piątek, 19 czerwca 2015

Together Forever 7/20


 
music: 1 | 2

Po rozmowie z Sehunem nieco się uspokoiłem, chociaż wciąż miałem pewne obawy przed tym, co mnie faktycznie czeka. Przez całą noc piłem tę cholerną herbatkę imbirową i myślałem nad słowami Sehuna, który praktycznie obiecał być zawsze przy mnie. Wraz z tym patrzyłem na obrączkę, która potwierdzała jego słowa, bo naprawdę, on był gotowy, by założyć rodzinę, by całe swoje życie dzielić ze mną, ja nie. Bałem się, że to w jakiś sposób wpłynie na nasze relacje, negatywnie rzecz jasna. A stracenie Sehuna było znacznie gorszym od ustatkowania się i podjęcia zdecydowanych kroków ku założeniu rodziny, razem z nim i przyszłym dzieckiem.
Musiałem przyznać, że herbata imbirowa działała i była moim wybawieniem, bo drugi dzień testów okazał się nie być tak bardzo tragiczny jak pierwszy. Tylko raz zwymiotowałem po samym wstaniu, ale potem to wszystko się uspokoiło, a ja wreszcie bez obaw mogłem wziąć swoją przyszłość w swoje ręce. Z trzecim dniem było podobnie i wreszcie, dzięki temu straciłem to okropne, negatywne nastawienie do mojej przyszłej kariery.
Po egzaminach postanowiłem przez jakiś czas nie ruszać się z domu. Znów zacząłem opychać się czym tylko widziałem, a najczęstszym moim celem było dużo i jeszcze więcej lodów malinowych, właściwie sorbetów, ale to nie miało dla mnie większego znaczenia. W ilościach tonowych pochłaniałem też naleśniki z Nutellą i truskawkami, karcąc się w duchu, bo byłem też świadomy tego, że kiedy urodzę, będę dosłownie pływał w tłuszczu, który zostanie mi po porodzie. Dlatego też dla zabicia czasu, ale i również dla własnego zdrowia i jakiegokolwiek wyglądu, zabrałem się za ćwiczenia, które jak się okazały, nie były takie złe. Sehun oczywiście panikował, twierdząc, że jeszcze sobie przez przypadek coś zrobię, ale postanowiłem ignorować tego idiotę.
Minął tydzień od mojej wizyty w przychodni, który zleciał mi nadzwyczaj spokojnie, oczywiście nie licząc ciągłych telefonów i odwiedzin Sehuna, których miałem już dość. Ciągle przynosił mi rosołek, twierdząc, że jest idealny dla dziecka. Robił go sam i w tym tkwił problem. Wszystko zawsze wylewałem do zlewu, kiedy wychodził. To było niejadalne, ale starał się i to doceniałem, mimo tego nie zamierzałem truć się tym paskudztwem.
Około czternastej, zszedłem na dół w celu przedostatnia się do sklepu, który na szczęście znajdował się kilka metrów od mojego osiedla. Robiłem tam małe, codzienne zakupy, a po większe wysyłałem Sehuna, który nie protestował zbytnio, raczej był niezwykle szczęśliwy, że w ogóle, w jakiś sposób mi pomógł. Ale mimo starań Sehuna, moje zapasy kończyły się w zaskakującym tempie, a ja pilnie potrzebowałem ananasów do koktajlu, dokładnie takiego samego, jakiego piłem na Hawajach. Ochota na niego niemal rozrywała mnie od środka, więc nie czekając dłużej, kupiłem tyle owoców, ile tylko byłem w stanie udźwignąć. Po drodze do mojego mieszkania zahaczyłem o skrzynki pocztowe, skąd wyciągnąłem pocztę do siebie. Przeglądając, gdy wychodziłem na górę,  doszukałem się listu od mojej ciotki, która pomimo rozwoju technologii wciąż upierała się, że to wymysł bezmózgich idiotów, którzy przez swoją pracę skazali społeczeństwo na korzystanie z czegoś takiego jak internet, zapominając o pięknych tradycjach i niegdyś prężnie kształtującej się poczty, która teraz była już antykiem. Poza nimi znalazłem też list, na który czekałem najbardziej.
Od razu, gdy wszedłem do swojego niewielkiego mieszkania, rzuciłem torby z ananasami na blat jednej z szafek, po czym usiadłem przy okrągłym stoliku, przenosząc wzrok na moje trzęsące się dłonie, w których trzymałem zapakowane wyniki badań krwi, którą pobrano mi kilka dni wcześniej. Właściwie już byłem nastawiony na to, że jestem w ciąży, potwierdziły to wszystkie objawy i testy ciążowe, które zrobiłem więcej niż raz, ale wciąż badania krwi były znacznie pewniejsze i każda wiadomość, którą ze sobą niosły, nie potrafiła mnie zadowolić. Bo jeśli naprawdę byłem w ciąży, to mimo że do tego faktu przywykłem, wcale nie zamierzałem skakać z radości, a jeżeli miały wykazać, że daleko mi od stanu ciężarnego, to wizja odkręcania wszystkiego u Sehuna sprawiała, że miałem ochotę rzucić się z najbliższego wieżowca, których swoją drogą w Seulu nie brakowało.
