2min, angst
Uśmiecha się
lekko do siebie, przechodząc przez próg nowej szkoły. Luzuje czerwony krawat,
który jego matka ścisnęła nieco zbyt mocno, po czym odpina jeden guziczek przy
białej koszuli, którą wcześniej miał zapiętą pod samą szyję. Wsuwa lekko
drżącą, mokrą od potu dłoń do kieszeni ciemnych, dopasowanych spodni od
mundurka, natomiast drugą chwyta uchwyt czarnego plecaka, który nieustannie
zsuwa się z jego ramienia.
- Uważaj! -
słyszy głośny krzyk, który niestety ostrzega go zbyt późno.
Chwilę
później czuje, jak coś ciężkiego uderza go w ramie, przez co wątłe ciało nie
utrzymuje równowagi i uderza o twardą, kafelkową podłogę. Mruczy cicho pod
nosem, klnąc w myślach na osobę, która trafiła w niego przedmiotem.
-
Przepraszam! - z ust dosyć niskiego szatyna padają szczere przeprosiny. -
Chodź, pomogę ci wstać - oferuje, wyciągając dłoń ku chłopakowi, którą zręcznie
chwyta i po kilku sekundach znajduje się w takiej samej pozycji jak przed
paroma chwilami. - Jestem Jonghyun.
Nie zwraca
uwagi na słowa chłopaka, który wyglądem przypomina mu skurczonego, ale uroczego
dinozaura. Odwraca głowę w przeciwną stronę, gdzie stoi grupka śmiejących się
ludzi; uśmiechnięty blondyn, z bokami zafarbowanymi na brązowo, jest ubrany
nieco inaczej od reszty, mimo iż obowiązuje mundurek, wyróżnia się najbardziej
z całej tej bandy. To przez kocie oczy, które wpatrują się w każdy ruch
chłopaka. O jego ramie opiera się dziewczyna. Dosyć wysoka, szczupła z długimi,
zgrabnymi nogami. Ma falowane, tego samego koloru co chłopak obok niej włosy.
Chichocze cicho, nie zwracając na znaczące szturchnięcia szatyna, który trzyma
w dłoni puszkę z napojem. Jednakże na przekór sobie, również się śmieje, nie
dając dobrego przykładu swoim przyjaciołom. Za nim stoi chłopak o czarnych,
idealnie ułożonych włosach. Trzyma za rękę niższą o głowę dziewczynę, która
wyciera z kącików oczu łezki rozbawienia. Obok nich jest jeszcze jedna osoba.
Szatyn jako jedyny nie śmieje się z jego upadku, tylko wpatruje się w
niewyraźną posturę chłopaka z lekkim współczuciem. Jest najwyższy z całej
grupy, ale nie sięga więcej niż metr osiemdziesiąt pięć. Wyraźnie widać, że
chłopak jest wysportowany, najważniejszy. Ma lekko zarumienione policzki, na
które spadają pojedyncze kosmyki włosów. Nie przejmuje się nimi, nie odgarnia
ich do tyłu, tylko zawzięcie obserwuje brązowymi, niczym czekolada oczyma
postać ofiary.
- Ah, oni.
Nie przejmuj się nimi.
Chłopak z
powrotem spogląda na Jonghyun`a, który podnosi swój plecak z podłogi, który
wcześniej uderzył jego ramie.
- Kim oni są?
- pyta po raz pierwszy. Zwykła ciekawość, nic więcej.
- Elitą -
mówi, spoglądając na grupę. - Widzisz tego blondyna? Tego z kolczykiem w uchu i
nerdami. To Kibum, właściwie każdy mówi na niego Key i Diva, którą faktycznie
jest. Ta obok niego, to Taeyeon. Jest główną wokalistką w chórku szkolnym,
uwielbia być w centrum uwagi. Chłopak z puszką w dłoni to Onew. Przewodniczący
szkoły, chyba najpoważniejszy z nich, ale czasami zastanawiam się co on robi w
samorządzie - wzrusza ramionami, zatrzymując na chwilę swoją wypowiedź, jednak
kiedy widzi pytające spojrzenie młodszego, postanawia kontynuować. - A to Kai -
syn dyrektora, jest w naszej szkolnej drużynie koszykarskiej, nienawidzi
przegrywać, podobnie jak jego dziewczyna - Yoona, najwredniejsza i najsłodsza
kurwa jaką świat widział - mamrocze i uśmiecha się, słysząc cichutki, dźwięczny
śmiech jego towarzysza. - Niech cię nie zmyli jej uroczy wygląd, jest szatanem
w ciele anioła - dodaje, zatrzymując wzrokiem dłużej na sylwetce dziewczyny,
jednak po chwili otrząsa się i mówi dalej. - Ostatni to Choi Minho. Kapitan
drużyny koszykarskiej. Jest świetny w sporcie, właściwie każdym meczu, w którym
bierze udział wygrywa. Nikt, oprócz całej tej elity i ludzi z drużyny
koszykarskiej, ze szkoły go osobiście nie zna. Jest bardzo popularny, ale dosyć
tajemniczy.
- Rozumiem -
odpowiada krótko, odwracając się w stronę drugiej strony korytarza, zapominając
o śmiechach i cichych szeptach na temat jego osoby.
- Zaczekaj -
po raz kolejny tego ranka słyszy melodyjny głos chłopaka, który już po chwili
kroczy u jego boku. - Dowiem się w końcu, jak masz na imię? - pyta, uśmiechając
się przy tym szeroko.
- Taemin,
jestem Lee Taemin - mówi cicho, czując jak jego serce kołata coraz szybciej.
Nie odwraca się już, kroczy niepewnie do przodu i słucha, jak nowy znajomy
zachwyca się kolorem jego włosów. Nie odpowiada na jego wypowiedzi. Milczy,
rozmyślając nad swoją przyszłością.
Krótko
ścięta, uśmiechnięta do granic możliwości blondynka dosiada się do stolika,
przy którym siedzą dwaj chłopcy. Jeden stuka kciukiem o ekran dotykowego
telefonu, natomiast młodszy, znacznie delikatniejszy z wyglądu, pije mleko
bananowe z kartonika przez rurkę. Mimo iż, jego usta są zajęte, wyginają się w
szczerym uśmiechu, a skośne oczy lekko mrużą, zostają zasłonięte przez nieco za
długą grzywkę.
- Nie
sądziłam, Taemin, że jesteś zdolny do wypicia pięciu kartoników z tym mlekiem,
w ciągu jednej przerwy - mówi z uśmiechem, kładąc kolejne opakowanie napoju
przed Lee.
Na ten widok
jego ciemne oczy jakby błyszczą z zachwytu, przez co wszyscy dookoła
promienieją razem z nim.
- Dziękuję,
Sunny - odpiera, kiedy odrywa malinowe, pełne usta od rurki, następnie wyrzuca
pusty pojemniczek do kosza na śmieci, stojącego zaledwie dwa metry dalej.
Wyciąga dłoń po kolejny.
- Nie ma za
co, Minnie.
