Tytuł: Broken
Doll [1/2]
Gatunek: Angst,
supernatural, romans, au.
Pairingi: Hunhan,
Krishan
Bohaterowie: Lu
Han, Oh Sehun, Kim Jongin, Wu YiFan, Byun Baekhyun i inni.
Autorka: Uszati.
Ostrzeżenia: w tej części brak.
Od autorki: Szczerze powiedziawszy, nie planowałam tego sequela. Wcześniej twierdziłam, że dobre jest takie zakończenie, jak w drugiej części "Porcelain" i nie czułam potrzeby pisania trzeciej. Właściwie nie miałam też pomysłu, ale po zobaczeniu jednego obrazka na weheartit zrodził się nowy pomysł. Nie wiem, czy wam się spodoba - nie za dużo ludzi przepada za fantastyką, a jej jest tu jeszcze więcej niż w poprzednich częściach i myślę, że ta cała delikatność opowiadania gdzieś umknęła. Sporo osób też nie było zadowolonych, że planowany sequel będzie znów angstem. Cóż, to taki trochę creepy angst. Mimo wszystko nie dałam rady wymyślić nic fluffowego. Porcelain od początku było angstem i zostanie nim do samego końca. I wiem, że piszę same angsty, więc szykuję dla was fluffiastego-fluffo-smuta, który niedługo powinien się pojawić, ponieważ już mam część napisaną : d
Wracając do tego opowiadania... Ten sequel pisałam długo i było mi trochę ciężko. Sama nie wiem dlaczego, ale nawet pod wpływem weny, cholernie trudno było mi jakkolwiek skleić uczciwe zdania. Ale mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. I "Broken Doll" dedykuję Miss.Alice. Jestem Ci wdzięczna, że zaserduszkowałaś to zdjęcie, bez tego sequel prawdopodobnie by nie powstał :3 ♥
(Podzieliłam ten sequel na dwie części, bo wiem, że niekoniecznie bardzo długie opowiadania dobrze się czyta. Czasami męczą, dlatego wolałam podzielić niż dodać naraz epopeję na 40 stron xD. Nie wiem kiedy pojawi się 2 część. Zobaczymy jak szybko uda mi się ją napisać :))
ps. przepraszam za błędy, tekst niesprawdzany.
Wracając do tego opowiadania... Ten sequel pisałam długo i było mi trochę ciężko. Sama nie wiem dlaczego, ale nawet pod wpływem weny, cholernie trudno było mi jakkolwiek skleić uczciwe zdania. Ale mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. I "Broken Doll" dedykuję Miss.Alice. Jestem Ci wdzięczna, że zaserduszkowałaś to zdjęcie, bez tego sequel prawdopodobnie by nie powstał :3 ♥
(Podzieliłam ten sequel na dwie części, bo wiem, że niekoniecznie bardzo długie opowiadania dobrze się czyta. Czasami męczą, dlatego wolałam podzielić niż dodać naraz epopeję na 40 stron xD. Nie wiem kiedy pojawi się 2 część. Zobaczymy jak szybko uda mi się ją napisać :))
ps. przepraszam za błędy, tekst niesprawdzany.
pod numerkami ukryty jest soundtrack.
1.
Nienawidził
siebie, jednak nie czuł już żalu do swojego oprawcy. W pewnym
sensie go zrozumiał, jednak dopiero wtedy, gdy stracił Sehuna.
Każdy dzień bez niego wydawał się nie kończyć, a noc była
jeszcze bardziej ciemna. Wciąż zastanawiał się, czy jakkolwiek
uda mu się jeszcze z nim zobaczyć, powiedzieć, jak bardzo go
kocha, jak potwornie mu na nim zależy. Zdawało mu się, że powoli
tracił zmysły przez tęsknotę. Wiedział, że to samo czuł YiFan,
tyle że nie przez cztery lata, jakie przeminęły, a ich setki.
Najgorsze było to, że w końcu stwierdził, że to właśnie on był
potworem, nie Wu YiFan. To bolało najbardziej. Teraz pokutował za
to ponownie i nie sprzeciwiał się, póki nie było szans na to, aby
wrócić do osoby, która w całym jego świecie była najważniejsza.
Zamknięcie
w pałacu niewiele różniło się od tego szklanego. Mógł
powiedzieć nawet, że takie samo, skoro nadal funkcjonował jak
lalka. Tylko słuchał i obserwował, ginąc pośród rozstawionych w
całej komnacie luster. Nienawidził ich, ponieważ każde spojrzenie
w nie bolało, dlatego jego oczy cały czas skierowane były na
marmurową podłogę, na której tańczyły pomarańczowe smugi
światła słonecznego, zaś nocą blada łuna księżyca. Nigdy nie
odważył się podnieść głowy. Już nie był idealny, a każda
długa rysa biegnąca po porcelanowej cerze o tym przypominała. Jak
potłuczona, rozbita lalka, której ktoś nie potrafił skleić do
końca, ponieważ kilka kawałków zniknęło. Ale przecież tak
właśnie było...
Luhanowi
wydawało się, że każdy dzień wyglądał tak samo. Rankiem
wstawał, by zasiąść na tronie, na którym kiedyś widywał
swojego ojca – cesarza ówczesnych Chin, by następnie spocząć tam
do zmierzchu, kiedy z powrotem wracał do swojej komnaty. Jego życie
stało się monotonią, ale nie odważył się ani razu powiedzieć,
że mu to nie pasuje. Nie miał odwagi, poza tym wieki tkwienia w
porcelanowym więzieniu, nauczyły go wytrwałości. I gdyby miał
spędzić kolejnych sześćset lat na niewoli, zrobiłby to, ale sam
krwawiłby wewnętrznie. Tęsknota za Sehunem powoli go niszczyła i
sprawiała, że cierpliwość się kończyła, a on sam
płaczliwie chciał do niego dołączyć. Rysy na sercu i duszy
ciągle się pogłębiały, a on pragnął je jedynie zakleić, by
nie cierpieć już nigdy więcej.
Podniósł
nieco wzrok i nakierował go na osobę stojącą przed nim.
Uśmiechnął się lekko, rozpoznając jednego ze strażników
cesarskiej armii – Zhang Yixinga. Wiele razy rozmawiał z nim,
więc szczególnie utkwił mu w pamięci, dlatego żałował, że
teraz nie jest w stanie dowiedzieć się od niego, jak się czuje.
Nie odpowiedziałby mu, tak samo jak kilku strażników przy wejściu,
ani służek stojących obok, ponieważ w sali był tak naprawdę
sam. Wszyscy ludzie byli iluzją stworzoną przez YiFana. Wiedział, że gdyby chciał ich dotknąć, jego ręka przeszłaby
przez nich na wylot, zamierając w powietrzu. W pałacu
cesarskim był tak naprawdę sam, gdy YiFan znikał na całe dnie. I
mimo tej samotności nie odważył się uciec – wiedział, że nie
jest na tyle silny, że jego oprawca i tak go znajdzie i ponownie go
sobie przywłaszczy. Zrozumiał, że jest jego własnością, że tak
naprawdę nigdy nie był wolny. Przez wieki należący do tej samej
osoby, natomiast Sehun był tylko etapem przejściowym, szkoda, że
tak szalenie za tym tęsknił.
W
pewnym momencie usłyszał kroki rozchodzące się echem po
pogrążonej w ciszy komnacie, przez co szybko opuścił wzrok. Nie
miał ochoty na obecność YiFana, wolał zostać sam i udawać, że
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jak zawsze.
-
Luhan – powiedział mężczyzna i zatrzymał się przed chłopcem, który
wpatrywał się uparcie w podłogę. Jego głowa była spuszczona,
natomiast jasne, blond włosy zakrywały sporą część twarzy. Nie
chciał, by ktokolwiek na niego patrzył. - Jak się czujesz?
Nie
odpowiedział mu. Wolał pozostać w ciszy, jak za każdym razem, gdy
Wu YiFan rozpoczynał rozmowę. Jego rolą było jedynie słuchanie i
szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mu to. Ponadto okazało się
być najwygodniejsze.
-
Spójrz na mnie – rozkazał, stawiając kilka kroków do przodu. W
odpowiedzi dostał od Luhana nieśmiałe pokręcenie głową, jakby
prosił, by dał sobie spokój. - Nie obchodzą mnie twoje głupie
protesty – warknął i stanął w miejscu, następnie przykucając
przed tronem, gdzie spoczywał blondyn. - Masz robić to, co do ciebie
mówię! - Tak jak się spodziewał, Luhan nie ruszył się ani o
milimetr, a łagodny głos nie dobiegł do jego uszu. Zdenerwowany
wstał i pochylił się nad laleczką, łapiąc w dłoń jego
delikatną twarz, po czym stanowczym ruchem podniósł ją do góry.
- Uśmiechnij się. Nienawidzę, kiedy jesteś smutny. - I tym razem
nie otrzymał zadowalającej go odpowiedzi.
YiFan
westchnął, obchodząc tron tak, by stanąć z boku. Gdy głowa
Luhana opadła, ponownie uniósł ją do góry za pomocą swojej
dłoni i nakierował na duże lustro rozciągające się na
przeciwległej ścianie, uśmiechając się nikle.
Oczy
Luhana były załzawione i błyszczały od światła rzucanego przez
słońce, a policzki, które niegdyś były uroczo zaróżowione,
teraz zachodziły bladą poświatą, ukazując długie, ale cienkie
pęknięcia. To one przypominały mu, jak daleko mu od doskonałości.
