sobota, 22 czerwca 2013

Bleeding out.


2min, angst





Uśmiecha się lekko do siebie, przechodząc przez próg nowej szkoły. Luzuje czerwony krawat, który jego matka ścisnęła nieco zbyt mocno, po czym odpina jeden guziczek przy białej koszuli, którą wcześniej miał zapiętą pod samą szyję. Wsuwa lekko drżącą, mokrą od potu dłoń do kieszeni ciemnych, dopasowanych spodni od mundurka, natomiast drugą chwyta uchwyt czarnego plecaka, który nieustannie zsuwa się z jego ramienia.
- Uważaj! - słyszy głośny krzyk, który niestety ostrzega go zbyt późno.
Chwilę później czuje, jak coś ciężkiego uderza go w ramie, przez co wątłe ciało nie utrzymuje równowagi i uderza o twardą, kafelkową podłogę. Mruczy cicho pod nosem, klnąc w myślach na osobę, która trafiła w niego przedmiotem.
- Przepraszam! - z ust dosyć niskiego szatyna padają szczere przeprosiny. - Chodź, pomogę ci wstać - oferuje, wyciągając dłoń ku chłopakowi, którą zręcznie chwyta i po kilku sekundach znajduje się w takiej samej pozycji jak przed paroma chwilami. - Jestem Jonghyun.
Nie zwraca uwagi na słowa chłopaka, który wyglądem przypomina mu skurczonego, ale uroczego dinozaura. Odwraca głowę w przeciwną stronę, gdzie stoi grupka śmiejących się ludzi; uśmiechnięty blondyn, z bokami zafarbowanymi na brązowo, jest ubrany nieco inaczej od reszty, mimo iż obowiązuje mundurek, wyróżnia się najbardziej z całej tej bandy. To przez kocie oczy, które wpatrują się w każdy ruch chłopaka. O jego ramie opiera się dziewczyna. Dosyć wysoka, szczupła z długimi, zgrabnymi nogami. Ma falowane, tego samego koloru co chłopak obok niej włosy. Chichocze cicho, nie zwracając na znaczące szturchnięcia szatyna, który trzyma w dłoni puszkę z napojem. Jednakże na przekór sobie, również się śmieje, nie dając dobrego przykładu swoim przyjaciołom. Za nim stoi chłopak o czarnych, idealnie ułożonych włosach. Trzyma za rękę niższą o głowę dziewczynę, która wyciera z kącików oczu łezki rozbawienia. Obok nich jest jeszcze jedna osoba. Szatyn jako jedyny nie śmieje się z jego upadku, tylko wpatruje się w niewyraźną posturę chłopaka z lekkim współczuciem. Jest najwyższy z całej grupy, ale nie sięga więcej niż metr osiemdziesiąt pięć. Wyraźnie widać, że chłopak jest wysportowany, najważniejszy. Ma lekko zarumienione policzki, na które spadają pojedyncze kosmyki włosów. Nie przejmuje się nimi, nie odgarnia ich do tyłu, tylko zawzięcie obserwuje brązowymi, niczym czekolada oczyma postać ofiary.
- Ah, oni. Nie przejmuj się nimi.
Chłopak z powrotem spogląda na Jonghyun`a, który podnosi swój plecak z podłogi, który wcześniej uderzył jego ramie.
- Kim oni są? - pyta po raz pierwszy. Zwykła ciekawość, nic więcej.
- Elitą - mówi, spoglądając na grupę. - Widzisz tego blondyna? Tego z kolczykiem w uchu i nerdami. To Kibum, właściwie każdy mówi na niego Key i Diva, którą faktycznie jest. Ta obok niego, to Taeyeon. Jest główną wokalistką w chórku szkolnym, uwielbia być w centrum uwagi. Chłopak z puszką w dłoni to Onew. Przewodniczący szkoły, chyba najpoważniejszy z nich, ale czasami zastanawiam się co on robi w samorządzie - wzrusza ramionami, zatrzymując na chwilę swoją wypowiedź, jednak kiedy widzi pytające spojrzenie młodszego, postanawia kontynuować. - A to Kai - syn dyrektora, jest w naszej szkolnej drużynie koszykarskiej, nienawidzi przegrywać, podobnie jak jego dziewczyna - Yoona, najwredniejsza i najsłodsza kurwa jaką świat widział - mamrocze i uśmiecha się, słysząc cichutki, dźwięczny śmiech jego towarzysza. - Niech cię nie zmyli jej uroczy wygląd, jest szatanem w ciele anioła - dodaje, zatrzymując wzrokiem dłużej na sylwetce dziewczyny, jednak po chwili otrząsa się i mówi dalej. - Ostatni to Choi Minho. Kapitan drużyny koszykarskiej. Jest świetny w sporcie, właściwie każdym meczu, w którym bierze udział wygrywa. Nikt, oprócz całej tej elity i ludzi z drużyny koszykarskiej, ze szkoły go osobiście nie zna. Jest bardzo popularny, ale dosyć tajemniczy.
- Rozumiem - odpowiada krótko, odwracając się w stronę drugiej strony korytarza, zapominając o śmiechach i cichych szeptach na temat jego osoby.
- Zaczekaj - po raz kolejny tego ranka słyszy melodyjny głos chłopaka, który już po chwili kroczy u jego boku. - Dowiem się w końcu, jak masz na imię? - pyta, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Taemin, jestem Lee Taemin - mówi cicho, czując jak jego serce kołata coraz szybciej. Nie odwraca się już, kroczy niepewnie do przodu i słucha, jak nowy znajomy zachwyca się kolorem jego włosów. Nie odpowiada na jego wypowiedzi. Milczy, rozmyślając nad swoją przyszłością.