Krzywi się
nieznacznie słysząc przezwisko. Nie lubi tego zdrobnienia, brzmi jak imię
dziewczyny Myszki Micki z bajek Disneya, ale nie odzywa się, jest zbyt
nieśmiały.
- Przyjdziesz
dzisiaj na trening? Z dziewczynami mamy poćwiczyć układ przed mistrzostwami.
Chcemy zagrzać naszych chłopców do walki - krzyczy, podnosząc rękę do góry,
następnie śmieje się głośno. - O piętnastej, w sali gimnastycznej, chyba że
masz zajęcia - dodaje po chwili, kierując swoje błagalne spojrzenie w stronę
chłopaka.
Taemin nie
potrafi odmówić. Jest zbyt nieśmiały, nie asertywny, nienawidzi tego w sobie,
ale nie umie się zmienić. Po kilku sekundach, w myśli jednak twierdzi, że miłym
doświadczeniem może być doping koleżanki, która zaledwie po dwóch tygodniach
znajomości, każde mu do siebie mówić "przyjaciółko".
- Przyjdę -
niemal szepcze, a na twarzy blondynki widnieje jeszcze większy uśmiech.
Sunny jest
cheerleaderką, i to nie taką wredną, która sieje postrach w całej szkole, a
dziewczyną, która spełnia swoje pasje i potrafi zmotywować każdego zawodnika do
gry. Ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii, jest otwarta i przyjazna. Taemin
jej zazdrości. Jonghyun`owi również, sam nigdy nie wyzbyłby się na odwagę i nie
odezwałby się ani słowem do kogoś pierwszy.
- Nawet nie
wiesz jak się cieszę! - odpowiada szczerze, czochrając jego włosy. - Ten
skurczony dinozaur nigdy nie ma czasu. Słyszysz, Jonghyun? Powinieneś brać
przykład z naszego małego chłopczyka.
- Nie moja
wina, że mama zapisała mnie na korepetycje z każdego możliwego przedmiotu -
warczy lekko zdenerwowany, kiedy przez przypadek usuwa wiadomość w telefonie,
którą przed momentem pisał, a Taemin śmieje się cichutko pod nosem, widząc jego
irytacje. Cieszy się, że w końcu poznał osoby, którym może zaufać.
Siedzi na
wysokiej ławce, machając w powietrzu nogami. Trening cheerleaderek powoli
dobiega końca. Sunny uśmiecha się do niego, po czym macha zgrabną, drobną
dłonią w jego stronę. Chłopak odmachuje jej, po czym podnosi kciuk ku górze,
próbując zakomunikować dziewczynie, że ich nowy układ przypadł mu do gustu. Sam
kocha tańczyć, ale nie tak. Wprost uwielbia, kiedy wszystko dookoła cichnie,
zostaje tylko muzyka, parkiet i on sam, kiedy każdy dopracowany, swobodny, a
zarazem płynny ruch uwalnia się z jego ciała, kiedy czuje że unosi się w
powietrzu, by lawirować dookoła z gracją i wdziękiem łabędzia, pozwalając by
świat przestał istnieć.
- Dziękuję,
że przyszedłeś - mówi dziewczyna, odbierając z jego dłoni butelkę wody
niegazowanej. Nie odpowiada, tylko uśmiecha się przyjaźnie.
Zanim ta
zdąży cokolwiek powiedzieć, na salę gimnastyczną wchodzi drużyna koszykarzy z
kapitanem na czele. Minho wygląda nieco inaczej, niż wtedy, kiedy Taemin
widział go po raz pierwszy. Włosy, ledwo sięgające ramion, wiąże w kucyka, a
wysportowane, nieprzesadnie umięśnione ciało pokrywają jedynie spodenki do
kolan, oraz luźna, granatowa bokserka z numerem siedem.
Taemin
odwraca wzrok, czując jak jego policzki robią się czerwone. Nie chce, by
ktokolwiek zauważył, jak reaguje na starszego chłopca. Nie może się zdradzić.
Nie słuchając Sunny, zeskakuje z ławki, po czym ucieka za drzwi sali
gimnastycznej, na korytarz, gdzie może spokojnie odetchnąć. Nie zostaje tam
długo, po kilku minutach kieruje się w swojego pokoju, mając nadzieję, że nie
zastanie tam swojego współlokatora.
Unosi kawałek
mokrej od potu bokserki do góry, wachlując przy tym swój brzuch. Jest mu
gorąco, czuje zmęczenie, ale nie narzeka. Doskonale wie, że musi trenować, by
stać się jeszcze lepszym, by wygrać finały i nie przynieść hańby trenerowi.
- Minho! -
słyszy swoje imię, natomiast nie wie z czyich ust słowo pada. Rozgląda się po
wielkiej hali, by w końcu natrafić spojrzeniem na przyjaciela, który podbiega
do niego.
- Wszystko w
porządku?
-
Najwyraźniej nie, bo nie słyszysz w ogóle tego, co do ciebie mówię, tak samo
jak trenera - odpowiada, a Choi spuszcza wzrok. Przeciera mokre czoło dłonią,
po czym wtapia ją we włosy. Patrzy na drzwi, które kilka minut temu zamknęły
się za drobnym chłopakiem.
-
Przepraszam, Kai - rzecze, uśmiechając się delikatnie. - Już wracam do gry.
- Świetnie -
mówi, ale kapitan go nie słucha. Po raz kolejny spogląda w stronę wyjścia,
jakby mając nadzieję, że ujrzy w nich chłopaka, którego imienia nawet nie zna.
Postanawia,
że się przejdzie. Ma dosyć wywodów Kibuma, który zastanawia się, czy lepsze
będą różowe rurki, od tych czarnych z ćwiekami, które widział ostatnio w
galerii handlowej, podobnie jak marudzenia Yaoony, na każdego człowieka, który
przejdzie obok nich.
Kroczy wolnym
tempem, nie spiesząc się wcale, ma dużo czasu, nim przerwa obiadowa się
skończy.
Wybiera
dłuższą drogę, obiegającą całą ogromną szkołę dookoła. Placówka jest wielka i nowoczesna.
Z tyłu znajduje się budynek mieszczący setki pokoi dla uczniów. Z jego okien z
łatwością można dostrzec boisko do piłki nożnej, nieopodal dalej do koszykówki
i siatkówki, oraz tor dla biegaczy. Jest wiele korytarzy, ścieżek, przez które
można zabłądzić. Skręca w jedną z nich, kierując się do miejsca, w którym
zawsze mógł pobyć sam, nie zależnie od pory dnia, pogody czy innych czynników.
Zwinnie przeskakuje przez niewielką barierkę, chcąc ominąć większość schodów i
wreszcie dociera do celu.
Dziwi się,
kiedy dostrzega czyjąś postać siedzącą przy drzewie. Na początku myli go z
dziewczyną. To wszystko przez tą delikatną budowę ciała i farbowane, ciemne
blond kosmyki, które z gracją osiadają na gładkich, zarumienionych policzkach.