Stał się rozbitą lalką, którą pora wyrzucić. Jednak on nie chciał
tak skończyć, bał się pozostać zapomnianym. Nie poczuł nawet,
kiedy kilka łez wypłynęło spod jego powiek i naznaczyło lśniącą
ścieżkę po jego twarzy, aż w końcu skapnęły na odkrytą szyję,
później ginąc za materiałem złotej szaty.
-
Jesteś idealny. - Usłyszał tuż przy swoim uchu. Nie, jemu dużo
do tego brakowało. - I nie waż się myśleć inaczej – dodał
YiFan, nachylając się nad Luhanem. Musnął ustami jego policzek, a
następnie pogładził go kciukiem tak delikatnie, jakby bał się,
że ponownie się rozsypie. Porcelana zawsze była krucha. - Masz
tylko jedną wadę.
Luhan
spojrzał z zainteresowaniem na lustrzane odbicie YiFana.
-
Nie potrafisz już się uśmiechać. - Miał rację. On już nie
umiał szczerze podnieść kącików ust do góry i cieszyć się
każdą, najdrobniejszą rzeczą. Nie potrafił powiedzieć, że jest
w pełni zadowolony z przebiegu sytuacji, ponieważ przez cały czas
był smutny. Do szczęścia potrzebny był mu tylko jeden element. -
Tak bardzo żałuję, że nie potrafię tego zmienić.
Tak
naprawdę Luhan nie był pewien, czy YiFan mówił prawdę, czy
zdecydował się kłamać. Nie potrafił tego rozróżnić, dlatego
postanowił zapomnieć o jego słowach, tak samo, jak o wszystkich
innych, które mężczyzna mówił mu przez lata. Przez to wciąż
pozostawał pusty. Wszystko odbijało się od niego, jakby tego w
ogóle nie słyszał. Dawno przestał funkcjonować jak człowiek, na
nowo stał się lalką. Żywą, rozbitą, porcelanową lalką.
-
Tęskniłem za tobą przez te wieki, Luhan – powiedział. - Tak
bardzo pragnąłem mieć cię przy sobie. Ale teraz, gdy tu jesteś,
ja nie czuję się wcale lepiej, wiesz dlaczego? - zapytał, a w
odpowiedzi dostał nieśmiałe pokręcenie głową. - Ponieważ mam
wrażenie, że myślami jesteś daleko stąd – warknął. Luhan
miał wrażenie, że jego głos jest coraz bardziej głośny i
nieprzyjemny. - Więc zapomnij o przeszłości i żyj chwilą, mając
u swojego boku mnie. - Z każdym słowem zbliżał swoją twarz do tej
Xi, aż w końcu zamarł w bezruchu, wpatrując się w ciemne,
przyozdobione koronką rzęs, zaszklone oczy. - Poza tym, do kogoś
już należysz. Przypomnij mi do kogo.
-
Do ciebie – cichy szept rozszedł się po sali. Już zapomniał,
jak brzmiał jego głos. Przez chwilę wydawało mu się, że wcale
nie należy do niego.
-
A kim jest Sehun? - Padło kolejne pytanie, które nieco zasmuciło
Luhana. Odwrócił głowę tak, by YiFan nie widział jego oczu.
Wiedział, że one zdradzą wszystko, każdą jego najgłębiej
skrywaną tajemnicę.
-
Wrogiem, który nas rozdzielił – szepnął, czując kolejne
napływające do jego oczu łzy. - Osobą, której nie warto
pamiętać. Już dawno powinienem zapomnieć. - Kolejne kłamstwo,
które tak ciężko przeszło przez jego gardło. Nie chciał tak
mówić o Sehunie, nie wtedy, gdy tak naprawdę wciąż niezwykle
mocno go kochał. Wydawało mu się, że każde jego słowo jeszcze
bardziej oddalało go od ukochanego.
-
Cieszy mnie to, że wszystko jest dla ciebie jasne, Lu – odrzekł
wysoki blondyn, uśmiechając się do siebie lekko. - Jesteśmy dla
siebie stworzeni, kochanie – mruknął po chwili ciszy, wsuwając
palce w złote kosmyki włosów towarzysza, które powoli, acz
płynnie uciekały spod jego dotyku. - Dlatego nic, ani nikt nigdy
nas już nie rozdzieli.
Słyszał
słowa YiFana, ale nie potrafił ich zrozumieć, przyjąć w jakiś
sposób do swojej świadomości. Pragnął zasłonić swoje uszy
dłońmi i zamknąć oczy, może wtedy udałoby mu się oddalić od
osoby, która tak bardzo zniszczyła jego życie. Jednak już się o
to nie gniewał, nie potrafił długo się złościć, póki miał
jeszcze jakąś nadzieję na zobaczenie się z Sehunem. Czasami ta
myśl wydawała mu się niezwykle odległa. Jak marzenie nie do
spełnienia, nierealne, utopijne.
-
Na zawsze razem – wyszeptał Luhan drżącym głosem, ściskając ze
zdenerwowania dłonie w pięści. YiFan spojrzał na niego znacząco
i uniósł głowę z wyższością, będąc pewnym, że ten mały,
uroczy blondynek mówi właśnie o nim. Czuł się dumny i całkowicie
spełniony, ponieważ wreszcie udało mu się go oswoić.
-
Wychodzę – poinformował Luhana, który jedynie kiwnął w
odpowiedzi, postanawiając zamilknąć ponownie. - Przyjdź na
kolację – poprosił, po czym ostatni raz tego późnego popołudnia
musnął wargami delikatny, ozdobiony pociągłymi pęknięciami
policzek. - Do zobaczenia.
Blondyn
odprowadził wzrokiem YiFana do dużych drzwi, przy których stał
Yixing lub być może jego nędzna kopia, która nawet nie spojrzała
na wychodzącego mężczyznę. Po raz kolejny został sam.
Pałac Cesarski niewiele zmienił się od tego, którego pamiętał za
czasów panowania jego ojca. Wszystko było niesamowicie podobne;
marmurowe podłogi, wysokie filary, bogato zdobione ściany, gdzie
częstością były wyryte złote głowy smoków czy duże okna
wpuszczające wiele światła do środka. Nocami lubił przy nich
stawać i obserwować niebo, na którym zawsze było rozlane morze gwiazd
mieniących się niczym drogocenne kryształy. Przypominały mu o
Sehunie i wieczorze, podczas którego siedzieli nad basenem. Wtedy
wraz z opowiedzianą historią oddał mu cząstkę swojego życia,
przekazał coś, co trzymał w sobie od wieków. Nie zapomniał
również o obietnicy, której Sehun nie potrafił dotrzymać. Złamał
ją wraz z ostatnim uściskiem oddanym ostatniego dnia, którego się
pożegnali.
Przychodziły
takie momenty, gdy Luhan zastanawiał się, jak radzi sobie Sehun i
czy zdarza czasem o nim myśleć, czy znalazł kogoś, kto byłby w
stanie uzupełnić miejsce, które pozostawił po sobie Lu. Pragnął,
by jego ukochany był szczęśliwy, jednak mimo to w oczach stawały
mu łzy, gdy uświadamiał sobie, że ta druga osoba będzie mogła
bez żadnych konsekwencji być przez niego kochana. Nie chciał
ustępować miejsca, ale przecież dawno dał Sehunowi do
zrozumienia, że to koniec, że niemożliwym jest powrót. Wtedy sam
myślał, że to ostateczny koniec, że wreszcie zazna spokoju. Wu
YiFan miał jednak całkiem inne plany.
Miał
wrażenie, że wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane i
trudniejsze, niż wtedy, gdy był lalką. Wtedy przynajmniej mógł
być blisko Sehuna, nawet jeśli on sam o tym nie wiedział. Teraz
dzieliły ich tysiące kilometrów i myśl, że tej relacji oraz
miłości nie można odbudować, ponieważ już dawno była zerwana.
Mimo to Luhan dalej kochał jeszcze bardziej i szczerze, niż przed
paroma laty. Rozłąka pogłębiła jego uczucie, ale zarysowała
duszę, która w końcu całkowicie pękła, podobnie jak powoli jego
ciało. Obu z nich nie dało się naprawić. Ideałów się nie
udoskonala.
Luhan
stanął przed dużymi drzwiami, czując, jak jego serce powoli
zamiera, a dłonie drżą ze zdenerwowania. Wcześniej unikał tej
części pałacu, jak tylko mógł, jednak nie chciał chować się w
nieskończoność, poza tym obiecał sobie, że przezwycięży
strach. Najgorsze było to, że nie był pewien, czego może się
spodziewać, wchodząc do środka. Wszystko wydawało się zagadką,
mimo że już raz ją odkrył.
Położył
dłoń na klamce, którą nacisnął, pchając drzwi, by te się
otworzyły. Wraz z tym ruchem skrzypnęły cicho, jakby cicho
zapraszały go do środka. Przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno chce tam wejść i cofnąć się niemal sześćset lat wstecz,
ponownie wkraczając w jak dotąd nieznany mu świat. Obawiał się
tylko tego, że jeżeli teraz tam ponownie wejdzie, już nie wróci
prędko, zupełnie jak kiedyś. Ryzykował, choć nie miał
dostatecznych powodów, by narażać swoje życie. Prawdopodobnie,
gdyby Sehun był tu teraz przy nim i poprosił cicho, by został, nie
odważyłby się ruszyć z miejsca. W sytuacji jednak, gdy był sam,
a jego miłość znajdowała się wiele tysięcy kilometrów dalej,
mógł sam zadecydować.
Pierwszą
rzeczą, jaka uderzyła go od razu po wejściu do komnaty, był
aromat wielu ziół porozwieszanych na ścianach i przy suficie.