Rozerwałem białą, zaadresowaną do mnie kopertę, po czym wyciągnąłem kartkę z wynikami i spojrzałem na nie poważnie. Nie byłem głupi i potrafiłem sam odczytać wyniki, zwłaszcza, że w Chinach miałem ciotkę, która była lekarzem. Spędziłem z nią dużo czasu, co właściwie też wyszło mi na dobre.
Wyniki, które wciąż trzymałem w trzęsących się dłoniach tylko potwierdziły moje obawy i wszystkie, wcześniejsze przypuszczenia.
Wziąłem jeszcze kilka głębszych oddechów, starając się jakoś ustabilizować swoje myśli, które niemal rozrywały moją głowę. Niby wiedziałem co mnie czeka, ale wciąż miałem takie samo zdanie i wcale nie cieszyłem się w przeciwieństwie do Sehuna, który gdyby mógł, latałby po ulicy z megafonem, drąc się, że wkrótce będzie tatą. No nie mogłem powiedzieć, bo zachowywał się słodko i cieszyłem się, że mam w nim oparcie, ale wciąż miałem wyrzuty sumienia, że ja tak nie potrafię się cieszyć. Wciąż miałem wrażenie, że mój ojciec jak tylko się dowie, to mnie zabije.
Mój tata... cóż. On nic nie miał do związków homoseksualnych, ani do tego, że kiedyś wkrótce zostanie dziadkiem, ale on podchodził do tego inaczej niż moja matka. Wciąż powtarzał, że na dzieci jest czas po ślubie, a ślub, cóż, po studiach i najlepiej po starcie w nowej firmie lub ewentualnie w rodzinnym interesie, do którego najchętniej by mnie wcielił. Zdania nie chciał zmienić i wiedziałem, że jeśli dowie się o ciąży, będzie cholernie zły. Najprawdopodobniejsze będzie również to, że w tej złości odetnie mnie od jedynych moich środków pieniężnych, które przelewał mi na konto każdego miesiąca, żebym mógł opłacić studia, mieszkanie, rachunki, jedzenie i w ogóle żył normalnie. Jasne, nie było tu przepychu, nie mieszkałem w nowoczesnym penthousie jak Sehun, ale było mi dobrze i wcale nie narzekałem, bo moje osiedle było bardzo przyjemne, tak samo jak mieszkanie. I niczego mi nie brakowało.
Moja mama natomiast... Wiedziałem, że się ucieszy, jak dowie się o dziecku. Moje relacje z nią nieco się polepszyły, bo nie zawsze byłem z nią zżyty. Ale zaczęła się interesować mną bardziej, często dzwoniła i pytała co u mnie. Powiedziałem jej o Sehunie i wiedziałem, że też nie mogła się doczekać, aż go pozna.
Westchnąłem, wyciągając telefon, po czym wybrałem numer Sehuna, otwierając nową wiadomość tekstową.
Do: Sese <3 |       Przyszły wyniki badania krwi. Szykuj się na styczeń, bo ja nie mam zamiaru wstawać o trzeciej w nocy do dziecka.
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
Od: Sese <3 |     Nawet nie wiesz jak się cieszę, Lu! Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie! Wpadnę do ciebie po treningu : )
Przewróciłem oczami, mając już serdecznie dość wizyt i ponownie rozważyłem opcję z zamknięciem się w środku domu na klucz i wyrzuceniem go gdzieś, gdzie sam nie będę w stanie go znaleźć. Ale Sehun byłby zdolny wleźć oknem, mimo że mieszkałem na trzecim piętrze. Ten człowiek był nieprzewidywalny i jednocześnie głupi.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu, na który spojrzałem. Dzwoniła mama, zapewne oczekując ode mnie, że zdam jej relacje z kolejnych dwóch tygodni, podczas których nie rozmawialiśmy.
— Mamuś, cześć — przywitałem się, odbierając.
— Luhan, kochanie — powiedziała, a ja uśmiechnąłem się do siebie. — Czemu nie dzwoniłeś? Martwiłam się o ciebie!
— Bo połączenia do chin kosztują, a ojciec przelewa mi tyle kasy, że zbankrutowałbym i żył na samych sucharkach — odpowiedziałem i zaśmiałem się, bo to było prawdą. Moja mama czasem naprawdę potrafiła się rozgadać, nawet na najbardziej głupi temat. — Poza tym miałem testy, musiałem skupić się na nauce, nie myślałem nawet o telefonach. Wystarczająco dużo czasu zabierał mi Sehun — prychnąłem.
— Jak ci poszły egzaminy, słonko?
— Zawaliłem pierwszy, ale drugi i trzeci poszedł dość dobrze — mruknąłem.
— Jak będą wyniki, koniecznie zadzwoń do ojca. Ciągle zawraca mi tym głowę.
— Jasne, nie zapomnę.