Wydaje mu się, że najbardziej idealne są jego usta; pełne, różane i delikatne,
zdecydowanie lepsze od innych, które miał okazje napotkać. Chłopak go nie
widzi, jest pogrążony w lekturze. Swoimi ciemnymi oczyma dokładnie śledzi każdą
linijkę dosyć grubej książki. To nie podręcznik, raczej powieść fantasy. Szatyn
nie chce zakłócać spokoju nieznajomego, ale czuje potrzebę porozmawiania z nim.
- Wiesz, że
siedzisz w moim tajemnym miejscu? Zakłócasz mój spokój - mówi, uśmiechając się
nikle.
Wcale nie
chce go wyganiać, ale nie ma lepszego pomysłu na zaczęcie rozmowy. Widzi, jak
chłopak odrywa się od czytania, opuszcza swój magiczny świat i powraca do
rzeczywistości. Delikatnie mruży oczy, wpatrując się w posturę koszykarza.
Lekko się peszy, co Minho uważa za niezwykle urocze, ale ową uwagę zachowuję
dla siebie.
- To miejsce
publiczne - odpowiada, oczarowując szatyna delikatnością swojego głosu.
Taemin sam
nie może uwierzyć, że odważył się na takie słowa. Zawsze to przecież on
ustępował, kiedy ktoś miał jakiś problem. Nie chciał wadzić.
- Ale to nie
zmienia faktu, że znałem je pierwszy - kontynuuje, dosiadając się do chłopaka,
który z hukiem zamyka książkę, którą wcześniej czytał. Minho kieruje wzrok na
okładkę i uśmiecha się, widząc jej tytuł. - Fallen? Lubisz romanse i upadłe
anioły?
Młodszy
rumieni się, chowając książkę za plecami. Nie chce, by Minho widział co czyta,
chce uniknąć nabijania się, obelg kierowanych w jego stronę.
- Ttto od
Sunny - zaczyna, jąkając się. Jest zawstydzony, ale z całych sił pragnie, żeby
nie było tego po nim widać. - Na siłę wepchała mi tę książkę - mówi coraz
ciszej, nie patrząc w stronę koszykarza, nie ma na tyle odwagi.
- Sam kiedyś
miałem okazję ją przeczytać, jest naprawdę świetna - stwierdza, próbując
przekonać do siebie chłopaka, jednak nie kłamie. Lubi czytać książki, zwłaszcza
autorstwa Lauren Kate. - Jestem Minho.
Wyciąga dłoń
w kierunku chłopaka, czekając aż ten ją uściśnie, co po chwili następuje. Dotyk
blondyna jest delikatny, prawie że niewyczuwalny, lekki niczym muśnięcie
skrzydłami motyla.
- Ja Taemin -
przedstawia się, szybko zabierając dłoń z powrotem. Kładzie ją na drewnianej
powierzchni ławki. Nie odzywa się więcej, Minho wystarczy jego imię.
Nasuwa grubą
kołdrę na uszy, próbując schować się przed współlokatorem, który właśnie wraca
z treningu koszykówki. Spod materiału wystaje tylko kilka kosmyków jego
niesfornych, miękkich włosów, oraz skośne oczy, próbujące wyłapać choć
najdrobniejszy ruch bruneta.
Drży, kiedy
zdenerwowany chłopak, rzuca o podłogę telefon. Taemin doskonale wie, że Kai
pokłócił się ze swoją dziewczyną i jak zwykle swoje emocje rozładuje na nim.
Zamyka oczy,
nieudolnie oczekując na sen, który jednak nie nadchodzi. Modli się, by Morfeusz
porwał go do swojej krainy, w której nie ma cierpienia, jedynie błogi spokój,
raj. Twierdzi, że wszystko jest przeciwko niemu, jakby cały świat chce się
zemścić, ale nie ma pewności, dlaczego spośród tylu mieszkańców ziemi wybiera
akurat jego.
Postanawia
grać, nie chce się zdradzić. Przez kilka minut nie rusza się, a nawet ogranicza
swój oddech, byle by tylko nie zostać przyłapanym.
I nagle
słyszy kroki, które powoli cichną, później trzask drzwi do łazienki. Ma czas,
to jedyna chwila na wymknięcie się, nie może jej zmarnować. Cichutko, niczym
myszka wybiegająca ze swojej norki, wychodzi spod kołdry i szybko kieruje się w
stronę wyjścia.
Kiedy stoi za
drzwiami, może pozwolić sobie na głęboki oddech ulgi. Wróci, kiedy Kai zaśnie,
kiedy nie będzie w stanie zmienić kolejnego wieczora w koszmar, daleki od snów
Taemina, tych spokojnych, które tak uwielbia.
Na sobie ma
jedynie krótkie spodenki i przydługi podkoszulek, który już dawno przeznaczył
na pidżamę. Nie zważa na to, czy na dworze jest zimno, nie obchodzi go, że
jesiennie wieczory są chłodne, że może przez to zachorować. Z lekkim uśmiechem
kroczy ciemnym korytarzem, który oświetla tylko kilka lampek. Już od kilku
minut trwa cisza nocna, ale nie boi się, że ktoś go może przyłapać.
Kiedy
wychodzi na zewnątrz, pierwsze co czuje to zimny wiatr otulający jego odkryte
ręce. Stara się o tym nie myśleć. Rusza z miejsca i kieruje się w stronę
miejsca, które ponoć należało do Minho. Na samo wspomnienie bruneta, jego serce
przyspiesza, a usta wyginają się w szczery, piękny uśmiech. On nie kontroluje
tego, jest zbyt głupi, by zrozumieć co zaczyna się dziać.
Czuje, że
traci oddech, kiedy przechodzi ścieżką, nieopodal boiska do koszykówki,
ponieważ widzi go. Brunet biega po oświetlonej, chropowatej powierzchni, odbijając
od niej piłkę, następnie zręcznie ją łapie i rzuca w stronę kosza. Trafia. Jest
niezastąpiony, nieomylny, idealny w tym co robi.
Taemin nie
chce stracić go z oczu, nawet na parę sekund. Przesuwa się kilka kroków w bok,
skąd jak on sam twierdzi - jest niezauważalny dla Choi. Opiera ciężar swojego
ciała o balustradę, następnie delikatnie pochyla się do przodu i wpatruje w
posturę koszykarza, który dalej trenuje, jakby nie miał dość po wcześniejszych
meczach, w ciągu dnia. W pewnym sensie Taemin czuje z Minho więź, doskonale
wie, co brunet czuje, kiedy gra w koszykówkę, to samo dzieje się z Lee, kiedy
tańczy. To trans, który ciężko przerwać, jeżeli już zacznie, nie ma ratunku, to
pochłania całego ciebie, pasja, dla której jesteś w stanie żyć, to ona motywuje
cię do dalszego działania, to ona jest twoim tlenem, podobnie jak miłość. To
dwie rzeczy, które mogą siebie zastąpić, ale bez nich nie jesteś w stanie
funkcjonować, ich brak niszczy, zabija. Nie wykluczone jest też, że eliminują
siebie nawzajem. To również prowadzi do unicestwienia.
