piątek, 13 lutego 2015

Love without tragedy



Pairing: Hunhan,Kailu, Kray
Rating: G
Ostrzeżenia: mpreg (ale tylko w tle)
Gatunek: Angst, romans, fluff, au
Bohaterowie: Luhan, Oh Sehun, Wu Yifan, Zhang Yixing, Kim Jongin, Do Kyungsoo, Park Sora oraz inni, wspomnieni. 
Opis: Miłość nie jest stała. Ona ulatuje wraz z latami, słabnie, powoli znika... Nie ma pięknej historii pomiędzy dwoma kochankami, w końcu życie i tak załamuje się w najlepszym momencie i uczucie znika, pozostawiając po sobie wspomnienia i niezagojone rany.
A/N: 22 czerwiec, to dziś mija rok od założenia tego bloga. W ciągu tych dwunastu miesięcy naprawdę sporo zdążyłam napisać, zwłaszcza one shotów. Sporo również planuję, ale dokończę je raczej w dalekiej przyszłości. Co do opowiadania... miało pojawić się "Beauty", ale nie zdążyłam, skończę je prawdopodobnie w wakacje, może wyrobię się do połowy lipca. A "Love without tragedy"... myślałam nad sequelem, ale to się jeszcze zobaczy. Ale w sumie, to opowiadanie jest zbyt nudne.

Opowiadanie jest powiązane z "Leave a message", więc niech nie dziwią was pewne fakty.




1

Spędzaliśmy wiele czasu razem, właściwie przez ostatnich siedem lat byliśmy nierozłączni. Każdego dnia Sehun był jak mój cień, ktoś, kogo nie mogę się pozbyć, bo wcale tego nie chcę. Myślę, że brakowałoby mi go, nie wytrzymałbym zbyt długo. Był kimś, kogo uważałem za są swoją bratnią duszę, kompana, który miał mi towarzyszyć przez całe życie. Kochałem go, przyzwyczaiłem się do niego i chyba stałem się taki sam dla niego, jak on dla mnie. Byliśmy dla siebie nieodłącznymi elementami, jeden bez drugiego nie potrafił funkcjonować, przynajmniej tak myślałem przez długi czas. Przy Sehunie byłem szczęśliwy, cieszyłem się każdą chwilą daną przez Boga, zapominałem o nieszczęściach... Po prostu żyłem jak w bajce. Nie chciałem, żeby się kończyła, przyzwyczaiłem się do takiego stanu rzeczy i oderwanie się od tego byłoby bolesne. 
Obróciłem się przodem do Oh, łapiąc go ochoczo za rękę. Spojrzał na mnie z uśmiechem, zaciskając palce na moich.
– Coś się stało? – zapytał mnie, pochylając się lekko. Poczułem jego ciepły oddech na swojej szyi, który po chwili oplótł i moją szczękę, i ucho. – Wyglądasz jakbyś zaraz miał się rozpłakać – stwierdził po momencie i z pewną troską wypisaną na twarzy przytulił mnie do siebie. Lubiłem, gdy był tak blisko mnie. Jego dotyku nic nie mogło zastąpić. 
– Nic, Hunnie – odburknąłem chyba aż za bardzo smętnie, bo nie uwierzył mi. – Nie mam najlepszego humoru, to wszystko, poza tym nie najlepiej się czuję – dodałem, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. 
– To może wrócimy?
Spojrzałem na naszych przyjaciół.  Wszyscy byli zajęci sobą. Jongin siedział  naprzeciwko mnie, tuż obok niego uśmiechnięta Sora z drinkiem w ręku, którą właściwie poznałem dzisiejszego wieczoru. Przy niej był Kris stukający na ekranie swojej komórki. Najprawdopodobniej pokazywał coś Yixingowi, bo Zhang uśmiechał się szeroko i dosyć podejrzanie. Kyungsoo i Minhye gdzieś zniknęli, przypuszczałem, że udali się do baru, by zakupić drugą turę drinków.
– Nie – odpowiedziałem, trochę uspokajając go. – Widzę, że chcesz jeszcze się pobawić, a ja nie mam zamiaru niszczyć ci wieczoru, Sehun – dodałem i pocałowałem go lekko w policzek, czym sprawiłem, że przycisnął nos w zagłębienie mojej szyi, wtulając się w moje ciało jeszcze bardziej. Nie chciałem, żeby się ode mnie odrywał. – Jeśli chcesz, zostań, ja wrócę sam.
– Nie puszczę cię samego. Jest późno, Lu. 
– Nikt mnie nie zabije, nie martw się o  mnie. Potrafię o siebie zadbać – zapewniłem go, choć nie wyglądał na specjalnie przekonanego. Wahał się, dosyć długo, bo nic nie odpowiadał. Jedynie wpatrywał się we mnie, zapewne zastanawiając się, co zrobić.
– Mogę go odprowadzić – zaproponował Jongin, zbliżając się do mnie. Sam zdziwiłem się, jak szybko zdołał się przemieścić w inne miejsce, ale nie skomentowałem, jedynie zaśmiałem się cicho, spoglądając z nadzieją na Sehuna. 
– Widzisz – mruknąłem. – Czyli zostajesz?
Skinął głową.
– Tak – odpowiedział i pocałował mnie mocno na pożegnanie. Kochałem jego usta, nie pozwalały o sobie zapomnieć, sprawiały, że myślałem o nich przez cały czas. Przeklęty, idealny Oh Sehun i jego perfekcyjne wargi. – Wrócę za kilka godzin z Krisem – obiecał, gdy oderwaliśmy się od siebie.  
Właściwie to nie chciałem zostawiać Sehuna. Wolałem zabrać go ze sobą do domu, porwać do łóżka i najchętniej nie wypuszczać z niego do następnego ranka. Przytulanie Hunniego było chyba najlepszą czynnością zaraz po pocałunkach, które mogłyby trwać w nieskończoność. W ogóle wszystko, co wiązało się z Oh, trwało zbyt krótko i byłem skłonny zrobić naprawdę wiele, by to przedłużyć. Mimo wszystko tego wieczoru postanowiłem odpuścić. Widziałem, że Sehun dobrze się bawił i nie miał najmniejszej ochoty na opuszczenie klubu wcześniej niż za kilka godzin, spędzając je najprawdopodobniej na libacji alkoholowej w towarzystwie Krisa, którego uważał za najlepszego przyjaciela i kompana. Nigdy nie ingerowałem w sprawy tych dwojga, po prostu wiedziałem, że dobrze się dogadują i chyba to w zupełności mi wystarczało. Razem z Sehunem dzieliliśmy mieszkanie w prawie samym centrum Gangnam, łóżko, które wydawało się idealne dla nas dwojga, i uczucie będące najważniejszym elementem całej naszej egzystencji. Reszta była inna. Pracowaliśmy w innych miejscach, znajomych również mieliśmy innych. Niby spotykaliśmy się wszyscy wspólnie i znaliśmy się, ale nie potrafiliśmy się odnaleźć w swoim towarzystwie, znaleźć tematy, które choć trochę by nas powiązały. Jedyną osobą z otoczenia Oh, którą naprawdę polubiłem, był Zhang Yixing - obecny chłopak Wu YiFana, czyli syna właściciela linii lotniczych będących praktycznie najbardziej wpływowymi w Azji, a może i na świecie. Samego Krisa średnio lubiłem, nie mogłem powiedzieć, że zżyłem się z nim tak, jak z Yixingiem, bo do tego daleko było i mnie, i jemu. Właściwie zauważyłem, że sam sceptycznie podchodził do mojej osoby, być może nie przepadał za mną, wydawało mi się nawet, że denerwowałem go samym swoim istnieniem, ale ze względu na Sehuna postanowiłem po prostu siedzieć cicho i chociaż udawać, że w jego towarzystwie bawię się dobrze. Chociaż on robił to samo, jedynie Sehun nie potrafił tego zauważyć. Całą sytuację zawsze ratował Yixing, z którym potrafiłem się dogadać. Był inny niż jego chłopak, całkowicie się od siebie różnili, ale to było w tym wszystkim najlepsze.
– Do zobaczenia – odpowiedziałem, gdy już wstawałem. Jongin szybko zrobił to samo, pomagając mi przepchać się przez te wszystkie tłumy zgromadzone w klubie Neon, który był ulubionym mojego narzeczonego.
Podążałem za Kimem, który kierował się do wyjścia. To dzięki niemu znaleźliśmy się na świeżym powietrzu już po chwili, gdzie wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą. Chciało mi się wymiotować, było mi trochę słabo i niesamowicie duszno. Jednak gdy zamiast znajdować się w zatłoczonej sali pełnej papierosowego dymu zmieszanego z odorem alkoholu i potu, nagle pojawiłem się za drzwiami do tego małego piekła, od razu poczułem się lepiej. 
– Dasz radę iść czy zamówić taksówkę? – zapytał z troską Jongin, chwytając mnie w okolicach łokcia, zapewne tylko dlatego, bym przypadkiem nie upadł na ziemię. W odpowiedzi zaśmiałem się lekko i pokręciłem głową.
– Moje mieszkanie jest dziesięć minut drogi stąd, Jongin – mruknąłem, zbliżając się do niego. – Myślę, że taki kawałek będę w stanie przejść, po prostu nie przesadzaj, bo mdłości zaraz przejdą.
– Jesteś chory – podsumował.
Spojrzałem na niego z politowaniem i wyraźnym rozbawieniem, choć miałem ochotę ukręcić mu łeb, bo znów wymyślał niestworzone rzeczy.
– Nie, po alkoholu zawsze tak się czuję – wyjaśniłem i ruszyłem. Uścisk dłoni na moim łokciu wzmocnił się, ale nie skomentowałem tego. Wiedziałem, że Jongin się o mnie martwił i właściwie to było w jakiś sposób kochane. Miałem w nim wsparcie, był osobą, na którą mogę liczyć, i wiedziałem, że mnie nie zawiedzie.
Kim nie odpowiadał przez chwilę, jedynie starał się dotrzymywać mi kroku, który stawał się coraz szybszy. Sam nie wiem, dlaczego tak pędziłem, być może przez to, że zwyczajnie chciałem już znaleźć się w moim domu, położyć do łóżka i zasnąć. Byłem zmęczony, trochę przygnębiony, że zamiast Jongina nie idzie obok mnie Sehun, ale wolałem o tym nie wspominać. 
  Rozmawiałeś z Sehunem?
Z prawie pustego chodnika przeniosłem wzrok na Kima.
– Nie – powiedziałem cicho, stawiając kolejne, ciężkie kroki. – Póki co wolę nie zaczynać tego tematu, bo pewnie się zdenerwuje – mruknąłem z niezadowoleniem, czując, jak chłodny, majowy wiatr rozwiewa moje włosy i otula policzki. – Ale mimo że to odwlekę, i tak będę musiał mu powiedzieć, prędzej czy później.
– Zrób to jutro.
Prychnąłem głośno, będąc rozbawiony jego pomysłem, który nagle wydał mi się niesamowicie głupi i niestosowny. Nie chciałem myśleć o przyszłości, nie teraz, kiedy wszystko razem z Sehunem mieliśmy ułożone - całe życie. Gdybym mu powiedział, prawdopodobnie zniszczyłbym to i sprawił, że cała ta idealność zostałaby przerwana, chyba że Sehun wyraziłby swoją aprobatę. Powinienem myśleć pozytywnie, ale w takich chwilach nie potrafiłem.
– Potrzebuję jeszcze trochę czasu, bo sam nie jestem zdecydowany, czy tego chcę.
– To duża szansa, Luhan.
– Wiem, po prostu ja już i tak jestem szczęśliwy i nie potrzebuję niczego więcej, tak myślę. Chociaż trochę nie zaszkodziłoby jakieś zróżnicowanie  – przyznałem i uśmiechnąłem się głupio. Jongin do podłapał i mrugnął do mnie zadowolony.  
– Tak i to bardzo – skomentował na koniec i zatrzymał się. Ja zrobiłem to samo, widząc wieżowiec, w którym mieszkałem prawie na samej górze. Lubiłem to miejsce, z ostatniego piętra rozciągały się cudowne widoki. – Jesteśmy. Odprowadzić cię jeszcze na górę?
 – Nie, jeszcze wiem jak działają windy.
Jongin zaśmiał się i przytulił mnie na pożegnanie. Naprawdę ładnie pachniał, dosyć egzotycznie, chyba cytrusami, zupełnie inaczej niż Sehun. 
– W takim razie do jutra?
Kiwnąłem głową.
– Dzięki, Jongin – powiedziałem, gdy już oddalał się ode mnie, jednak przez cały czas spoglądał na mnie, jakby chciał się upewnić, że przez tych kilka sekund nic mi się nie stało. – Do zobaczenia jutro – dodałem, już nieco ciszej, choć chyba tego nie usłyszał. 