— A poza egzaminami? Co słychać u ciebie i Sehuna? Aish, muszę go wreszcie poznać! Przyjadę do was kiedyś, w końcu tak dawno nie byłam w Korei — zażaliła się. Tak, mama była Koreanką i wyjechała do Chin specjalnie do taty, który z kolei był rodowitym Chińczykiem. Dlatego też od małego dręczyła mnie językiem koreańskim i jak się okazało, całkiem mi się przydał.
— Cóż — odezwałem się niepewnie. Zastanawiałem się, czy powinienem jej powiedzieć o ciąży. Bez sensu było to kryć, zwłaszcza że byłem przekonany, iż Sehun rozgadał już wszystkim w promilu pięćdziesięciu kilometrów, nie ważne czy znajomemu czy obcemu. Poza tym zaczynałem być gruby. Niby brzucha jeszcze nie było widać, ale już ledwo mieściłem się w swoje ulubione spodnie i moja twarz nieco się zaokrągliła. Oczywiście ćwiczyłem i miałem nadzieję, że to zrzucę, ale miałem świadomość, że za kilka miesięcy będę paradował z wielkim brzuchem, ledwo wciskając się w moje ulubione koszulki i będę zmuszony kupić jakieś w rozmiarze XL, co mnie przerażało. — Trochę się pokomplikowało. Wszystko.
— Nie dogadujecie się z Sehunem? Przecież dopiero co ci się oświadczył!
— Nie, nie to nie to — odpowiedziałem szybko. — Sprawy moje z Sehunem są w jak najlepszym porządku i tak, kłócę się z nim, ale zawsze tak było, to nic nowego — mruknąłem — to znaczy, ja się na niego drę, on mnie przeprasza, choć nic nie zrobił. Ale teraz mam powody.
— Jakie?
— Ostatnio... nie czułem się zbyt dobrze. — Tak postanowiłem jej powiedzieć, bo była moją mamą i miała prawo wiedzieć, a przy okazji nie była taka jak Sehun i wiedziałem, że nie rozgada ojcu. — Wyleciałem w środku egzaminu do łazienki, żeby zwymiotować, dlatego też pierwszy zawaliłem. Baekhyun zabrał mnie do lekarza i... — zamilknąłem na moment, wahając się.
— Szpitala? Luhan? Jesteś chory? Potrzebna ci pomoc? Jeśli tak, zabieram się i już tam do ciebie jadę.
— Nie, mamo, uspokój się, błagam — poprosiłem. — Jestem w ciąży.
Po drugiej stronie zapadła cisza, co mnie zaniepokoiło. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć i pierwsze, co przyszło mi do głowy to to, że moja mama zmieniła zdanie i stała się taka sama jak ojciec. Wtedy wpakowałbym się w niezłe kłopoty, ale ku mojej uciesze, było zupełnie inaczej.
— Luhan, naprawdę?! — pisnęła rozradowana, aż odsunąłem telefon od ucha. — Który miesiąc?
— Drugi — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Tylko błagam, nie mów ojcu!
— Nawet nie zamierzałam. Ale wiesz, że nie możesz przed nim tego ukrywać wieczność, prawda? Poza tym ma prawo do własnego wnuka.
— Ja wiem, ale po prostu... mam studia, potrzebuje pieniędzy, od Sehuna nie zamierzam nic brać, a do pracy w ciąży nie pójdę — powiedziałem płaczliwie, wstając z miejsca, żeby zaparzyć herbaty imbirowej, którą swoją drogą bardzo polubiłem.
— I tak nie ma sensu teraz kombinować ze studiami, Lu — stwierdziła — moja rada jest taka. Skończ ten rok, bo już praktycznie zostało ci niewiele, ale daj sobie spokój z kolejnym. Zrób sobie przerwę, a wrócisz, za rok albo dwa.
— Ale ojciec się zorientuje...
— Wtedy ja będę ci wysyłać pieniądze, nie martw się — obiecała — najważniejsze, żeby dziecko rozwijało się dobrze, bez stresu, a studia takie właśnie są. To trudny okres, zwłaszcza pod sam koniec. Będzie cię wszystko bolało i... wiem, że będziesz bardzo narzekał, bo dobrze cię znam. Najlepiej, jak będziesz miał przy sobie Sehuna.
— Wiem. Ugh, muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć.
— Lu...
— Tak?
— A chłopiec czy dziewczynka?
— Mamo... — westchnąłem, nie mając siły do tej kobiety — nie wiem, dopiero co dowiedziałem się o ciąży, poza tym do drugi miesiąc. Napiszę albo zadzwonię jak będę wiedział — obiecałem po czym przygotowałem wszystko na herbatkę. — A teraz kończę, potrzebuję chwili na odpoczynek, zanim mój nawiedzony narzeczony mnie odwiedzi.
— A, rozumiem — powiedziała i mogłem przysiąc, że się uśmiechała, choć nie mogłem tego zobaczyć. — Pa, kochanie. Dbaj o siebie.
— Jasne. Paa.
I rozłączyłem się, odetchnąwszy z ulgą, po czym zalałem herbatkę, uśmiechając się lekko. Mamę miałem z głowy, choć wiedziałem, że jeszcze znajdzie okazję, żeby do nas przyjechać, zostawał tylko tata i rodzice Sehuna, których miałem wkrótce poznać, ale czułem, że dam radę. Oni i tak byli moim najmniejszym zmartwieniem.

