Tytuł: Still
alive
Bohaterowie: Byun
Baekhyun, Park Chanyeol, Oh Sehun, Kim Jongin, Huang Zitao, Wu YiFan, Kim Yoona, Song Ahri.
Pairingi: Baekyeol, Taoris i domyślny Sekai.
Gatunek: Coś na
kształt horroru, angst, supernatural.
Ostrzeżenia: Przemoc, brutalne sceny, sporo opisów krwi. Ogólnie wszystko co najgorsze. + Długość tekstu (34 strony).
Ostrzeżenia: Przemoc, brutalne sceny, sporo opisów krwi. Ogólnie wszystko co najgorsze. + Długość tekstu (34 strony).
Autorki: Izzy i
Uszati.
Opis: Wystarczył
moment, by z ofiary stać się prześladowcą i zemścić się na
tych, którzy wydawali się przyjaciółmi.
(pod strzałkami ukryty jest soundtrack)
Nigdy
nie mógł narzekać na swoje życie. Zawsze był raczej z tego
zadowolony i szczęśliwy, że było tak proste i bezproblemowe. Nie
wyobrażał sobie, że w jednej chwili to wszystko może się
zmienić. Cała ta harmonia, radość prysnęła z przyjściem
jednego wieczora. Nie przewidział zamiarów ludzi, którzy byli mu
bliscy. Zaskoczyli go, zafundowali potworne męki, które pozostawiły
trwałą rysę na jego psychice. Kiedy zamykał oczy – widział
ich, kiedy w mieszkaniu panowała cisza – miał wrażenie, że
słyszy ich głosy. Wiedział, że już nic nie pozwoli mu się od
tego uwolnić, zupełnie jakby te wspomnienia stały się z nim
jednością, dlatego dał sobie dwa dni. Później stwierdził, że
to jednak zbyt długo, bo przez czterdzieści osiem godzin cierpiał
jeszcze bardziej, niż podczas samego aktu. Nie chciał więcej
oglądać się za siebie, ale nadal to robił, nie ze swojej woli. Te
wszystkie myśli kłębiły się w jego głowie, a przed oczami
stawały obrazy, które nadal go raniły, które przypominały o tym,
czego bał się pamiętać. Czas nie uleczyłby ran, człowiek też
nie. Nic.
Najbardziej
bolało go to, że zawiodła go najbliższa osoba, którą darzył
pełnym zaufaniem, kochał całym swoim sercem. To właśnie w nim
pokładał całą nadzieję, co później okazało się błędem,
tak niewybaczalnym, że zaważył na jego życiu, który był
ostatecznym powodem do podjęcia tak okrutnego sądu. Jednak mimo
wszystko, tylko to wydawało się być światełkiem, czyli ukojeniem w
ciemności, którą było cierpienie. Tak myślał i ostatecznie
zaczął dążyć do zrealizowania swoich skrytych myśli. A zemsta?
Na nią był jeszcze czas.
Chanyeol
zapukał w drewniane drzwi, czekając na jakikolwiek odzew. Prócz
krzyków dzieci z sąsiedniego mieszkania nie usłyszał nic. Żadnych
trzasków po drugiej stronie, szurania ani kroków. - Baekhyun? -
zapytał, ponawiając swój pierwotny ruch. - Proszę cię, otwórz.
Musimy porozmawiać – dodał po chwili głosem tak drżącym, jak
jeszcze nigdy. Bał się. - Baek?
Nie
był pewny czy chce stanąć twarzą w twarz z tym chłopakiem, nie
po tym, co się stało. Ale czuł, że musi. Być może dlatego, że
go kochał, byli sobie cholernie bliscy i ważni. Poza tym powoli
pojawiały się wyrzuty sumienia i miał wrażenie, że tylko on je
odczuwał. Nie zrobił nic, ale właśnie to było największym
problemem. W pewien sposób czuł się podobnie, jak Baekhyun,
zwłaszcza, kiedy marzył o tym, aby zapomnieć o piątkowym
wieczorze. Pamiętanie go było złe, niewłaściwe i niszczące.
Zabijało powoli od środka i sprawiało, że odechciewało się żyć.
Nie
słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Baekhyuna, ułożył dłoń na
mosiężnej klamce i nacisnął na nią mocno. Zdziwił się, gdy
drzwi od razu ustąpiły. Byun zawsze zamykał je na klucz w obawie
przed bandytami, nawet jeśli był w domu. Nigdy nie zostawiał
ich otwartych, ale Chanyeol uznał, że Baek zapomniał o tym.
Każdemu się zdarzało, a jeżeli mieszkanie było otwarte, nic to
nie znaczyło. Równie dobrze mógł zgubić wszystkie swoje klucze
lub zamek w jego drzwiach całkowicie się zepsuł. Nie chciał o tym
myśleć, jak o jakimś znaku, który niepokoił, wolał nie
przesadzać i nie panikować niepotrzebnie.
Zamknął
cicho za sobą drzwi, po czym stanął w ciemnym, dosyć ciasnym i
niewielkim korytarzu. Po jego prawej znajdował się wieszak, gdzie
wisiały wszystkie kurtki Baekhyuna, a pod nim niewielka szafeczka z
równo poukładanymi butami. Niby wszystko było tak dobrze mu znane,
bo pamiętał każdy zakamarek tego domu, ale nigdy wcześniej nie
czuł się w nim tak obco. Miał wrażenie, że coś siłą wypycha
go na klatkę schodową po drugiej stronie drzwi, jednak mimo to nie
wyszedł, czuł, że musi zostać, zwłaszcza kiedy zauważył słabe
światła zdobiące korytarzową podłogę. Towarzyszył im cichy
głos dziennikarki podającej wieczorne wydarzenia. Telewizor był
włączony i pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy Chanyeola to
ta, że Baek po prostu zasnął w salonie, podczas oglądania
jakiegoś nudnego filmu.
Cała
nadzieja prysła, gdy kanapa okazała się pusta, a pomieszczenie idealne
czyste. Żadnej miski z popcornem, koców, którymi Baek uwielbiał
się okrywać, ani poduszek, na których kładł głowę, kiedy był
zmęczony na tyle, że nie miał siły przenieść się do sypialni.
Nie dostrzegł żadnych śladów jego obecności, jakby mieszkanie
było zupełnie puste.
Zrezygnowany
podszedł do kanapy i podniósł z niej pilota, po czym czerwonym
przyciskiem wyłączył telewizor. W jednej chwili w pomieszczeniu
zrobiło się ciemniej, a jedynymi hałasami, jakie były słyszalne,
to te zza uchylonego okna. Częste trąbienie klaksonów, warkot
silnika, rozmowy ludzi. Nie usłyszał nic więcej.
-
Baekhyun, jesteś tu? - zapytał po raz kolejny, choć nie łudził
się, że chłopak mu odpowie. Najprawdopodobniej schował się przed
nim, bo nie chciał go widzieć, a żadne rozmowy go nie obchodziły.
- Posłuchaj, ja nie chciałem... Naprawdę. Żałuję tego co się
stało i dalej jestem na siebie zły, że ci nie pomogłem, że nie
zareagowałem – powiedział, mając nadzieję, że Byun wszystko
słyszał. - Wiem, zawiodłeś się na mnie i pewnie masz mnie dość,
ale nie cofnę się w czasie i nie zmienię przebiegu zdarzeń,
dlatego przepraszam – dodał, wychodząc na korytarz. Stanął na
samym środku i westchnął ciężko, wpatrując się w otwarte drzwi
do kuchni. - Ja przemyślałem to wszystko i zrobię co będziesz
chciał. Jeżeli każesz mi się zgłosić na policję – zrobię
to, jeżeli powiesz, że mam zostawić cię w spokoju, posłucham cię
i odejdę, ale nadal będę cię kochał – poinformował, ruszając
powoli do przodu. Do sprawdzenia została mu tylko sypialnia i
łazienka. - Słyszysz, Baek? Cholernie cię kocham i nic tego nie
zmieni. Jesteś dla mnie najważniejszy.
Ciężko
było jakkolwiek mówić mu do Baekhhyuna, niezależnie od tego, czy
chłopak słyszał jego słowa, czy wręcz przeciwnie. Po prostu cała
sprawa była jeszcze świeża, a on na samą myśl o halloweenowym
wieczorze, stawały mu w oczach łzy, natomiast żołądek
nieprzyjemnie podchodził do gardła. Nie był gotowy na tę rozmowę,
ale wiedział, że jeśli nie przeprowadzi jej teraz, nigdy tego nie
zrobi w późniejszym czasie. O odwleczonych sprawach często się
zapomina, a niosą ze sobą nieprzyjemne skutki.
-
Mógłbyś przestać milczeć? Już wolałbym, gdybyś wykrzyczał mi
w twarz, że mnie nienawidzisz, brak odpowiedzi z twojej strony jest
znacznie gorszy – jęknął żałośnie, kładąc jedną rękę na
klamce od sypialni. I kiedy miał już na nią nacisnąć, zamarł w
bezruchu, mając wrażenie, że słyszy cichy głos Baekhyuna „Nie
nienawidzę cię”, a później cichy śmiech, który z kolei
dobiegał z salonu. Następnie tupot niewielkich jak na osiemnastoletniego chłopaka stóp o drewnianą podłogę, która wraz z
każdym krokiem skrzypiała smętnie. Chanyeol miał wrażenie, że
ktoś biegnie w jego stronę, ale w ostatnim momencie wymija go, a po
tym kimś pozostały jedynie odgłosy i lekki wiatr. - Baekhyun,
jesteś tu, więc przestań się ze mną bawić – warknął,
podchodząc do drzwi od łazienki, za którymi miał nadzieję, że
ujrzy swoją zgubę.
W
środku, podobnie jak w całym domu, panował mrok, ale bał się
zapalić światła i sam nie był pewien dlaczego. Być może
ciemność chroniła go przed ujrzeniem rzeczy niepożądanych, choć
dwa dni wcześniej wcale nie pomogła.
I
po raz kolejny usłyszał głos Baekhyuna, jednak tym razem był
jeszcze cichszy i słabszy. „Nigdy nie pozwolę ci odejść, więc
zostań ze mną”. Chanyeol nie odpowiedział, a zamiast tego
położył dłoń ścianie, szukając włącznika światła i gdy już
go znalazł, całe pomieszczenie rozjaśniło się w sekundę.
Szkarłatna
krew, która odznaczała się na białych kafelkach i nieruchome
ciało, które w tamtej chwili spoczywało, otulone zimną wodą
wylewającą się z wanny. Długie ręce ozdobione bordowymi liniami
i niemal żywcem rozszarpana skóra razem z żyłami. Spieszył się,
chciał umrzeć szybciej, nawet jeżeli miało to cholernie boleć. Z
tamtego wieczoru Chan najbardziej zapamiętał oczy Baekhyuna. Duże,
martwe, wpatrujące się prosto w niego i ten słaby uśmiech, jakby
informujący, że teraz czuje się lepiej.
*
▲
▲
▲
▲
*
▲
*
▲
*
▲
▲
Wysoki blondyn wszedł na teren cmentarza, spoglądając niechętnie na zebranych tam ludzi. Nie spodziewał się takich tłumów, nie na pogrzebie Baekhyuna. W jego oczach Byun był żałosną osobą, która narobiła wokół siebie za dużo zamieszania. Pewnie, gdyby nie namowy jego przyjaciół, to chłopak w ogóle by się tu nie zjawił, ale ich narzekania: "Tak nie pasuje!", "Chcesz, żeby ktoś nabrał podejrzeń?" zmusiły go do tego.
- Kris! - Usłyszał wołanie za sobą, znanego mu głosu. Obrócił się z łagodnym, ciepłym uśmiechem, który był zarezerwowany tylko dla tej osoby. Blondyn podszedł do grupki znajomych. Trójka chłopaków nie odrywała od niego wzroku, czekając na przyjaciela na "szarych końcach", pod bramą cmentarza. -Nareszcie jesteś - szepnął Tao z uśmiechem. Złapał Krisa za rękę. - Już myślałem, że nie przyjdziesz -dokończył, patrząc wielkimi, czekoladowymi oczami w oczy wyższego chłopaka.
- No... ale jest! I patrzcie, jak się odstrzelił - rzucił złośliwie Kai, a na jego twarzy widniał pewny siebie uśmieszek. Kris skarcił go spojrzeniem pełnym jadu i nienawiści.
- Ktoś taki, jak ty Jongin, może to powiedzieć. - Sehun spojrzał obojętnym wzrokiem na Kaia, po czym zwrócił się do reszty paczki. - Rano, gdy do niego przyszedłem, chciał iść w czarnych rurkach i białej koszuli.
- No! Ty się lepiej przyznaj, że prawie udusiłeś mnie krawatem - warknął oburzony brunet. -Mieliśmy już wychodzić, a ten ganiał mnie po domu z marynarką, krawatem i jakimiś mokasynami...
- Ale i tak niczego z tego, co ci wybrałem, nie masz na sobie - naskoczył na niego Sehun, z naburmuszoną miną. Kai uśmiechnął się do niego ciepło, zadziornie przygryzając dolną wargę. Szatyn odwrócił natychmiast głowę, ignorując go całkowicie.
Tao przyglądał im się z boku, wtulając się w ramię Krisa. Wydawało się, że wszystko jest jak dawniej. Kris jest przy nim, Sehun i Jongin są, jak kochające się mimo wszystko rodzeństwo. Całkiem różne, ale kochające. Brakowało tylko jednego elementu. Chanyeola. Osoby łączącej te wszystkie, tak różne osobowości razem. Nie było go. Nie zjawił się na pogrzebie swojego chłopaka, ale nikt z obecnej czwórki nie miał odwagi, żeby zwrócić na to uwagi. W sumie nieobecność "piątego elementu" była im na rękę. Dręczące ich wyrzuty sumienia zapewne nie pozwoliłyby im tak starannie udawać, że wszystko jest dobrze.
Wtedy rozległ się płacz. Wszyscy z zaskoczeniem obrócili się, spoglądając na lamentującą przy trumnie kobietę. Niska, drobna brunetka zasłoniła twarz rękami. Kai rozpoznał ją od razu. Raz widział ją w towarzystwie Baekhyuna, była jego matką. Brunet spojrzał badawczo na resztę przyjaciół. Wyglądało na to, że nie tylko on rozpoznał zapłakaną kobietę.
- Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła kobieta do stojącego przy niej mężczyzny. - Miałam jedynego syna! Teraz... nie mam nikogo - dokończyła, cicho łkając. Jej głos drżał, a oczy były całkiem opuchnięte i zaczerwienione od płaczu. Nieznany chłopakom mężczyzna w czarnym płaszczu przytulił kobietę, pozwalając jej dać upust emocjom. Tao spojrzał na tę scenę zaszklonymi oczami. Zrobiło mu się gorąco, a łzy napłynęły mu do oczu. Zacisnął mocniej zęby, czując dziwny ścisk w żołądku. Coś budziło jego niepokój. Kris spojrzał na niego półprzytomnie, czując, że ręka bruneta mocniej zaciska się na jego ramieniu.
- Muszę stąd wyjść, Kris - jęknął Tao.
- Nie wygłupiaj się, co ci jest? - zapytał, spoglądając w zaszklone łzami oczy bruneta.
- Bo to, co się stało wtedy... - Blondyn zasłonił usta partnera.
- Zamknij się, zanim powiesz za dużo - syknął. Tao spojrzał na Krisa z wyrzutem.
- Ale my... - kontynuował Sehun.
- Zamknijcie się! - warknął ponownie, spoglądając na nich piorunującym wzrokiem. Przybliżył się do nich, pochylając głowę. - Wyjaśnijmy sobie coś... Jeśli któryś z was o tym wspomnie, wszyscy będziemy mieć przez to cholerne problemy, więc dla naszego dobra zapomnijmy, że ktoś taki, jak Byun Baekhyun w ogóle istniał - szepnął ozięble. Sehun i Tao wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, a na twarzy Kaia nie było widać żadnego wyrazu, czy nawet reakcji.
- Ja nie mogę... tak jak ty - szepnął Sehun, odwracając wzrok. - Nie wiem, jak możesz być tak bezlitosny.
- Bezlitosny? - powtórzył blondyn ze złośliwym uśmieszkiem. - Ja nie chcę utknąć, jak Chanyeol. Chcę żyć. Tym się różnie, od tak słabych osób, jak Baekhyun. Chcesz tak skończyć, jak on? - zapytał ozięble. Sehun już nic nie odpowiedział.
- Masz rację - skwitował krótko Jongin, spoglądając na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Ale to nie zmienia faktu, że ja o tym nie zapomnę. O tym nie da się zapomnieć. To najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem i nie mam zamiaru udawać, że to nie nasza wina.
- Nasza wina? Nasza wina, że ten dzieciak nie radził sobie z życiem? Załamał się i to... po czymś takim? - prychnął. - To jest myślenie niedojrzałej nastolatki, która myśli, że śmierć wszystko rozwiąże. - Tao spojrzał na swojego chłopaka ze strachem w oczach. Czuł się winny. Gdyby nie jego głupie gadanie, nic by się wtedy nie stało. Lawina kolejnych wydarzeń pewnie nie spowodowałby takiej tragedii.
- Jak możesz mówić, o takich rzeczach... i to jeszcze w dzień jego pogrzebu? - zapytał, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kris spojrzał na niego łagodniejszym wzrokiem. W oczach bruneta szkliły się łzy i złość. Blondyn złapał go za ramiona, jednak jego chłopak odsunął się, jakby brzydząc się jego dotykiem.
- Tao... Myślałem, że chociaż ty zrozumiesz. Ja po prostu nie chcę cierpieć, jak Baekhyun. Chcę żyć... chciałem żyć z tobą i mieć jakąś przyszłość. Straciliśmy już zbyt wiele... nie chcę jeszcze stracić tego, co jest między nami - szepnął niskim głosem. Brunet przez kilka długich minut wpatrywał się tępym wzrokiem w swojego chłopaka, po czym zacisnął mocniej usta, czując napływające łzy. Też za nim tęsknił. Nareszcie czuł, że może zaufać Krisowi, że może zawsze na niego liczyć. Nie chciał, żeby ten głupi incydent i samobójstwo Baekhyuna coś zmieniły.
Tao wtulił się w niego, zalewając się łzami. Zacisnął ręce na czarnej marynarce chłopaka, cicho łkając. Kris objął go jedną ręką, po czym drugą położył na głowie chłopaka. Ludzie wchodzący jeszcze przez bramę na teren cmentarza spoglądali na zapłakanego bruneta ze współczuciem.
Tao wtulił się w niego, zalewając się łzami. Zacisnął ręce na czarnej marynarce chłopaka, cicho łkając. Kris objął go jedną ręką, po czym drugą położył na głowie chłopaka. Ludzie wchodzący jeszcze przez bramę na teren cmentarza spoglądali na zapłakanego bruneta ze współczuciem.
- No to... co powiecie na małą przysięgę? - zapytał cicho Kai. - Wraz z trumną Baekhyuna, cała ta historia zniknie pod ziemią - powiedział, spoglądając na smutnych przyjaciół. Wszyscy zgodnie kiwnęli głową.
Ksiądz rozpoczął ostatnią modlitwę nad ciemnobrązową trumną. Słysząc jego głos, czwórka chłopaków podeszła bliżej wykopanego grobu, przy którym leżała trumna.
Sehun odruchowo obrócił głowę, spoglądając na nią tępym wzrokiem. W końcu pod tym ciężkim wiekiem leżał Bakhyun. Martwy. Przy trumnie leżały wieńce, oplecione barwnymi wstęgami. Na nich pozostawiono wiadomości: "Najukochańszy syn", "Drogi wnuczek", "Najlepszy przyjaciel". Im dłużej na nie patrzył, tym ciężej robiło mu się na sercu. Wszyscy będą za nim tęsknić. Ludzi dotknęła jego śmierć. Tłumy ludzi zebrały się wokół trumny, spoglądając, jak kilku mężczyzn powoli opuszcza ją na linach w dół. W tle było słychać płacz kobiety, która odwracała wzrok od ciemnego grobu, w którym na zawsze miał pozostać jej syn. Rodzice nie powinni chować swoich dzieci. Zapewne niska bruneta już nigdy nie będzie tą samą osobą. Do końca życia będzie się zastanawiać, jaki był powód śmierci jej syna. Będzie się obwiniać i płakać za każdym razem, gdy spojrzy na jego zdjęcie i pomyśli o tym ile jeszcze jej pociecha mogłaby zrobić. Jak wiele lat i dni było jeszcze przed nim. Czego nie doświadczył, czego jeszcze nie wiedział, co stracił. Powód jego śmierci znała tylko grupka jego najbliższych przyjaciół, ale żaden z nich nie miał zamiaru tego wyznać.
Sehun odruchowo obrócił głowę, spoglądając na nią tępym wzrokiem. W końcu pod tym ciężkim wiekiem leżał Bakhyun. Martwy. Przy trumnie leżały wieńce, oplecione barwnymi wstęgami. Na nich pozostawiono wiadomości: "Najukochańszy syn", "Drogi wnuczek", "Najlepszy przyjaciel". Im dłużej na nie patrzył, tym ciężej robiło mu się na sercu. Wszyscy będą za nim tęsknić. Ludzi dotknęła jego śmierć. Tłumy ludzi zebrały się wokół trumny, spoglądając, jak kilku mężczyzn powoli opuszcza ją na linach w dół. W tle było słychać płacz kobiety, która odwracała wzrok od ciemnego grobu, w którym na zawsze miał pozostać jej syn. Rodzice nie powinni chować swoich dzieci. Zapewne niska bruneta już nigdy nie będzie tą samą osobą. Do końca życia będzie się zastanawiać, jaki był powód śmierci jej syna. Będzie się obwiniać i płakać za każdym razem, gdy spojrzy na jego zdjęcie i pomyśli o tym ile jeszcze jej pociecha mogłaby zrobić. Jak wiele lat i dni było jeszcze przed nim. Czego nie doświadczył, czego jeszcze nie wiedział, co stracił. Powód jego śmierci znała tylko grupka jego najbliższych przyjaciół, ale żaden z nich nie miał zamiaru tego wyznać.
Tao przyglądał się ze smutkiem opuszczanej w dół trumnie. Opadała coraz niżej na grubych linach, jakby zagłębiając się w mroku. W końcu osiadła na ciemnej ziemi, gdzie nie docierały nawet najmniejsze promienie słońca, które i tak ledwie wychylało się zza gęstych chmur. Po kilku minutach ludzie zaczęli podchodzić do głębokiego grobu, rzucając tam garstkę ziemi, lub jedną z pięknych, czerwonych, albo i białych róż, które powoli zaczęły przykrywać trumnę. Kai pochylił się, zbierając porządną garść ziemi. Kris, Sehun, a później Tao zrobili to samo. Wszyscy naraz rzucili garścią ziemi w ciemny dół. Spojrzeli na trumnę. To już miał być koniec. A właściwie początek... ich nowego, bezproblemowego życia.
▲
2012 r.
Kai otulił się szczelniej szarym płaszczem i schował głowę w niedbale narzuconym szaliku. O tej porze roku na zewnątrz było wyjątkowo zimno. Mgła unosiła się lekko nad ziemią, niemal zastygając w powietrzu przez zimne powietrze. Wszystko wokół było zamglone i ledwie widoczne. W oddali można było zauważyć rozmazane światła latarni wyglądające zza gałęzi rosnących nieopodal drogi drzew, których i tak było niewiele. Wszystkie dźwięki ucichły tak, że Jongin słyszał jedynie bicie swojego serca. Ostatnio ten dźwięk był jedynym, który ciągle go przerażał. Wsłuchiwał się w jego bicie, które stawało się coraz szybsze, gdy tylko rozglądał się wokół.
Nigdy taki nie był. Bojaźliwy, niepewny, łatwowierny, przesądny i śmiesznie przerażony. Te słowa go nigdy nie dotyczyły. Zawsze uważał, że trzyma los w swoich rękach i wszystko, co jest przyszłością należy do niego. Nie wierzył, że przeszłość kiedykolwiek odbije się na tym, co go czeka. Nie myślał, że jego decyzje zniszczą to, do czego tak dążył. Nawet nie chciał myśleć, że coś, co zrobił w przeszłości naprowadziło go na drogę, z której nie ma już odwrotu, ale... tak właśnie było.
Kai westchnął głęboko, rozglądając się wokół. Niewielki obłok pary, wydobył się z jego ust, unosząc się w powietrzu. Ciemne kosmyki jego włosów lekko się podkręcały, opadając na oczy. Chłopak usiadł na schodach przed swoją kamienicą.
Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Był zmęczony tym wszystkim. Nie zmrużył oka od kilku nocy. Był nie tylko całkiem wycieńczony fizycznie, ale i psychicznie. Umysł płatał mu figle, a im więcej myślał, tym do głupszych wniosków dochodził. Stał się szaleńcem, zagubił się we własnych wspomnieniach i zwariował. Głosy w jego głowie kłóciły się między sobą, choć każdy z nich należał właśnie do niego. Może oprócz jednego.
Jongin od kilku dni słyszał czyjeś wołanie. Już raz słyszał ten głos. Cichy szept błagający o litość. Wcześniej budził w nim obrzydzenie i był dla niego oznaką słabości, teraz, gdy tylko go słyszał, jego ciało drżało i miał ochotę krzyczeć, czując na sobie ten ogromny ciężar winy. Najgorsza jednak była dla niego świadomość, że jest obserwowany. Wiedział, że nie jest sam. Czuł na sobie czyjś wzrok i obecność. Właśnie przez to nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Wszędzie był niechciany i opuszczony. To nie były jego uczucia, ale w pełni go opętały. Bał się obrócić za siebie. Wiedział, że ktoś za nim stoi. Widział kątem oka zarys czyjeś sylwetki, słyszał czyjś płytki oddech. Wtedy właśnie obracał głowę, tylko po to, żeby zobaczyć, że nikogo tam nie ma. To budziło w nim jeszcze większe szaleństwo. Nie mógł ufać sobie, ani swoim odczuciom, ani wzrokowi, który od kilku dni płatał mu figle, jeszcze bardziej męcząc jego zmęczony umysł.Wszędzie widział twarz Baekhyuna. Mijał setki ludzi, idąc ulicą. Każdy miał w sobie coś znajomego, każdy patrzył na niego tym samym spojrzeniem, które tak utkwiło w pamięci bruneta. Nieprzytomne, pełne cierpienia i żalu. Wszyscy wpatrywali się w niego. Jongin wtedy zawsze opuszczał głowę. Dlaczego znowu zaczął o tym myśleć? Tak bardzo chciał żyć normalnie. W końcu wkraczał dopiero w prawdziwe życie. To, co było kiedyś, teraz nie miało znaczenia.
- Kai... - Usłyszał za sobą. Po jego ciele przeszedł chłodny dreszcz. Wstał gwałtownie, rozglądając się wokół. Wykonał kilka głębokich wdechów, niemal dusząc się własnym oddechem. Zrobił dwa obroty wokół siebie, lekko potykając się o osłabione ze strachu nogi. Źrenice zwęziły się, a mięśnie napięły. Znał ten głos. Ciepły, życzliwy, więc dlaczego tym razem budził w nim taki niepokój? - Będzie zabawnie... prawda? Nie tak mówiłeś? - powiedział. Tym razem Jongin usłyszał go tuż przy swoim uchu.
- Pokaż się! Cholera! - warknął, rozglądając się wokół. Echo jego oszalałego serca wypełniało wieczorną ciszę.
- Przecież wiesz, gdzie jestem. Kai... byłeś moim przyjacielem...wiesz? Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy, więc... nie mogę ci wybaczyć.
- Zamknij się! - krzyknął, zasłaniając uszy. Zacisnął usta w wąską linię, czując, że do jego oczu napływały łzy. - Proszę... Ja nie chciałem... - szepnął. - To był tylko żart - dodał słabszym głosem.
- Powiedziałeś mi wtedy... że silni są w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Pokaż mi... jaki jesteś silny Kai... Przyjmij mój ból. Oddam ci go. Oddam go wam wszystkim. - Brunet czuł, jak czyjeś palce zaciskają się na jego ramieniu.
- To nieprawda. Ty nie żyjesz. Ty nie... istniejesz - powtarzał samemu sobie z szaleńczym uśmiechem na twarzy.
- Kai... Jestem z tobą wiesz? - powiedział znany mu głos słodkim tonem. Czyjeś ręce objęły go. Widział je, czuł niewielki ciężar na plecach i ciepło czyjegoś ciała. Wspomnienia wróciły. Codzienność. Szkolna monotonia i miłe powitania osoby, która miała w sobie właśnie takie ciepło. Dlatego Jongin tak bardzo tego nienawidził. Tej naiwności wypływającej z uśmiechu tej osoby. Naiwnej miłości do świata. - Spójrz na mnie... Kai - wyszeptał ciepłym głosem, jednak można było wyczuć w nim nutkę drwiny. Opuścił głowę, nieprzytomnie spoglądając na oplatające go dłonie. Po bladych, splecionych palcach ciekła krew, a głębokie rany na nadgarstkach krwawiły obficie. Przerażony brunet jęknął cicho, wstrzymując oddech. Odskoczył w tył, zamykając oczy. Drżał, a jego serce nie mogło się uspokoić. Nie otwierał oczu.
Po omacku sięgnął do kieszeni swojego płaszcza, wyciągając nerwowo telefon. Pospiesznie wybrał jeden z kontaktów, chcąc tylko usłyszeć jakiś ludzki głos. Jedyna osoba, która mogła mu pomóc. W przerwach między charakterystycznym dźwiękiem oczekiwania na rozmowę, słyszał cichy śmiech. Przerażony przełknął ślinę, rozglądając się wokół.
Widział go. Słyszał go. Znowu. Rozmawiał z nim. Po raz kolejny, a przecież on dawno nie żył. Te myśli zabijały go od kilku dni. Nieżyjąca od dawna osoba nagle stopniowo go niszczyła. Wiedział, że dla niego już nie ma ratunku. Jeśli nie umrze, to oszaleje. Jeśli nie zabije się sam, to zabije go Baekhyun.
- Jongin? Czego chcesz o tej porze? - Usłyszał w słuchawce po drugiej stronie. Westchnął z ulgą, trzymając telefon trzęsącymi się ze strachu dłońmi.
- Chan...Chanyeol? - zapytał cicho. Przestraszył się własnego głosu. - On... Ja... Ja już nie mogę. Myślałem, że to przez wyrzuty sumienia, ale ja...
- Co? Jeśli znowu się upiłeś, to zadzwoń rano. Jak wytrzeźwiejesz - warknął mężczyzna.
- Nie! Chanyeol! On... on jest tu. Ja nie oszalałem... On chce się zemścić. Pamiętasz... to co wtedy... Baekhyun...
- Zamknij się Kai! Dzwonisz do mnie tylko po to? Dlaczego mi to robisz? Ja i tak nie mogę przestać o nim myśleć... a ty...
- Ja nie żartuję! - skarcił go brunet. - Już nie mogę tak żyć Chanyeol. Mam dość!
- Kai... Uspokój się.
- Nie mogę! Ciągle go widzę... Słyszę... To, co mu się stało to nasza wina! - wyrzucił nareszcie. Po drugiej stronie nie słyszał żadnego odzewu, jedynie swój ochrypły oddech. Poczuł ulgę. Przyznał się do tego, czego nie mógł dopuścić do swojej świadomości. Był winny.
- Nie chce mi się z tobą gadać, Kai - powiedział Chanyeol niskim głosem. Nim brunet zdążył cokolwiek powiedzieć usłyszał sygnały charakteryzujące zakończoną rozmowę. Nie odsuwał od ucha słuchawki telefonu, słysząc głośny dźwięk odbijający się wokół echem. Nie miał na tyle odwagi, by włożyć telefon z powrotem do kieszeni.
Obrócił głowę, słysząc ciche kroki. Przy ścianie budynku zobaczył niewyraźną, smukłą postać. Jej twarz była całkiem niewyraźna, jednak dobrze wiedział, kto tam stoi. Przerażony wycofał się kilka kroków do tyłu. Na każdy jego ruch, postać delikatnie zbliżała się do przodu. Chwiejnym krokiem i z opuszczonymi w dół rękami.
- Naiwny... Słaby... Nie martw się. Zastosuje waszą zasadę... Wszyscy za jednego. - Usłyszał ledwie wyraźny szept. Wycofał się do tyłu, z przerażeniem rozglądając się wokół.
- Zostaw mnie! - krzyknął. Postać podeszła bliżej, na tyle, że jej sylwetka stała się bardziej wyraźna. Jongin dokładniej przyjrzał się bladej twarzy, na której widniał uśmiech pełen satysfakcji. Ciemne kosmyki włosów były lekko mokre i opadały na oczy Azjaty. Najstraszniejszy jednak był wzrok chłopaka. Pusty, jakby nieobecny, opętany.
Kai wycofał się gwałtownie do tyłu. Poczuł, że jedną z jego nóg coś zablokowało. Potknął się o wystającą betonową płytkę, z których był ułożony podjazd. Automatycznie złapał oparł się rękami, chcąc zachować równowagę. Jego palce mocno zatrzymały się na twardym, betonowych chodniku. Brunet nie odrywał wzroku od znajomej mu postaci naprzeciw.
- Kai... - wyszeptała cicho postać naprzeciw. - Nie uciekaj.
- Ty... Nie żyjesz. - Jongin wstał z trudem, potykając się o własne nogi. Cofał się do tyłu ostrożnie, niczym zwierze, które chce się rzucić do ucieczki. - Baekhyun... - Zjawa w odpowiedzi uśmiechnęła się złośliwie. Powoli podchodził do chłopaka, niemal przeszywając go wzrokiem.
- Dziś to skończymy, Kai... - Duch wyciągnął w jego stronę zakrwawioną dłoń.
Brunet nie czekał dłużej. Niemal natychmiast ruszył przed siebie. Jego oddech był płytki, a adrenalina zaczęła szaleć w jego osłabionym już ciele. Przyspieszył kroku, biegnąc w znaną mu stronę. Odwrócił na moment głowę, zauważając cień postaci, wiodącej za nim. Nie zwalniał. Jego nogi wykonywały jeden i ten sam ruch, a wdychane powietrze przestawało wystarczyć. Jongin nie wiedział, gdzie ucieka. Nie wiedział nawet właściwie, dlaczego to robi. Uciekać przed kimś, kto może być wszędzie, to jak ucieczka przed przyszłością. Nie ważne ile czasu minie, ona i tak wszystkich znajdzie.
Kai spojrzał jeszcze raz do tyłu, szukając za sobą znajomej twarzy. Nikogo nie zobaczył, ale nie przestawał biec. Sny, ciche szepty, wszystko, co wydawało mu się zwykłym urojeniem, od kilku dni było dziełem zjawy. Nie. Dziełem nieżyjącego, byłego przyjaciela. Brunet zacisnął mocniej ręce. Nie mógł już dalej biec. Ciągle to czuł. Ciągle był obserwowany. Skręcił w jedną z dróg między kamienicami. Wąska ścieżka była otoczona wokół ceglastymi murami, niemal stykających się budynków. Na jej końcu, co jakiś czas można było zauważyć przejeżdżające w oddali auta.
Kai obrócił się, zatrzymując się na końcu ścieżki. W cieniu pozostawionym przez budynki zauważył jakiś ruch. Ktoś powoli zbliżał się w jego stronę, przytrzymując się ręką ściany. Jongin czuł, jak całe jego ciało sparaliżował strach. Słyszał ocieranie paznokci o ciemne cegły.
- Cholera... - syknął. - Czego od nas chcesz?! - krzyknął brunet bezsilnie, zaciskając dłonie. Duch zbliżył się do niego gwałtownie. Na tyle szybko, że Kai nie zdążył nawet drgnąć. Zakrwawione palce Baekhyuna zacisnęły się na jego nadgarstkach.
- Chcę zobaczyć, jak cierpisz - wyszeptał. Spanikowany brunet zacisnął mocniej oczy, czując, jak wypełniają je łzy. Otworzył ponownie oczy, jednak niczego nie zobaczył. Nie czuł nóg. Usiadł bezsilnie, przy ceglanej ścianie. Wszystko wróciło. W końcu strach jest trucizną, która trawiła sumienie. Powoli, lecz nieuchronnie. A Jongin zawsze zapominał o swoim sumieniu. W końcu doszedł do wniosku, że nie czuł się winny, bo przecież nikogo nie zabił. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Gdyby nic się nie stało tamtego wieczoru, wszystko byłoby, jak dawniej. Kai jęknął cicho, oplatając nogi ramionami.
- Zrób to. No dalej... Skróć swoje cierpienia - szepnął ciepłym głosem Baekhyun. Brunet poczuł mokry dotyk czyjeś ręki na swojej głowie. Odsunął się z przerażeniem, po czym wstał gwałtownie, kontynuując swoją ucieczkę. Zatrzymał się przed jezdnią, spoglądając do tyłu, gdzie zobaczył martwą twarz dawnego przyjaciela. Przyspieszył, nie odrywając od niej wzroku. Bez zastanowienia wszedł na jezdnię. Słyszał jedynie bicie swojego serca, a wszystkie jego myśli były skupione na tym, żeby uciec.
Obrócił głowę, słysząc głośny dźwięk klaksonu. Jego źrenice poszerzyły się, a on z przerażeniem zauważył nadjeżdżający pojazd. Zanim zdążył choćby drgnąć, maszyna uderzyła z niego z całej siły. Chłopak poczuł, jak mocne uderzenie miażdży mu wnętrzności. Uderzył głową o maskę samochodu, całkowicie tracąc przytomność. Bezwładne ciało upadło na jezdnię. Zniknęły wspomnienia. Zniknął strach wraz z ostatnim oddechem.
*▲
Niewielkie,
zimne kropelki deszczu spadały z szarego nieba, uderzając o czarne,
rozłożone parasole ludzi zebranych przy brązowej, zamkniętej
trumnie. Przeźroczysta woda powoli spływała po jej powierzchni,
kreśląc nierówne szlaczki, prowadzące do krawędzi drewna. Nikt
nie podchodził za blisko, wszyscy woleli trzymać pewien dystans.
Zresztą, większość przybyłych i tak już się rozeszła zaraz po
niewielkiej ceremonii żegnającej zmarłego. Najbliższa rodzina nie
mogła znieść tego widoku, z kolei dalecy znajomi zjawili się
tylko po to, by się pokazać. Zostało jedynie kilka osób, choć i
oni powoli zbierali się do wyjścia.
Chanyeol
odprowadził wzrokiem grupkę dziewczyn ubranych w czarne sukienki i
tego samego koloru płaszcze. Szybko zniknęły za cmentarną bramą,
podobnie jak jakaś staruszka z może pięcioletnim chłopcem, który
przypominał mu Jongina. Zupełnie jakby był jego mniejszą kopią.
I nim się zorientował, zostali w trójkę zupełnie sami. Nawet
grabarz mający zająć się trumną – zniknął, zapewne w
kapliczce znajdującej się na samym końcu placu.
-
Ja też będę się zbierał – mruknął Kris, wzmacniając uścisk
dłoni na rączce od parasola. - I tak jestem tu zbyt długo.
Właściwie zastanawiam się, po co ja tu w ogóle przyszedłem –
dodał po chwili, spoglądając na swoich towarzyszy.
-
Bo to był twój przyjaciel? - prychnął Sehun, wbijając wzrok w
trumnę. - Poza tym nic nie stałoby ci się, jeżeli zostałbyś. To
mógłbyś przynajmniej dla niego zrobić.
Kris
zmarszczył groźnie czoło, wzdychając ciężko.
-
Nie, muszę pojechać jeszcze do firmy zawieść kilka papierów
przed zamknięciem, inaczej mnie wyleją – warknął już lekko
poirytowany. Nie miał najmniejszej ochoty się tłumaczyć, nie w
tamtym momencie, ani nie w każdym następnym. Po prostu był typem
osoby, która nie czuła potrzeby wyjaśniania pewnych rzeczy.
Zdecydowanie wygodniejsze było milczenie. - Poza tym Tao na mnie
czeka, mam odebrać go z teatru.
-
Nie mógł odpuścić sobie nawet jednej próby, żeby przyjść na
pogrzeb własnego przyjaciela? - odezwał się wreszcie Chanyeol po
krótkiej chwili ciszy przerywanej jedynie gwizdami wiatru i odgłosem
uderzającego deszczu o parasole. - Czasami naprawdę nie potrafię
go zrozumieć.
-
Słuchajcie – zaczął blondyn, niepotrzebnie się denerwując. -
Ja doskonale wiem o tym, że Jongin był dla was ważny, zwłaszcza
dla ciebie, Sehun. Utrzymywaliście kontakty, przyjaźniliście się,
dzwoniliście do siebie, spotykaliście się – wymieniał jakby
znudzony tłumaczeniem. Miał świadomość, że to o czym mówił
było oczywiste, ale wolał postawić sprawę jasno. - I fajnie, że
tak było, ale ja w to ingerować nie chciałem. Moja znajomość z
nim już dawno się wypaliła, a ostatni raz widzieliśmy się pół
roku temu, kiedy przez przypadek spotkaliśmy się w sklepie. Nie
wiem, przez ostatnie dwa lata przestaliśmy być dla siebie ważni,
Tao też to zauważył. Poza tym, wcale nie dążył do tego, żeby
te relacje wznowić. Nie dziwiłem się mu, bo Jongin nie pokazywał
jakichkolwiek chęci na dalsze utrzymywanie tej znajomości –
mruknął, chowając wolną dłoń do kieszeni spodni od idealnie
dopasowanego, drogiego garnituru. - I mimo że kiedyś wydawało nam
się, że jesteśmy nierozłączni, teraz dochodzę do wniosku, że
to były brednie.
-
Nie mów tak – jęknął Sehun, nie mogąc już dłużej słuchać
słów YiFana. Odruchowo przyłożył ręce do uszu, jakby chciał
nie słyszeć już prawdy. - Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi,
nadal nimi jesteśmy! - wrzasnął nieco poddenerwowany. - Nic nas
nie rozdzieli. Ani śmierć Jongina, ani Baekhyuna. Nic!
-
Czemu mówisz o Baekhyunie? Ta sprawa już dawno została zamknięta
– warknął Kris, wbijając przeszywający wzrok w Sehuna, który
cofnął się nieznacznie. - Umarł, mamy spokój i nie należy teraz
rozgrzebywać spraw, które już od lat są zakopane głęboko pod
ziemią.
-
Macie spokój? - ożywił się Chanyeol, otwierając szerzej oczy. -
Nie rozumiem co masz na myśli Kris, więc do jasnej cholery,
wytłumacz mi, jeśli możesz – rozkazał lekko ochrypłym tonem
głosu, odwracając się przodem do mężczyzny.
-
Znosiliśmy go tylko dlatego, że był twoim chłopakiem – wyjaśnił
prosto, zupełnie jakby gawędził o pogodzie. - Był denerwujący,
taki delikatny, nieporadny, zbyt słaby. Nie pasował do nas. Nie
chcieliśmy go w paczce, bo tylko zawadzał. Gdyby nie ty, już dawno
wyleciałby z jeszcze większym hukiem, niż tamtego wieczoru.
Zresztą, jeśli sam naprawdę byś go kochał, nie słuchałbyś
nas, tylko jego – stwierdził, uśmiechając się kpiąco. - Nie
pamiętasz, jak prosił cię o pomoc? Jak krzyczał, żebyś wreszcie
coś zrobił? - zapytał, mrużąc oczy. - Przypomnieć ci?
-
Nie – odpowiedział stanowczo. - Zamknij się.
-
Szkoda – odparł, chwytając klucze do samochodu w palce. - Ale
wiesz, dobrze, że tak się stało. Gdybym musiał, zrobiłbym to po
raz kolejny.
-
Czy ty siebie słyszysz? - krzyknął Chanyeol, tracąc nerwy. Nawet
nie zwracał uwagi, że są w miejscu publicznym. To akurat było
najmniej ważne. - On się przez nas zabił, podciął sobie żyły,
cierpiał! Wytrzymał pieprzone dwa dni, by później popełnić
samobójstwo. Przecież on to planował. - Chanyeol wziął głębszy
wdech, powstrzymując się od płaczu. - Wyobraź sobie, kurwa, że
znasz dokładną datę swojej śmierci? Przyjemnie? Poza tym... te
wszystkie wspomnienia... Nie rozumiem, jak w takiej sytuacji nie masz
wyrzutów sumienia.
-
Karma. - Oboje spojrzeli na Sehuna.
-
O czym ty do cholery mówisz? - Kris zdziwił się, nie rozumiejąc.
-
Zły los, fatum – mruknął w odpowiedzi. - Gdy tak teraz o tym
wszystkim mówicie... Rozmawiałem z Chanyeolem i...
-
O czym?
Chanyeol
zmarszczył czoło i westchnął.
-
Rozmawiałem z Jonginem kilka minut przed śmiercią. Przez telefon –
sprostował. - Panikował, mówił, że widział Baekhyuna, że
wrócił.
-
I to przez niego Kai zginął – dodał Sehun, przybliżając się
do Chanyeola. - Facet, który go potrącił, mówił, że wyglądało
to tak, jakby Jongin przed kimś lub czymś uciekał. Był tak
skoncentrowany na biegu, że nie był w stanie nawet spojrzeć na drogę
– wyjaśnił. Jego ręce lekko drżały, podobnie jak głos
brzmiący inaczej niż zwykle.
-
Większych głupot jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałem –
prychnął Kris, śmiejąc się gładko. - Oczywiście, Baekhyun
powstał z grobu i teraz przyszedł się zemścić. Wyrządziliśmy
zło, więc zło do nas przyjdzie. Tak to szło, Sehun? - zapytał, a
blondyn kiwnął nieśmiało głową. - Świetnie, ciekawe jaka moja
będzie kara.
-
Przestań się z tego śmiać – niemal poprosił, oddychając jakoś
ciężej. - Nigdy nie wiesz, co czeka cię za moment. Możesz wyjść
z tego cmentarza, ale nie dotrzeć pod teatr – powiedział cicho,
spuszczając wzrok. - Tak jak Jongin, być może zobaczysz Baek...
-
Siedź cicho – warknął Kris, zrywając się z miejsca. Przed
szarpnięciem Sehuna powstrzymała go ręka Chanyeola, która
zablokowała mu drogę.
-
Wiem, Kris. To brzmi śmiesznie – przyznał mu rację. - Ale Jongin
dwa lata po śmierci Byuna nie zacząłby sobie nagle wymyślać, że
go widzi. Gdyby naprawdę chciał sobie z nas pożartować, zrobiłby
to zaraz po jego pogrzebie – stwierdził szatyn, zamyślając się
na chwilę. - Poza tym Jongin nie był taki, on uważał takiego typu
żarty za głupie.
-
W takim razie zwariował, rzuciło mu się na mózg – skwitował
Kris, beznamiętnie wzruszając ramionami. - Najwyraźniej trzeba
było go oddać do zakładu psychiatrycznego na oddział ze
schizofrenią. Tam pomogliby mu – mruknął po chwili, spoglądając
na trumnę. - Baekhyuna nie ma od dwóch lat i nie będzie już nigdy
więcej. Umarł, popełnił samobójstwo, odszedł na zawsze.
Pogódźcie się z tym do cholery i przestańcie snuć głupie
intrygi i historyjki o duchach.
-
Przesadzasz – warknął Chanyeol, chowając zmarznięte dłonie do
kieszeni płaszcza. - Wcześniej sam w to nie mogłem uwierzyć i
zbyłem Jongina, ale teraz, gdy o tym myślę, dochodzę do wniosku,
że był przekonujący. Poza tym, zadzwonił do mnie na krótko przed
swoją śmiercią, był spanikowany i jedynie czego chciał, to
spokoju. Myślę, że tak samo jak ty, wolał nie rozgrzebywać
starych spraw. Bał się tej przeszłości.
-
Ty też się jej boisz.
Zapanowała
cisza przerywana jedynie głośnym szumem wiatru i ustającym już
stukotem spadających kropel deszczu.
-
Masz rację, Kris – powiedział wkrótce. - A to tylko dlatego, że
cholernie żałuję, że tamten przeklęty wieczór miał miejsce w
naszym życiu i że nie potrafiłem zareagować. Mimo tych dwóch lat
nadal wyrzuty sumienia niemal mnie zabijają, ale wiesz o czym to
świadczy? - zapytał, a Kris pokręcił głową. - Że w
przeciwieństwie do ciebie mam uczucia.
Mężczyzna
zaśmiał się sztucznie, przechylając głowę w bok.
-
Oczywiście – prychnął. - Ale i tak to nie sprawia, że
przestajesz być winny. I ta kara, o której mówił Sehun faktycznie
istnieje, to dosięgnie i ciebie, nieważne, że Baekhyun cię
kochał. - Uśmiechnął się w zadowoleniu. - A teraz muszę iść,
moja księżniczka nie może długo czekać. Ciekawe na czyim
pogrzebie zobaczymy się następnym razem.
Nie
usłyszał odpowiedzi, chyba że za nią mógłby uznać głośne
stukanie łopaty grabarza o betonowe podłoże.
*
▲
*
▲
*▲
Chanyeol
przyzwyczaił się do samotności. Na początku było trudno, czuł
się źle z myślą, że Baekhyun już nigdy nie przyjdzie go
odwiedzić, że w weekendy będzie musiał pogodzić się z
samotnością podczas oglądania filmów, że to tak naprawdę
koniec. Bał się zmian, przerwania pewnej rutyny, która stała się
dla niego w pewnym sensie ważna. Przywykł do niej i nie wyobrażał
sobie, że kiedyś mogłoby być inaczej niż przez ten czas, gdy
jego chłopakiem był Baekhyun. W końcu zrozumiał, że nie nie
mogło to wszystko trwać wiecznie, bo kiedyś nadejdzie taki czas,
gdy ich drogi się rozejdą i zostaną sami. Chanyeol stał się
samotny szybciej, niż przewidywał.
Odszukał
w prawej kieszeni kurtki kluczy do mieszkania, gdzie zawsze z
przyzwyczajenia je wrzucał, po czym zacisnął w palcach mosiężny
przedmiot. Wycelował nim do zamka, następnie otworzył duże,
drewniane drzwi, które wraz z tym ruchem, skrzypnęły cicho. W
środku panowała względna cisza, choć Chan już na wstępie czuł
czyjąś obecność, jakby ktoś był w środku. Nie mógł być to
nikt z jego rodziny - mieszkał sam, nie chciał towarzystwa, a
samodzielność w jakiś sposób wydawała mu się niesamowicie
kusząca.
Westchnął
cicho i nie zważając na swoje obawy, wszedł głębiej, zamykając
za sobą drzwi, które zatrzasnęły się z cichym hukiem. Nie
wiedział dlaczego, ale bał się zrobić kolejny krok naprzód,
zupełnie jakby coś blokowało go. Wraz z tym przypomniał mu się
dzień, w którym odnalazł Baekhyuna w jego domu. Wtedy też miał
obawy przed dalszym podążaniem w głąb mieszkania, tamtego
wieczoru również coś mówiło mu, że będzie żałował każdego
kroku. I żałował, ale nie mógł przewidzieć, że odnajdzie
ciało, a widok z łazienki zostanie w jego pamięci na zawsze.
Zmrużył
oczy, czując, jak powietrze robi się coraz bardziej gęste, a ręce
drżą ze zdenerwowania. Sama myśl, że może coś zobaczyć w
środku, powoli skręcała go wewnątrz. Nie chciał wracać dwa lata
wstecz.
-
Baek? - zapytał odruchowo, już nawet nie myśląc, że chłopak nie
żyje od dwóch lat, że sam na własne życzenie odebrał sobie
życie. Mimo wszystko nie otrzymał odpowiedzi, podobnie jak wtedy.
Ściągnął
kurtkę z ramion, po czym zawiesił ją na wieszaku, a swój wzrok od
razu skierował na drzwi od kuchni, które były lekko uchylone.
Wydawało mu się, że przed wyjściem je zamknął, jednak
zignorował to, przeklinając na własną pamięć. Zrzucił trampki
ze stóp, po czym ruszył w kierunku sypialni, wyciągając telefon z
kieszeni spodni.
Zagryzł
mocno wargi, stając w progu pomieszczenia. Wszystko było takie,
jakie zapamiętał sprzed dwóch lat, kiedy Baekhyun przychodził do
niego. Nigdy się nie krępował, co więcej, w mieszkaniu Parka czuł
się o wiele bardziej swobodnie, niż w swoim. Zawsze zwlekał z
łóżka dwie poduszki i kładł je na puchatym, białym dywanie. Na
jednej z nich siadał, twierdząc, że to o wiele bardziej
wygodniejsze, niż wiercenie się na kanapie, natomiast na drugiej
ustawiał laptopa i mimo że był zajęty przez komputer, włączał
telewizor wiszący na przeciwległej ścianie i ustawiał na
programie z kreskówkami. Wyciszał go całkowicie i czasami zerkał,
gdy szła jego ulubiona bajka „SpongeBob”. Nigdy nie zapominał
też dodatkowej poduszce dla Chanyeola, jeżeli miał dobry humor
oraz kubku niesamowicie słodkiej kawy, którą tylko on potrafił
wypić, w tamtym momencie stojącej obok laptopa i delikatnie już
parującej.
-
Byun Baek – szepnął, wpatrując się w otwartego, ale wyłączonego
laptopa. Wszystko było tak charakterystyczne dla niego, nawet
przyjemny zapach perfum cytrusowych, które tak uwielbiał i
rozgrzebany, niebieski, miękki koc, którym się szczelnie owijał w
chłodniejsze wieczory.
Chanyeol
nie chciał tego wszystkiego pamiętać, bo miał wrażenie, jakby
Baekhyun nadal żył, jakby nigdy nie odebrał sobie życia i było
tak, jak dawniej. Bez żadnych zmartwień, tajemnic, cierpienia, czy
śmierci. Kilka lat wcześniej nie powiedziałby, że w aż tak
drastyczny sposób straci osobę, którą naprawdę kochał.
-
Jesteś tu? - zapytał po chwili, choć i tak nie łudził się, że
ktokolwiek mu odpowie. Był sam, Baekhyuna nie mogło tu być, a
wszystkie te rzeczy... powoli dochodził do wniosku, że wariował.
Za bardzo tęsknił za nim, za mocno żałował...
To
śmieszne, gdyby Sehun z Jonginem nie dowiedzieli się, że za
miastem znajduje się ponoć stary, nawiedzony dom, Halloween
spędziliby osobno, w swoich mieszkaniach, bezpieczni. Baekhyun nie
miałby później powodów, by odpierać sobie życie, a Chanyeola
nie dręczyłyby wyrzuty sumienia. Prawdopodobnie z Baekhyunem nadal
byliby parą, tą szczęśliwą i niesamowicie zgraną i Byun wciąż
przychodziłby do jego domu, oglądałby te dziecinne kreskówki.
Pogrzeb Jongina odbyłby się zdecydowanie później i nikt nie
miałby pojęcia, jak straszna mogłaby być ich przyszłość, gdyby
nie jedna, wspólna decyzja.
Baekhyun
nie chciał iść. Bał się takich miejsc, zawsze powtarzał, że
kojarzą mu się z horrorami, duchami, o których prawie nigdy nie
wspominał. Później jednak okazało się, że to nie wcale stary
dom był problemem, a osoby na pozór bliskie, które nazwał
przyjaciółmi.
Chanyeol
wziął głębszy oddech, zatrzaskując szybko drzwi do sypialni. Nie
mógł dłużej na to patrzyć, za wiele go to kosztowało. Czuł się
źle nawet we własnym domu, po raz pierwszy. Nigdy wcześniej
tak nie było, a przez dwa lata miał względny spokój. Oczywiście
pamiętał o Baekhyunie i o tym, co mu się stało, ale nie działo
się nic niepokojącego. Żadnej policji, panikowania Jongina,
znaków, że mogą nie dożyć nawet kilku tygodni. I ten spokój był
wygodny, bo nikt nie bał się o swoje życie, panowała względna
harmonia, która wreszcie została zerwana, ponieważ nadszedł czas
na zemstę.
Spojrzał
na korytarz prowadzący wprost pod drzwi kuchni, którym ruszył po
chwili, by dostać się do pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka
wyglądało, jakby nikt nie zaglądał tam, jednak wzrok Parka szybko
padł na małe drobinki cukru rozsypanego na blacie i parującym
czajniku obok. Baekhyun nigdy po sobie nie sprzątał, ale
Chanyeolowi nie przeszkadzało to. Był przyzwyczajony do jego małych
nawyków i wrodzonego lenistwa, poza tym na Byuna nie można było
się długo złościć, przynajmniej Chanyeol nie potrafił.
Brakowało
jeszcze tylko jednej rzeczy, by mieć pewność, że nie zwariował,
że to, co widzi jest prawdziwe, a Baekhyun odwiedził go. Ale bał
się odwrócić, bo był pewny, że ujrzy to, czego tak bardzo nie
chciał. Wiedział, że wtedy wspomnienia staną się jeszcze
bardziej bolesne, niż były w chwili obecnej, a on nie wytrzyma.
Dlatego wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą jedynie trampki,
które ściągnął wcześniej, a różowa karteczka, przyozdobiona
szkarłatnymi plamami krwi i starannym pismem Baekhyuna „Kocham
cię, Bacon”, spokojnie wisiała na lodówce.
Ucieczka
stała się najlepszym rozwiązaniem.
▲
Wieczorami
stawało się o wiele chłodniej niż w dzień, dlatego wolał
zarzucać na siebie cieplejszą kurtkę, aniżeli grubszą bluzę, co
preferowali jego inni znajomi. Nie chciał marznąć, zwłaszcza, że
do domu wracał późno, a temperatura o tej porze wcale nie należała
do najprzyjemniejszych.
-
Dobrze się czujesz, Hunnie? - zapytała niewysoka szatynka,
wpatrując się w jego twarz. - Nie wyglądasz najlepiej.
Coś się stało?
-
Wszystko dobrze, Ahri – mruknął cicho w odpowiedzi, uśmiechając
się blado. - Po prostu... dalej czuję się dziwnie, kiedy wiem, że
Jongina nie ma i nie będzie wracał z nami do domu – odpowiedział,
zaciskając mocno wargi w wąską linię. Czuł się dziwnie, gdy
bruneta nie było przy nich, wszystko stało się zupełnie inne,
gorsze.
-
Wiem, że za nim tęsknisz, ale rozchmurz się – poprosiła, łapiąc
go za rękę. - Też mi go brakuje i smutno mi, gdy pomyślę, że
niedawno był jego pogrzeb, że w tak okrutny sposób się z nim
żegnaliśmy – dodała, zaciskając mocno palce na jego skórze. -
Jednak nie możemy żyć przeszłością, bo to w niczym nie pomoże.
Sehun
prychnął, nie mogąc słuchać już więcej słów dziewczyny. Ona
nie rozumiała zupełnie niczego, a mimo to mówiła. Zazdrościł
jej, że tak łatwo pogodziła się z tym wszystkim, że postanowiła
zapomnieć, ale on nie potrafił, nie po rozmowie, jaką odbył z
Krisem i Chanyeolem po pogrzebie Jongina. To zaczynało robić się
niesamowicie męczące.
-
Szkoda, że ja nie potrafię w to uwierzyć – odpowiedział,
wyrywając dłoń z uścisku szatynki. Ta jednak nic nie zrobiła,
nie wydała z siebie żadnego protestu. Posłusznie schowała ręce
do kieszeni swojego płaszcza i spojrzała na pusty chodnik przed
nimi.
-
Z takim nastawieniem, to się nie dziwię – prychnęła. - Hunnie,
nie bądź na mnie zły! - Wygięła pełne usta w grymasie, po czym
w niezadowoleniu zmrużyła lekko oczy. - Nie chcę, żebyś się na
mnie gniewał. Ja się tylko o ciebie martwię.
-
Rozumiem, ale nie możesz postawić się na moim miejscu. - Sehun
spojrzał na dziewczynę i pokręcił z zrezygnowaniem głową. - I
doceniam twoje starania, chęci... ale na chwilę obecną tylko
mnie denerwują – jęknął, wolno obrzucając wzrokiem kamienice,
które mijali. - Ahri? – zaczął po chwili ciszy.
-
Tak?
-
Mogłabyś zaczekać na mnie chwilę? - zapytał, szukając w
kieszeni kurtki pliku kluczy. - Muszę wstąpić do mieszkania
Jongina. Dwa tygodnie temu zostawiłem u niego teczkę z notatkami, a
wcześniej nie miałem nawet kiedy ich zabrać.
Ahri
spojrzała na niego bez przekonania.
- Może pójdę z tobą?
- Może pójdę z tobą?
-
Nie trzeba. Wiem, gdzie Jongin kładł wszystkie rzeczy, które u
niego zostawiałem. Tylko wezmę te papiery i wrócę, więc nie ma
potrzeby, żebyś szła tam ze mną – powiedział, wyciągając z
kieszeni dłoń. Klucz od Jongina do jego mieszkania dostał ponad
rok temu. Często u siebie przesiadywali, a ich domy stały się
jakby wspólne, więc stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem
będzie, gdy oboje będą mieć do nich dostęp. - Muszę je zabrać,
zanim rodzina Jongina przyjedzie uprzątnąć mieszkanie.
Szatynka
westchnęła cicho i pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym
uśmiechnęła się blado. - Jeśli jesteś pewny, że nie jestem ci
do tego potrzebna, to leć. Tylko pospiesz się, bo zamarznę –
poprosiła.
Bez
odpowiedzi Sehun ruszył w stronę wejścia do kamienicy, po czym
wbiegł schodkami na samą górę, w poszukiwaniu drzwi z numerem
trzynastym, pod którym kiedyś mieszkał jego przyjaciel. Były
dosyć stare, tak samo jak cała kamienica i przypominały raczej
lata siedemdziesiąte, ale mieszkanie całkowicie się od nich
różniło. Cała ta nowoczesność nie pasowała do klimatu
panującego w tamtym miejscu, ale mimo to Oh lubił mieszkanie Kaia.
Było niewielkie, a dzięki temu łatwo można było się zadomowić
i nie czuć obco.
Powoli
otworzył je, mając lekkie obawy. Ciężko było mu pogodzić się z
myślą, że Jongina już tam nie zastanie, że jego pokój będzie
pusty, ale pewnie jak zwykle zawalony ubraniami i nieposprzątany.
Kim Jongin nienawidził sprzątać, był cholernym bałaganiarzem i
właśnie to go różniło od Sehuna, który z kolei był pedantem. W
wielu kwestiach się różnili, ale mimo to nie utrudniało im to
przyjaźni, co więcej, dogadywali się naprawdę dobrze.
Kiedy
zapalił światło w korytarzu, jego biała łuna zaczęła blado się
mienić w krwi rozlanej na płytkach. Niewielka ścieżka ciągnęła
się aż do pokoju dziennego, gdzie Jongin przebywał najwięcej
czasu. Powoli ruszył w jego stronę, badając wzrokiem odbite palce
na ścianach przyozdobionych ramkami ze zdjęciami. Na większości
byli razem, jako nierozłączni przyjaciele, przywoływały te dobre
wspomnienia, które chciał zatrzymać w sobie na zawsze. Najgorszym
byłoby utracenie ich.
Nie
bardzo wiedział, czego może się spodziewać, wchodząc do
wybranego wcześniej pomieszczenia. Być może
porozrzucanych ubrań, resztek jedzenia na biurku, masy kartek
walających się wszędzie. Był przygotowany na wszystko, tylko nie
to.
Słabe
światło z korytarza padało na niewysoki stolik oraz kanapę, na
której leżały rozdarte zdjęcia oraz otwarty album. W przeciwieństwie do
tych, które wisiały w korytarzu, te spoczywały bezwładnie,
czekając tylko na wyrzucenie, czy spalenie. Tylko to można było z
nimi zrobić. Obok nich, na jasnym materiale kanapy, odznaczały się
smugi zaschniętej już krwi, a mrok panujący dookoła nieskutecznie
je ukrywał.
Wziął
głębszy wdech, powoli wchodząc do pomieszczenia. Wraz z każdym
kolejnym wykonanym krokiem, jego serce biło coraz mocniej, a ręce
drżały ze zdenerwowania. Sam nie wiedział dlaczego tak się
działo, w końcu już nic nie mogło się stać. Jongin nie żył, a
to, co stało się z nim, przepadło razem z ostatnią garścią
ziemi ukrywającą trumnę. Wszystko ponownie zostało zakopane, tak
jak dwa lata wcześniej. Dlatego nie miał powodów, aby się bać.
Tak przynajmniej myślał, ale mimo wszystko niepokoiła go rozmowa,
którą odbył tamtego dnia z byłymi przyjaciółmi. Co jeśli
naprawdę chodziło o zemstę, a karma chciała wreszcie ich dorwać?
Nachylił
się nad kanapą i dokładnie obrzucił wzrokiem potargane
fotografie. Jedną z nich chwycił i zacisnął mocno palce,
zauważając ich całą paczkę. Z tyłu stali Kris i Tao, zaraz obok
nich Baekhyun mocno przytulony do uśmiechniętego Chanyeola. Sehun
razem z Kaiem byli na samym przodzie, całkowicie ignorując aparat.
Pamiętał, że Jongin mówił do niego, rozpraszając, a on sam nie
potrafił przystać go słuchać. Każdy z nich miał odbitkę tego
zdjęcia, swoją Sehun trzymał głęboko w szafce, nie mogąc
patrzyć na łagodną twarz Baekhyuna.
W
tym zdjęciu było jednak coś nie tak, co odróżniało je od
pozostałych kopii, co przyprawiało Sehuna o zawroty głowy i nagłą
chęć ucieczki. Nie miał pojęcia, czy chłopak zrobił to sam, czy
ktoś inny, ale jego oczu nie można było dostrzec przez cienkie
rysy, prawie całkowicie zasłaniające twarz Jongina.
Powoli
odwrócił zdjęcie na drugą stronę, a jego wzrok padł na
cieniutkie, bordowe smugi, tworzące jedno słowo.
„Wróciłem.”
▲
Blondyn ułożył pliki kartek na zgrabnym stosiku obok, na biurku. Starał się zebrać myśli, ale od śmierci Jongina wszystko było inne. Nie mógł skupić się na niczym innym, niż na wydarzeniach z tamtego dnia. Im bardziej chciał o tym zapomnieć, tym wyraźniejszy stawał się obraz tych zdarzeń w jego głowie. Wiedział, że coś takiego nie powinno się zdarzyć. Od głupiego żartu wszystko runęło. Tamten dzień zmienił nie tylko światopogląd Sehuna, ale i jego zdanie o samym sobie. Nigdy nie pomyślałby, że jest taki bezlitosny, nigdy nie posądziłby siebie o taki brak uczuć, żeby nawet nie zareagować na ciche błagania przyjaciela. Właśnie w tamtej chwili zrozumiał, że jest złym człowiekiem, że wartości, które były dla niego bardzo ważne, on sam zniweczył w kilka minut. Od teraz był już inny, widząc swoją drugą stronę. Zrozumiał, że nie jest nikim więcej, niż człowiekiem i ta obrzydliwa natura żyje w nim. Jego samoocena spadła. W swoich oczach nie był już "idealnym Sehunem", najlepszym przyjacielem, dobrym człowiekiem, pomocnym chłopakiem - nie był żadnym z nich.
Jego przyjaciele też bardzo się zmienili. Szczególnie Jongin. Był inny. Nim zginął, często wspominał o szczegółach tego, co się stało. Często był zamyślony, oglądał się za siebie. Wcześniej taki nie był. Nigdy nie rozpamiętywał przeszłości, bo nie przejmował się nią. Niczym się nie przejmował. Jednak ostatnio się zmienił. Wszyscy stali się inni. Można by powiedzieć, że każdy zmienił się po samobójstwie Baekhyuna. Paczka przyjaciół nie była już tak nierozłączna. Wszyscy czuli się nieswojo. Każdy uważał na to, żeby nie wspomnieć o tym drażliwym temacie, którym była śmierć Baekhyuna.
W końcu obecność dawnych przyjaciół zaczęła ich męczyć. Właśnie dlatego Sehun kontaktował się tylko z Kaiem i tylko on pozostawał jego namiastką dawnego życia. Kris i Tao też odeszli od reszty i stanowili zgraną parę. Stali się nierozłączni. Można by powiedzieć, że ich związek bardziej się pogłębił, po tym co stało się z Baekhyunem. Nie nudzili się w swoim towarzystwie i nie obrzucali się nawzajem wyrzutami sumienia i wspomnieniami z tamtego dnia.
Jedyną osobą, która specjalnie nie utrzymywała z nikim kontaktu, był Chanyeol. W sumie nikt specjalnie nie chciał z nim rozmawiać, a co dopiero się widywać. Wszyscy czuli wyrzuty sumienia, domyślając się, jakie jest życie Chanyeola bez Baekhyuna i ile musiał przeżyć po jego śmierci.
Sehun ciągle zastanawiał się, czy spotkanie z Chanyeolem to dobry pomysł. Nie miał pojęcia, jak chłopak zareaguje, gdy znowu usłyszy o tym, o czym przecież nikt z nich miał nie wspominać. Sehun też cały czas zastanawiał się, jak spojrzy mu w oczy, mówiąc o tym wszystkim.
Blondyn westchnął siadając na krześle przed komputerem. Delikatnie przesunął palcem po klawiaturze, składając usta w dzióbek. Westchnął ciężko, spoglądając niechętnie na swoją pracę. Po jej skończeniu powinien raczej czuć spełnienie i być zadowolonym, że jego tygodniowa mordęga wreszcie dobiegła końca i odda ten durny projekt. Jeszcze raz obrzucił tekst wzrokiem, licząc, że może wyłapie jakieś błędy. Na nic jednak się nie natknął. Ostatecznie kliknął na opcję "drukuj". Drukarka wydała kilka cichych odgłosów i w końcu zaczęła pochłaniać przygotowany wcześniej plik kartek pojedynczo.
Sehun obrócił się, zostawiając drukującą się pracę samej sobie. Podszedł do stolika, zabierając z niego butelkę wody mineralnej. Obojętnie chwycił ją do ręki, po czym odkręcił zakrętkę. Upił łyk, przymykając powieki.
- Sehun... - Usłyszał za sobą. Odsunął butelkę od ust, rozglądając się uważnie. Spojrzał odruchowo na balkon, od którego oddzielały go szklane drzwi. Jedno z okien było lekko uchylone. Blondyn delikatnie przymknął je, chcąc odseparować się od odgłosów miasta. Odłożył butelkę na stół, po czym wrócił, chcąc schować kopie swojej świeżo wydrukowanej pracy.
Z uśmiechem podniósł plik kartek. Obrócił jedną z nich, chcąc spojrzeć na zawartość. Strona była niemal pusta, jakby większość liter była wymazana. Tylko niektóre błąkały się pojedynczo w losowych linijkach. Blondyn z zaskoczeniem spoglądał na resztę kartek. Każda z nich wydrukowała się w podobnym stylu. Niektóre miały na sobie więcej pojedynczych liter, inne mniej. Sehun przyjrzał się im uważniej, składając je w sylaby, a sylaby w słowa.
- "Czy... coś stanęło na drodze do twojej przyszłości?" - przeczytał powoli wiadomość pozostawioną na pierwszej ze stron. - "Moje życie... nie było ci na rękę" - wyszeptał, wraz z jego głosem, słyszał gdzieś w tle, że ktoś mu towarzyszy podczas wypowiadania tych słów. - "Ułatwiłem ci to..." - Przełknął ślinę, czytając kolejną wiadomość z porozrzucanych na kartce liter. - "Więc teraz ty ułatw mi... i zgiń." - Przeprażony chłopak rzucił kartki na stół, czując, że jego czoło zrosił ciepły pot. To wiadomość? Do niego? Od kogo? - Te pytania nie były potrzebne, bo znał na nie odpowiedź. Rozejrzał się wokół. Czuł czyjąś obecność. Zacisnął mocniej dłonie, starając się uspokoić. "Nie... To głupota... Chorujesz na paranoję, panie Oh!" - powtarzał sobie w myślach. Podniósł ponownie plik kartek, tylko po to, żeby następnie wrzucić je do kosza. - Nie ignoruj mnie. - Usłyszał za sobą. Obrócił się ponownie, czując na swoich plecach czyjś dotyk. - Dlaczego mi nie pomagasz? Dlaczego mnie nie słuchasz? Ignorujesz mój głos! - mówił ktoś, ochrypłym szeptem. - Zupełnie jak wtedy... - dokończył ciszej.
- Cholera... Zaczynam wariować - syknął sam do siebie. Przeczesał ręką jasne włosy, siadając na kanapie. Zmęczony ułożył głowę na oparciu, zgarniając z czoła włosy. Ostatnio to się zdarzało coraz częściej.
Ciągle mu się wydawało, że słyszy, jak ktoś wypowiada jego imię. Czasem nawet sam przyłapywał się na myślach o Baekhyunie lub bez wiedzy szeptał jego imię, gdy tylko wydawało mu się, że on jest przy nim. Sny też stały się inne. Zaczęły pojawiać się w nich spójnie ułożone wspomnienia związane z Baekhyunem, jednak wszystkie kończyły się tak samo... na widoku jego zapłakanej twarzy i lśniących oczu naprzeciw. - Boże... Jaki ja byłem głupi - wyszeptał sam do siebie, przypominając sobie namowy reszty chłopaków i to, na co właściwie się zgodził. Położył rękę na głowie, wsuwając palce między gęste włosy, po czym zamknął oczy i lekko rozchylił usta. Wiedział, że nie zaśnie, ale zmęczenie nie dawało mu normalnie funkcjonować, więc miał nadzieje, że chociaż w ten sposób będzie w stanie jakoś zregenerować siły. Słyszał jedynie swój oddech.
Nagle poczuł, jak coś uderzyło w jego policzek. Chłopak otworzył oczy, po czym instynktownie przejechał palcem po skórze. Natknął się na jakąś kleistą ciecz. Spojrzał na opuszki palców.
- Krew? - zapytał sam siebie, rozcierając między palcami szkarłatną maź. Wytarł pozostałości kropli, która spadła na jego blady policzek rękawem koszuli, po czym podniósł wzrok na sufit.
- Sehun... Pobawimy się. - Poczuł czyjś oddech na swoim policzku, jednak niczego nie widział. Głos, który wypowiedział te słowa, rozbrzmiewał tuż przy jego uchu. - Zrobię to w tej samej kolejności, w której wy to zrobiliście. Najpierw Kai... później ty... - Szatyn poczuł ucisk na klatce piersiowej, przypominający ciężar, leżącej na nim osoby. Czyjeś ręce delikatnie oplotły jego nadgarstki. Czuł się jak w transie. Nie mógł uwierzyć, że coś widzi, a do tego czuje czyjś dotyk. Liczył, że jeśli nie będzie specjalnie reagował, to zapanuje nad swoim umysłem, którego obwiniał za wszystko. Uważał, że to przez jego zmęczony, niewyspany organizm. Przecież posiadacz tego głosu... nie żył. Do tego jeszcze złożyła się ta niedawna śmierć Kaia, która nie tylko dała mu do myślenia, ale i pozbawiła najlepszego przyjaciela. To musiało się jakoś na nim odbić i to, co mu się "wydawało", uważał za skutki spiętrzenia czynników. -Umrzesz... Dziś umrzesz... - zaśmiał się cichy głosik, tuż przy uchu chłopaka. Zimny dreszcz przeszedł po jego ciele. Coś się w nim złamało. Usłyszał coś, co natychmiast go pobudziło. Drgnął, chcąc wstać. Wtedy czyjeś ręce zacisnęły się mocniej na jego nadgarstkach, po czym przeciągły je do góry, tuż nad jego głową. Sehun zacisnął zęby, chcąc uwolnić się od niewidzialnego uścisku. Reszta jego ciała również była w potrzasku, tak jakby ktoś na nim siedział. - Pomogę ci... zginąć, tak jak ty pomogłeś mi. - Sehun z przerażeniem spojrzał w pustą przestrzeń. Nic nie widział, ale wiedział, kogo ma przed sobą.
- Zostaw mnie! - warknął, wiercąc się w międzyczasie. Czuł na swoich udach ciężar czyjegoś ciała. -Cholera... - syknął. Strach niemal sparaliżował całe jego ciało, jednak chęć przetrwania była silniejsza. Mimowolnie szarpał rękami, chcą wyrwać się z uścisku napastnika. W końcu ten natarczywy dotyk całkiem się rozpłynął. Stopniowo stawał się coraz słabszy, jednak Sehun odczuwał to w taki sposób, jakby ręce napastnika roztopiły się jak lód. Otworzył szeroko oczy, wlepiając wzrok w sufit. "Co to było?" - zapytał sam siebie. Spojrzał na nadgarstki.
- Krew... - szepnął po raz kolejny, spoglądając na zakrwawione mankiety koszuli. Zanim dotarło do niego, co właśnie się stało, przez chwilę beznamiętnie przyglądał się odbitym, krwawym śladom palców. Wstał, jak poparzony, rozglądając się wokół.
- Jestem tu. - Usłyszał głos odbijający się wokół echem.
- Baekhyun? - zapytał niepewnie blondyn, przyciskając rękę do dudniącego w klatce piersiowej serca. Jego łamiący się głos lekko go przeraził.
- Nareszcie mnie dostrzegasz? No dalej... Postaraj się mnie zobaczyć - szepnął tuż przy jego uchu.
- Jestem realistą! Nie ma czegoś...
- Wiem... Czegoś, czego nie da się dotknąć - dokończył za niego. - Ale czy nie to... jest najbardziej przerażające w nieumarłych? - Sehun poczuł lodowaty dreszcz, który przebiegł przez całe jego ciało.
Rozglądał się wokół, szukając jakiegoś cienia. Tak bardzo chciał, żeby to wszystko okazało się żartem. Żeby zaraz zjawił się tu Kai i reszta, śmiejąc się z jego przerażonej miny. Spojrzał w dół, zauważając na dywanie krwawe krople, które jakby materializowały się w powietrzu, po czym uderzały o podłogę, zostawiając ślady. - Chcę cię... Chcę patrzeć, jak cierpisz... Chcę zobaczyć twoją krew - powiedział melodyjnym głosem. Sehun cofnął się kilka kroków do tyłu, patrząc na podążające w jego stronę ślady z krwi. Czuł, że na jego czole zbierają się krople potu. To nie mogło się tak skończyć. Nie powinno.
W końcu zobaczył jego twarz. Twarz Baekhyuna. Chłopak spokojnie szedł w jego stronę, uśmiechając się złośliwie. Jego oczy lśniły dzikim blaskiem, jakby zadziornie przeciwstawiały się śmierci. Sehun z przerażeniem wycofał się do tyłu.
Zakrwawione ręce Baekhyuna pchnęły wątłe ciało chłopaka. Ten gwałtownie wycofał się do tyłu, przerażony gwałtownym uśmiechem zjawy. Czuł, że traci równowagę. Jego ręce błądziły w powietrzu, chcąc natknąć się na coś, dzięki czemu będą mogły się podtrzymać, jednak niczego takiego nie znalazł. Jego nogi zesztywniały ze strachu, a wzrok ciągle był skupiony na uśmiechniętym Baekhyunie. Chciał go złapać. Czuł się tak, jakby ten uścisk miał go obronić przed upadkiem w przepaść. Nagle poczuł mocne uderzenie w głowę. Po chwili ucisk zmalał, jakby stojąca za nim bariera, w którą uderzył, rozsypała się w drobny mak. Tak się stało. Szklana tafla, od silnego uderzenia pękła, rozstępując się. Ciało Sehuna rozbiło ją, przechodząc przez szkło, niczym tafle wody. Jego ręce nachalnie chciały złapać się czegokolwiek, żeby nie zanurzyć się w tej szklanej pułapce. Czuł, że niektóre ostre fragmenty, drobnych odłamków przebijały jego skórę. Bał się upadku, ale jego ciało w końcu upadło między odłamki szkła, nabijając się na niektóre. Przymrużył oczy. Podniósł wzrok, spoglądając na swoje poranione od szkła ciało. Zakrwawione ręce, przypominające krwawe rany Baekhyuna. Żyły przecinały dość głębokie rany, a w palce wbiły się drobne kawałki szkła, które świeciły się niczym rubiny. Sehun jęknął cicho, gdy spojrzał na kawałki szkła, które tkwiły w jego ciele. Wszystko wokół zaczęło zabarwiać się krwią, bo z drobnych cięć i ran zaczęła płynąć niemożliwa jej ilość. Przerażony blondyn drgnął lekko ze strachu, jednak ból był tak nie do zniesienia, że pozostał w bezruchu. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Nie mógł wytrzymać bólu.
Podniósł wzrok na stojącego przed nim Baekhyuna, który chichotał cicho pod nosem. Brunet przyłożył jeden palce do ust, wskazując drugą ręką w górę. Sehun z przerażeniem powędrował za jego spojrzeniem. Jego roztrzęsiona sylwetka nie mogła już znieść więcej bólu, więc nawet wzrok, ledwie przytomnie obejmował rzeczywistość. Nad jego głową, w ramie okna drżał jeszcze kawałek szkła, kiwając się niebezpiecznie, aż w końcu wysunął się z prawie całkiem pustej już ramy okna, upadając tak, jak jego poprzednicy, jednak z tym wyjątkiem, że ten kawałek nie roztrzaskał się o ziemię. Szklany fragment szyby przeciął skórę szatyna, zagłębiając się w jego ciele. Głęboko. Śmiertelnie. Ciało szatyna wygięło się, pod wpływem bólu. Krzyknął, rozchylając usta, błądząc rękami w miejscu, gdzie wbił się kawałek szkła. Bordowa ciecz szybko rozlewała się wokół, a Sehun zamknął oczy, czując, że wraz z uciekającą krwią, ucieka z niego życie. Ból niemal pozbawiał go przytomności, ale gdy tylko chciał zasnąć, okazywał się, aż tak drażniący, że poruszał wszystkie zmysły. Czuł się, jakby miliony igieł i noży przecinały jego ciało, a krew uchodziła w niesamowicie szybkim tempie. Chciał walczyć. Wstać, prosić o pomoc, ale każdy ruch paraliżował go jeszcze większą falą bólu. - Zaśnij Sehun... - szepnął cicho Baekhyun. - Chociaż... patrz, jak pięknie to wygląda! - Klasnął w dłonie, patrząc na niego z uśmiechem. - Krew ma piękny kolor prawda? Pamiętam ją. Wiesz... kiedy odebrałem sobie życie i patrzyłem, jak krew ucieka z moich żył... byłem szczęśliwy. - Brunet przykucnął przy ledwie żywym ciele chłopaka. Sięgnął palcem po jeden z zakrwawionych kawałków, obracając go w palcach. - Czułem... że wreszcie mam na coś wpływ. Że nikt mnie o nic nie zapyta. Nikt nie zrobi mi już krzywdy... - wyszeptał, spoglądając na zakrwawioną twarz Sehuna. Jego źrenice powoli traciły blask i oddychał coraz ciężej.
- Przepraszam, Baekhyun... - wyszeptał przez spierzchnięte usta. Zjawa zbliżyła się do jego twarzy i spojrzała na nieobecny wzrok Sehuna. To był koniec.
*
▲
▲
Chanyeol uderzył po raz kolejny w drzwi, nie słysząc zewnątrz żadnego odzewu. Zza nich nie było słychać żadnego dźwięku, żadnego szmeru. Niczego. Zdziwił się, że Sehun w ogóle zaproponował mu spotkanie. Od tak dawna, w ogóle się nie odzywał, wyjątkiem jedynie był pogrzeb Jongina. Nie zależało mu na kontakcie z nim. Teraz, po śmierci Kaia wszyscy nagle chcieli powrócić do tego, co było. Nie. Wszyscy zaczęli wspominać, co się stało.
- Sehun! - krzyknął zza drzwi, z wściekłością uderzając w nie. - Otwieraj, cholera! Stoję tu, od dziesięciu minut! - dodał po chwili, spoglądając na ekran telefonu. Dzwonił do chłopaka, jednak on nawet nie reagował na sygnał telefonu. Zadzwonił ponownie, przybliżając głowę do drzwi. Starał się usłyszeć, czy ktoś krząta się w domu. Usłyszał jedynie głośny, drażniący dzwonek telefonu. Zostawił go w domu. Chanyeol drgnął lekko. - Dobra! Wchodzę - warknął, naciskając od niechcenia klamkę drzwi. Co dziwne, były otwarte. Nie spodziewał się tego. Lekko uchylił je, słysząc ich przerażające skrzypienie. Wszedł powoli do środka, rozglądając się za znajomą mu sylwetką. Nikogo nie zobaczył. Poczuł tylko niespokojny wiatr, przeciąg. Spojrzał w stronę okna. Jedna z firanek oplotła się wokół pustej ramy okna, w której pozostały, przy krawędziach uparte kawałki szkła. Zasypaną szkłem podłogę zasłaniała sofa.
Chanyeol podszedł bliżej, chcąc przyjrzeć się nietypowej scenerii w domu jego przyjaciela. Im bliżej podchodził, tym więcej widział. Zaniepokoiła go wyciągnięta dłoń z poprzecinanymi palcami, w których tkwiły kawałki szkła. Przerażony zasłonił usta. Podbiegł do pustej ramy okna, gdzie leżało martwe już ciało Sehuna. Blondyn spoglądał w górę. Jego usta były lekko rozchylone, a krew zalała podłogę wokół, zaczynając zasychać na materiale jego ubrań i drewnianej podłodze. Chanyeol nie mógł znieść tego widoku i metalicznego, duszącego zapachu krwi. Oddychał głęboko, niczym szaleniec, przyglądając się ciału przyjaciela. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, a nogi ugięły się pod wpływem emocji i strachu. Upadł na ziemię, przy Sehunie, odruchowo łapiąc telefon do ręki. - Sehun... - wyszeptał cicho, zalewając się łzami. Jego twarz zbladła, a na widok takiej ilości krwi, chłopak czuł męczący go ucisk w żołądku i mdłości. Wystukał znany mu numer, na klawiaturze telefonu. Już kiedyś widział taką scenę, tyle krwi, bladą skórę i czuł śmierć wiszącą w powietrzu. Ponownie kogoś stracił.
- Słucham. - Usłyszał pewny głos kobiety w słuchawce telefonu. - W czym mogę pomóc? - dodała po chwili.
- Ja... - zaczął cicho. - Znalazłem ciało mojego przyjaciela - dokończył, po czym zacisnął usta w wąską linię. Nie mówił tego po raz pierwszy i za drugim razem wcale nie było mu łatwiej. Łzy płynęły po jego policzku, znowu nie mógł nad tym zapanować.
*
▲
Brunet pochylił się przed ciemną płytą nagrobną, opierając się o nią. Położył na niej rękę. Od razu poczuł chłód, bijący od marmurowej płyty. Ciężko było uwierzyć, że po śmierci głównie ona oddzielała zakopane głęboko ciało od świata, że gdzieś tam na dole znajduje się osoba, którą znamy, a mimo wszystko jesteśmy przyzwyczajeni do braku jej obecności.
Tao podniósł wzrok, przyglądając się złotym literom wyrytym na nagrobku. "Byun Baekhyun, ur. 06.05.1992 r., zm. 02.11.2010 r."
Ze smutkiem opuścił głowę, przypominając sobie dzień jego pogrzebu. Wiele osób przyszło go pożegnać. Wszyscy uczniowie szkoły czuli się w obowiązku przyjść na pogrzeb Baekhyuna, więc zjawił się na nim również Kris, Tao, Kai i Sehun. Jednak podczas ceremonii brakowało jednej osoby. Osoby najbliższej Bakhyunowi za życia. Chanyeola. Jego nieobecność wywołała w tłumie ciche szepty, krążyły plotki, że szatyn nie pozbierał się po samobójstwie swojego chłopaka, poza tym ludzie wyciągali kolejne wnioski. Zaczęli zastanawiać się, czy Park miał coś wspólnego z odebraniem sobie życia przez Baekhyuna. To wydawało się oczywiste, więc tym bardziej byli pewni, co tak właściwie się stało. Ich przyjaciel którego znali, wiecznie pozytywny Byun, roznoszący wokół siebie uśmiech i radość, nie żył i to na własne życzenie. Dlaczego? Wszyscy doszukiwali się winy w Chanyeolu, jednak nie tylko on był winny. Winny był każdy, kto milczał i przyglądał się obojętnie z boku. Winna była też głupota paczki przyjaciół, wywołana strachem przed zmianami. Winna była nienawiść.
Tao też miał powód, przez który nienawidził Baekhyuna. Zazdrościł mu. Często przyglądał im się z boku. Chanyeolowi i Baekhyunowi. Byli naprawdę szczęśliwi. Para stworzona tylko dlatego, żeby żyć razem i tylko dla siebie nawzajem. Byun zawsze witał się z Chanyeolem z żywym uśmiechem, na co jego chłopak odpowiadał mu tym samym. Gdy byli ze sobą było widać, że naprawdę się dogadują. Dokańczali za siebie zdania, po czym uśmiechali się do siebie z rozbawieniem. Jakby czytali w swoich myślach. Nie potrzebowali słów. Ich związek z biegiem czasu był coraz bardziej idealny, nie nudzili się sobą.
W tamtym okresie całkiem inaczej układało się między Tao a Krisem. Milczeli w swoim towarzystwie z powodu braku tematów. Ich zainteresowania i ambicje były całkiem inne. Kris stał się oziębły. Traktował Tao, jak swoją własność, która już nie odejdzie. Ich związek przypominał stare małżeństwo z długim stażem, które było ze sobą, bo bało się samotności, a rozstanie byłoby zbyt kłopotliwe. Dlatego Tao, tak bardzo zazdrościł im tego szczęścia. Tym bardziej, że oni nie musieli na nic pracować. Nie musieli iść na kompromis, nie musieli rozmawiać o swoich problemach.
- Baekhyun... Przepraszam - wyszeptał Tao, klęcząc przy nagrobku. - Wszystko, co wtedy się wydarzyło... ja traktowałem to jak żart. Wybacz mi. Wybacz Krisowi. My nie chcieliśmy... nikt nie chciał twojej śmierci - dokończył, niemal dławiąc się powietrzem. Ponownie podniósł wzrok, przyglądając się marmurowej płycie.
Kai nie żył. Sehun nie żył... a co gorsza wszystko sugerowało Tao, że to dopiero początek. Bał się. Rozumiał, co czuł Sehun po śmierci Jongina. Niepokój, wizje męczące jego umysł, a co gorsza czuł czyjąś obecność. Każdy z nich, przed wypadkiem, który pozbawił ich życia, wspominał o Baekhyunie. Ten temat miał być zakopany razem z nim. Wszyscy mieli milczeć dla swojego spólnego dobra. Teraz nagle wszyscy zabierają głos, jakby wiedzieli, że ich koniec jest bliski. Jakby chcieli przed śmiercią zrzucić ten ciężar winy i stać się wolnym.
Gdy tylko Tao odebrał dziś telefon od roztrzęsionego Chanyeola, zrozumiał, że pierwsze co musi zrobić, to przyjść tu, gdzie Baekhyun miał się znajdować. To miało go upewnić, że jego stary przyjaciel nie żyje. Jest kilka metrów pod ziemią. Nie rusza się. Na pewno ich nie prześladuje, bo to nielogiczne. Brunet chciał go też przeprosić, jakby tym samym chciał się upewnić, że nic mu się nie stanie. Jego serce biło szybciej ze strachu i miał ochotę się rozpłakać, myśląc o śmierci. Ratował go realizm Krisa, który ciągle go uspokajał, powtarzając jedno i to samo. Baekhyun nie żyje, a poza tym dlaczego miałby się mścić? Sam odebrał sobie życie, a zemsta... do niego nie pasowała. Był za słaby, by się bronić, a co dopiero atakować.
Tao opuścił głowę, wychodząc z terenu cmentarza. Silny podmuch wiatru potargał jego starannie ułożone włosy. Normalnie chłopak już kilkakrotnie przeczesałby je ręką, chcąc uratować jakoś ich wygląd, jednak tym razem brunet szedł dalej, nie reagując na zawzięty wiatr. Nie miał ochoty wracać do mieszkania. Jedyne o czym myślał, to o tym, by przez chwilę zapomnieć o tym, kim jest i co zrobił. Całkowicie wyłączył myślenie, idąc dalej zasypanym liśćmi chodnikiem.
Auta przejeżdżały obok, przez zatłoczoną drogę, pozostawiając po sobie warkot silnika. Tao nie zwracał na nic uwagi. Całkiem zatopił się w swoich myślach. Nie reagował na ciche szepty, szmery i dźwięk wytwarzany przez przejeżdżające obok auta. Pozwolił na to, żeby jego mózg całkiem się wyłączył, a ciało przełączyło się na tryb "autopilota" i samotnie pokierowało go starą trasą. Nawet nie zwrócił uwagi na luksusowe auto, które zatrzymało się tuż przy nim. Ktoś uchylił szybę samochodu.
- Tao... - zawołał niższym głosem. - Tao! - krzyknął. Brunet obrócił głowę, przyglądając się wołającemu go mężczyźnie. Kris gestem ręki wskazał, aby Tao wsiadł do samochodu. Lekko zamyślony chłopak, otworzył drzwi, po czym zajął miejsce obok kierowcy. - Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział niechętnie Kris, przyglądając się brunetowi. Położył ręce na kierownicy, ponownie naciskając pedał gazu. Ruszył znaną mu drogą. - Rano też dostałem telefon. Wiem o Sehunie - wyrzucił oschle. Tao siedział z opuszczoną głową, nie wsłuchując się specjalnie w słowa blondyna. - Dlaczego tam poszedłeś? - zapytał w końcu.
- Skoro byłeś na tyle mądry, żeby wiedzieć, że tam pójdę, to wymyśl sobie mój motyw - syknął brunet, nie podnosząc wzroku.
- Musisz tak na mnie warczeć? - zapytał łagodniejszym głosem Kris. - Martwię się o ciebie... po prostu.
- Od kiedy?
- Od zawsze - odpowiedział natychmiast blondyn. - Wiesz... jeśli masz zły humor, to przemilcz, zamiast mnie kąsać.
- Właśnie w tym problem! Ty ciągle milczysz. Myślisz, że przez to znikną twoje problemy?! Nie! Pieprzony egoisto! Kai nie żyje! Sehun nie żyje! Baekhyun nie żyje! To wszystko nasza wina... a ty milczysz! - krzyczał brunet. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, a ciało trzęsło się pod wpływem emocji. Kris spojrzał na niego lekko oszołomiony. Zatrzymał auto na jednym z podjazdów. Tao nie mógł się uspokoić. Zacisnął usta w wąską linie, cicho płacząc. Opuścił głowę, wstydząc się spojrzenia Krisa.
- Posłuchaj... Wiem, że to co się stało było z naszej strony największą głupotą. To było dość dawno. Zdaję sobie sprawę, że moim dawni przyjaciele nie żyją. Wiem, co się stało z Baekhyunem, ale... to nie nasza wina. Poza tym, mam ciebie. Może to jest egoizm, ale zauważam tylko ciebie. Tylko na tobie mi zależy i tylko o ciebie chcę się troszczyć - szepnął niskim głosem blondyn. Tao podniósł głowę, spoglądając na chłopaka zaszklonymi oczami. Blondyn pogłaskał go po policzku. - Jeśli przy mnie jesteś, to niczego się nie boję. No chyba tylko tego, że kiedyś możesz mnie opuścić.
- Ale... oni... przez nas nie żyją - jęknął cicho brunet.
- Są równie winni temu, co się stało, co my. To tylko wypadki. Przecież Baekhyun nie mści się na nas za swoje samobójstwo. - Kris starł kciukiem łzę z policzka chłopaka. - Już więcej przy mnie nie płacz. Czuje się winny - szepnął cicho z uśmiechem.
- Bo jesteś... - odpowiedział Tao przez łzy. - Nie myślałbym o takich głupotach, gdybyś był przy mnie. - Uśmiechnął się niewyraźnie. Kris odpowiedział mu tym samym. Przysunął się do bruneta, podtrzymując jego podbródek. Delikatnie musnął jego wargi, po czym odsunął się, spoglądając w jego oczy.
- Zawsze przy tobie jestem. Kiedy nie jestem z tobą ciałem, to myślami zawsze jestem tam, gdzie ty - wyszeptał Kris.
*
Chanyeol rzucił ręcznik na ciemną półkę stojącą
obok toaletki. Był już zmęczony całym dniem. Jedyne, co mogło go
teraz odprężyć, to długa kąpiel w gorącej wodzie i upragniony
sen. Spojrzał w lustro naprzeciw. Oznaki zmęczenia były widoczne
na jego twarzy. Lekko opuchnięte, przekrwione oczy były typową
oznaką niewyspania, a rozczochrane włosy sterczały w każdą
stronę. Tępy wzrok badał postać naprzeciwko. Minęło kilka
długich minut, zanim Chan rozpoznał w osobie naprzeciw samego
siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Czuł się tak, jakby był
pijany. Nieprzytomnie spoglądał na wszystko wokół, dopiero po
jakimś czasie mózg rejestrował widziany przez niego obraz i
przetwarzał wszystkie fakty.
Podszedł do wanny, odkręcając kran z ciepłą wodą.
Przez chwilę przyglądał się płynącej wodzie wypełniającej
wannę. Jej szum dudnił w jego uszach i wypełniał ciszę. Gorąca
para unosiła się w powietrzu, a obłoki jej dymu skraplały się, w
połączeniu z chłodnymi kafelkami.
Chłopak podszedł do szafki. Złapał dół bluzki i
zrzucił ją z siebie jednym ruchem. Później zajął się
rozpinaniem rozporka. Jego spodnie powędrowały gdzieś na podłogę,
zostawione obojętnie. Stojąc na zimnych kafelkach w samych
bokserkach, sięgnął po wiszący obok szlafrok. Narzucił go na
siebie, żeby jakoś nie drżeć w zimnej łazience. Sięgnął po
szczoteczkę leżącą w kubku obok umywalki i nałożył na nią
pastę, po czym szybkimi ruchami wyszczotkował zęby. Spojrzał na
swoje odbicie w lustrze, po czym splunął białą pianą do
umywalki. Odkręcił kran, nalewając do kubka trochę wody.
Przepłukał usta, po czym wytarł je rękawem szlafroka. Podniósł
nieprzytomnie głowę na zaparowane już lustro.
-
Chanyeol... - Usłyszał cichy szept. Odruchowo
obrócił głowę i spojrzał w płynącą strumieniem wodę, która
powoli zbliżała się do niego, wyznaczając sobie trasę pomiędzy
kafelkami, powoli się zabarwiając. Najpierw miała blady, żółty
kolor, później przeszedł w rdzawy pomarańcz, żeby ostatecznie
stać się szkarłatną czerwienią. Przerażony Chanyeol podążał
wzrokiem po trasie wyznaczonej przez krwawy strumyk wypełniający
fugę między płytkami.
Wtedy
natknął się na niego. Wyglądał dokładnie tak, jak wtedy.
Dokładnie, jak tego dnia, kiedy Park go znalazł. Ciemne końcówki
jego włosów przyklejały się do czoła, otulając mokrą twarz.
Ogromne, martwe oczy były zwrócone w jego stronę. Puste, bez
konkretnego wyrazu. Kryły w sobie tylko nutkę szaleństwa, której
Bakhyun nigdy w sobie nie miał. Brunet spoglądał na niego z
uśmiechem pełnym satysfakcji. I ręce. Dłonie wyciągnięte nad
taflę wody, oparte o brzeg wanny. Rozdarte od nadgarstka, do łokcia.
Głębokie rany obficie krwawiły przez żywcem rozdarte żyły.
Skóra na rękach była prawie niewidoczna, przez płynące przez nią
potoki krwi, które spływały z bladych palców. Niektóre krople
uderzały o taflę wody, rozpływając się w niej, a niektóre
upadały na ziemię. - Chan... - szepnął siwymi ustami.
Przerażony szatyn nie odrywał od niego wzroku. Jego oczy były
niemal maksymalnie rozszerzone, skupiając się na martwym ciele
chłopaka. Wszystko wróciło. A nawet było jeszcze gorzej niż
wtedy. Ból powiększył się dwukrotnie, niemal rozrywając całe
ciało Chanyeola. Chłopak upadł na kolana, na zakrwawioną i zalaną
wodą posadzkę.
-
Baekhyun! Zostaw mnie! Zostaw, proszę! - krzyknął,
zamykając oczy. Jego trzęsące się dłonie, zasłoniły uszy, nie
chcąc słyszeć melodyjnego głosu bruneta.
-
Chodź do mnie... Chan - szepnął łagodnie. Martwe ciało
chłopaka wykrzywiło się nienaturalnie, w taki sposób, że
tworzyło łuk. Przy tym przy każdym ruchu, martwego jak marionetka
ciała można było słyszeć cichy szczęk kości.
-
Odejdź! Nie żyjesz! Nie powinno cię tu być! Zostaw mnie! -
krzyknął. Do jego oczy zaczęły napływać łzy. Im więcej ich
było, tym bardziej zaciskał powieki.
Po
kilku długich sekundach ciszy podniósł wzrok. Wszystko ucichło.