Krótko ścięta, uśmiechnięta do granic możliwości blondynka dosiada się do stolika, przy którym siedzą dwaj chłopcy. Jeden stuka kciukiem o ekran dotykowego telefonu, natomiast młodszy, znacznie delikatniejszy z wyglądu, pije mleko bananowe z kartonika przez rurkę. Mimo iż, jego usta są zajęte, wyginają się w szczerym uśmiechu, a skośne oczy lekko mrużą, zostają zasłonięte przez nieco za długą grzywkę.
- Nie sądziłam, Taemin, że jesteś zdolny do wypicia pięciu kartoników z tym mlekiem, w ciągu jednej przerwy - mówi z uśmiechem, kładąc kolejne opakowanie napoju przed Lee.
Na ten widok jego ciemne oczy jakby błyszczą z zachwytu, przez co wszyscy dookoła promienieją razem z nim.
- Dziękuję, Sunny - odpiera, kiedy odrywa malinowe, pełne usta od rurki, następnie wyrzuca pusty pojemniczek do kosza na śmieci, stojącego zaledwie dwa metry dalej. Wyciąga dłoń po kolejny.
- Nie ma za co, Minnie.
Krzywi się nieznacznie słysząc przezwisko. Nie lubi tego zdrobnienia, brzmi jak imię dziewczyny Myszki Micki z bajek Disneya, ale nie odzywa się, jest zbyt nieśmiały.
- Przyjdziesz dzisiaj na trening? Z dziewczynami mamy poćwiczyć układ przed mistrzostwami. Chcemy zagrzać naszych chłopców do walki - krzyczy, podnosząc rękę do góry, następnie śmieje się głośno. - O piętnastej, w sali gimnastycznej, chyba że masz zajęcia - dodaje po chwili, kierując swoje błagalne spojrzenie w stronę chłopaka.
Taemin nie potrafi odmówić. Jest zbyt nieśmiały, nie asertywny, nienawidzi tego w sobie, ale nie umie się zmienić. Po kilku sekundach, w myśli jednak twierdzi, że miłym doświadczeniem może być doping koleżanki, która zaledwie po dwóch tygodniach znajomości, każde mu do siebie mówić "przyjaciółko".
- Przyjdę - niemal szepcze, a na twarzy blondynki widnieje jeszcze większy uśmiech.
Sunny jest cheerleaderką, i to nie taką wredną, która sieje postrach w całej szkole, a dziewczyną, która spełnia swoje pasje i potrafi zmotywować każdego zawodnika do gry. Ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii, jest otwarta i przyjazna. Taemin jej zazdrości. Jonghyun`owi również, sam nigdy nie wyzbyłby się na odwagę i nie odezwałby się ani słowem do kogoś pierwszy.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - odpowiada szczerze, czochrając jego włosy. - Ten skurczony dinozaur nigdy nie ma czasu. Słyszysz, Jonghyun? Powinieneś brać przykład z naszego małego chłopczyka.
- Nie moja wina, że mama zapisała mnie na korepetycje z każdego możliwego przedmiotu - warczy lekko zdenerwowany, kiedy przez przypadek usuwa wiadomość w telefonie, którą przed momentem pisał, a Taemin śmieje się cichutko pod nosem, widząc jego irytacje. Cieszy się, że w końcu poznał osoby, którym może zaufać.

Siedzi na wysokiej ławce, machając w powietrzu nogami. Trening cheerleaderek powoli dobiega końca. Sunny uśmiecha się do niego, po czym macha zgrabną, drobną dłonią w jego stronę. Chłopak odmachuje jej, po czym podnosi kciuk ku górze, próbując zakomunikować dziewczynie, że ich nowy układ przypadł mu do gustu. Sam kocha tańczyć, ale nie tak. Wprost uwielbia, kiedy wszystko dookoła cichnie, zostaje tylko muzyka, parkiet i on sam, kiedy każdy dopracowany, swobodny, a zarazem płynny ruch uwalnia się z jego ciała, kiedy czuje że unosi się w powietrzu, by lawirować dookoła z gracją i wdziękiem łabędzia, pozwalając by świat przestał istnieć.
- Dziękuję, że przyszedłeś - mówi dziewczyna, odbierając z jego dłoni butelkę wody niegazowanej. Nie odpowiada, tylko uśmiecha się przyjaźnie.
Zanim ta zdąży cokolwiek powiedzieć, na salę gimnastyczną wchodzi drużyna koszykarzy z kapitanem na czele. Minho wygląda nieco inaczej, niż wtedy, kiedy Taemin widział go po raz pierwszy. Włosy, ledwo sięgające ramion, wiąże w kucyka, a wysportowane, nieprzesadnie umięśnione ciało pokrywają jedynie spodenki do kolan, oraz luźna, granatowa bokserka z numerem siedem.
Taemin odwraca wzrok, czując jak jego policzki robią się czerwone. Nie chce, by ktokolwiek zauważył, jak reaguje na starszego chłopca. Nie może się zdradzić. Nie słuchając Sunny, zeskakuje z ławki, po czym ucieka za drzwi sali gimnastycznej, na korytarz, gdzie może spokojnie odetchnąć. Nie zostaje tam długo, po kilku minutach kieruje się w swojego pokoju, mając nadzieję, że nie zastanie tam swojego współlokatora.
Unosi kawałek mokrej od potu bokserki do góry, wachlując przy tym swój brzuch. Jest mu gorąco, czuje zmęczenie, ale nie narzeka. Doskonale wie, że musi trenować, by stać się jeszcze lepszym, by wygrać finały i nie przynieść hańby trenerowi.
- Minho! - słyszy swoje imię, natomiast nie wie z czyich ust słowo pada. Rozgląda się po wielkiej hali, by w końcu natrafić spojrzeniem na przyjaciela, który podbiega do niego.
- Wszystko w porządku?
- Najwyraźniej nie, bo nie słyszysz w ogóle tego, co do ciebie mówię, tak samo jak trenera - odpowiada, a Choi spuszcza wzrok. Przeciera mokre czoło dłonią, po czym wtapia ją we włosy. Patrzy na drzwi, które kilka minut temu zamknęły się za drobnym chłopakiem.
- Przepraszam, Kai - rzecze, uśmiechając się delikatnie. - Już wracam do gry.
- Świetnie - mówi, ale kapitan go nie słucha. Po raz kolejny spogląda w stronę wyjścia, jakby mając nadzieję, że ujrzy w nich chłopaka, którego imienia nawet nie zna.