Niemal
podskakuje w miejscu, kiedy obiekt, który obserwuje, patrzy w jego stronę.
Jednak pewien jest, że przez ciemność oraz dość duże drzewo, którego gałęzie
zasłaniają przestrzeń, nie widać go. Jego serce bije jeszcze mocniej niż
wcześniej. Cofa się kilka kroków i niknie za rogiem szkoły. Boi się, ucieka w
stronę wejścia, nie chce być zauważony.
Minho
spuszcza głowę w dół, rzucając piłkę do koszykówki na ziemię. Przywołuje widok
Taemina. Widział go. Nadal nie może powstrzymać się od uśmiechu.
Taemin lubi
przesiadywać w sali gier. Zawsze siada w niedużym fotelu na końcu pomieszczenia
i obserwuje innych uczniów, którzy zajęci są rozmowami, automatami czy graniem
w bilard.
Zaciska
dłonie na bocznych oparciach fotela, kiedy Jonghyun próbuje go nagle zaskoczyć.
Obraca głowę w stronę chłopaka i uśmiecha się lekko, próbując zamaskować
strach.
- Wiesz, że
za dwa tygodnie nauczyciele organizują kilkudniową wycieczkę? - pyta
podekscytowany wyjazdem. - W tamtym roku nie było żadnego wyjazdu, dlatego
trzeba korzystać. Pojedziesz, prawda? - kończy swoją wypowiedź, mając szczerą
nadzieję, że młodszy się zgodzi.
Prawda jest
taka, że Jonghyun lubi Taemina, uważa go nawet za swojego przyjaciela, ale nie
mówi tego nagłos, wprost. Twierdzi, że chłopak sam to wyczuje.
- Jeżeli tak
mówisz... - zatrzymuje się na chwilkę, zastanawiając się. - Jasne, może być
fajnie - odpowiada, poprawiając swoją pozycję w fotelu.
- Oczywiście,
że tak! Wiesz, namioty, lasy, niedaleko góry i te sprawy. Coś czuję, że będzie
fantastycznie! - wykrzykuje Bling, a kilka par oczy kieruje się na jego osobę.
- Moim zdaniem dwie noce to za mało, ale i tak nauczyciele nie zgodzą się na
więcej. Poza tym zastanawia mnie fakt, dlaczego tak późno, jest październik i
trochę chłodno, ale nie ma co na to patrzeć. Zapiszę nas, a ty siedź tutaj -
komunikuje, po czym opuszcza salę gier, nie zważając nawet na słowa Taemina. W
drzwiach zderza się z Kibum`em, który zdenerwowany mruczy coś pod nosem i
zbiera z podłogi rozsypane kartki z notatkami. Jego czarny kapelusz, idealnie
pasujący do spodni, nasuwa się mu na oczy, przez co traci na chwilę widoczność.
- Ślepy
dinozaur! - warczy, zdejmując nakrycie głowy.
Taemin śmieje
się do siebie cicho z zaistniałej sytuacji. Rzadko kiedy się uśmiecha, tak
szczerze, bez przymusu. Częściej chodzi smutny, zbyt poważny jak na swój wiek.
Chwilkę
później, zaraz za Kibum`em staje Minho, ubrany przepisowo, w mundurek, chociaż
o tej porze, po zajęciach nie jest on wymagany. Patrzy na Key`a radosnym
wzrokiem i pomaga mu uprzątnąć kolorowe kartki z podłogi, które uciekły nawet
kilka metrów dalej.
- No nie
depcz tego! Matka cię kultury nie nauczyła? - narzeka blondyn, kiedy jeden z
uczniów, przechodzi po żółtej kartce. Taemin nie wytrzymuje, wybucha śmiechem,
zwracając na siebie uwagę kilku osób, zwłaszcza zdenerwowanego Kibuma, oraz
roześmianego Minho.
Koszykarz
podaje przyjacielowi plik papierów, po czym kieruje się w stronę Taemina, który
nagle milknie.
- Key nie
jest aż tak śmieszny - mówi, próbując być poważny, jednak zdradza go szeroki
uśmiech. - Nie powinieneś wychodzić wieczorem jedynie w podkoszulku i krótkich
spodenkach, zachorujesz - upomina go, wspominając poprzednią noc.
Taemin przez
chwile siedzi w bezruchu, wpatrując się w ciało chłopaka będącego zaraz obok
niego. Przecież był pewny, że go nie widać. Wzdycha cichutko, łapiąc się za
rozgrzane do czerwoności policzki, które wręcz palą. Nie może uwierzyć w to, że
go przyłapano na podglądaniu.
- J..ja.. -
nienawidzi, kiedy się jąka, w końcu nie pierwszy raz zdarza mu się to w
obecności Minho. - To było jednorazowe - tłumaczy, błagając w duchu, by
koszykarz zostawił go samego.
Taemin nie
wytrzymuje długo z chłopakiem w jednym miejscu, sam nie wie, dlaczego tak jest.
Nagle robi mu się gorąco, a serce kołata tak samo jak poprzedniego wieczoru.
Przykłada zimną dłoń do gorącego policzka. Otwiera szerzej oczy, zdając sobie
sprawę z tego, jak w tej chwili musi wyglądać.
Zawstydzony
przeprasza Choi i wychodzi szybko z sali, nie odwracając się za siebie. Nie ma
odwagi spojrzeć do tyłu, jest zbyt nieśmiały.
Jego ciało
drży, wcale nie z zimna, a z bezsilności. Próbuje zahamować potok łez, które
wylewają się z jego oczu, jednak jego próby idą na marne. Co kilkanaście sekund
traci oddech, jednak po chwili odzyskuje go na nowo. Nie chce by było słychać
jego szloch, dlatego mocno zaciska wargi w wąską linie, nikt nie może go
usłyszeć. Przysuwa nogi do siebie, zginając je w kolanach, następnie kładzie na
nich głowę. Nie zwraca uwagi na to, że pojedyncze kosmyki przyklejają się mu
się do twarzy, a oczy pieką od łez.
W niedużej
dłoni zaciska telefon, który nieustannie milczy. Wpatruje się w wygasły, ciemny
ekran, mając nadzieje, że w końcu zadzwoni.
Nie rozumie,
dlaczego jego rodzice tak nagle przestali się kochać, w ułamku jednej sekundy
stali się dla siebie obcymi ludźmi, których jedynym łącznikiem jest syn. Ale on
i tak jest daleko, jest prawie dorosły, już ich nie potrzebuje, ale to tylko
nic nieznaczące słowa. Tak naprawdę pragnie rodziny; szczęśliwej, kochającej
się, takiej jak przed kilkoma laty. Czuje, że zostaje sam, bez pomocy. Ta myśl
dołuje go jeszcze bardziej, ale nie może nikomu powiedzieć. To tylko i
wyłącznie jego problem, musi sobie z nim poradzić.
Skula się
jeszcze bardziej, chowając za łóżkiem, kiedy słyszy zgrzytnięcie drzwi. Tylko
kilka pasm miodowych włosów wystaje zza mebla, dlatego Jonghyun wie, że nie
jest w pokoju sam.