Długo myślałem nad słowami Jongina, zwłaszcza w domu, gdy siadałem na kanapie w salonie, zmęczony po kilkugodzinnej pracy za biurkiem. Zastanawiałem się, jak powiedzieć Sehunowi  to, co dręczyło mnie już od jakiegoś czasu, niejednokrotnie sam kreowałem w swojej głowie całą rozmowę, ale za każdym razem kończyła się szczęśliwe, bo chciałem, by tak było. Lecz żyłem w świecie realnym, nie w mojej głowie, tutaj wszystko było inne i chyba się bałem. Poza tym miałem do powiedzenia Sehunowi zdecydowanie więcej, coś, co było jeszcze gorsze do przekazania, dlatego za każdym razem, gdy Oh przechodził, a nawet jeśli tylko go widziałem, moje serce biło nienaturalnie szybko, nie chcąc zwolnić. Moje życie również biegło i to w tym kierunku, w którym nie powinno, ponieważ już nigdy nie mogłem zawrócić.
– Czemu nie śpisz?
Spojrzałem na Sehuna, który wyszedł z łazienki praktycznie cały mokry, jedynie w białym ręczniku obwieszonym przez jego szczupłe biodra, przenosząc na niego wzrok znad książki, której i tak nie rozumiałem. Nie potrafiłem się skupić, a wszystkie słowa były dla mnie tylko ciągiem literek pozbawionych sensu.
– Bo czytam – odburknąłem, ale mimo wszystko zamknąłem książkę i położyłem ją na szafce nocnej tuż obok dużego, dwuosobowego łóżka, które naprawdę było wygodne. W weekendy razem z Sehunem nie wychodziliśmy z niego, woleliśmy leżeć wtuleni w siebie lub po prostu robić inne, bardziej intymne rzeczy, o których nie każdy musiał wiedzieć.
Sehun ściągnął ręcznik i odłożył go na krzesło stojące niedaleko. Zawsze spał nago, w przeciwieństwie do mnie, ja musiałem mieć przynajmniej bokserki, ale jego zwyczaje wcale mi nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie. 
– Jest już późno – mruknął i wyłączył po swojej stronie lampkę nocną, kładąc się do łóżka. – Chodź już spać.
– Nie, najpierw chcę o czymś porozmawiać, właściwie o dwóch rzeczach.
– Nie możemy przełożyć tego na jutro?
– Sehun – westchnąłem cicho, nakładając swoją dłoń na jego, i spojrzałem na niego z nadzieją. Wreszcie odważyłem się zacząć dwa gnębiące mnie tematy i nikt nie mógł tego zepsuć, nawet sam mój narzeczony. – To nie może czekać, teraz już nie.
– Więc mów.
Przełknąłem głośno ślinę, postanawiając zacząć od tej mniej stresującej rzeczy, choć i tak cholernie się trząsłem. To nie za sprawą chłodu, a strachu, który rozdzierał moje ciało. Już od dziecka miałem tak, że potwornie denerwowałem się przed wyjawieniem czegoś ważnego i choćbym bardzo chciał, nie potrafiłem tego zmienić. A Sehun... on zasługiwał na trochę prawdy, którą niewątpliwie przed nim zatajałem, przynajmniej przez jakiś czas.
– Parę tygodni temu wezwał mnie do swojego biura szef, właściwie Jongina też. Przez chwilę miałem głupie wrażenie, że mnie wyleje, wiesz? – prychnąłem, zaciskając palce na tych Sehuna. – Ale okazało się, że wcale nie chciał mnie zwolnić, a co lepsze dostałem propozycję awansu...
– To cudownie, Luhan.
– Awansu, który zmuszałby mnie na przeprowadzkę do Tokyo – dokończyłem, czym sprawiłem, że wcześniejszy uśmiech Sehuna szybko zniknął z jego twarzy, ale nie dał po sobie poznać tego, że się rozczarował.
– Masz zamiar skorzystać?
– Nie wiem, ta decyzja należy do nas obojga. Chciałbym wyjechać do Japonii i tam być szczęśliwy, ale razem z tobą. Sam nigdzie się nie wybieram.
Sehun otworzył szerzej oczy i nawet jeśli w pokoju panował półmrok, byłem w stanie to dostrzec.
– Nie ma mowy, Lu – powiedział tak stanowczo, że się przeraziłem. Nie lubiłem tego tonu jego głosu, wydawał się być zbyt szorstki i niemiły. – Ja nie mogę zrezygnować ze swojej pracy, firma mnie potrzebuje, a jestem przekonany, że raczej nie odeślą mnie do Japonii – dodał i przyciągnął rękę do siebie, tę samą, którą wcześniej trzymałem w uścisku. Ten gest trochę zabolał.
Z jednej strony rozumiałem Sehuna. Na jego miejscu również nie chciałbym opuszczać Seulu, tu było nam dobrze, mieliśmy cudowne mieszkanie, on prace, znajomych... ale to była moja szansa na zabłyśnięcie. Nie chciałem dłużej żyć w cieniu mojego narzeczonego. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, głównie dlatego, ze go kochałem, ale wreszcie pojawiła się szansa i chciałem ją wykorzystać, potrzebowałem jedynie zgody.
– Mógłbyś poszukać nowej...
– Nie. Ale jeśli tak bardzo ci zależy na tym, to może pojedź sam? W końcu Japonia nie jest tak daleko, zawsze moglibyśmy się widywać przynajmniej raz w miesiącu.
Na początku myślałem, że żartuje, więc nawet zaśmiałem się, delikatnie szturchając go w ramię, jednak dopiero po chwili zrozumiałem, że powiedział to całkowicie poważnie i chyba nie potrafiłem w to uwierzyć. Osoba, którą tak cholernie kochałem, bez której nie potrafiłem żyć, tak łatwo chciała pozwolić, bym odszedł. Może faktycznie chciał, bym rozwijał się zawodowo, ale pod innym względem... Miałem wrażenie, że po prostu chce się mnie pozbyć.
– Nie myślisz, że ten pomysł jest bez sensu?
– Dlaczego? Istnieje coś takiego, jak związek na odległość, Luhan. Poza tym tak byłoby pewnie tylko na samym początku, dopóki nie znaleźlibyśmy innego, lepszego rozwiązania.
Westchnąłem, zsuwając się tak, by się położyć, po czym wyłączyłem lampkę nocną po swojej stronie. W naszej sypialni zapanowała ciemność.
– Myślę, że odpuszczę, a teraz faktycznie pójdę spać.
– Miałeś mi coś jeszcze do powiedzenia.
Położyłem dłoń na swoim brzuchu i mocniej wtuliłem się w poduszkę, chcąc zasnąć.
– Tak, ale to chyba faktycznie może zaczekać. Dobranoc, Sehun.