Postanawia, że się przejdzie. Ma dosyć wywodów Kibuma, który zastanawia się, czy lepsze będą różowe rurki, od tych czarnych z ćwiekami, które widział ostatnio w galerii handlowej, podobnie jak marudzenia Yaoony, na każdego człowieka, który przejdzie obok nich.
Kroczy wolnym tempem, nie spiesząc się wcale, ma dużo czasu, nim przerwa obiadowa się skończy.
Wybiera dłuższą drogę, obiegającą całą ogromną szkołę dookoła. Placówka jest wielka i nowoczesna. Z tyłu znajduje się budynek mieszczący setki pokoi dla uczniów. Z jego okien z łatwością można dostrzec boisko do piłki nożnej, nieopodal dalej do koszykówki i siatkówki, oraz tor dla biegaczy. Jest wiele korytarzy, ścieżek, przez które można zabłądzić. Skręca w jedną z nich, kierując się do miejsca, w którym zawsze mógł pobyć sam, nie zależnie od pory dnia, pogody czy innych czynników. Zwinnie przeskakuje przez niewielką barierkę, chcąc ominąć większość schodów i wreszcie dociera do celu.
Dziwi się, kiedy dostrzega czyjąś postać siedzącą przy drzewie. Na początku myli go z dziewczyną. To wszystko przez tą delikatną budowę ciała i farbowane, ciemne blond kosmyki, które z gracją osiadają na gładkich, zarumienionych policzkach. Wydaje mu się, że najbardziej idealne są jego usta; pełne, różane i delikatne, zdecydowanie lepsze od innych, które miał okazje napotkać. Chłopak go nie widzi, jest pogrążony w lekturze. Swoimi ciemnymi oczyma dokładnie śledzi każdą linijkę dosyć grubej książki. To nie podręcznik, raczej powieść fantasy. Szatyn nie chce zakłócać spokoju nieznajomego, ale czuje potrzebę porozmawiania z nim.
- Wiesz, że siedzisz w moim tajemnym miejscu? Zakłócasz mój spokój - mówi, uśmiechając się nikle.
Wcale nie chce go wyganiać, ale nie ma lepszego pomysłu na zaczęcie rozmowy. Widzi, jak chłopak odrywa się od czytania, opuszcza swój magiczny świat i powraca do rzeczywistości. Delikatnie mruży oczy, wpatrując się w posturę koszykarza. Lekko się peszy, co Minho uważa za niezwykle urocze, ale ową uwagę zachowuję dla siebie.
- To miejsce publiczne - odpowiada, oczarowując szatyna delikatnością swojego głosu.
Taemin sam nie może uwierzyć, że odważył się na takie słowa. Zawsze to przecież on ustępował, kiedy ktoś miał jakiś problem. Nie chciał wadzić.
- Ale to nie zmienia faktu, że znałem je pierwszy - kontynuuje, dosiadając się do chłopaka, który z hukiem zamyka książkę, którą wcześniej czytał. Minho kieruje wzrok na okładkę i uśmiecha się, widząc jej tytuł. - Fallen? Lubisz romanse i upadłe anioły?
Młodszy rumieni się, chowając książkę za plecami. Nie chce, by Minho widział co czyta, chce uniknąć nabijania się, obelg kierowanych w jego stronę.
- Ttto od Sunny - zaczyna, jąkając się. Jest zawstydzony, ale z całych sił pragnie, żeby nie było tego po nim widać. - Na siłę wepchała mi tę książkę - mówi coraz ciszej, nie patrząc w stronę koszykarza, nie ma na tyle odwagi.
- Sam kiedyś miałem okazję ją przeczytać, jest naprawdę świetna - stwierdza, próbując przekonać do siebie chłopaka, jednak nie kłamie. Lubi czytać książki, zwłaszcza autorstwa Lauren Kate. - Jestem Minho.
Wyciąga dłoń w kierunku chłopaka, czekając aż ten ją uściśnie, co po chwili następuje. Dotyk blondyna jest delikatny, prawie że niewyczuwalny, lekki niczym muśnięcie skrzydłami motyla.
- Ja Taemin - przedstawia się, szybko zabierając dłoń z powrotem. Kładzie ją na drewnianej powierzchni ławki. Nie odzywa się więcej, Minho wystarczy jego imię.

Nasuwa grubą kołdrę na uszy, próbując schować się przed współlokatorem, który właśnie wraca z treningu koszykówki. Spod materiału wystaje tylko kilka kosmyków jego niesfornych, miękkich włosów, oraz skośne oczy, próbujące wyłapać choć najdrobniejszy ruch bruneta.
Drży, kiedy zdenerwowany chłopak, rzuca o podłogę telefon. Taemin doskonale wie, że Kai pokłócił się ze swoją dziewczyną i jak zwykle swoje emocje rozładuje na nim.
Zamyka oczy, nieudolnie oczekując na sen, który jednak nie nadchodzi. Modli się, by Morfeusz porwał go do swojej krainy, w której nie ma cierpienia, jedynie błogi spokój, raj. Twierdzi, że wszystko jest przeciwko niemu, jakby cały świat chce się zemścić, ale nie ma pewności, dlaczego spośród tylu mieszkańców ziemi wybiera akurat jego.
Postanawia grać, nie chce się zdradzić. Przez kilka minut nie rusza się, a nawet ogranicza swój oddech, byle by tylko nie zostać przyłapanym.
I nagle słyszy kroki, które powoli cichną, później trzask drzwi do łazienki. Ma czas, to jedyna chwila na wymknięcie się, nie może jej zmarnować. Cichutko, niczym myszka wybiegająca ze swojej norki, wychodzi spod kołdry i szybko kieruje się w stronę wyjścia.
Kiedy stoi za drzwiami, może pozwolić sobie na głęboki oddech ulgi. Wróci, kiedy Kai zaśnie, kiedy nie będzie w stanie zmienić kolejnego wieczora w koszmar, daleki od snów Taemina, tych spokojnych, które tak uwielbia.
Na sobie ma jedynie krótkie spodenki i przydługi podkoszulek, który już dawno przeznaczył na pidżamę. Nie zważa na to, czy na dworze jest zimno, nie obchodzi go, że jesiennie wieczory są chłodne, że może przez to zachorować. Z lekkim uśmiechem kroczy ciemnym korytarzem, który oświetla tylko kilka lampek. Już od kilku minut trwa cisza nocna, ale nie boi się, że ktoś go może przyłapać.
Kiedy wychodzi na zewnątrz, pierwsze co czuje to zimny wiatr otulający jego odkryte ręce. Stara się o tym nie myśleć. Rusza z miejsca i kieruje się w stronę miejsca, które ponoć należało do Minho. Na samo wspomnienie bruneta, jego serce przyspiesza, a usta wyginają się w szczery, piękny uśmiech. On nie kontroluje tego, jest zbyt głupi, by zrozumieć co zaczyna się dziać.
Czuje, że traci oddech, kiedy przechodzi ścieżką, nieopodal boiska do koszykówki, ponieważ widzi go. Brunet biega po oświetlonej, chropowatej powierzchni, odbijając od niej piłkę, następnie zręcznie ją łapie i rzuca w stronę kosza. Trafia. Jest niezastąpiony, nieomylny, idealny w tym co robi.
Taemin nie chce stracić go z oczu, nawet na parę sekund. Przesuwa się kilka kroków w bok, skąd jak on sam twierdzi - jest niezauważalny dla Choi. Opiera ciężar swojego ciała o balustradę, następnie delikatnie pochyla się do przodu i wpatruje w posturę koszykarza, który dalej trenuje, jakby nie miał dość po wcześniejszych meczach, w ciągu dnia. W pewnym sensie Taemin czuje z Minho więź, doskonale wie, co brunet czuje, kiedy gra w koszykówkę, to samo dzieje się z Lee, kiedy tańczy. To trans, który ciężko przerwać, jeżeli już zacznie, nie ma ratunku, to pochłania całego ciebie, pasja, dla której jesteś w stanie żyć, to ona motywuje cię do dalszego działania, to ona jest twoim tlenem, podobnie jak miłość. To dwie rzeczy, które mogą siebie zastąpić, ale bez nich nie jesteś w stanie funkcjonować, ich brak niszczy, zabija. Nie wykluczone jest też, że eliminują siebie nawzajem. To również prowadzi do unicestwienia.
Niemal podskakuje w miejscu, kiedy obiekt, który obserwuje, patrzy w jego stronę. Jednak pewien jest, że przez ciemność oraz dość duże drzewo, którego gałęzie zasłaniają przestrzeń, nie widać go. Jego serce bije jeszcze mocniej niż wcześniej. Cofa się kilka kroków i niknie za rogiem szkoły. Boi się, ucieka w stronę wejścia, nie chce być zauważony.
Minho spuszcza głowę w dół, rzucając piłkę do koszykówki na ziemię. Przywołuje widok Taemina. Widział go. Nadal nie może powstrzymać się od uśmiechu.