Wysuszone rośliny spokojnie falowały nad jego głową, powoli sprawiając, że tracił kontakt z ogarniającą go rzeczywistością. Mieszanina wielu zapachów, zwłaszcza tych, których
dobrał YiFan bez problemu potrafiła doprowadzić do chwilowej
dezorientacji i zawrotów głowy.
-
YiFan? - szepnął, jednak tak cicho, że sam nie był w stanie
usłyszeć swojego delikatnego, aczkolwiek stanowczego tonu głosu.
Doskonale wiedział, że mężczyzna musi gdzieś tu być, w końcu
ta część pałacu tak jakby należała już do niego. Dawno temu
dostał ją od cesarza, czyli ojca Luhana i tak już pozostało.
Westchnął
cicho i spojrzał beznamiętnie na lekko uchylone drzwi, które
skrywały za sobą schody prowadzące wprost do podziemi. Kilka
wieków wcześniej to ciekawość popchnęła go do odkrycia
tajemnicy, natomiast w tamtym momencie sam nie był do końca pewien,
czemu znów próbuje skosztować zakazanego. Być może to, że
szukał jakiegokolwiek znaku, który dałby mu choć mały cień
nadziei na powrót do ukochanej osoby, a może przez to, że
nieustanne siedzenie w sali tronowej powoli zaczynało go nudzić.
Przez cały czas wszystko dla niego było takie samo – wystrój,
zachowanie ludzi krzątających się obok, choć tak naprawdę była
to tylko iluzja, a nawet jego odbicie, które nijak nie przypominało
dawnego Luhana.
Przyspieszył
kroku, gdy ujrzał słabe, błękitne światło wylewające się spod
drzwi, w których kierunku właśnie zmierzał. To upewniło go
tylko, że YiFan jest w środku, a nie odpowiedział na jego pytanie
tylko dlatego, że głos Luhana był zbyt cichy. W pewnej chwili
pomyślał nawet, że to lepiej. Mężczyzna wcale nie musiał
wiedzieć o jego obecności, poza tym chyba wygodniejszym było, gdy
myślał, że Luhan odpoczywa w głównej sali bądź w cesarskich
ogrodach, które o tej porze roku przystrojone były milionami
kolorowych, pięknych kwiatów. Luhan najbardziej lubił Ketmię,
którą YiFan zasadził dla niego. Uważał, że doskonale
kontrastuje z jego bladą niczym pergamin skórą.
Westchnął
cicho i prześlizgnął się przez uchylone drzwi, ostrożnie
schodząc na dół. Dokładnie pamiętał drogę, zupełnie jakby
przemierzał ją codziennie, przez całe swoje życie, choć tak
naprawdę był to tylko raz i nie sądził, że jeszcze kiedyś tam
trafi. Przystanął dopiero przed grubym murem oddzielającym dwa
dosyć duże pomieszczenia, po czym wychylił lekko głowę, próbując
odszukać wzrokiem YiFana, który krzątał się po komnacie, nie
zwracając uwagi na nic poza grubą księgą leżącą na drewnianym,
masywnym stole. Dokładnie obserwował mężczyznę, jak nachyla się
nad zapisanymi starannym pismem kartkami. Jego blond włosy
zasłaniały bystre oczy, a w dużych, zgrabnych dłoniach trzymał
garść ziół podobnych do tych, które Luhan zauważył w
pomieszczeniu u góry.
Na
początku nie rozpoznał księgi, którą tak zawzięcie czytał
YiFan. Mógłby nawet powiedzieć, że była zwykłą książką
znalezioną w pokaźnej bibliotece w innej części pałacu, jednak
gdy została zamknięta, jej okładka coś mu przypomniała. Ta sama
księga była tak bardzo ważna dla YiFana sześćset lat temu, nigdy
się z nią nie rozstawał, zupełnie jakby stała się z nim
jednością, czymś najważniejszym, bez czego nie mógłby żyć.
Później zrozumiał, że dokładnie tak było.
-
Luhan? - Usłyszał głęboki głos mężczyzny, przez co wzdrygnął
się lekko, nieznacznie podskakując w miejscu. Spojrzał na niego i
uśmiechnął się lekko, prosząc w myślach, by ten nie zezłościł
się na niego. - Co ty tu robisz?! - zapytał jakby z pretensją,
odkładając księgę na półkę, pośród innych, które zapewne
nie były tak wartościowe jak ta.
Luhan
wzruszył ramionami, lekko przygryzając dolną wargę różanych
ust. Doskonale wiedział, że słodkim zachowaniem zmiękczy twarde
serce YiFana.
-
Wołałem cię, ale nie odpowiadałeś – odburknął smutno,
podchodząc bliżej. - Dlatego postanowiłem cię poszukać –
wyjaśnił szybko, unosząc swoją drobną dłoń tak, by złapać za
nadgarstek swojego towarzysza. - Pora na kolację. Zjesz ze mną?
W
odpowiedzi dostał kiwnięcie głową, przez co uśmiechnął się
szczerze, ruszając w kierunku powrotnym.
Bezsenne
noce stawały się dla Luhana czymś normalnym, bo mimo wielu
nieprzespanych godzin nie czuł się zmęczony, czy też doszczętnie
wyczerpany. Dużo jednak wypoczywał, całymi dniami praktycznie
tylko siedział i obserwował. Na nowo stał się lalką, mimo że
był żywy. Natomiast nocami zazwyczaj leżał odwrócony do YiFana
plecami i wsłuchiwał się w jego ciężki, równomierny oddech,
bez ustanku odliczając minuty do wschodu słońca. Najbardziej
żałował tego, że nie mógł zasypiać w swojej komnacie, za którą
przez setki lat zdążył zatęsknić. Jednak YiFan wybrał
największą i najbardziej bogato zdobioną sypialnię w pałacu.
Troszczył się o Luhana, ale nie w taki sposób, jak on tego
potrzebował.
-
YiFan? - szepnął, przewracając się na plecy. Spojrzał leniwie na
pogrążonego we śnie blondyna i uśmiechnął się lekko,
uświadamiając sobie, że teraz tak naprawdę nie jest pod
obserwacją, do której właściwie już przywykł. Mimo że YiFan
nie trzymał go w zamknięciu jak jeszcze kilkadziesiąt lat
wcześniej, to czuł się jak więzień. Nie wychodził, ponieważ
wiedział, że jego pan się rozzłości, dlatego przez długi czas
nie planował poszukiwań Sehuna. Wu YiFan i tak odnalazłby go i
ponownie odebrał, jak swoją własność. Ale Luhan mimo wszystko
nie był zły, tylko dlatego, iż wiedział, że blondyn zrobiłby to
tylko z miłości. A kochał go pomimo wielu wad, które miał.
Zlustrował
wzrokiem ciało towarzysza, po czym pogłaskał opuszkami palców
jego policzek, uśmiechając się blado. Starał się jakoś uspokoić
szybko bijące serce, które jako jedyne potwierdziło to, że
jeszcze żyje. Mocno drżące dłonie zdradzały fascynację, jak i
strach, a w oczach kryły się małe iskierki ciekawości i kwitnącej
nadziei. Wiedział, że może dać się zauważyć i bał się, że
jeżeli nie pospieszy się i nie będzie uważny, nie uda mu się. A
miał tylko jedną szansę, z której musiał skorzystać, choć
nadal uważał, że zachowuje się nie fair w stosunku do YiFana. Nie
chciał być zły, obawiał się, że mężczyzna może go za takiego
zacząć uważać, ale gdy przywoływał w swojej wyobraźni obraz
Sehuna, dochodził do wniosku, że to ryzyko ma sens i nie podda się,
dopóki mu się nie uda.
Wstał
z miejsca, starając się nie hałasować. Jeden niechciany ruch
mógłby spowodować, że YiFan wybudziłby się z głębokiego snu,
czego wolał uniknąć. Musiał pozostać cicho i zniknąć z
komnaty, póki miał jeszcze na to czas. Jego kroki były lekkie,
aczkolwiek szybkie i pewne, ponieważ doskonale znał drogę do
podziemi, zresztą jak każdą inną. Pałac Cesarski był dla niego
domem przez setki lat i wyuczył się każdych zakamarków na pamięć.
Teraz okazało się to wygodne, gdy liczył drzwi, które mijał po drodze, powoli zbliżając się do wyznaczonego przez siebie
celu.
Denerwował
się. Sam nie wiedział dokładnie, jak to wszystko rozegra. Nadarzyła
się okazja, więc musiał z niej skorzystać, ale nie był pewien,
czy wszystko zadziała tak, jak tego oczekuje. To była sytuacja
całkiem nowa dla niego. Czary działały, ale tylko, gdy YiFan ich
używał. Luhan nie był czarodziejem, nie znał ani jednego
zaklęcia, nie wiedział, czy zadziałają, kiedy się ich nauczy.
Czuł jednak, że to ryzyko się opłaci. Nawet jeżeli mu się nie
uda, nie będzie na siebie zły, ponieważ próbował, a to było
najistotniejsze.
Kiedy
otworzył drzwi, przywitała go ciemność. Niepewnie przebiegł
przez komnatę, starając się nie zwracać uwagi na długie cienie
rzucane przez powieszone zioła, które oświetlał wielki księżyc.
Czuł, jakby ktoś go obserwował – być może to ludzie z iluzji YiFana
ciągle kierowali swój wzrok na Luhana, przez co bywał skrępowany.
