sobota, 22 czerwca 2013

Prince of China


hunhan, romans, nc-17









        Biegłem ile sił w nogach przez zatłoczone ulice Hongkongu, co rusz potykając się o jakąś rzecz; a to krawężnik, albo te nieszczęsne schody od biblioteki, a raz nawet o smycz od psa, którego jakieś dziecko przywiązało do latarni, by móc wejść do sklepu. Szczyt nieodpowiedzialności. Kto normalny zostawia na pastwę losu biednego zwierzaka na środku chodnika, narażając go przy okazji na osoby takie jak ja? Jedno jest pewne, nie miałem czasu. Do dzwonka zostało dziesięć jakże krótkich minut, a ja spóźniłem się na autobus, przez co było pewne, że nie dotrę na czas do celu, z racji tego, że moja szkoła znajdowała się dobry kilometr od miejsca, w którym byłem.
Podciągnąłem torbę na ramię, która nieustannie z niego spadała. Chyba będę musiał pomyśleć o plecaku, dzięki czemu nie nabawię się skrzywienia kręgosłupa, jak zawsze biadoliła moja mama i babcia. Strasznie bały się o moje zdrowie i nie raz, nie dwa karciły mnie za moje nawyki. Momentami były iście denerwujące, bo w końcu nie byłem dzieckiem, ale myślę, że to tylko przez to, że martwiły się o mnie. 
Ani przez minutę nie zwalniałem, a droga jak na złość zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Pomyślałem, że chyba lepiej byłoby, gdybym został na tym przystanku i poczekał na kolejny autobus, który zapewne przyjechałby trzydzieści minut później. Oczywiście spóźniłbym się i naraził się wstrętniej nauczycielce od języka chińskiego, ale przynajmniej nie dyszałbym teraz jak po maratonie. Moja kondycja była straszna, jednak starałem się trzymać z dala od wychowania fizycznego i jakiegokolwiek kontaktu ze sportem, naturalnie poza tą wyjątkową i niespotykaną sytuacją, przez którą byłem zmuszony do wysiłku. 
Kiedy po moim jakże męczącym biegu dotarłem pod mury szkoły, mozolnym oraz powolnym krokiem wspiąłem się po wysokich schodach placówki, by w końcu stanąć w drzwiach wejściowych i z niechęcią wejść do środka. Na wstępie powitała mnie niezbyt przyjemna mina naszego woźnego, który był chyba tak stary, jak ledwo trzymająca się książka w mojej ręce. Skinąłem mu niechętnie głową, po czym skierowałem się w stronę sali numer pięćdziesiąt siedem, czyli miejsca, w którym będzie mi dane spędzić ponad dwie godziny potwornych męczarni, pod czujnym okiem Pani Feng Xin. Była ona kobietą chudą i wysoką jak tyczka, którą wiatr może bez problemu złamać. Miała może około pięćdziesiąt lat i cholernie wysokie mniemanie o sobie i swoich zdolnościach, które dla mnie były jednak wątpliwe. Przez całą lekcję potrafiła mówić o tym samym w kółko, co kilka minut powtarzając słowo 'prawda'. Nieraz odpowiadała też na swoje pytania, wcześniej kierowane do kogoś zupełnie innego. Kobieta dosyć dziwna i nieobliczalna, jednak często potrafiła pokazać pazurki w najmniej oczekiwanym momencie i z parszywym uśmieszkiem zostawić w tej samej klasie biedną, niczemu winną osobę przez kolejny rok, dlatego wcale nie cieszyłem się na spotkanie twarzą w twarz z tą harpią. Pomijając jej wyimaginowane zdolności oraz mądrość, której nie potrafiłem dostrzec, to urodą również nie grzeszyła. Momentami przypominała mi sępa przez swój skrzywiony, prawdopodobnie korygowany nos, długą, wyciągniętą szyję, nieco pochyloną postawę oraz dziwne, czasami dzikie i nagłe odruchy. Nawet kolor włosów zgadzał się z upierzeniem tego zwierzęcia. Miała również bardzo wyszukany gust, który wzbudzał sensację chyba w każdym uczniu tejże szkoły. Najbardziej pamiętnym był jej zielony sweterek, który wyglądał, jakby podrapały go jej koty albo przejechała po nim kosiarka. 
Stanąłem przed białymi drzwiami klasy, po czym niepewnie w nie zapukałem. Odpowiedziała mi głucha cisza momentami przerywana przez głos nauczycielki. A niech to szlag, właśnie wchodzę do jaskini potwora.
Pierwsze co mnie przywitało, to brązowe, przymrużone oczy nauczycielki, która nie była zadowolona z tego, że ktoś śmie zakłócać jej nudny i nic niewnoszący monolog. Gdybyśmy znajdowali się w anime, prawdopodobnie teraz wylatywałyby jej spod powiek jarzące pioruny. Aż wzdrygnąłem się na tę wizję, mocno zaciskając usta w wąską linię.
- Jak zwykle spóźniony, Luhan – powiedziała swoim nieco skrzeczącym głosem, który jak dla mnie był cholernie irytujący, a zarazem nieznośny. - Jakieś usprawiedliwienie?
- Oczywiście – odpowiedziałam z wymalowanym uśmiechem, który wymusiłem, nie mając innego wyboru. 
- Znów zepsuł się autobus, którym dojeżdżasz do szkoły? Po raz czwarty w tym tygodniu? - zapytała z lekką kpiną, zakładając na nos okrągłe okulary, w których przypominała mi Harry`ego Pottera. 
- Jak zwykle Pani zgadła - mruknąłem, starając się brzmieć przekonywująco. - Wie, Pani. Ostatnimi czasy na komunikacje w tym mieście nie ma co liczyć. Teraz nie można ufać tym środkom transportu, o wiele bardziej przydatne są nogi, ale w taki sposób nie dotarłbym do szkoły. 
Nauczycielka prychnęła cicho i wskazała gestem dłoni na ławkę, w której siedziałem, odkąd pojawiłem się w tej szkole. Usiadłem zaraz obok ZiTao, który właśnie kreślił jakieś znaczki na końcu swojego zeszytu od przedmiotu. Ja swojego dawno już nie miałem. Okazał się zbędny, bo Feng Xin, w przeciwieństwie do innych nauczających w tej szkole nie dyktowała nic, jedyna pozytywna jej cecha.
Powitałem się z brunetem ciepłym uśmiechem, po czym wyłożyłem na drewnianą ławkę opasłe tomisko, które ta wiedźma zadała nam jako lekturę. Na początku czytanie tego starocia szło mi nad wyraz opornie i ciężko, ale z kolejnymi stronami stwierdziłem, że książka wcale nie była taka zła. Porównałem ją nawet do kilku innych lektur zadanych w przeciągu ostatnich lat i doszedłem do wniosku, że ta była najlepsza. Przez pierwsze godziny nie mogłem przekonać się do niej z powodu tytułu „Endless Love” - czyli nic oryginalnego, a co więcej nudzącego i dosyć wkurzającego. Nie lubiłem romansideł, działały mi na nerwy, dlatego wcześniej zgrabnie je omijałem, aż do ubiegłego poniedziałku. Byłem zmuszony do tego, aby zapoznać się z treścią książki, jeżeli nie chciałem przerabiać jej po raz kolejny, tyle że w następnego roku, w tej samej klasie. 
- Słyszałeś nowe plotki? - szepnął Tao, odrywając się od malowania. - Jakiś nowy uczeń ma do nas dołączyć. Już mu współczuję.
- Teraz już tak – zaśmiałem się, ale nie przejąłem się bardzo tą nowiną.
Kiedy w końcu otworzyłem książkę na pierwszej stronie, a głowę podparłem o dłonie, zdałem sobie sprawę z tego, jak potwornie byłem w tamtej chwili zmęczony. Nie wiedziałem czy to przez męczący bieg po mieście, czy okropnie nudne interpretowanie lektury, które wygłaszała Feng Xin, ale pewne było to, że moje powieki stały się niefortunnie ciężkie, a głos nauczycielki z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej cichy. Błogi spokój, nareszcie. Później chyba znalazłem się w innym świecie, z dala od rzeczywistości.

'Siedziałem na miękkim, wygodnym krześle ustawionym tuż obok dużego okna, za którym rozciągał się przepiękny widok. W większości stanowiły go góry skąpane w mlecznej i puszystej mgle oraz sztucznie wykonane, średnich rozmiarów jeziorko. Na około niego widniały posągi złoto-czerwonych smoków, pnących się ku szaremu niebu, a pośrodku stał typowy, chiński, drewniany most, będący idealnym miejscem do codziennych spacerów. Nie zabrakło również kwiatów, które swym urokiem i pięknem ozdabiały ten smutny obrazek, który wciąż rozlewał się przed moimi oczyma. Niekiedy na listkach tych roślin osiadały krople deszczu, który padał od samego ranka, wprawiając mnie w ponury nastrój. Błogą ciszę przerywał szum wiatru, który wdzierał się do pomieszczenia i rozwiewał moje jasne włosy na wszystkie możliwe strony. To chyba dzięki niemu czułem się dziwnie spokojny i opanowany, jakby ktoś trzymał mnie w swoich silnych objęciach, nie pozwalając ani na chwilę się z nich wyrwać. Być może byłem samolubny i po części egoistyczny, ale nie chciałem przerywać tej magicznej chwili, wprawiającej mnie w niesamowity świat melancholii. Zostałbym w nim dłużej, podziwiając widoki zza okna mojej komnaty, ale daleko odgoniłem tę myśl, kiedy na mostku, w który wcześniej tak natarczywie wpatrywałem się, pojawiła się dobrze znana mi, smukła, ale wysoka sylwetka nieruchomo stojącego chłopaka. Nie widziałem go dokładnie przez odległość, ale wiedziałem kim jest. Był moim przyjacielem oraz jednym z żołnierzy, tych najwierniejszych i spełniających idealnie swoje obowiązki. Był jednak za młody, dzieliła nas dwuletnia różnica wieku, dlatego mój ojciec, a zarazem ówczesny władca Chin z dynastii Xi, pozwalał mu na doskonalenie technik walki pod okiem mistrzów, tym sposobem nie wysyłając go na żadne wojny. Nie był gotowy. 
Z opowiadań mojego innego przyjaciela Wu Fana, dowiedziałem się, że chłopak stracił całą swoją rodzinę, podczas jednego z większych pożarów siedem lat temu. Od razu po tym trafił tutaj, do pałacu, by w przyszłości stać się jednym z wyżej cenionych żołnierzy mojego ojca. Nie pamiętam nawet kiedy po raz pierwszy zobaczyłem go na tamtym mostku. Być może jakieś cztery lata temu, w pogodę taką samą jak ta dzisiejsza. Jak zawsze ubrany w obowiązujący podwładnych strój, oraz otulony zimnymi kroplami deszczu. Wyglądał pięknie, tak młodo i samotnie. Właśnie to zmusiło mnie do tego, żeby podejść do niego i porozmawiać. Pomysł był strzałem w dziesiątkę, ponieważ kilka miesięcy później śmiało mogłem nazwać go przyjacielem.
Byłem tak zamyślony, że dopiero po chwili spostrzegłem się, że macha do mnie. Na mojej twarzy zakwitł szeroki, szczery uśmiech, potwierdzający tylko to, jak ważną osobą dla mnie był Sehun.
Szybko zerwałem się z miejsca, powodując, że krzesło zachwiało się lekko, a w efekcie po krótkiej chwili spadło na podłogę, wywołując nieprzyjemny dźwięk. Nie wróciłem, by go podnieść, za bardzo spieszyłem się do mojego przyjaciela, bojąc się, że ten w końcu da sobie spokój i przestanie na mnie czekać.
Pośpiesznie wybiegłem z komnaty, mijając na korytarzu moją rodzicielkę, która w szoku stanęła na chwilę w miejscu i zatroskanym wzrokiem omiotła moją posturę.
- Luhan, wolniej – poprosiła, podnosząc głos, bym mógł usłyszeć. - Dokąd biegniesz na taki deszcz? - zapytała, kiedy dotarłem do dużych drzwi wejściowych, które otworzyli mi podwładni.
- Sehun na mnie czeka – odpowiedziałem z uśmiechem, po czym opuściłem pałac. Od razu skierowałem się do ogrodów, gdzie miał na mnie czekać przyjaciel. 
Stał tam uśmiechnięty, cały mokry od deszczu, ale mimo to wyglądał idealnie. Jego niemalże białe włosy kleiły się do mokrego czoła, zasłaniając przy tym oczy, ale nie odgarniał ich. Był piękny.
- Sehun! - krzyknąłem, podbiegając do chłopaka, by w końcu rzucić się w jego ramiona. Oplótł rękami moje ciało, a ja poczułem niesamowite ciepło bijące od jego ciała. Był mi wyjątkowo bliski. - Dlaczego nie odzywałeś się wcześniej? Już myślałem, że postanowiłeś uciec za mury pałacu. - Naburmuszyłem się lekko, odklejając się od jego torsu. 
- Przepraszam – odpowiedział pokornie, nie tracąc uśmiechu. - Byłem zajęty, ciągłe ćwiczenia, sam rozumiesz – zakomunikował, uspokajając mnie. - Ale w ramach rekompensaty, cały jutrzejszy dzień mam przeznaczony właśnie dla ciebie, co ty na to?
- Myślę, że w takich okolicznościach jestem skłonny ci wybaczyć – mruknąłem, unosząc prawą dłoń ku górze, po czym dotknąłem jego grzywki, następnie odgarniając ją na bok, by ujrzeć piękne oczy, będące koloru węgla. - Ale następnym razem uprzedzaj – poprosiłem, oddalając się nieznacznie. 
W odpowiedzi skinął głową i uśmiechnął się po raz kolejny.
- A teraz, Wasza Królewska Mość, ma Książę ochotę towarzyszyć mi w codziennym obchodzie pałacu? - zapytał, kłaniając się nisko i wyciągając w moją stronę rękę.
Lekko zdzieliłem go w głowę, przez co usłyszałem jego dźwięczny śmiech.
- Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał. W twoich ustach brzmi to nienaturalnie dziwnie – jęknąłem żałośnie, łapiąc go za zimną dłoń. - A teraz chodź szybko, robi się coraz chłodniej, a ja nie zabrałem nic cieplejszego – dodałem po chwili, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
*

Oh Sehun był wspaniałym kompanem w nudne dni oraz niesamowitym, a zarazem wiernym przyjacielem, który wolałby umrzeć niż zdradzić lub zawieść. Ceniłem to w nim, podobnie jak inne cechy jego charakteru, takie jak dobroć, stałość w uczuciach, czy też uczciwość. Był również wesoły, mimo tych tragedii, jakie musiał w życiu przejść. Zapominał o tym, co działo się wcześniej, a żył chwilą, dniem teraźniejszym. Nigdy niepotrzebnie się nie zamartwiał, nigdy nie tracił uśmiechu, którym zauroczył mnie już pierwszego dnia w pałacu mojego ojca. To właśnie przez jego sposób bycia oraz całokształt powoli się zatracałem. Nim się spostrzegłem, nie potrafiłem normalnie bez niego funkcjonować, całkowicie przywiązałem się do jego osoby, owinął mnie wokół palca. Mały manipulant. Jednak nie winiłem go za to, raczej byłem mu niezmiernie wdzięczny, ponieważ w końcu byłem zdolny do kochania, nauczył mnie tego. Każdego dnia pragnąłem czuć jego bliskość w inny sposób, niż okazywał mi ją dotychczas, jednak byłem świadom tego, że to niedopuszczalne.
Po wczorajszym deszczu nie byłoby śladu, gdyby nie mokra trawa, którą czułem pod opuszkami moich palców. Śliskie jej źdźbła okalały moją dłoń, delikatnie ją chłodząc. Siedziałem już tak od dobrej godziny, czekając na Sehuna. Wiedziałem, że mam jeszcze dużo czasu, ale nie mogłem wytrzymać w komnacie, która nieraz wydawała się mi więzieniem. Podniosłem wzrok na jeziorko, na którego tafli spokojnie unosiły się białe lilie, będące ulubionymi kwiatami mojej matki. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Sehun też je lubił.
- Luhan! - usłyszałem swoje imię, wypowiedziane tuż przy moim uchu. Doskonale znałem właściciela tego kojącego głosu.
- Tym razem nie udało ci się, nie przestraszyłeś mnie – powiedziałem dumnie, unosząc głowę do góry, aby móc spojrzeć na przyjaciela, który właśnie usiadł obok mnie. 
- To niesprawiedliwe, kiedyś zawsze trząsłeś się ze strachu – odparł z rozbawieniem, opierając swoje plecy o gruby pień drzewa. Blondyn jak zwykle wyglądał pięknie, był moim ideałem. 
W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową, próbując wyglądać przekonywująco. Prawda była jednak taka, że Sehun zbyt dobrze mnie znał, wiedział, kiedy próbowałem kłamać lub sprytnie wymigać się od odpowiedzi. Było to uciążliwe, ale pokazywało, jak bliscy sobie byliśmy.
- Na co masz dzisiaj ochotę? Spacer po Murze Chińskim? A może dla odmiany spacer po królewskim ogrodzie? - zapytał, dusząc w sobie śmiech. Dobrze wiedział, że to mnie niezmiernie denerwowało.
- To okropne, że życie księcia ogranicza się tylko do tak prostych czynności – mruknąłem, przysuwając się bliżej do chłopaka. - Choć raz chciałbym spróbować czegoś innego, całkiem nowego – odrzekłem, starając wpaść na jakiś genialny pomysł, z którego byłbym dumny. - Już wiem! - niemalże pisnąłem, uśmiechając się szeroko. - Naucz mnie walczyć! - zadeklarowałem, patrząc prosto w jego ciemne oczy.
- Dobrze wiesz, że nie mogę – odmówił, a ja westchnąłem ciężko.
- Przecież umiesz walczyć, znasz różne techniki, szkolą cię przecież na żołnierza – odpowiedziałem cicho, wysuwając dolną wargę do przodu. 
- To nie o to chodzi – stwierdził, próbując załagodzić jakoś sytuację. - Jesteś księciem, dosyć delikatnym, a do tego moim przyjacielem. Masz całkiem inne obowiązki, a nauka sztuk walki teraz nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza pod moim nadzorem, jestem beznadziejnym nauczycielem – dodał po chwili, kładąc dłonie na moich policzkach i podciągając je do góry tak, by na mojej twarzy zakwitł piękny, ale sztuczny uśmiech. 
- Czasami chciałbym być taki sam jak ty, wiesz? - zapytałem retorycznie, kładąc swoje dłonie na jego, tym sposobem zatrzymując je na mej twarzy. - Miałbym większą swobodę, nie czułbym się jak w więzieniu. Momentami mam dosyć tego pałacu, ale wytrzymuję tu, a wiesz dlaczego? - Sehun pokręcił głową, na znak, że nie bardzo wie dokąd zmierzam. - Bo to właśnie ty jesteś tak blisko mnie. Każdego dnia nieświadomie pomagasz mi, sprawiasz, że chcę żyć, to piękne, prawda?
Nie mówił nic, tylko ze spokojem obserwował moją twarz. Wyglądał nieco bezbronnie, ale uroczo.
- Dlatego dziękuję ci, Sehun. Za to, że jesteś, że mogę zawsze na ciebie liczyć – szepnąłem, lekko pochylając się nad nim. - Ale obiecaj mi coś, dobrze? - zadałem kolejne pytanie, a w odpowiedzi usłyszałem potaknięcie. - Nie opuszczaj mnie, bądź przy mnie, bądź dalej tą osobą, dla której rano wstaję, proszę – mówiłem już drżącym, niespokojnym głosem, będąc bliski płaczu. 
Przez chwilę nie patrzyłem w jego oczy, wstydziłem się swojego zachowania, które mogło go spłoszyć. Byłem za bardzo bezpośredni, w jakimś stopniu również nachalny. I jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy poczułem na swoich ustach przelotny, motyli pocałunek, który sprawił, że serce dwukrotnie przyspieszyło swoje bicie. Przez tę krótką chwilę zdążyłem poznać jego wargi. Były delikatne i miękkie jak pianka. Niesamowite. Kolorem śmiało mogłem porównać je do dorodnych malin, które wręcz uwielbiałem.
W tamtym momencie liczyła się ta niezwykła, niepowtarzalna chwila. Ja, Sehun, skryci za wysokimi, pnącymi się w górę drzewami rosnącymi w ogrodzie. Byliśmy skąpani w miłości, zdani tylko i wyłącznie na siebie. Splątani w uścisku, smakowaliśmy swoich ust po raz kolejny. 
Obiecałeś, Sehun. Dotrzymaj obietnicy, już nie ma odwrotu.
*

Z dnia na dzień Sehun rozkochiwał mnie w sobie coraz bardziej. Czasami wystarczyło tylko to, że jak zawsze przeszedł tym mostkiem, zatrzymał się na parę chwil i ciepło uśmiechnął się w moją stronę. Sama jego obecność była dla mnie najważniejsza. Nie obchodziło mnie to, czy znajdował się na drugim końcu pałacu, w ogrodzie, czy w mojej komnacie. Zawsze czułem jego bliskość i miłość, która aż biła od niego.
Tamtego dnia towarzyszył mi. Stał spokojnie wyprostowany jak struna tuż obok wyjścia na pałacowy taras. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy, czule wpatrywał się w moją osobę, chcąc chociaż chwilę podtrzymać mnie na duchu.
Miałem okazję, by przyjrzeć się mu dokładniej niż zazwyczaj. Najbardziej moją uwagę przykuwały oczy. Kształtem przypominały migdały, a ich głębia nieraz potrafiła mnie oczarować, podobnie jak kolor. Czasami, w słoneczne dni można było dostrzec, jak jasne promyki słońca chowają się w ciemnych tęczówkach chłopaka, nadając im złotawy pobłysk, który tylko ja mogłem podziwiać. Byłem samolubny. Lekko przymrużone oczy Sehuna przysłaniała miękka grzywka. Nigdy, tak do końca nie potrafiłem odgadnąć  koloru jego włosów. Czasami wydawało mi się, że przypominały kwiat wanilii, kiedy indziej znowu lilię wodną, a późną nocą mógłbym przysiąc, że były jak środek orzecha laskowego. Nie były bardzo krótkie, ani też długie. Raczej w sam raz. Uwielbiałem, kiedy wiatr potrząsał nimi, a one z gracją opadały na czoło i często na zarumienione policzki, na których można było zauważyć długie cienie rzucane przez jego rzęsy. Najpiękniej wyglądał, kiedy swoje pełne wargi wykrzywiał w szczerym uśmiechu kierowanym tylko do mnie. Sehun był szczupły, ale dobrze zbudowany, i mimo że młodszy o dwa lata, przewyższał mnie prawie o pół głowy. Uważałem go za anioła, nie człowieka. 
Wyczuł, że wpatruję się w niego. Uśmiechnął się szeroko, marszcząc przy tym swoje brwi i zaciskając oczy w wąskie linie. Wyglądał przy tym tak zabawnie, a zarazem uroczo i niewinnie, że kąciki moich warg same poszybowały wysoko do góry.
- Wasza Wysokość, proszę jeszcze trochę wytrzymać – poprosił mężczyzna ubrudzony każdym rodzajem i kolorem farbki widniejących na jego palecie. 
- Oczywiście – odparłem spokojnie, przywracając swoją poprzednią minę. 
Wytrzymam, póki on jest przy mnie.
*


Jeszcze kilka godzin później kurczowo zaciskałem dłoń na jego nadgarstku i ciągnąłem przez ciemne korytarze pałacu, chichocząc przy tym wesoło pod nosem. Starałem się być jak najciszej, by nie zbudzić nikogo z rodziny, ani podwładnych, ale dosyć słabo mi to szło. Mój wyśmienity humor utrzymywał się praktycznie od samego ranka, co ostatnimi czasy zdarzało się wyjątkowo rzadko. Z całej tej ekscytacji potykałem się o nieco przydużą, złoto-brązową szatę, która jak na złość wpadała wprost pod moje nogi.
W prawie pustym korytarzu słyszałem również drugi, stłumiony śmiech mego towarzysza. Nie potrzebował wiele czasu, by mnie wyprzedzić, a następnie zatrzymać i przygwoździć do zimnej ściany, w efekcie wywołując mój zduszony, cichy jęk.
W ciągu kilku sekund, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność poczułem, jak jego ciepłe usta, które idealnie kontrastowały z moim iście zimnym ciałem, spoczęły na mojej odkrytej szyi. Muskał ją powoli, bez pośpiechu. Delikatność jego pocałunków śmiało mogłem porównać do płatków róży, które wolno gładziły moją skórę. Te aksamitne wargi sprawiały, że czułem się, jakbym szybował, unosił się w całkiem innym świecie. To one rozpalały moje pożądanie, które wcześniej cicho we mnie drzemało.
Odchyliłem głowę na bok, by udostępnić mu większy kawałek mojego ciała. Nieśmiało wplotłem dłonie w jego włosy, które zgrabnie oplotły moje długie, zwinne palce. Zacisnąłem je lekko, wbijając je w czubek jego głowy.
W pewnej chwili jego ręce znalazły się wyjątkowo nisko. Podparł nimi moje pośladki i uniósł ciało lekko w górę, przez co stanąłem na palcach, by chociaż trochę mu pomóc. Uśmiechnąłem się nieznacznie, kiedy oderwał się od mojej szyi i swój przenikliwy wzrok nakierował na mnie. I tym razem jego oczy prezentowały się niesamowicie. Odbijające się w nich smugi księżyca wyglądały jak małe, drogocenne, rzadko spotykane kryształki. Nie było mi dane podziwiać ich dłużej, gdyż z zaciętością wpił się w me usta, które błagały o jego słodkie pocałunki. Swym zwinnym językiem przejechał po mojej dolnej wardze, powodując, iż z chęcią rozchyliłem usta, wpuszczając go do środka.
Mógłbym przysiąc, że czułem, jak podczas pocałunku się uśmiecha. Zawsze rozpoznałbym to. Był szczęśliwy.
Swoje dłonie z jego głowy przeniosłem na szyję chłopaka, a następnie zjechałem nimi na zakryty bordową szatą tors młodszego. Nawet pod tak grubym materiałem byłem w stanie poczuć jego wypracowane mięśnie, przez które nie mogłem nazwać go już dzieckiem. Był mężczyzną.
Jęknąłem w jego usta, kiedy jedna z jego dłoni zacieśniła się na moim pośladku. Sehun nie spieszył się z niczym, uwielbiałem to w nim. Powoli, stopniowo, swymi pełnymi wargami doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Z trudem powstrzymywałem kolejne jęki, które chciały wypłynąć z moich ust.
Niedługą chwilę potem słyszałem kroki. Były dosyć donośne i echem odbijały się o ściany korytarza, w którym znajdowaliśmy się. Przestraszony odepchnąłem nieznacznie chłopaka i ponownie złapałem jego dłoń, następnie splotłem nasze palce.
- Ktoś tutaj idzie – szepnąłem lekko dyszącym głosem, po czym wychyliłem się zza kolumny. Człowiekiem, który śmiał zakłócić tę chwilę okazał się doradca mego ojca, któremu narażać się nie chciałem. - Chodź – poleciłem, ciągnąc go za rękę w przeciwną stronę, tym sposobem oddalając się od mężczyzny. Jak burza przedostaliśmy się przez korytarz i w końcu wpadliśmy do mojego pokoju, nadal śmiejąc się cicho. 
- Było blisko – stwierdził, idąc do przodu. Zmusił mnie tym, bym cofnął się kilka kroków do tyłu. Przez ciemność panującą w pomieszczeniu nie zauważyłem progu mojego łoża, na które po chwili runąłem, ciągnąc za sobą młodszego. Wylądował nade mną. Jego ręce znalazły się po obu stronach mojej głowy, a jedna z nóg pomiędzy moimi. Otarł się nią o moje krocze, które coraz bardziej prosiło się o uwagę. Jęknąłem przeciągle.
Bezradnie uniosłem głowę do góry i ponownie ucałowałem zachłannie jego spierzchnięte usta, wykrzywione w pięknym uśmiechu. Cieszyłem się, że zaryzykował, że nie bał się próbować czegoś zupełnie nowego, w oczach innych złego, jednak nie w moich.
Prawą dłonią odchylił kawałek mojej szaty, którą wkrótce zsunął z moich ramion oraz torsu. Przez moment czułem lekki chłód wlatujący z zewnątrz, ale i tak, po chwili zastąpiło go przyjemne ciepło bijące od ciała mojego kochanka.
Nie potrafiłem dłużej wytrzymać. Złapałem za poły jego odzienia i jednym, szybkim ruchem pozbawiłem Sehuna nakrycia. Jego ciało bez tych wszystkich szat zdało być  się jeszcze bardziej perfekcyjne niż dotąd myślałem. Mimo ciemności rozlewającej się wokół nas, widziałem jego idealnie wyrzeźbiony tors, który prezentował się niesamowicie, niczym kamienny posąg jednego z greckich bogów, choć przewyższałby go urodą o stokroć. Chłonąłem go całego, będąc powoli na skraju. Doprowadzał do stanu, w którym traciłem oddech i nie potrafiłem na go nowo zaczerpnąć. Niemal dusiłem się tą miłością, która już od dawna trzymała mnie w swoich sidłach. 
Obserwowałem jego skupioną twarz, na której malowało się zadowolenie przeplecione z pożądaniem oraz miłością. Zarzuciłem ręce na jego barki, następnie sunąłem nimi po aksamitnej skórze chłopaka. Opuszkami wyczułem, jak delikatnie drży, zapewne z podniecenia, co zachęciło mnie jeszcze bardziej. Dłońmi zahaczyłem o lekko wystające łopatki blondyna, a następnie zgiąłem palce i wbiłem paznokcie w jego gładkie plecy, kiedy poczułem, jak wgryza się w moją odsłoniętą, powoli mokrą od potu szyję. To wystarczyło, bym wygiął swoje plecy w łuk i przyciągnął Sehuna jeszcze bliżej siebie, w efekcie przylegając do niego całym swoim ciałem.
- Kochaj mnie, Sehunnie – szepnąłem wprost do jego ucha, choć miałem wrażenie, że nie będzie w stanie usłyszeć mojego cichego głosu. Oderwał się na chwilę ode mnie, następnie z czułością spojrzał na moją twarz i rozczochrane na wszystkie strony jasne włosy.
- Jesteś taki piękny, Lulu – sapnął w odpowiedzi, zasłaniając oczy kurtyną powiek. 
Nawet nie wiem kiedy pozbawiłem go w całości odzienia, a on mojego. Niespiesznie badałem kruchą fakturę, jaką okazała się być jego nieskazitelna, gorąca i nieco mokra już skóra. Przyłożyłem zaciśnięte usta do obojczyka Sehuna i wzmocniłem uścisk dłoni na jego plecach, kiedy nieznacznie uniósł me biodra do góry i z gracją nabił się na nie. Zacisnąłem mocno wargi w wąską linie, próbując stłumić okrzyk bólu pomieszanego z falą niecodziennej przyjemności, która jednak górowała nad początkowym, nieprzyjemnym uczuciem, teraz ginącym i malejącym. 
Sehun zaprzestał ruchów. Zastygł w jednej pozycji, zapewne chcąc mnie oraz siebie przyzwyczaić do nowej sytuacji. Przesunąłem dłoń i zatrzymałem ją na policzku blondyna, słabo się uśmiechając. Chciałem pokazać mu, że wszystko w porządku, że może kontynuować, że jestem spragniony jego ciała. Niespokojnie poruszyłem biodrami, nabijając się bardziej na jego męskość.
- Jestem twój – rzekłem, nadal szepcząc. 
Widziałem mały uśmiech przenikający przez jego twarz, która skąpana była blaskiem księżyca wpadającego przez jedno z wielu okien znajdujących się w komnacie. Oblany tym bladym światłem wyglądał jeszcze bardziej nierealnie niż kiedykolwiek wcześniej. Był aniołem stworzonym specjalnie dla mnie, następnie zesłanym z niebios wprost w me wyciągnięte ramiona.
W końcu poczułem, jak otrząsnął się i zaczął poruszać. Na początku jego biodra delikatnie kołysały się w przód i w tył, sprawiając, że przestałem myśleć. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym niż na przyjemności, którą dawał mi Sehun. Jego dłonie powoli sunęły się po moich bokach w górę, tworząc przy tym swoją własną ścieżkę po mym brzuchu, jak i torsie. Pięły się powoli, zahaczając o moje twarde sutki, drażniąc je. 
- Sehun, agggh – jęknąłem bezwstydnie, przyciskając swoje biodra do blondyna, którego ruchy stały się płynniejsze i bardziej zdecydowane. Nadał nam swój własny rytm, sprawiając, iż przymknąłem zasłonięte mgiełką podniecenia oczy i bez opamiętania, mocniej wbiłem paznokcie w jego plecy, które z sekundy na sekundę coraz bardziej kaleczyłem. Wydawało mi się, że wcale nie czuł tego bólu, bo myślami krążył całkiem w innym świecie. 
Schylił się i otarł lekko swoim nosem o mój, po czym po raz kolejny tamtej nocy wpił się w moje usta, zapewne, aby stłumić nasze jęki.
Czułem, jak przepełniał mnie całego, sprawia, że tracę zmysły, a wszystko naokoło wiruje. Jego usta, podobnie jak ręce były wszędzie. Obsypywały mnie pieszczotami i czułościami, jakich wcześniej nigdy nie zaznałem.
Później jego ruchy były jeszcze bardziej intensywne i mocne. Z wdziękiem uderzał o mój czuły punkt, a ja jęczałem coraz głośniej, zagłuszając jego własne posapywania. Wiedziałem, że muszę być ciszej, by nie usłyszał nikt z mieszkańców pałacu, jednak podniecenie górowało, nie pozwalając mi na racjonalne myślenie. 
Tamtej nocy jęknąłem najgłośniej wtedy, kiedy po raz ostatni uderzył o moją prostatę, a następnie osiągnął szczyt orgazmu i rozlał się w moim wnętrzu. Doszedłem razem z nim, udowadniając, jak bardzo potrafi zawładnąć moim ciałem, że w tym momencie to nie ja byłem władcą, a on.
Później leżeliśmy cali mokrzy od potu, spleceni w ciasnym uścisku. Ja z zamkniętymi oczami wsłuchiwałem się w jego melodyjny, spokojny głos. Nucił nieznaną mi kołysankę, która była ukojeniem, sprawiała, iż stawałem się najszczęśliwszym człowiekiem na całej ziemi. Jedna z jego dłoni gładziła me wilgotne włosy, natomiast druga spoczywała nieruchomo pod moją szyją. Pragnąłem, by ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. Było mi tak dobrze.
*

Następnego ranka polecił, bym udał się do Wu Fana i pożyczył od niego szaty. Cóż, chłopak był ode mnie znacznie większy, ale znalazł swoje stare odzienie, które idealnie pasowało. Nie miałem pojęcia co knuł Sehun, ale ufałem mu. Wiedziałem, że szykuje coś wyjątkowego.
Udałem się do umówionego wcześniej miejsca, czyli tego samego ogrodu, w którym przeżyliśmy swój pierwszy pocałunek. Nadal nie mogłem wymazać go z pamięci. Uśmiechałem się za każdym razem, kiedy wspominałem to wydarzenie. Zdałem sobie sprawę z tego, że całkowicie uzależniłem się od mojego małego żołnierza. To właśnie on był osobą, którą śmiało mogłem nazwać jedyną i najważniejszą w moim życiu. Byłem pewien tego, że bez niego nie mogłem normalnie egzystować, ponieważ tylko dla niego miałem ochotę żyć.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy dotarłem na miejsce i zastałem go wśród tych wszystkich, kolorowych kwiatów, które oplatały jego ciało. Uśmiechał się szeroko ciesząc się, że mnie widzi. Odwzajemniłem jego gest i złapałem za wyciągniętą ku mnie rękę.
- Co planujesz? - zapytałem, wciąż będąc ciekawym pomysłu blondyna. 
On jednak pokręcił głową, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nic mi nie powie i pociągnął mnie za sobą. Biegliśmy szybko, tuż obok sztucznego jeziorka i tych wszystkich rzeźb złotych smoków, za którymi mogliśmy się skryć przed czujnymi oczyma strażników. Zatrzymaliśmy się dopiero przed wysokim murem obrośniętym gęstą warstwą okazałych liści.
- Jak ty chcesz przez to przejść? - zapytałem, unosząc brew ku górze. 
Ściana, która miała za zadanie oddzielać pałac mojego ojca od całej reszty świata, przed którym od zawsze mnie chroniono, była dosyć masywna, budowana rękami większości niewolników, jakich skrywały niegdyś lochy. 
Sehun schylił się lekko i podniósł kęp liści, które wydały z siebie charakterystyczny dźwięk. Widziałem, że były ciężkie. Jego ręce delikatnie drżały, ale mimo to uśmiechał się lekko i wskazał wzrokiem nieduże przejście w murze. Zdziwiłem się, a na znak tego rozchyliłem usta i zmarszczyłem nieco nos. 
- Skąd to się tu wzięło? - zadałem kolejne pytanie.
W pałacu mieszkałem od urodzenia, prawie nigdy nie opuszczałem jego murów. Odkąd pamiętam, często wybierałem się na spacery po wielkich ogrodach, ale nigdy nie widziałem, by któraś z bram była uszkodzona.
- Luhan, proszę cię, pospiesz się przejdź przez nią – poprosił, nawet nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze słowa.
Westchnąłem cicho i przeszedłem przez otwór, ledwo się w nim miesząc. Po drugiej stronie rozciągało się niemałe urwisko i zalesione tereny, dlatego musiałem przytrzymać się, by nie spaść. Sehun po chwili dołączył do mnie.
- Jesteś gotowy, by zwiedzić Chiny? - W tamtym momencie jego głos był dla mnie ukojeniem. Taki delikatny, dźwięczny i melodyjny. Kochałem go.
Skinąłem głową, a on nie czekając chwycił mnie w pośpiechu za zimną dłoń i pociągnął w stronę wąskiej ścieżki, mającej zaprowadzić nas na dół, w stronę miasta. Z sekundy na sekundę przyspieszał tempa, a ja nieprzyzwyczajony do biegu ledwo zipałem. Chyba słyszał mój nierówny oddech, bo śmiał się cicho pod nosem. Lubiłem, kiedy był wesoły. 
Niedługo później kroczyliśmy ramię w ramię przez zatłoczone uliczki, pełne mieszkańców. Co chwilę, wokół nas biegały jakieś dzieci, zapewne korzystając z ciepłych dni. Patrząc na nie, byłem w stanie zauważyć jak wiele straciłem w dzieciństwie. Od najmłodszych lat praktycznie jedyną czynnością jaką wykonywałem, było samotne przebywanie w mojej komnacie i obserwowanie wszystkiego dookoła, ewentualnie spacery, podczas których również nie miałem nikogo do towarzystwa. Dopiero, kiedy ukończyłem osiem lat, pojawił się Wu Fan. Na początku odwiedzał mnie rzadko, dlatego też nie wniósł wielu zmian do mego życia. Tak naprawdę pierwszą osobą, która uratowała mnie od całkowitego zatonięcia wśród samotności, był nie kto inny, jak Oh Sehun. Teraz jestem mu niesamowicie wdzięczny, bo gdyby nie on, prawdopodobnie nadal byłoby tak, jak przed kilkunastoma laty.
Miasteczko z bliska było jeszcze piękniejsze, niż widoczne z okien pałacu. Teraz mogłem podziwiać wszystkie detale charakterystycznych domków, uśmiechniętych, miłych ludzi i wolno biegające zwierzęta. Czułem się jakbym właśnie co uciekł z piekła i trafił do odległego, niedostępnego dla mnie raju.
- Dziękuję – powiedziałem do chłopaka idącego obok mnie. Ten podniósł swoje spojrzenie na moją osobę i uśmiechnął się ciepło. 
- Przecież to nic takiego – odparł, przybliżając się. - Luhan – mruknął cicho po chwili, a ja już wiedziałem, że szykuje się coś niedobrego. - Myślisz, że my dobrze robimy?
- Nie rozumiem. 
- Nasz związek – westchnął, spuszczając głowę. - W końcu ty jesteś księciem Chin, a ja jedynie żołnierzem, który w każdej chwili może odejść. To zbyt ryzykowne. 
- Jeżeli chcesz mnie teraz zostawić, po tym wszystkim, to nawet nie kończ – warknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
- Ta decyzja należy tylko i wyłącznie do ciebie, Luhan. Nie chcę tego, ale myślę, że nie ma innego wyjścia. Od samego początku byliśmy skazani na porażkę.
Przystanąłem, nie wierząc w jego słowa. To nie był mój Sehun, ten wesoły, kochający i jedyny w swoim rodzaju. Miałem wrażenie, że przede mną stoi jakaś marna jego kopia.
- Przepraszam, Wasza Wysokość – powiedział, kłaniając się nisko.
Obróciłem się tyłem, by nie mógł zobaczyć moich łez, które stopniowo spływały po bladych policzkach. Nie czekając na niego, ruszyłem w drogę powrotną do piekła.
*

- Rozchmurz się – zaproponował Wu Fan siedzący naprzeciw mnie. 
W ręku trzymał jakąś grubą książkę, której tytułu nie znałem. Czytał ją wcześniej, ale teraz najwyraźniej chciał ze mną porozmawiać. Nie podobało mi się to, nie chciałem, by ktokolwiek przebywał ze mną, musiałem pomyśleć, sam, ale Wu Fan najwyraźniej w świecie nie chciał mnie tego dnia opuścić.
- Nie mam zamiaru – odpowiedziałem zły, nawet nie obrzucając go spojrzeniem.
Usłyszałem, jak chłopak podnosi się z miejsca, a następnie siada obok mnie.
- Mógłbyś chociaż powiedzieć o co chodzi. Wtedy postarałbym się ci pomóc. Pewnie ten problem można rozwiązać, zresztą jak każdy inny – odpowiedział mi, nie zważając nawet na to, jak bardzo w tamtym momencie miałem ochotę go udusić za zakłócanie mojego spokoju.
- On nigdy nie zachowywał się tak – wyrzuciłem w końcu, wcale nie czując się lepiej. - Kochał mnie, kilka godzin później zostawił. 
- Musiał mieć ku temu jakiś ważny powód. Nie pomyślałeś o tym? - zapytał, a ja pokręciłem przecząco głową.
- A jeśli przestał mnie kochać?
- To niemożliwe, Luhan. Byłeś dla niego najważniejszą osobą, odkąd tylko pojawił się w tym pałacu. Taka logika jest niedorzeczna – stwierdził, opierając się plecami o ścianę.- Czy ktokolwiek, oprócz was i mnie, wiedział o was? - zadał pytanie, zmuszając mnie, bym cofnął się pamięcią do kilku nocy wstecz. Niemal nie pisnąłem, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś wtedy mógł nas jednak zauważyć. 
- Doradca mojego ojca... Nie jestem pewien, ale chyba widział nas – jęknąłem żałośnie, wbijając koniuszki palców w drewniane obramowanie niewygodnej sofy. 
- To wyjaśniałoby, dlaczego tak wcześnie odsyłają Sehuna – odparł Wu Fan, odkładając książkę, która wcześniej znajdowała się w jego dłoniach.
- O czym ty mówisz? Gdzie? - niemalże krzyknąłem, gwałtownie wstając z miejsca. 
- Na wojnę. Nic o tym nie wiedziałeś? Kilka dni temu wyszedł taki rozkaz. Brakuje ludzi, zbyt szybko giną, dlatego wysyłane są kolejne armie. 
Nie mogłem już tego słuchać. W głowie coraz bardziej huczało mi od nadmiaru informacji, oczy stawiały się mokre od łez, a ciało delikatnie trzęsło się ze strachu. Nie mogłem opanować tych odruchów, byłem bezsilny.
- Ile mam czasu? - zapytałem, tracąc już i tak łamiący się głos.
- Niewiele, ale jeśli się pospieszysz, to zdążysz - poinformował mnie. 
Nie jestem pewien, ale słyszałem, jak mówił coś jeszcze, jednak nie potrafiłem się zatrzymać. Biegłem przez korytarze, wymijając wszystkich ludzi, którzy kłaniali się nisko, kiedy tylko mnie widzieli. Nie zwracałem na nich uwagi, nie mogłem nawet ich zobaczyć. Kontury ich postaci były zamazane przez moje łzy. Oczy coraz bardziej piekły, ale nie zważałem na to. W tamtej chwili ważny był tylko Sehun. 
Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się po drugiej stronie muru, a następnie w miasteczku. Słyszałem szepty zdziwionych ludzi, którzy dopiero teraz widzieli we mnie księcia, przystrojonego w drogie szaty. Nie zatrzymywali mnie, jedynie rozmawiali między sobą i kłaniali się. Byłem im wdzięczny, że nie próbowali mi przeszkodzić. Od tego czy zdążę, zależało całe moje życie. 
Kiedy w końcu dotarłem na port, przywitało mnie niemałe zamieszanie. Nie byłbym w stanie nawet policzyć, ile zgromadziło się osób. Większość z nich, podobnie jak ja, tonęła w łzach, zapewne tracili bliskich, którzy zmuszeni byli na uczestniczenie w wojnie. 
Okazało się, że najtrudniejszym wyzwaniem było przedarcie się przez tłum ludzi ciasno splecionych ze sobą. Otarłem oczy, by polepszyć widoczność, a następnie ruszyłem na przód pewnym, zdecydowanym krokiem. Niektórzy usuwali się z drogi, bym mógł bez problemu przejść, po raz kolejny dziękowałem w myślach za dobroć ludzi. 
Gdy będąc już na samym przodzie, podniosłem mokrą od łez głowę, spostrzegłem go. Stał skulony tuż obok wejścia na statek. Nie obserwował tych wszystkich ludzi, ponieważ jego głowa była spuszczona, podobnie jak wzrok, który zapewne śledził drewnianą podłogę. Wyglądał tak niesamowicie krucho, jakby zaraz miał się rozpaść. Niczym porcelanowa lalka, z której uchodzi życie. W tamtym momencie w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie chciał ode mnie odejść. Był do tego zmuszony, a nie mógł sprzeciwić się rozkazom, tylko dlatego, by chronić mnie.
Zagryzłem mocno dolną wargę i bez namysłu wskoczyłem na niewielką, prostą deskę, pełniącą funkcję mostku, dzięki której po chwili znajdowałem się na pokładzie. Tu było jeszcze ciaśniej niż na ziemi, ale zniosłem to dla niego. Bez problemu odszukałem wzrokiem Sehuna. Wyróżniał się na tle innych żołnierzy. Był najmłodszy i najbardziej delikatny. 
Uśmiechnąłem się blado i podbiegłem do niczego nieświadomego chłopaka. Dopiero kiedy otoczyłem jego ciało ramionami, ten ocknął się i roztrzęsiony wtulił się we mnie.
- Lulu – szepnął wprost w moje ucho i oderwał na chwilę, by złapać mnie za zgrzane policzki i nakierować mój wzrok na niego. - Dlaczego? 
- To nie była twoja decyzja, zbyt łatwo dałem się omotać słowom – stwierdziłem, patrząc w jego tęczówki. - Tak bardzo nie chcę, abyś odpływał – wyjąkałem, czując, jak ponownie łzy zaczynają cieknąć z moich oczu. 
Wyczuł, że szybko nie odpuszczę. Delikatnie zbliżył swoją głowę do mojej i ucałował me wargi, które nadal prosiły o więcej. W tamtym momencie nie obchodziło mnie, że praktycznie każdy mieszkaniec może to zobaczyć, ważny był tylko chłopak stojący przede mną.
- Nie zostawiaj mnie – wychrypiałem, zaciskając palce na jego szacie. - Tak bardzo boję się samotności.
Milczał. Wiedziałem jak mu ciężko, jak bardzo nie chce odchodzić.
- Luhan – szepnął, kciukiem gładząc mój policzek. - Teraz nic nie mogę zrobić – powiedział słabo. On również płakał. - Ale wrócę, obiecuję. Nim się spostrzeżesz, będę z powrotem. 
Dopiero wtedy uśmiechnąłem się lekko.
- Wierzę, że mnie nie zawiedziesz – odparłem, po raz kolejny muskając jego wargi. - Kocham cię, Hunnie.
- Ja ciebie również, Lulu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.
*

Ubiegłego wieczoru wróciły ostatnie statki z pozostałościami armii, która przetrwała wygraną wojnę. Codziennie wymykałem się z pałacu i chodziłem na port, by móc przywitać Sehuna po prawie dwóch latach rozłąki. Byłem szczęśliwy, bo wciąż trwałem w nadziei, że w końcu wysiądzie ze statku i ujrzę go, by później już nigdy więcej go nie opuszczać. Nigdy nie wysiadł, ale mimo to nie straciłem tej nadziei po dzień dzisiejszy. Obiecał, dlatego wiem, że wróci.' 
*

Zgiąłem nieco zdrętwiała rękę, na której wcześniej trzymałem głowę, by nie uderzyć nią o ławkę. Moje zmęczone oczy powoli uchyliły się, kiedy poczułem, jak ktoś stuka mnie w ramię. Nieprzyjemna pobudka, nienawidziłem, kiedy budziłem się nie z własnej, dobrowolnej woli.
- Widzę, że musiałeś być bardzo zmęczony, bo przespałeś aż całe dwie moje lekcje i długą przerwę. A może moje wykłady cię nudzą? - usłyszałem nad sobą skrzeczący głos nauczycielki, której już teraz miałem dość. 
Przybrałem uśmiechnięty wyraz twarzy i zwróciłem się ku kobiecie, która niezadowolona stała obok mojej ławki i patrzyła na moją osobę swoim nienawistnym wzrokiem.
- Ależ oczywiście, że nie – odpowiedziałem, starając się nie wydrapać tych jej świdrujących, wnerwiających oczek. - To przez to, że bardzo źle się dzisiaj czuję, chyba zaraz się zwolnię.
- O to bardzo dobrze, Luhan. Będziesz miał więcej czasu na napisanie wypracowania opartego na bieżącej lekturze, na sześć tysięcy słów, na poniedziałek – zakomunikowała, zwyczajnie dumna ze swojego iście beznadziejnego pomysłu. 
Nagle jej przeszywające mnie na wskroś, ciemne oczyska poszybowały w górę na kogoś, kto właśnie stanął w u progu naszej klasy. Uśmiechnęła się firmowo, jakby wyćwiczyła to do perfekcji i opuściła miejsce swojego spoczynku, uwalniając mnie wreszcie ze swoich szponów. 
Spojrzałem na Tao, który wzruszył tylko ramionami i wrócił do rysowania smoka w swoim zeszycie. Z nim nigdy nie można dojść do słowa.
Warknąłem cicho, unosząc głowę i spoglądając na nową osobę, która tak jak ja, będzie musiała użerać się z tą Feng Xin. Już współczułem.
Zdziwiony zmrużyłem oczy, nie bardzo dowierzając temu, co widzę. Przede mną stał chłopak z brązowym plecakiem w ręku. Tkwił w bezruchu, a jego ciepły wzrok skupiony był na mojej osobie. Rozpoznałem w nim osobę, która grała główną rolę w moim jakże realnym śnie. 
Spiąłem lekko mięśnie, kiedy w końcu ruszył z miejsca i podszedł bliżej mnie, by w końcu usiąść ławkę dalej. Położył swój pakunek na drewnianym blacie, po czym obrócił się przodem do mnie. Wyglądał tak realnie i niesamowicie przystojnie.
Nie wiedziałem, czy to tylko gra światła, czy naprawdę jego tęczówki mają swój naturalny, złotawy pobłysk. Duże oczy przykrywało kilka kosmyków niesfornych włosów rozwianych przez wiatr, ale dzięki temu wyglądał jeszcze bardziej cudownie.
W pewnym momencie uśmiechnął się czule w moją stronę i przemówił. - Przecież obiecałem ci, że wrócę.

