Tytuł: Winter Paradise
Bohaterowie: LuHan, Huang ZiTao, Zhang Yixing.
Pairing: LuTao (TaoHan)
Gatunek: Fluff, romans, au.
Autorki: Uszati i Gomili.Giza
Tao
nigdy nie przepadał za zimą i świętami. Kojarzyły mu się z
samotnością, która już towarzyszyła mu od tak dawna.Wcześniej
spędzanie tych kilku dni z rodziną wprawiało go w doskonały
nastrój, jednak gdy odeszli, wszystko tak nagle stało się smutne i
bez barw. Śnieg przestał być jakkolwiek interesujący, a
coroczne przystrajanie żywej choinki masą różnokolorowych bombek
stało się nudne. Zrozumiał, że tak naprawdę to czas jak każdy
inny, z takim wyjątkiem, że było cholernie zimno i denerwująco, gdy
nagle wszystkich ludzi dopadała świąteczna mania na kupowanie
prezentów i przystrajania lampkami ogrodów. Nie lubił tego,
zwłaszcza, że kolejne święta miał spędzić sam w swoim
niewielkim mieszkaniu na obrzeżach miasta, oglądając jakieś
głupie filmy, których nigdy nie lubił.
-
Jesteś pewien, że nie chcesz z nami spędzić Świąt? - zapytał
Yixing, spoglądając na dosyć obszerny album ze zdjęciami, który
trzymał na kolanach. - Wiesz, że moi rodzice nie będą mieć nic
przeciwko – zapewnił, przenosząc wzrok na siedzącego obok
kuzyna.
Tao
mógłby powiedzieć, że naprawdę chce spędzić z nimi Święta,
bo być może to wypełniłoby tę dziurę w sercu, która cały czas
się pogłębiała, ale wolał nie ingerować już w ich życie.
Wystarczyło to, że już kilka razy wepchał się w ich grono, co
zostało uwiecznione na zdjęciach w albumie Yixinga. Był wdzięczny,
że jego kuzyn i wujkowie pomyśleli o nim, ale to wszystko było
już nieważne. Pora się usamodzielnić i zacząć dorosłe życie,
w końcu miał prawie dziewiętnaście lat.
-
Tak, jestem tego pewien, ale dzięki, że o mnie pomyśleliście –
odpowiedział, przewracając kartę albumu, by spojrzeć na kolejne
zdjęcia, które tym razem obrazowały młodszą siostrę Yixinga.
- A
masz już jakieś plany?
-
Tak – odburknął, mrużąc nieco oczy. - Prawdopodobnie zamówię
pizzę i obejrzę jakiś film, ewentualnie pouczę się, żeby
później mieć spokój. Jest jeszcze opcja, że prześpię całą
wigilię, która chyba najbardziej mi się podoba. - Uśmiechnął
się, dokładnie lustrując wzrokiem fotografie. - To będą udane
Święta, jeżeli mojej sąsiadce nie zechce się mnie odwiedzić.
-
Czyli nie robisz nic szczególnego, prawda? - dopytał Yxing, a Tao
tylko prychnął, wiercąc się nieco na sofie, by po chwili
usiąść w wygodniejszej pozycji.
-
Przecież mówiłem, że będę zajęty spaniem i jedzeniem pizzy –
oburzył się, jednak po chwili widząc zagubioną minę kuzyna,
zaśmiał się i westchnął cicho. - Ale po twojemu, to tak. Nic
właściwie nie robię.
- W
takim razie świetnie – pisnął z entuzjazmem Yixing, natomiast
Tao otworzył lekko usta ze zdziwienia, nie bardzo rozumiejąc
zachowania swojego towarzysza. - Myślę, że znajdę dla ciebie
zajęcie. I nie mówię tutaj o spędzeniu Świąt w moim domu –
mruknął od razu, by uniknąć niepotrzebnych protestów Zitao.
Uśmiechnął się tajemniczo i przewertował kartki do przodu,
szukając kilku zdjęć. - Pamiętasz, jak mówiłem ci o Luhanie?
Oczywiście,
że pamiętał! Jak mógłby zapomnieć o chłopaku, który przez
pewien czas zaprzątał myśli Tao? W zasadzie nie wiedział o nim
dużo, jedynie to, jak się nazywa i jaki jest – to wszystko dzięki
dokładnym i częstym opowieściom Yixinga. Jego kuzyn znał się z
Luhanem od bardzo dawna i byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi,
czego Tao zawsze mu zazdrościł. Mimo że nawet nigdy w swoim
krótkim życiu nie widział na oczy chłopaka, zdążył się w nim
zauroczyć i wcale nie uważał to za dziwne, czy też niewłaściwe.
Po prostu w jego wyobraźni niejaki Luhan był idealny i nawet jeżeli
w rzeczywistości okazałby się niskim, pryszczatym kujonem, wcale
nie przeszkadzałoby to mu.
-
Tak, w końcu mówisz o nim dosyć często – zaśmiał się, z
zaciekawieniem spoglądając na ręce kuzyna, które przewracały
kartki. - Czego szukasz?
-
Om, zobaczysz – mruknął, mrużąc oczy tak, że przypominały
dwie cieniutkie kreseczki. - Ostatnio rozmawiałem z Luhanem i
okazało się, że również spędza całkiem samotnie święta –
powiedział po chwili, wreszcie zaprzestając ruchów. - I
powiedział, że ucieszyłby się z jakiegokolwiek towarzystwa.
Niestety ja musiałem mu odmówić, bo moja mama prędzej zamknęłaby
mnie w pokoju na klucz, niż pozwoliła w święta gdzieś wyjechać.
Ale wspomniałem Luhanowi o kimś.
- I
jaki ma to związek ze mną? - dociekał. Nie rozumiał, o co może
chodzić Yixingowi i właściwie był coraz bardziej ciekawy,
zwłaszcza, że chłopak często miewał całkiem dziwne pomysły,
które zazwyczaj niekoniecznie podobały się Tao.
-
Taki, że wspomniałem mu o tobie! - pisnął rozradowany, szczerząc
się szeroko. - Dlatego chyba nawet lepiej stało się, że nie
chcesz przyjść do nas. Luhan ucieszyłby się z twojej wizyty.
Tao
otworzył szerzej usta ze zdziwienia. Nigdy nie pomyślałby, że
chodziło właśnie o niego. Poza tym... kto normalny przygarnia
całkiem obcych ludzi pod swój dach – za wyjątkiem Yixinga, bo on
rozmawia i chce przyjaźnić się dosłownie z każdym mieszkańcem
Korei Południowej. - Co? - zapytał po chwili. - Przecież on nawet
mnie nie zna.
-
Cóż, zna. To znaczy z moich opowieści, też dużo mu o tobie
mówiłem. - Uśmiechnął się szeroko, zupełnie nic nie robiąc
sobie z tego, że jego kuzyn ma ochotę niemal zabić go samym
wzrokiem, mówiącym 'kiedyś przez ciebie oszaleję'. - To
właściwie jest tak, że ty wiesz o nim bardzo dużo, tak samo jak
on o tobie. Nie znacie się tylko formalnie, ale to najmniejszy
kłopot – powiedział entuzjastycznie, szczerząc się niebywale
szeroko.