Nie lubił tego, miał wrażenie, że jest przez nich osaczony, mimo
że oni dawno już nie żyli, zwłaszcza Yixing, który stał obok
kolejnych drzwi do podziemi. W ciemnościach, jakie panowały w
środku, był ledwo zauważalny, jedynie jego blada, nieco
przeźroczysta skóra była dostrzegalna i srebrne wykończenia
zbroi. Wyglądał, jakby strzegł wejścia, zabraniając Luhanowi na
wejście, tak jak nieraz WuFan. Mężczyzna wiele razy powtarzał
blondynkowi, że ta część pałacu jest jego i jeżeli ponownie
wejdzie tam bez jego wiedzy i nadzoru, odczuje skutki tak samo, jak
kilkaset lat temu. Ale tego przestał się bać. Przetrwałby każdą
karę, tak przynajmniej myślał.
Yixing
uśmiechnął się delikatnie do Luhana, zaskakując go. Przez chwilę
wyglądał, jakby naprawdę żył i wcale się nie przejmował tym,
że jego władca robi coś zakazanego. Dlatego Luhan odebrał to jako
zaproszenie i zachętę do dalszego brnięcia w to wszystko. Plan nie
był idealny, ale wykonalny, tylko jeżeli się postara. Nim jednak
przekroczył próg drugich drzwi, podszedł do niewielkiego
stoliczka, zabierając z niego świecę, która wraz z dotykiem,
zaczęła płonąć. W tym pokoju wszystko było magiczne i Luhan
dobrze o tym wiedział. YiFan w swoim życiu naprawdę potrzebował
czarów, bez nich nie przetrwałby.
Luhan
uśmiechnął się blado, po czym podszedł do drzwi i już nawet nie
patrząc na Yixinga, zamknął je za sobą i zbiegł schodami w dół,
starając nie upuścić trzymanej w dłoni świeczki, która słabo
oświetlała mu drogę. Każdy kolejny krok był coraz mniej pewny i
momentami Luhan zastanawiał się, czy nie powinien zawrócić. Jego
serce biło niesamowicie szybko, jakby chciało wyskoczyć z klatki
piersiowej, rozsypując przy tym delikatne, popękane ciało. Dziwiło
go to, że jeszcze je ma. Już sam nie wiedział, czy ma prawo
nazywać się człowiekiem, bardziej określał siebie, jako lalkę.
Tak mówił też o nim YiFan. Jako człowiek już dawno umarł.
Zlustrował
wzrokiem pogrążone w ciemności pomieszczenie, po czym wolno ruszył
do przodu, starając nie potknąć się o swoją szatę, która
falowała wraz z każdym jego ruchem. Od razu podszedł do wielkiego
regału, gdzie wcześniej YiFan chował księgę. Doskonale
zapamiętał jej położenie. Odłożył świecę na stół i
zgrabnym ruchem chwycił za grubą okładkę, wyciągając skarb
YiFana spomiędzy całej reszty i położył ją tuż obok jedynego
źródła światła. Otworzył na stronie, która oznaczona była
ozdobną zakładką i przyjrzał się malutkim, chińskim literkom,
które były podpowiedzią, czego dokładnie ma szukać. Wszystkiego
było tak dużo, że sam nie wiedział, gdzie odnajdzie zaklęcia,
które byłyby dla niego najprzydatniejsze – blokadę umysłu,
którą niedługo później znalazł oraz kolejne, tak bardzo przez
niego znienawidzone.
Przewertował
kartki do przodu, skupiając się na tym, by niczego nie przeoczyć.
Musiał być dokładny i skoncentrowany. Przyłożył szczupły palec
do pożółkłej już kartki, po czym przejechał nim w dół,
odczytując w myślach kolejne zaklęcia – wszystkie do siebie
niebywale podobne. W końcu jednak znalazł to, na którym mu
zależało. Iniitanima.
Luhan uśmiechnął się blado, a zarazem nieszczerze,
niemal wtulając się w silne ramię YiFana idącego tuż obok.
Wiedział, że musi być przy nim ostrożny, że nie może zrobić
żadnego niewłaściwego ruchu, który mógłby rozzłościć jego
pana. Mimo to wcale nie czuł się skrępowany, starał się być
przekonywający, grać tak, jak chce YiFan. Żył według jego zasad.
Przynajmniej udawał, by nie wzbudzić podejrzeń, nie zdradzić
tego, że tak naprawdę to życie jest dla niego męczarnią i
nieustanną torturą, gdy nie ma obok Sehuna. Miał ochotę płakać,
gdy przypominał sobie o momentach, które spędził wraz ze swoim
ukochanym tysiące kilometrów od Chin. Teraz pozostały mu
wspomnienia i nadzieja.
- Chcesz, by w ogrodzie pojawiły się jakieś kwiaty?
Sam wybierzesz takie, jakie tylko będziesz chciał – powiedział
mężczyzna, spoglądając na drobne ciałko Luhana, które
delikatnie przylegało do jego. - Możemy posadzić je razem, jeśli
chcesz – zaproponował, nie zaprzestając pewnego, acz powolnego
kroku.
Odpowiedziała mu jedynie cisza przerywana głośnymi i
ciężkimi podmuchami wiatru, który rozwiewał złote kosmyki włosów
laleczki, zasłaniając przy tym duże, brązowe oczy. To w nich
głęboko krył się smutek i wieczne cierpienie, którego
doświadczył.
- Luhan – westchnął, zaciskając palce na trzymanej
w nich mniejszej dłoni. - Powiedz, co mogę zrobić, by uczynić cię
szczęśliwym? - zapytał, nawet nie obrzucając wzrokiem swojego
towarzysza. Zamiast tego wpatrywał się przed siebie, ze spokojem
obserwując kwiaty pnące się po wielkich murach okalających pałac,
w którym zamknął swój skarb. - Każdego dnia wyglądasz, jakbyś
umierał, stawał się coraz słabszy, choć uczyniłem cię odpornym
na ludzką śmierć. Nie rozumiem. Powinieneś być mi wdzięczny i
cieszyć się z każdego dnia, który przemijając, nie czyni cię
starszym. Każdy inny na twoim miejscu oddałby za to wiele. A ty
tego nie chcesz...
- Masz rację – odparł, spuszczając
głowę w dół. - Boję się żyć wiecznie, a myśl, że będąc w
domu, jestem tak naprawdę niesamowicie od niego daleko, przytłacza mnie.
Dwudziesty pierwszy wiek jest czasem, który całkowicie różni się
od piętnastego i nie potrafię sobie z tym poradzić. Doceniam, że
robiłeś wszystko, bym czuł się jak wcześniej, ale to nie to
samo. - Wyrwał dłoń z uścisku i przesunął się nieco na bok,
zatrzymując się przed murowanymi schodami prowadzącymi do odkrytej
części pałacu łączącej dwa skrzydła. - Chcę po prostu tam
wrócić.
YiFan westchnął ciężko i spojrzał na Luhana, który
nie czekając na niego wyszedł do góry, nadal kierując się w
stronę, którą wcześniej podążali. Czuł, jak jego najcenniejsza
rzecz właśnie mu ucieka, choć tak naprawdę jest w zasięgu ręki.
Z minuty na minutę tracił go coraz bardziej, a najgorsze było to,
że żadne czary nie potrafiły tego naprawić. Zrozumiał, że jest
bezsilny, ponieważ nie może uczynić niczego, czego chce Luhan, że
skrzywdził go i prawdopodobnie sprawił, że już do końca ten
niegdyś uśmiechnięty blondynek, będzie konał na jego oczach.
- Luhan – warknął, podążając za nim. - Zaczekaj.
- Pokonał kilkanaście schodów najszybciej jak potrafił, by
dołączyć do blondyna, który nadal szedł do przodu, nie
zatrzymując się ani na chwilę. - Stań! - rozkazał, co wreszcie
poskutkowało. Drobne ciało zatrzymało się w bezruchu, zamierając
na kilka chwil. YiFan podszedł do niego i stanął dokładnie za
nim, kładąc zimne dłonie na zakrytych szmaragdową szatą
ramionach. - Dobrze wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej i
gdybym mógł, cofnąłbym się razem z tobą w czasie, by wrócić
do momentu, kiedy byłeś najszczęśliwszy, ale to niosłoby za sobą
zbyt wiele konsekwencji - szepnął, zaciskając palce na materiale.
- Dlatego powiedz mi, co mam zrobić, by uczynić cię radosnym? By
przywrócić ten uśmiech sprzed sześciuset lat?
- Daj mi więcej wolności.
- Nie mogę – odpowiedział, obejmując kruchą
sylwetkę.
- Tak myślałem. W takim razie nie rób nic. Nie chcę
kwiatów od ciebie, ani wiecznej młodości, bogactwa czy
nieśmiertelności. Zatrzymaj to wszystko, jeśli ciebie to
uszczęśliwia, ponieważ mnie nie potrafi.
- A miłość, którą cię darzę? - zapytał po raz
kolejny, schylając się nieco, by delikatnie ucałować odkrytą
szyję swojego kochanka. - Ona ma z tego wszystkiego największą
moc.
- Nie – odparł, zaciskając mocno oczy, próbując
zahamować łzy, które powoli gromadziły się pod zamkniętymi
powiekami. - Ponieważ ta miłość doprowadziła do tego, że
cierpię. Przepraszam, YiFan. Pochlebia mi to, że mnie kochasz, że
ta miłość nie straciła na sile przez te setki lat, ale... ona
nadal jest mi obca i nie potrafię jej odwzajemnić, nawet jeśli
bardzo bym chciał. Starałem się pokochać, ale nie
potrafię. Nie wiem czy to przez to, że prawie wszystko, co czyniło
mnie człowiekiem uleciało czy może przez sytuację, w której się
znajdujemy. Ja... mogę tu być z tobą, ale nie obiecuję, że
uczucie, którego ode mnie oczekujesz, kiedykolwiek się pojawi.