- Taemin,
jesteś gotowy? Wszyscy zbierają się w holu głównym, za pół godziny wyjeżdżamy -
mówi, po czym zostawia przyjaciela samego, nawet nie zdając sobie sprawy z
tego, że młodszy cierpi.
Lee wypuszcza
powietrze ze świstem, kiedy zostaje sam. Za długim rękawem ciemnej bluzy ściera
mokre ślady po łzach, stara się nie myśleć o wcześniejszej rozmowie z matką.
Kiedy czuje,
że wygląda lepiej niż przed kilkoma minutami, chwyta w dłoń ramię od dużego
plecaka, w którym upchnął rzeczy, po czym wychodzi z pokoju, zamykając drzwi na
klucz.
Schodzi
schodami w dół, następnie kieruje się w stronę głównego holu, gdzie zbierają
się wszyscy wycieczkowicze. Jest ich naprawdę dużo, zwłaszcza, że jedzie kilka
klas. Wśród tych ludzi, Taemin zauważa Minho. Chłopak stoi oparty o filar i
rozmawia razem z Onew. Oboje śmieją się radośnie, najwyraźniej im humor
dopisuje, są szczęśliwi, całkowite przeciwieństwo Taemina.
Blondynka
stojąca na środku pomieszczenia, energicznie macha w stronę Taemina, następnie
podchodzi bliżej niego, ciągnąc za sobą Jonghyuna, który najwyraźniej nie jest
zadowolony.
- Nareszcie
jesteś! - mówi podekscytowana. - Właściwie już się nie mogę doczekać, aż
wyjedziemy, ale boję się, że jednak ta wycieczka będzie inna, niż myślimy, ale
cóż, można tylko liczyć na to, że będzie zabawa! - uśmiecha się szeroko,
klaszcząc w dłonie.
Stojący za
nią Jonghyun kręci głową z załamaniem. Wzdycha głośno, po czym zatyka dłonią
usta przyjaciółki, a kiedy ta milknie, wreszcie na jego twarzy pojawia się
uśmiech.
- Czasami mam
dość twojego głosu, więc nie mów tyle - prosi, kierując niemal błagalny wzrok
na blondynkę, która niezadowolona marszczy nos. - Dziękuję - kończy, kiedy ta
już wcale się nie odzywa.
Taemin jakby
się rozwesela. Nie myśli o rozmowie z matką, ani o reszcie problemów. Swój
wzrok skupia na przyjaciołach i raz po raz ukradkiem zerka na Minho. Nie ma
pojęcia, że już dawno wpadł po uszy.
Piękna, ale
niewielka malownicza polana położona tuż pod stromymi, wysokimi górami, które
prezentują się niezwykle czarująco w połączeniu z błękitnym niebem i delikatnym
słońcem, oczarowują swym urokiem Taemina, który jest pewien tego, że zapamięta
ten krajobraz do końca swojego życia.
Wszystkie
namioty są już rozstawione, a uczniowie zbierają się w jednym miejscu, bawiąc
się i wykorzystując czas wolny. Są tam prawie wszyscy; przewodniczący szkoły -
Onew, który nie bardzo przejmuje się zaistniałym chaosem, Key rzucający wymowne
spojrzenia Jonghyunowi, który nawet nie raczy ich dostrzec, Kai razem ze swoją
dziewczyną Yooną, a nawet Taeyeon wydająca się znaleźć wspólny język z Sunny.
Nikt nie zwraca uwagi na to, że brakuje dwóch osób; lubianego i popularnego
koszykarza, który jest obiektem westchnień większości żeńskiej populacji
szkoły, oraz tego małego, uroczego tancerza, którego prawie nikt nie zna.
Czuje jak
zimny, porywisty, ale orzeźwiający wiatr otula jego zgrzane policzki.
Beznamiętnie wpatruje się we wzburzoną taflę jeziora, w której mieni się
mnóstwo błyszczących gwiazdek ozdabiających czarne- niczym kawa - niebo. Za
puszczą szumiących drzew słyszy głośne śmiechy i rozmowy jego kolegów. Nie chce
do nich dołączyć, woli ciszę. Sam wybiera dla siebie taki los, skazuje się na
osamotnienie. Jednak w głębi duszy pragnie kogoś u boku, kto przytuli go i
powie jak bardzo kocha, kto ucałuje spierzchnięte wargi i wplącze palce w miękkie
włosy. Nie zdaje sobie sprawy, że ta osoba jest bliżej niż się spodziewa.
Cały czas
myśli o rozpowie z matką. Paskudny nastrój nie opuszcza go od popołudnia. Nadal
nie może uwierzyć, że to koniec, że kolejną wigilię spędzi albo w internacie,
albo tylko z jednym rodzicem. Nie może wytrzymać, daje upust emocjom i po raz
kolejny tego dnia wylewa łzy. Stara się być cicho, ale i tak słychać żałosne
łkanie.
Zaciska
dłonie nie wilgotnej trawie. Tak bardzo tęskni, tak bardzo źle się czuje.
Cieszy się,
kiedy z ciemnego nieba zaczynają spadać krople deszczu, przynajmniej zmieszają
się z jego łzami. Delikatna mżawka zamienia się w ulewę, która moczy jego
ramiona, włosy, policzki. Nie zwraca na to uwagi. Przeciera jedynie dłonią
załzawione oczy, by chociaż trochę ulepszyć swoją widoczność.
- Taemin? -
słyszy kojący dźwięk, ale nie obraca się.
Traci na
chwilę oddech, próbuje powstrzymać szloch, który zagłusza deszcz. Skula się
jeszcze bardziej, jakby chciał zniknąć, rozpłynąć w ciemnościach i nigdy nie
wrócić .
Chłopak czuje
ciepło zbliżającego się ciała. Jest bliżej niż myślał. Dłonie starszego
chłopaka nagle oplatają pas Taemina i unoszą do góry niczym delikatną,
porcelanową lalkę, z której uszło życie.
Niepewnie
spogląda w czekoladowe tęczówki, próbując rozszyfrować o czym młodszy myśli. Te
oczy są puste, nie ma w nich szczęścia, ale mimo to Lee uśmiecha się, chce
zamaskować ból.
- Przeziębisz
się, chodź do namiotu - prosi, ale nie dostaje odpowiedzi.
Nie mówi nic
więcej. Zaciska mniejszą, delikatną dłoń w swojej, w lekkim uścisku i prowadzi
w stronę miejsca schronienia. Kiedy docierają do namiotu, Minho otwiera go i
przepuszcza pierwszego Taemina. Nie pyta się go, co się stało, wie, że nie i
tak nie dostanie odpowiedzi. Zabiera ze swojej torby średnich rozmiarów, biały
ręcznik i nakłada na głowę Taemina, by choć trochę go osuszyć. Widzi, jak
pojedyncze krople wody spływają po jasnych pasmach włosów chłopaka i skapują na
zaróżowione policzki. Jest taki idealny, wydaje się być nierealny, jakby
stworzony przez jakiegoś malarza na płótnie, jakby był księciem z baśni, a nie
zwyczajnym uczniem, jakby jego przeznaczeniem był inny, wymyślony świat - nie
rzeczywistość.