20 komentarzy:

  1. Szczerze, to z trudem zabralam sie do tego one shota, jakos tytul mnie troche zniechecil, bo myslalam, ze to bd jakis super slodki fluff. Jednak juz po pierwszych paru zdaniach wiedzialam, ze moje uprzedzenia byly glupie i nietrafne^.- Historia bardzo ciekawa i wciagajaca~ Strasznie podoba mi sie ten one shot! <3
    Zycze weny przy kolejnych ff^^
    Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ołmaj, tag bardzo płaczę ;-; Jakie to było piękne, o Jezu~ <3 I z końcówki wynika, że tak, jak zakładałam, Lulu i Hunnie spotkali się w kolejnym życiu *^* Kja, jakie to było piękne, o matko <3 Scena seksu mistrzowska. Ogólnie wszystko mistrzowskie.
    Chcę sequel *^*

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne. Doprowadziłaś mnie do łez. ;-;
    Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się wciągnęłam, że przeczytam te wszystkie one shoty z Hunhanem *.* a może nawet nie tylko z nimi, jednak przyznam, że to moi ulubieńcy<3 Yaaay, jakie miłe zaskoczenie, że Oh jednak wrócił i ten sen, omfgsdsa. Już mi się wydawało, że Lulu zostanie sam, a Sehun zginął.. ale na szczęście(bo już drugiej ich rozłąki bym nie wytrzymała) wszystko skończyło się tak, jak powinno! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeny. Jestem pod wrażeniem jak piszesz i to jak przekazujesz uczucia poprzez tekst..
    Czułam się jakbym tam była obok Lu, Huna i razem z nimi to wszystko przeżywała.
    Zastanawiałam się 3/4 fika czy czasem ten nowy uczeń to nie Hun, a tu proszę. Jednak miałam rację. I jeszcze obojętny Tao rysujący swoje smoki w zeszycie xDD
    Co do ostatniej sceny, to... aaaaaa!! Nie masz zielonego pojęcia jakiego banana mam na twarzy :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten shot jest za każdym przeczytaniem tak samo niesamowity. ;;;; <3

    OdpowiedzUsuń
  7. jesu... brak słów <3 Genialne *-*
    i tak jak Momo jestem za sequel :3

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Nottek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po raz pierwszy w życiu tak poruszył mnie one shot..
    Przeżywałam razem z Luhanem...nie wierze, wzbudziłaś we mnie tyle emocji. WOW
    Niesamowite.
    Mogłabym Ci słodzić w nieskończoność. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku jakoś omijałam to opowiadanie przez tytuł, jakoś mnie zniechęcał ale to jest najlepszy fanfic jaki w życiu czytałam WOW *klaszcze*

    OdpowiedzUsuń
  10. O jesu ;-; Niemal się rozpłakałam, omo ><
    Uwielbiam takie motywy, ze średniowieczem, z tak pięknie opisaną miłością, to wszystko, omo ><"
    I to zakończenie, niemal aż pisnęłam z wrażenia x'D

    Bardzo chciałabym przeczytać coś jeszcze związanego z tym, ale wiem, że to pewnie nie byłoby to samo ;-; Choć wierzę, iż jesteś w stanie napisać coś tak samo dobrego, a nawet lepszego..
    Nie bądź zła, że czytam u Ciebie ff, zamiast kończyć HunHana, pls ;w;

    Weny życzę i miłego dnia ~
    ~DiDi

    OdpowiedzUsuń
  11. OMO~ Wielbię to opowiadanie bardzo mocno! <3
    Sam pomysł jest iście genialny. Poza tym jak dla wszystko świetnie opisane...
    Przeczytałam duuuuuuuuużo opowiadań, tyle, że nawet nie zliczę, ale to chyba będzie moim ulubionym! Już dodałam nawet stronkę do zakładek, bo pewnie nie raz do niego wrócę. ^^
    A koniec? No aż się popłakałam!
    CUDNE!!! <3 <3 <3
    Jesteś moim miszczem! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem jak to skomentować ;_; Jest świetne !!!!<3
    Najlepsze chyba do tej pory co czytałam <3 <3<3
    dziękuje i proszę może o jakiś bonusik do tej historii <3

    OdpowiedzUsuń
  13. ŁAŁ MATKO :d Świetne to było <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy squel? :")

    OdpowiedzUsuń
  15. *.* pierwszy one shot który mnie tak bardzo poruszył.... Płacze
    Kocham twojego bloga !!♥ .

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku, jakie to było kochane~ Na początku nudziła mnie troszkę tematyka, ale z czasem umieszczenie ich stulecia wcześniej okazało się mega ciekawe! No i końcówka była przewidywalna, a mimo to niesamowicie chwytała za serduszko! ♡

    yehetasshole.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Na początku jak zaczęłam czytać to myślę sobie: "Skoro to jest fluff, to jak Luhan dotrze do szkoły, to do jego klasy dołączy Sehun i usiądzie niedaleko niego i będą się poznawać, przebywać ze sobą, chodzić na randki, itp. itd. jak to zwykle bywa. Będzie zalatywać kiczem i przewidywalnością jak w innych opowiadaniach tego typu, jakie dotąd czytałam." No ale dobra czytam dalej. Luhan zasypia i jest opisany sen. Moje wewnętrzne przemyślenia: "Mamy sen, w którym pewnie z przyczyn nadnaturalnych, dziwnym zbiegiem okoliczności przyśni mu się Sehun. Gdy Luhan się obudzi to ich spojrzenia się spotkają. Sen powinien mieć długość nie więcej niż 3 strony A4, no to jak poczytam jeszcze kawałek i mi się nie spodoba to rzucę to w diabły i poszukam jakiegoś angsta." Czytam sobie dalej czytam i nie widzę końca tego snu. Gdy już traciłam nadzieję, nagle mnie olśniło i pukam się w głowę: " Ej, chwila tutaj nie chodzi o to co do tej pory myślałam! Dopiero teraz zaczyna nabierać sensu i swej wspaniałości!" Przewijam do góry i czytam od początku ten sen, bo do tej pory czytałam pobieżnie i nie do końca byłam zorientowana w temacie. Jeny... jak mogłam oceniać to z góry! Gdybym się w porę nie skapnęła, to mogłam bym zrezygnować z tak świetnego HunHana! To niewybaczalne! No ale dosyć o tym. To było naprawdę NIESAMOWITE. Po prostu WOW! Szkoda że wcześniej nie trafiłam na Twój blog ;-; Jak zwykle i jak zawsze było to za krótkie jak dla mnie ;> To co dobre niestety się zawsze szybko kończy... Od czasu do czasu fajnie przeczytać coś ze szczęśliwym zakończeniem. To prawdopodobnie najlepszy fluff jaki czytałam. Szkoda tylko, że z przerwami bo ciągle ktoś mnie odrywał:( Byłoby świetnie gdyby był do tego jakiś bonus^^ Masz dziewczyno talent (zwłaszcza do HunHanów, ale to może tylko moje zdanie ze względu na to że to mój ulubiony paring ;D), więc ukazuj go jak najwięcej w swych dziełach. Jestem bardzo zadowolona i wygląda na to, że jednak jestem wstanie polubić fluffy heh...

    OdpowiedzUsuń
  20. Łoo, jakie to słodkie <3 Szczególnie jak Sehun wrócił dopiero poza snem ^^
    <3

    OdpowiedzUsuń

Followers