- Zrobię wszystko, abyś mnie pokochał.
Luhan skinął jedynie głową i odwrócił się przodem
do YiFana, umiejscawiając swoje nieco roztrzęsione dłonie na jego
odzieniu, mocno się w nie wczepiając. Nie musiał długo czekać na
pocałunek, który przypieczętował wcześniejszą obietnicę, choć
skrycie wiedział, że Wu YiFanowi się nie uda. Zbyt długo
próbował, co zawsze kończyło się porażką. A tym razem, to on
stał na drodze do ziszczenia się planu jego pana, ponieważ
odważył się zbuntować i zawładnąć własnym losem. Męczył go
już ciągły nadzór, za bardzo ograniczał. Niewola niemal go
dusiła. Dlatego umierał każdego dnia, nie mogąc odejść.
Czuł, jak dłonie YiFana przenoszą się z jego ramion
na biodra i zatrzymują się tam, lekko popychając go do tyłu.
Jęknął cicho i podparł się jedną ręką o niewysoki, średniej
grubości mur, chroniący przed upadkiem z dość dużej wysokości.
Bliskość jego pana go przytłaczała, sprawiała, że czuł się
jeszcze bardziej niekomfortowo, gdy przez wieki nieustannie był
obserwowany. Ale wtedy musiał do tego przywyknąć, ponieważ nie
mógł się zasłonić, tak jak teraz, nie mógł uciec. Choć wciąż
miał nadzieję, że uda mu się to, co planował od kilku dni.
Wiedział, że ten czyn jest niebezpieczny i jeżeli się nie uda, on
poniesie konsekwencje. Być może YiFan wymyśli coś gorszego niż
wieki niewoli. Coś, co do końca roztrzaska jego pokaleczone serce.
Przechylił lekko głowę w bok, gdy YiFan oderwał
swoje wargi od jego ust i przeniósł je na mlecznobiałą skórę
na szyi, naznaczając niewidzialny dla nikogo szlak z pocałunków,
który kończył się zaraz przy ramionach. Pozwolił również na
to, by jedna dłoń mężczyzny niebezpiecznie wsunęła się za
materiał jego szaty, tym samym odsłaniając kawałek nagiego ciała.
Czuł, jak po jego plecach przechodzą nieprzyjemne dreszcze, a ręce
drżą ze zdenerwowania. W myślach prosił tylko, by YiFan tego nie
zauważył, jednak najwyraźniej nie miał się czym przejmować,
gdyż przyległ do niego jeszcze mocniej, zupełnie zapominając o
świecie, który go otaczał. Luhan zauważył, że miał przewagę,
ponieważ sama jego obecność dekoncentrowała, zabijała resztki
jakiejkolwiek rozwagi i ostrożności.
Wspiął się na palcach u stóp, zatrzymując tam cały
ciężar swojego ciała, by dosięgnąć ucha YiFana. Wplótł w
idealnie ułożone włosy swoje drobne dłonie i uśmiechnął się
do siebie, mocno zaciskając palce na długich kosmykach. Jego serce
biło jeszcze mocniej, niż gdy w nocy bez wcześniejszej zgody
opuścił komnatę. I prawdopodobnie nie wyszeptałby tych kilku
słów, gdyby nie myśl, że Sehun czeka na niego w Korei i on musi
się pospieszyć, aby zdążyć na czas. Odzyskać go i móc dalej
kochać, o ile nie było już za późno.
- Dormiens animum – Luhan szepnął, zamykając
oczy. Bał się, że nie podziała, ponieważ on nie był taki jak YiFan i
nie potrafił czarować, ale miał nadzieję, że zaklęcie
wypowiedziane przez obojętnie jaką osobę i tak zadziała. Przez
chwilę nie uchylał powiek. Zamarł podobnie, jak jego towarzysz,
lecz tylko na chwilę. Później spojrzał z uwagą na YiFana, który
zaprzestał jakichkolwiek ruchów. Zadziałało. Nie sądził,
że tak łatwo uda mu się zablokować umysł mężczyzny, tym
sposobem sprawiając, że każdy samodzielny ruch był niemożliwy do
wykonania. Odsunął się ostrożnie od niego i zsunął jego dłonie
ze swoich bioder, po czym zamienił się z nim miejscem, opierając
go o mur, by bezwładne ciało nie upadło. - Iniitanima. - Wraz
z tymi słowami uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od wielu
miesięcy i spojrzał w martwe, szklane oczy blondyna. To nie była
zemsta, nazwał to szansą, by znowu być z Sehunem.
Zagryzł mocno wargi, schylając się, by podnieść z
ziemi niewielką ozdobę. Jasne włosy wciąż mieniły się w blasku
zachodzącego słońca, jednak nie poruszały się z każdym
podmuchem wiatru. Nie zapowiadało się również, że tego wieczora
będzie padało. Wszystko stało się inne, niż jeszcze kilka chwil
wcześniej.
Ogród Cesarski był wielki i piękny. Najbardziej lubił
obserwować go popołudniami, gdy słońce niemal tańczyło wraz z
wszystkimi różnokolorowymi kwiatami, które posadził dla niego
YiFan. Nocą był równie niesamowity, gdy blask księżyca padał na
rośliny, a przeźroczyste krople deszczu leniwie skapywały z
delikatnych płatków i liści. Momentami czuł się jak w zaklętej
krainie, w której jest pełno wróżek, czy smoków, które
nadawały temu wszystkiemu jeszcze więcej niezwykłości. Później
uświadamiał sobie jednak, że jest w miejscu, którym wcześniej
nazywał domem, a jedyną magiczną istotą jest tylko on i YiFan.
Reszta nie istniała. Ani Zhang Yixing, który najczęściej pilnował
głównych drzwi w sali tronowej, ani wiele służek, które
codziennie krzątały się dookoła, ani jego piękno, o którym tak
często wspominał Wu. Luhan już dawno je zgubił gdzieś po drodze
na przełomie tych lat, podobnie jak delikatność, która wcześniej
była jego znakiem rozpoznawczym. Pozostało jedynie ciało i miłość
do Sehuna, ale jemu w zupełności to wystarczało.
Zacisnął mocno palce na drewnianym trzonie łopaty,
którą wlókł za sobą. Z każdym krokiem wydawało mu się, że
narzędzie staje się coraz cięższe, ale mimo to nie puścił go.
Nadal dzielnie kroczył do przodu, nie zwracając uwagi na deszcz,
który ściekał z mokrych włosów, które przykleiły się do
bladego czoła. Oczy trzymał szeroko otwarte, szukając
idealnego miejsca na dokończenie swojego dzieła. Zastanawiał się,
czy lepsze byłoby puste pole tuż przy wierzbie, czy może takie,
gdzie dookoła pną się ku niebu kwiaty. Później jednak doszedł
do wniosku, że niewielki skrawek ziemi obok krzaków Ketmii będzie
idealny. YiFan prawdopodobnie również zadowolony byłby z wyboru,
zwłaszcza, że tak samo jak Luhan, uwielbiał te kwiaty.
Chłopiec zatrzymał się nagle i delikatnie położył
niewielką lalkę na mokrej trawie, po czym przetarł dłonią czoło,
odgarniając włosy na bok. Spojrzał na łopatę w swojej prawej
lewej dłoni i przez chwilę zastanawiał się, czy robi dobrze.
Przez głowę przeszła mu myśl, że lepszym rozwiązaniem byłoby
odczarowanie wszystkiego i zostawienie takim, jakie było wcześniej.
Ale później przypominał sobie Sehuna i to, że teraz naprawdę może
do niego wrócić. Dlatego nie poddawał się, a co więcej, brnął
w to dalej za wszelką, nawet najbardziej okrutną cenę, jaką
przyszło mu, jak i innym za to zapłacić.
Zacisnął mocno wargi, kładąc drugą dłoń na
drewnianym kiju, po czym wbił metalowy koniec w ziemię, używając
całej swojej siły, by wykopać niewielki, ale głęboki dół.
Ostrze przeszyło na wpół mokrą powierzchnię, którą ozdabiały
długie źdźbła zielonej trawy. Z każdym ruchem rąk wydawało mu
się, że jego ciało drży coraz bardziej, a siły, które
wcześniej niemal go rozpierały, teraz stopniowo ginęły. Tak
samo jak pewność siebie i determinacja. Miał wrażenie, że już
dawno postanowiły się gdzieś skryć i zostawić go na pastwę losu
zupełnie samego. Ale nie mógł teraz zmienić swojej decyzji, nadal
musiał dążyć do tego, co wcześniej oznaczył jako cel. Tym celem
był Sehun i wolność. Wszystko, co skosztował cztery lata
wcześniej.
Nabrał do płuc więcej powietrza, po czym mocno je
wypuścił. W jego głowie lekko wirowało, zupełnie jakby kręcił
się na szybkiej karuzeli, a usta posiniały przez zbyt mocne i
ciągłe przygryzanie. Nie wiedział czy to możliwe, ale jego skóra
w blasku księżyca wydawała się jeszcze bledsza niż normalnie, a
wcześniej lekko widoczne pęknięcia – pociemniały. Krzywymi
liniami ciągnęły się przez całe jego ciało, owijając się
wokół nadgarstków mokrych od wody. Kilka kropelek skapywało na
drewniany kij, który nadal trzymał w swoich drżących dłoniach.
Długie palce mocno zaciskały się na nim wraz z każdym nowym
ruchem. Przełknął mocno ślinę, wbijając metalowy trzon łopaty
w ziemię ciężką od deszczu. Przez gęste powietrze jego oddech
stawał się coraz bardziej płytki i nierówny, a drobne ciało
opadało ze zmęczenia.