Nastaje
dzień, a deszcz ustępuje słońcu i delikatnemu wiatrowi. Jest dosyć ślisko, ale
nauczyciele nie rezygnują z dłuższego spaceru. Zbierają wszystkich uczniów,
którzy zmęczeni narzekają na brak snu. W śród nich, za Jonghyunem i Sunny chowa
się Taemin. Już nie płacze, poprzedniego wieczora obecność Minho, wiele
pomogła. Przy nim zapomina o zmartwieniach, przy nim staje się szczęśliwszy.
Nie słucha,
kiedy nauczycielka omawia plan wycieczki. Swoją całą uwagę poświęca Choi`emu.
Tego dnia wygląda idealnie, zresztą jak zwykle. Swoim szerokim uśmiechem zaraża
wszystkich dookoła, zwłaszcza Onew, który śmieje się wesoło, ścierając kciukiem
łzy rozbawienia z kącików oczu. Chciałby być tak szczęśliwy jak oni.
Odwraca
wzrok, kiedy Minho nagle spogląda w jego stronę. Nie chce zostać przyłapanym na
patrzeniu. Czuje się dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy wieczorem widział
samotną grę koszykarza. Wsuwa dłonie do kieszeni spodni i spuszcza głowę w dół.
Ruszyli.
Idzie wolno, nie zwracając uwagi na radosne trajkotanie Sunny, która
najwidoczniej polubiła się z Taeyeon, wiecznie niezadowolonego Jonghyuna, który
przelotnie zerka na idącego na przodzie Key. Blondyn ma założone słuchawki i
nie reaguje na szturchnięcia Onew. Jak zwykle ubrany tak, że wyróżnia się od
wszystkich innych. Kim Kibum lubi się wyróżniać, nienawidzi przeciętności,
dlatego często zniesmaczony lustruje wzrokiem zwykłe ubrania swoich kolegów z
wyrazem twarzy, jakby zaraz miał wybuchnąć.
Taemin nawet
nie orientuje się, kiedy zwalnia i zostaje kawałek za wycieczką. Nikt nie
zwraca na niego uwagi, wszyscy są zajęci sobą, nawet nauczyciele.
Idzie wolno,
kilkanaście metrów za ostatnimi osobami z grupy. Zastanawia się nad wszystkim,
co spotkało go w ostatnim czasie - zwłaszcza o Minho. Nie może zrozumieć,
dlaczego szatyn ciągle jest obiektem, nad którym myśli najwięcej.
- No proszę,
nasz mały tancerzyk się zamyślił? - słyszy głos, którego tak nienawidzi. Obraca
głowę w bok, gdzie widzi Kai`a, kroczącego obok niego. - Żeby tylko przez tą
nieuwagę ci się nic nie stało - kolejne zdanie pada z ust Jongin`a, a ciało
Taemina nieprzyjemnie się spina, w obawie przed najgorszym. - Może przejdę od
razu do konkretów. Nie przeszkadzało mi, dopóki siedziałeś cicho i zadawałeś
się z tym skurczonym dinozaurem, ale teraz... Odkąd Minho zainteresował się
tobą, stał się bardziej rozkojarzony, gra beznadziejnie, a przecież jest do
cholery - kapitanem drużyny! - krzyczy, nie panując nad sobą. Zatrzymuje się na
chwilę i spogląda na chłopaka spod ciemnych włosów. - Koszykówka jest dla mnie
bardzo ważna, dla niego też, ale ty to wszystko niszczysz. Dlatego dobrze ci
radzę, zostaw Choi w spokoju - kończy swoją wypowiedź, a jego ręka popycha
biednego Taemina, który przez użytą siłę cofa się kilka kroków w tył, następnie
przez jeszcze niewyschniętą trawę poślizga się, a w efekcie uderza kolanem o
ziemie. Syczy z bólu, kiedy czuje nieprzyjemnie pulsowanie w nodze. Nie patrzy
nawet na Kai`a. Nie ma odwagi.
Ten z dumą
wypisaną na twarzy, uśmiecha się kpiąco. Wie, że jego współlokator się boi, ale
nawet nie jest w stanie pojąc, co przez to może się stać.
Podchodzi
bliżej niego, pochyla się nad nim i z pogardą przygląda się delikatnej twarzy o
rok młodszego chłopaka.
Nie odsuwa
się nawet, kiedy słyszy wołanie, dochodzące z daleka. Widzi nauczyciela od
wychowania fizycznego, toteż jego trenera od koszykówki, zdyszanego szybkim
chodem Onew, oraz Minho.
- Dlaczego
odchodzicie od grupy? Kai, co się tu dzieję? - pyta mężczyzna, widząc
siedzącego Taemina, oraz Jongin`a, pochylającego się nad nim.
- Minnie poślizgnął
się i się uderzył, chciałem tylko zapytać, czy nie zrobił sobie czegoś
poważniejszego, prawda, Teaminne? - unosi jedną z brwi ku górze. Kłamanie
wyćwiczył do perfekcji, jest w tym dobry.
Lee nie
widząc innego wyjścia, potakuje twierdząco głową.
- Onew,
proszę idź, dogoń resztę grupy i powiedz pani Park, że zawracamy do obozowiska,
musimy opatrzyć nogę Taemina.
Jinki bez
słowa rusza z miejsca i kieruje się w stronę wycieczki, by poinformować o
zmienionym planie.
- Lee, możesz
iść, czy potrzebna będzie pomoc? - tym razem nauczyciel zwraca się do
poszkodowanego, który resztkami sił próbuje wstać, jednak po chwili znów upada.
- Ja go
poniosę - oferuje Minho, podchodząc do Taemina, który troszkę się cofa. Nie
chce pomocy, litości, uważa, że sam sobie da radę. Jednak Choi nie zwraca na to
uwagi i bierze w swe ramiona chłopaka, którego ciało delikatnie dygocze ze
strachu.
Minho czuje
na sobie wzrok Kai`a, który przeszywa go na wskroś, ale ignoruje go. Z Taeminem
w ramionach oraz nieco poddenerwowanym nauczycielem wychowania fizycznego,
udaje się do obozowiska.
Kiedy
docierają do celu, Minho kładzie Taemina w jednym z namiotów, gdzie nauczyciel
ma opatrzyć jego nogę, jednak nie zostaje tam. Wychodzi na zewnątrz, szukając
wzrokiem Jongina. Młodszy chłopak stoi oparty o drzewo i przytula swoją
dziewczynę, która chichocze pod nosem i rumieni się niczym piwonia.
- Kai, możemy
pogadać? - pyta, zaciskając dłonie w pięści.
Yoona mruczy
niezadowolona pod nosem, że Choi odbiera jej czas z chłopakiem, po czym rusza w
stronę Key, który jest pochłonięty wybieraniem stroju na popołudnie.
