music: 1 | 2
Czasami dwójka dzieci, w dodatku tak małych dawała popalić i to po
kilku pierwszych minutach pilnowania. Doskonale to wiedziałem, zwłaszcza, że
wieczorami to ja się nimi zajmowałem. Sehun nalegał na to, żeby częściej
przychodziła opiekunka, zwłaszcza wtedy, kiedy jego nie było, głównie dlatego,
ze byłem w ciąży i nie powinienem się przemęczać. Ale ja uważałem, że dzieci
powinny być wychowywane tylko przez rodziców, no poza ważnymi wyjściami,
podczas których mógł zająć się nimi ktoś inny. Poza tym podczas tej ciąży cały
czas byłem zmęczony i myślę, że przyzwyczaiłem się do tego. Ale nigdy nie było
aż tak źle, żebym nie mógł zaopiekować się dwójką tych urwisów, zwłaszcza że
Seul była nawet grzeczna. Właściwie w porównaniu z Jiseokiem, była małym
aniołkiem.
Ostatnie trzy tygodnie były pełne pracy, głównie dlatego, że zbliżał
się nasz długo wyczekiwany ślub. Powinniśmy mieć już wszystko dopięte na
ostatni guzik, ale wciąż była masa rzeczy do załatwienia, w dodatku Sehun nie
miał ani chwili wolnego od treningów, dlatego wszystkim zająć musiałem się
oczywiście ja z małą pomocą Kyungsoo i czasem Baekhyuna, który sam miał niemałe
problemy ze swoim synkiem, który właściwie był tak samo złośliwy i niegrzeczny
jak Jiseok.
Wieczory były nieco spokojniejsze, jeśli mogłem tak to nazwać.
Właściwie pozbawione telefonów od organizatorów naszego przyjęcia, ale Sehuna
wciąż nie było i to ja musiałem zająć się dziećmi, które jakoś szczególnie
rozbawione nie pojmowały tego, że już dawno powinny spać. Właściwie Seul leżała
na moim i Sehuna łóżku, w naszej sypialni i przymykały jej się oczy, ale za to
Jiseok nadrabiał i nie chciał zejść z moich rąk ani na chwilę.
— Seokkie, do spania — powiedziałem nieco sennym głosem, patrząc na
godzinę. Dochodziła dwudziesta druga, a Sehuna jeszcze nie było. Zakładałem, że
zjawi się dopiero za godzinę, czyli przyjdzie się na gotowe i od razu, po kąpieli
padnie do łóżka i już do kolejnego ranka nie wstanie. Byłem w stanie to zrozumieć,
bo szykował się do bardzo ważnego meczu, który zbliżał się większymi krokami
niż nasz ślub. Miał dużo na głowie, może nie więcej niż ja, ale również był w
ciągłym ruchu i nie mógł sobie pozwolić nawet na moment wytchnienia. To
skutkowało tym, że rzadziej bywał w domu, mniej rozmawialiśmy, a on przez
zmęczenie chodził wkurzony dniami i nocami. A to przecież była moja rola w tym
związku.
— Ne — odpowiedział tym swoim kaleczonym koreańskim, a ja westchnąłem.
Było ciężej niż myślałem. Swoją drogą miałem wielkie ambicje, by nauczyć swoje
dzieci chińskiego, ale wiedziałem, że to jeszcze nie pora na to, zwłaszcza, że dopiero
zaczynały mówić i nie chciałem mieszać im koreańskiego z chińskim. A Sehun by
zwariował, bo znał tylko podstawy i sam nienawidził, kiedy mówiłem w swoim
ojczystym języku, bo biedny nigdy nie wiedział, o co mi chodzi.
— Jeśli nie pójdziesz spać,
Mikołaj do ciebie nie przyjdzie i nie przyniesie ci super zabawek — postanowiłem użyć małego szantażu, który działał na Seul. Niestety tylko na
nią.