Przeniósł wzrok z wykopanego dołu na skrawek swojej
szaty. Jej kremowe końce teraz zasłaniała warstwa błota. Kilka
brązowych plam przyozdobiło jeszcze ubranie laleczki leżącej u
stóp Luhana, jednak nie przejął tym się – i tak chwilę później
zabawka miała wyglądać jeszcze gorzej. Lekko denerwował się, gdy
z dołu uważnie obserwowały go małe, szklane, ale martwe oczka.
Były prawdziwe i właśnie to sprawiało, że cała ta pewność
siebie Luhana umykała. Gdy spoglądał w nie, mógł dostrzec ukryty
gniew, który zasłaniało odbicie Xiao. Przez jedno spojrzenie mógł
zaglądnąć do duszy YiFana, która cierpiała jeszcze większe
katusze, niż on sam przez sześćset lat niewoli. Cierpieć przez
ukochaną osobę, taką, którą kochało się ponad życie... To
najgorsza kara z możliwych. Brak odwzajemnionej miłości, uczucia,
które potrafiły tylko krzywdzić.
Luhan odłożył łopatę na bok i przykucnął przy
wykopanym dole. Nie był płytki, jednak na tyle głęboki, by
doskonale ukryć niewielką ozdóbkę, która w rzeczywistości była
człowiekiem. Człowiekiem, który pokutował, za swoją miłość.
- Wiem, że robię źle, YiFan – powiedział cicho,
sięgając po lalkę. Wbił w jej ciałko swoje palce i przyciągnął
do siebie. Gdy uniósł ją na wysokość swoich oczu, uśmiechnął
się ponuro, widząc spokojną twarz mężczyzny. - Ale nie mogę
inaczej. Przepraszam – szepnął, jednak jego głos rozniósł się
po ogrodzie skąpanym w ciszy, którą przerywał jedynie miarowy dźwięk
deszczu. - Przepraszam również za to, że nie potrafiłem pokochać
ciebie tak jak ty mnie. I doskonale wiem, że mnie słyszysz i
rozumiesz, dlatego proszę cię. Odkochaj się i zapomnij o tym, kim
byłem dla ciebie przez te wszystkie wieki. Tak będzie łatwiej dla
ciebie i dla mnie. - Wraz z tymi słowami przybliżył twarz laleczki
do swoich ust i lekko ucałował nieco zarumieniony policzek. - I tak
widzimy się po raz ostatni.
Westchnął cicho i ostrożnie ułożył lalkę na
mokrej ziemi w dole, który wykopał. Powoli zaczęła gromadzić się
tam woda, jednak to nie przeszkodziło, by ozdoba spoczęła tam na
następne lata. Luhan pochylił się nad dziurą i spojrzał na
bezwładne, sztywne ciało, które tak bardzo przypominało to jego.
Porcelana była piękna, nawet w tak okrutnym momencie, jak ten.
Nigdy nie traciła swej wartości i nadal wzbudzała w nim podziw,
mimo że jej nienawidził. Piękne więzienie, które zabijało
jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro. Przetrzymywało jedynie
duszę, która wraz z przemijającym czasem kruszyła się i słabła.
Wraz z nadzieją umierała.
- Wiesz, chyba teraz potrafię cię zrozumieć –
powiedział już nieco głośniej, wstając. - Dla miłości jest się
w stanie wyrządzić wiele krzywd. To okrutne, ale nie można
siedzieć bezczynnie. To, co mi zrobiłeś, było złe, ale ja robię
teraz dokładnie to samo. Nie zrozum mnie źle, YiFan. Ja nie jestem
potworem, ja po prostu za bardzo kocham Sehuna, żeby odpuścić.
Odebrałeś mu mnie kiedyś, ale ponownie tego nie zrobisz. Dopilnuję
tego – dodał, zabierając łopatę, którą położył obok. -
Gdybyś pozwolił mi odejść, nigdy bym cię nie skrzywdził. -
Uśmiechnął się do laleczki, nim nabrał na łopatę trochę ziemi
i wsypał do dołu. - I wiem, że bycie lalką jest straszne. Ta
niemoc doszczętnie niszczy uwięzioną duszę. Ale nie mogłem zrobić nic
innego, ponieważ jesteś nieśmiertelny. A nie można zabić
nieśmiertelnego. Czary to niedopracowana sztuka, którą trzeba
udoskonalić, ale myślę, że już nie będzie takiej potrzeby. Ty
już tego nie potrzebujesz – mruknął, wsypując kolejną porcję
ziemi, do końca zakopując ciało lalki. - Mam nadzieję, że już
się nie zobaczymy.
Spojrzał na swoje dzieło i uśmiechnął się uroczo,
zrywając jeden kwiat Ketmii rosnącej tuż obok. Schylił się i
ułożył roślinę na kupce ziemi, pod którą leżał jego pan.
- Żegnaj, YiFan.
*
6.
*
7.
6.
Luhan spojrzał spod grzywki na piasek rozciągający
się przed nim. Plaża była taka, jaką zapamiętał, nie zmieniła
się ani trochę. Nadal spod powierzchni wystawały kamienie, które
były idealnym miejscem do odpoczynku, a woda wciąż była zimna.
Miał wrażenie, że gdyby zanurzył w niej rękę, zamarzłby, mimo
że było lato. Tylko niebo było inne, jakby bardziej weselsze.
Luhan lubił błękit.
Nie był pewien gdzie dokładnie idzie, nie znał drogi.
Podążał po prostu przed siebie wzdłuż plaży, poszukując
miejsca, w którym się rozstali, w którym zostawił Sehuna. Miał
nadzieję, że chłopak dotrzymał swojej obietnicy. Jeżeli tego nie
zrobił, wiedział, że będzie musiał jeszcze go szukać, czego
nienawidził. Poszukiwania odbierały mu tylko ten cenny czas, który
mógłby poświęcić swojemu ukochanemu. Przez te wszystkie dni,
które stracił, wolałby wykorzystać na ciągłe szeptanie do ucha
Oh, jak bardzo kocha, jak wielkim skarbem jest dla niego, że każda
minuta bez jego towarzystwa, była tak naprawdę stracona i
bezwartościowa.
Czasami Luhan zastanawiał się, dlaczego tak bardzo
pokochał Sehuna, przecież jego serce nie znało tego uczucia przez
wieki. Dopiero, gdy zobaczył Oh, zrozumiał czym jest miłość i
musiał przyznać, że to najpiękniejsze uczucie, jakie przyszło mu
doznać. Dlatego też chciał brnąć w to głębiej, zatracać się
w tym bez pamięci i korzystać, póki może. Również niesamowitym
doznaniem była świadomość, że on sam jest kochany.
Uśmiechnął się lekko, zaciskając palce na księdze,
która z każdym krokiem wydawała się być coraz bardziej cięższa.
Mimo to nie zwracał na to uwagi, a brnął dalej, nie mogąc już
się doczekać upragnionego spotkania z Sehunem. To dla niego
poświęcił to, co dał mu YiFan i prawdopodobnie, gdyby nie znał
Oh, przyjąłby to. Ale myśl, że jego ukochany jest gdzieś tam w
Korei, nie pozwalała na spoczynek. I tak za długo zwlekał. Cztery
lata okazały się być wiecznością, która mogła popsuć zupełnie
wszystko.
Najbardziej bał się reakcji Sehuna. Tego, co zrobi,
gdy go zobaczy. Odrzucenie byłoby najgorsze, a nieśmiertelność,
którą dostał od YiFana, stałaby się wtedy dla niego
przekleństwem. Żyć wiecznie pozbawionym szczęścia i miłości...
Dlatego też współczuł Wu i czuł się temu wszystkiemu winny,
czasem za bardzo zagubiony, bo nie potrafił się odnaleźć. Wraz z
upływem czasu wszystko stało się dla niego inne i obce. Nie
potrafił się do tego przyzwyczaić, mimo że całą tą przemianę
świata widział na własne oczy. Krok po kroku. Ale wciąż była
dla niego wielką, nierozwiązaną zagadką.
Zatrzymał się dopiero, gdy ujrzał miejsce, którego
szukał, a jego serce zabiło mocniej. Sehun dotrzymał obietnicy.
*
7.
- Nienawidzę go.
Sehun westchnął i spojrzał na swojego przyjaciela z
politowaniem.
- Baekkie, nie mów tak. To twój najlepszy przyjaciel.
Jesteście jak bracia, nierozłączni odkąd pamiętam –
stwierdził, odwracając się do niego tyłem, po czym otworzył dużą
szafę z ubraniami, która mieściła się w jego pokoju. - Od
przedszkola nie kłóciliście się o nic poważnego, chyba, że o
gry. Obaj nie umiecie przegrywać – prychnął. - I tak nagle
przestajecie się do siebie odzywać, co wszystkich dziwi, bo jeszcze
nigdy aż tak źle z wami nie było.
- Byłoby nadal dobrze, gdyby nie latał za tą debilką
– warknął, z niedowierzaniem kręcąc głową. Przesunął się
nieco do tyłu, by po chwili opaść na mięciutkie poduszki na łóżku
Sehuna. - To znaczy... to jeszcze mogłem znieść, bo myślałem, że
to tylko takie chwilowe. Fakt, Yoona jest naprawdę ładna i w sumie
taka była od samego początku liceum, ale byłem pewny, że wraz z
zakończeniem szkoły, mu przejdzie.