Taemin lubi przesiadywać w sali gier. Zawsze siada w niedużym fotelu na końcu pomieszczenia i obserwuje innych uczniów, którzy zajęci są rozmowami, automatami czy graniem w bilard.
Zaciska dłonie na bocznych oparciach fotela, kiedy Jonghyun próbuje go nagle zaskoczyć. Obraca głowę w stronę chłopaka i uśmiecha się lekko, próbując zamaskować strach.
- Wiesz, że za dwa tygodnie nauczyciele organizują kilkudniową wycieczkę? - pyta podekscytowany wyjazdem. - W tamtym roku nie było żadnego wyjazdu, dlatego trzeba korzystać. Pojedziesz, prawda? - kończy swoją wypowiedź, mając szczerą nadzieję, że młodszy się zgodzi.
Prawda jest taka, że Jonghyun lubi Taemina, uważa go nawet za swojego przyjaciela, ale nie mówi tego nagłos, wprost. Twierdzi, że chłopak sam to wyczuje.
- Jeżeli tak mówisz... - zatrzymuje się na chwilkę, zastanawiając się. - Jasne, może być fajnie - odpowiada, poprawiając swoją pozycję w fotelu.
- Oczywiście, że tak! Wiesz, namioty, lasy, niedaleko góry i te sprawy. Coś czuję, że będzie fantastycznie! - wykrzykuje Bling, a kilka par oczy kieruje się na jego osobę. - Moim zdaniem dwie noce to za mało, ale i tak nauczyciele nie zgodzą się na więcej. Poza tym zastanawia mnie fakt, dlaczego tak późno, jest październik i trochę chłodno, ale nie ma co na to patrzeć. Zapiszę nas, a ty siedź tutaj - komunikuje, po czym opuszcza salę gier, nie zważając nawet na słowa Taemina. W drzwiach zderza się z Kibum`em, który zdenerwowany mruczy coś pod nosem i zbiera z podłogi rozsypane kartki z notatkami. Jego czarny kapelusz, idealnie pasujący do spodni, nasuwa się mu na oczy, przez co traci na chwilę widoczność.
- Ślepy dinozaur! - warczy, zdejmując nakrycie głowy.
Taemin śmieje się do siebie cicho z zaistniałej sytuacji. Rzadko kiedy się uśmiecha, tak szczerze, bez przymusu. Częściej chodzi smutny, zbyt poważny jak na swój wiek.
Chwilkę później, zaraz za Kibum`em staje Minho, ubrany przepisowo, w mundurek, chociaż o tej porze, po zajęciach nie jest on wymagany. Patrzy na Key`a radosnym wzrokiem i pomaga mu uprzątnąć kolorowe kartki z podłogi, które uciekły nawet kilka metrów dalej.
- No nie depcz tego! Matka cię kultury nie nauczyła? - narzeka blondyn, kiedy jeden z uczniów, przechodzi po żółtej kartce. Taemin nie wytrzymuje, wybucha śmiechem, zwracając na siebie uwagę kilku osób, zwłaszcza zdenerwowanego Kibuma, oraz roześmianego Minho.
Koszykarz podaje przyjacielowi plik papierów, po czym kieruje się w stronę Taemina, który nagle milknie.
- Key nie jest aż tak śmieszny - mówi, próbując być poważny, jednak zdradza go szeroki uśmiech. - Nie powinieneś wychodzić wieczorem jedynie w podkoszulku i krótkich spodenkach, zachorujesz - upomina go, wspominając poprzednią noc.
Taemin przez chwile siedzi w bezruchu, wpatrując się w ciało chłopaka będącego zaraz obok niego. Przecież był pewny, że go nie widać. Wzdycha cichutko, łapiąc się za rozgrzane do czerwoności policzki, które wręcz palą. Nie może uwierzyć w to, że go przyłapano na podglądaniu.
- J..ja.. - nienawidzi, kiedy się jąka, w końcu nie pierwszy raz zdarza mu się to w obecności Minho. - To było jednorazowe - tłumaczy, błagając w duchu, by koszykarz zostawił go samego.
Taemin nie wytrzymuje długo z chłopakiem w jednym miejscu, sam nie wie, dlaczego tak jest. Nagle robi mu się gorąco, a serce kołata tak samo jak poprzedniego wieczoru. Przykłada zimną dłoń do gorącego policzka. Otwiera szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, jak w tej chwili musi wyglądać.
Zawstydzony przeprasza Choi i wychodzi szybko z sali, nie odwracając się za siebie. Nie ma odwagi spojrzeć do tyłu, jest zbyt nieśmiały.