— Ne — powtórzył się i przytulił do mnie mocno, kładąc głowę na moim
ramieniu. Wiedziałem, że był już zmęczony i praktycznie zasypiał na stojąco,
ale bardzo nie chciał iść do swojego łóżka. W dalszym ciągu za nim nie
przepadał i nawet byłem w stanie to zrozumieć, bo mimo iż był strasznie
niegrzeczny, to był potworną przylepą i uwielbiał tulić się do mnie, Sehuna, a
nawet do swojej siostry, co uważałem za niezwykle urocze.
Po tym postanowiłem już go nie męczyć i po prostu jakimś cudem ukołysać
do snu. Ale Jiseok to Jiseok i zawsze jest w stanie znaleźć sobie jakieś lepsze
zajęcie od spania. Tym razem na swój cel wziął półkę powieszoną nad komodą obok
wejścia, a naprzeciwko naszego łóżka, na której ustawionych było kilka
najważniejszych pucharów Sehuna. Reszta zalegała w kartonach na strychu, ale
te, które zostawił w sypialni i kilka w salonie, było jego dziećmi i nikt nie
miał prawa ich ruszać.
To znaczy – wiedziałem, że dla niego miały jakąś tam wartość, bo, jakby
mu jeszcze było mało, pokazywały, jak dobrym zawodnikiem jest. Krótko ujmując –
dowartościowywały go i spoko, mnie to nie przeszkadzało, bo inni mieli znacznie
gorsze sposoby na wmawianie sobie, że są lepsi od innych. A niektórzy tego nie
potrzebowali, bo po prostu wiedzieli, że tak jest. Na przykład ja.
W każdym razie, wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że stoję za
blisko, a rączki Jiseoka są w stanie dosięgnąć lub strącić jeden z pucharów.
Tak też się stało i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, usłyszałem odgłos
rozbijanego szkła i radosny śmiech Jiseoka. W pierwszym momencie moje serce
stanęło, a w następnym miałem ochotę się rozpłakać. W głowie miałem tylko jedną
myśl: Sehun się wścieknie. Niby wiedziałem, że nic mi nie zrobi, bo byłem dla
niego bardziej wartościowy niż kawałek szkła, ale mimo to ta obawa mnie
paraliżowała.
Około godziny później, Jiseok już smacznie spał w swoim łóżku. Tak samo
Seul, a ja miałem naprawdę mało czasu, by naprawić puchar Sehuna. Na początku
chciałem wyrzucić to całe szkło i na miejsce tego pucharu dać jakiś inny znaleziony
na strychu, ale stwierdziłem, że po czasie, jak Sehun się zorientuje, będzie
jeszcze gorzej, dlatego wolałem nie kombinować. Chociaż i tak w myślach
modliłem się, żeby nie zorientował się chociaż to czasu ślubu, bo być może uda
mi się nabyć taki sam, albo ewentualnie skleić ten. Próbowałem już to robić,
ale ciężko było dopasować tak małe kawałki szkła, a poza tym raczej nie
powinienem dotykać w ogóle silniejszych klejów, bo przez przypadek już raz
skleiłem sobie kilka palców.
Mimo to musiałem się poświęcić.
Po dwudziestej trzeciej usłyszałem zamykające się drzwi. Niemal z
prędkością światła ukryłem jeszcze niesklejone kawałki za sobą, przykrywając je
jakąś ścierką, która jako pierwsza wpadła mi w ręce. A Sehun będzie wielkim
idiotą, jeśli tego nie zauważy.
— Lu – powiedział ze zmęczeniem, wchodząc do kuchni — czemu nie śpisz, kochanie?
— Miałem kłaść się spać, ale zgłodniałem, więc przyszedłem coś
przekąsić — mruknąłem, wymyślając coś na poczekaniu, choć to było logiczne, bo
byłem w ciąży i mogłem mieć swoje zachcianki.
— Powinieneś się ograniczać, Lulu. Znów szybko przytyjesz i znów
będziesz narzekać, że nie mieścisz się w swoje ulubione spodnie, tak jak
ostatnio — przypomniał mi, natomiast ja zgromiłem go wzrokiem, co uciszyło go
na moment. — Jasne, już się nie odzywam. Ale idę na górę. Przyjdziesz za moment?