3


Samotne wieczory stały się codziennością, czymś zupełnie normalnym w moim życiu. Przyzwyczaiłem się do nich i wreszcie zrozumiałem, że nie mogę zbyt wiele zrobić, bo nie zamknę Sehuna w domu i nie rozkażę zostać. Dlatego byłem zmuszony do zaakceptowania stanu tej samotności, która z godziny na godzinę towarzyszyła mi coraz częściej, mimo że jej nienawidziłem. Bałem się jej, bo w jakiś sposób mnie przerażała, powoli zabijała jakiekolwiek zalążki nadziei na lepsze dni, które były odzwierciedleniem tych sprzed kilku lat. Wtedy tego nie czułem, a osamotnienie było dla mnie czymś zupełnie nieznanym, obcym - tak jak teraz szczęście. Zaczynałem za tym tęsknić, nawet jeśli powierzchownie moje życie wyglądało jak z bajki. Cudowny, wymarzony chłopak, grupa najlepszych przyjaciół, wielki, elegancki apartament w samym sercu miasta i praca, dzięki której byłem w stanie utrzymać się na wysokim poziomie życia. Ale zrozumiałem, że to wszystko jest tylko ładnym obrazkiem mogącym ulec całkowitemu zniszczeniu, jeśli przez pewien okres czasu zabraknie uczucia i chęci do dalszego funkcjonowania, które by to wszystko podtrzymywały. Moje życie powoli się waliło i mogło wkrótce zostać całkowicie zniszczone, jeżeli nie odbuduję go na nowo, ale tym razem z Sehunem. Samotnie nie byłem w stanie. 
Zacisnąłem palce na ciepłym kubku wypełnionym herbatą, która parowała, roznosząc przy tym po całej kuchni przyjemny zapach. Stałem oparty o jedną z szafek przy oknie, za którym rozciągał się widok na oświetlone miasto. W międzyczasie uparcie wpatrywałem się w zegar ścienny, obserwując powoli przesuwające się wskazówki. Do moich oczu dochodziły ciche dźwięki wydawane przez ów przedmiot razem z moim szybkim, niespokojnym oddechem. Starałem się zachować spokój i w ciszy zaczekać na ukochanego, ale mimo to wszystkie minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Powoli zabijały i tak już moją zmęczoną duszę, która błagała o chwilę uwagi. Wręcz domagała się jej. A ja starałem się udawać, chociaż powierzchownie, że wszystko jest w porządku. Nawet nie zauważyłem, kiedy razem  z Sehunem tak bardzo się od siebie oddaliliśmy, przecież jeszcze miesiąc temu było idealnie, byliśmy ze sobą szczęśliwi. Dopełnialiśmy się, oboje dostarczaliśmy sobie nawzajem powodów do radości i uśmiechu, jednak to zaczynało się powoli kończyć. Myślałem, że tak będzie tylko przez pewien czas i szybko minie, nawet nie zauważę. Pragnąłem to wszystko zatrzymać i cofnąć się, sprawić, by przeszłość stała się teraźniejszością, a przyszłość nigdy nie nadeszła. Ale później uświadamiałem sobie, że nie mogę, że jestem zmuszony do bezradnego patrzenia, jak te najlepsze chwile dosłownie przemykają mi przez palce i nigdy już nie powrócą, zostaną we wspomnieniach, które i tak w końcu zostaną pogrzebane wraz z gasnącym płomykiem umierającej nadziei i miłości.
W chwilach takich jak te, wątpiłem, że kiedykolwiek będzie lepiej. Poza tym sam nie robiłem nic, żeby to zmienić. Przestałem się starać, bo nie wierzyłem, że samotnie poradziłbym sobie udźwignąć ten ciężar rzeczywistości tylko po to, by poprawić sytuację, w której się znajdowałem. Byłem zbyt słaby, ale miałem dość tej bezsilności, przez którą momentami płakałem, zaszywając się w najciemniejszym kącie mieszkania, tam, gdzie nikt nie mógł zobaczyć moich łez. 
Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy prawie puste, wypełnione ciszą mieszkanie przeszył trzask zamykanych drzwi i głośne kroki dosyć ciężkich butów. Nadal wpatrywałem się we wskazówki, które jak na złość wciąż sunęły po okrągłej tarczy zegara, przybliżając mnie do momentu, którego tak bardzo chciałem uniknąć.
– Gdzie byłeś? – zapytałem ostro, na moment odrywając się od swojej czynności. Przeniosłem swój wzrok na Sehuna, który odłożył aktówkę z dokumentami na blat, tylko po to, by chwilę później wziąć czystą szklankę i nalać do niej wody mineralnej. Przez moment nie zwracał na mnie uwagi, jednak gdy westchnąłem ciężko, ten odwrócił się do mnie przodem. Zacisnął swoje usta, spuszczając wzrok na dłonie.
– W pracy, jak zawsze.
– Nie kłam, Sehun – poprosiłem, wzmacniając uścisk na gorącym kubku. – Dzwoniłem do Krisa, tylko po to, żeby przekonać go, by wypuścił cię wcześniej.  Chciałem spędzić z tobą popołudnie, jakoś uczcić siódmą rocznicę naszego związku, wiesz? – Uśmiechnąłem się lekko. – Kris nie miałby z tym większych problemów, ale powiedział, że już i tak wyszedłeś ponad trzy godziny wcześniej – oznajmiłem, przymykając lekko oczy. – Czekałem na ciebie!
– Przepraszam.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – zapytałem pustym, wypranym z jakichkolwiek emocji głosem, który był tak samo spokojny jak ja. Póki co. – Żadnych wyjaśnień? Chyba mi się należą – dodałem, ale tym razem szeptem, czując, jak ciecz, która wypełniała biały kubek zaczyna parzyć moje palce. Mimo to nie oderwałem ich.
– Masz rację – westchnął Sehun, po czym zmrużył lekko oczy, mierząc mnie wzrokiem.  – Przez ostatni miesiąc moje życie całkowicie się zmieniło, Luhan – wyjaśnił, opierając się o stół, który stał obok. Spojrzał na jasny blat, który nie dalej jak wczoraj przyozdobiłem świeżymi kwiatami. Włożyłem je do wazonu, uznając, że jakoś ożywią kuchnię, z której ostatnimi czasy prawie w ogóle nie wychodziłem. – I właściwie sam nie wiem, czy na lepsze, czy gorsze. - Zamilknął na moment. – Poznałem kogoś, Lu. 
Rozszerzyłem oczy w zaskoczeniu, choć podświadomie właśnie tego się spodziewałem. Mimo to bolało, miałem wrażenie, że moje serce zaraz pęknie i już nikt nie będzie w stanie go na nowo posklejać. Ale nie dałem tego po sobie poznać.
– Kogo?
– Sora. Kiedy ostatnim razem spotkaliśmy się całą grupą w klubie, ona tam była. Ja nawet nie wiem, jak to się stało – powiedział, spuszczając głowę w dół. – Z początku myślałem, że to jednorazowe, w końcu byłem pijany. Nie chciałem ci o tym mówić, bo wiedziałem, że mnie znienawidzisz. Ale później... konsekwencje tego jednego wieczoru zaczęły mnie doganiać i sprawiły, że musiałem się z nimi pogodzić i wziąć odpowiedzialność.
– Co chcesz mi przez to powiedzieć?
– Sora jest w ciąży, a ja będę ojcem. Sam dowiedziałem się tydzień temu i zamierzałem ci powiedzieć, ale nie tak wcześnie. Wiem, Lu, że cię zraniłem, ale proszę, zrozum. Nie potrafię zmienić biegu wydarzeń, nawet jeśli bardzo chcę – zamilknął na chwilę, natomiast ja odłożyłem kubek na blat, by przypadkiem nie rzucić nim w Sehuna. Byłem wściekły, ale wolałem nie krzyczeć i nie denerwować się za bardzo, w moim stanie nie powinienem.
Miałem ochotę się rozpłakać. Chciał mnie zostawić dla przypadkowej dziewczyny, dla dziecka, które powstało przypadkiem. Natomiast owoc naszej miłości był dla niego zupełnie niczym... Właściwie, prawdopodobnie wpadłby w szał, gdybym cokolwiek więcej powiedział, a ja nie chciałem jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji.
– Gdzie idziesz? – zapytał, gdy skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Tam tylko wziąłem jakiś sweter i portfel, który leżał na komodzie, i spojrzałem na Oh.
– Do Kyungsoo. Kiedy jutro rano wrócę, twoich rzeczy i ciebie ma nie być w tym domu – poinformowałem, patrząc na niego z wyrzutem. Powstrzymywałem się przed uderzeniem go i wykrzyczeniem w twarz, jak bardzo mnie zranił, ale zachowanie spokoju wydało mi się najrozsądniejsze, przynajmniej teraz. Moja złość niewiele by zmieniła. – Po prostu raz i na zawsze zniknij z mojego życia, Sehun – dodałem, ściągnąwszy pierścionek zaręczynowy z palca, rzuciłem mu go pod nogi, po czym wyszedłem, trzaskając drzwiami. 
Tak, zdecydowanie chciałem cofnąć się w czasie.


4


Życie bez Sehuna było trudne, być może zbyt ciężkie dla mnie. Byłem przyzwyczajony do niego, każda czynność wiązała się z nim, dlatego teraz nie potrafiłem się odnaleźć.  Stałem się pusty, bez wyrazu, chyba aż za bardzo smutny, bo swoim zachowaniem przygnębiałem wszystkich dookoła. Wziąłem urlop wcześniej niż przewidywałem. Planowałem to zrobić w  sierpniu, kiedy razem z Oh mieliśmy wyjechać na wakacje. Tym razem naszym celem były Wyspy Kanaryjskie. Mieliśmy wszystko przygotowane, dopięte na ostatni guzik, ten czas spędzony razem zapowiadał się wyjątkowo, ale w końcu miałem pogodzić się z porażką, co było niezwykle ciężkie.
– Jak się czujesz, Lu?
Spojrzałem na Kyungsoo, zaciskając dłonie na kubku z koktajlem truskawkowym, który kupiłem, gdy czekałem na niego, po czym wzruszyłem ramionami.
– Jest ciężko, Soo – odpowiedziałem, dorównując mu kroku. Szliśmy przez park, który uwielbiałem, zwłaszcza gdy byłem nastolatkiem. To właśnie tutaj odbywały się pierwsze randki moje i Sehuna. Był symbolem naszych najlepszych lat spędzonych razem, ale teraz to już nie miało żadnego znaczenia, Sehun przestał się liczyć. – Myślałem, że szybko sobie poradzę, że jakoś się z tym uporam, ale jest gorzej, niż zakładałem. Dom bez Sehuna jest pusty, strasznie cichy i smutny, łóżko zimne i niewygodne, a samotne jedzenie posiłków... to raczej nie dla mnie. Chyba chciałbym cofnąć się w czasie i wrócić do przeszłości, żeby nigdy nie poznać prawdy. 
– Ale wiesz, że życie nie kończy się na Sehunie? Jeszcze wiele przed tobą. Wreszcie możesz wyjechać do Tokyo, bo nikt cię już nie blokuje, poza tym znajdziesz sobie kogoś nowego – dodał, a ja kiwnąłem niechętnie głową, niby się z nim zgadzając, ale wciąż nie byłem przekonany. Samotność mnie przytłaczała, zresztą jak to wszystko.
– Tak, ale chciałem wyjechać z nim.
– Już za późno – podsumował, chwytając mnie za rękę i zmuszając do spoczęcia na jednej z przypadkowych, białych ławeczek. – Nie chcę ci mówić, że będzie dobrze, ani tym bardziej obiecywać, bo nie wiem jak to wszystko się potoczy, co przyszykuje dla nas los. Na początku, po zerwaniu z rutyną zawsze jest ciężko, ale później przeważnie jest łatwej.
Pokręciłem głową, zaciskając dłonie w pięści. Próbowałem się nie rozryczeć, ale byłem dzielny kilka dni temu, więc chyba mogłem teraz pozwolić sobie na kilka łez. Ta słabość powoli rozrywała mnie na strzępy.
– Później nie dam rady, Kyung. To właśnie teraz jest łatwiej.
– Co masz na myśli?
Przez chwilę zastanawiałem się, czy po prostu nie zamilknąć i nie wrócić do domu, gdzie zaszyłbym się przed wszystkimi, ale Do był moim najlepszym przyjacielem, kimś, kto powinien znać prawdę. Równie ważny był Yixing, ale póki co postanowiłem milczeć i jego w to nie mieszać, Kris szybko wyciągnąłby od niego informacje, więc i Sehun by się dowiedział.
– Jestem w ciąży – powiedziałem po chwili milczenia, ciężko wydychając powietrze. Nie wiedziałem czemu, ale czułem się naprawdę słabo, jakbym zaraz miał zemdleć. Być może to z nerwów, które nie pozwalały mi na normalne funkcjonowanie. – Ja... to trudne. 
Kyungsoo przez jakiś czas w ogóle się nie odzywał. Jedynie spoglądał na mnie nieco speszony, zapewne nie wiedząc, co ma mi powiedzieć. Sam tego nie wiedziałem, dlatego milczałem, pozwalając, by przyjemny, chłodny wiatr niszczył moją fryzurę. Nie dbałem o to, już i tak wyglądałem jak siedem nieszczęść i nie dało się tego zmienić, póki co.
– Sehun wie? – zapytał po jakimś czasie, kiedy pierwszy szok minął. W odpowiedzi pokręciłem głową, mocno zaciskając wargi w wąska linię. Nie wiedział, kilka razy chciałem mu o tym powiedzieć, uświadomić go, że w naszym życiu pojawi się ktoś wyjątkowy, ktoś, kto jest owocem naszej miłości, którą nadal żywiłem do Oh, ale jakoś za każdym razem tchórzyłem, nie miałem okazji... A teraz, skoro i tak ode mnie odszedł, nie czułem potrzeby uświadamiania go. Myślę, że był z Sorą szczęśliwy, kochali się, budowali powoli swój związek, a ja nie miałem zamiaru tego im niszczyć. Wolałem pogodzić się z myślą, że już nie ma szans, by to wszystko na nowo z Sehunem odtworzyć, nasze stare życie. – Powiedz mu.
– Nie – odpowiedziałem szybko, prawie automatycznie.
– Ale on jest ojcem, ma prawo wiedzieć.
– Już postanowiłem, Kyungsoo, i zdania nie zmienię – powiedziałem stanowczo, odwracając wzrok. Wstydziłem się patrzeć mu w oczy, bałem się, że znów się rozkleję.
– Będziesz tego żałował.
– Żałuję również tego, że się w nim zakochałem – podsumowałem i pogładziłem jeszcze dosyć płaski, choć już lekko wypukły brzuch dłonią, uśmiechając się do siebie lekko. Kochałem to dziecko i postanowiłem, że będę dla niego najlepszym rodzicem na świecie. Łatwiej było jednak powiedzieć, aniżeli wykonać. – Niestety czasu cofnąć nie mogę.
– Wiem, Lu, że cię to wszystko boli i jesteś w kompletnym dołku, niedaleko ci do depresji, ale musisz coś z tym zrobić.
– Masz rację – prychnąłem. – Zrobię coś, po prostu muszę nad tym pomyśleć.
Kyungsoo skinął głową i zabrał ode mnie pusty kubek po koktajlu, który wrzucił do kosza na śmieci znajdującego się po jego stronie.
– Poczekasz tu chwilę? Ja szybko przelecę po coś słodkiego, żeby humor się nam poprawił, co ty na to? – zapytał, a ja ochoczo i energicznie pokiwałem głową. Kyungsoo dokładnie wiedział co uwielbiam, a czekolada czy cokolwiek innego w każdej sytuacji były odpowiednie.
Chwilę później nie zostałem całkiem sam, jeśli chodzi o towarzystwo, bo park o tej porze był zaludniony.  Ciągle przebiegały koło mnie grupki dzieci bawiące się piłkami lub innymi zabawkami. Na poszczególnych ławkach rozstawianych w równych odległościach siedzieli ich rodzice. W powietrzu unosiło się szczęście, przyjemna atmosfera, która udzielała się wszystkim, tylko nie mnie. Miałem wrażenie, że nade mną zawisła jakaś czarna burzowa chmura i sprawiała, że mój humor z minuty na minutę się pogarszał. Ale czekałem na czekoladę od Kyungsoo.
W którymś momencie odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku, chcąc odszukać wzrokiem Kyungsoo, który na dobrą sprawę powinien wrócić, jednak mój wzrok przyciągnęła para. Oni wyróżniali się na tle innych, zwłaszcza przez mężczyznę, który w ciągu jednej nocy potrafił zniszczyć moje całe życie. Chciałem odwrócić wzrok, zrobić coś, by to tak cholernie nie bolało, ale w końcu i tak łzy zamazały mi cały obraz. Sehun pasował do Sory. Oboje byli wysocy, szczupli, eleganccy, nawet ich stroje były perfekcyjnie dobrane. Ja przy nim byłem jak wyrośnięty dzieciak, który nigdy nie dorośnie, i chyba zrozumiałem to dzięki tej sytuacji. Przy Sehunie zawsze odstawałem, przez tych siedem lat byłem dla niego tylko ciężarem, którego nie pozbędzie się tylko dlatego, ponieważ jest przyzwyczajony. Te myśli rozszarpywały moje serce, podobnie jak szeroki, szczery uśmiech mojego byłego narzeczonego. Posłał go swojej nowej dziewczynie, a ja... ja nie powinienem im przeszkadzać.
Nim zdążyli mnie zauważyć, podniosłem się z ławki i skręciłem w dróżkę, która prowadziła do centrum. Będąc jeszcze w parku napisałem do Kyungsoo, że źle się poczułem i wróciłem do domu. Musiałem choć przez chwilę pobyć sam.