Jego ciało drży, wcale nie z zimna, a z bezsilności. Próbuje zahamować potok łez, które wylewają się z jego oczu, jednak jego próby idą na marne. Co kilkanaście sekund traci oddech, jednak po chwili odzyskuje go na nowo. Nie chce by było słychać jego szloch, dlatego mocno zaciska wargi w wąską linie, nikt nie może go usłyszeć. Przysuwa nogi do siebie, zginając je w kolanach, następnie kładzie na nich głowę. Nie zwraca uwagi na to, że pojedyncze kosmyki przyklejają się mu się do twarzy, a oczy pieką od łez.
W niedużej dłoni zaciska telefon, który nieustannie milczy. Wpatruje się w wygasły, ciemny ekran, mając nadzieje, że w końcu zadzwoni.
Nie rozumie, dlaczego jego rodzice tak nagle przestali się kochać, w ułamku jednej sekundy stali się dla siebie obcymi ludźmi, których jedynym łącznikiem jest syn. Ale on i tak jest daleko, jest prawie dorosły, już ich nie potrzebuje, ale to tylko nic nieznaczące słowa. Tak naprawdę pragnie rodziny; szczęśliwej, kochającej się, takiej jak przed kilkoma laty. Czuje, że zostaje sam, bez pomocy. Ta myśl dołuje go jeszcze bardziej, ale nie może nikomu powiedzieć. To tylko i wyłącznie jego problem, musi sobie z nim poradzić.
Skula się jeszcze bardziej, chowając za łóżkiem, kiedy słyszy zgrzytnięcie drzwi. Tylko kilka pasm miodowych włosów wystaje zza mebla, dlatego Jonghyun wie, że nie jest w pokoju sam.
- Taemin, jesteś gotowy? Wszyscy zbierają się w holu głównym, za pół godziny wyjeżdżamy - mówi, po czym zostawia przyjaciela samego, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że młodszy cierpi.
Lee wypuszcza powietrze ze świstem, kiedy zostaje sam. Za długim rękawem ciemnej bluzy ściera mokre ślady po łzach, stara się nie myśleć o wcześniejszej rozmowie z matką.
Kiedy czuje, że wygląda lepiej niż przed kilkoma minutami, chwyta w dłoń ramię od dużego plecaka, w którym upchnął rzeczy, po czym wychodzi z pokoju, zamykając drzwi na klucz.
Schodzi schodami w dół, następnie kieruje się w stronę głównego holu, gdzie zbierają się wszyscy wycieczkowicze. Jest ich naprawdę dużo, zwłaszcza, że jedzie kilka klas. Wśród tych ludzi, Taemin zauważa Minho. Chłopak stoi oparty o filar i rozmawia razem z Onew. Oboje śmieją się radośnie, najwyraźniej im humor dopisuje, są szczęśliwi, całkowite przeciwieństwo Taemina.
Blondynka stojąca na środku pomieszczenia, energicznie macha w stronę Taemina, następnie podchodzi bliżej niego, ciągnąc za sobą Jonghyuna, który najwyraźniej nie jest zadowolony.
- Nareszcie jesteś! - mówi podekscytowana. - Właściwie już się nie mogę doczekać, aż wyjedziemy, ale boję się, że jednak ta wycieczka będzie inna, niż myślimy, ale cóż, można tylko liczyć na to, że będzie zabawa! - uśmiecha się szeroko, klaszcząc w dłonie.
Stojący za nią Jonghyun kręci głową z załamaniem. Wzdycha głośno, po czym zatyka dłonią usta przyjaciółki, a kiedy ta milknie, wreszcie na jego twarzy pojawia się uśmiech.
- Czasami mam dość twojego głosu, więc nie mów tyle - prosi, kierując niemal błagalny wzrok na blondynkę, która niezadowolona marszczy nos. - Dziękuję - kończy, kiedy ta już wcale się nie odzywa.
Taemin jakby się rozwesela. Nie myśli o rozmowie z matką, ani o reszcie problemów. Swój wzrok skupia na przyjaciołach i raz po raz ukradkiem zerka na Minho. Nie ma pojęcia, że już dawno wpadł po uszy.

Piękna, ale niewielka malownicza polana położona tuż pod stromymi, wysokimi górami, które prezentują się niezwykle czarująco w połączeniu z błękitnym niebem i delikatnym słońcem, oczarowują swym urokiem Taemina, który jest pewien tego, że zapamięta ten krajobraz do końca swojego życia.
Wszystkie namioty są już rozstawione, a uczniowie zbierają się w jednym miejscu, bawiąc się i wykorzystując czas wolny. Są tam prawie wszyscy; przewodniczący szkoły - Onew, który nie bardzo przejmuje się zaistniałym chaosem, Key rzucający wymowne spojrzenia Jonghyunowi, który nawet nie raczy ich dostrzec, Kai razem ze swoją dziewczyną Yooną, a nawet Taeyeon wydająca się znaleźć wspólny język z Sunny. Nikt nie zwraca uwagi na to, że brakuje dwóch osób; lubianego i popularnego koszykarza, który jest obiektem westchnień większości żeńskiej populacji szkoły, oraz tego małego, uroczego tancerza, którego prawie nikt nie zna.
Czuje jak zimny, porywisty, ale orzeźwiający wiatr otula jego zgrzane policzki. Beznamiętnie wpatruje się we wzburzoną taflę jeziora, w której mieni się mnóstwo błyszczących gwiazdek ozdabiających czarne- niczym kawa - niebo. Za puszczą szumiących drzew słyszy głośne śmiechy i rozmowy jego kolegów. Nie chce do nich dołączyć, woli ciszę. Sam wybiera dla siebie taki los, skazuje się na osamotnienie. Jednak w głębi duszy pragnie kogoś u boku, kto przytuli go i powie jak bardzo kocha, kto ucałuje spierzchnięte wargi i wplącze palce w miękkie włosy. Nie zdaje sobie sprawy, że ta osoba jest bliżej niż się spodziewa.
Cały czas myśli o rozpowie z matką. Paskudny nastrój nie opuszcza go od popołudnia. Nadal nie może uwierzyć, że to koniec, że kolejną wigilię spędzi albo w internacie, albo tylko z jednym rodzicem. Nie może wytrzymać, daje upust emocjom i po raz kolejny tego dnia wylewa łzy. Stara się być cicho, ale i tak słychać żałosne łkanie.
Zaciska dłonie nie wilgotnej trawie. Tak bardzo tęskni, tak bardzo źle się czuje.
Cieszy się, kiedy z ciemnego nieba zaczynają spadać krople deszczu, przynajmniej zmieszają się z jego łzami. Delikatna mżawka zamienia się w ulewę, która moczy jego ramiona, włosy, policzki. Nie zwraca na to uwagi. Przeciera jedynie dłonią załzawione oczy, by chociaż trochę ulepszyć swoją widoczność.
- Taemin? - słyszy kojący dźwięk, ale nie obraca się.
Traci na chwilę oddech, próbuje powstrzymać szloch, który zagłusza deszcz. Skula się jeszcze bardziej, jakby chciał zniknąć, rozpłynąć w ciemnościach i nigdy nie wrócić .
Chłopak czuje ciepło zbliżającego się ciała. Jest bliżej niż myślał. Dłonie starszego chłopaka nagle oplatają pas Taemina i unoszą do góry niczym delikatną, porcelanową lalkę, z której uszło życie.
Niepewnie spogląda w czekoladowe tęczówki, próbując rozszyfrować o czym młodszy myśli. Te oczy są puste, nie ma w nich szczęścia, ale mimo to Lee uśmiecha się, chce zamaskować ból.
- Przeziębisz się, chodź do namiotu - prosi, ale nie dostaje odpowiedzi.
Nie mówi nic więcej. Zaciska mniejszą, delikatną dłoń w swojej, w lekkim uścisku i prowadzi w stronę miejsca schronienia. Kiedy docierają do namiotu, Minho otwiera go i przepuszcza pierwszego Taemina. Nie pyta się go, co się stało, wie, że nie i tak nie dostanie odpowiedzi. Zabiera ze swojej torby średnich rozmiarów, biały ręcznik i nakłada na głowę Taemina, by choć trochę go osuszyć. Widzi, jak pojedyncze krople wody spływają po jasnych pasmach włosów chłopaka i skapują na zaróżowione policzki. Jest taki idealny, wydaje się być nierealny, jakby stworzony przez jakiegoś malarza na płótnie, jakby był księciem z baśni, a nie zwyczajnym uczniem, jakby jego przeznaczeniem był inny, wymyślony świat - nie rzeczywistość.