— Jasne — odmruknąłem i oddałem pocałunek, kiedy złączył nasze usta.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy mój narzeczony zniknął za drzwiami. Dopiero
wtedy mogłem wrócić do sklejania jego pucharu, choć wcale nie byłem taki
spokojny. Byłem roztrzęsiony jak nigdy, a w dodatku zaczynało mi ciemnieć przed
oczami. Moja lekarka mówiła, żebym unikał stresujących sytuacji, bo to szkodzi
i mnie i dziecku, ale powiedzenie Sehunowi całej prawdy było jeszcze bardziej
stresujące od jej zatajenia.
Nawet na moment nie potrafiłem się uspokoić. Wiedziałem, że nie zdołam
tego naprawić teraz i ewentualnie postawić na półkę, kiedy Sehun będzie spał,
ale wciąż miałem jeszcze jakąś nadzieję, że uratuję choć kawałek. Co było
wyczynem naprawdę trudnym, zwłaszcza, że tych cholernych odłamków szkła było
naprawdę dużo.
Siedziałem jeszcze chwilę nad roztłuczonym pucharem, nie odrywając
wzroku od jego kawałków. Aż nie usłyszałem nerwowego odchrząknięcia nad moją
głową. Spiąłem się jeszcze bardziej, podnosząc wzrok powoli, jakbym szedł na
ścięcie.
— Hunnie — powiedziałem niechętnie, starając się uśmiechnąć lekko — miałeś być na górze.
— Miałem — odparł — miałem też wziąć prysznic, ale tak wydawało mi się,
że czegoś mi brakuje. Już wiem czego — dodał posępnym głosem, wbijając mi w
ciało te swoje sztylety, które były po prostu jego oczami, ale nienawidziłem,
kiedy tak na mnie patrzył. Wtedy przypominał mi się mój ojciec i to czyniło ich
naprawdę podobnymi. Aż robiło mi się od tego duszno. I trochę słabo.
— Ja to wyjaśnię...
— No proszę. Wyjaśnij mi to, jak łatwo zniszczyłeś pamiątkę mojego
dzieciństwa i najważniejszą nagrodę w całej historii.
— To nie ja — próbowałem się obronić — to znaczy niby moja wina, bo
trzymałem Jiseoka zbyt blisko twoich pucharów, ale nawet nie przyszło mi do
głowy, że któryś strąci. Poza tym mówiłem ci, żebyś zabrał te dziadostwo z
sypialni, bo to nie miejsce na te dziady — warknąłem.
— A to więc teraz to moja wina? — prychnął.
— Po części — zgodziłem się, starając się jakkolwiek wybrnąć z
sytuacji. Doskonale wiedziałem, ile ten puchar znaczył dla Sehuna i jak bardzo
poddenerwowany teraz chodził, ale byłoby głupotą, jeśli złościłby się na mnie
za coś takiego. — Ale spokojnie, odkupię.
— Odkupisz? LUHAN, DO CHOLERY, TO BYŁA PAMIĄTKA, A NIE PRZYKŁADOWO
KUBEK, NA KTÓRYM MI W OGÓLE NIE ZALEŻY — uniósł się, aż przez moment bałem się,
że obudził dzieci. — Ten puchar był dla mnie ważny i nie wierzę, że byłeś tak
nierozważny! Następnym razem patrz uważniej na swojego syna.
— A, oczywiście. Zawsze jak coś zrobi, to już ty ojcem nie jesteś — prychnąłem — znalazł się idealny tatuś jedynie na dobre okazje — dodałem z
wyrzutem, podtrzymując się krzesła. Zrobiło mi się trochę słabo i naprawdę
bałem się, że się przewrócę. Miałem się nie denerwować, ale z Sehunem nie dało
się żyć w zgodzie i spokoju.