- Nie cieszysz się z tego, że twój najlepszy
przyjaciel jest szczęśliwy? - zapytał, odwracając się przodem do
Baekhyuna. - Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wesołego. Ta
dziewczyna sprawia, że on promienieje w każdej minucie swojego
życia – powiedział, rzucając do walizki podkoszulek, który
trzymał w dłoni. - Baekkie, ja wiem, że cierpisz, ale nie mogąc
zrobić zupełnie nic, postaraj się dostrzec pozytywy w tej
sytuacji, a od razu będzie ci lżej, uwierz.
- Sehun, ja szukałem tych plusów niejednokrotnie. Po
prostu... ty nie wiesz jak rzeczywiście jest. Nie było cię przez
cztery lata, bo studiowałeś i imprezowałeś w Londynie, byłeś
szczęśliwy, kiedy my wszyscy nadal tkwiliśmy tu. Wszyscy się
rozeszli, każdy w swoją stronę. Jongin znalazł jakieś studia w
Busan, Sunny poznała faceta i z nim zamieszkała, Taemin
postanowił, że będzie trenerem i każdą minutę spędzał na
boisku, Kyungsoo dosłownie zniknął, tak jak Minseok. Jongdae
zrezygnował ze szkoły i wylądował na kasie w sklepie, a ja nie
zrobiłem zupełnie nic przez te lata. Każdy miał jakiś cel, tylko
nie ja. Chanyeol z dnia na dzień zakochiwał się w Yoonie coraz
bardziej, a ja stałem z boku i przyglądałem się temu. Nawet nie
zdajesz sobie sprawy z tego, jak to cholernie bolało. I nie mów,
kurwa, że wiesz jak to jest, bo tak nie jest. Twój najdłuższy
związek trwał dwa tygodnie i chodziłeś wtedy z dziewczyną, która
cię o to poprosiła. Było ci jej żal, nie kochałeś jej i
właściwie... Ty wiesz, jak kochać, Sehun? Nie zrozum mnie źle,
ale próbujesz mnie pouczać i sprawić, bym myślał inaczej, kiedy
sam nigdy nie doznałeś bólu. Nikt nigdy nie odebrał ci czegoś,
co tak cholernie kochałeś, na czym niesamowicie mocno ci zależało,
więc przestań.
Sehun zamarł w bezruchu, wpatrując się w Baekhyuna,
który w momencie prychnął i przyłożył dłonie do mokrych od łez
policzków, po czym je przetarł. Jego serce zabiło mocniej, a ręce
zadrżały, podobnie jak jego całe ciało.
- Masz rację – powiedział, zaciskając oczy.
Sprawę z Luhanem zamknął cztery lata temu, gdy
wchodził na pokład samolotu lecącego do Londynu. Przyrzekł sobie,
że już więcej nie będzie o nim myślał, wspominał, mówił o
nim. To było zbyt bolesne, a gdy nieustannie wmawiał sobie, że
Luhan był tylko lalką, a całe zdarzenie tylko urojeniem, życie
okazywało się łatwiejsze. Nawet jeśli doskonale wiedział, że
wszystko zdarzyło się naprawdę, że miał okazję dotykać Luhana,
całować go i trzymać w objęciach, gdy ten zasypiał. Mimo że
nadal czuł jego delikatny zapach i miękkość gładkiej skóry,
uznał to za złudne wspomnienie, które tylko niepotrzebnie mieszało
mu w głowie.
- Przynajmniej umiesz to przyznać – westchnął
Baekhyun.
- Przepraszam. - Sehun spojrzał na otwartą walizkę u
jego stóp, po czym przeniósł wzrok na Baekhyuna i ruszył do
łóżka, na którym usiadł. - Nie mam doświadczenia w miłości,
wszystkie moje związki kończyły się szybciej, niż zaczynały,
więc nie powinienem mówić ci, co masz robić – dodał,
spuszczając głowę. - Ale on nie opuści Yoony, Baekkie. Chanyeol
ją kocha.
- Wiem. I właśnie to boli najbardziej – westchnął,
przymykając oczy. - Zawsze myślałem, że żartuje, kiedy mówił,
że chce spędzić z nią resztę życia, że marzy mu się domek, w
którym mógłby razem z nią zamieszkać, gdzie wychowywaliby swoje
dzieci. Przecież to była tylko licealna miłość – prychnął,
kuląc się. Czuł jak jego ciało nieprzyjemnie drży. Nie z zimna,
ze strachu przed utratą miłości, przed samotnością. - Ale gdy
jej się oświadczył, zrozumiałem, że przez cały czas mówił
poważnie.
- Baekhyun...
- I nienawidzę go przez to, że nieświadomie rozkochał
mnie w sobie i tak bardzo zranił. Nienawidzę też tego, jak wiele
miłości okazuje Yoonie, kiedy ja dla niego jestem jedynie
przyjacielem – wyszeptał, zabierając dłonie z twarzy, po czym
uśmiechnął się smutno. - I faktycznie, cieszę się, że jest
szczęśliwy, ale nienawidzę tego, że to dzięki Yoonie taki jest.
Nie dzięki mnie. Zrozum, Sehun. W dniu oświadczyn, moje życie się
zawaliło, a jakakolwiek nadzieja prysła. Teraz nie mogę zrobić
już nic. Może jedynie czekać, ale to i tak bez sensu.
- Może jednak to czekanie ci się opłaci?
Baekhyun spojrzał na Sehuna i wzruszył ramionami.
- Nie wiem i chyba boję się przekonać, czy tak
będzie. Przyszłość jest zbyt niepewna, a ja za bardzo
niecierpliwy.
- Przykro mi, Baekyun – powiedział, przysuwając się
do przyjaciela, po czym uśmiechnął się do niego pocieszająco,
ścierając kciukami łzy z jego policzków. - Chciałbym coś dla
ciebie zrobić, ale nie wiem, czy potrafię. Chyba najwięcej może
Chanyeol, ale on jest tego nieświadomy. On potrzebuje rozmowy, ty
też.
- Ale przez nią stracę go na zawsze.
- Wiem, Baekkie. - Położył dłonie na ramionach
bruneta i przyciągnął go do siebie, przytulając. - Utrata
Chanyeola będzie bolesna, ale to jedyne wyjście. Ty męczysz się
każdego dnia, będąc przy nim, kiedy on nawet o tym nie wie. Kocha
Yoonę, ale być może zrobi coś, dzięki czemu poczujesz się
lepiej. I tak już wiele gorzej być nie może. Zaryzykuj.
Baekhyun odsunął się od Sehuna i pokiwał głową,
biorąc głębszy wdech.
- Jasne – mruknął cicho i uśmiechnął się blado,
wstając z łóżka. - Chodź, trzeba cię spakować.
Sehun westchnął ciężko, wpatrując się w prawie
pustą walizkę. Dopiero co wrócił, ja już ponownie musiał
wyjechać. Mimo to nie czuł się z tym jakoś źle, niebywale
smutno, raczej cieszył się, ponieważ w swoim własnym domu czuł
się obco. Wszystko przypominało mu o Luhanie. Nie mógł wychodzić
na strych, bo kątem oka widział jego niewyraźną sylwetkę stojącą
na parapecie przy otwartym oknie, a kiedy przebywał w swoim pokoju,
miał wrażenie, że cofa się cztery lata wstecz. Że Luhan znów
jest przy nim, nadal uwielbia przesiadywać w ogrodzie nad basenem i
wcinać czekoladę. Najgorszy był pokój Hany, do którego już nie
zaglądał wcale. Kolekcja porcelanowych lalek na nowo wzniecała
ogień bólu, który wręcz palił go od środka, wraz sercem i
wszystkimi uczuciami. Jednak żadna z tych lalek nie dorównywała
Luhanowi. One nie miały duszy.
- Nie musisz mi pomagać.
- Wiem, ale chcę. Po to właściwie tu przyszedłem. I
tak nie mam nic do roboty. Są wakacje, a ja właściwie nie zajmuję
się niczym. Chyba powinienem znaleźć pracę, czy coś. Może ona
odciągnęłaby wszystkie moje myśli od problemów. Byłoby łatwiej.
- Może najpierw skończ studia. Nie zostało ci wiele –
rzucił Oh, wyciągając kilka ubrań z szafy, które starannie
włożył do walizki.
- Tak. Ewentualnie wyjadę na jakieś rajskie wyspy i
będę prażył się w słoneczku, dopóki forsa mi się nie skończy.
Teraz nie żałuję, że przez połowę życie odkładałem swoje
wszystkie oszczędności. Może wreszcie na coś się przydadzą. Jest
jeszcze taka opcja, że położę się spać i wstanę dopiero w
październiku, kiedy będę musiał ruszyć tyłek. Już mam dość
tych studiów. Wybrałem zły kierunek, który mnie tylko denerwuje.
Nienawidzę ekonomii i dalej zastanawiam się, dlaczego z tego nie
zrezygnowałem – jęknął, biorąc do rąk przypadkowe spodnie i
wepchał je do walizki, mrużąc podpuchnięte oczy.
- Też mnie to dziwi. Czasami zastanawiam się, czy aby
nie wybierałeś kierunku studiów po pijaku. To by wszystko
tłumaczyło – zaśmiał się i spojrzał na zapchane ubraniami
półki. - A co do wakacji... Przecież możesz przyjechać do nas.
Dostałeś zaproszenie i będzie weselej, kiedy się zjawisz. Wiem,
że już nigdy nie spotkamy się w takim składzie jak wcześniej,
ale im więcej ludzi, tym lepiej.
- Nie skorzystam, ale dzięki. Miło, że o mnie
pomyślałeś – przyznał i oparł się plecami o rozsuwane
drzwiczki szafy, nie mając już ani siły, ani ochoty na dalszą
pomoc. - Na koniec dołączy do was Chanyeol i Yoona i chyba nie mam
specjalnych chęci na to, żeby wam towarzyszyć. Te wakacje chcecie
zaliczyć do udanych, a jeżeli ja pojadę, wszystkim popsuję
humory. Więc lepiej będzie, jak zostanę. Dla mojego i waszego
dobra.