***

Po rozmowie z mamą i wypiciu herbaty nie miałem na nic ochoty, więc zaraz po tym zamknąłem się w sypialni i położyłem spać. Nie miałem ochoty na oglądanie telewizji ani na sorbet malinowy, co było dziwne, zwłaszcza, że ostatnimi czasy pochłaniałem go wielkimi ilościami. Być może mi się przejadł? Sam nie wiedziałem, ale postanowiłem, że ewentualnie przerzucę się na ananasowy, co wcale nie było takim złym pomysłem.
Otworzyłem powoli oczy, starając się zignorować rażące światło pochodzące z lampki nocnej zaświeconej po drugiej stronie mojego łóżka. Obok zauważyłem Sehuna, który siedział przyciśnięty do mnie z laptopem na udach.
— Sehun? — mruknąłem sennie, nie kontaktując jeszcze zbyt dobrze. Wciąż chciało mi się spać, ale skoro już przyszedł, to nie miałem zamiaru marnować czasu na coś, co mogłem przełożyć na później, zwłaszcza, że na zewnątrz i tak było ciemno. — Co ty tu robisz? — zapytałem, unosząc głowę znad poduszki.
Sehun oderwał się od laptopa, który na moment położył na szafkę obok i uśmiechnął się do mnie, kładąc obok. Wlazł pod kołdrę i przyciągnął mnie do siebie. Musiałem przyznać, że wolałem spać, mając jego przy boku. Uwielbiałem ciepło jego ciała i jego zapach. Kochałem też jak otaczał mnie swoimi silnymi ramionami, a ja mogłem wtulać głowę w jego szyję, albo traktować go jak swoją własną poduszkę. I tak było też teraz, bo przylepił się do mnie i wydawało się, że nie ma zamiaru się odczepić, z tą różnicą, że jedną z dłoni wsunął pod moją koszulkę i położył na nie tak widocznym jeszcze brzuchu.
— Drzwi były otwarte — powiedział, a ja zakląłem w myślach. — Musisz być bardziej uważny. Każdy mógł tu wejść.
— I z wszystkich ludzi na świecie, musiałeś to być akurat ty — prychnąłem.
Sehun zaśmiał się i przybliżył swoją twarz do mojej, całując mnie mocno. Od razu wepchał mi do buzi język, ale lubiłem jego pocałunki, więc oddałem pieszczotę, na moment zapominając o reszcie świata. Mruknąłem w jego usta, gdy przewrócił mnie na plecy i przeniósł pocałunki na moja szyję, czym równocześnie sprawił, że wariowałem.
— Napisałem ci, że przyjdę — odparł poważnie i jeszcze raz mnie pocałował, tym razem w nos, przez co zaśmiałem się. To było słodkie. — I nie przyszedłem też tylko po to, żeby cię tu całować do samego rana, bo mam propozycję — dodał i uśmiechnął się, a ja ściągnąłem brwi w zamyśleniu.
— Mów.
— Zamieszkajmy razem.
Przewróciłem oczami, wzdychając pod nosem. Ja nie  miałem pojęcia, jak dotrzeć do mojego chłopaka. Nie chciałem mieszkać u niego w domu, skoro miałem swój.
— Nie ma takiej siły, żebym przeprowadził się do ciebie.
— Ale ja nic nie mówiłem o tym, że to będzie moje mieszkanie — odpowiedział z uśmiechem, czym mnie zaskoczył. Jak zamierza przeprowadzić się na Hawaje, to pakuję się i wylatuję już dziś. — Przed chwilą przeglądałem oferty domów do kupna. Nie mieszkań, ale domów. Na przedmieściach Seulu. Z ogrodami, w bezpiecznej okolicy, skąd będzie łatwy dojazd do centrum — zareklamował, a ja spojrzałem na niego głupio. Z takim tonem i uśmiechem mógłby zagrać w reklamie, przyciągnąłby wszystkie głupie nastolatki i śliniących się, zniewieściałych chłopców.
— Sehun...
— Lu — odpowiedział ciepłym głosem Sehun. — Jesteś w drugim miesiącu ciąży. Niedługo będziesz potrzebował pomocy, potem na świat przyjdzie dziecko, więc nie ma mowy, żebym pozwolił ci mieszkać samemu.
— Ale wciąż mam siedem miesięcy...
— Nie — odparł stanowczo, aż mnie zaskoczył. Po tym złapał moje ręce w  nadgarstkach przycisnął je do materaca, patrząc się na mnie poważnie. — Kocham cię najbardziej na świecie i chcę być przy tobie w każdej chwili twojego życia. I naprawdę nie obchodzą mnie twoje protesty. Jeżeli teraz się nie zgodzisz na wspólne mieszkanie, zaciągnę cię tam nawet siłą
 — warknął, przyciskając mnie mocniej do materaca. Jego noga otarła się o moje krocze, a ja jęknąłem cicho.
— Ty się nie baw w Greya, Sehun — prychnąłem.
W odpowiedzi pocałował mnie, odbierając mi oddech. Nie potrafiłem zaczerpnąć powietrza, bo miałem nad sobą Sehuna i tak, wariowałem, ale nie zamierzałem się mu do tego przyznawać. Poza tym to było niesamowite, że minęły trzy lata, a ja wciąż uważałem pocałunki Sehuna za magiczne. Dochodziłem do wniosku, że nigdy mi się nie znudzą, zwłaszcza, że każdy kolejny był inny.
— Póki jesteś w ciąży, o Greyu nie ma mowy — zaśmiał się. Sam też się uśmiechnąłem, mając go ochotę popukać po głowie. Ja w żadne bdsm bawić się nie będę. Jeszcze nie byłem takim niewyżytym seksoholikiem, któremu ciągle mało. — Ale chodź, teraz mam dla ciebie coś innego —powiedział po momencie i ponownie zabrał laptopa z szafki nocnej i położył mi go na kolanach. Spojrzałem na ekran, gdzie zobaczyłem kilka domków jednorodzinnych. Wszystkie były do siebie podobne, ale każdy z osobna miał jakąś cechę szczególną, która go wyróżniała. — Wybierz trzy, które podobają ci się najbardziej. Pojedziemy je obejrzeć, jak wrócimy od rodziców.
Na moment zawiesiłem się, odrywając wzrok od załączonego urządzenia. Wiedziałem, że czeka mnie wizyta u rodziców, ale miałem ochotę zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Mimo wszystko byłem człowiekiem i też miałem te swoje obawy. Poza tym miałem złe przeczucia, co do tego wyjazdu i nie byłem pewien, czego one dotyczyły, ale to wcale mnie nie zachęcało, żebym rzucił wszystko i pojechał do Busan.
— Musimy? — zapytałem z nadzieją.
— Musimy — odpowiedział — dzwoniłem do mamy, w następnym tygodniu będzie razem z tatą na nas czekać — dodał, a ja westchnąłem, całkowicie się poddając. Ja byłem uparty, ale Sehun chyba bardziej, na moje nieszczęście. — Przy okazji wypoczniemy, mieszkają w świetnym miejscu, zobaczysz, że ci się spodoba — obiecał, a ja pokiwałem jedynie głową. Jasne, będę się cudownie bawił z przyszłą teściową i teściem. Lepszego towarzystwa wręcz nie mogłem sobie wymarzyć. — A po tym pojedziemy obejrzeć domy. Chcę jak najszybciej być przy tobie.
— I tak już prawie u mnie mieszkasz, więc i tak nic się nie zmieni.
Sehun zaśmiał się i mocno mnie przytulił, całując mnie w czoło.
— Ale będziemy mieć ogródek.
Tak, i jak ja mógłbym go nie kochać?