— Bo ty nie potrafiłeś go wychować.
Nie odpowiadałem przez chwilę. Jego słowa naprawdę mnie ruszyły i nawet
jeśli jakkolwiek próbowałem usprawiedliwić jego zachowanie, to wciąż było mi
przykro, że tak uważał. Normalnie odpowiedziałbym mu coś jeszcze bardziej
chamskiego, jak zwykle i kazał spać na tarasie, ale byłem w ciąży, moje humory
bywały naprawdę różne, a w tamtej chwili miałem się ochotę akurat rozpłakać.
— Świetnie — powiedziałem ciszej — więc skoro jestem tak beznadziejnym
ojcem, który nie potrafi wychować własnych dzieci, to może nie powinienem w
ogóle ich mieć — dodałem i nie czekając na jego odpowiedź, po prostu wyszedłem
z kuchni.
Okazało się, że to wszystko zaczynało mnie powoli przerastać.
Powinienem się przyzwyczaić, bo nie miałem już piętnastu lat i nie byłem ojcem
przez tydzień, ale to wciąż wydawało mi się przedwczesne. Dla dzieci i Sehuna
zrezygnowałem z własnych marzeń i czasem bolało mnie to, że on nie potrafił
tego zauważyć. Że przyzwyczaił się do tego, że po prostu jestem i jedyne co
robię, to zajmuję się domem i dziećmi, że zapomniał, że kiedyś sam miałem pewne
cele, do których dążyłem, ale nie dotarłem, ponieważ w pewnym momencie musiałem
się zatrzymać.
Poza tym wiedziałem, że teraz będzie jeszcze gorzej. Bałem się, że nie
poradzę sobie.
Obecna ciąża była dla mnie wyzwaniem. Ciągle się bałem i nie byłem
gotowy na to, co może się stać. Te konsekwencje mnie przerażały. Chciałem
urodzić to dziecko. Właściwie to marzenie było największe, wszystkie inne
schodziły na boczny tor, ale to było niepewne. Kolejna wizyta u specjalisty
wzbudziła we mnie więcej obaw i lęków. Ale dała mi do myślenia i czas na
przygotowanie się na każdą, nawet na najgorszą możliwość.
Ciąża nie była tak zagrożona jak na początku, chociaż zawsze było ryzyko, że poronię. Ale
doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że dziecko, które w sobie noszę, jeśli
się urodzi, będzie słabsze. Nie będzie tak pełne życia jak Jiseok, nie będzie
tak utalentowane jak mała Seul. Ale to nie znaczyło, że będzie mniej kochane,
bo kochałem już je całym sercem.
Słowa Sehuna mnie zraniły, bo może mógł mieć rację. Bo czemu miałbym
sobie poradzić z chorym dzieckiem, skoro nie dawałem rady ze zdrowym?
— Przeziębisz się — powiedział Sehun, nakładając mi na ramiona gruby
koc, po czym usiadł obok.
Po kłótni poszedłem do ogrodu i usiadłem na dużej, drewnianej huśtawce,
patrząc się tępo na rząd drzew i kwiatów, które nawet w ciemnościach,
oświetlone jedynie malutkimi lampkami nadal czarowały. Kochałem kwiaty, chociaż
ogrodnik ze mnie żaden.
— Nie jest mi zimno.
Nie odpowiedział, jedynie przybliżył się do mnie, przez moment milcząc.
— Przepraszam, Luhan — odezwał się wreszcie, wyciągając rękę w moją
stronę, po czym złapał za moją dłoń. Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo
zmarzłem. Jego gorące palce niemal paliły moją skórę. — Nie chciałem powiedzieć
ci niczego złego, co mogłoby cię zranić — przyznał się wreszcie, patrząc na
mnie poważne. Nie uśmiechał się, był przygnębiony tak samo jak ja. Nie byłem
pewien dlaczego ma taki humor, ale nie pytałem, bo wiedziałem, że sam mi to w
końcu wyjaśni.