- O co
chodzi? - Jongin najwyraźniej nieświadomy, kieruje wypowiedź do Minho, który
jest u schyłku wytrzymałości.
- Nie udawaj,
Kai. Szczerze powiedziawszy wątpię w samoistny wypadek Taemina. Jaki masz w tym
cel? Wiesz, że jeżeli stanie się coś poważniejszego, nie będzie mógł tańczyć?
Czasami cię nie rozumiem. Zostaw go w spokoju i gnęb równych sobie, nie
słabszych.
Jongin prycha
głośno, śmiejąc się przy tym z niedowierzaniem.
- Nie
widzisz, że ta pieprzona lalka, odrywa cię od sportu? Tego, co kochasz! Nie
jestem w stanie tego zrozumieć, Minho. Widzę jak na niego patrzysz, jak ciągle
opowiadasz Onew, jaki to Minnie jest słodki. Minnie to, Minnie tamto, już mam
tego dość! Nie możesz się w nim zakochać, to chłopak! Nie obrzydza cie to? -
mówi kpiącym głosem. - Jestem twoim przyjacielem i chcę dla ciebie jak
najlepiej. Pragnę również wygrania finałów, a bez ciebie nie damy rady. Wiem od
ojca, że na trybunach będą łowcy talentów. Jeżeli postaramy się i zwyciężymy
nasza przyszłość może być inna. A Taemin.. On cie zmienia, Minho.
Dekoncentruje, rozprasza. Ja chcę tego przyjaciela sprzed wakacji, który każdy
swój wolny czas poświęca treningom, którego nie obchodzi ten pieprzony
dzieciak! Teraz jesteś zupełnie inny, ale wcale nie lepszy.
- Dobrze ci
radzę, Kai. Zajmij się swoimi sprawami, a od moich trzymaj się z daleka - mówi.
- Jeszcze sam
zobaczysz, zniszczycie się nawzajem.
Jest
zdenerwowany jak nigdy, ma mętlik w głowie, ale jedynej rzeczy jakiej naprawdę
pragnie to znaleźć się blisko Taemina.
Od czasu
wycieczki mija miesiąc. Kolano Taemina już całkowicie wyzdrowiało. Okazało się,
że było to jedynie mocniejsze stłuczenie, nic większego.
Minho
wychodzi razem z Taeminem z sali, w której znajduje się basen. Starszy ciągnie
młodszego za drobną dłoń, a ten nieudolnie próbuje uwolnić się z iście mocnego
uścisku. A kiedy Lee czuje, że jego nogi ślizgają się na mokrej podłodze, Minho
zręcznie łapie jego drugą, wolną rękę i przypiera do szafek, w których
uczniowie trzymają swoje rzeczy.
W szatni jest
dosyć ciemno, nie ma też nikogo, ponieważ zajęcia na basenie mają się skończyć
dopiero za kilkanaście minut. Ich sylwetki oświetla jedynie niewielka lampa,
wisząca nad nimi oraz światło padające z małego, górnego okienka naprzeciwko.
- Dlaczego mi
pomagasz, hyung? - pyta cicho, jakby bał się, że ktoś może usłyszeć jego szept.
Choi uśmiecha
się niepewnie, kładąc ręce po obu stronach ciała Taemina.
- Ponieważ
czuję się zobowiązany, Minnie - odpowiada, patrząc w błyszczące oczy młodszego.
- Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... Nie mam pojęcia co się wtedy ze mną
działo. Podobnie jest teraz. Nie umiem wyjaśnić tego dziwnego zjawiska, a wiem,
że mimo wszystko muszę być zawsze blisko ciebie. Bez względu na wszystko.
Myślę, że jesteś dla mnie kimś ważnym, dlatego nie chcę, by działa ci się
krzywda - wyjaśnia, próbując uspokoić swój drgający głos.
Przykłada
jedną z dłoni do zaróżowionego policzka Taemina, który pod wpływem jego dotyku
peszy się lekko, jednak nie ucieka. Zapomina o całym świecie, ponieważ jest
blisko Choi, osoby, która jest jego aniołem stróżem.
Od wycieczki
wiele zmieniło się w życiu Lee. Minho przyrzekł sobie, że obroni młodszego
przed całym światem, nie łamie danego słowa. Cieszy się, że może być blisko
tancerza, który już dawno stał się dla niego podporą.
Przejeżdża
kciukiem po delikatnej, porcelanowej skórze, próbując zapamiętać każdy jej,
chociażby najmniejszy szczegół.
Kiedy
przysuwa się bliżej Taemina, czuje na swojej szyi jego zimny, ale łagodny
oddech. Nie chce zapomnieć tej chwili, nie chce też kończyć, pragnie na zawsze
tkwić w tym miejscu.
- Nie możesz
się do mnie przywiązać. Są pewne granice - mówi, próbując opanować szloch. W
jego głowie wciąż huczą słowa Jongin`a, który powtarza, że ma się trzymać z
daleka od jego przyjaciela. Nie może dopuścić Choi`ego bliżej siebie, to
niewybaczalny błąd.
Jednak łamie
się, kiedy czuje, że druga z dłoni szatyna muska jego ciało, które pod wpływem
dotyku drży.
Opuszcza
powieki w dół. Czuje słodki, charakterystyczny zapach Minho, który pieści jego
nozdrza.
Kciuk, który
niegdyś głaskał jego policzek, przenosi się na malinowe usta, które kuszą samym
widokiem; swoją delikatnością, subtelnością i kolorem.
- Prosisz o
to zbyt późno, Taeminnie - szepcze w jego wargi, następnie lekko, niczym ptasie
pióro unosi się na wietrze, muska je ostrożnie, zapamiętując ich słodki smak.
Taemin czuje
się w jak śnie; tym nierealnym, gdzie większość istot to wróżki spełniające
nawet te najtrudniejsze marzenia.
Mocniej
zaciska powieki i oddaje całego siebie. Nie myśli o tym, że to pierwszy raz,
kiedy całuje. Ważna jest osoba z którą to robi, która jakby za dotknięciem
magicznej różdżki zmieniała jego cały świat.
Unosi się
lekko do góry, stając na czubkach palców u stóp, pragnąc być jeszcze bliżej
szatyna.
Dłonie
starszego wędrują po nagim torsie młodszego chłopaka, jakby chciały naznaczyć
go w dziwny, niewidzialny sposób, jakby pragnęły wziąć go w silnym uścisku i
nigdy nie wypuszczać.
Ich pocałunek
jest wolny, spokojny, subtelny, pełen gracji. Taki niepowtarzalny, pełen pasji
i miłości.
Uchyla
powieki i na wprost swoich oczu widzi czekoladowe tęczówki Minho. Nie może
zrozumieć, dlaczego czuje stado małych motylków w brzuchu, które najwidoczniej
urządziły sobie wyścig.
- Po prostu
nie chcę, by ta pasja wykończyła nas obojga.
Minho
niepewnie spogląda na młodszego, nie będąc pewnym znaczenia jego słów. A może,
wcale nie chce ich zrozumieć?