5



Strata kogoś bliskiego zawsze była bolesna i myślałem, że nic gorszego nie może mnie spotkać, dopóki nie odeszła ode mnie kolejna osoba. Trzymając telefon w ręce i wysłuchując roztrzęsionego głosu Minhye, miałem ochotę przestać czuć. Ból psychiczny powoli wykańczał nawet najsilniejsze osoby, doprowadzał do unicestwienia każdego, kto wreszcie się poddawał. Miałem wrażenie, że jeżeli sytuacja się nie poprawi, ja będę następny. 
Siedząc w salonie z wszystkimi zgaszonymi światłami, zastanawiałem się, kto będzie kolejny, kto jeszcze mnie opuści. Coraz bardziej bałem się samotności, bo nim zdołałem to zrozumieć, zostałem prawie sam. Pierwsi postanowili zostawić mnie rodzice. Wraz z wieścią, że spotykam się z Sehunem, zerwali ze mną całkowicie kontakty, zmienili nawet numer telefonu. W końcu całkowicie musiałem pogodzić się z tym, że nie chcą mnie znać. Później był Sehun, z którym również nie rozmawiałem od dawna. Przepadł, ale tym samym pozwolił mi o sobie zapomnieć. Na marne, ponieważ nie potrafiłem tego zrobić.
Ostatni był Yixing i nie mogłem przywyknąć do tej myśli.
Gdy usłyszałem trzask drzwi frontowych, nie poruszyłem się. Nadal siedziałem w bezruchu w tym samym miejscu, tępo wpatrując się w puszysty perłowy dywan, na którego wiele razy Sehun wylał wino. Zawsze na niego krzyczałem i groziłem, że jeśli to się powtórzy, sam będzie go na klęcząco czyścił. Ten dom... to wszystko przypominało mi o Oh.
– Luhan.
Głos Kyungsoo tak mocno dygotał, jak moje dłonie. Stał przy drzwiach do salonu, ubrany w długi, rozciągnięty szary sweter. Wyglądał w nim na kogoś naprawdę drobnego.
– Mógłbyś mnie przytulić? – prawie, że szepnąłem, ale nie miałem siły na nic więcej.
Kyungsoo nie mówił już nic więcej, tylko podszedł do mnie i zamknął moje ciało w szczelnym uścisku. A jedynym, co ja mogłem zrobić, to przyczepić się mocno do niego i zacząć cicho łkać.
Kiedyś moje życie było idealne. Gdy byłem mały, zawsze chciałem mieć dobrą pracę, cudowne mieszkanie i osobę, która kochałaby mnie bezgranicznie. I przez chwilę naprawdę tak było, aż do momentu, kiedy wszystko nagle zatrzymało się i rozprysnęło na miliony kawałków. Na miejsce szczęścia zaczął powoli wpełzać żal, smutek, cierpienie i samotność. Chciały mnie wykończyć i chyba naprawdę byłem bliski całkowitego załamania. 

6

Powoli zaczynałem gubić się w dniach. Z maja nagle zrobił się koniec lipca, a ja chyba po drodze w którymś momencie się zatrzymałem i nadal żyłem przeszłością, która stała się dla mnie teraźniejszością. Nie potrafiłem na nowo ruszyć do przodu, potrzebowałem chyba czegoś lub kogoś, kto mógłby mnie pchnąć, ale sam byłem za słaby. Codziennie obserwowałem wszystkich dookoła i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek choć w połowie będę tak szczęśliwy jak oni, choć zaczynałem uważać, że nie. Według kogoś tam u góry, kto nad tym wszystkim sprawował władzę, wykorzystałem swój limit szczęścia.
Przestałem wierzyć w to, że kiedykolwiek jeszcze się uśmiechnę, ale z drugiej strony być może się z tym pogodziłem. Przywykłem również do myśli, że dziecko moje i Sehuna będzie miało tylko jednego rodzica. Mimo wielkiego rozczarowania i bólu po zdradzie, chyba wszystko zaczynało wracać do normy, z wyjątkiem mnie. Wiedziałem, że Kyungsoo miał już dość, wypróbował wielu rzeczy, by jakoś pomóc mi w tej depresji, kilka razy nawet zaprowadził do psychologa, ale w końcu zaprzestałem wizyt. Oni nie potrafili mi pomóc, potrzebna była po prostu ta właściwa osoba, która nie będzie mówić, jak bardzo ze mną źle, tylko przytuli mnie i pozostanie do momentu, aż na nowo odnajdę sens w życiu lub sama po prostu mi go ofiaruje.
Dnia dwudziestego lipca nastąpił przełom, który niekoniecznie nakierował mnie na tę właściwą ścieżkę pełną miłości i szczęścia. Raczej zepchnął w czarną otchłań, skąd ciężko w ogóle się wydostać. 
Mój telefon dzwonił długo i prawdopodobnie szybko znudziłaby mi się nowa piosenka Rihanny, która ciągle chodziła w radiu, gdybym nie odebrał. Uciążliwy dzwonek zniknął wraz z moją pewnością siebie.
– Tak?
– Luhan? – Numeru, z którego ta osoba dzwoniła, nie kojarzyłem, ale głos rozpoznałem od razu. – Ja... chciałam z tobą porozmawiać, masz choć trochę czasu? 
– Nie bardzo – odpowiedziałem szorstko. Właściwie nic nie robiłem, ale miałem ochoty na konwersację z osobą, która była winna ostatnim miesiącom mojej depresji.
– Zabiorę ci tylko minutę.
– Mów – odpowiedziałem. Słyszałem, jak Sora cicho wzdycha. Prawdopodobnie była zdenerwowana, może i nawet roztrzęsiona, ale nie do końca wiedziałem, jaki miał cel jej telefon. Dla mnie sprawa Sehuna i naszego związku była zamknięta, nie chciałem do tego znów wracać. Inną rzeczą było to, że nadal odczuwałem skutki. 
– Chciałam przeprosić. Kilka razy rozmawiałam z Sehunem na twój temat, zwłaszcza na początku. To ja namawiałam go, żeby cię zostawił. Nie chciałam, by moje i jego dziecko wychowywało się bez ojca – przyznała, a ja miałem ją ochotę rozszarpać. To jej dziecko miało być szczęśliwe, kiedy moje będzie musiało cierpieć? W czym ono jest gorsze? – Twierdziłam, że poradzisz sobie sam, w końcu ja byłam w gorszej sytuacji i tak myślałam przez te dwa miesiące. Tylko że w końcu zrozumiałam, jak cholernie cię skrzywdziłam. – Nie odpowiedziałem. – Wtedy w klubie... Sehun był pijany, a ja to wykorzystałam, bo od zawsze mi się podobał. Uważałam go za ideał, za kogoś wyjątkowego.
– I nagle zmieniłaś o nim zdanie?
– Nie – rzekła – ale doszłam do pewnych wniosków. Długo się zbierałam z tym, żeby do ciebie zadzwonić, ale musiałam. Mam straszne wyrzuty sumienia i chyba nie przestaną mnie dręczyć, dopóki cię nie przeproszę.
– Możesz to zrobić, ale nie licz na to, że ci wybaczę.
– Rozumiem. – Nagle jej głos stał się jakiś cichszy i słabszy. – W każdym razie jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że kiedyś znów będziesz szczęśliwy i tym razem nikt tego nie zniszczy. – Miałem dziwne wrażenie, że mówi to naprawdę szczerze, ale nie potrafiłem zapomnieć o tym, co mi zrobiła. Dla mnie Sora na zawsze pozostanie kimś, kto bezpowrotnie zniszczył wszystko, co tak bardzo kochałem. 
– Świetnie, coś jeszcze?
– Nie, to już wszystko – powiedziała i rozłączyła się, pozostawiając mnie z mętlikiem w głowie i świadomością, że oni naprawdę są szczęśliwi. Jakakolwiek nadzieja na odzyskanie Sehuna zniknęła.