— Wiem, Sehun — odparłem, spoglądając na niego. — Poza tym mówisz mi
to, jakbyśmy pierwszy raz się kłócili. Chyba zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
— Ale zazwyczaj kończyło się na tym, że krzyczałeś na mnie i kazałeś
spać na kanapie, a nie wychodziłeś ze łzami w oczach, będąc raczej smutnym niż
wściekłym na mnie, Luhan — dodał, przysuwając się do mnie bliżej. Miał rację,
zawsze to on był na przegranej pozycji we wszystkich naszych kłótniach, ale
tego wieczoru po prostu nie miałem siły. Nie chciałem się sprzeczać o coś
takiego, zwłaszcza że wiedziałem, że Sehun może mieć rację.
— To przez ciążę, takie małe zmiany nastrojów. Powinieneś dobrze o tym
wiedzieć — prychnąłem. Może to nie było do końca prawdą, ale również nie było
kłamstwem.
— Tak — mruknął, obejmując mnie całego, po czym położył podbródek na
czubku mojej głowy. — To właściwie urocze, chociaż wysysa ze mnie całą energię.
Roześmiałem się, choć tak naprawdę miałem ochotę się zwyczajnie
rozpłakać.
— Byłeś u lekarza? — w odpowiedzi kiwnąłem głową. — I jak badania
kontrolne?
Milczałem. Przez jeden krótki
moment nie miałem pojęcia, co mu odpowiedzieć, choć nad tą kwestią
zastanawiałem się setki razy. Byłem świadom tego, że nie mogę ukrywać prawdy do
porodu, że Sehun musi wiedzieć, bo w końcu to i jego dziecko. Że nie mogę być
tak samolubny, ale to było naprawdę trudne. Nie powinienem go denerwować przed
meczem ani ślubem, nie chciałem, by się martwił. Obiecałem sobie, że Sehun się
dowie, ale za jakiś czas, poza tym sam musiałem oswoić się z całą tą
rzeczywistością, żeby później móc pomóc Sehunowi.
Stres był ostatnim uczuciem, jaki Sehun potrzebował w tamtej chwili.
Wiedziałem, że takie sytuacje motywowały człowieka, zmieniały, dawały wiele do
myślenia i czyniły go w jakiś porąbany sposób lepszym, ale to wciąż nie był ten
odpowiedni czas. Chociaż myślę, że żaden inny również nie byłby dobrym. Poza
tym, mogłem jeszcze chwilę pomartwić się sam.
— Wszystko wyszło dobrze — odpowiedziałem wreszcie, nie mogąc spojrzeć
Sehunowi w oczy, dlatego po prostu mocniej wtuliłem się w jego ciało, zamykając
powieki. — Ale nie myśl o tym. Póki co myśl cały czas o meczu. Tak bardzo chcę,
żeby ci się udało...
— Ale jeśli mi się uda, bo będę daleko od was.
— Czasami mam tak dość twojej obecności, że kilka miesięcy odpoczynku
od ciebie, będzie rajem — stwierdziłem, a Sehun momentalnie roześmiał się,
całując mnie w czubek głowy. — To nie jest żart — dodałem, ale po momencie sam
się uśmiechnąłem. — Sehun, dobrze wiesz,
jak bardzo chcę, żebyś spełniał swoje marzenia, nieważne jak dużo będą nas
kosztować. Poza tym tak ciężko pracowałeś...
— Po prostu trzymaj za mnie kciuki. A ja dam z siebie wszystko.
Spojrzałem na niego i pocałowałem usta.
— Zawsze trzymam. Dlatego musi się udać.
— Tak bardzo cię kocham, Lu.
— Ja ciebie też, Sehun.
***
To wszystko tak szybko zleciało, że nim się spostrzegłem a praktycznie
stałem na ślubnym kobiercu. To znaczy, nie tak dosłownie, bo wciąż brakowało
jeszcze kilku dni, ale i tak czułem się, jakby to było już teraz. Masa
załatwiania, podpisywania przeróżnych papierów i denerwowania się podwójnie, co
w moim stanie nie było zalecane, wręcz zakazane.