Tao
sam nie wiedział co ma robić. Na jedno się cieszył, że dostał
taką propozycję, bo przynajmniej nie musiałby sam spędzać Świąt
i co więcej – wreszcie mógłby poznać osobę, która zajmowała
większą część jego myśli, ale mimo to miał obawy. W gruncie
rzeczy to był obcy facet, który tak naprawdę mógł się okazać
jakimś nadpobudliwym psychopatą pokroju Yixinga. - Cieszę się, że
pomyślałeś o mnie, ale nie wiem czy to najlepszy pomysł.
-
Czemu nie? Nie zakładaj z góry! - skarcił go szatyn, zabawnie
nadymając policzki. - Luhan ucieszyłby się z towarzystwa w święta.
Obaj spędzacie je sami, więc nie rozumiem twoich wahań. Polubisz
Lu, to świetny kumpel, naprawdę – zapewnił, wpychając album ze
zdjęciami do rąk Tao, otwarty na stronie, na której znajdowały
się fotografie z ubiegłych wakacji. - To on. - Wskazał palcem na
chłopaka, który widniał na prawie każdym. I Tao naprawdę
odebrało mowę. Sam nie wiedział, czy to przez to, że chłopak,
którym tak bardzo zachwycał się dzięki opowieściom Yixinga,
okazał się śliczny. Oczywiście, jeżeli ślicznym można nazwać
prawie dwa lata starszego od niego faceta. Mimo wszystko nie potrafił
określić go inaczej, to wszystko przez nieco dłuższe, w kolorze
mieniącego się w słońcu zboża włosy, wielkie, niemal sarnie
oczka ozdobione gęstymi rzęsami, które niewątpliwie rzucały
długie cienie na gładkie, blade policzki. Jego twarz była nieco
dziecięca, ale mimo to miała w sobie coś, przez co nie można było
pomylić Lu z dziesięcioletnim dzieckiem. - Spędziliśmy razem
połowę wakacji – zakomunikował Yixing, wskazując na jedno z
pierwszych zdjęć, które było wykonane na plaży.
-
Wiesz co, Xing? - mruknął Tao, szczerząc się do zdjęcia. - Nie
wiem, czy do końca potrafię ci uwierzyć. Co jeśli okaże się, że
Luhan to jakiś nadpobudliwy idiota? Już mam dość ciebie, a jeżeli
przez kilka dni przyjdzie mi z kimś takim mieszkać, to chyba
zwariuję – prychnął, nie mogąc jednak powstrzymać od uśmiechu
cisnącego się na usta.
-
Ej! - krzyknął z oburzeniem Yixing, lekko uderzając w ramię
swojego kuzyna. Zmarszczył nos i zmrużył groźnie oczy, jakby
właśnie szykował się do ataku. Mimo to chwilę później jego
twarz złagodniała. - Czyli się zgadzasz? Świetnie, zadzwonię do
Lu! - krzyknął, nie dając dojść do słowa Tao, który zamilknął,
wiedząc, że z tym wrednym, małym, upierdliwym krasnalem nie wygra.
Yixing był zbyt uparty.
-
Mam tylko nadzieję, że nie będę tego żałował – powiedział
jedynie, kręcąc z rozbawieniem głową. Zapowiadały się ciekawe
Święta.
*
Tao
zamknął z hukiem drzwi swojego mieszkania, nadal szczerząc się
tak szeroko, że powoli jego usta i policzki zaczynały boleć. Mimo
to nie zamierzał ani na chwilę tracić pogodnego wyrazu twarzy, a
to wszystko przez jedną osóbkę. No, może przez dwie.
Sam
nie był pewien, jak się teraz czuł. Te wszystkie emocje nagle
skumulowały się i pomieszały, a on miał wrażenie, że nie
potrafi ich rozróżnić. Jednak nad początkowym strachem, któremu
towarzyszyły pewne obawy, teraz panowało szczęście i nieopisana
radość tym, że pozna osobą, która od tak dawna była obiektem
jego westchnień. Luhan... Całkiem inaczej go sobie wyobrażał. W
jego głowie wyglądał inaczej; był trochę niższy i miał
mniejsze oczy – nie takie duże i śliczne. Tylko kolor włosów
się zgadzał, choć odcień był nieco inny. Oryginał był po prostu
lepszy.
Mimo
wszystko bał się jednego. Luhan z opowieści Yixinga był idealny
według Tao; zabawny, uroczy, nieco gadatliwy, ale kochany. Tą swoją
słodkością i delikatnością jednak nie przytłaczał, ponadto
wyglądało na to, że była to rzecz całkowicie naturalna, a nie
sztucznie naciągana. Yixing tak go opisywał, ale w rzeczywistości,
po przyjeździe Tao do Chin, mogło okazać się, że jest całkiem
inny, a jego wyobrażenie chłopaka było błędne. Zawiódłby się
i prawdopodobnie znienawidziłby Świąt Bożego Narodzenia jeszcze
bardziej. Jednak nie chciał o tym myśleć, póki przez jego ciało
przechodziły fale ekscytacji.
Ściągnął
kurtkę i zrzucił zaśnieżone buty, na ich miejsce zakładając
puchate kapcie z głową kota na przodzie (które dostał w zeszłym
roku na Gwiazdkę od Yixinga i mimo że były cholernie niemęskie,
to ciepłe i dlatego je uwielbiał), po czym zerwał się z miejsca,
niemal wpadając do swojego całkiem niewielkiego pokoju.Od samego
początku jego celem było idealnie zasłane łóżko, na które
wskoczył po chwili, przyciskając głowę do miękkiej poduszki,
biorąc jeden głębszy, ale łapczywy oddech.
Nie
wierzył. Zobaczy się z Luhanem... I mimo że wizja samotnych Świąt
spędzonych przed telewizorem w towarzystwie pizzy (o ile
towarzystwem mógł nazwać jedzenie) wydawała się całkiem znośna,
to wolał wrócić do swojego ojczystego kraju, w dodatku do tej
szczególnej osoby. Te Święta będą magiczne, czuł to.
Przez
cały czas nie potrafił się powstrzymać od uśmiechu, co go
przerażało. Wiedział, że zachowuje się jak jakaś napalona
nastolatka, która właśnie wzdycha i zachwyca się swoim idolem,
ale nic na to nie mógł poradzić, nawet jeśli próbował. Mógł
powiedzieć, że to było silniejsze od niego i nie potrafił nad tym
zapanować. To wszystko przez to, że miał spotkać się z Luhanem.
Tym Luhanem, który za wszelką cenę nie chciał opuścić jego
głowy. Ale to nie było męczące, nie dla Tao, bo właściwie mógł
stwierdzić, że miał wyśmienity humor.
To
zabawne, poszedł do Yixinga tylko po to, by wybić mu z głowy
spędzenie wspólnych świąt, a wrócił z wiadomością, że jedzie
do Chin. Do kraju, w którym nie było już go od dobrych kilku lat
i, za którym tak cholernie tęsknił. Korea Południowa była
piękna, ale nie potrafiła zastąpić mu domu. Żaden inny kraj
również, dlatego cieszył się, że wreszcie wraca do siebie, może
i na kilka dni, ale to było wystarczające. A na towarzystwo nie
mógł narzekać.