Obserwowanie ludzi z dachu wieżowca w samym centrum Gangnam było dla mnie czymś nowym. Nigdy wcześniej tego nie próbowałem, prawdopodobnie przez to, że miałem lęk wysokości i za każdym razem, gdy spoglądałem w dół, kręciło mi się w głowie. Jednak człowiek pod wpływem alkoholu i desperacji nabierał odwagi, co często kończyło się tragicznie. W każdym razie, zaczynałem rozumieć takich ludzi i ich chęć wyzwolenia się, bo między życiem w cierpieniu a całkowitą nicością i względnym brakiem smutku była cienka granica mierząca kilkadziesiąt metrów, a może kilkaset, które można było przebyć w kilka sekund... To zależało od osoby i od tego, którą drogę wybierała. Ja wciąż byłem niezdecydowany.
Z wysokości wszystko wyglądało inaczej, być może trochę straszniej. To przytłaczało, sprawiało, że coraz bardziej chciałem iść naprzód i przepaść, zbliżyć się do nich, stać się tak samo mały jak mrówka, jak oni. Ceną za to było życie, ale w tamtym momencie chyba o to nie dbałem. Liczyła się chwila, ten jedyny moment, dzięki któremu wreszcie się uśmiechnę przed śmiercią.
Sehun nadal zaprzątał moją głowę, zwłaszcza od ostatniego telefonu od Park Sory lub może Oh Sory. Słyszałem, że biorą ślub po dwóch miesiącach związku. Mnie oświadczył się po siedmiu latach... Potwierdzili tylko fakt, że są szczęśliwi razem. Żałowałem tylko tego, że nie powiedział mi tego wprost. Dowiedziałem się od Krisa, kiedy całkiem przypadkiem spotkałem go w mieście. Ostatni raz Sehuna widziałem na pogrzebie Yixinga, zaledwie przez moment, bo później zniknął gdzieś w tłumie. Wtedy na nowo odezwała się tęsknota za nim. Chyba łatwiej było żyć od niego z daleka. Usunąłem go z kontaktów, spaliłem wszystkie wspólne zdjęcia, wyrzuciłem jego pozostałe rzeczy. Przez chwilę myślałem, że uwolniłem się od niego, ale to nie było prawdą. On nadal był w moim sercu, stamtąd nie potrafiłem się go pozbyć. Po prostu te siedem lat znaczyło zbyt wiele, żeby ot tak o nim zapomnieć.
W jednej chwili zapomniałem, czym jest strach. Stojąc na krawędzi dachu, gdzie czasem spędzałem czas z Sehunem, czułem się odprężony, gotowy do kolejnego, ale już ostatniego kroku i prawdopodobnie nie zastanawiałbym się nad ruchem, gdyby nie fakt, że zabijając siebie, odebrałbym życie własnemu dziecku. Dlatego też balansowałem na krawędzi przez długie godziny ciągnące się w nieskończoność, nie potrafiąc skoczyć. Butelka, którą wcześniej tak mocno trzymałem w dłoniach, teraz leżała prawie pusta obok moich nóg, a ja czekałem na jakiś znak, na coś, co sprawiłoby, że sam spadnę, bez tego okropnego uczucia, że to moja wina. 
– Nie skacz. – Być może naprawdę to usłyszałem lub po prostu mój umysł sam to podsunął w geście desperacji. Nie zdziwiłbym się, gdyby naprawdę tak było. Mimo wszystko znałem ten głos i naprawdę mi go brakowało. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale uspokajał mnie, sprawiał, że chciałem robić wszystko, co mi rozkaże. – Luhan.
– Idź stąd, Jongin – powiedziałem, gdy byłem już pewny, że to on. Z jednej strony cholernie chciałem, żeby został, a z drugiej pragnąłem, by nie oglądał mnie w tym stanie. – Chcę zostać sam, pomyśleć, zastanowić się nad własnym życiem  – dodałem, lekko pochylając się do przodu. W pewnym momencie myślałem, że zaczęło padać, dopiero później zorientowałem się, że widok zamazywały mi własne łzy, które bez władającego mną wahania, spadały na dół.
– Zostawienie cię samego w takim stanie byłoby największą głupotą, jaką w ogóle mógłbym zrobić – podsumował i zbliżył się nieco do mnie. Nie widziałem, jak szedł, ale słyszałem jego kroki, były coraz głośniejsze. – Skacząc, zniszczysz wszystko. Nie będzie już odwrotu, Han.
Miał rację, ale sam o tym doskonale wiedziałem.
– Dlaczego po prostu nie znikniesz i nie przestaniesz mi przeszkadzać? – zapytałem, obracając głowę w jego stronę. Nie stał daleko, zaledwie trzy kroki ode mnie. – Ja i tak nie zmienię zdania. Widziałeś Sehuna? On naprawdę ją kocha. Ona dała mu wszystko, czego potrzebował w zaledwie dwa miesiące, ja musiałem starać się przez siedem lat, a i tak nie poradziłem sobie z tym – powiedziałem, przymykając oczy. Powoli zaczynały szczypać mnie od łez. – Myślałem, że mnie kocha, a zostawił mnie dla kogoś zupełnie przypadkowego. Teraz się boję, wiem, że nie poradzę sobie sam, a jedyna droga do szczęścia póki co, stoi przede mną otworem.
Przez chwilę milczał, ciężko oddychając. Z tego co zdążyłem zauważyć, był jeszcze bardziej zdenerwowany niż ja, a powinno być zupełnie odwrotnie.
– Jak się czujesz?
– Okropnie? Nie pytaj o coś tak oczywistego.
– Ale chciałbyś poczuć to szczęście?
– Tak, w końcu dlatego tu stoję – odparłem sucho, oddychając głęboko. Kręciło mi się w głowie, prawdopodobnie przez wódkę, z którą przesadziłem. Teraz miałem ochotę mocno cisnąć tą butelką i sprawić, by tak mnie nie denerwowała. Kiedy byłem pijany, nie stawałem się innym człowiekiem, może odważniejszym i głupszym, ale doskonale wiedziałem co robię i chyba to w tym wszystkim było najstraszniejsze.
– Znam inną drogę do szczęścia, tę mniej bolesną.
– Kłamiesz.
– Nie, dlatego, że jest za tobą.
Zaśmiałem się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Mówił o sobie.
– Nie przekonałeś mnie, Jongin – zaśmiałem się i spojrzałem na niego, nadal uważając, by nie spaść. Ja nie wiem, co on w sobie takiego miał, że po prostu nie potrafiłem skoczyć. Znaliśmy się dość długo, być może już około trzech lat, tyle, ile z nim pracowałem. To on pierwszego dnia podszedł do mnie i mnie wprowadził, a każdego kolejnego sprawiał, że lubiłem go coraz bardziej. Po zerwaniu z Sehunem potraktowałem go jednak nie fair, prawie całkowicie się od niego odcinając. – Jak się w ogóle tutaj dostałeś i skąd wiedziałeś, że tu jestem?
– Nie wiedziałem, szukałem cię, a twoje mieszkanie było puste i otwarte. Twój sąsiad powiedział mi, że widział cię, jak wyjeżdżałeś na górę, więc to miejsce sprawdziłem jako drugie i chyba przyszedłem na czas – stwierdził. Później poczułem jego ciepłe palce owijające się wokół mojego nadgarstka. – Kyungsoo mówił, że czujesz się coraz gorzej, zresztą sam to zauważyłem, kiedy ciągle nie było cię w pracy.
– Miałem gorsze dni, po prostu.
– Wiem, Lu. Ale posłuchaj – powiedział, zacieśniając uścisk palców, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie i obrócił tak,  bym mógł wreszcie normalnie na niego spojrzeć. Nie wyrywałem się, by desperacko rzucić się z dachu. Chciałem dowiedzieć się, co ma mi do powiedzenia. – Wiem, że ci ciężko, bo tej rany po Sehunie nie będzie nikt ani nic w stanie zagoić, jakoś uleczyć, ale kiedy ktoś chce pomóc, zawsze jest łatwiej. W końcu po pewnym czasie zrozumiesz, jak głupi byłeś, stojąc na krawędzi wieżowca i zastanawiając się nad odebraniem życia sobie, a przy okazji komuś jeszcze – dodał i wolną rękę położył na moim brzuchu. Przez jego dotyk zadrżałem, intensywnie wpatrując się w jego twarz. Była spokojna, ale kryło się w niej wiele emocji. – Ostatnio nie mieliśmy szansy porozmawiać, ty byłeś zaszyty w domu, a ja za bardzo oddałem się pracy i teraz tego żałuję, bo nie byłem przy tobie w chwilach, kiedy najbardziej potrzebowałeś pomocy – powiedział cicho i dłoń z mojego brzucha przeniósł na biodro. – I może to zabrzmi okropnie, ale cieszę się, że nie jesteś z Sehunem.
– Myślałem, że zależy ci na moim szczęściu.
– Tak – odpowiedział prosto – ale chcę, żebyś był szczęśliwy u mojego boku. Nawet jeżeli mnie odrzucisz, zrobię wszystko, byś już nigdy więcej nie cierpiał, bo nie zasługujesz na to.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że cię kocham, Luhan.
Nie odpowiedziałem słownie, ale za to mocno się w niego wtuliłem, w końcu rozumiejąc, że to on był mi potrzebny, ponieważ dał mi sens życia, którego tak usilnie szukałem. Począwszy od tego dnia na dachu, poprzez każdy kolejny.


Kolejne cztery tygodnie minęły niesamowicie szybko, nim się zorientowałem był już koniec sierpnia, te najgorętsze dni powoli odchodziły w zapomnienie, a mieszkańcy Korei musieli szykować się na paskudną jesień, której chyba nikt nie lubił. Prawdopodobnie byłbym jednym z nich, jak co roku byłbym zmuszony do obserwowania deszczu uderzającego o szyby biurowca, w którym pracowałem, ale wraz z jedną decyzją, te myśli szybko opuściły mój umysł. 
Moje życie się zmieniło, można nawet powiedzieć, że cholernie bardzo. Gdyby tamtego dnia nie zjawił się Jongin, prawdopodobnie bym skoczył, ale uratował mnie, sprawił, że w ciągu miesiąca nie pomyślałem o śmierci ani razu. Był jak dobry psycholog, ale nie pytał o nic, nie prawił też długich wywodów, Jongin mnie po prostu przytulał i trwał przy mnie do momentu, kiedy czułem się lepiej. Nie potrzebowaliśmy wielu słów, by się zrozumieć, a początki związku były czymś magicznym, zwłaszcza po tak długim załamaniu i braku nadziei.
Wreszcie po jakimś czasie zacząłem przyzwyczajać się do Jongina, jego codzienne wizyty w moim mieszkaniu nie były niczym nowym, a każda z nich mnie cieszyła. Raz powiedział mi, że kochał mnie już od dawna, ale nie mówił mi tego, ponieważ widział, że mój związek z Sehunem jest naprawdę udany. Nie chciał tego niszczyć, po prostu czekał na odpowiedni moment, który przecież mógł nie nadejść wcale. Był wytrwały i widziałem tę miłość w jego oczach, ale sam w miesiąc nie byłem w stanie go pokochać i on o tym doskonale wiedział. Potrzebowałem jeszcze wiele czasu, a w Tokyo będę miał go aż za wiele. Wraz z tym zrozumiałem, że raz i na zawsze muszę pożegnać się z przeszłością, całkowicie z nią zerwać, dlatego też siedziałem w jednej z przytulniejszych, seulskich kawiarenek w za dużej na mnie bluzie Jongina, którą przez przypadek zostawił w moim mieszkaniu. Świetnie maskowała mój coraz pokaźniejszy brzuch i chroniła przed chłodem. Tamtego dnia naprawdę było zimno i mglisto.
Gorąca czekolada była dobra, lubiłem ją pić, dlatego w ciągu dziesięciu minut kubek był prawie całkowicie pusty, a ja nadal czekałem, zaciskając w dłoniach plik kluczy, które wraz z każdym moim ruchem cicho brzęczały.
Spotkanie się z Sehunem po trzech miesiącach nieodzywania się do siebie było na pewno czymś dosyć bolesnym, zwłaszcza dla mnie, ale miałem ostatnią szansę na zobaczenie go przed wyjazdem i przyznanie się przed samym sobą, że nie chcę już go w swoim życiu. Choć naprawdę ciężko było to powiedzieć, kiedy wreszcie się zjawił, od razu kierując się w moją stronę. Zmienił się, przefarbował włosy na brąz, a jego twarz stała się jeszcze bardziej poważna. Typowy, smutny zarządca.
– Cześć – odezwał się, gdy już był na tyle blisko, bym mógł go usłyszeć, po czym usiadł po drugiej stronie okrągłego stolika. – Chciałeś się spotkać.
– Tak – powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się, kładąc swoje ręce na kolanach. Na początku nie wiedziałem jak mam do niego mówić, jak zacząć rozmowę, potrzebowałem czasu, który dał mi kelner pytający o zamówienie. Kiedy Sehun poprosił o kawę, spojrzał na mnie i lekko zmrużył oczy. 
– Ty nie zamawiasz?
– Nie, już to zrobiłem, zresztą zaraz i tak idę – odpowiedziałem. Nie denerwowałem się, ani się nie bałem. Nie sądziłem też, że przy nim mogę zachować się tak spokojnie. – Jak układa ci się z Sorą? – zapytałem, choć doskonale to wiedziałem. Byli już po ślubie, czekali na dziecko, ułożyli sobie życie, tak jak ja powoli robiłem to z Jonginem.
– W porządku – odparł. – A jak ty sobie radzisz?
– Świetnie, w końcu w moim życiu niewiele się zmieniło – skłamałem. Chciałem mu powiedzieć, że po jego odejściu cały świat stanął do góry nogami, przecież przez kilka miesięcy poddawałem się, uważając, że sobie nie poradzę, nosiłem w sobie jego dziecko, zaczynałem związek z innym mężczyzną... wszystko było inne, nawet Jongin. On nigdy nie przypominał mi Sehuna, bardzo się od siebie różnili, mieli inne nawyki, style życia, sposób mówienia czy ubierania się. Jongin w przeciwieństwie do Sehuna nienawidził kawy i kochał słodycze, tak jak ja. Lubił komedie romantyczne i spacery, od których Oh uciekał jak najdalej. Ale myślę, że mogłem do tego przywyknąć. – Z wyjątkiem tego, że wyjeżdżam.
– Zdecydowałeś się na pracę w Tokyo?
Kiwnąłem głową.
– Za kilka dni opuszczam Seul. To dla mnie szansa i chyba nie mógłbym z niej zrezygnować – stwierdziłem i wzruszyłem ramionami, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Dlatego chciałbym ci to oddać – powiedziałem, wyciągając jedną rękę. Położyłem klucze na stole pomiędzy nami. 
– Klucze do mieszkania? Przecież ono jest twoje.
– Ono jest nasze, Sehun. Razem na niego składaliśmy i go kupiliśmy, więc obaj mamy do niego takie samo prawo, a teraz... teraz go nie potrzebuję – wyjaśniłem, uśmiechając się lekko. – Przez ostatnie miesiące mieszkałem w nim zupełnie sam, ta cisza trochę mnie przytłaczała i doszedłem do wniosku, że wszystko tam wiąże się ze wspomnieniami. I nigdy tam nie wrócę, do Seulu również. Może do Korei tak, ale nie tutaj – dodałem, dokładnie obserwując twarz Sehuna. – Zrób z nim co chcesz. Wprowadź się tam, sprzedaj, albo po prostu zostaw puste, mi na nim już całkowicie nie zależy. – W sumie to było jak pozbywanie się wspomnień. 
– Jesteś pewien?
– Tak. Poza tym, to nasze ostatnie spotkanie.
– Nie chcesz mnie znać, prawda? – powiedział niby smutno, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ani tych pozytywnych, ani negatywnych. Już zapomniałem widoku uśmiechniętego Sehuna, zbyt często pozostawał bez wyrazu. – Za to, co ci zrobiłem.
– Nie. To znaczy... może kiedyś tak, ale teraz się z tym pogodziłem i już nie jestem na ciebie zły. Tylko dalej odczuwam tego skutki – I będę odczuwał je przez całe życie. Dziecko zawsze będzie mi o o tobie przypominać. – W każdym razie, było, minęło i nie da się tego odkręcić. Najwyraźniej nie byliśmy sobie pisani, tak się zdarza.
– Te siedem lat spędzonych razem z tobą było czymś naprawdę niezwykłym.
– Mogę powiedzieć to samo – mruknąłem, wzdychając cicho, po czym zerknąłem na zegar wiszący na ścianie za Sehunem. Powoli musiałem się zbierać, Jongin na mnie czekał. – Ale to koniec, Sehun. Wszystkiego. Myślę, że naszej znajomości też. Chcę na nowo ułożyć sobie życie i zrobię to, tylko muszę odciąć się od pewnych osób, miejsc... więc, żegnaj. Może zbyt poważne, ale inne słowo tutaj nie pasuje.
Sehun pokiwał twierdząco głową.
– Mogę po raz ostatni cię przytulić? – zapytał, a ja naprawdę nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie chciałem, by mnie dotykał, a zwłaszcza robił to, co Jongin każdego dnia. Poza tym wraz z tym mógłby zauważyć mój większy brzuch i domyślić się pewnych spraw, które wolałem pozostawić dla siebie. 
– Nie.
Sehun spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno. – Rozumiem – odpowiedział i przeniósł wzrok na kawę, którą kelner położył przed nim. Czarny napój parował, roznosząc intensywny zapach tak bardzo, że nawet ja go poczułem. Nienawidziłem tej woni, Sehun wprost ją uwielbiał. – Więc... do niezobaczenia, Lunan?
– Tak – szepnąłem i wstałem. Później nie powiedziałem już nic, tylko po prostu odszedłem, zostawiając moją przeszłość w tyle. I chyba wreszcie naprawdę poczułem się lekko, tak jak powinienem czuć się już od dawna.

9



Mimo wszystko, żegnanie się z Koreą było czymś naprawdę ciężkim. Zwłaszcza z Seulem. Kiedy stałem na lotnisku w Incheon, miałem ochotę zawrócić i zostać. Tak po prostu, ponieważ bałem się podróży, w ogóle Japonii, ale miałem przy sobie Jongina, który w każdym momencie był gotowy mi pomóc. Wiedziałem, że mam w nim oparcie, że mogę na niego liczyć i właśnie to uwielbiałem w nim najbardziej. Sam nie wiem kiedy stał się dla mnie takim osobistym aniołem stróżem, który nie dopuszczał do mnie niebezpieczeństwa. Był moim Jonginem, który zmieniał moje życie na lepsze. Powoli, bo krok po kroku, ale skutecznie.
Uśmiechnąłem się całkiem szczerze, kiedy poczułem, jak wzmacnia uścisk dłoni na mojej. Jego palce były ciepłe, zupełnie jak tamten dzień.
– Gotowy?
– Nie – odpowiedziałem całkiem poważnie – ale póki jesteś przy mnie, mogę lecieć gdziekolwiek, nawet na koniec świata – dodałem i spojrzałem na niego.
Jongin jedynie zaśmiał się cicho i nasunął mi na głowę czapkę, która w pewnym momencie była bliska spadnięcia na ziemię, po czym przybliżył się do mnie i ucałował lekko w policzek. Tym każdego dnia sprawiał, że się w nim zakochiwałem. I faktycznie byłem szczęśliwy.
– Póki co zostańmy przy Tokyo – zaproponował i wolną rękę położył na moim brzuchu. Lubiłem, gdy to robił. Wiedziałem wtedy, że tak samo jak ja, jest w stanie pokochać to dziecko, nawet jeśli nie jest jego. Jongin był wspaniałym facetem i żałowałem, że zauważyłem to tak późno. Wcześniej byłem ślepy, cały czas wpatrzony w Sehuna, który jedynie mnie zranił, a teraz byłem wolny i wyzwolony od cierpienia. Byłem tym Luhanem sprzed kilku lat. – Zrobię wszystko, żeby tam nasze życie było lepsze niż tutaj.
– Wiem – odpowiedziałem i pocałowałem go mocno.
Wierzyłem w każde jego słowo, bo byłem pewny, że mnie nie zawiedzie. To właśnie tamtego dnia odzyskałem to szczęście, o którym tak marzyłem i wierzyłem, że będzie towarzyszyło mi podczas każdej godziny spędzonej z Jonginem.

Pełny tytuł tego ff to "What's a love without tragedy?". Wybaczcie za mały trolling. 


ps. niedługo wracam do pisania drabbles, ale nie będą tylko z hunhanem a z wszystkimi pairingami z propozycji, więc jeśli macie jakieś pomysły, o których chcielibyście przeczytać, to piszcie w "propozycje".

18 komentarzy:

  1. Rany, to było takie piękne, smutne, wspaniałe ;; chciałabym sequel, strasznie mnie ciekawi co dalej i czy Sehun sie w końcu dowiedział....
    Z okazji rocznicy bloga życzę ci dużo weny na wiecej takich wspaniałych ff ^^
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię KaiLu. Więc końcówka momentalnie mnie dobiła. Ale ja tak mam zawsze.
    Jak na angst, to jest genialne. Przy czytaniu było mi strasznie smutno. A o to właśnie chodzi. Także podobało mi się. Kocham Twój styl pisania. I kocham Cię za to, że kochasz HunHany. <3
    Sehun. Debilu. Jak można zdradzić Lu i jeszcze zrobić jakieś babie dziecko. TY świnio, no. Nie rozumiem go.
    Luhan, biedaku. Podobało mi się to, że on jakby zatrzymał się w czasie żyjąc przeszłością. Gdy czytałam te opisy miałam ochotę płakać.
    Dobrze, że Lu jednak znalazł swoje szczęście. I Kyungsoo taki kochany. Jak zawsze pomocny.
    Temat obyczajowy, codzienny a jednak zrobiłaś z tym coś niezwykłego.
    Dlaczego mówisz, że mało ambitny? Jak dla mnie świetny.
    Rocznica bloga. *-* To jak urodziny, więc życzę Ci wiele weny, pomysłów, chęci i zdrowia. <3
    Powodzenia, Uszatku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze~ bardzo fajny szablon (kocham to zdjęcie Kai'a <3)
    Po drugie~Shot naprawdę bardzo mi sie spodobał. Jest taki prawdziwy, życiowy. Żadnego koloryzowania, słodzenie i tym podobnych cukierków. Niesamowicie opisane uczucia Lu, jego smutek po stracie Sehun'a. Aż sama, na własnej skórze odczułam to, co w danym momencie czuł Lu.
    Na pewno bardzo zadziwiła mnie końcówka. Wiedząc, ze twoim ulubionym paringiem jest Hunhan do samego końca wierzyłam, że jednak sie zejdą ... a tu taka niespodzianka, jednak KaiLu.
    W dodatku Lu nie powiedział Sehun'owi o jego dziecku ... smutam, jednak widząc tą miłość Kai'a do Lu i jego dziecka humor mi sie poprawił. Jongin w tym fiku był prawdziwym facetem, czuły, opiekuńczy, kochany ... taki powinien być Sehun ;)
    Tuli, tuli ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nigdy nie czułam na raz tyle uczuć - nawet mam ochotę zatłuc Sehuna mandarynką, bo do jasnej ciasnej Luhana w ciąży się nie zostawia.. Nie wiem też jak mam zareagować na KaiLu, bo nie widzę ich jako pairingu, ale myślę, że kto inny by tu tak dobrze nie pasował, więc wybaczam xD
    Nie wiem czy wiesz, ale zazwyczaj nie czytam angstów (omijam je nawet szerokim łukiem), a twoje jakoś wszystkie znam - no, ale my tu nie o tym
    Podoba mi się jak piszesz. W każde, nawet krótkie zdanie przelewasz tyle uczyć, że kiedy mam iść spać to ja nagle myślę, co by się stało w ff, gdyby..
    Strasznie brakuje mi tu momentu kiedy by Sehun się dowiedział o dziecku Lu (nawet Soo mógł mu powiedzieć), ale szanuję decyzję Hana i mogę jedynie pobudzić swoją wyobraźnię.
    To tak na koniec, z okazji rocznicy życzę Ci jeszcze większych chęci do pisania, weny i pomysłów na dobrą fabułę ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę od początku, bo tak jest zdecydowanie najłatwiej.
    Szablon jest niesamowity, jak tak naprawdę każdy z wykonanych przez Ciebie, chyba nie znalazłam jeszcze takiego, który by mi się nie podobał. Plus napis 'ultraviolence' zapewne nawiązujący do nowego albumu Lany, jakoś tak pasuje idealnie, jakby od początku był po to, żeby znaleźć się nad zdjęciem Jongina.
    Zazwyczaj przeszkadza mi muzyka, którą dobierają autorki do opowiadań, jednak kiedy widzę, że wstawiasz soundtracki już wiem, że co najmniej połowa z nich znajdzie się w mojej playliście na youtubie. Są idealne.
    Szczerze mówiąc widząc tytuł się ucieszyłam, 'Miłość bez tragedii' - coś wspaniałego, ale później patrząc na pairingi wiedziałam, że tytuł jest tu, by zmylić czytelnika. Ciekawy pomysł, nie powiem.
    Pierwszy raz czułam jak moje serce kurczy się do naprawdę małych rozmiarów podczas czytania. Fabuła i opis uczuć trafiły prosto w nie. Sytuacja Luhana była mi bardzo bliska, jeśli mam być szczera, szczególnie jeśli chodzi o odczucia. Rozumiem go bardzo dobrze. Po mimo, że czytając ma się ochotę krzyczeć 'Nie, zostań z nim! Wybacz mu!' wiem, że to trudne i zawsze lepiej wybrać tą, w pierwszym momencie, trudniejszą drogę, która zmieni się po pewnym czasie na lepsze. Chcę Ci więc podziękować za prawdziwość uczuć i prawdziwość całego opowiadania, znajduje się ono już teraz w moich ulubionych.
    Cieszę się, że Lu mógł znaleźć osobę, która mu pomoże w dalszej wędrówce przez życie, nawet jeśli to postać, która tak na prawdę nie istnieje. Powiem Ci, że czytanie takich opowiadań może nas przygotować na niektóre sytuacje w życiu. To wspaniałe, nie uważasz.
    W każdym razie, cieszę się, że miałam okazję przeczytać LWT i mam nadzieję, że będę mogła czytać coraz więcej takich fanfiction.
    Dziękuję jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawny fakt: Nie uroniłam ani jednej łzy w ciągu czytania. Dopiero kilka chwil później uwolniłam prawdziwy wodospad. Nie mam pojęcia jak to zrobiłaś :|

      Usuń
  6. siedzę i płaczę jak jakaś idiotka.
    uwielbiam Twoje ff, zawsze potrafisz wprowadzić mnie w ten cudowny nastrój, czuję się, jakbym tam była i obserwowała wszystko, z daleka. to takie magiczne.

    OdpowiedzUsuń
  7. JESTEŚ TROLLEM.... ;;
    Znaczy, pocieszam się myślą, że typowy angst to nie był, bo nikt z ważniejszych postaci nie umarł no i skończyło się bądź co bądź happy endem~ :D Ale kurczę. Gdzieś w 6 fragmencie zaczęło mnie nachodzić to znajome uczucie i coś zaczęło mnie ściskać w przełyku, chociaż nie spodziewałam się tego. Ale cholera, Sehun... Zostawić Luhana w taki sposób. Dla jakiejś laski. W ogóle fakt, że zdradził Lu i nic mu o tym nie powiedział, jak jakiś zwyczajny tchórz, a potem wolał zostać z nią, niż zainteresować się tym, co jego własny chłopak ma mu do powiedzenia... Zastanawiałam się w sumie, co by zrobił, gdyby dowiedział się o dziecku Luhana i przez moment nawet miałam nadzieję, że przytuli go w tej kawiarni, wyczuje brzuch i będzie cierpieć. Wiem, jestem okrutną sadystką T^T Ale boli mnie, że on sobie będzie żyć szczęśliwie, a Lu tyle przez niego przeszedł i ani słowem się przy nim o tym nie zająknął.
    Kocham Jongina. Był chyba najcudowniejszą postacią w tym ff, może z wyjątkiem Kyungsoo, bo jego też strasznie polubiłam, szczególnie po tym, jak przytulał Luhana i wspierał go w najgorszym okresie. Ale Jongin był niesamowity. Jak taki anioł stróż, który już od samego początku obserwował wszystko z boku i troszczył się o Luhana, kiedy jego własny chłopak nie potrafił nawet poświęcić głupiego wieczoru w klubie. Scena na dachu jest chyba moim faworytem z całego opowiadania, praktycznie czułam to wszystko, co czuł Luhan. Kompletna desperacja, żal, brak jakiegokolwiek sensu... Wiedziałam, że nie skoczy, bo nie byłby w stanie zabić swojego dziecka, ale przez chwilę naprawdę się przestraszyłam. No a potem pojawił się Jongin i powiedział mu, co do niego czuje ;; To był prześliczne i dało taką nadzieję na przyszłość.
    Mimo wszystko cieszę się, że tak to się skończyło. Co prawda wolę HunHana niż KaiLu i myślę, że Ty też, ale tutaj takie zakończenie było perfekcyjne. Jeszcze sobie wrócę do tego oneshota, zresztą tak samo, jak wracam do wszystkich Twoich opowiadań.
    A co do rocznicy, to chyba mogę życzyć Ci i temu blogowi spóźnionego wszystkiego najlepszego? :D W sumie to zabawne, że blog ma urodziny kilka tygodni po Tobie xD W każdym razie życzę Ci kolejnego wspaniałego roku z tym blogiem i przesyłam wenę na całe mnóstwo nowych dzieł <3
    Całuję i tulam mocno, Aliss :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki z Ciebie troll '-'
    Ale miłe przywitanie po długim nie czytaniu ff xd
    No i w ten sposób zniszczyłaś w moich oczach HunHana. Kompletnie. Trochę mnie dobijają teraz tak smutne historie, gdy patrze na własne życie, ale spraw prywatnych w to nie mam zamiaru mieszać xd
    Czułam, że Kai tutaj namiesza po pierwszym fragmencie, po jego końcówce, po tym jak Luhan zwrócił uwagę na zapach Jongina. Ale na pewno nie spodziewałam się, że w taki sposób pojawi się w życiu Luhana jako ktoś więcej. Zwykle czytam ff i są one do bólu przewidywalne, w każdym razie tak było dawnej, gdy robiłam to w miarę regularnie, ale za każdym razem gdy wracam na Twojego bloga zmieniam zdanie zupełnie. Zawsze to robisz, zawsze mnie zadziwiasz.
    Chociaż taki przygnębiający, to bardzo miły powrót do świata ff, jednak tym razem raczej tylko jako czytelnik, skończyłam chyba z pisaniem yaoi c':
    Cieszę się, że Ty tak dzielnie walczysz i dajesz nam te piękne historie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju jesteś autorką, przez którą chyba wylałam najwięcej łez w moim fanfickowym życiu... Nie żartuję... na większości angstach ryczę jak bóbr, no i oczywiście ten nie był wyjątkiem.
    Czułam, że coś jest nie tak, kiedy Lu mówił mu, że chciałby wyjechać do Tokyo, Sehun zareagował zdecydowanie za szorstko i nie podobało mi się jak od razu rzucił, że przecież mogą się widzieć raz w miesiącu, zabrzmiało to jakby miał Hana totalnie w dupie -.- Kiedy wszystko się wyjaśniło, mimo szklanek w oczach byłam niesamowicie dumna z Lu, że zachował się tak jakby to go nie obchodziło, liczyłam, że może Sehun chociaż trochę się przejmie tym, jak Lu się czuje, ale nie, on miał to gdzieś, przecież nic takiego się nie stało... on przecież tylko po siedmiu latach związku przespał się z pierwszą lepszą, to przecież Luhana tylko i wyłącznie zraniło, żadna tragedia... Ja po prostu nienawidzę facetów pokroju Sehuna, którego tu stworzyłaś.
    Od momentu w parku, kiedy Lu zobaczył beztroskiego Oh, ryczałam bez przerwy, do momentu, aż na dachu nie pojawił się Kai. Wszystko mi się zamazywało, przez wodę w oczach, ale tak wczułam się w uczucia Lulu, że po prostu nie mogłam. I to nie były jakieś tam pojedyncze łezki, ze mnie po prostu się lało ;-; miałam całą koszulkę mokrą.
    Do samego końca opo liczyłam na to, że Hun dowie się o tym dziecku i do końca swojego życia miałby wyrzuty sumienia, że jedno dziecko nigdy nie pozna swojego biologicznego ojca, że prawie zabił dwóch ludzi swoim egoizmem i brakiem zdrowego rozsądku, żeby miał świadomość, że zawsze była osoba, która powinna wiedzieć kim jest Oh Sehun ale się tego nigdy nie dowie. I najlepiej jakby powiedział mu o tym Kung, kiedy nie miałby już możliwości skontaktowania się ani z Lu ani z dzieckiem. Tak, aż tak bardzo go nienawidzę.
    Mimo wszystko dziękuję, bo to wywołało u mnie takie emocje, że nareszcie mogłam się wypłakać.
    Dziękuję!
    Hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Heloł!
    Wstawiłaś to w czerwcu, a ja dopiero teraz komentuję, wowow. Ale pamiętam, że pisałam Ci na twitterze, że mi się podobało.
    Dobra, więc jedziemy. Lubię angsty. Kocham angsty. Angsty życiem! No właśnie… Powiem, że strasznie mi się podobał ten shot. Był świetny, bo był w nim opisany cały rozpad Luhana i to jak dzięki Jonginowi się podniósł. Mimo iż nie trawię Kailu, to tutaj ujęłaś ich tak dobrze, że nie mam na co narzekać. Końcówka była wspaniała i mimo iż to angst to się uroczo skończył, i takie angsty kocham najbardziej. Jest smutno, ale jest wesołe zakończenie, które nie jest przesadzone.
    No właśnie… Za pierwszym razem jak to czytałam to się popłakałam w połowie. A to już jest dobrze, bo ja rzadko jak czytam ff płaczę. I jesu… Tak bardzo kocham twój styl pisania i kocham twoje shoty, mimo iż to hunhany, kailu, baekyeol, czy cokolwiek co mi psuje moje szipy. Jesteś jedną z niewielu autorek, u których mi pairing nie przeszkadza i czytam wszystko co napiszesz.
    Naprawdę mi przykro, że dostajesz tak mało komentarzy, ale jak Ci pisałam (ofc jakże inaczej na twitterze) postaram się to zmienić. Bo no serio, zasługujesz na więcej :c i pewnie znowu jak to przeczytam to sobie pomyślę, że za bardzo Ci słodzę albo, że jest bezsensu. Taka moja natura.
    No, ale wracając do shota. Mpreg… w sumie nie był jakoś widoczny, ale jak tylko o tym pomyślę, chce mi się śmiać. No przepraszam tak mam. I okey, Lulu zostawił Sehuna, nic mu nie mówiąc o swojej ciąży, ale moim zdaniem powinien się dowiedzieć, bo to mimo wszystko jego dziecko było. Właśnie w tym momencie po raz pierwszy tym razem Luhan zachował się samolubnie. No bo bądźmy szczerzy, jego relacja z Sehun posypała się nie przez niego.
    Jeszcze chciałam tylko wspomnieć, że w sumie pewnie za dużo mojej paplaniny jest w tym komentarzu, ale… Chyba nie ma „ale”. Krótkim słowem streszczenia – podobało mi się i to bardzo, pisz więcej, nich to się dostatnie do moich wyciągniętych łapek, bo kocham twój styl, i to jak wszystko opisujesz.
    Dobra, to by było na tyle.
    Powiedzenia w dalszej pracy.
    Hwaiting unnie
    Kookie. ♡