Tego dnia denerwowałem się jeszcze bardziej, głównie dlatego, że Sehuna
czekał bardzo ważny mecz, który mógł zadecydować o jego awansie. Ciężko
pracował i wierzyłem w niego, że mu się uda i kiedy wróci, będę po prostu z
niego dumny. Jak z nikogo innego. Mimo wszystko nie byłem sam, przy sobie
miałem dzieciaki i Baekhyuna razem z Taejinem, którego najlepszym przyjacielem
był nie kto inny jak Jiseok. Cieszyłem się ze dzieciaki złapały ze sobą
kontakt, bo miałem pewność, że kiedyś będą się tak samo doborze dogadywać jak
ja i Baek.
— Luhan — mruknął Byun, przenosząc wzrok z bawiących się dzieci na
mnie. — Przestań myśleć, bo kiedy to robisz jeszcze bardziej się stresujesz.
— Nie wiem jak to funkcjonuje u ciebie, Baek, ale ja nie potrafię nie
myśleć — odpowiedziałem złośliwie, przywracając oczami. — Poza tym to nie moja
wina, w końcu nie codziennie bierze się ślub — dodałem, opierając się o oparcie
kanapy, na której siedziałem. Kątem oka spogladalem na telewizor, w którym
ciągle emitowane były reklamy, po których miał nadejść mecz i Sehun, za którego
juz od początku trzymalem kciuki. Podobnie jak za Jongina, który grał twej samej
drużynie co mój narzeczony.
— Jasne, ale równie dobrze mógłbyś zająć swoje myśli czymś innym. Z
jednej strony ślub z drugiej mecz, a jeszcze z innej dzieci.
— Moje życie póki co sprowadza się jedynie do tych trzech tematów.
— Moje życie póki co sprowadza się jedynie do tych trzech tematów.
— Nudne. Tak jak twoje życie seksualne.
Wy też mieliście też tak, ze bardzo, dosłownie z całej siły chcieliście
kogoś zamordować, ale tak bardzo nie mogliście? Tak, ja tak miałem. Właśnie w
tamtej chwili. Ale nie chciałem odbierać Taejinowi ojca, więc się
powstrzymałem.
— Przynajmniej jakieś mam w odróżnieniu od niektórych.
Baekhyun naburmuszył się śmiesznie, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko.
Tak, zdecydowanie uwielbiałem kłótnie z nim, zwłaszcza że Baek był raczej tym
typem człowieka, który szybko kapituluje, nieważne od sytuacji. Był ciepłą
kluchą tak samo jak ja przy Sehunie, ale nie mogłem go winić, głównie dlatego,
że wychowywał się na piosenkach Britney Spears.
— Tak, też współczuję Jonginowi i Kyunsoo.
Ta mała, podstępna, obsypana różem i brokatem łasica jednak potrafiła
się wybronić.
— Jakoś niespecjalnie interesuję się ich życiem łóżkowym — podsumowałem — ale moim ślubem tak. I Sehunem, który za jakieś pół godziny zagra być może
najważniejszy mecz w całym swoim życiu.
— Spokojnie, Lu — poprosił Baek — Sehun sobie poradzi. Jest świetny.
— Wiem to, ale coś mi cały czas podpowiada, że może się nie udać — dodałem z westchnięciem. Tak, moje przeczucia nie zawsze były trafne, ale
raczej ich słuchałem. Miałem nadzieję, że tym razem mnie zawiodą.
Widziałem, że Baek chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu to dźwięk
telefonu. Wziąłem go do ręki w pośpiechu i uciszyłem telewizor, mając nadzieję,
że to Sehun, choć ja sam miałem do niego zadzwonić później, ale i tak dzwonił
zupełnie kto inny. Odebrałem niechętnie.
— Tak?
— Dzień dobry, Panie Xi. Dzwoniłem do Pana narzeczonego i nie odbiera,
a wynikł jeden mały problem z wynajęciem restauracji na sobotę.