Tao
przewrócił się na bok, biorąc kolejny głębszy oddech. Miał
wrażenie, że sekundy na sekundę jego serce biło coraz szybciej i
mocniej, a to wszystko przez myślenie o Luhanie, które okazało się
być niebezpieczne. Był świadom tego, że dojedzie do ostatecznego
spotkania, ono nie wytrzyma i zakpi sobie z niego. Mały, wredny
narząd, który zdradzał to, jak bardzo się denerwował, a zarazem
cieszył, oczywiście pomijając lekko trzęsące się dłonie,
którymi ledwo utrzymywał tę drugą poduszkę.
To
szczęście ani trochę nie było uciążliwe.
*
- Lu
– mruknął Yixing do telefonu, ze znudzeniem wpatrując się w
ekran swojego laptopa. - Nie przyjadę do ciebie na Święta,
przepraszam – powiedział po chwili, wzdychając ciężko.
-
Xing, ale obiecałeś! - oburzył się Luhan. - I co, teraz
pozwolisz, by twój najlepszy przyjaciel został zupełnie sam w
Święta? Co jak co, ale po tobie się tego nie spodziewałem –
prychnął, a Yixing zmarszczył nieco nos, niepotrzebnie się
denerwując.
-
Jasne, że nie. Mam zastępstwo.
-
Błagam, nie wysyłaj do mnie swojej siostry – jęknął, a Yixing
wybuchnął śmiechem, o mało nie zwalając z kolan laptopa. - Ona
mnie przeraża. Jest trochę, jak taka mała harpia, która nie
przepuści żadnej okazji, żeby ci dogryźć.
-
Spokojnie, Luhannie – powiedział, chichocząc przy tym cicho. -
Nie wyślę jej do ciebie. Nawet o niej nie pomyślałem, więc
dziwne, że ty od razu o niej wspomniałeś - stwierdził, uderzając
palcami jednej ręki o klawiaturę laptopa. Wizja biednego Luhana
nękanego przez dziewczynę wydawała się być niezwykle kusząca i
śmieszna, ale to były Święta. Ten okres, w którym Yixing
postanowił być miły dla swojego przyjaciela, co było niezwykle
rzadkim zjawiskiem. - Ale tak, przysyłam kogoś z rodziny i tego
kogoś znasz. To znaczy, powiedzmy, że znasz. Opowiadałem ci kiedyś
o tej osobie.
-
Twoja mama? Właściwie ona jest lepsza od twojej siostry,
przynajmniej umie gotować. - Zaśmiał się, mrużąc przy tym
zabawnie oczka, tak, że powstały z nich dwa półksiężyce. -
Dobra, zabij mnie, ale nie mam pojęcia. Nie przypominam sobie, żebyś
mi o kimkolwiek mówił.
Yixing
pokręcił jedynie ze zrezygnowaniem głową, z trudem powstrzymując
się od prychnięcia. - Tao – powiedział po chwili, już nawet nie
mając siły słuchać bredni, którymi karmił go Luhan. Dobrze go
znał i doskonale wiedział, że jeszcze chwila, a wymyśliłby
jeszcze coś głupszego. - Mój kuzyn. Przyjedzie do ciebie Tao.
-
Wiem kto to – pisnął z entuzjazmem. - To ta słodka panda, nie?
- zapytał.
-
Tak, to on. Tylko może lepiej przy nim tak nie mów – uprzedził.
- Chociaż mów co chcesz, Tao i tak nie będzie mógł się
sprzeciwiać. - Wzruszył ramionami, jakby Luhan mógł zobaczyć ten
ruch. - Nie masz nic przeciwko, prawda?
-
Jasne, że nie – odpowiedział szybko Luhan, uśmiechając się
szeroko. - Cieszę się, że jednak ktoś do mnie przyjedzie, a Tao z
chęcią osobiście poznam. Wydaje się być naprawdę ciekawą osobą
– mruknął, odkładając na blat biurka kubek z gorącą czekoladą,
która powoli stawała się zimna, po czym usiadł na mięciutkim
krześle obrotowym. - A już się bałem, że całkowicie mnie
wystawisz. Choć to było z mojej strony trochę niemiłe. Wybacz.
- W
porządku. Mam nadzieję, że się dogadacie. Tao nie tryskał jakimś
niesamowitym entuzjazmem podobnym do twojego, ale myślę, że też
się cieszył. Właściwie całkiem dobrze się złożyło, bo on też
miał sam spędzić te Święta. I za nic nie chciał przyjść
do mnie. Zastanawia mnie tylko to, że łatwo dał się przekonać,
skoro to taki mały uparciuch.
-
Może wystarczył mój urok osobisty? - zapytał z szerokim uśmiechem
na twarzy. - Jak fajnie, on działa nawet, jak nie ma mnie w
pobliżu! Tego się naprawdę nie spodziewałem – dodał po chwili.
- Świetnie. Więc, kiedy mogę się go spodziewać?
-
Tak, jak ja miałem przyjechać, czyli w piątek - wyjaśnił. -
Możesz przyjechać po niego na lotnisko? Ten debil pewnie zgubi się
tuż wyjściu z samolotu, także jak coś, czekaj na niego gdzieś
niedaleko. Nie wiem też, czy w tym tłumie cię znajdzie, ale błagam,
dopilnuj, by nic mu się nie stało. Ja wiem, że on mówi, że jest
już dorosły, ale czasem po prostu lepiej go nie słuchać.
-
Rozumiem. Ale Pekin to duże miasto, więc będę ostrożny i nie
zgubię twojego kuzyna, obiecuję – zadeklarował, ze znudzeniem
wpatrując się w mało ciekawy wzorek na swoim kubku. - Wróci do
domu cały i zdrowy, możesz na mnie liczyć.
-
Świetnie – westchnął Yixing. - Wysłać ci jakieś jego zdjęcie?
-
Wiem, jak wygląda – odpowiedział, zastanawiając się przez
chwilę. - Choć możesz przesłać, zawsze się przyda, zwłaszcza,
jak będę szukał go na lotnisku. A tak poza tym, jest coś, co
powinienem wiedzieć o Tao? Nie wiem, przykładowo na co jest
uczulony, czy coś w tym stylu? Bo wiesz, dziwnie bym się czuł,
gdybym przykładowo przygotował mu coś owocowego, a byłby uczulony
na truskawki. Nie chciałbym, żeby spuchł i wyglądał jak ty w
zeszłym roku. - Luhan zaśmiał się, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Ty
nigdy mi nie dasz o tym zapomnieć, prawda? - zapytał z rezygnacją
i zmęczeniem, wybierając pierwsze lepsze zdjęcie Tao, które miał
w swoim folderze z wszystkimi zdjęciami, po czym załączył do
e-maila, którego po momencie wysłał do Luhana. - Jesteś wredny.
-
Dzięki, Xing. Ale to już wiadomo od dawna – prychnął. - Już
się nie mogę doczekać, aż poznam ZiTao. Wydaje się naprawdę...
interesujący. Przekaż mu, że z niecierpliwością czekam, aż
przyjedzie. Poza tym, dzięki.
- A
ja przepraszam, ale moja mama naprawdę nie wypuści mnie z domu na
Święta. I tak ostatnio strasznie marudzi, że prawie w ogóle nie
spędzam czasu z rodziną – zaśmiał się. - Ale myślę, że
dogadacie się z Tao.
-
Cóż, ja to wiem.
*
Luhan
westchnął pod nosem, rozglądając się dookoła. W dłoniach mocno
trzymał wydrukowane zdjęcie Tao, które kilka dni wcześniej
podesłał mu Yixing, choć tak właściwie go nie potrzebował.
Przez ten czas zdążył zapamiętać tę słodką, uroczą,
przypominającą buźkę pandy twarz chłopaka i jego sylwetkę.
Niemniej jednak wiedział, że w rzeczywistości ZiTao może wyglądać
trochę inaczej, co szczerze powiedziawszy wcale mu nie
przeszkadzało. Nie, jeśli będzie wstanie go rozpoznać i odnaleźć
wśród tego rozbieganego tłumu. Przez to całe zamieszanie wokół
Luhan miał wrażenie, że tego dnia ludzi na lotnisku było
zdecydowanie więcej niż zazwyczaj. Zapewne większość z nich
wylatywała do rodziny na Święta do innych krajów, lub tak jak on,
czekała na znajomych, czy też swoich bliskich.
Zacisnął
mocniej długie, szczupłe palce na zdjęciu, po czym spojrzał na
tłum kłębiący się wokół niego. Zastanawiał się, czy ma
jakiekolwiek szanse na przeciśnięcie się przez tych wszystkich
ludzi, czy lepiej będzie, jak wróci się w jakieś mniej tłoczne
miejsce i tam zaczeka, póki Tao sam go nie znajdzie. Ale to również
oznaczałoby, że złamał obietnicę daną Yixingowi. To ostatecznie
zmusiło go zmierzeniu się ze stadem rozszalałych ludzi, którzy
nawet nie patrzyli pod swoje nogi. Nie zdziwiłby się, gdyby ktoś
przez swoją nieuwagę go zdeptał, staranował, popchnął lub
zrobił cokolwiek innego, co samemu Lu nie bardzo by pasowało.
-
Mam nadzieję, że jesteś gdzieś niedaleko, Tao – mruknął do
siebie, mrożąc swoim wzrokiem każdego, kto ośmielił się przejść
obok niego niezbyt uważnie. Z natury był raczej potulny i kochany,
ale gdy przychodziło mu się zmierzyć z tłumem ludzi, którzy
ściskali go w niezbyt przyjemny sposób, miał ochotę wszystkich
wymordować za jednym zamachem.
Ścisnął
się bardziej, starając się przejść przez niewielką ścieżkę,
która nagle się utworzyła, przy okazji starając się nie zmiąć
zdjęcia Tao, które aktualnie przyciskał do cieplutkiej kurtki, w
którą był ubrany. Co prawda zaczynała mu ciążyć – w środku
był potwornie ciepło, ale wolał jej nie ściągać. Miał
nadzieję, że raczej szybko stąd wyjdzie i znów będzie marznął
na dworze przy prawie minus ośmiu stopniach. Później przeszedł
przez długi korytarz oznakowany strzałkami informującymi, jak
dostać poszukiwanych przez siebie miejsc.
Zatrzymał
się dopiero przy dużej tablicy informującej o lotach Seul –
Pekin, gdzie czekała już dosyć spora grupka ludzi. Tuż obok niego
stała dosyć wysoka, śliczna szatynka, która uśmiechała się
szeroko, co chwilę zerkając na ekran swojego telefonu komórkowego.
-
Um, przepraszam? - Luhan mruknął, szturchając przy tym lekko
dziewczynę. Kiedy ta na niego spojrzała, on wyszczerzył się,
mocniej przyciskając do siebie zdjęcie. - Nie wiesz może, kiedy
przyleci samolot z Seulu?
-
Wiem – odpowiedziała wesoło, zerkając na blondyna. - Już
praktycznie tu jest. Za chwilę powinni wysiąść – dodała,
chowając telefon do kieszeni brązowego płaszczyka. - Czekasz na
swoją dziewczynę? Wyglądasz na podekscytowanego. - Zauważyła,
wskazując na jego nieco zarumienioną i promieniejącą twarz. Mimo
nerwów, jakie doświadczył, gdy przedzierał się przez tłumy
zebrane na lotnisku, wcale nie stracił swojego dobrego humoru, który
towarzyszył mu od samego rozpoczęcia dnia.
-
Nie – odparł krótko, wolną dłonią poprawiając cieplutką
czapkę, która nieco zsunęła się na jego czoło, utrudniając
widoczność. - Na znajomego. Ale masz rację, cieszę się, że
przyjeżdża. I chyba przez to jestem zdenerwowany. - Popatrzył na
nią i lekko wzruszył ramionami. - A ty?
- Na
moją siostrę – odpowiedziała, wpatrując się na główne
przejście. - I chyba nawet ją widzę! - pisnęła, zrywając się z
miejsca, po czym pobiegła na wprost, rzucając się w objęcia
jakiejś brunetki.
Luhan
całkowicie stracił tym zainteresowanie, gdy przypomniał sobie o
Tao, który zaraz miał się pojawić. I Lu naprawdę nie wiedział,
czy to przez to, że tak bardzo zależało mu na zrobienie dobrego
wrażenia na nim, czy przez to, że zaraz właśnie miał spotkać
się z obcym facetem, ale jego dłonie zaczęły niesamowicie drżeć,
a serce kołatać w piersi jeszcze mocniej. Wziął głęboki
oddech, rozszerzając swoje i tak już wielkie, niczym u sarenki
oczy, oficjalnie przygotowując się do poszukiwań, które okazały
się zbędne, ponieważ wraz z tym ruchem zobaczył chłopaka.
Luhan
uśmiechnął się lekko, zdając sobie sprawę, jak bardzo Huang
wygląda na zagubionego. Jego nieco podkrążone oczy z uwagą
obserwowały wszystko dookoła, zapewne odszukując Luhana, który
stał kilkanaście metrów dalej. Jego kruczoczarne włosy zgrabnie
opadały na groźnie uniesione brwi, co wcale nie ujmowało mu uroku.
Nie
wyglądało na to, by miał szybko odszukać Luhana, dlatego blondyn
bez zastanowienia ruszył do przodu, niemal podbiegając do Tao i bez
jakiegokolwiek uprzedzenia rzucił mu się na szyję. Huang zamarł
na chwilę, zupełnie nie wiedząc, jaki ruch wykonać. Był nieco
zmieszany, gdy chłopak przykleił się do niego niczym lep,
najwyraźniej nie zamierzając puścić. Nie zawsze przechodził
przez takie sytuacje, właściwie... nigdy coś podobnego mu się nie
przytrafiło.
-
Tao! - pisnął Luhan, odrywając się od bruneta. - Jak miło, że
już jesteś! Czekałem na ciebie – powiedział rozradowany,
przypatrując się chłopakowi z bliska. - Om, jestem Luhan –
przedstawił się.
-
ZiTao, ale najwyraźniej już to wiesz – odmruknął nieco
speszony. Był tak blisko Luhana. Nie sądził, że aż tak bardzo
będzie się denerwował. - Też się cieszę, bo wreszcie tu
jestem. Stęskniłem się za Chinami – przyznał, uśmiechając się
lekko. - I fajnie, że wreszcie mogę cię poznać. Yixing strasznie
dużo mi o tobie opowiadał. Nie zdziwiłbym się, gdyby naprawdę
streścił mi połowę twojego życia – zaśmiał się cicho, czym
Luhan mu zawtórował.
-
Tak, Xing to taka nieustannie trajkocząca gaduła, której nie da
się zamknąć. O tobie też mi mówił, więc będzie nam łatwiej –
przyznał, łapiąc Tao za rękę tak, by nie zgubić go gdzieś po
drodze. - A teraz, powiedz mi, jesteś zmęczony?
-
Niespecjalnie.
-
Świetnie! - rozradował się Luhan, pociągając go w stronę
wyjścia z lotniska. - Skoro gwarantujesz mi, że nie uśniesz gdzieś
w trakcie przyszłych kilku godzin, to zabieram cię na zwiedzanie
Pekinu – zadeklarował, nawet nie chcąc słuchać ani jednego
słowa sprzeciwu.
- Z
chęcią, ale myślę, że zwiedzanie go z bagażami, nie jest
najlepszym pomysłem.
- W
takim razie najpierw zawieziemy wszystko do mnie, a później
pójdziemy na miasto. Będzie świetnie, zobaczysz. Pekin wygląda
ślicznie, zwłaszcza wieczorem, gdy wszystko jest tak pięknie
przystrojone. - Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Tao. -
Spodoba ci się tu.
*
Tao
nie miał zbyt wiele czasu na obejrzenie mieszkania Luhana. Starszy
chłopak praktycznie wrzucił jego bagaże przez otwarte drzwi, po
czym zamknął mieszkanie na klucz i pociągnął go w stronę
wyjścia z budynku. Luhan na szczęście spowolnił swój bieg, kiedy
tylko znaleźli się kawałek dalej. Na dworze szybko zrobiło się
ciemno, więc wszystkie ozdoby, którymi został przyozdobiony Pekin
zaczęły świecić, ruszać się i Bóg wie jeszcze, co tam
powymyślano. Tao z ciekawością przyglądał się każdej rzeczy, o
której mówił Luhan. Widać było, że blondyn ma niezły ubaw z
oprowadzania swojego gościa po mieście. Na jego ustach cały czas
widniał uroczy uśmiech a w jego głosie było słychać szczęście.
Tao także zdawał się być zadowolony jednak był odrobinę
zmęczony. Nie dawał jednak po sobie tego poznać i śmiał się
głośno, kiedy Luhan prawie wywrócił się na śliskim chodniku po
tym, jak zaczął się na nim ślizgać.
-
Och! Tam niedaleko jest park! Musisz go zobaczyć!- Powiedział
blondyn i łapiąc odzianą w rękawiczkę dłoń Tao, szarpnął go
mocno do przodu. Luhan był drobny, ale jednak niesłychanie silny.
Biegli przez chwilę jednak zwolnili po tym, jak znów znaleźli się
na śliskiej części chodnika i o mało oboje nie wpadli przez szybę
do pobliskiego sklepu. Tao umiejętnie obrócił ich tak, że zamiast
rozbijać pewnie strasznie drogą szybę, upadli na ziemię. Objął
sowimi ramionami drobne ciało Luhana tak, że starszy wylądował na
nim zamiast na ziemi. Chwile leżeli tak w bezruchu, przechodzący
obok nich ludzie patrzyli na nich ciekawie. Po tym jak szok minął,
Luhan zaczął się mocno śmiać przez co i Tao zaczął. Starszy
powoli zszedł z młodszego, stając już na nieoblodzonej części
ziemi, pomagając wstać Tao.
-
Nic ci nie jest? - zapytał dalej ze śmiechem w głosie, podczas
otrzepywania pleców Tao.
-
Nie, dziękuję - powiedział spokojnie, odwracając się z delikatnym
uśmiechem.
- W
takim razie chodźmy dalej! - zakrzyknął Luhan, ruszając teraz już
ostrożniej w stronę wcześniej wspomnianego parku. Tao pokiwał
głowę, ruszając za swoim przewodnikiem. Podczas tego wolniejszego
spaceru Luhan co chwilę zadawał jakieś pytania, na które Tao
chętnie odpowiadał i na zmianę. Dzięki temu Luhan dowiedział się
że Tao nie pamięta kiedy ostatni raz jadł tradycyjne chińskie
dania, a Tao natomiast, że Luhan bardzo dobrze gotuje.
- Och,
muszę ci tyle ugotować! - krzyknął Lu, po czym westchnął lekko. -
Ale to jak wrócimy do domu, a teraz chodź, jesteśmy na miejscu -
jęknął, odciągając Tao od wystawy zapełnionej czapkami. Tao
ruszył odrobinę niechętnie, ale widok, jaki zastał go w parku,
sprawił, że zapomniał o pięknych czapkach w sklepie. Duża i
pięknie przystrojona choinka stała na niewielkiej wysepce, a dookoła
niej był czysty lód. Można było wypożyczyć łyżwy i pojeździć
po prowizorycznym lodowisku w rytm świątecznych melodii puszczanych
z głośników przywieszonych na pobliskich drzewach. Grupka małych
dzieci przebiegła obok nich, krzycząc coś, czego Tao nie mógł
jednak zrozumieć. W drewnianej budce niedaleko lodowiska sprzedawano
gorącą czekoladę, a wszystkie ławki dokoła zostały już zajęte
przez innych ludzi.
-
Wooo - wyrwało się Tao, podczas kiedy rozglądał się dookoła, nie
mogąc ukryć swojego zachwytu. Luhan natomiast wyglądał ,jakby miał
zaraz wybuchnąć ze szczęścia i dumy.
-
Mówiłem, że jest ładnie! - powiedział prawie piszcząc z radości,
jaką mu sprawiło to, że tak bardzo zaskoczył Tao. Chłopak pokiwał
lekko głową i pozwolił znów pociągnąć się gdzieś Luhanowi.
- W
tej budce sprzedają najlepszą czekoladę w Pakinie. W całych
Chinach… na świecie! - dodał, jednak unosząc jedną rękę do góry,
jakby chciał podkreślić, jak bardzo niesamowity jest ten napój. -
Szkoda, że można ją dostać tylko zimą. Jeśli przyjechałeś do
Pekinu na święta i nie spróbowałeś tej czekolady, to nie
spędzałeś świąt w Pekinie! - powiedział. Tao zmarszczył brwi,
chyba nie rozumiejąc o co chodzi Luhanowi, ale nie przeszkadzało mu
to w powolnym kroczeniu do budki. Kolejka była strasznie długa, ale
jak się okazało - starsza pani, która robiła czekoladę, miała
sporo pomocników. Więc po chwili Tao jak i Luhan cieszyli się
ciepłym napojem.
- Na
prawdę dobra - przyznał z uśmiechem Tao, powoli sącząc gorący
napój. Luhan pokiwał energicznie głową. Podczas spaceru po parku
zdążyli wypić już całą czekoladę, a z nieba zaczął prószyć
śnieg.
-
Powinnyśmy wracać już do domu - powiedział Luhan, przyglądając
się, jak Tao patrzy w niebo. Chłopak pokiwał tylko głową i
grzecznie ruszył za starszym. Luhan uśmiechnął się w którymś
momencie przebiegle, odskakując na bok i łapiąc w ręce górę
dopiero co usypanego śniegu rzucił nim w Tao, który zaskoczony
zesztywniał. Głośny śmiech Luhana rozbrzmiał po ulicach Pekinu.
*
Luhan
jak i Tao cały trzęśli się kiedy w końcu znaleźli się w
mieszkaniu tego starszego. Włosy Tao były mokre i przeczepiły się
do jego czoła, Luhan natomiast wyglądał, jakby ktoś użył go jako
miotły do odśnieżania podjazdu. Ich zęby szczękały z zimna,
jednak oboje uśmiechali się szeroko. Luhan wskazał Tao łazienkę
i zaniósł jego walizki do pokoju. Po tym jak obojgu było już
ciepło i sucho, pożegnali się i każdy z nich poszedł spać do
swojego pokoju.
Luhan
nie mógł co prawda zasnąć. Uśmiech na jego twarzy zdawał się
być przyklejony. W głowie cały czas odtwarzał sobie cały
dzisiejszy dzień. Śmiech Tao, to, jak ładnie się uśmiecha i ciepło
jego rąk, kiedy upadli na chodniku. Zakrył się mocno kołdrą, bojąc
się, że mógłby się przeziębić, po czym westchnął z
nieodłącznym uśmiechem i znów próbował zasnąć.
W drugim pokoju Tao
natomiast zasnął natychmiastowo, zbyt zmęczony podróżą i
wrażeniami, by nawet martwic się o coś takiego, jak zdjęcie
skarpetek. Jednak na jego ustach tak samo jak na Luhana nieustannie
widniał uśmiech.
*
Luhan
obudził się wczesnym rankiem. Tao nadal spał, kiedy on próbował
sam ustawić choinkę w rogu pokoju. Leżała na ziemi już dobre dwa
dni, niestety drobny Lu nie miał siły jej wwlec. Postanowił, że
gdy Tao się obudzi, poprosi go o pomoc. W tym czasie wziął szybki
prysznic i zabunkrował się w kuchni, przygotowując śniadanie dla
siebie i swojego gościa. Jajka powoli smażyły się na patelni,
ekspres cicho buczał, przygotowując kawę, a Luhan smarował tosty
dżemem.
Kiedy Tao obudził, się wpadł w lekką panikę. To nie był jego
pokój, jego łóżko…tu nic nie było jego! Kiedy gwałtownie
usiadł i zobaczył swoje walizki niedaleko łóżka, odetchnął z
ulgą. Rzeczywiście, nie był u siebie, ale w końcu przypomniał
sobie, gdzie tak właściwie się znajdował. Z powrotem padł na
łóżko próbując, pohamować swój śmiech. Nie sądził, że
przyjazd do Chin sprawi mu tak dobry humor. Nie ukrywał, że ten
dobry humor to w większości sprawka Luhana. Chłopak był taki jak
go sobie wyobrażał. Uroczy, kochany, ale i odrobinę wredny, całkiem
jak Yixing mu opowiadał. Co prawda bał się, że jego kuzyn coś tam
podkolorował, ale wszystko okazało się prawdą. Luhan był po
prostu doskonały.
Kiedy
poczuł zapach kawy, zwlekł się z łóżka prosto do łazienki.
Kiedy znalazł się już w salonie, Luhan rzucał mordercze spojrzenia
choince. Tao zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, czy
wczoraj ta choinka tu była. Luhan podniósł głowę, od razu
uśmiechając się szeroko.
-
Wstałeś! Chodź, zrobiłem śniadanie - powiedział, łapiąc go za
przedramię, by pociągnąć w stronę zastawionego już stołu.
Podczas śniadania Luhan streścił co na dziś zostało
zaplanowane,.
- W
ogóle nie umiem gotować - powiedział przerażony Tao na wspomnienie
o wspólnym robieniu kolacji. Luhan zaśmiał się.
-
Spokojnie, przecież nie każę ci robić jej samemu. Będziesz mi
pomagał - powiedział Lu, a Tao uśmiechnął się lekko z ulgą.
Dopijając kawę, młodszy znów zwrócił wzrok na choinkę.
-
Kupiłeś ją dzisiaj, ge?- zapytał. Luhan pokręcił głowa.
-
Kupiłem ją chyba dwa dni temu… kolega pomógł mi ją tu wnieść.
Ale nie mogę jej sam postawić - powiedział, śmiejąc się.
- W
takim razie ci pomogę - zaproponował ochoczo Tao. Luhan kiwnął
zadowolony głową. Po chwili choinka stała w pionie stabilnie tak, by
czasem nie upadła.
-
Teraz przystrajanie!- krzyknął radośnie Luhan, taszcząc wielki
karton z bombkami i ozdobami. Włączył radio, w którym leciały
cały czas kolędy i oboje zaczęli przystrajać drzewko. Luhan nie
omieszkał przy prawie każdej pojedynczej bombce wspomnieć kto ją
zrobił, gdzie ją dostał i jak długo jest w jego rodzinie. Tao
oczywiście nie miał ku temu zdanych sprzeciwów. Nie obchodził
takich świąt, więc wszystko było dla niego nowe i ciekawe, nawet
powalające z nóg nudą opowieści Luhana o starszej pani ręcznie
malującej bombkę przez pięć godzin.
-
Szkoda, że ta starsza pani już nie żyje. Robiła na prawdę ładne
bombki - powiedział Lu, obracając w dłoniach szarą bombkę, na
której został starannie narysowany grubiutki renifer z czerwonym
nosem wielkości równym jego głowy. Tao spojrzał na niego, przez
chwilę martwiąc się, że Luhan będzie taki smutny do końca dnia.
-
Ale przynajmniej zdążyłem kupić dużo ładnych bombek! -
zakrzyknął po chwili z szerokim uśmiechem, zakładając ozdobę.
Tao patrzył na niego teraz w lekkim szoku. Po chwili Luhan wcisnął
mu do ręki gwiazdę, która miała za zadanie usadzić na czubku
choinki. Na przeszkodzie stał jeden problem.
- Za
duża - mruknął Luhan, patrząc to na Tao to na choinkę.
-
Nigdy nie myślałem, że będę za niski na taką rzecz - burknął
Tao, wysuwając uroczo dolną wargę. Luhan zaśmiał się, podchodząc
do niego i zabrał mu z ręki gwiazdę.
-
Podsadź mnie - powiedział, odwracając się tyłem. Tao pochylił się,
obejmując drobną talię Luhana, po czym z łatwością uniósł go do
góry. Luhan zaśmiał się, zakładając gwiazdę na właściwie
miejsce.
-
Czuje się, jakbym znów miał dziesięć lat, kiedy tata musiał
podnosić mnie prawie z każdym razem - zaśmiał się, opierając
dłonie na ramionach Tao, by wesprzeć się i nie spaść boleśnie na
ziemię. Tao zaśmiał się także, po czym oboje zrobili delikatny
krok do tyłu, by obejrzeć swoje dzieło. Oboje uśmiechnęli się
szeroko. Choinka mieniła się na różne kolory, mimo iż w kolorach
bombek przeważała szarość i biel, za to łańcuchy i lampki były
bardzo kolorowe.
-
Dobra robota - powiedział dumnie Luhan, odwracając się do Tao
-
Wzajemnie - powiedział młodszy, po czym ze śmiechem uścisnęli
sobie ręce, nie mogąc odwrócić jednak wzroku od pięknej choinki.
-
Teraz musimy iść na zakupy - powiedział z groźną miną Luhan.
- Po
co? - zapytał zaskoczony Tao.
-
No…żeby mieć z czego zrobić kolacje! - Zaśmiał się Lu. Tao
pokiwał głową, po czym poszedł się przebrać. Luhan w tym czasie
zapakował wcześniej kupiony dla Tao prezent i schował za choinkę
tak, by nie był widoczny i sam zaczął ubierać buty. Kiedy ubierał
już szalik i czapkę, Tao zrobił to samo co Luhan. Ukrył kupiony
jeszcze w Korei prezent z drugiej strony choinki i zadowolony ruszył
w ślady Luhana.
*
Tao
wcisnął swoje ręce głęboko do kieszeni kurtki, krocząc za
Luhanem.
- Co
będziemy jedli? - zapytał, zrównując się ze starszym. Luhan
wyciągnął swój telefon, pokazując mu po kolei dania.
-
Kurczak Gong bao, Di Sum z ciasta francuskiego, wontony w bulionie z
chili i doufuhua - powiedział zadowolony, przesuwając obrazki w dół.
-
Nie jadłem żadnego z tych dań i co to jest doufuhua? - zapytał
Tao. Luhan powstrzymał swój krótki szok, po czym zaśmiał się.
- To
budyń z tofu. Najłatwiejsze danie z tych wszystkich - powiedział,
chowając telefon.
-
Och! W takim razie zmawiam - zaśmiał się młodszy, a Luhan
zawtórował mu, wchodząc do sklepu. Luhan pchał powoli wózek, a Tao
wrzucał produkty, o których mówił starszy. Po kilku minutach Tao
niósł cztery reklamówki i opędzał się od jęczącego Luhana z
jedną reklamówką.
- No
weź pomogę ci!
-
Ale nie trzeba, ge!
-
Ale no jesteś moim gościem…
-
Musze coś robić!
- To
nie fair!
Luhan
w końcu tupnął oburzony nogą, przez co Tao prawie wywrócił się
ze śmiechu. Lu „obraził” się na niego, nie chcąc go wpuścić
do mieszkania, ale Tao miał jednak więcej siły i spokojnie otworzył
drzwi, mimo iż starszy zapierał się całym swoim ciałem. Luhan w
końcu okiełznał swoje fochy i ruszył do kuchni, by rozpakować
torby.
-
Najpierw zrobimy wontony w bulionie, bo je robi się najdłużej, a w
tym czasie zajmiemy się czymś innym - powiedział, rozkładając
składniki w czterech miejscach. Luhan złapał Tao za ramiona i
postawił przed składnikami na Dim Sum.
- Ja
zajmę się wontonami, a ty pokrój w tym czasie Char Siu na drobną
kostkę, a jak skończysz, to dodaj marynatę, sezam i kolendrę.
Później to wszystko podgrzejemy – powiedział, pokazując
jednocześnie każdy skalnik, o którym mówił, wręczył Tao nóż i
ruszył do miejsca, gdzie miał zamiar robić wontony. Tao chwilę stał,
nie do końca wiedząc, co teraz. Przypominając sobie jednak słowa
Luhana, które ten wypowiedział zaledwie kilka sekund temu, złapał
za Char Siu i zaczął kroić najdrobniej jak potrafił. Zerknął w
bok, by spojrzeć na starszego, przez co mało nie uciął sobie
opuszka palca. Luhan zaalarmowany krzykiem Tao, podszedł do niego, po
czym zaczął się cicho śmiać.
- No
tak przecież mówiłeś, że z ciebie noga z gotowania. Okay, najpierw
pokażę ci, jak to pokroić - powiedział, po czym przycisnął swój
bok do boku Tao i powoli zaprezentował, jak kroić powinien młodszy.
Tao starał się jak najlepiej wykonywać powierzone mu przez Luhana
czynności. Za każdym skończonym zadaniem prezentował wyniki
starszemu. Ten nie ważne co by zobaczył, mówił…
-
Bardzo dobrze! - Po czym klepał Tao po głowie, przybijał piątki,
albo co tam mu wpadło do głowy, po czym obracał się plecami i
poprawiał to, co zaprezentował mu młodszy. Tao w końcu doczekał
się robienia budyniu, ze smutkiem stwierdzając, że nawet zwykły
budyń przerósł jego możliwości. Teraz próbował powstrzymać
się przed śmiechem, widząc przed sobą Luhana z twarzą całą w
tofu i sosie sojowym.
-
Em…wybacz - powiedział cicho, tak, by Luhan nie usłyszał tej
radości w jego głosie. Po co się tak bardzo nad nim pochylał? Tao
wystraszył się i wszystko co trzymał wyrzucił prosto na twarz
starszego. Luhan podniósł dłoń, by dotknąć swojego policzka, po
czym zbierając odrobinę mazi z twarzy, włożył palec do ust i
pokiwał z uznaniem głową. Tao nadal obserwował go bacznie. Luhan
odwrócił się bokiem, zanurzając ręce w worku mąki. Tao spodziewał
się, iż Luhan użyje tego do starcia tofu. Ale użył mąki do
zrobienia z Tao siwego człowieka. Luhan uśmiechnął się szeroko w
stronę oszołomionego Tao.
-
Jesteśmy kwita! - krzyknął zanim Tao zdążył się odegrać. Po
chwili ciszy ich śmiech rozniósł się po całej kuchni, zaraz po
tym zastąpiony przerażonym krzykiem „O NIE KURCZAK GONG BAO!”.
Tao zgiął się w pół ze śmiechu, kiedy Luhan z ulgą stwierdził,
że z kurczakiem wszystko w porządku. Starszy chciał już rzucić
jakąś wredną uwagą, ale powstrzymał się, śmiejąc się razem z
Tao. Pamiętał dokładnie każdą opowieść Yixinga o swoim lekko
ciapowatym, ale uroczym kuzynie przypominającym pandę. Nie sądził,
że byłby w stanie zauroczyć się w kimś, kogo nie znał, ale skoro
Tao stał tu teraz przed nim - żywy i śmiejący się, nie czuł się wcale dziwnie, stwierdzając sam przed sobą, że jego serce zaczęło
bić szybciej dla tego kuchennego niedołęgi.
*
Tao
denerwował się. Już podczas nakrywania do stołu o mało nie
potłukł porcelanowych talerzy. Luhan obserwował go uważnie,
martwiąc się. Tao zbywał go uśmiechem. Denerwował się, bo
postanowił, że dziś wyzna swoje uczucia Luhanowi. Bał się, że
starszy wyśmieje go. W końcu znają się zaledwie dwa dni. Osobiście, bo Tao czuł, jakby znał Luhana od lat.
Kiedy tylko straszy mówił o czymś ze swojego dzieciństwa, Tao znał
już całą historię opowiedzianą wcześniej przez Yixinga. Było to dziwne,
jednak Tao nie przejmował się tym. Skoro postanowił, że to powie,
zrobi to.
Luhan
przynosił dania z kuchni, a Tao układał je na stole tak, by
wszystkie się zmieściły. Uśmiech Luhana znów zdawał się być
przylepiony bardzo trwałym klejem. Denerwował się, ale nie tak
bardzo jak Tao. Kiedy już wszystko było gotowe, Luhan wręczył Tao
opłatek, po czym stanęli na środku pokoju.
-
Jej, Tao. To zabrzmi dziwnie, ale naprawdę czuję się, jakbym znał
cię bardzo długo. To wszystko przez Yixinga - mruknął, marszcząc
brwi, a Tao zaśmiał się lekko. - Ale to w sumie dobrze! -
dodał. Tao nie chciał mu przerywać, ale znał Luhana i
wiedział, że to jeszcze trochę potrwa, więc zaśmiał się znów
szybko, mówiąc.
- Em,
ge. Chciałbym ci coś powiedzieć.
Luhan spojrzał na niego
zbity z tropu. Miał w zamiarze za chwilę przejść do wyznania
swoich uczuć Tao, a młodszy mu przerwał. Ale nie powiedział nic i
patrzył wyczekująco na skręcającego się wewnętrznie młodszego
chłopaka.
- To
prawda, ja też czuje się, jakbym znał cię na prawdę od dawna, ge -
powiedział, po czym wziął głęboki wdech. - I w sumie to może być
dziwne, czy coś, bo osobiście znamy się tak krótko, ale chciałbym
żebyś wiedział że… chyba się w tobie zakochałem, ge - powiedział,
spuszczając głowę. Luhan otworzył szerzej oczy, w jego brzuchu
motylki zaczęły tańczyć kankana. I mimo iż bardzo chciał
zachowywać się normalnie, po prostu go przytulić i powiedzieć „Rozumiem, Tao. Ja się w tobie też zakochałem” zrobił to tak jak
robił to zazwyczaj. W jego oczach stanęły łzy, a po chwili rzucił
się na wyższego, przytulając mocno.
-
Tak się cieszę! - krzyknął na wstępie. Tao znów poczuł się,
jakby stał na lotnisku odrobinę oszołomiony bliskością Luhana.
Starszy zrównał swoją twarz z twarzą Tao, po czym złożył na
ustach zaskoczonego chłopaka delikatny pocałunek. - Ja też się w
tobie zakochałem - dodał, delikatnie się rumieniąc. Tao nie krył
swojej radości, mocno przytulił do siebie blondyna, który już
nie powstrzymywał swojego radosnego śmiechu. Po dokończeniu życzeń,
ruszyli do stołu. Luhan nałożył sobie wszystkiego po trochu,
spodziewając się tego, że Tao zje całą resztę. Śmiali się
podczas opowiadania jakiś dziwnych historii, czy zwyczajnie śmiali
się, bo byli szczęśliwi. Po zjedzonej kolacji każdy z nich
rozpakował prezent. Tao z szerokim uśmiechem założył na głowę
czapkę - pandę i owinął się szalikiem, zakładając pandzie
rękawiczki.
-
Aw! Wyglądasz uroczo! - mruknął Luhan, będąc dumny z wyboru
prezentu. Luhan delikatnie rozpakował swój prezent. Pudełko było
dość małe, jednak ciężkie. W środku znajdowała się kula
śnieżna z reniferem. Była z pozytywką. Luhan nakręcił ją
i po pokoju rozniosła się przyjemna świąteczna melodia pomieszana
z ich szczęśliwym śmiechem.
Jakie to kochane i w ogóle Awww :3 Wiem, bardzo rozbudowany, pełny w emocje komentarz xD
OdpowiedzUsuńTo było naprawdę urocze; nie znali się formalnie, ale tak to wiedzieli o sobie wszystko. Dobrze się spisał jednorożec, to muszę mu przyznać :3
Jakoś na początku sceptycznie podchodziłam do tego pairingu, ale w trakcie czytania moja ocena o nim odwróciła się o 180 stopni. Kocham go, szczególnie (i chyba jedynie 'na razie') u ciebie.
Dzięki temu opowiadaniu, jeszcze bardziej wczułam się w atmosferę Świąt. Shisusie, ja też bym chciała takiego Luhana, no! ;-;
Wesołych Świąt (po raz drugi, ale co tam :3)~
Znów jestem pierwsza :3
Łał...odjęło mi mowe ^^
OdpowiedzUsuńDwie zajebiste autorki w jednym ficku. Nie mogło nie wyjść inaczej niż genialnie, ale zdziwiłam się co do pairingu, taki niespotykany. No nic, Julka musi skomentować, jak to przykładnemu polskiemu obywatelowi przystało. Przepraszam, jeżeli komentarz jest krótki i chaotyczny, ale jeszcze nic nie jadłam, wiec no.
OdpowiedzUsuńYixing mnie rozwala, ile można gadać o czyimś życiu? Hahaha Boże. Myślałam, że Tao bedzie taki ponury, a tu proszę! Zakochana, mila, romantyczna panda <3 wyjazd do luhana na święta, to taki trochę creepy pomysl, bo nigdy nie wiesz czy facet nie jest zboczencem lub tak naprawdę dużo starszym pedofilem, ale , drugiej strony po co kuzyn miałby kłamać? *^*
To słodkie, że spędzali razem czas w takiej milej atmosferze, a lulu to takie kochane stworzonko <3 dwóch zakochanych w sobie, ale kissa to już nie było :( nie wiem co więcej mówić, bo chyba nie mam siły komentować wszystkich słodkich rzeczy jakie robili, ale no, urocze.
I to wyznanie uczuć, lu jaki zaciesz xD
No, dziewczyny nie mam więcej słów do tego shota. Jest idealny i nie odróżniam który fragment kto pisał y.y
Hwaiting <3
Nie będę się rozpisywać, bo wszystko mogę streścić kilkoma słowami : Waaaaaaaaaaa jakie to było mega urocze, kochane i wgl piękne *w*
OdpowiedzUsuńJia yo w pisaniu kolejnych takich ff *w* i innych też ~ !
WTF?! Przecież pisałam komentarz?! To się cholera nazywa złośliwość rzeczy martwych, naprawdę...
OdpowiedzUsuńPisałam takie fajne rzeczy, a tu dupa! Nic mojej złości nie odda... NIC!
To postaram się odtworzyć ten komentarz, chociaż pisałam go zaraz po przeczytaniu tego ff, a przeczytałam go z dwie godziny, może trzy po opublikowaniu. Grrrr
One shot oczywiście cudowny, bardzo mi się spodobał. Lay oczywiście na medal przyjaciel/kuzyn.
" (...) o mało oboje nie wpadli przez szybę do pobliskiego sklepu." - przy tym momencie nie dało się nie uśmiechnąć. Ogólnie całe opowiadanie czytałam z szerokim uśmiechem na twarzy. :D
Moje komentarze były bardzo dziwne, ale oddam wam je. Najwyżej ich nie czytajcie. ;P
"Szkoda, że ta starsza pani już nie żyje" - no bo starsza pani musi zniknąć...
Wszystko późno pisałam, więc odwalało mi tyćkę.
Wspólne gotowanie było boskie. <3
A końcówka najlepsza. <3
Hwaiting dziewczyny.
P.S Która pisała ten moment, że któremuś się chciało tańczyć kankane? ^^
Nie ma to jak czytać świąteczny ff po świętach, cała ja. Co do ff, to nie będę się rozpisywała, ale to jest po prostu mega urocze *.* oby więcej takich ^^
OdpowiedzUsuńWiśnia