Po białych kafelkach płynęły strumienie wody, która uciekała z
wypełnionej wanny.
Chanyeol
przetarł czoło, które zrosiły kropelki potu, wzdychając z ulgą.
To były tylko złudzenia wywołane przez jego zmęczony umysł. Nie
spał w sumie dwa dni bez przerwy. Siedział w czterech ścianach w
kompletnym mroku. Każdy by zwariował.
Wstał
ostrożnie na jeszcze chwiejnych nogach, których nie czuł. Oparł
się o umywalkę, starając się zebrać myśli, które przed chwilą
całkiem spiorunował znany mu z koszmarów widok. Spojrzał
odruchowo na lustro. Na jego zaparowanej tafli, ktoś pospiesznie
napisał kilka słów, z których w dół lustra ściekały drobne
krople wody. "Jestem przy tobie", z niewyraźnym
podpisem: "Twój ukochany Baekhyun".
Chanyeol
przygryzł dolną wargę, odruchowo ścierając napis, nie chcąc go
więcej oglądać. Gdy tylko przejechał po tafli szkła i widok stał
się bardziej wyraźny, zauważył w odbiciu lustra swoją przerażoną
twarz. Przyjrzał się uważniej. Czyjeś palce oplatały jego ramię,
a po chwili tajemnicza ręka sięgnęła dalej, obejmując go. W
odbiciu Chan zauważył stojącego za nim Baekhyuna, który przytulał
się do niego, wieszając mu się na szyi.
-
Na zawsze... razem - wyszeptał z uśmiechem. Przerażony
Chanyeol obrócił się gwałtownie. Nikogo nie zauważył, ale
obecność jego zmarłego chłopaka była niemal namacalna. Czuł na
sobie jego wzrok. Niemal widział oczami wyobraźni jego wyniosły
uśmieszek, a nawet słyszał cichy śmiech, który brzmiał
przerażająco w głuchej ciszy. Chyba, że... zaczynał tracić
zmysły.
*
▲
Chanyeol podniósł półprzytomnie głowę. Jego wzrok nieprzytomnie obejmował wszystko wokół. Ciemne pomieszczenie ledwie rozświetlało światło wydobywające się z niewielkiego, uchylonego okna. W pomieszczeniu było wyjątkowo zimno, bo powietrze stawało się niemal lodowate.
Chanyeol nie mógł przypomnieć sobie swojego snu. Był jednak pewny, że znajdował się w nim Baekhyun. W sumie się nie dziwił. Ostatnio ciągle wracał myślami do tych chwil, gdy byli razem. Byun był wyjątkowo nieśmiały i niewinny, jednak wiedział czego chce, a tego właśnie brakowało Chanyeolowi. Nawet gdy się poznali na wspólnych zajęciach nadprogramowych, które były dla nich obu odskocznią, ich relacja była początkowo jak Baekhyun - niewinna. Ograniczali się głównie do wspólnych rozmów i przyjacielskich gestów, które dla nich obojga były niewystarczające. Dopiero wspólny projekt, podczas zajęć dał im okazję wybrnąć z "strefy przyjaźni", a oni z niej skorzystali. Wszystko w tamtym dniu było magiczne. Od chwili, w której Chanyeol przyszedł do domu Baekhyuna, do którego trafił dzięki jego szczególnym wskazówkom. Pamiętał, jak niezręcznie się wtedy czuł, przybywając przy nim. Wydawało się, że oboje czują się niezręcznie. Brunet był uroczy, co kilka minut pytając gościa, czy na pewno czegoś nie potrzebuje. W końcu jednak kompletna cisza zmusiła ich do rozmowy. Co dziwne o nich. Byun zapytał wtedy: "Kim dla ciebie jestem?" Chanyeol chciał odpowiedzieć: "Przyjacielem", ale wtedy odpowiedział całkiem inaczej. Nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Przysunął się do chłopaka, delikatnie całując jego usta. Spodziewał się zaskoczenia z jego strony, ale nie doczekał się go. Brunet złapał Chanyeola za ramię, przyciągając go do siebie i pogłębiając pocałunek.
Szatyn poczuł ciepło w okolicach klatki piersiowej, przypominając sobie te wspaniałe chwile. Razem. Wtedy wszystko się zaczęło. Jego życie sprzed tego okresu było niczym. Zwykłą egzystencją.
Chłopak przetarł oczy ręką. Jego powieki ciągle były ciężkie i podnosił je z trudem. Mimo to nie mógł zasnąć. Coś nie dawało mu całkowicie odpłynąć w krainę Morfeusza. Ponownie poprawił poduszkę i poczuł, jak gładki materiał kołdry delikatnie zsuwa się z jego nóg. Obrócił głowę, spoglądając z zaskoczeniem na pościel. Materiał był charakterystycznie zagnieciony na dole, tak jakby czyjaś ręka ściągała go w dół. Był sparaliżowany strachem.
Przerażonym wzorkiem spoglądał w dół, czując, jak całe jego ciało drętwieje. Wsłuchiwał się w cichy śmiech. Zaskoczony złapał drugi koniec kołdry, naciągając ją na siebie. "Szalejesz Chanyeol... pewnie o coś się zahaczyła" - wytłumaczył sobie, szarpiąc jej drugi koniec. W końcu materiał ostatecznie puścił, na co chłopak zareagował cichym westchnieniem ulgi. Ułożył się na poduszce, szczelnie okrywając kołdrą, z która przed chwilą tak zawzięcie walczył. Przymknął oczy, chcąc odpędzić od siebie wszystkie myśli.
Po kilku sekundach poczuł, jak materac łóżka ugina się pod czyimś ciężarem. Nie miał na tyle odwagi, by podnieść wzrok i obrócić głowę, jednak ciągłe przemieszczanie się tego ciężaru zmusiło go do tego. Ostrożnie zsunął z siebie kołdrę, spoglądając za siebie. Jego serce zabiło mocniej, a niepokój przyprawiał go o mdłości.
Czyjeś zakrwawione palce powoli zaciskały się na pościeli z samego końca łóżka. Ręce wydostawały się wyżej, jakby chcąc dosięgnąć Chanyeola, który otępiałym wzrokiem przyglądał się temu, co się działo. Odruchowo podkulił nogi. W końcu czyjaś głowa wysunęła się spod krawędzi łóżka, zmierzając w tą samą stronę, co zalane krwią dłonie, które pozostawiały na białej pościeli ciemne ślady. Spod ciemnej czupryny, Chanyeol rozpoznał szyderczy uśmiech. Kąciki ust bruneta wykrzywiły się w obłudnym uśmieszku, jakby złowroga aura wypływała właśnie z niego, jakby chora satysfakcja wypełniała całe jego ciało.
- Baekhyun... - wyszeptał cicho szatyn. Ten cichy głos wyszedł z jego ust mimowolnie. Czuł wszystkie możliwe uczucia na jego widok. Ból, strach, wstyd, ale i radość, spełnienie. Tak bardzo chciał go zobaczyć, nieważne jak, ważne, żeby był przy nim. Gdyby wiedział, że po śmierci będzie mógł z nim pozostać, odebrałby je sobie bez zastanowienia. Jednak ten Baekhyun go przerażał. Nie. To nie był Baekhyun... to nie ten Byun, którego znał. To była jego zraniona, chora chęć zemsty, która jakby przejęła jego ciało. Wszystko, co Chanyeol tak kochał, zostało zakopane pod ziemią, albo... zostało przez nich zabite tamtego dnia.
Brunet podniósł gwałtownie głowę, a przerażający uśmiech nie znikał z jego twarzy. Powoli wspinał się po pościeli, sięgając zakrwawionymi dłońmi coraz wyżej, jakby chciał pochwycić Chanyeola. Jego palce gwałtownie zaciskały się na niej, a jego ciało wydawało się nienaturalnie wykrzywione. W końcu zjawa zbliżyła się do niego na tyle, że ich twarze niemal się stykały. Brunet zawisł nad Chanyeolem, spoglądając w jego przerażone oczy.
- Chanyeol... tęskniłeś? - zapytał z uśmiechem, dotykając jego policzka. Ciało szatyna drżało z przerażenia. W środku niemal krzyczał, ale na zewnątrz nie mógł wydobyć z siebie jakiegokolwiek szeptu, a co dopiero krzyku. Nie mógł się ruszyć.
Usta Baekhyuna przybliżyły się do jego, łapczywie całując jego wargi. Przerażony chłopak nawet nie zareagował na ten gest ze strony swojego byłego chłopaka. Chciał odpowiedzieć mu tym samym. Oddać pocałunek. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Baekhyun nie żył. Chciałby się okłamywać, ale tego nie dało się wypchnąć ze świadomości. Chanyeol odepchnął go gwałtownie. To nie był jego chłopak. Kim on był?
Wyraz twarzy bruneta się zmienił. Spoglądał na Chanyeola półprzytomnie, z przekrzywioną głową. Jego zakrwawione palce powoli dotknęły ust, pozostawiając na nich czerwone ślady.
- Więc... tak - szepnął, opuszczając głowę. Złośliwy uśmieszek wrócił na jego twarz. - Nie kochasz mnie? Już... - dodał głośniej. - Więc teraz nic mnie nie zatrzyma! - warknął, podnosząc pewny siebie wzrok na twarz Chanyeola.
Brunet przeraził się tego spojrzenia. Jego serce biło coraz szybciej, a umysł jakby przygasał. Chłopak czuł się tak, jakby tracił przytomność. Obraz Baekhyuna po chwili się rozmył, zastąpiła go ciemna pustka.
Chanyeol otworzył oczy. To był...tylko sen? Jego głowa niemal pękała i czuł się wyjątkowo skołowany. Wszystko co widział, było takie realne. Dotyk Baekhyuna, jego obecność, a nawet pocałunek. Czy to było tylko fikcją wykreowaną przez jego zmęczony już umysł?
Podniósł głowę, czując ból pulsujący w skroni. Czuł się, jak po ogromnym kacu z sobotniej imprezy. Spojrzał odruchowo na rozkopaną pościel, po czym podniósł wzrok na otwarte okno. Nieprzytomnie, ponownie spojrzał na białą pościel, na której coś go zaniepokoiło. Rozsunął ją, przyglądając się materiałowi. Czerwone ślady dłoni, wyraźnie odbite na kołdrze wywołały u chłopaka dreszcz, który przebiegł po jego plecach.
To... nie był sen?
*
▲
Kris
nie przepadał za sztuką. Nudziła go, czasem bawiła i to tylko
dlatego, że nie potrafił jej dogłębnie zrozumieć. W przeszłości,
kiedy słyszał słowo teatr, uśmiechał się lekko, niby
przyjaźnie i odpowiadał wymijająco. To nie były tematy dla niego,
ten świat nie interesował go wcale. Podobnie było w muzeum. Stojąc
przed obrazem, nie widział w nim nic szczególnego, tylko kilka
pociągnięć pędzlem, które potrafiłaby powtórzyć nawet jego
sześcioletnia kuzynka. Sztuka... Uważał ją za całkowicie zbędną
i niepotrzebną.
Prawdopodobnie
sam nigdy nie wszedłby do teatru. Omijałby go szerokim łukiem,
nie obrzucając nawet jednym, przelotnym spojrzeniem. Mijałby go
codziennie w drodze do pracy, ale kompletnie zapominał o jego
istnieniu. Bo po co pamiętać coś, co jest całkowicie zbędnym?
Byłoby tak, gdyby nie Zitao. Dla niego teatr był całym życiem.
Narodził się by grać i czerpał z tego niesamowitą przyjemność.
Stojąc na scenie, czuł, że żyje, że wreszcie może uwolnić
głęboko skrywaną wewnątrz siebie cząstkę swej duszy. Właściwie
nigdy nie przeszkadzało mu to, że Kris nie przepadał za jego
pasją, nie słuchał, gdy ten mu o wszystkim opowiadał.
Najważniejsze było, że przychodził na niektóre spektakle. To
wiele dla niego znaczyło, cieszył się, że może pokazać, że
jest najlepszy przed swoim chłopakiem, że ten w jakiś sposób to
doceni. Może nie tak zauważalnie, jakby tego chciał, ale jednak...
Liczyły się tylko chęci.
Wziął
głębszy oddech, czując jak przez jego ciało przechodzi fala
ekscytacji. Nigdy nie był aż tak zadowolony ze swojej ciężkiej
pracy podczas niemalże morderczych treningów i przygotowań. Każdy
dzień był wyzwaniem, ale nawet siedzenie do późnych godzin w
salach treningowych w jakiś sposób wzmacniało go i utwierdzało w
przekonaniu, że jest najlepszy w tym co robi, że nie mógłby
porzucić swojej pasji, bo to byłoby złe, niewłaściwe.
-
Jak się czujesz? - Kris zapytał, uśmiechając się lekko do
swojego chłopaka. Oplótł jego talię ręką i przycisnął mocniej
do siebie.
-
Świetnie – odparł bez wahania, zarzucając dłonie na szyję
partnera. - Nigdy wcześniej nie byłem tak podekscytowany. Nie mogę
się doczekać spektaklu. Wreszcie będziesz mógł zobaczyć, jak
ciężko przez ostatni czas pracowałem – mruknął, lekko całując
go w policzek.
-
Widzę, że masz dobry humor – zauważył, a jego oczy rozświetliły
się nieznacznie. Lubił, kiedy Tao był szczęśliwy i niemal
promieniał, zupełnie jak w tamtej chwili. - To przez to
przedstawienie?
-
Tak – potwierdził, uśmiechając się szeroko. - Poza tym myślę,
że dzisiejszy występ będzie niezapomniany. I Kris, obiecasz mi
coś? - zapytał z nadzieją, skradając z jego ust jednego,
niewinnego całusa.
-
Co takiego?
Tao
wziął głębszy wdech i ułożył jedną dłoń na policzku Krisa,
który spojrzał na niego uważnie, wyczekująco.
-
Wyłącz telefon. Nie chcę, żeby ktoś dzwonił podczas spektaklu.
Wtedy zawsze wychodzisz i przegapiasz najciekawsze momenty. Zrób to
dla mnie. Proszę? - Otworzył szerzej oczy i zbliżył swoją twarz
do tej Krisa. - To jak?
-
Jasne, jeśli tylko chcesz.
Nie
czekał na odpowiedź, nie zwracał uwagi, że są w miejscu
publicznym, że stoją przed wejściem na scenę i w każdej chwili
ktoś mógł ich przyłapać. W tamtym momencie dla nich liczyły się
tylko ich usta złączone ze sobą w pełnym zachłanności i oddania
pocałunku. Nie myśleli o tym, że być może to ich ostatni raz, że
nigdy więcej nie zasmakują czegoś podobnego.
-
O, Zitao. - Oboje usłyszeli kobiecy głos. Niechętnie odsunęli się
od siebie i niemal z wyrzutem spojrzeli na szczupłą, wysoką
szatynkę, która w dłoniach trzymała scenariusz. - Dobrze, że cię
znalazłam. Zaraz wychodzimy – zakomunikowała, po czym posłała
mu słaby uśmiech. Mimo to nie odeszła, nadal trzymała w dłoniach
plik kartek, mocno zaciskając na nich palce.
-
Yoona, wszystko w porządku? Blada jesteś.
Dziewczyna
spojrzała na niego i pokiwała głową.
-
Tak. - Uśmiechnęła się jakby na wymuszenie, oddychając głęboko.
- Po prostu się denerwuję. Ale nie zwracaj uwagi, przed występami
zawsze tak mam. Jeszcze nie przywykłam do tak licznej publiczności.
Przyszło naprawdę wiele osób. Sala jest cała wypełniona –
poinformowała, rzucając krótkie spojrzenie Krisowi. - Ja już
pójdę. Idziesz ze mną, Tao?
Brunet
pokiwał głową i pocałował przelotnie Krisa w policzek.
-
Trzymaj kciuki – poprosił, uśmiechając się na odchodne.
Kris
westchnął, zdając sobie sprawę, że ta najprzyjemniejsza część
właśnie minęła. Teraz będzie musiał przetrwać ponad godzinny
spektakl, który przyprawiał go o zawroty głowy. Gdyby nie Tao,
dałby sobie spokój już na samym początku, ale sama myśl, że
przez cały ten czas będzie mógł wpatrywać w swojego chłopaka,
jakoś podtrzymywała go na duchu. Poza tym Tao oddający się swojej
pasji, był niesamowitym i niezapomnianym widokiem. Dlatego nie
wyszedł z teatru, a wszedł na salę i zajął swoje miejsce.
Tak,
jak mówiła Yoona, cała sala była zapełniona, a prawie każdy
fotel był przez kogoś zajęty. Tylko jeden był wolny – po jego
lewej stronie. Na początku wcale nie zwracał na niego uwagi, jakby
był najbardziej zwyczajną rzeczą na świecie, bo przecież przed
seansem ktoś mógł zakupić bilet i z jakiś powodów się nie
zjawić. To wszystko wyjaśniałoby puste miejsce, dlatego całkowicie
skupił się na obrazie przed nim.
Niedługo
później w całej sali zgasły wszystkie światła, prócz tych
oświetlających scenę. Ciemną salę przeszył pierwszy huk,
zwiastujący rozpoczęcie całego spektaklu, a Kris nie mógł
doczekać się, gdy wreszcie ujrzy pełną skupienia twarz swojego
chłopaka. I wreszcie znalazł go. Stał na środku, tuż obok Yoony,
która wyglądała na jeszcze bledszą niż kilkanaście minut
wcześniej. W przeciwieństwie do niej Tao tryskał wręcz energią,
która była niezbędna do jego roli. Czasami zerkał w stronę
Krisa, jednak szybko odwracał wzrok, zdając sobie sprawę z tego,
że musi skupić się na roli. Perfekcja – ona była jego
priorytetem. Nie mógł zawieść swoich oczekiwań, ani Krisa.
Musiał być najlepszy.
Jeszcze
nigdy wcześniej na scenie nie czuł się tak swobodnie. Wszystko
jakby zamierało, a pozostawał tylko on – grający główną rolę,
dający z siebie wszystko to, co najlepsze. Każdy ruch był
wcześniej ćwiczony, ale mimo to słabe uśmiechy nie były tylko
grą, dlatego wydawały się szczere. Jego głos nie drżał
ani trochę, trema była mu nieznana, a przed publiką czuł się
niesamowicie swobodnie, jakby znalazł swój jedyny, niepowtarzalny
raj.
Widział
zachwyt malujący się na twarzach oglądających. Czuł ten podziw od
nich bijący i doskonale wiedział, że wszystko kierowane jest w
jego stronę. Uwielbiał ten stan – być najważniejszym, sprawiać
wrażenie ideału, który faktycznie żyje i ukazuje swoją
doskonałość. To nie on tak siebie nazywał, nie chciał wyjść na
narcystycznego dupka. Jedynie odczytywał te informacje z zachowania
publiki. Byli jak otwarte karty, niesamowicie prości do
rozgryzienia.
-
To najnudniejsze przedstawienie, jakie widziałem. –
Usłyszał za sobą znajomy głos, który w tamtej chwili wydawał mu
się jedynie fikcją, czymś zupełnie nieprawdziwym, odległym.
Zignorował go, ponownie skupiając się na scenariuszu.
Znów
nadeszła jego kolej, ponownie mógł pokazać to, że jest świetny.
Wyszedł
na środek, jednak nie wiedzieć czemu, jego nogi stały się jak z
waty, bezwładne, jakby nagle stracił wszystkie siły. Już otwierał
usta, gdy usłyszał dosyć donośne skrzypnięcie. Wprawdzie nie był
sam – po sali rozniósł się pełen zdziwienia szept, a aktorzy
wymienili ze sobą zdezorientowane spojrzenia, gdy hałas powtórzył
się ze zdwojoną siłą.
-
Może zagramy według mojego scenariusza?
W
gruncie rzeczy mógłby po raz kolejny zwalić to na swoją
wyobraźnię i naprawdę chciał to zrobić, ale mimo wszystko nie
mógł, kiedy spojrzał w stronę Krisa. Już wiedział, dlaczego
znajomy mu głos nagle zniknął, choć widok przed nim był stokroć
razy gorszy od cichego szeptu.
Kris
spojrzał ze zdziwieniem na Tao, który zamarł w bezruchu. Jego
ciało nagle stało się całkowicie sztywne, a oczy otworzyły się
szerzej w przerażeniu. Nie ruszał się z miejsca, stał bezczynnie,
wpatrując się w miejsce obok niego. Doskonale wiedział, że nie
jest to część scenariusza i musiał być jakiś powód, tłumaczący
zachowanie Zitao.
Zacisnął
dłoń na rączce od fotela, powoli przekręcając głowę. Nie
zobaczył nic, zupełna pustka, która w tamtym momencie wydawała mu
się nazbyt podejrzana. Przez chwilę myślał o tym, czy nie lepiej
będzie, jak wyjdzie lub jakoś dostanie się do Tao i zapyta, o co
mu chodzi, ale przecież nie mógł przerywać spektaklu. Zniszczyłby
chwilę chwały swojego chłopaka.
Cofnął
rękę, przyciągając ją do siebie, czując na niej
czyjś dotyk. Zimna, wręcz lodowata dłoń owinęła się wokół
jego nadgarstka, a szkarłatne kropelki krwi powoli skapywały na
jego mlecznobiałą skórę. Zdusił w sobie okrzyk, wyszarpując
dłoń z uścisku. Mimo ciemności, był w stanie dostrzec ciemne
odbicia długich, szczupłych palców.
-
Baekhyun – jęknął Tao, widząc zarys sylwetki bruneta,
siedzącej na fotelu obok jego chłopaka. - Kris! - krzyknął,
zdając sobie sprawę, że tylko na tyle było go stać w tamtym
momencie. Mimo wszystko nie powtórzył tego po raz kolejny, jego głos
całkowicie się załamał.
-
Jesteś świetnym aktorem. - Ponownie usłyszał szept
zjawy, która nagle pojawiła się tuż przed nim. Dzieliło ich
zaledwie kilka kroków. Jeden, dwa, trzy...Blada twarz Baekhyuna
znalazła się tak blisko Tao. - Poradzisz sobie z każdą rolą
– dodał, wykrzywiając wąskie usta w pełnym satysfakcji
uśmiechu.
-
Czego chcesz? - jęknął, jednak nie ruszył się ani krok do tyłu.
Nie dał rady, zupełnie jakby coś siłą trzymało go w tym jednym
miejscu. A chciał uciekać, zapomnieć o tym wieczorze.
Zmora
spojrzała w dół, po czym swój wzrok przeniosła na Tao,
wyciągając na przód swoje ręce. Szczupłe, długie, z żywcem
rozszarpaną skórą przy nadgarstkach. Z podciętych żył nadal
sączyła się bordowa krew, która skapywała na drewnianą podłogę
sceny, pozostawiając po sobie ledwo widoczne smugi. I gdy Tao
podniósł wzrok, mógłby przysiąc, że wolał patrzeć na
poranione ręce, zamiast w czarne, zaszyte cieniem chorego
rozbawienia i bólu oczy.
-
Zemsty – syknął, przechylając głowę w bok.
-
Nie chcieliśmy twojej śmierci! - krzyknął rozpaczliwie, z
przerażeniem wpatrując się w bladą, zakrwawioną posturę przed
sobą. - Więc dlaczego nam to robisz?
-
Każdy z was zna odpowiedź – oznajmił, powoli stawiając
kolejny i ostatni krok do przodu. Po chwili spojrzał do góry, a na
jego niewinnej, martwej twarzyczce zakwitł uśmiech. - Mam
nadzieję, że będziesz tak samo cierpiał, jak ja.
Wraz
z ostatnim słowem, duży reflektor, który dzień wcześniej został
zamontowany, wraz z częścią rusztowania runął w dół. Brunet
nie zdążył wykonać żadnego ruchu, nim ostrzejsza część
przecięła jego ciało. Nim zamknął oczy, usłyszał krzyki
publiki i ten jeden należący do Krisa. Pełen bólu i cierpienia.
-
Tao! - wrzasnął, zrywając się z fotela.
Nie
zwracał uwagi na wystraszony tłum, ani na iskry, które
odstrzeliwały z rozerwanych kabli i w efekcie doszczętnie paliły
materiałową kurtynę, jak i drewnianą, zabytkową scenę. Nie
obchodziło go własne życie, liczył się Tao leżący bezwładnie
w kałuży własnej krwi. Działał instynktownie, szybko, lecz
niezgrabnie.
Siłą
przepchał się przez grupę ludzi uciekających w stronę wyjścia,
niemalże taranując ich po drodze. W tamtej chwili nawet wysokość,
jaką musiał pokonać, by dostać się do ukochanego, nie stanowiła
żadnej przeszkody, bo miał nadzieję, która pozwalała mu
wytrzymać.
-
Tao...- jęknął, podbiegając do bezwładnego, nieruchomo leżącego
ciała. Chwycił w ręce jego koszulkę i przyciągnął do siebie,
błagając, by nie odchodził. Ale nie mógł prosić o tak wiele,
nie teraz, gdy karma, z której kiedyś kpił, wreszcie nadeszła.
Jego kara właśnie się zaczęła.
Baekhyun
usiadł na swoim miejscu, przyglądając się przedstawieniu
rozgrywającemu na scenie, po czym uśmiechnął szeroko na widok
zwitych w więzach ogania ciał.
-
Doprawdy niezapomniany widok.
Ostatnimi
odgłosami tamtego wieczoru był pełen żalu krzyk Krisa i głośne
oklaski ostatniego, pozostałego w teatralnej sali widza.
*
▲ * ▲
*
▲
▲ * ▲
2010
r.
Baekhyun
skulił się nieznacznie, zaciskając mocniej palce na zimnej dłoni
swojego chłopaka, ledwo idąc do przodu. Nie chciał tam iść, sama sceneria go przerażała, a myśl, co może się stać w środku,
powoli paraliżowała całe jego ciało. Jednak to, że miał przy
sobie Chanyeola sprawiało, iż odsuwał obawy na bok. Wiedział, że
przy nim nic mu się nie stanie, a jeżeli już nadejdzie się jakiekolwiek
zło, ten go obroni, przecież Chanyeol niczego się nie bał.
Czasami był dumny, że ma takiego chłopaka, że może trzymać go za rękę i skradać czułe pocałunki z jego ust. Uważał
ich związek za idealny, bo w końcu taki był.
-
Nie trzęś się tak, przecież nic ci się nie stanie. - Zaśmiał
się Park, spoglądając kątem oka na Baekhyuna, który w odpowiedzi
nabrał jedynie więcej powietrza do płuc. - Widzę, że mi nie
wierzysz.
-
To nie tak! - oburzył się natychmiastowo, wpatrując się na
budynek przed nimi. Wiele razy go widział, przejeżdżał drogą
obok, ale nigdy nie zwracał zbytnio na niego uwagi. Poza tym, za dnia
wszystko wydawało się takie normalne, ale gdy zapadał zmrok,
okolica stawała się straszniejsza. Nawet powykrzywiane, pozbawione
drzewa liści potrafiły go przestraszyć. - Po prostu nie lubię
takich miejsc.
-
Jak przystało na naszą księżniczkę - wyrzucił kąśliwie
Tao, trzymając w ręce butelkę piwa. Nikt nie wiedział dlaczego
brunet był w tak złym humorze. Wyglądało na to, że między nim a
Krisem zaszła mała sprzeczka, przez co do tamtej pory wyżywał się na
wszystkich.
-
Słyszeliście tę historię? - zapytał rozentuzjazmowany Kai. - Ten
dom nie jest taki całkiem normalny. Mieszkała w nim ta dziwna
kobieta. Podobno nigdy nie wychodziła na zewnątrz. Po jej śmierci
znaleziono wiele ciał w murach tego budynku. Nikt tak naprawdę
nie wie, co widziały ściany tego domu, ale ciągle żywa jest
legenda, że kto tam wejdzie, ten nie wróci już taki, jak był.
Podobno aura tego domu budzi w ludziach złą naturę.
- O
cholera! Obudził się pijany wariat Jongin! - zaśmiał się Sehun,
odbierając niepełną butelkę trunku z ręki chłopaka. - Ty już
lepiej nie pij, bo zaczniesz nam tu jakieś pogańskie obrzędy
odprawiać.
- O!
Wybacz... zapomniałem, że ciebie też tak łatwo nastraszyć, jak
Baekhyuna. - Oh zmierzył bruneta piorunującym wzrokiem.
-
Ej! - warknęli naraz razem z Baekhyunem. Chanyeol zaśmiał się
pod nosem, przyciskając go do siebie.
-
Nie szkodzi... Taki przerażony, jesteś słodszy - zaśmiał się pod
nosem szatyn, przytulając do siebie mniejszego chłopaka. Ten
uderzył go w ramię ze śmiesznym grymasem na twarzy, który
wywołał u Chanyeola ciepły uśmiech.
-
Chwila! Wy chyba nie zamierzacie tam iść z nami, żeby się
pieprzyć gdzieś po kątach? - rzucił Kai, ze złośliwym
uśmieszkiem. Cztery pary oczu powędrowały na przytuloną do siebie
dwójkę chłopaków.
-
Nie – zaprzeczył szybko Baekhyun, zabawnie marszcząc czoło.
-
Właśnie, moje łóżko jest wygodniejsze od jakiejś brudnej rudery
– Chanyeol dodał szybko, patrząc z uwagą na obdarte, stare ściany. -
Jongin, nie mogliśmy zostać u mnie w domu? Już wolałbym jakiś
maraton z dennymi horrorami od bezcelowego chodzenia po tym –
jęknął, z obrzydzeniem obrzucając wzrokiem stare, pozbawione szyb
okiennice. Przez niektóre można było dostrzec podarte firany
wprawione w ruch przez zimny, porywisty wiatr.
-
Wiecie co? Mam wrażenie, że mam do czynienia z jakąś bandą
rozhisteryzowanych panienek, które boją się własnego cienia –
burknął żywo Kai, stając przed starymi, ledwo trzymającymi się
zawiasów drzwiami. - Jesteś ciotą, Yeol.
-
Zaraz ci przywalę, jeśli się nie zamkniesz – odparł, mierząc
przyjaciela morderczym wzrokiem. Doskonale wiedział, że chłopak
mówi tak z przyzwyczajenia, a jego odzywki przestały robić na nim
jakiekolwiek wrażenie.
-
A ja was obu uduszę, bo mam dość stania przed tymi cholernymi
drzwiami. Otwieraj, Jongin, jeśli chcesz przeżyć – warknął
Kris stojący na samym końcu, tuż obok Tao wpatrującego się w
butelkę z piwem. - A ty też nie pij więcej, wystarczy ci – dodał,
odbierając trunek chłopakowi, co nie obeszło się bez pełnego
oburzenia sprzeciwu.
-
Rozmawialiśmy o tym - burknął Tao. - Nie masz prawa mówić
mi, co mam robić. - Szarpnął butelką, przyciskając ją do
siebie, jak największy skarb.
-
Mam prawo, dopóki cię kocham. Dawaj to! - Ton Krisa zrobił się
poważniejszy. Spokojnie zlustrował sylwetkę partnera.
Brunet odwrócił wzrok od wyciągniętej w jego stronę ręki
Krisa.
-
Cholera - syknął, wręczając mu butelkę. Blondyn spojrzał na
niego z dumnym uśmiechem. - Zadowolony? - syknął Tao, odsuwając
się od niego.
-
Jak nigdy. - Kris objął go ramieniem.
-
Ej! Ej! Wy dwaj! To nie walentynki, a wy się wszyscy ściskacie, jak
zakochane gołąbki - jęknął Jongin. - Dajcie sobie spokój, bo mi
tylko Sehun zostanie... a to żadne wyzwanie.
-
Chciałbyś! Takiego tyłka, jak mój, to w życiu nie zobaczysz -
zaśmiał się lekceważąco Oh.
-
Nie kuś!
-
Cholera Kai... otwierasz, czy umawiasz się na seks? - Chanyeol
szturchnął chłopaka w ramię.
-
Dobra, dobra. - Brunet podszedł do drewnianych, przyglądając się
metalowemu zamkowi. Ten dom był taką ruiną, że nie musieli się
specjalnie martwić o jego wygląd, po ich małym wtargnięciu.
Jongin odsunął się trochę do tyłu i z całej siły uderzył
ramieniem w drzwi. Za pierwszym razem rozległ się głośny szczęk
zamka i powstała mała szpara między drzwiami, a futryną, jednak
stary zamek ciągle się trzymał. Kai rozpędził się
jeszcze raz, powtarzając czynność. Zardzewiały kawałek metalu
rozkruszył się, a drzwi otworzyły się gwałtownie. Do ciemnego
pomieszczenia wleciały odrobinki kurzu. Tańczyły w powietrzu,
świecąc w świetle księżyca, które dostało się do środka, gdy
tylko drzwi się otworzyły. Kai rozmasował obolałe ramię. Odsunął
się, wpuszczając resztę chłopaków do środka.
-
Jongin, jesteś pewien, że tu straszy? - zapytał Sehun, rozglądając
się po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Jak zdążył się
zorientować, stali w dość dużym hallu, który był prawie
całkowicie pusty, pomijając zbite lustro ledwo trzymające się
ściany. - To raczej wygląda jak jakiś tani burdel z dziwkami po
pięćdziesiątce, niż dom, w którym straszy.
Kai
zmrużył oczy, westchnąwszy.
-
Straszy – odparł po chwili, uśmiechając się wrednie. - To
znaczy, tak słyszałem. W sumie, jak teraz o tym pomyślę, to
głupio byłoby, gdyby tego wieczoru się nic nie stało. Chcę wyjść
z tego domu i zapamiętać te Halloween do końca swojego życia –
dodał po chwili, powoli podchodząc do przejścia pomiędzy hallem,
a kolejnym korytarzem.
-
Ja z kolei wolałbym już stąd iść – jęknął Baekhyun, czując,
jak jego nogi drżą ze strachu. - Dziwki, duchy, co za różnica.
Chanyeol, możemy wyjść? - zapytał cicho, zaciskając dłonie na
kurtce swojego chłopaka, który tylko obrzucił go wzrokiem.
-
Nie, skoro już tu jesteśmy, zostaniemy. Jestem ciekawy tego
miejsca, bo póki co, mam wrażenie, że Kai sobie wszystko wymyślił
– odpowiedział za niego Kris, idąc powoli obok swojego chłopaka,
który w tamtym momencie nie bardzo przejmował się otoczeniem,
zupełnie jakby był obojętny na nie.
-
Z tobą Kris, nie ma żadnej zabawy – żachnął Jongin, posyłając
piorunujące spojrzenie wysokiemu blondynowi, który w odpowiedzi
prychnął jedynie z rozbawieniem.
Baekhyun
zacisnął mocno usta, powoli wchodząc do salonu. Na środku stała
stara, miejscami podziurawiona sofa, natomiast naprzeciw niej
znajdowała się półka. Jej drzwiczki były w połowie urwane,
zwisając bezwładnie na jednym zawiasie. Nie chciał na to patrzeć,
od razu do głowy przychodziły mu przeróżne, dziwne sceny, które
mogłyby się zdarzyć, które tak cholernie go przerażały.
-
Chan... - powtórzył cicho brunet, przysuwając się bliżej swojego
chłopaka. - Chodźmy stąd... Proszę - jęknął cicho. - Mam złe
przeczucia.
-
Chan, Chan... - powtórzył Tao, przedrzeźniając tym samym
Baekhyuna. - Czy ty umiesz się zachowywać, jak dorosły? Nie masz
czterech lat! - warknął lekko zdenerwowany. Kris posłał swojemu
chłopakowi złośliwe spojrzenie. - No co? - zapytał wyższym
głosem brunet, widząc na sobie karcące spojrzenia przyjaciół. -
A nie mam racji? Chanyeol, mogłeś go ze sobą nie brać, jak ta
dziewczynka ma nam zepsuć wieczór.
-
Uspokój się, Tao - zaczął Park, przytulając mocniej posmutniałego
Baekhyuna, jakby chciał mu tym dodać otuchy. - Jesteś pijany, więc
pomyśl, co mówisz - warknął.
-
Czy to groźba, Chanyeol? - zapytał poważniejszym głosem Kris,
spoglądając na chłopaka z pogardą.
-
Skąd. Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałbym się kłócić,
ale ja nie pozwolę obrażać Baekhyuna -wyjaśnił, stając pewnie
naprzeciwko nich.
-
Stop! Chyba nie tak miał wyglądać ten wieczór, co nie? - Sehun
stanął między dwójką chłopaków. - Jesteśmy najbardziej zgraną
paczką na świecie, co się z wami dzieje?
-
Wiele się zmieniło, prawda? - syknął Tao, spoglądając złowrogo
na Baekhyuna, który z paniką w oczach patrzył raz na Krisa, raz
na Chanyeola. Ciężko było nie wyczuć tej złej aury między nimi.
-
Nic się nie zmieniło. Przyjaciele są dla mnie najważniejsi, jak
zawsze. Baekhyun jest nie tylko moim chłopakiem, ale i przyjacielem,
więc nie widzę problemu - powiedział Chan, spoglądając na Sehuna
z uśmiechem.
-
Dobra. Spokojnie. Ja tylko żartowałem. - Na twarzy Tao pojawił się
teatralny uśmieszek wyćwiczony do perfekcji. - Nie chce być powodem sporu. - Brunet
przelotnie spojrzał na Baekhyuna, uśmiechając się złośliwie pod
nosem. Kris odsunął się od Parka na bezpieczną odległość,
odwracając od niego wzrok. Sehun westchnął z ulgą, gdy sytuacja
już się uspokoiła.
-
Świetnie, wszyscy jesteśmy zgodni, a teraz pochodźmy po tym domu,
może spotkamy jakiegoś ducha, w które tak wierzy Jongin, co? -
zaśmiał się melodyjnie, lekko popychając bruneta stojącego obok.
Po
chwili po pomieszczeniu skąpanym w ciszy, przerywanej jedynie ich
oddechami, przeszedł dźwięk telefonu Chanyeola. Chłopak westchnął
ciężko i sięgnął do kieszeni spodni, ignorując oczy swoich
przyjaciół wbite w jego osobę. Spojrzał na wyświetlacz,
dochodząc do wniosku, że musi odebrać.
-
Zaraz przyjdę - mruknął, kierując się w stronę wyjścia z
salonu. Nie wiedział dokładnie gdzie idzie, gdyż nie znał
struktury domu. Po prostu wolał rozmawiać na osobności, wiedząc,
że Kai z Sehunem skutecznie uniemożliwialiby mu to, rzucając
jakimiś swoimi głupimi, dziecinnymi odzywkami.
-
Nie zostawiaj mnie, Channie – jęknął Baekhyun, wpatrując się
utęsknionym wzrokiem w wyższego chłopaka, który nawet nie obrócił
się na jego słowa, co więcej zniknął w mroku i grubymi ścianami
oddzielającymi pomieszczenia. Chciał być z nim, jednak nie wykonał
żadnego kroku. Bał się zostać sam chociaż na chwilę, ale wizja
spędzenia tych minut z osobami, które uważał za przyjaciół,
wydawała mu się znacznie lepsza, od błądzenia w poszukiwaniu
Parka.
Zrezygnowany
spuścił w dół ręce, beznamiętnie wpatrując się w ścianę
przed nim. Nie miał zamiaru wchodzić w żadne konwersację z
przyjaciółmi, nie wtedy, gdy Sehun z Jonginem mieli w sobie chyba
aż nazbyt energii, a Tao z Krisem niemal buchali jadem i złością
aż od nich emanującą. I tym sposobem, stwierdził, że
najciekawszą rzeczą, jaką mógłby w tamtej chwili robić, to
studiowanie jakiegoś nic niewartego, starego i zakurzonego obrazu
wiszącego przed nim. Wcale nie ozdabiał tego pomieszczenia, co
więcej, nadawał mu jeszcze bardziej przerażający klimat.
-
Nie polecisz za swoim wybawicielem? - prychnął złośliwie Zitao,
mierząc wzrokiem Baekhyuna, który na jego słowa skulił się
nieznacznie.
-
Daj mu już spokój Tao - warknął Sehun, łapiąc bruneta za ramię.
-
Wy nic nie widzicie? To jego wina... Jego wina, że już nie
przyjaźnimy się z Chanyeolem tak, jak kiedyś. Jego wina, że
wszystko się sypie! Wiecie czego dowiedziałem się od Parka dziś w
południe? On chce wyjechać! Chce wyjechać na te swoje pieprzone,
wymarzone studia, a dlaczego? Bo jego ukochany powiedział: "Zrób
to, jeśli to twoje marzenie!" - mówił głośno brunet, nie
panując już nad tokiem i treścią wypowiadanych słów. Oddychał
głęboko, jakby chcąc się uspokoić. - Nie wiem, czy tobie to
pasuje Baekhyun, ale ja nie chce się z nim rozstawać. Nie chce
tracić przyjaciół! Mam cię dość. Ciągle wszystko psujesz,
ignorujesz nas i buntujesz Chanyeola przeciwko nam! - Zdenerwowany podchodził bliżej chłopaka, który z przerażeniem obrócił
się, wycofując się do tyłu.
-
Tao... - szepnął cicho Sehun, chcąc przywołać przyjaciela do
porządku.
-
Zamknij się, Sehun! Wszyscy go nienawidzicie! Każdy z was ma go
dość! Po co udawać?
-
Kris, powiedz mu coś - szepnął Oh do stojącego za nim blondyna.
-
Co mam mu powiedzieć? Przecież ma racje. Niby ja tak za Chanyeolem
nie będę tęsknił, ale... Baekhyun jest denerwujący. - Brunet na
dźwięk tych słów poczuł, jak ciarki przeszły przez jego ciało.
Spojrzał na zebraną wokół niego czwórkę. Czuł pałającą od
nich nienawiść. Dlaczego nie wyczuł tego wcześniej? Ich uśmiechy,
miłe słowa: "Pasujecie do siebie z Chanyeolem." To był
tylko teatrzyk. Wszyscy udawali, chcąc przeczekać ten związek.
Nienawidzili go.
-
Trochę jest w tym racji... Jesteś taki dziecinny. Denerwujesz mnie
czasem, jak wszystkim doradzasz, jak żyć. Nie znasz się na życiu.
Ktoś, kogo nie spotkało nic smutnego, żaden zawód... nic nie wie.
Zna tylko jedną stronę życia. - Kai był poważny, jak nigdy
przedtem. - Nie powiedziałbym tego, gdyby temat się nie zaczął.
Myślę, że powinieneś wiedzieć, że nie jesteś taki idealny.
-
Ja nie rozumiem... Przepraszam - jęknął cicho, przyciskając ręce
do ściany. - Myślałem, że...
-
Że co? Że cie lubimy? - Tao zaśmiał się złośliwie. - Znosiliśmy
twoje towarzystwo ze względu na Chana. Nic więcej. Myśleliśmy, że
rzuci cię, jak tylko się z tobą prześpi.
-
Ja bym tak zrobił z taką księżniczką - burknął złośliwie
Kris. Baekhyun czuł, że w jego oczach zaczęły zbierać się łzy.
Odwrócił głowę, nie mogąc patrzeć im w oczy. Czuł palący
wstyd. Chciał odejść i zostawić to chore pijane towarzystwo w
spokoju. Dość się nasłuchał na swój temat. Ruszył w przeciwnym
kierunku, gdy nagle poczuł czyjeś szarpnięcie i uścisk na
nadgarstku.
-
Dokąd się wybierasz? - syknął Tao, przysuwając go do siebie. -
Chcesz naskarżyć Chanyeolowi?
-
Ja... - mruknął, już nawet nie wiedząc, to tak naprawdę chce
powiedzieć. Zrezygnowany spojrzał piekącymi od łez oczyma na
Sehuna, który wpatrywał się w niego bez wyrazu. Miał nadzieję,
że w nim znajdzie odrobinę wsparcia, jednak pomylił się. Nie mógł
na niego liczyć, nie teraz, gdy trzymał stronę innych. Zostawał
tylko Chanyeol, ale jego przecież nie było.
Szarpnął
dłonią, próbując wyswobodzić się z mocnego uścisku Tao, jednak
bezskutecznie. Chłopak nadal mocno zaciskał palce na jego
nadgarstku, niemal miażdżąc go w tym miejscu.
-
Nie pójdziesz do niego.
-
Tao, puść, boli – poprosił słabym głosem, czując jak w jego
głowie nieprzyjemnie wiruje. Nie był na to wszystko przygotowany,
nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa od osób, które były
dla niego ważne. Kochał ich, uważał za przyjaciół i cieszył
się, że ich ma przy sobie. Jednak wszystkie jego myśli okazały
się nietrafne. Wszystko było kłamstwem.
-
Nie chciałem wam przeszkadzać – jęknął, czując w gardle
wielką gulę, która utrudniała mu mówienie. Każde słowo
wydawało się niesamowicie trudne to wypowiedzenia, a każdy ruch
zadawał się być niewłaściwy.
-
Za późno – odburknął Kris, stojący tuż obok. Jego wzrok był
inny niż zawsze, pełen goryczy, nienawiści, jakiejś satysfakcji.
Baekhyun nie mógł tego pojąć, nie w tamtym momencie, gdy naprawdę
miał dość. Chciał uciec, byleby uniknąć tych spojrzeń. Nie
ważne, czy do Chanyeola, do swojego domu, czy gdziekolwiek. Pragnął
się jedynie schować.
-
Nigdzie nie idziesz – warknął Zitao.
-
Jeżeli Chanyeol naprawdę chciał was opuścić i wyjechać na
studia, to się mu nie dziwię – powiedział cicho Baekhyun,
wzbierając się na odwagę. I tak już nie miał nic do stracenia. -
Znał waszą prawdziwą naturę, czy przed nim też udawaliście? -
zapytał słabo, ponownie szarpiąc ręką. - Cholerni, dwulicowi
oszuści – tym razem krzyknął, już nie zatrzymując łez, które
ozdobiły jego bladą twarz.
W
odpowiedzi poczuł mocny cios w brzuch, który osłabił go na tyle,
że upadł na kolana. Uścisk, który niegdyś zgniatał jego dłoń
– znikł, a Baekhyun, by całkowicie nie upaść, podtrzymał się
brzegu sofy, która smętnie zaskrzypiała.
Półprzytomnie
spojrzał na swoich oprawców. Sehun i Kai stali z boku, przyglądając
się całej sytuacji.
-
Co powiecie na to, żeby pokazać naszemu aniołkowi, jak może
wyglądać świat? Trochę się z tobą zabawimy, kochanie - szepnął
Tao tuż przy uchu chłopaka. Delikatnie przytrzymał go za
podbródek, nie pozwalając mu odwrócić głowy.
-
Jak dla mnie nieźle. - Kris podszedł bliżej, pochylając się nad
spanikowanym Baekhyunem. Przerażony chłopak spoglądał na ich
złośliwe uśmieszki z paniką w oczach. Nie wiedział, co mają na
myśli. Patrzyli na niego z obrzydzeniem i pogardą. Tak nagle?
Wystarczyło trochę alkoholu, bo stali się tak okrutni? Nie... By
stali się sobą.
-
Nie bój się Baekhyun... Będzie zabawnie - zaśmiał się Kai,
podchodząc do niego. Tylko Sehun stał z boku, przyglądając się
im z kamienną twarzą. - Pozwolicie, że zajmę się nim pierwszy?
- zapytał Krisa i Tao, którzy trzymali chłopaka za nadgarstki.
-
Zapraszamy, Jongin! - Na twarzy bruneta pojawił się uśmiech. -
Zrobimy z ciebie prawdziwą dziwkę. Cieszysz się, Baekhyun? - zaśmiał
się Tao, odsuwając się od chłopaka. Jego nadgarstki nareszcie były
wolne, jednak nie na długo. Kai gwałtownie przygwoździł go do
ziemi, wbijając wzrok w jego spanikowane oczy. Oblizał usta
językiem, spoglądając na chłopaka. W jego oczach świecił
niepokojący blask. Baekhyun zaczął się wyrywać.
-
Sehun! Pomóż mi - warknął Jongin, z trudem trzymając chłopaka.
- Przytrzymaj go na chwilę. -Sehun wpatrywał się w przyjaciela
pustym wzrokiem. Baekhyun miał nadzieje, że chłopak ostatecznie
nie pozwoli Jonginowi tego zrobić, jednak jego nadzieja prysła, gdy
blondyn podszedł do nich. Usiadł nad głową Baekhyuna,
przytrzymując jego ręce.
-
Wiesz... Baekhyun... W sumie z wielką chęcią zbezczeszczę takiego
słodkiego aniołka - szepnął Jongin. Pochylił się nad nim,
delikatnie całując jego szyję.
Baekhyun
nie był do końca świadomy co się z nim działo, czuł się jak w
jakimś dziwnym transie. Wszystko dookoła stawało się tak bardzo
obce i przerażające, a sami oprawcy bezlitosnymi potworami.
Zrozumiał, że nazywanie ich przyjaciółmi było wielkim błędem,
bo oni tylko z nim pogrywali, nabijali się z niego, kiedy on o tym
nie wiedział, bo był zaślepiony.
-
Proszę, zostawcie – jęknął, mocno zamykając oczy. Nie chciał
ich widzieć, nawet słyszeć, tak bardzo pragnął wyswobodzić się,
tak bardzo chciał, by Chanyeol wrócił. - Chanyeol! – zawołał
ochrypłym głosem, jednak ledwo słyszalnie.
-
Zamknij się – warknął Jongin, uśmiechając się posępnie.
Wsunął
zimną, niemal lodowatą dłoń pod bluzę Baekhyuna, wywołując
nieprzyjemne dreszcze. Czuł, jak mniejszy chłopak wierci się pod
nim, próbując z całych sił uciec, jednak uścisk Sehuna
skutecznie mu to uniemożliwiał.
Baekhyun
był w pułapce.
-
Właściwie dochodzę do wniosku, że zazdrościłem Chanyeolowi.
Mieć na wyłączność tak niewinnego chłopaka, pieprzyć się z
nim kiedy tylko chce, bez żadnych ograniczeń – mruknął do jego
ucha, przenosząc drugą, wolną dłoń na spodnie. Wsunął ją pod
ciało Baekhyuna, szukając rozporka, który po chwili znalazł i
odpiął. Brutalnie zszarpał wąskie spodnie okalające uda bruneta,
zsuwając je do kolan i uśmiechnął się złośliwie na widok przed
nim. - Jemu też się tak wyrywasz?
-
Jongin, kurwa, przestań gadać i weź się do roboty! - warknął
Kris, stojący przy wejściu. Prawdopodobnie czekał razem z Tao na
Chanyeola, który zaraz miał się zjawić.
-
Nie dasz mi się nim nacieszyć? - zapytał posępnie, wracając do
zaczętych czynności. Nie trudził się z bokserkami chłopaka, je
równie szybko zsunął z jego zgrabnych, szczupłych ud, będąc
zadowolonym ze swojego czynu. - Cholera – warknął, siłując się
z rozporkiem swoich spodni, z którym po momencie sobie poradził.
-
Kai, nie rób tego, proszę – jęknął Byun, przyciskając głowę
do brudnej podłogi. Jego oddech był szybki, nierówny, a serce biło
we zdwojonym tempie, chcąc uciec z jego klatki piersiowej. Szarpnął
dłońmi, czując ból przez stalowy uścisk Sehuna.
-
Jeżeli już coś zaczynam, zawsze to kończę. - Usłyszał w
odpowiedzi. - Będzie zabawnie, Baekkie – dodał po chwili, wodząc
palcami po pośladkach chłopaka. - Poza tym... silni potrafią
znieść wszystko, więc i ty sobie poradzisz, jeśli umiesz.
Kilka
słów wystarczyło, by Baekhyunem wstrząsnęła kolejna fala
płaczu. Nie mógł tego znieść, ich dotyku, głosów i spojrzeń,
a przede wszystkim ogromnego bólu, kiedy Jongin naprawdę przestał
z nim pogrywać i zrobił to. Wszedł w niego brutalnie, sprawiając,
że Baekhyun krzyknął głośno, starając się jakoś uciec. Jednak
nie mógł, był zbyt słaby, najdrobniejszy... Nie poradziłby sobie
z czwórką chłopaków znacznie większych od niego. Czuł się przy
nich tak bardzo bezsilnie.
Kai
spoglądał na niego z psychopatyczną radością w oczach. Widział
rysujący się na twarzy bruneta ból, gdy wykonywał pierwsze, a później kolejne
uderzenia. Chłopak mocno zaciskał uda, jednak to i tak nie
przeszkadzało Jonginowi. Baekhyun jęknął cicho, czując, jak jego
ciało drży przy każdej fali bólu. Zamknął mocno oczy, nie chcąc
patrzeć na swojego dawnego przyjaciela, który teraz robi coś
takiego. Nigdy nie był przyjacielem. Byun powoli przestawał się
szarpać. Wyłączał swój umysł, starając się nie zwracać
uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Słyszał śmiechy
przyglądających się im chłopaków i pełne zadowolenia posapywanie Jongina. Jednak nie miał już siły,
żeby walczyć. Jego pusty wzrok powędrował na upiorny obraz
wiszący na ścianie naprzeciw.
-
No dalej... Wołaj go - rzucił z uśmiechem Tao.
-
Chan... - zaczął Baekhyun, dochodząc do wniosku, że jego chłopak,
to jego jedyny ratunek, jednak przeszkodziła mu w tym dłoń Kaia,
która zasłoniła mu usta. Chłopak mocno przycisnął dłoń do
jego warg, spoglądając na niego ze złością.
-
Nie przerywaj mi... I ciesz się chwilą - rzucił ochrypłym głosem.
Wykonał jeszcze kilka uderzeń wewnątrz chłopaka, po czym biała
ciecz wytrysnęła z jego członka. Brunet spojrzał na Baekhyuna z
odrazą. Wytarł się o jego dłuższy podkoszulek, po czym nasunął
na siebie spodnie. Jego oddech był nieregularny, a czoło zrosiło
kilka kropel potu. Klęczał jeszcze przez chwilę, nad wątłym
ciałem Baekhyuna, które teraz przypominało raczej zwykłą
marionetkę. Byun wyglądał, jakby już od kilku minut nie żył.
Nieprzytomny wzrok powędrował na drzwi, czekając, aż pojawi się
w nich Chanyeol. Całkowicie stracił siłę, a żeby nie przysporzyć
sobie większych upokorzeń, starał się nie myśleć o tym, co
reszta chłopaków robi z jego ciałem. - Podobało ci się, co?
- zapytał Kai, pochylając się nad nim. Przyłożył swoje wargi, do
spierzchniętych ust Baekhyuna i pocałował go, wsuwając język pomiędzy jego wargi.
Okropne. Dla Baekhyuna wszystko wydawało się obrzydliwe. Ich
dotyk, słowa, śmiech, ale najbardziej te złośliwe uśmieszki.
Jakby gardzili wszystkim. Nie wiedział, że uśmiech może mieć
taką moc. Przerażać, samą swoją obecnością, budzić
obrzydzenie. Jakby kąsał całą duszę człowieka, do którego jest
skierowany. - Kto teraz? - zapytał Kai, rozglądając się wokół. -
O! Dajesz Sehun - rzucił pokrzepiająco, do niemal nieprzytomnego
chłopaka.
-
Nie jestem pewny, czy aby na pewno chcę – mruknął, puszczając
dłonie Baekhyuna. Może i nie przepadał za tym chłopakiem, ale nie
chciał go aż tak krzywdzić. To było zbyt brutalne posunięcie z
ich strony, ale spojrzenie Kaia rozwiało jego wszelkie wątpliwości.
-
Chcesz – odparł po chwili, wsuwając dłoń w rozmierzwione włosy
Baekhyuna. Nawet nie skorzystał z momentu, kiedy nikt go nie
trzymał, nie miał siły się podnieść i uciec. Właściwie...
było mu wszystko jedno. - Nie pożałujesz.
-
Rób to, co mówi – warknął Kris, uśmiechając się wrednie. -
Jeżeli doszedł tak szybko, to znaczy, że ciało Baeka musi być
całkiem niezłe – zakpił, a w odpowiedzi usłyszał oburzenie
Jongina, któremu zapewne nie spodobało się stwierdzenie YiFana. - Ruszysz
się? - zapytał, spoglądając na niewyraźną sylwetkę Sehuna. -
Tao, idź tam. - Tym razem zwrócił się do swojego chłopaka, który
skinął w zadowoleniu głową, kierując się w stronę bezwładnego
ciała, natomiast Jongin dołączył do Krisa, przyglądając się
Sehunowi, który niepewnymi ruchami powoli odpinał spodnie.
-
Sory, że tak długo, ten dom jest wielki, zgubiłem się. -
Usłyszeli za sobą głos Chanyeola, który po momencie stanął obok
nich z lekkim uśmiechem na ustach. - Znaleźliście tego ducha? Słyszałem wasze krzyki -
zakpił, spoglądając przez ramię Krisa. Z początku nie mógł
dostrzec niczego konkretnego przez panujący mrok – jedynie zarysy
trzech sylwetek. - Co do cholery... - nie zdążył dokończyć, nim
usłyszał głośny, pełen bólu jęk.
-
Chan – wychrypiał płaczliwie Baekhyun, łkając głośno. - Pomóż,
proszę!
-
Baekhyun? - Instynktownie zerwał się z miejsca, próbując dostać
się do swojego chłopaka, jednak powstrzymały go dwie pary silnych
dłoni. Jedne należały do Jongina, zaś drugie do Krisa. Nie
pozwalali mu na żaden kolejny krok, dzięki któremu mu dostałby się do cierpiącego bruneta. - Puśćcie mnie, do cholery! -
krzyknął, szarpiąc się. Jego oddech stał się jeszcze cięższy,
gdy usłyszał pomruki zadowolenia Sehuna, które mieszały się z
cichym lamentem Baekhyuna.
Sehun
przywarł biodrami mocniej do bruneta, nabijając się na niego
brutalnie, tym sposobem lekko popychając go w przód. Na upadek nie
pozwolił Tao, który jedną dłonią trzymał jego ramienia,
natomiast drugą wplątał w ciemne włosy, szarpiąc za nie bez
jakiejkolwiek delikatności. Ona teraz się nie liczyła.
-
Puśćcie mnie, muszę do niego iść! - krzyknął Chanyeol,
wyrywając się z uścisku. Na marne. Pozostał w tym samym miejscu,
patrząc na cierpienie swojego chłopaka, który stał się dla jego
przyjaciół lalką, którą można się jedynie bawić. - Byun Baek –
jęknął bezsilnie, czując jak i w jego oczach wzbierają się łzy.
-
Przestań, Chanyeol – odezwał się Kris. - I tak już za późno.
Sehun nie był pierwszy – dodał, po czym spojrzał na chłopaka,
który zaprzestał szarpania i stanął w miejscu. - Jeżeli
pójdziesz tam i tak mu nie pomożesz, nie uchronisz przed tym, co
już się stało – sprostował, mocniej zaciskając dłonie na
przedramieniu Parka, który zamarł w bezruchu.
-
Chan – zawył Byun, czując kolejne, rozrywające go pchnięcie.
Każde pozbawiało go cząstki siły. W tym wypadku nie mógł się
bronić.
-
Cholera – krzyknął Chayneol, po czym pchnął stojącego przy nim
Krisa, który pod wpływem ruchu uderzył o ścianę. Ten jęknął
cicho zaskoczony uderzeniem, spoglądając na Parka z nieukrywanym
wyrzutem.
Chanyeolowi
udało się uwolnić z objęć drugiego chłopaka, który poluźnił
uścisk, po czym ruszył w stronę Baekhyuna, nie zwracając uwagi na
żadne przeszkody. Na drodze stanął mu jednak Zitao. Na jego twarzy
malował się pełen satysfakcji uśmieszek. Nie zszedł nawet
wtedy, gdy wymierzył pierwszy cios w twarz Chanyeola. Początkowo
otumaniony szatyn nic nie czuł, jednak uderzenie było dość
silne, więc stracił równowagę, upadając na ziemię. Odruchowo
dotknął palcem rozciętej wargi. W tym samym na języku poczuł
metaliczny posmak krwi, którego tak nienawidził.
-
Zawiodłeś mnie, Chanyeol – rzucił przez zęby Tao. Adrenalina
ciągle buzowała w jego żyłach, potęgowała je ilość wypitego
alkoholu. - Nie jesteś przyjacielem. Zostawiłeś nas! Wybrałeś
jego... Spójrz na tego swojego Baekhyuna... Dalej jest taki słodki
i niewinny? Myślisz, że on tego nie chciał? Nie widzisz jego
prawdziwej natury – syknął.
Chanyeol
starał się wstać, jednak uniemożliwiał mu to lekki ból głowy,
będący skutkiem po niespodziewanym uderzeniu. Jego wzrok ciągle
obejmował leżącego naprzeciw Baekhyuna. Widział jego twarz, tępy,
nieobecny wzrok, szukający tylko jego, bo przecież Park był jego
jedynym ratunkiem, ostatnią nadzieją. Lekko rozchylone usta
najdrobniejszego chłopaka coś szeptały. W kółko wypowiadały jego
imię.
Szatyn
wstał, zaciskając dłonie w pięści. Wycelował jedno ze swoich
uderzeń w głowę Tao, jednak zanim jego pieść zdążyła go
dosięgnąć, coś szarpnęło chłopaka do tyłu. Czyjeś silne ręce
obejmowały jego nadgarstki, trzymając mocno za plecami. To
całkowicie krępowało jego ruchy.
Zitao
uśmiechnął się złośliwie, podchodząc bliżej przyjaciela. -
Myślisz, że tak łatwo nas zostawić? Jesteś dla mnie jak brat,
znaliśmy się od najmłodszych lat i zawsze byłeś przy mnie –
wyjaśnił smutnym tonem głosu.
-
To, co robicie Baekhyunowi... to.. przeze mnie? - zapytał ledwie
słyszalnie.
-
Jesteś głupi – warknął w odpowiedzi. - Dalej nie rozumiesz!
Chanyeol
zaczął po raz kolejny wyrywać się z rąk Krisa. Tao uderzył go
ponownie, jednak tym razem w brzuch i to z jeszcze większą mocą.
Ciało szatyna zgięło się wpół, czując rozrywający ból
niepozwalający na krótką chwilę na oddychanie. - Bądź naszym
przyjacielem. Ocknij się! Kto był przy tobie zawsze? Baekhyun? -
prychnął tym razem Yifan.
Chanyeol
nieprzytomnie osunął się na ziemię, spoglądając smutnym
wzrokiem na swojego chłopaka przygniecionego do ziemi przez Sehuna,
który już kończył, który tak łatwo odebrał mu szczęście,
podobnie jak Kai. Starał się jeszcze wyrwać z objęć Krisa, ale za
każdym razem kończyło się to kolejnym uderzeniem. W końcu Tao
spojrzał z przerażeniem na swojego przyjaciela, który wyglądał
strasznie. Jego warga była rozcięta, a twarz poobijana. To wszystko
przez niego, było jego dziełem.
Gdy
Zitao dał sobie spokój, Kris również puścił obolałe ręce
przyjaciela, widząc, że ten już nie zniesie kolejnych uderzeń.
Szatyn stał przy ścianie ledwie przytomny, nie odrywając wzroku od
Baekhyuna, który bezskutecznie cicho nawoływał jego imię.
-
Tao, teraz twoja kolej – burknął Sehun, zapinając swoje spodnie.
Brunet podszedł do leżącego na ziemi chłopaka. Nienawidził go,
gardził nim. Zastanawiał się, co może zrobić, żeby ostatecznie
go poniżyć, zranić go tak, jak on czuł się dotknięty samą jego
ingerencją w ich poukładane życie.
Brunet
rozpiął rozporek, spoglądając na drobne ciało chłopaka z góry.
-
Jak się cieszę, że teraz moja kolej – szepnął, łapiąc go za
podbródek. Spojrzał w oczy chłopaka, uśmiechając się z
satysfakcją i wyraźną wyższością. - Patrz na mnie! Chcę
zobaczyć, jak cierpisz. - Wraz z tymi słowami, uderzył go z
otwartej dłoni w twarz. - Mówiłem! Masz patrzyć tylko na mnie! Nie
lubię być ignorowany – warknął.
Wsunął
się w bruneta gwałtownie, nie przejmując się nim zbytnio.
Baekhyun
prawie w ogóle nie reagował. Nic już nie czuł, prócz bólu.
Ponownie spojrzał na stojącego naprzeciw Chanyeola, a gdy ich wzrok
się spotkał, Park odwrócił głowę, całkiem go ignorując.
Tao
poruszał się w nim coraz szybciej, będąc wyjątkowo brutalnym. Jego
palce mocno zacisnęły się na jego skórze. Byun jęknął cicho,
przy kolejnym uderzeniu. Wydawało mu się, że członek Zitao
wchodził w niego coraz gwałtowniej i głębiej, sprawiając, że nie
mógł myśleć o niczym innym niż cierpieniu.
Tao
sapnął, wbijając się w Baekhyuna mocniej, po czym zsunął wolną
dłoń na jedną z nóg bruneta, podnosząc ją nieznacznie. Pod
palcami poczuł krew, która powoli zdobiła uda ofiary. Uśmiechnął
się zadowolony z tego, co spowodował razem z innymi. Nie czuł się
winny, był raczej z siebie dumny. Dumny z tego, że udało mu się
zmusić osobę do łez, którą tak gardził, której nienawidził.
Doskonale wiedział, że ten wieczór załatwił wszystko, że
nazajutrz nie będzie musiał patrzyć na ten radosny uśmieszek,
wesołe oczy i wargi wykrzywione w szerokim, ale szczerym uśmiechu.
-
Chan, proszę - szepnął Baekhyun, dławiąc się własnymi łzami.
Nie miał siły już na nic, szczególnie na to, żeby jakkolwiek
próbować się bronić, wyrwać, lub uciec od tego palącego dotyku.
- Chan! - wrzasnął z bólu, gdy Zitao pchnął ostatni,
najmocniejszy raz, dochodząc w nim.
Byun
zacisnął palce w pięści, oddychając głęboko. Wiedział, że to
jeszcze nie koniec. Został jeszcze Kris, który nie będzie go
oszczędzał, który zada mu tyle cierpienia, co jego poprzednicy.
Nie zdziwiłby się, gdyby tego samego wieczoru zakatowali go na
śmierć, przecież to było najwygodniejsze. Pozbycie się osoby,
która zawadza, jest zbędna. Słyszał ciężkie kroki i głośny
oddech, przerywający ciszę. Te dźwięki zwiastowały kolejną
partię bólu.
-
Chanyeol! Zatrzymaj go! - krzyknął tyle, ile pozwoliły mu płuca i
drżący głos, który zdradzał jego strach. - Nie rób tego, proszę
- wychrypiał, tym razem do Krisa, który uklęknął przy nim, kładąc
duże dłonie na odkrytych, nagich, poranionych od paznokci Tao
biodrach.
Najgłośniej
tamtego wieczora krzyknął, gdy penis blondyna wypełnił jego
wnętrze, sprawiając, że krew po raz kolejny spłynęła po bladych
pośladkach.
-
Chan, proszę... - jęknął po raz ostatni, zamykając oczy. Musiał
przetrwać. Jego męki się kończyły.
Chanyeol
spojrzał na Byuna smutnym wzrokiem. Nie pomógł mu, stracił
jakiekolwiek szanse na zmianę okrutnej przyszłości. Tamten
halloweenowy wieczór odebrał mu osobę, którą tak bardzo kochał.
*
▲
2012 rok.
Chanyeol
wszedł do swojego mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Rzucił
wcześniej trzymanymi w dłoni kluczami na drewnianą półkę, a cichy brzdęk rozniósł się po skąpanym w ciszy pomieszczeniu. Był
przyzwyczajony do samotności, poza tym musiał do niej przywyknąć,
nie miał wyjścia. Właściwie od śmierci Baekhyuna stał się sam,
już nie potrafił z nikim nawiązać podobnej więzi, jaka łączyła
go z Byunem. Nie chciał się już starać, skoro wiedział, że nie
ma po co.
Został
tylko on. Reszta zginęła i doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
kto tego dopilnował, a Chanyeol był następny, ostatni... Wprawdzie
nie pogodził się z myślą, że umrze tak szybko, ale nie robił
nic, by temu zapobiec. Wmawiał sobie, że on też musi ponieść
karę, zapłacić za swoje czyny, za zło, które wyrządził osobie,
którą kochał... W jakiś dziwny sposób oswoił się z tą myślą,
a przez to czuł się niesamowicie bezsilnie. Powoli przestawał
normalnie funkcjonować, bo czekał na własną śmierć. Popadał w
paranoję.
Ruszył
do salonu i usiadł na niewielkiej sofie ustawionej na wprost
wielkiego okna, za którym panował mrok, podobnie zresztą, jak w
jego mieszkaniu. Polubił ciemność, pozwalała człowiekowi stać
się ślepym, dzięki niej nie widział rzeczy, których nie chciał,
a przede wszystkim bał się zobaczyć. W przeciwieństwie do niej,
światło wydawało się złe, ponieważ ukazywało wszystko, nawet
najgorsze tragedie, odbierało cichą satysfakcję niewiedzy. Zdążył
znienawidzić jasność, usunął większość lamp ze swojego
mieszkania, a zostawił tylko kilka tych niezbędnych. Gdyby mógł,
pozbyłby się ich wszystkich. I naprawdę spodobało mu się to
rozwiązanie, wydawało się niesamowicie wygodne i łatwe. Nie czuł
się jak dziwak, po prostu dbał o swoje bezpieczeństwo.
Wyciągnął
dłoń, zaświecając niewielką lampkę stojącą na małej szafce
przy sobie, a blada łuna światła przeszyła pogrążone w
ciemnościach pomieszczenie. Mimo to nadal mrok znacznie górował
nad jasnością, ale Chanyeolowi wcale to nie przeszkadzało. Zdążył
już się do tego przyzwyczaić.
Swój
wzrok przeniósł na niski stolik do kawy, na którym leżała gazeta
zakupiona jeszcze tego samego dnia. Na okładce widniał wielki
nagłówek informujący o pożarze teatru i dwóch ofiarach
śmiertelnych.
Yeol
prychnął, biorąc gazetę do ręki.
-
Huang Zitao zwariował na scenie tuż przed swoją śmiercią –
przeczytał na głos tekst niewielkim drukiem, informujący o treści
artykułu. Zmarszczył nieco czoło, wpatrując się w zamieszczone
zdjęcie.
-
Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Automatycznie
spiął się na dźwięk dobrze znanego mu głosu, zdając sobie
sprawę, kto prawdopodobnie stoi za nim, jeżeli jego umysł go nie
oszukiwał.
Czuł
się dokładnie tak, jak dwa lata wcześniej, kiedy znalazł
Baekhyuna całego we krwi w wannie wypełnionej wodą. Wtedy też
słyszał jego głos, który cicho szeptał, by Chan z nim został,
że wcale nie nienawidzi go za to, co ten mu zrobił. Nie chciał do
tego wracać, wcześniej pragnął wręcz zapomnieć o dniu drugiego
listopada i żyć przyszłością, nie odwracać się do tyłu,
jednak cały czas coś sprawiało, że robił to, a wszystkie
wspomnienia uderzały go ze zdwojoną siłą.
-
Baekhyun – szepnął słabo, zaciskając dłonie w pięści.
Po
pomieszczeniu rozszedł się dźwięczny, acz przerażający śmiech.
Kiedyś uwielbiał ten dźwięk, ale po śmierci Byuna chciał o nim
zapomnieć. Teraz brzmiał całkiem inaczej, zbyt obco.
-
Boisz się mnie – stwierdziła zjawa, powoli sunąc w stronę
odwróconego plecami Chanyeola. Powoli położyła zakrwawione,
pocięte dłonie na jego ramionach, zaciskając mocno palce, ale mimo
to Park nic nie poczuł, prócz bordowej cieczy plamiącej jego biały
podkoszulek. - Tęskniłem.
Chanyeol
nie miał pojęcia, czy chłopak żartował, czy był całkowicie z
nim szczery. Bał się o to zapytać, podobnie jak odwrócić głowę
w bok, by ujrzeć blade, szczupłe palce powoli zjeżdżające coraz
niżej – od szyi, poprzez ramiona, aż do torsu, gdzie pozostały.
Czuł jego oddech – niebywale zimny, sprawiający, że przez ciało
Yeola przechodził nieprzyjemny dreszcz, by później całkowicie
zamrzeć w bezruchu. Chciał uciec, wyrwać się ze słabego uścisku
byłego chłopaka i zaszyć się gdzieś, gdzie ten go nie znajdzie,
gdzie będzie miał względny spokój.
-
Wiem o czym myślisz – szepnął wprost do jego ucha. - Ale
czy nie uważasz, że nadal jesteśmy razem? - zapytał,
uśmiechając się demonicznie. - Ja już zdecydowałem za ciebie.
Nie
odpowiedział, spuścił jedynie wzrok na swoje kolana i wyciągnął
dłoń w stronę lampki, by wyłączyć ją. Momentalnie w
pomieszczeniu zapanował mrok, ale mimo to wcale nie poczuł się
lepiej. Ta świadomość, że dawno nieżyjący chłopak stoi za nim,
sprawiała, że wariował i dochodził do wniosku, że pragnął
swojej śmierci. Było to najprostsze rozwiązanie i doskonale
wiedział, dlaczego Baekhyun je wybrał.
-
Przyszedłeś po mnie – bardziej stwierdził, niż zapytał.
W
odpowiedzi usłyszał cichy śmiech, a blada, ledwo widoczna dłoń
zsunęła się jeszcze niżej, druga natomiast pozostała w miejscu,
a jej właściciel ułożył podbródek na ramieniu szatyna.
-
Nie.
Chanyeol
otworzył szerzej oczy, zamierając na moment.
-
Więc czego ode mnie chcesz?
-
Zadośćuczynienia win? - warknął, zaciskając palce na
ubraniu Parka. Tym razem to poczuł. - Ale nie umrzesz, nie
dopuszczę do tego – dodał z przekąsem, uśmiechając się do
siebie posępnie.
Baekhyun
puścił brudną od krwi koszulkę Chanyeola i wyprostował się, po
czym swoją lodowatą dłoń położył na jego policzku.
-
Nie opuszczę cię. Zostanę z tobą na zawsze, Chan. - Wraz z
ostatnimi słowami, Byun przyłożył usta do policzka chłopaka, po
czym ucałował je lekko. - I dopilnuję, byś cierpiał jeszcze
bardziej, niż ja.
O mój boże nie mogę się otrząsnąć cały czas mam łzy w oczach. Nie wiem czy są one spowodowane zemstą Baekhyuna czy śmiercią reszty . A ja już myślałam że Sehun mu pomoże że nie będzie jak inni no ale mnie zawiódł xd Do tego ta straszna muzyka rozbrzmiewająca w moich słuchawkach. Trzęsę się, ryczę i mam jedną wielką pustkę w głowie. Boje się wyjść z łóżka a co dopiero iść do łazienki ( ze względu na wannę, której się teraz boję xd ) bądź innego pomieszczenia. Zrobiłyście mi papkę z mózgu ; o ale mimo wszystko był to dla mnie bardo nietypowy one shot, którego szybko nie zapomnę : )
OdpowiedzUsuńBoże....w sumie...nie wiem co powiedzieć...przez cały czas zastanawiałam się co oni takiego zrobili Baekhyunowi.....jezu to straszne....zazdrość i nienawiść....Boże nienawidzę was ja się boje prawdziwie i miałam ochotę zabić Chanyeola za to że mu nie pomógł....maiłam ochotę zajebać Krisowi mokrą szmatą w mordę bo jest takim chamem i....Jezu dlaczego? Nie....nie wiem co ja mam napisać....boje się, jeszcze ptak mi tu ględzi cały czas a ja podskakuje w miejscu w przerażeniu....Najgorsza śmierć jak dla mnie to była Sehuna ....kurde wiem że ktoś mnie może zwyzywać ale uważam że Tao i Kris zasłużyli najbardziej. Kurwa Sehun....Sehun ty głupi debilu po co żeś to robił? Kai...w sumie też zasłużył wszyscy ale Tao i Kris najbardziej....sukinsyny....na serio jezu nigdy tak bardzo nienawidziłam Tao w opowiadaniu,...Krisa mi sie zdarzało bo czasem robią z niego takiego dupka i chama że mam ochotę zajebać głową w stół ale Tao....uhhh.....I czemu do cholery Chanyeol mu nie pomógł? On wiedział o tym wszystkim? Ja chyba już sie pogubiłam przez moją rozpacz....Czemu nie mogłyście uśmiercić Krisa i Tao w jakiś okrutny i mało efektowny sposób? tylko w taki ładny i ogólnie piękny że razem, miłość....nie lubie ;_____; Ehhhh....ja sama nie wiem co ja w sumie tu pisze....myślałam że skoro to takie długie wam wyszło to w połowie będę miała dość a kiedy myślałam że to połowa już zbliżałam się ku końcowi wiec...zajebiście wam to wyszło. Ta fabuła i muzyka...kurde nigdy więcej ona była najgorsza w którymś momencie przestałam ją odtwarzać od początku czytając wyznaczony fragment bo aż mną trzęsło. Przesłuchiwałam raz....Ugh...i Chanyeol...miał nadzieje że umrze...a ja wiedziałam od początku że Baek go nie zabije...kogoś kogo kocha? Nie, on postara się i większe cierpienie. W sumie gdyby mnie coś takiego spotkało i miałabym taką szansę na zemstę jak Baekhyun, nie wiem czy bym ich zabiła wszystkich. Sama nie wiem czy jestem mściwą osobą i w jakim stopniu ale...nie zabiłabym ich...postarałabym się by sami siebie zabili. Dlatego śmierć Jongina tak mi się podobała także...bo Baek tylko delikatnie się do tego przyczynił...równie dobrze Jongin mógł sie wystraszyć kota i wskoczyć na ulice...śmierć ale nie do końca z mojej winy. Pewnie doprowadzałabym ich do stanu w którym chcieli by się zabić i im przerywała...długo...by długo cierpieli ...hm...chyba jestem bardzo mściwa...pilnujcie się bo zemszczę sie po śmierci XD Uh....Ja na serio chce wiedzieć czy Chanyeol sie na to zgodził i czemu mu nie pomógł...Boże nie chce czytać tego drugi raz by sie dowiedzieć, boje sie na serio....Świetny fick na taki dzień. Jest sporo błędów np. pisze gdzieś że "spojrzał na drewniane, metalowy zamek" zapomniane drzwi XD ale...to wszystko da się wykminić samemu i w sumie nawet nie psuje tej aury. Gratuluję na serio....ide teraz umrzeć bo ciemno a mam iść z psem x.x Módlcie sie za mnie. Hwaiting! ♥
OdpowiedzUsuńG.G
Czas się zebrać, ogarnąć swoje myśli i wyskrobać coś porządnego. Nie chce juz wspominać, że zużyłam kilkanaście opakowań chusteczek, a i moja poduszka jedynie nadaje się do wyrzucenia.. Boże, zachowuje się jak jakaś walnięta i znęcam się nad klawiaturą xDD Dobra, ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńMam ochotę zatłuc Chanyeola, za to, że nie pomógł Baekhyunowi. Tak wiem, na początku próbował, ale później po prostu stał i się patrzył jak Kris.. Wybacz liderze, ale jesteś jebanym skurwysynem. Odcięłabym ci to najcenniejsze i wyrzutów sumienia bym nie miała.. Ok, już mi lepiej.
Chan, tak naprawdę Becon nic dla ciebie nie znaczył? I myślałeś, że wybaczy ci, jak powiesz głupie przepraszam? Co po słowach, skoro to i tak nic nie da.. Zabrzmi to banalnie, ale mam żal do niego. Mam wrażenie, że gdyby pomógł Baekhyunowi, to on by dalej żył. Może miałby psychikę rozwaloną do końca życia, ale z każdym dniem cieszyłby się coraz bardziej życiem, bo miałby Chana obok siebie.
Reszta.. Brak mi słów. Zazdrość i alkohol lubi mącić ludziom w głowach.
Co do całej zemsty.. Na początku wydawało mi się to głupie, ale gdybym miała możliwość, też bym to zrobiła. Zazwyczaj jestem dość spokojną osobą, żyjącą we własnym małym świecie, przywiązująca się do ludzi i niewyróżniającą się na tle innych. Ale jeśli ktoś w jakiś sposób sprawi, że na sam jego widok mam ochotę mu kark skręcić, to potrafię się mścić.. ale tak dana osoba odczuwa to dość długo..
Czuję teraz w sercu taką.. pustkę? Żal? Ktoś, dla kogo byśmy własnym życiem zaryzykowali, okazuje się najzwyklejszą szują, niezasługującą na nas.. To boli.
Wracając jeszcze do zemsty Becona, na Chanyeolu. Jestem pewna, że Becon sprawi, iż jego życie będzie przypominało piekło. Jeny z jednej strony mam ochotę powiedzieć ‘Dobrze ci tak.’, a z drugiej szkoda mi go…
Ogólnie o fiku.. MISTRZOSTWO!! Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo manipulowałyście moimi uczuciami; mam ochotę wyściskać obie ♥
Czekam na więcej!!
Btw. Czytanie tego fika przy zgaszonym świetle było złym pomysłem. Zaczynam panikować, a to tylko wiatr wieje…
cóż.. Opowiadanie, a raczej pomysł na nie jest bardzo interesujący. Jest też bardzo trudny, bo wszystko trzeba opisać tak aby wydawało się prawdziwe i tak dalej i tak dalej. No i ... udało się. Bardzo mi się to opowiadanie spodobało. Poruszyło mnie. W sumie czuje się lekko zamulona po przeczytaniu tego. Nie wiem czy to wina pory czy tego, że się w to tak bardzo "wgryzłam".
OdpowiedzUsuńTak z mojego punktu widzenia. To co zrobili Baekhyunowi... to było niczym w porównaniu z zachowaniem Chanyeola. Jego brak reakcji. Jego odwrócenie głowy w drugą stronę. Udawanie że nie widzi, nie słyszy. Było gorsze. Tysiąc kroć bardziej od czterech brutalnych gwałtów. Żaden nie bolał tak jak wzywanie pomocy bez jej otrzymania. Baekhyun umarł już w tamtym momencie. Jeszcze te wcześniejsze słowa... całość przestawia się koszmarnie. Sponiewieranie go. Uderzenie, gwałty, Chanyeol. Ach...
Co do ostatniego elementu. Można wysnuć wiele zakończeń. Chociażby wieczne nękanie. Dla mnie idealnym jest to, że Chanyeol żyje sam, widząc martwe ciała swoich przyjaciół i Beakhyuna. Dla niego najbardziej śmiertelne będzie życie. Życie z tymi wszystkimi obrazami, wspomnieniami i wyrzutami. Woow. Tak chyba mogę streścić moją opinie " Wooow".
Na prawdę coś świetnego.
Wow.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam to zacząć pisać.... Kurde. xd
Może zacznę od tego, że bałam się przez ciebie zasnąć, a jak zaczęłam czytać w nocy tak skończyłam na rozmowie po śmierci Jongina, bo bałam się, że ktoś jest za mną. Moja wspaniała i niezawodna, bujna wyobraźnia zabiła mnie. Nie mogłam już więcej czytać. Skończyłam wszystko dzisiaj, ale kurde to jest straszne.
Szacun dziewczono... a właściwie to dziewczyny, bo ja bardzo lubię horrory czytać i to jeden z najlepszych jaki czytałam.
Wszystko zaczęło się tak tajemniczo, niewinnie, przez cały czas zastanawiałam się, co oni mu zrobili. Gwałt był rzeczą, którą najmniej się spodziewałam.
Jejjuuu, Kris w tym opowiadaniu taki bezduszny jest. Grrrr
Ale może po kolei.
Gdy zaczęła się ta cała zabawa w kotka i myszkę z Krisem, byłam bardzo ... spięta? Po prostu się bałam. Starałam się nie myśleć o tym, że ktoś w każdej chwili może za mną stać i mieć zakrwawione nadgarstki i w ogóle... Grrrrr
Zastanawiałam się, kto będzie następny. Wypadło na Sehuna. Cały czas wydawał mi się być taki niewinny, taki trzeźwo myślący. Myślałam, że nie umrze, bo wydawał się być osobą, która nic nie zrobiła, która nie posunęła by się do żadnej zbrodni. Ale się pomyliłam, ale do tego potem. Baekki go zabił i teraz przyszła czas na pozostałą trójkę. Szczerze powiedziawszy to na Chanyeola stawiałam najmniej, bo to w końcu chłopak i jeden z tych naj najważniejszych bohaterów.
Najbardziej stawiałam na Tao, ale się okazało, że oni zginęli tak właściwie razem.
W tym momencie tyćkę nie mogłam ogarnąć co się jak dzieje, ale może to przez to, że być może byłam rozkojarzona? Efekt końcowy tej śmierci i tak był super.
I została ostatnia osoba, ale bardzo zaskoczyło mnie, że teraz mówicie co się wydarzyło. Ale to bardzo fajnie, bo w końcu mogłam dowiedzieć się tej strasznej prawdy. W tym momencie znienawidziłam Tao (z tego opowiadania) bo moim zdaniem zachowywał się najgorzej i był strasznym sukin....... i nie dokończę.
Jak już wspominałam wcześniej, sądziłam że Sehun taki nie będzie. Myślałam, że on nic nie zrobi, bo wydawał się być trochę inny niż reszta. Bardziej .. normalny. Nie podziewałam się, że presja wywoływana przez przyjaciół może posunąć ludzi do takich rzeczy. Brrrrr
Baekhyun musiał się czuć strasznie, że nie może mu pomóc, bo przecież tamci mu nie pozwalali. Już myślałam, że nigdzie nie leży jego wina, bo on w końcu próbował pomóc. I tu kolejny raz się przejechałam.
To musiało być okropne, bo świadomość, że tak bliska osoba nic nie robi, musiała być gorsza niż te gwałty.
To wszystko razem stworzyło niezłą mieszankę wybuchową, z którą Baekhyun musiał czuć się potwornie. Otrząśnięcie się z czegoś takiego musiałoby graniczyć z cudem. Nie dziwi mnie fakt, że popełnił samobójstwo.
Może i dobrze że się zemścił... Chociaż z drugiej strony ta zemsta go zmieniła i sam stał się potworem....
Sama końcowa scena mnie .. zabiła. A (z tego co widzę wyżej) można z niej wysnuć wiele wniosków.
Może Chanyeol żył wiecznie nękany przez swojego chłopaka, a może sam popełnił samobójstwo - bo taka możliwość też istnieje.
Zabiłyście mnie tym one shotem. To geniusz czysty i Uszati dostanie kopniaka jak tylko ją spotkam za to, że opowiadała takie głupoty.
PODOBA MI SIĘ I KONIEC.
Hwaiting. ^^
Ugh, miałam skomentować już dzisiaj rano, ale dopiero teraz wróciłam z wycieczki krajoznawczej po cmenatarzach i pierwsze co zrobiłam, to weszłam tutaj, żeby potem mi się nie zapomniało~ Na początku chciałam Wam SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ za jakże uroczą, spokojną, milusią, nieprzespaną noc, bo przysięgam, że po tym, jak przeczytałam, chyba z godzinę się przewracałam z boku na bok i wydawało mi się, że ktoś chodzi na dole. Poważnie. Nie wiem, może ja mam już do tego stopnia zryty mózg, albo po prostu to opowiadanie było tak genialne i straszne, najbardziej chyba będzie tu pasować określenie "strasznie genialne", bo nie mogłam się po nim uspokoić. Ale cóż, miał być horror i był horror na Halloween, sama sobie mogę być winna, że celowo zostawiłam sobie czytanie na noc, bo niby lubię się bać, ale nie sądziłam, że wyzwoli to we mnie aż tak silne reakcje x.x Teraz mam już nauczkę x"D W każdym razie nie zawiodłam się pod żadnym pozorem i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to jest chyba najlepszy horror jaki czytałam, który może konkurować jedynie z "48 hours". Serio, dziewczyny, wyszło Wam wspaniale! Przy każdej kolejnej śmierci, każdym kolejnym pojawieniu się ducha Baekhyuna aż mną trzęsło. Miałam na plecach ciarki, bo zawsze strasznie przeżywam to, co czytam i długo potem nie mogę dojść do siebie. W każdym razie chciałabym bardzo pogratulować Wam, Uszati, Izzy, tego oneshota ♥ Więcej, więcej piszcie razem, bo dzięki temu wychodzi podwójny geniusz xD
OdpowiedzUsuńJuż w pierwszej scenie, kiedy Chanyeol wszedł do domu Baeka i zaczął go wołać, a nikt mu nie odpowiadał, czułam gęsią skórkę. Wiedziałam, że on gdzieś tam jest i nagle ten słodki, niepozorny Bakkie wydał mi się w jakiś sposób przerażający, aż nie chciałam, żeby Yeol jednak go znalazł, bo bałam się, kogo tak naprawdę znajdzie. Ciało Baekhyun a w łazience, krew i ten opis jego wyglądu... Jezu. Wstrząsnęło to mną i to mocno. Samobójstwo? I to przez coś, co zrobił mu właściwie sam Chanyeol? Nie mogłam sobie wyobrazić, by ktoś, kto tak go kochał, mógł doprowadzić go do takiej ostateczności x.x Ale historia dopiero się zaczęła. Pogrzeb był taki... smutny, owszem, ale już wtedy coś w zachowaniu przyjaciół Yeola mnie zaniepokoiło. Czuć było od nich taką obojętność na to, co się dzieje. Chyba najmniej z nich polubiłam tutaj charakter Krisa, chociaż nie wiem czemu. Wydał mi się taki... fałszywy. W zasadzie, jak się później okazało, wszyscy tacy byli, ale on już na początku budził podejrzenia. Wina ich wszystkich? Wiecie, ja chyba naprawdę mam spaczoną wyobraźnię, ale im dalej czytałam, tym bardziej zaczynałam się domyślać, co oni wszyscy zrobili Baekowi. No bo wiedziałam, że to musiało być coś naprawdę okropnego, paskudnego, skoro zdecydował się na ostateczność, najgorsze rozwiązanie, jakim było samobójstwo. Jeszcze przez jakiś czas myślałam, że po prostu coś mu powiedzieli, albo jakoś mu dokuczali, ale później spełniły się moje najgorsze spekulacje. O tym jednak za chwilę, bo w międzyczasie miały miejsce kolejne śmierci, duch zmarłego Baekhyuna mścił się po kolei na każdym z nich... Po tym, jak Kai zginął już wiedziałam, czego mogę się spodziewać i czytałam dalej, wstrzymując oddech. Sehun, Tao... Prawie jak w "Oszukać przeznaczenie", umierali w takiej ustalonej kolejności... Wiedziałam, ze to się musi wiązać z tym, co zrobili Baekowi i nie myliłam się. Ta scena, ten gwałt, to wspomnienie... Na początku Sehun i Kai się droczyli, wszyscy tak normalnie rozmawiali, jak gdyby nic takiego nie planowali, dało się mimo wszystko wyczuć jakieś złowrogie napięcie. No i zaczęło się. Nie wierzę, że Chanyeol na to pozwolił! Jak on mógł... Jak oni wszyscy mogli... Być może to okrutne, co teraz napiszę, ale zasłużyli sobie na los, jaki ich spotkał.
A Chanyeol... on nie zrobił niby nic, ale to chyba właśnie było najgorsze. Nie wierzę, że nawet po tym, co się stało nie znienawidził do reszty swoich przyjaciół. No i to ostatnie, wymowne zdanie. "Nie opuszczę cię, sprawię, że będziesz cierpiał jeszcze bardziej". Boże. Więc... Nie wiem, ale uwielbiam takie niedopowiedziane zakończenia. Dzięki nim można sobie wyobrazić tyle rzeczy... Wątpię, żeby Chanyeol to wytrzymał. W końcu musiał się załamać, może zwariował, ale na pewno życzenie Baekhyuna się spełniło - cierpiał razem z nim.
UsuńKocham tego oneshota i kocham muzykę, którą dobrałyście. Idealny na Halloween i idealny horror ;; Dziękuję Wam za ciężką pracę i hwaiting na przyszłość! <3
Po przeczytaniu tego mój mózg nie potrafi funkcjonować normalnie więc przepraszam za brak składu i ładu w mojej wypowiedzi. Już po pierwszych kilku zdaniach wiedziałam, że ten oneshot będzie idealny. Uielbiam takie klimaty. Duchy, zemsta, krew, szaleństwo. To jest to co mnie fascynuje, a innych obrzydza. Na początku głowiłam się co takiego stało się Baekhyunowi, a jak już dowiedziałam się, to szczerze, postąpiłabym tak jak on. A Chanyeol? Mógł coś zrobić. Ale i tak największą karą dla niego za to wszystko nie jest śmierć Baekhyuna i przyjaciół, ale to że Baek zostaje z nim na zawsze i zada mu jeszcze większe cierpienie niż sam doświadczył.
OdpowiedzUsuńNatalie (@MithraPL)
Idealny one shot na hallowen, ale jednak to halloween, wtedy noc jesy jeszcze bardziej przerażająca a każdy szmer bardziej podejrzany, więc cały ten klimat tego dnia i samo opowiadanie mrozi krew w żyłach.Przez cały czas zastanawiałam sięco oni takiego mogli zrobić baekhyunowi, że popełnił samobójstwo i postanowił tan okrótnie się na nich zemścić. No i kiedy w końcu się dowiedziałam wstrząsnęło mną to bardziej niż wszystkie kary, które przygotował dla nich baek. Jak oni mogli go tak potraktować?! Byłam wściekła. Jak można zrobić drugiemu człowiekowi takie świństwo, nawet jeśli go nie lubili, przecież uważali się za przyjaciół chanyeola, właśnie chanyeol, na niego byłam najbardziej wściekła i to on skrzywdził baekhyuna najbardziej, dlaczego mu nie pomógł? Dlaczego odwrócił głowę i udawał że nie słyszy jak ten błaga go o pomoc, gdy jego przyjaciele...ugh, Kris miał rację gdyby go kochał nie słuchałby go tylko mu pomógł a on nic nie zrobił pozwolił na to, to było najgorsze. A potem przyszedł i myślał że wystarczy przeprosić. Chanyeol nie znienawidził ich za to co zrobili, co też mniw zdziwiło.Uważam, że oni wszyscy zasłużyli na to co ich spotkało, nawet po śmierci Baekhyuna nie żałowali tego co zrobili, Kris nawet powiedział, że zrobiłby to jeszcze raz, to było straszne, oni nie czuli się winni, uważali że pozbyli się problemu. Może jestem mściwa ale ja potraktowałabym ich jeszcze gorzej. Tak myślałam że Baek nie zabije Chana, chociaż on już przygotował się na to że umrze, życie może być gorszą karą, podobał mi się koniec taka niedopowiedziona historia, którą można próbować sobie dopisać. No ;-; a ja i moja przyjaciółka wyobraźnia aż za bardzo zaszalałyśmy i potem siedziałam zawinięta w kołdrę jak naleśnik i nasłuchiwałam czy ktoś przypadkiem mie czai się za mną żeby mnie zabić xd wee pierwszy raz napisałam taki długi komentarz, bo nigdy nie wiem co napisać, przepraszam za ewentualne błędy bo komentarz pisałam na telefonie bo dopiero w przyszłym tygodniu wróci mój laptop z naprawy a wolę być z komentarzem bardziej na świerzo. Powodzenia w dalszym pisaniu!
OdpowiedzUsuńAha. Tak. Sory, ale nie walnę tak długiego komentarza, jak inni, bo po prostu nie bardzo wiem, co mam napisać. Przerażające to to było. Bardzo. I smutne. Poryczałam się w którymś momencie, nie pamiętam którym. Myślę, że to wszystko jest straszne nie tylko z oczywistych względów, których chyba nie muszę wymieniać, ale z powodu potworności bohaterów. I dla mnie są oni bardziej potwoni, okropni i obrzydliwi niż wiele tak zwanych "potworów". Powiem szczerze, bałam się ich, są straszni, zawsze będę odczuwała strach przed takimi ludźmi.
OdpowiedzUsuńWszystko opisałyście w taki sposób, że nic nie wydaje się naciągane, i to jeszcze bardziej przeraża. Ta...autentyczność? Czy to dobre słowo? Nie wiem. Wiem za to, że jest to zdecydowanie najlepszy taki fic, jaki kiedykolwiek czytałam. Pamiętam, że kiedyś w jakimś zbiorze opowiadań od Fabryki Słów był taki tekst o podobnej tematyce. Moim skromnym zdaniem wasze opowiadanie jest lepsze od niego, i po drobnej korekcie ze zmianą imion bohaterów nadawałoby się do druku tak samo jak tamten.
Na koniec pogratuluję tylko pomysłu i realizacji, bo oba są świetne.
Wow. Jestem pod wrażeniem. Wiem, że piszę to pod każdą notką, ale każdy Twój (w tym przypadku Wasz) nowy fanfik jest lepszy niż poprzedni. Still Alive przebiło nawet Porcelain. Nie wiem jak się po tym pozbieram, jutro w szkole będę wrakiem człowieka. Ale mimo to było warto. Poza tym dziękuję Tobie/Wam za umieszczenie tutaj ostatniego soundtracku, bo nigdzie nie mogłam znaleźć tego OSTa ^^" Gratuluję Wam tak świetnego opowiadania i życzę weny na dalsze. Wiśnia
OdpowiedzUsuńJestem do tego stopnia za&&bista, że musiałam zacząć to czytać o północy -.-
OdpowiedzUsuńZarąbiste. I w wuja straszne.
Nie zasnę.
To jest piękne ;_____________;
OdpowiedzUsuńJak milutko, godzina 3:28, czytam to, wszyscy w domu spią, nigdzie nie pali się światło, a ja mam tylko laptopa, tableta i telefon ^^
A i jeszcze śpię na piętrowym łóżku pod którym może ktoś stać ^^
I akurat muszę iść do łazienki... pięknie c:
Ale ogólnie... wspaniałe <3
Przez tego oneshota dostałam jakiejś paranoi i od trzech dni wydaje mi się, że ktoś mnie nawiedza.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam skomentować tego shota, ponieważ bardzo mi się spodobał. Na początku nie chciało mi się czytać ze względu na długość, ale jakoś pokonałam lenia i nie żałuję! Bardzo pięknie piszesz, masz fantastyczne pomysły na fabułę i kreujesz genialne postacie. Trzeba przyznać, że shot jest ostry i kontrowersyjny. Piątka chłopaków, których Byun traktował, jak przyjaciół, wyrządziła mu okropną krzywdę. Ich zachowanie było karygodne! Najgorszy był Chan! On powinien zareagować próbując jakoś uratować swojego chłopaka. Wiadomo, że miał nikłe szanse by pokonać kolegów, lecz to byłby lepsze niż odwrócenie głowy udając, że nic się nie dzieje. Biedny Baekhyun nie wytrzymał psychicznie. W sumie nie dziwię się. W jeden dzień dowiaduje się, że jego „przyjaciele” to zgraja idiotów a ukochany ma go gdzieś. Poza tym został potraktowany, jak szmata. Przepraszam za wyrażenie, ale ciężko znaleźć inne określenie. Chłopakom należała się kara i bolesna śmierć. Za błędy trzeba płacić. Aż trudno uwierzyć, że człowiek może okazać się taki podły w stosunku do drugiego. Dziwiło mnie podejście Krisa, który w ogóle nie odczuwał wyrzutów sumienia oraz zachowanie Tao podczas gwałtu. To było okropne!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak nielogiczną wypowiedź, ale nadal jestem w szoku po przeczytaniu Twojego shota. Na pewno zostanie długo w mojej pamięci!
Pozdrawiam i życzę weny! :D
Najdłuższe opowiadani jakie w życiu przeczytałam O.O a jakie wciągające!
OdpowiedzUsuń3-4 godziny czytania
Naprawdę się wysiliłaś i wyszło genialnie.
Jak dla mnie śmiało możesz pisarką zostać :*
NIE MA MNIE! Kobieto, co ty zrobiłaś z moimi feelsami? Nienawidzę Yifana w tym opowiadaniu, skurwiel.
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł, też myślę, że życie będzie dla Chanyeola największą karą. Swoją drogą, zalatuje mi to filmem "Widmo" z Tajlandii. Strasznie podobny pomysł i prowadzenie fabuły, ale ponieważ jest to jeden z moich ukochanych horrorów ever jak i jest pierwszym horrorem, który kiedykolwiek mnie przestraszył, to uwielbiam tego ff jeszcze bardziej. Miazga <3
jezus maria
OdpowiedzUsuńrycze
nie
nie mogę się wysłowić
tak piękne
potrzebowałam czegoś takiego właśnie
cały czas utrzymuje w napięciu
moje feelsy
ten baek .... matko ;;
Powiadam wam że kiedyś zrobię ekranizację tego opowiadania. Albo zapłacę komuś żeby on to zrobił. Ale to jeszcze za mojego życia ma trafić do kin.
OdpowiedzUsuńJezu, jakie to smutne i przerażające! <3 Ja pierdole, kocham to ^^
OdpowiedzUsuńTo było wspaniałe, smutne jak wszyscy gwałcili Baekhyuna, jezu ;-;