— Jak to?
— Brakuje kilka podpisów, które musi pan złożyć i to jak najszybciej.
— Teraz nie mogę przyjechać...
— To naprawdę bardzo ważne.
Już miałem kolejny raz odmówić, bo jak miałem zostawić to wszystko i
pojechać do restauracji, w której miało odbyć się przyjęcie weselne moje i
Sehuna, dokładnie w tej chwili, już teraz, ale Baek to
Baek i musiał się wtrącić.
— Jedź, zajmę się dziećmi — powiedział z uśmiechem, ale wciąż nie byłem
przekonany. — No dalej, poradzę sobie przecież.
— Dobrze, będę za piętnaście minut – odpowiedziałem do telefonu, po
czym się rozłączyłem i spojrzałem na Baekhyuna. — Na pewno sobie poradzisz?
— Jasne, nie jestem rodzicem od wczoraj. Jedź spokojnie, załatw
wszystko co musisz i wracaj, bo niedługo Sehun wychodzi z drużyną na boisko.
— Kocham cię, Baek — powiedziałem, biorąc klucze z komody, po czym
podszedłem do Seul i Jiseoka, których pocałowałem w czółka przed wyjściem. — Macie słuchać wujka Baekhyuna. Tatuś niedługo przyjedzie — dodałem poważnie, na
co Seul uśmiechnęła się, a Jiseok tylko spojrzał na moment na mnie i już po
chwili znów wrócił do zabawy z Taejinem. — Będę za pół godziny. I nagraj mecz,
gdybym nie zdążył wrócić przed początkiem — poprosiłem Baekhyuna.
— W porządku. Jedź powoli i zapnij pasy!
— Mówisz jak Sehun — prychnąłem — i nie wyjedz mi całej czekolady — dodałem i wyszedłem z domu.
Droga nie była tak zatłoczona jak rankami, kiedy wszyscy naraz próbowali
dostać się do swojej pracy, zupełnie, jakby nie mogli wyjechać trochę
wcześniej, by uniknąć korków. Ale mimo to cały czas przejeżdżał ktoś obok,
dając znać, że Seul wcale jeszcze nie poszedł spać. Właściwie to była dopiero
godzina dwudziesta, a to miasto nigdy nie zasypiało. Ciągle wypełnione masą
turystów, otwartymi klubami, całodobowymi sklepami i restauracjami, których nie
brakowało, zwłaszcza w centrum.
Jechałem wzdłóż rzeki Han, zastanawiając się, co tak pilnego wydarzyło
się, że kazano mi od razu przyjechać. Miałem nadzieję, że nie było żadnych
problemów z rezerwacją, którą uzgadnialiśmy już pół roku temu i wszystko było w
porządku.
Ślub musiał się udać, a wszystko chciałem dopiąć na ostatni guzik, ale
jak się okazywało, nie dawałem rady, bo ciągle okazywało się, że coś poszło nie
tak. Ciężko było ogarnąć dostawców kwiatów, restaurację, gości, muzykę i moją
matkę, która wydzwaniała praktycznie codziennie, zadając coraz to nowsze i
dziwniejsze pytania na temat przyjęcia, a ja nawet nie wiedziałem, jak mam jej
odpowiedzieć. Sehun dużo mi pomagał, ale ogranizacja spadła raczej na mnie i
być może nie było to dobrym pomysłem, zwłaszcza teraz, kiedy byłem w takim
stanie.
Wiedziałem, że nie powinienem się denerwować, złwaszcza czymś takim, ale
nie mogłem o tym nie myśleć. I ten stres wpływał na całą resztę i głównie na
to, jak się czułem. Jak zwykle było mi niedobrze, dlatego uchyliłem okno,
chociaż nie dało to praktycznie nic.
I gdy doszły do teogo zawroty głowy, a obraz zaczynał zamazywać się
przed moimi oczami, naprawdę chciałem się zatrzymać, choćby na środku drogi.