***

We środę Baekhyun wyciągnął mnie i Kyungsoo na zakupy. Przy okazji mogłem się zrelaksować i odprężyć przed rodzinnym, zapoznawczym spotkaniem, poza tym była to też dobra okazja, by zapomnieć o egzaminach. No ale niestety zakupy przypominały mi również o niechcianej przeze mnie ciąży i dziecku, które już wkrótce miało przyjść na świat. Kyungsoo jak najęty gadał o tym, jak Jongin jest kochany i cholernie seksowny przez te ciągłe treningi, a Baek, cóż... co pięć minut spoglądał na ekran swojej komórki, na której miał ustawioną tapetę z Britt. Zakładałem, że pisał z Chanyeolem, bez którego pięć minut wytrzymać nie mógł.
— Jej, już nie mogę się doczekać aż wasze dziecko przyjdzie na świat — mruknął Kyungsoo, uśmiechając się w moją stronę ciepło. — Ale wciąż uważam, że ty i Sehun powinniście się wstrzymać do ślubu.
Prychnąłem w odpowiedzi, przewracając teatralnie oczami.
— Mówisz jakbym nie wiedział — odpowiedziałem, przekładając recę na piersi. Przez moment szliśmy pomiędzy sklepami, do żadnego nie wchodząc, aż do momentu jak zobaczyłem sklep z przekąskami. — Baek, jestem głodny!
— Znowu? Jadłeś dwadzieścia minut temu...
Ja spojrzałem tylko na niego, wydymając wargi, po czym przeniosłem wzrok na sklep i ponownie na Baekhyuna. Kyungsoo zaśmiał się pod nosem, kładąc ręce na moich ramionach, również patrząc się na biednego Byuna, który przez ostatni czas przeze mnie życia nie miał. Coś bardzo lubiłem go wykorzystywać.
— Dobra, co chcesz?
— Chrupki serowe — odpowiedziałem i uśmiechnąłem się z satysfakcją, kiedy Baekhyun zniknął za drzwiami sklepu. Zostałem z Kyungsoo na korytarzu, będąc zmęczonym po takim maratonie po sklepach odzieżowych. Zdążyłem kupić kilka większych podkoszulków i spodni dresowych, bo szczerze wątpiłem, żebym później zmieścił się w spodniach jeansowych, zwłaszcza, że przybierałem na wadze, mimo że ćwiczyłem. Niby ćwiczenia coś dawały, ale mimo wszystko niedługo miałem chodzić z wielkim brzuchem, którego nie będę mógł tak łatwo już ukryć.
— Poradzicie sobie? — zapytał Kyungsoo, a ja spojrzałem na niego głupio, nie rozumiejąc. — No ty i Sehun. W końcu dziecko to duże wyrzeczenie i poświęcenie. Wasze życie całkowicie się zmieni — powiedział, a ja kiwnąłem głową.
— Ja nie — odpowiedziałem zgodnie z prawdą — ale Sehun chyba tak. Dawno nie widziałem, żeby się tak z czegoś cieszył. Głupi, jest w stanie dla tego dziecka wszystko zrobić, aż czasami ja sam czuję się cholernie źle i głupio, bo ja tak nie potrafię, nawet jeśli chcę myśleć inaczej i cieszyć się z tego, że niedługo będę ojcem. Ale wtedy zaczynam też myśleć, że mam dopiero dwadzieścia lat i nie potrafię zadbać o siebie samego, a co dopiero o taką małą istotkę i w dodatku o Sehuna, bo to też jeszcze czasami dzieciak — przyznałem, po czym wyszczerzyłem się do Baekhyuna szeroko, który podał mi przekąski. — Dziękuję!
— A jak się czujesz? — zapytał tym razem Baekhyun.
— Świetnie — mruknąłem — to znaczy, teraz tak, chociaż wcześniej umierałem, chyba przez ten magiczny rosołek Sehuna, którym mnie truł kilka dni. Był okropny — skrzywiłem się, przypominając sobie ten okropny smak. — Ale teraz przynosi mi jakieś sałatki, które nie smakują jak przejechany kot, na szczęście — powiedziałem z ulgą i wziąłem głębszy wdech. — Poza tym Sehun wpadł na kolejny, genialny pomysł — prychnąłem.
— Jaki tym razem? — spytał Kyungsoo.
— Chce, żebyśmy razem zamieszkali. Już znalazł jakieś domy i po wizycie u jego rodziców, mamy jechać je oglądać — mruknąłem — i nie dociera do niego to, że dobrze mi w tej mojej kawalerce, która jest tak bardzo w moim guście — dodałem z wyraźnym niezadowoleniem. — Ale nowy dom urządzę tak, jak ja będę chciał i Sehun nie będzie miał nic do gadania.