    OdpowiedzUsuń
  11. Leże i płaczę...nie no beczę jak jakaś idiotka nie wiadomo czemu i jak najbardziej staram się schować by nikt nie zauważył że płaczę bo co miałabym powiedzieć "czytam gejowskie opowiadania i był teraz angs i to takie smutne " ? ...by im szczęki opadły...przyznam się że te opowiadanie czytam już nie jeden raz ale za każdym razem reakcja jest taka sama czyli w skrócie morza łez od mementu kiedy Lu Han opowiadał jak się pogorszyły relacje między nim a Sehunem ...Sehun zachował sie jak ostatni dupek 'a luhan powinien mu powiedzieć o swojej ciąży że jest ojcem bo by miał później poczucie winy i dobrze by mu z tym było...nie znoszę Sory jest strasznie samolubna ona nie myślała o Lu o tym co on może poczuć tylko myślała o własnym tyłku i o niczy więcej...jak sobie to przypomnę to no nwm bo chyba bardziej nie da sie rozpłakać-albo jak już był taki angst to Lulu mógł umrzeć i Sehun by się dowiedział wtedy że Luhan miał dziecko a on jest ojcem ale nie nie bo bym nie przeżyła tego za dużo uczuć na raz ...powiem tak nie znoszę angstów są takie uciążliwe i przytłaczające zostawiają po sobie straszną pustkę w sercu ...ale coś mnie do nich ciągnie ...no cóż nigdy nie rozpłakałam sie tak bardzo przy żadnym opowiadaniu ...masz świetny styl przez co z łatwością można poczuć to co czują bohaterzy ...i tak jak powinno być w angscie to to że zostawiają wielką czarną dziurę w sercu ...życzę ci powodzenia w dalszych opowiadaniach i Hwaiting~~~♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tyle błędów ale tak to jest jak ma się zamazany obraz przez łzy ♡

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  12. Leże i płaczę...nie no beczę jak jakaś idiotka nie wiadomo czemu i jak najbardziej staram się schować by nikt nie zauważył że płaczę bo co miałabym powiedzieć "czytam gejowskie opowiadania i był teraz angs i to takie smutne " ? ...by im szczęki opadły...przyznam się że te opowiadanie czytam już nie jeden raz ale za każdym razem reakcja jest taka sama czyli w skrócie morza łez od mementu kiedy Lu Han opowiadał jak się pogorszyły relacje między nim a Sehunem ...Sehun zachował sie jak ostatni dupek 'a luhan powinien mu powiedzieć o swojej ciąży że jest ojcem bo by miał później poczucie winy i dobrze by mu z tym było...nie znoszę Sory jest strasznie samolubna ona nie myślała o Lu o tym co on może poczuć tylko myślała o własnym tyłku i o niczy więcej...jak sobie to przypomnę to no nwm bo chyba bardziej nie da sie rozpłakać-albo jak już był taki angst to Lulu mógł umrzeć i Sehun by się dowiedział wtedy że Luhan miał dziecko a on jest ojcem ale nie nie bo bym nie przeżyła tego za dużo uczuć na raz ...powiem tak nie znoszę angstów są takie uciążliwe i przytłaczające zostawiają po sobie straszną pustkę w sercu ...ale coś mnie do nich ciągnie ...no cóż nigdy nie rozpłakałam sie tak bardzo przy żadnym opowiadaniu ...masz świetny styl przez co z łatwością można poczuć to co czują bohaterzy ...i tak jak powinno być w angscie to to że zostawiają wielką czarną dziurę w sercu ...życzę ci powodzenia w dalszych opowiadaniach i Hwaiting~~~♡

    OdpowiedzUsuń
  13. Leże i płaczę...nie no beczę jak jakaś idiotka nie wiadomo czemu i jak najbardziej staram się schować by nikt nie zauważył że płaczę bo co miałabym powiedzieć "czytam gejowskie opowiadania i był teraz angs i to takie smutne " ? ...by im szczęki opadły...przyznam się że te opowiadanie czytam już nie jeden raz ale za każdym razem reakcja jest taka sama czyli w skrócie morza łez od mementu kiedy Lu Han opowiadał jak się pogorszyły relacje między nim a Sehunem ...Sehun zachował sie jak ostatni dupek 'a luhan powinien mu powiedzieć o swojej ciąży że jest ojcem bo by miał później poczucie winy i dobrze by mu z tym było...nie znoszę Sory jest strasznie samolubna ona nie myślała o Lu o tym co on może poczuć tylko myślała o własnym tyłku i o niczy więcej...jak sobie to przypomnę to no nwm bo chyba bardziej nie da sie rozpłakać-albo jak już był taki angst to Lulu mógł umrzeć i Sehun by się dowiedział wtedy że Luhan miał dziecko a on jest ojcem ale nie nie bo bym nie przeżyła tego za dużo uczuć na raz ...powiem tak nie znoszę angstów są takie uciążliwe i przytłaczające zostawiają po sobie straszną pustkę w sercu ...ale coś mnie do nich ciągnie ...no cóż nigdy nie rozpłakałam sie tak bardzo przy żadnym opowiadaniu ...masz świetny styl przez co z łatwością można poczuć to co czują bohaterzy ...i tak jak powinno być w angscie to to że zostawiają wielką czarną dziurę w sercu ...życzę ci powodzenia w dalszych opowiadaniach i Hwaiting~~~♡

    OdpowiedzUsuń
  14. Leże i płaczę...nie no beczę jak jakaś idiotka nie wiadomo czemu i jak najbardziej staram się schować by nikt nie zauważył że płaczę bo co miałabym powiedzieć "czytam gejowskie opowiadania i był teraz angs i to takie smutne " ? ...by im szczęki opadły...przyznam się że te opowiadanie czytam już nie jeden raz ale za każdym razem reakcja jest taka sama czyli w skrócie morza łez od mementu kiedy Lu Han opowiadał jak się pogorszyły relacje między nim a Sehunem ...Sehun zachował sie jak ostatni dupek 'a luhan powinien mu powiedzieć o swojej ciąży że jest ojcem bo by miał później poczucie winy i dobrze by mu z tym było...nie znoszę Sory jest strasznie samolubna ona nie myślała o Lu o tym co on może poczuć tylko myślała o własnym tyłku i o niczy więcej...jak sobie to przypomnę to no nwm bo chyba bardziej nie da sie rozpłakać-albo jak już był taki angst to Lulu mógł umrzeć i Sehun by się dowiedział wtedy że Luhan miał dziecko a on jest ojcem ale nie nie bo bym nie przeżyła tego za dużo uczuć na raz ...powiem tak nie znoszę angstów są takie uciążliwe i przytłaczające zostawiają po sobie straszną pustkę w sercu ...ale coś mnie do nich ciągnie ...no cóż nigdy nie rozpłakałam sie tak bardzo przy żadnym opowiadaniu ...masz świetny styl przez co z łatwością można poczuć to co czują bohaterzy ...i tak jak powinno być w angscie to to że zostawiają wielką czarną dziurę w sercu ...życzę ci powodzenia w dalszych opowiadaniach i Hwaiting~~~♡

    OdpowiedzUsuń
  15. Leże i płaczę...nie no beczę jak jakaś idiotka nie wiadomo czemu i jak najbardziej staram się schować by nikt nie zauważył że płaczę bo co miałabym powiedzieć "czytam gejowskie opowiadania i był teraz angs i to takie smutne " ? ...by im szczęki opadły...przyznam się że te opowiadanie czytam już nie jeden raz ale za każdym razem reakcja jest taka sama czyli w skrócie morza łez od mementu kiedy Lu Han opowiadał jak się pogorszyły relacje między nim a Sehunem ...Sehun zachował sie jak ostatni dupek 'a luhan powinien mu powiedzieć o swojej ciąży że jest ojcem bo by miał później poczucie winy i dobrze by mu z tym było...nie znoszę Sory jest strasznie samolubna ona nie myślała o Lu o tym co on może poczuć tylko myślała o własnym tyłku i o niczy więcej...jak sobie to przypomnę to no nwm bo chyba bardziej nie da sie rozpłakać-albo jak już był taki angst to Lulu mógł umrzeć i Sehun by się dowiedział wtedy że Luhan miał dziecko a on jest ojcem ale nie nie bo bym nie przeżyła tego za dużo uczuć na raz ...powiem tak nie znoszę angstów są takie uciążliwe i przytłaczające zostawiają po sobie straszną pustkę w sercu ...ale coś mnie do nich ciągnie ...no cóż nigdy nie rozpłakałam sie tak bardzo przy żadnym opowiadaniu ...masz świetny styl przez co z łatwością można poczuć to co czują bohaterzy ...i tak jak powinno być w angscie to to że zostawiają wielką czarną dziurę w sercu ...życzę ci powodzenia w dalszych opowiadaniach i Hwaiting~~~♡

    OdpowiedzUsuń

Followers