Ale nie zdążyłem.
_____________________________________________________________
Mwahaha. Wreszcie angst ♥ Tak swoją drogą chciałam wam przypomnieć, że został tylko jeden rozdział i epilog. A potem bierzemy się za BBDC! Poza tym wiecie co mnie śmieszy? Wypadek był czymś najbardziej oczywistym, a i tak wszyscy stawiali na zdradę :D Tak na koniec, jeśli przeczytaliście, proszę, wyraźcie jakąś opinię i do zobaczenia ^^
CO TO MA BYĆ. QUO VADIS.
OdpowiedzUsuńJA CI NIE POZWALAM. ALE JAK TO WYPADEK, CO. ALE TO SIĘ SKOŃCZY DOBRZE,PRAWDA?
JAKIE FILSY.
USZATI (*)
Boże, nie mogę, aż mi się chce płakać, bo mam doła, a Ty mi tu z angstem, ja wychodzę.
Do widzenia.
Odwaliłaś kawał dobrej roboty. :c
NOSZ CZY CIEBIE POTENTEGOWALO ZEBY NIE MOWIC BRZYDKO
OdpowiedzUsuńBOZE. STAWIALAM NA TO, ZE LUHAN UMRZE PODCZAS PORODU, NIE NA TAKIE COS
NIE BYLAM PRZYGOTOWANA
RANY BOSKIE POWIEDZ, ZE ON PRZEZYJE
ONIE POMOCY MOJE FILSY
USZATI, JEŚLI GO ZABIJESZ TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE
OdpowiedzUsuńSZOK? Idę płakać... Ja nie jestem na to gotowa.
OdpowiedzUsuńPOMOCY MOJE FILSY.
Umieram czy umieram?;; jezu nawet nie wiem co napisać, zatkalo mnie po ostatnim zdaniu, jezu jesli Luhan Umrze to przysięgam ze do końca zycia nie przeczytam żadnego angsta:))))
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, jezu ta klotnia Hunhana. Biedny Lu, a Sehun taki groźby ;;
Weny~
USZATI JAK ZABIJESZ LUHANA TO JA ZABIJĘ CIEBIE :) błagam niech to się dobrze skończy:(
OdpowiedzUsuńUSZATI CO TY ROBISZ... CO PLANUJESZ ZROBIĆ MOJEMU BIEDNEMU LU? DAAMN. Nie mogę się teraz zebrać do kupy, bo cały rozdział przysłania mi ta ostatnia scena. Powiem tylko, że jeśli uszkodzisz mi Luhana to nie wiem co Ci zrobię XD Więc pisz i dodaj szybko nowy rozdział (bez takich dram! XD) ♡
OdpowiedzUsuńhttp://yehetasshole.blogspot.com/
Ale jak to? To stanie się moimi ulubionymi słowami. To musi się skończyć dobrze, nie widzę innego wyjścia. Ten angst ma się skończyć, mają latać jednorożce i chmurki z waty cukrowej i wgl. pięknie ładnie. Dobrze, że czytam t w domu, bo szkołę to bym rozwaliła, przysięgam
OdpowiedzUsuńLUHAN! jeju zabiłaś. Oby się wszystko dobrze skończyło po padnę. Pisz szybko Ta kłótnia hunhana ,,, pierwszy raz groźny Sehun ... następny rozdział. BBDC to będzie genialne. Jeju weny słoneczko :*
OdpowiedzUsuńPS. przepraszam za taki chaotyczny komentarz,ale emocje...
NIE< NIE< NIE <NIE. Głupi Luhan i jego przeczucia ;_;. Jakby siedział cicho to by było okej, ale nieeeeeeeeeee po co. Wykrakajmy, że coś złego się stanie i BUM. No po prostu pięknie :// Uszati jak zawsze zaskakujesz!:D Czekam na kolejną część, no i pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńPOPŁAKAŁAM SIĘ XDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńPRZECZYTAŁAM 19 BEZ 18 XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD