nie wiem, czy to od nadmiaru emocji, czy może od tego, że naprawdę byłem zdenerwowany, bo Xiao był tu, przy mnie, a ja miałem okazję być bliżej niego, niż niejeden inny człowiek. 
Jęknąłem cicho, z całą mocą i cząstką siebie oddając pocałunek, a przysuwając się do niego jeszcze bliżej, o ile to było możliwe, bo niemal stykaliśmy się ciałami. Jedną rękę położyłem na jego ciepłym policzku, pozwalając, by na moment oderwał się od moich ust. Swój wzrok wbił w moje oczy, a ja jedynie co mogłem zrobić, to uśmiechnąć się czule i wtulić w jego ciało. 
Czułem, jakbyśmy byli na tym lotnisku sami, bo nie potrafiłem usłyszeć żadnych głosów, nie umiałem wyłamać ani jednego ciekawskiego spojrzenia kierowanego w naszą stronę. I to właściwie było niezwykłe, a ja byłem pewien, że chcę, by to trwało już zawsze. Chciałem to przeciągnąć, ale wszystko trwało tak, jakby ktoś specjalnie kręcił dwa razy szybciej wskazówkami zegara. W jednej chwili byłem przy nim, rozkoszując się jego bliskością, a chwilę później stałem zupełnie sam pośrodku dużego hallu i ludzi mnie wymijających, wpatrując się w podłogę, na której malowały się pociągłe smugi zachodzącego słońca. 
Starłem kilka łez, po czym uśmiechnąłem się szczerze, patrząc na korytarz, którym niedawno odszedł Luhan. Byłem mu wdzięczny za te dni, gdy był przy mnie, kiedy denerwował mnie, a ja sam nie zwracałem uwagi, że mam przy sobie prawdziwy skarb, który jest kluczem do mojego własnego szczęścia. 
Żałowałem, że nie zrozumiałem tego wcześniej. Teraz mogłem mieć tylko nadzieję, że dostaniemy kolejną szansę i jeszcze się zobaczymy.  

9 komentarzy:

  1. Tak, proszę napisz ciąg dalszy tej historii *q*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam <3 I jeszcze sparowałaś moich ulubionych chłopaków z EXO. To było takie słodkie... ale przecież ostrzegałaś :P Z chęcią przeczytam dalszy ciąg, mam nadzieję, że będzie równie przesłodzony jak ta część.
    Pozdrawiam, Gladys <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Bardzo fajny pomysł na one shota. Spodobał mi się.
    Może nie jest to mój najulubieńszy paring, ale też go bardzo lubię. ♥
    Jak już mówiłam, pomysł bardzo fajny. ^^
    Jak napisałabyś kontynuację, czy coś w tym stylu- nie obraziłabym się. xd
    Pozdrawiam, całuję - Rosesylla. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. to było takie urocze *.* tylko muszę przyznać że irytował mnie trochę ten moment kiedy Luhan uczył ich tańczyć, bo nawet dla dobrego tancerza nauczenie się choreografii to jednak spory wysiłek, ale pomijając ten moment jest genialne ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. tak bardzo chciałabym przeczytać dalszą część... proszę ;;

    OdpowiedzUsuń
  6. Po wczorajszym melodramacie stwierdziłam, że nie usnę w spokoju, więc muszę znaleźć coś, co zasłodzi mnie przez kolejne 40 minut, żebym mogła usnąć w spokoju. Przejrzałam Twoje oneshoty i przy okazji stwierdziłam, że przeczytałam tylko urywek Porcelain Doll, a później jakoś zaprzestałam odwiedzania Twojego bloga. I przyznam, że był to błąd i że nadrobię to wszystko, i na dodatek postaram się wszyściutko skomentować. Ale nie obiecuję, bo później te chęci słabną. Ale muszę zauważyć, że niestety komentuję tylko moje ukochane utwory, dlatego to chyba coś oznacza. No nie ważne, bo schodzę z tematu, a nie o to tu chodzi. Wracając, gdy przeczytałam opis tego fluffa to pomyślałam "Dobra, idealne, pewnie całkowicie się odmóżdżę i o to mi właśnie chodzi." I poniekąd było to prawdą, ale w bardzo, bardzo pozytywnym sensie, bo po przeczytaniu czułam się, jak płacząca kupka feelsów, która prosi o więcej. Ta historia niby nie miała w sobie żadnych większych uniesień, ale pochłonęła mnie całkowicie! To wszystko było takie kochane, niewinne, urocze. Naprawdę, jestem całkowicie zakochana w tym oneshocie i przyznam, że jest to jeden z lepszych jaki kiedykolwiek czytałam. Nawet chyba dołączył do mojej świętej piątki, co myślałam, że jest niemożliwe. Baekhyun tu był naprawdę święty i dziękuję niebiosom, że nie był żadnym ciotowatym Baekkiem, bo takiego go nie lubię. Luhan z początku nieco irytował mnie swoim optymizmem (cóż, wyobraziłam go sobie jako durnowatego pięciolatka, chociaż to było pocieszne, nie powiem) to gdy zwrócił im uwagę na próbie, to całkowicie zmieniłam o nim zdanie i wtedy w moim umyśle przetransformował do Manly Luhana i to było takie dfkjdfkfdsj. Albo scena z róż i pocałunkiem w policzek. Jezu, niby nic, a cieszyłam się jak głupia ** Ostatni pocałunek też wywołał we mnie burzę emocji. Mam nadzieję, że kontynuacja za jakiś czas. Oczywiście, nic na siłę! Ale widziałam sequel w planowanych i aż podskoczyłam z radości, bo miło byłoby poczytać takiego baeklu. Nawiasem mówiąc, pod krayem napisałam trochę nieskładny komentarz i w dodatku krótki, zbyt krótki, bo z telefonu to wyglądało nieco inaczej. Cóż, następnym razem na pewno napiszę z komputera i będzie lepiej. Ale to było wyjątkowo, bo nigdy nie piszę z telefonu, ale tym razem musiałam zrobić wyjątek ^^ Wykonałaś kawał dobrej roboty i oby tak dalej, bo jesteś naprawdę świetną autorką. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. O raaanyyy ^_^ trafiłaś w mój gust to było takie kochane że nie mogę ;_; prosze o ciąg dalszy ;^;

    OdpowiedzUsuń
  8. jejuuu chcę kontynuację. błagam! *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. To było przesłodkie :) I takie romantyczne... I bardzo podobała mi się ta zwyczajność wydarzeń, oczywiście w dobrym sensie zwyczajność. I to ze główny bohater był tak sceptycznie nastawiony :) Ta ròża od Luhana to był taki nieśmiały i zarazem piękny gest. Ech rozmarzyłam się. Mam nadzieję że chłopcy się jeszcze spotkają :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Followers