Nastaje dzień, a deszcz ustępuje słońcu i delikatnemu wiatrowi. Jest dosyć ślisko, ale nauczyciele nie rezygnują z dłuższego spaceru. Zbierają wszystkich uczniów, którzy zmęczeni narzekają na brak snu. W śród nich, za Jonghyunem i Sunny chowa się Taemin. Już nie płacze, poprzedniego wieczora obecność Minho, wiele pomogła. Przy nim zapomina o zmartwieniach, przy nim staje się szczęśliwszy.
Nie słucha, kiedy nauczycielka omawia plan wycieczki. Swoją całą uwagę poświęca Choi`emu. Tego dnia wygląda idealnie, zresztą jak zwykle. Swoim szerokim uśmiechem zaraża wszystkich dookoła, zwłaszcza Onew, który śmieje się wesoło, ścierając kciukiem łzy rozbawienia z kącików oczu. Chciałby być tak szczęśliwy jak oni.
Odwraca wzrok, kiedy Minho nagle spogląda w jego stronę. Nie chce zostać przyłapanym na patrzeniu. Czuje się dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy wieczorem widział samotną grę koszykarza. Wsuwa dłonie do kieszeni spodni i spuszcza głowę w dół.
Ruszyli. Idzie wolno, nie zwracając uwagi na radosne trajkotanie Sunny, która najwidoczniej polubiła się z Taeyeon, wiecznie niezadowolonego Jonghyuna, który przelotnie zerka na idącego na przodzie Key. Blondyn ma założone słuchawki i nie reaguje na szturchnięcia Onew. Jak zwykle ubrany tak, że wyróżnia się od wszystkich innych. Kim Kibum lubi się wyróżniać, nienawidzi przeciętności, dlatego często zniesmaczony lustruje wzrokiem zwykłe ubrania swoich kolegów z wyrazem twarzy, jakby zaraz miał wybuchnąć.
Taemin nawet nie orientuje się, kiedy zwalnia i zostaje kawałek za wycieczką. Nikt nie zwraca na niego uwagi, wszyscy są zajęci sobą, nawet nauczyciele.
Idzie wolno, kilkanaście metrów za ostatnimi osobami z grupy. Zastanawia się nad wszystkim, co spotkało go w ostatnim czasie - zwłaszcza o Minho. Nie może zrozumieć, dlaczego szatyn ciągle jest obiektem, nad którym myśli najwięcej.
- No proszę, nasz mały tancerzyk się zamyślił? - słyszy głos, którego tak nienawidzi. Obraca głowę w bok, gdzie widzi Kai`a, kroczącego obok niego. - Żeby tylko przez tą nieuwagę ci się nic nie stało - kolejne zdanie pada z ust Jongin`a, a ciało Taemina nieprzyjemnie się spina, w obawie przed najgorszym. - Może przejdę od razu do konkretów. Nie przeszkadzało mi, dopóki siedziałeś cicho i zadawałeś się z tym skurczonym dinozaurem, ale teraz... Odkąd Minho zainteresował się tobą, stał się bardziej rozkojarzony, gra beznadziejnie, a przecież jest do cholery - kapitanem drużyny! - krzyczy, nie panując nad sobą. Zatrzymuje się na chwilę i spogląda na chłopaka spod ciemnych włosów. - Koszykówka jest dla mnie bardzo ważna, dla niego też, ale ty to wszystko niszczysz. Dlatego dobrze ci radzę, zostaw Choi w spokoju - kończy swoją wypowiedź, a jego ręka popycha biednego Taemina, który przez użytą siłę cofa się kilka kroków w tył, następnie przez jeszcze niewyschniętą trawę poślizga się, a w efekcie uderza kolanem o ziemie. Syczy z bólu, kiedy czuje nieprzyjemnie pulsowanie w nodze. Nie patrzy nawet na Kai`a. Nie ma odwagi.
Ten z dumą wypisaną na twarzy, uśmiecha się kpiąco. Wie, że jego współlokator się boi, ale nawet nie jest w stanie pojąc, co przez to może się stać.
Podchodzi bliżej niego, pochyla się nad nim i z pogardą przygląda się delikatnej twarzy o rok młodszego chłopaka.
Nie odsuwa się nawet, kiedy słyszy wołanie, dochodzące z daleka. Widzi nauczyciela od wychowania fizycznego, toteż jego trenera od koszykówki, zdyszanego szybkim chodem Onew, oraz Minho.
- Dlaczego odchodzicie od grupy? Kai, co się tu dzieję? - pyta mężczyzna, widząc siedzącego Taemina, oraz Jongin`a, pochylającego się nad nim.
- Minnie poślizgnął się i się uderzył, chciałem tylko zapytać, czy nie zrobił sobie czegoś poważniejszego, prawda, Teaminne? - unosi jedną z brwi ku górze. Kłamanie wyćwiczył do perfekcji, jest w tym dobry.
Lee nie widząc innego wyjścia, potakuje twierdząco głową.
- Onew, proszę idź, dogoń resztę grupy i powiedz pani Park, że zawracamy do obozowiska, musimy opatrzyć nogę Taemina.
Jinki bez słowa rusza z miejsca i kieruje się w stronę wycieczki, by poinformować o zmienionym planie.
- Lee, możesz iść, czy potrzebna będzie pomoc? - tym razem nauczyciel zwraca się do poszkodowanego, który resztkami sił próbuje wstać, jednak po chwili znów upada.
- Ja go poniosę - oferuje Minho, podchodząc do Taemina, który troszkę się cofa. Nie chce pomocy, litości, uważa, że sam sobie da radę. Jednak Choi nie zwraca na to uwagi i bierze w swe ramiona chłopaka, którego ciało delikatnie dygocze ze strachu.
Minho czuje na sobie wzrok Kai`a, który przeszywa go na wskroś, ale ignoruje go. Z Taeminem w ramionach oraz nieco poddenerwowanym nauczycielem wychowania fizycznego, udaje się do obozowiska.
Kiedy docierają do celu, Minho kładzie Taemina w jednym z namiotów, gdzie nauczyciel ma opatrzyć jego nogę, jednak nie zostaje tam. Wychodzi na zewnątrz, szukając wzrokiem Jongina. Młodszy chłopak stoi oparty o drzewo i przytula swoją dziewczynę, która chichocze pod nosem i rumieni się niczym piwonia.
- Kai, możemy pogadać? - pyta, zaciskając dłonie w pięści.
Yoona mruczy niezadowolona pod nosem, że Choi odbiera jej czas z chłopakiem, po czym rusza w stronę Key, który jest pochłonięty wybieraniem stroju na popołudnie.
- O co chodzi? - Jongin najwyraźniej nieświadomy, kieruje wypowiedź do Minho, który jest u schyłku wytrzymałości.
- Nie udawaj, Kai. Szczerze powiedziawszy wątpię w samoistny wypadek Taemina. Jaki masz w tym cel? Wiesz, że jeżeli stanie się coś poważniejszego, nie będzie mógł tańczyć? Czasami cię nie rozumiem. Zostaw go w spokoju i gnęb równych sobie, nie słabszych.
Jongin prycha głośno, śmiejąc się przy tym z niedowierzaniem.
- Nie widzisz, że ta pieprzona lalka, odrywa cię od sportu? Tego, co kochasz! Nie jestem w stanie tego zrozumieć, Minho. Widzę jak na niego patrzysz, jak ciągle opowiadasz Onew, jaki to Minnie jest słodki. Minnie to, Minnie tamto, już mam tego dość! Nie możesz się w nim zakochać, to chłopak! Nie obrzydza cie to? - mówi kpiącym głosem. - Jestem twoim przyjacielem i chcę dla ciebie jak najlepiej. Pragnę również wygrania finałów, a bez ciebie nie damy rady. Wiem od ojca, że na trybunach będą łowcy talentów. Jeżeli postaramy się i zwyciężymy nasza przyszłość może być inna. A Taemin.. On cie zmienia, Minho. Dekoncentruje, rozprasza. Ja chcę tego przyjaciela sprzed wakacji, który każdy swój wolny czas poświęca treningom, którego nie obchodzi ten pieprzony dzieciak! Teraz jesteś zupełnie inny, ale wcale nie lepszy.
- Dobrze ci radzę, Kai. Zajmij się swoimi sprawami, a od moich trzymaj się z daleka - mówi.
- Jeszcze sam zobaczysz, zniszczycie się nawzajem.
Jest zdenerwowany jak nigdy, ma mętlik w głowie, ale jedynej rzeczy jakiej naprawdę pragnie to znaleźć się blisko Taemina.

Od czasu wycieczki mija miesiąc. Kolano Taemina już całkowicie wyzdrowiało. Okazało się, że było to jedynie mocniejsze stłuczenie, nic większego.
Minho wychodzi razem z Taeminem z sali, w której znajduje się basen. Starszy ciągnie młodszego za drobną dłoń, a ten nieudolnie próbuje uwolnić się z iście mocnego uścisku. A kiedy Lee czuje, że jego nogi ślizgają się na mokrej podłodze, Minho zręcznie łapie jego drugą, wolną rękę i przypiera do szafek, w których uczniowie trzymają swoje rzeczy.
W szatni jest dosyć ciemno, nie ma też nikogo, ponieważ zajęcia na basenie mają się skończyć dopiero za kilkanaście minut. Ich sylwetki oświetla jedynie niewielka lampa, wisząca nad nimi oraz światło padające z małego, górnego okienka naprzeciwko.
- Dlaczego mi pomagasz, hyung? - pyta cicho, jakby bał się, że ktoś może usłyszeć jego szept.
Choi uśmiecha się niepewnie, kładąc ręce po obu stronach ciała Taemina.
- Ponieważ czuję się zobowiązany, Minnie - odpowiada, patrząc w błyszczące oczy młodszego. - Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... Nie mam pojęcia co się wtedy ze mną działo. Podobnie jest teraz. Nie umiem wyjaśnić tego dziwnego zjawiska, a wiem, że mimo wszystko muszę być zawsze blisko ciebie. Bez względu na wszystko. Myślę, że jesteś dla mnie kimś ważnym, dlatego nie chcę, by działa ci się krzywda - wyjaśnia, próbując uspokoić swój drgający głos.
Przykłada jedną z dłoni do zaróżowionego policzka Taemina, który pod wpływem jego dotyku peszy się lekko, jednak nie ucieka. Zapomina o całym świecie, ponieważ jest blisko Choi, osoby, która jest jego aniołem stróżem.
Od wycieczki wiele zmieniło się w życiu Lee. Minho przyrzekł sobie, że obroni młodszego przed całym światem, nie łamie danego słowa. Cieszy się, że może być blisko tancerza, który już dawno stał się dla niego podporą.
Przejeżdża kciukiem po delikatnej, porcelanowej skórze, próbując zapamiętać każdy jej, chociażby najmniejszy szczegół.
Kiedy przysuwa się bliżej Taemina, czuje na swojej szyi jego zimny, ale łagodny oddech. Nie chce zapomnieć tej chwili, nie chce też kończyć, pragnie na zawsze tkwić w tym miejscu.
- Nie możesz się do mnie przywiązać. Są pewne granice - mówi, próbując opanować szloch. W jego głowie wciąż huczą słowa Jongin`a, który powtarza, że ma się trzymać z daleka od jego przyjaciela. Nie może dopuścić Choi`ego bliżej siebie, to niewybaczalny błąd.
Jednak łamie się, kiedy czuje, że druga z dłoni szatyna muska jego ciało, które pod wpływem dotyku drży.
Opuszcza powieki w dół. Czuje słodki, charakterystyczny zapach Minho, który pieści jego nozdrza.
Kciuk, który niegdyś głaskał jego policzek, przenosi się na malinowe usta, które kuszą samym widokiem; swoją delikatnością, subtelnością i kolorem.
- Prosisz o to zbyt późno, Taeminnie - szepcze w jego wargi, następnie lekko, niczym ptasie pióro unosi się na wietrze, muska je ostrożnie, zapamiętując ich słodki smak.
Taemin czuje się w jak śnie; tym nierealnym, gdzie większość istot to wróżki spełniające nawet te najtrudniejsze marzenia.
Mocniej zaciska powieki i oddaje całego siebie. Nie myśli o tym, że to pierwszy raz, kiedy całuje. Ważna jest osoba z którą to robi, która jakby za dotknięciem magicznej różdżki zmieniała jego cały świat.
Unosi się lekko do góry, stając na czubkach palców u stóp, pragnąc być jeszcze bliżej szatyna.
Dłonie starszego wędrują po nagim torsie młodszego chłopaka, jakby chciały naznaczyć go w dziwny, niewidzialny sposób, jakby pragnęły wziąć go w silnym uścisku i nigdy nie wypuszczać.
Ich pocałunek jest wolny, spokojny, subtelny, pełen gracji. Taki niepowtarzalny, pełen pasji i miłości.
Uchyla powieki i na wprost swoich oczu widzi czekoladowe tęczówki Minho. Nie może zrozumieć, dlaczego czuje stado małych motylków w brzuchu, które najwidoczniej urządziły sobie wyścig.
- Po prostu nie chcę, by ta pasja wykończyła nas obojga.
Minho niepewnie spogląda na młodszego, nie będąc pewnym znaczenia jego słów. A może, wcale nie chce ich zrozumieć?
Wplątuje dłoń w miodowe włosy chłopaka i opiera swoim czołem o jego. Czuje się inaczej, ale jest szczęśliwy, to Taemin jest jego szczęściem.
Całuje blondynka w czubek nosa. Na ten gest, Lee rumieni się jeszcze bardziej i przechyla głowę w bok.
Odsuwają się od siebie dopiero, kiedy pierwsza osoba wchodzi do szatni, by osuszyć się i przebrać.