— Czasem mi się zdaje, że ty dla Sehuna jesteś jeszcze gorszy niż Kyungsoo dla Jongina — podsumował Baekhyun, a Do wyraźnie się oburzył.
— Przepraszam bardzo, ale ja dobrze traktuję Niniego.
W ramach odpowiedzi wybuchłem śmiechem, słysząc, jakie głupoty opowiada Kyungsoo. No, może Jongin nie miał tak źle, bo Kyungsoo mu gotował, a jedzenie zrobione przez Soo to jak niebo na ziemi, ale w innych kwestiach Do był podstępnym, małym diabłem, którego powinno się omijać i unikać, to właściwie było dla własnego dobra. Ja się już przyzwyczaiłem, Baek również, Jongin najprawdopodobniej też, ale celibat do ślubu, zwłaszcza przy tak buzujących hormonach był czymś naprawdę ciężkim do zniesienia.
W pewnej chwili poczułem, jak w mojej kieszeni wibruje telefon, a zaraz potem usłyszałem głos Rihanny. Sięgnąłem po urządzenie i odebrałem.
— Tak?
— Kochanie! — przywitał się entuzjastycznie Sehun. Ton jego głosu był zbyt wesoły i entuzjastyczny. Skrzywiłem się.
— Czego chcesz znowu?
— Na naszym ostatnim treningu byli sponsorzy — powiedział na jednym wydechu, najprawdopodobniej chcąc jak najszybciej przekazać mi te niezwykle radosne nowiny. — I chcą mnie! Rozumiesz? CHCĄ MNIE W REPREZENTACJI! BOŻE, LUHAN!
— Sehunnie, spokojnie. Wdech i wydech — mruknąłem, ale sam się uśmiechnąłem. Cieszyłem się z tego, że mu się udało. — Jestem z ciebie dumny.
— Uczcimy to jakoś?
— Zapomnij o tym. — I w taki o to sposób zabiłem jego wszelkie nadzieje. — Ty się lepiej pakuj, jutro jedziemy — przypomniałem mu — ale buziaka w nagrodę ode mnie dostaniesz — obiecałem.  Sehun przez moment się nie odzywał, więc prawdopodobnie uśmiechał się nieco zbyt szeroko, próbując ustabilizować oddech.
— Kocham cię, Hannie.
— Wiem, Sehun — odpowiedziałem, czując, jak moje serce zabiło mocniej. Przygryzłem wargę.
— Muszę wracać do treningu.
— Leć — odpowiedziałem — i  Sehun? Strasznie się cieszę — dodałem, rozłączając się.
— Co się stało? — Baekhyun spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
— Wygląda na to, że mój narzeczony stał się sportowcem z prawdziwego zdarzenia — odparłem z dumą i wielkim uśmiechem, po czym wziąłem pod ręce moich przyjaciół, by dokończyć zakupy.

_____________________________________________________________

Xaio Lu sooo cute ^_^ Lulu

Trochę mnie zawiedliście pod ostatnim postem ;-; ale dziękuję wszystkim, którzy skomentowali ♥ Ogólnie to miałam plany dodać jeszcze jeden rozdział w poniedziałek, ale raczej tego nie zrobię, ponieważ nie napisałam nic do przodu, głównie przez brak weny i czasu. Ostatni tydzień był masakryczny (zwłaszcza, że wczoraj zgubiłam telefon, ktoś go sobie przywłaszczył, bardzo bałam się o bloggera, ale zablokowałam dostęp, więc jakoś to będzie **), w poniedziałek i wtorek piszę egzaminy zawodowe (muszę napisać na minimum 75% ;-;) i musiałam się trochę pouczyć... Natomiast matma już za mną, nie było się czym przejmować. 
A teraz co do bloga. BARDZO, BARDZO WAM DZIĘKUJĘ. Mijają dwa lata, i cholera, blog się bardzo rozwinął. Ponad 140 TYSIĘCY wyświetleń, ponad 200 obserwatorów, których ciągle przybywa, prawie 900 komentarzy. Dziękuję, naprawdę. Jestem tu dla was, a wy jesteście dla mnie i kocham dla was tworzyć, dlatego ta druga rocznica tak mnie cieszy.
Tak jeszcze ze statystyk, to powiem wam, że najczęściej czytanymi ff są: Still Alive z 2718 wyświetleniami, Yours (zboczeńce) z 1850 i Porcelain z 3310 wyświetleniami (awww. tak btw, Porcelain poprawiam, więc za niedługo będzie do przeczytania w lepszej wersji, napiszę wam, kiedy poprawię do końca). Zaraz po nich są części z Let's Talk About Love, co mnie bardzo cieszy :D

I myślę, że to jest taki czas, w którym mogłabym się odnieść do pewnego komentarza,  nie z tego bloga, bo z tego, ale to się tyczy do każdego bloga i każdej autorki. Myślę, że najlepiej zrozumieją mnie właśnie autorki. 

Pisanie dla komentarzy czy dla wyświetleń, a może samego siebie. 
Ja przyznam wprost, że ja dla siebie po części piszę, bo kocham to robić, tak wyładowuję wszystkie emocje, ale to jest blog. Blog, jak moja koleżanka stwierdziła, słusznie oczywiście - służy do interakcji pomiędzy autorem i czytelnikiem. Co z tego, że ja autorka pisze, a czytelnicy nie komentują. Zostawiają tylko wyświetlenia. Ale powiem tak. Wyświetlenia są fajne, w jakiś sposób dają ogólną informację, że jednak ludzie bloga odwiedzają. Ale za to wyświetlenie nie daje opinii, która jak na swoim przykładzie zauważyłam, daje kopa weny i tej siły do pisania. Nawet króciutka, bo ja cieszę się z każdego komentarza, nawet takiego z jednym słowem, który oczywiście nie jest spamem. Ludzie, którzy nie piszą, a tylko czytają mogą tego nie zrozumieć, ale autorki na pewno wiedzą o co mi chodzi. Każda nagroda za pracę włożona w ff jest przez nas doceniana, więc naprawdę, nie bójcie się komentować. Zwłaszcza, że pisanie komentarza zajmuje od minuty do pięciu, a pisanie one shota zajmuje czasem nawet pół roku. 

W każdym razie, dziękuję bardzo każdemu czytelnikowi, że jest ze mną, że znosi moje humorki, dodaje mi wsparcia i życzy mi dojścia do siebie z tymi cholernymi rękami xD Cieszę się, że wciąż jesteście ze mną i że będziecie do ostatniego opowiadania opublikowanego na tym blogu :D

13 komentarzy:

  1. Luhan nie badz takim maruda i zamieszkaj z Hunem.
    Cos sadze ze niedlugo wszystko sie pokomplikuje przez ta cala reprezentacje.
    Od teraz badz pewna ze bede starala sie komentowac
    Wenyy
    Przepraszam za Brak polskich znakow

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba czas to skomentować.... Wybacz, ale ostatnio przeżyłam kryzys z hunhanem (nadal coś nie idzie) i ciężko mi się o nich czyta ://// Potrafiłam przeczytać rozdział po tygodniu i jakoś tak nie bardzo mi szło. Przepraszam.
    Co do samego opowiadania jest naprawdę dobre, nie zrobiłaś tu, że Luhan skacze pod sufit, tylko troszkę znowu przegina w drugą stronę (Lu, Hunnie może i jest tępy, ale cię kocha xD). Nie pamiętam jej imienia, ale niesamowicie mnie wkurwiała (przepraszam, ale "wkurzała" za słabe określenie xD). Lubię to opowiadanie, troszku mi się zeszło z przeczytaniem (miłość do hunhana tak bardzo :///) No nic, czytam, bo nawet jeśli to hunhan, od ciebie zawsze będę czytać, ale cii.

    Poza tym, gratuluję, że wytrwałaś dwa lata, to naprawdę dużo i mam nadzieję, że będziesz pisać jak najdłużej, robisz to świetnie, więc trzymaj się w tym świecie jak najdłużej.

    W sumie nie wiem czy będę komentować regularnie, ale się postaram, sama nie wiem, jak komentarze dużo znaczą, wyświetlenia są ważne, owszem, ale tu masz rację, nie dają opinii, a te są bardziej wartościowe, bo wiesz, że komuś się to podoba. Blog istnieje dla nas, dla czytelników, ale czasem nie doceniają, bo komentarz można szybko napisać, a na takie coś poświęca się multum czasu, a czasem jest naprawdę mało odzewu ze strony czytelników. Także, ja będę się udzielać, ale nie wiem czy to mi wyjdzie :D

    Weny. Pisz, bo robisz to świetnie, ja zawsze będę czekać na nowe notki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww kochane <3 Niech oni już zamieszkają razem >.< sorry Luhan w tej kwestii nie masz nic do gadania :/ Ciekawe jak Sehun pogodzi granie w reprezentacji z opieką nad Luhanem no i dzieckiem haha xD Na ale, niech się chłopak cieszy póki może xD
    Czekam na następny rozdział <3 Obyś miała dużo weny <3
    Powodzenia w pisaniu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze to nie wiem co napisać ... To jest świetne. Wiem twórczo ,ale po prostu mnie zabiłaś tym rozdziałem ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku pojawiły się drobne błędy (np. nie do końca odpowiedni spójnik, szyk zdania), ale później było widać, że się rozkręciłaś i zrobiło się naprawdę świetnie :)
    PS: Chyba właśnie przekonałaś mnie do mpregu :) Wcześniej ficzki z tego gatunku omijałam szerokim łukiem, ale tu patrzę i: 1. Uszati, 2. kontynuacja LTAL (które było po prostu genialne) więc trzeba przeczytać. I pokochałam to opowiadanie całym serduchem. Bardzo podoba mi się, jak wykreowałaś postacie, szczególnie zołzowaty i chamski Luhan (miła alternatywa dla tej zwykle spotykanej cukierkowatej sieroty), Sehun-idiota (w końcu nie ten chodzący męski ideał, tylko po prostu kochany idiota) oraz Kyungsoo (to jeden z niewielu ff, w którym Do ma jakiś charakter, zwykle jest nijaki).
    Przeczytałam wszystkie Twoje prace i, jak u każdego autora, zauważyłam ewolucję. Zwykle polega ona na zmianie stylu i tematyki na bardziej dojrzałe (jak np. u Yeśka). U Ciebie obie te rzeczy są cały czas takie same (i bardzo dobrze, jesteś jedną z moich ulubionych autorek!). Zmieniła się natomiast kreacja bohaterów - teraz jest to mistrzostwo.
    Kończę, bo post scriptum wyszło dłuższe niż sama wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww to jest takie kochane *-*
    to opowiadanie jest świetne ;-;
    weny~~
    /Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam taki zaciesz po tym rozdziale. Ciesze się, że wszytko im się układa i teraz tylko czekam na to co będzie później!
    Pozdrawiam i weny! ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Mama Luhana jest kochana ♡ Myślę, że moja na wieść o ciąży by mnie zamordowała, a przynajmniej odcięła od pieniędzy XD
    Sehun nadal jest facetem idealnym. Takiego to ze świecą szukać! Hannie jest szczęściarzem :3 Chociaż... wydaje mi się, że bycie w reprezentacji wcale nie przyniesie niczego dobrego. Sehun będzie co chwilę gdzieś jeździł, nie będzie go przy Hanie i dziecku ;___;
    Przepraszam za nie zostawienie komentarza pod ostatnim postem, ale miałam mały kryzys. Stres i przemęczenie związane ze szkołą zrobiły swoje. A i po wystawieniu ocen nie mogę sobie odpuścić, biol-chem to straszny profil XD
    Jest sens po raz tysięczny mówić Ci, jak bardzo kocham Twoje prace? Jesteś niesamowitą autorką, którą świetnie się czyta ♡ Gratuluję dwóch lat tutaj! Mam nadzieję, że zostaniesz jeszcze dłuuuuużej :3 No i powodzenia z egzaminami! :3

    yehetasshole.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do ff, to tak: zabijasz mnie. Nie wiem jak to robisz, ale dawno nie miałam takich filsów jak przy TF, naprawdę. Luhan i tak pokocha to dziecko (NIE, TO BĘDĄ DZIECI, PRAWDA?! NIE JEDNO) A Sehun mnie słabi, bo rosołki... naprawdę Sehun, kurwa, rosołki?! Takiego chłopaka bym nie chciała, bo fe :c rosołki są obrzydliwe, ok. Podobało się, jak zawsze.

    A teraz odnośnie Twojej notki.
    Jak zobaczyłam co ta osoba napisała to mną aż wstrząsnęło, bo kurwa, jak tak można. Jestem autorką, tak. I rozumiem, że wyświetlenia powinny dawać mi satysfakcję, bo to oznacza, że ktoś czyta mojego bloga, ale no kuźwa. To komentarze dają nam, autorom, motywację, to one sprawiają, że chcemy napisać coś, bo wiem, że my mamy mnóstwo pomysłów, ale czasem po prostu się nie chce. A chciałoby się, gdyby komentarze byłby. Rozumiem Cię, Uszati chyba bardziej niż sobie to wyobrażasz. Mnie samą bardzo boli, kiedy coś dodają, a komentarzy jest na przykład 5. Bo serio, my kuźwa harujemy, to można porównać dla pracy. Coś musimy za to dostać, a czasem nie dostajemy nic. Ja wiem, że my piszemy dla siebie, ale kuźwa no, grrr, to jest niesprawiedliwe w chuj. To moje zdanie, tak.

    I trzymaj sie tak, ok? ;; Kocham Cię. ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Całkiem fajowo, akcja się powoli rozkręca :DDD
    Nie mogę się doczekać kolejnej części, a Tobie, Uszati dużo zdrowia! <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Bum bum bum Do pliska celibaty skończ pliska bardzo, no pliska Jongin to by się tam ze szczęścia posikał. Oł jeeee Sehun w reprezentacji oł jeeeeeeeeeeeee i co teraz :D??XD Luhan i teściowie, będzie interesująco XD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie skomentowałam tego rozdziału więc robię to teraz. Cudne, fantastyczne, genialne. Kocham to opowiadanie i z każdy rozdziałem zakochuję się jeszcze bardziej. ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  13. To był dość spokojny rozdział.
    Sehun to taki napalony młody tata, wyrwany wprost z fluffowych historii miłosnych. Nadal uważam, ze zbyt idealny. NO ALE PRZECIEŻ TO WŁAŚNIE JEST FLUFF. Nie wiem, tutaj za bardzo się im wszystko układa. Tzn. Luhan nie ma już przez ciążę życia, ale i tak. XD

    OdpowiedzUsuń

Followers