Wplątuje dłoń
w miodowe włosy chłopaka i opiera swoim czołem o jego. Czuje się inaczej, ale
jest szczęśliwy, to Taemin jest jego szczęściem.
Całuje
blondynka w czubek nosa. Na ten gest, Lee rumieni się jeszcze bardziej i
przechyla głowę w bok.
Odsuwają się
od siebie dopiero, kiedy pierwsza osoba wchodzi do szatni, by osuszyć się i
przebrać.
Finały
przychodzą szybciej, niż ktokolwiek mógłby się zorientować.
Choi Minho
stoi na środku sali, przebrany w swój niebieski strój, z numerem siedem na
plecach oraz swoim nazwiskiem. Rozgląda się po trybunach, które są pełne,
nigdzie nie ma wolnego miejsca. Czuje, jak setki par oczu skierowane są w jego
stronę, a mecz się nawet nie zaczął.
- Widziałeś
Taemina? - pyta Kibuma, który poprawia jego idealnie wyprasowaną koszulkę.
Blondyn odrywa się od czynności i spogląda na przyjaciela nieco zmartwiony.
- Nie, ale
nie martw się, pewnie przyjdzie - próbuje podnieść go na duchu, jednak wie, że
nie jest w tym najlepszy. - A może siedzi tu gdzieś, na trybunach. Jest tak
wiele ludzi, że ciężko kogokolwiek zobaczyć w tym tłumie - stwierdza,
uśmiechając się pocieszająco. - No, Minho. Za kilka minut zaczynacie. Trzymam
za was kciuki, musicie wygrać. Z Onew, będziemy siedzieli tam, niedaleko -
wskazuje dłonią na miejsce, na którym siedzi już przewodniczący. - Powodzenia.
Minho
uśmiecha się do przyjaciela, próbując zamaskować złe przeczucia. Nie ma
pojęcia, czy wiążą się z meczem, czy może z tym, że Taemina być może nie ma na
trybunach, ale wie jedno - musi dać z siebie wszystko i wygrać ten mecz, choćby
dla samego Minnie.
Patrzy
mętnym, niespokojnym wzrokiem na przedmiot, który od dłuższego czasu tkwi w
jego ręce. Czuje niesamowity chłód, który przypomina mu, że jesień już dobiega
końca, a na jej miejsce wstępuje zima. Próbuje nie myśleć o zimnie, podobnie
jak o słowach Jongina; Ty niszczysz pasję Minho. Kocha grać w koszykówkę, a ty
odbierasz mu tą radość samą obecnością. Te finały to niezwykła szansa dla
niego, dlatego ja jako jego przyjaciel proszę cię o przysługę. Zniknij z jego
życia raz i na zawsze. Nie mam pojęcia, jak masz zamiar to zrobić, ale wiedz,
że dzięki temu stanie się szczęśliwszy.
Zimną dłonią
ściera nieustannie spływające z jego oczu łzy, które następnie skapują z brody
na odkrytą szyję. Usiada na ławce, czekając na transport.
- Naprawdę
będziesz szczęśliwszy? - pyta, ale nie oczekuje odpowiedzi. Wie, że jej nie
dostanie.
Podnosi wzrok
znad swojej dłoni na pustą drogę. Wie, że autobus zaraz przyjedzie.
Uśmiecha się
nieznacznie, przypominając sobie bliskość ciała starszego. Jego niesamowity
uśmiech, delikatny, kojący głos, czy nawet te niesforne, lekko przydługie,
ciemne włosy.
Wzdycha
ciężko, patrząc na walizkę uparcie tkwiącą w ręce. Jego powieki opadają, a on
sam uśmiecha się nadal, próbując pogodzić się z myślą, że pewien rozdział w
jego życiu dobiega końca.
Taemin jest
drobnym chłopcem, z wyglądu przypominającym laleczkę z saskiej porcelany. W
środku jest również kruchy i delikatny. Wystarczy jedno słowo, gest, by powoli
go wykończyć.
Przypomina
sobie wszystkie chwile z Minho. Już za nim tęskni, ale musi sobie poradzić,
musi być silny.
Kiedy autobus
przyjeżdża na przystanek, chłopak podnosi się z drewnianej ławeczki, po czym
znika za drzwiami pojazdu.
Można by
rzec, że w ich przypadku miłość była swego rodzaju pasją. Niby delikatną, ale
wyrządzającą krzywdę. Jednak w życiu nie można mieć wszystkiego. Człowiek jest
wstrętny, zazwyczaj zazdrosny i łaknie coraz więcej, nie wystarczy mu niczego
namiastka. W efekcie każdy umiera niezadowolony, pełen goryczy, ponieważ mało
mu dóbr darowanych przez świat. Wyjątkiem jest Taemin, który pragnął mniej dla
siebie, a więcej dla osoby, którą kochał i kocha, po dzień dzisiejszy.
Omo, to takie śliczne. Niby nic wielkiego, ale miło się czyta. Szkoda, że tak się skończyło, ale odnoszę wrażenie, że gdyby zakończenie było inne, cały tekst straciłby tą swoją magię. Fighting~!
OdpowiedzUsuńJa to w pierwszej chwili pomyślałam, że Taemin to chce samobójstwo popełnić… Dobrze, że mu to jednak nie wpadło do głowy, bo i tak jest wystarczająco smutno.
OdpowiedzUsuńUkatrupiłabym Kaia z zimną krwią. Ja w ogóle nie lubię Exo, więc jego też - jego charakter w tym ff mi naprawdę pasował, co nie zmienia faktu, że bym mu dała piłką od koszykówki w łeb, tak że by się nie podniósł. ;/ Nie znoszę takich fałszywych dupków, po prostu nie, wybić to w… i o. A do tego tępy i nie kuma, że jeden drugiemu potrzebny jest… Nosiło mnie, jak czytałam jego wypowiedzi, wrr…
Minho koszykarz, skąd ja to znam. xD Ale był w porządku, nawet bardzo. No i umiał się przeciwstawić Kaiowi, szkoda tylko, że Taemin nie… jejku, biedne, kochane maleństwo, które nie umie sobie w życiu poradzić. Nic, tylko przytulić i utulić i w ogóle. <3 Chociaż przyznam szczerze, że nie lubię takiego delikatnego Taemina, drażni mnie i już. Co nie zmienia faktu, że tutaj powinien być z Minho, i w ogóle czemu on wyjechał, i nawet nie zapytał go o zdanie?... No i nie wierzę, że potem Minho go nie szukał, musiał… W ogóle to powinno mieć happy end, no~ W sumie tu by pasowała jakaś kolejna część czy coś. xD Od razu bym wsadziła Kaia za coś do więzienia (wiem, wredna jestem).
Podobało mi się, a po przeczytaniu zrobiło mi się smutno… a chyba taki był zamiar. Dziękuję za to ff i mam nadzieję, że jeszcze napiszesz coś o SHINee w roli głównej, bo więcej rzeczy tutaj z nimi nie zauważyłam. ^^”
Życzę dużo, dużo weny~ ^^