Finały przychodzą szybciej, niż ktokolwiek mógłby się zorientować.
Choi Minho stoi na środku sali, przebrany w swój niebieski strój, z numerem siedem na plecach oraz swoim nazwiskiem. Rozgląda się po trybunach, które są pełne, nigdzie nie ma wolnego miejsca. Czuje, jak setki par oczu skierowane są w jego stronę, a mecz się nawet nie zaczął.
- Widziałeś Taemina? - pyta Kibuma, który poprawia jego idealnie wyprasowaną koszulkę. Blondyn odrywa się od czynności i spogląda na przyjaciela nieco zmartwiony.
- Nie, ale nie martw się, pewnie przyjdzie - próbuje podnieść go na duchu, jednak wie, że nie jest w tym najlepszy. - A może siedzi tu gdzieś, na trybunach. Jest tak wiele ludzi, że ciężko kogokolwiek zobaczyć w tym tłumie - stwierdza, uśmiechając się pocieszająco. - No, Minho. Za kilka minut zaczynacie. Trzymam za was kciuki, musicie wygrać. Z Onew, będziemy siedzieli tam, niedaleko - wskazuje dłonią na miejsce, na którym siedzi już przewodniczący. - Powodzenia.
Minho uśmiecha się do przyjaciela, próbując zamaskować złe przeczucia. Nie ma pojęcia, czy wiążą się z meczem, czy może z tym, że Taemina być może nie ma na trybunach, ale wie jedno - musi dać z siebie wszystko i wygrać ten mecz, choćby dla samego Minnie.



Patrzy mętnym, niespokojnym wzrokiem na przedmiot, który od dłuższego czasu tkwi w jego ręce. Czuje niesamowity chłód, który przypomina mu, że jesień już dobiega końca, a na jej miejsce wstępuje zima. Próbuje nie myśleć o zimnie, podobnie jak o słowach Jongina; Ty niszczysz pasję Minho. Kocha grać w koszykówkę, a ty odbierasz mu tą radość samą obecnością. Te finały to niezwykła szansa dla niego, dlatego ja jako jego przyjaciel proszę cię o przysługę. Zniknij z jego życia raz i na zawsze. Nie mam pojęcia, jak masz zamiar to zrobić, ale wiedz, że dzięki temu stanie się szczęśliwszy.
Zimną dłonią ściera nieustannie spływające z jego oczu łzy, które następnie skapują z brody na odkrytą szyję. Usiada na ławce, czekając na transport.
- Naprawdę będziesz szczęśliwszy? - pyta, ale nie oczekuje odpowiedzi. Wie, że jej nie dostanie.
Podnosi wzrok znad swojej dłoni na pustą drogę. Wie, że autobus zaraz przyjedzie.
Uśmiecha się nieznacznie, przypominając sobie bliskość ciała starszego. Jego niesamowity uśmiech, delikatny, kojący głos, czy nawet te niesforne, lekko przydługie, ciemne włosy.
Wzdycha ciężko, patrząc na walizkę uparcie tkwiącą w ręce. Jego powieki opadają, a on sam uśmiecha się nadal, próbując pogodzić się z myślą, że pewien rozdział w jego życiu dobiega końca.
Taemin jest drobnym chłopcem, z wyglądu przypominającym laleczkę z saskiej porcelany. W środku jest również kruchy i delikatny. Wystarczy jedno słowo, gest, by powoli go wykończyć.
Przypomina sobie wszystkie chwile z Minho. Już za nim tęskni, ale musi sobie poradzić, musi być silny.
Kiedy autobus przyjeżdża na przystanek, chłopak podnosi się z drewnianej ławeczki, po czym znika za drzwiami pojazdu.

Można by rzec, że w ich przypadku miłość była swego rodzaju pasją. Niby delikatną, ale wyrządzającą krzywdę. Jednak w życiu nie można mieć wszystkiego. Człowiek jest wstrętny, zazwyczaj zazdrosny i łaknie coraz więcej, nie wystarczy mu niczego namiastka. W efekcie każdy umiera niezadowolony, pełen goryczy, ponieważ mało mu dóbr darowanych przez świat. Wyjątkiem jest Taemin, który pragnął mniej dla siebie, a więcej dla osoby, którą kochał i kocha, po dzień dzisiejszy.

2 komentarze:

  1. Omo, to takie śliczne. Niby nic wielkiego, ale miło się czyta. Szkoda, że tak się skończyło, ale odnoszę wrażenie, że gdyby zakończenie było inne, cały tekst straciłby tą swoją magię. Fighting~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to w pierwszej chwili pomyślałam, że Taemin to chce samobójstwo popełnić… Dobrze, że mu to jednak nie wpadło do głowy, bo i tak jest wystarczająco smutno.

    Ukatrupiłabym Kaia z zimną krwią. Ja w ogóle nie lubię Exo, więc jego też - jego charakter w tym ff mi naprawdę pasował, co nie zmienia faktu, że bym mu dała piłką od koszykówki w łeb, tak że by się nie podniósł. ;/ Nie znoszę takich fałszywych dupków, po prostu nie, wybić to w… i o. A do tego tępy i nie kuma, że jeden drugiemu potrzebny jest… Nosiło mnie, jak czytałam jego wypowiedzi, wrr…

    Minho koszykarz, skąd ja to znam. xD Ale był w porządku, nawet bardzo. No i umiał się przeciwstawić Kaiowi, szkoda tylko, że Taemin nie… jejku, biedne, kochane maleństwo, które nie umie sobie w życiu poradzić. Nic, tylko przytulić i utulić i w ogóle. <3 Chociaż przyznam szczerze, że nie lubię takiego delikatnego Taemina, drażni mnie i już. Co nie zmienia faktu, że tutaj powinien być z Minho, i w ogóle czemu on wyjechał, i nawet nie zapytał go o zdanie?... No i nie wierzę, że potem Minho go nie szukał, musiał… W ogóle to powinno mieć happy end, no~ W sumie tu by pasowała jakaś kolejna część czy coś. xD Od razu bym wsadziła Kaia za coś do więzienia (wiem, wredna jestem).

    Podobało mi się, a po przeczytaniu zrobiło mi się smutno… a chyba taki był zamiar. Dziękuję za to ff i mam nadzieję, że jeszcze napiszesz coś o SHINee w roli głównej, bo więcej rzeczy tutaj z nimi nie zauważyłam. ^^”

    Życzę dużo, dużo weny~ ^^

    OdpowiedzUsuń

Followers