Sehun spojrzał z wątpieniem na przyjaciela, zaciskając
palce na koszulce. Nie był przekonany co do słów Baekhyuna.
Doskonale wiedział, że chłopak cierpiał i nienawidził myśli, że
w owej sytuacji jest tak bardzo bezsilny, ale Byun nadal znaczył dla
niego wiele i bał się, że z dnia na dzień straci i jego. Że
wszystko posypie się krok po kroku i nie będzie mógł już tego
odbudować. I tak już zbyt wiele stracił. Jego życie utraciło
wiele barw, gdy zabrakło Luhana. On rozświetlał wszystko dookoła.
Swą delikatnością zachwycał, a przez urok całkowicie rozkochiwał
w sobie ludzi. I Sehun nie potrafił się wyplątać z tej miłości,
nawet jeżeli bardzo chciał zapomnieć.
- Jeśli zmienisz zdanie, znasz drogę.
Baekhyun pokiwał jedynie głową i uśmiechnął się
lekko.
- To miejsce kojarzy mi się ze słońcem i szczęściem.
Wcześniej naprawdę uwielbiałem tam jeździć – westchnął,
kładąc wyprostowane ręce na zgiętych kolanach, które przyciągnął
do siebie. - Wiesz, Sehun. Gdyby nie ty i Jongin, nigdy bym się o
nim nie dowiedział. Dlatego cieszę się, że was poznałem, że
chodziliśmy razem do szkoły i że nadal utrzymujemy kontakt. Nie
wszyscy, ale większość. I trochę brakuje mi tego, co było w
liceum. Żałuję, że nie mogę się cofnąć w czasie, chociażby do
ostatniego meczu. Nie grałem, ale chciałbym znów w tym
uczestniczyć, nawet jeżeli niespecjalnie się interesuję piłką
nożną. Poza tym fajnie byłoby znów porozmawiać z Luhanem.
Szatyn otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał imię, o
którym niejednokrotnie chciał zapomnieć. Wystarczyło jedno słowo,
by jego oddech stał się płytszy i nierówny, a wspomnienia
uderzyły ze zdwojonym tempie.
- Były najlepsze – stwierdził wesoło Baekhyun,
niemal podskakując z ekscytacji w miejscu. Cały ten smutek i
poczucie beznadziejności nagle odeszło w chwilowe zapomnienie. -
Właściwie, co z Luhanem? Od naszego biwaku nic o nim nie
słyszałem...
- Ja też nie – odparł szybko, być może zbyt szybko
i nagle, bo Baekhyun spojrzał na niego ze zdziwieniem i lekkim
powątpiewaniem. - Nie kontaktowałem się z nim od tamtego czasu. Nie
mam pojęcia co się z nim dzieje, więc lepiej, jak o nim zapomnisz.
I tak już raczej się nie spotkacie. To przeszłość, Baek –
warknął, starając się wyrównać oddech. Wsunął pomiędzy włosy
dłoń i przeczesał je, pochylając głowę do przodu. Czuł, jak w
kącikach jego oczu zbierają się łzy, a nie chciał pokazywać
Baekhyunowi jak słaby jest, że tak naprawdę kłamie i to od samego
początku. - A przeszłości nie należy rozpamiętywać, bo potrafi
doszczętnie zniszczyć człowieka.
- Może i masz rację... W każdym bądź razie,
chciałbym, żeby świat zatrzymał się tamtego lata. Było dobrze i
nawet Yoona nie denerwowała mnie tak bardzo. A wraz z nadejściem
października, wszystko się posypało, każdy się zmienił i sam
nie wiem czy na lepsze czy gorsze. To znaczy... pozytywy widziałem
tylko w przemianie Jongina. Przestał tyle spać, co wcześniej. -
Uśmiechnął się słabo i spojrzał na walizkę. - W takim tempie
nie zdążysz spakować się do rana. Może lepiej będzie, jak
wrzucisz co wpadnie ci do ręki? Będzie szybciej – zaproponował,
a Sehun westchnął, marszcząc nos.
- Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie.
*
8.
Otworzył bagażnik
samochodu, odszukując wzrokiem wcześniej zapakowaną do niego
walizkę. Tuż obok niej leżała druga, nienależąca do niego oraz
kilka toreb z zakupami, jakie zrobili po drodze. Wiedział, że nie
starczy im jedzenia na cały pobyt, ale na jego znaczną część.
Późniejszym brakiem ewentualnego prowiantu się nie przejmował.
Stwierdził, że będzie to robił za jakiś czas.
- Jongin, z łaski swojej chodź tu i zabierz swoje
rzeczy. Przy okazji pomóż rozpakować mi zakupy, bo sam tego nie
udźwignę – warknął Sehun, obrzucając przyjaciela chłodnym
spojrzeniem. - I nawet nie myśl, że zrobię to za ciebie. Weź się
wreszcie do roboty. Naprawdę nie rozumiem, jak przetrwałeś te
studia, nie robiąc zupełnie nic. Najbardziej podejrzane jest to, że
cię nie wyrzucili – skwitował, sięgając po swoją walizkę, po
czym złapał jej uchwyt w prawą dłoń oraz podręczny, dosyć duży
plecak z kolejną częścią swojej garderoby.
- Marudzisz, Hunnie – westchnął Jongin, stając za
przyjacielem. - Poza tym dałbyś radę przenieść to wszystko,
jeśli poszedłbyś kilka razy. I kto tu jest leniwy – prychnął.
- Nadal ty – skwitował, po czym zaśmiał się,
widząc minę swojego przyjaciela. - Przestań mrużyć te oczy,
wyglądasz dziwnie. Lepiej weź się za te torby, jeśli nie chcesz
spać dzisiaj na dworze. W lesie nie ma wygodnych miejsc, takich jak
materac, misiu – zażartował, zabawnie poruszając brwiami w górę
i w dół. To najwyraźniej podziałało, gdyż po chwili brunet
położył walizkę obok siebie.
- Dobrze wiesz, że i tak zrobiłbym wszystko, żeby
spać w domu.
- Tak, wlazłbyś nawet jeśli wszystkie drzwi i okna
byłyby szczelnie zamknięte. To trochę przerażające, Kai. Ale
właściwie przydatne. Gdybyś faktycznie oblał studia, mógłbyś
zostać włamywaczem.
Jongin spojrzał na Sehuna z uwielbieniem w oczach i
uśmiechnął się szeroko, po czym pokiwał twierdząco głową.
- Szkoda, że nie zaproponowałeś tego wcześniej -
warknął, wysuwając rączkę walizki, po czym wyprostował się i
przeniósł wzrok na dwupiętrowy domek, za którym malowało się
zalesione wzgórze, niemal piętrząc się aż do samych chmur, które
tamtego dnia były szare i wyjątkowo ponure. - Twój ojciec naprawdę
się postarał. Myślałem, że żartuje, kiedy powiedział, że
zamierza wybudować ci dom. To znaczy, bardziej prawdopodobne było
to, że postawi ci go gdzieś w miasteczku, albo kupi ci apartament,
ale nie, że wybuduje go tutaj – stwierdził, przygryzając dolną
wargę.
Sehun skinął głową i uśmiechnął się lekko,
właściwie sam nie mogąc uwierzyć, że tu stoi. Przed swoim domem,
który należał tylko i wyłącznie do niego. I mógłby przysiąc,
że jest idealny, taki, jaki zawsze sobie wyobrażał; niewielki, ale
wystarczająco duży, by ugościć wszystkich jego przyjaciół,
zgrabny i posiadający wielkie okna, z których było widać plażę.
Dookoła niego starannie ułożona była jasna kostka idealnie
współgrająca z białym, nieco wpadającym w szary drewnem,
którym obłożony był domek i ciągnęła się tuż pod schodki,
które prowadziły na werandę.
- Tak, ja sam nadal zastanawiam się czy to nie sen -
zaśmiał się, ruszając do przodu. - Ale i tak zrobił to tylko po
to, żeby znów ściągnąć mnie do kraju. Pewnie gdyby nie to,
nadal siedziałbym w Anglii. Tam było całkiem przyjemnie i chyba
żałuję, że tam nie zostałem – dodał. Nawet nie czekał na
Jongina, gdy dotarł do schodków, po których wszedł wolno, by
dostać się do głównych drzwi. - Ten kraj chyba pomógł mi
rozstać się z przeszłością.
- Ale chyba nie pomógł ci do końca. Nadal do niej
wracasz – stwierdził, podchodząc do przyjaciela. - Słuchaj,
Sehun. Nie wiem, co wtedy się stało i niejeden raz zastanawiałem
się, dlaczego nikomu nie chcesz powiedzieć, ale jeżeli naprawdę
było to coś tak okropnego, to raczej nigdy nie da ci spokoju. Poza
tym lepiej byłoby, gdybyś...
- Nie kończ – zażądał, wsuwając dłoń do
kieszeni spodni, w poszukiwaniu kluczy. - Nie powiem co się stało
cztery lata temu, ani tobie, ani Baekhyunowi, ani moim rodzicom,
nikomu. Zrozum. Poza tym to nie najlepszy moment na rozmowę o tym –
warknął, ze zrezygnowaniem wyciągając dłoń z kieszeni. - Gdzie
te cholerne klucze! Nie mogłem ich zapomnieć! Jongin, zrób coś,
do cholery, zamiast tak stać.
Brunet prychnął pod nosem, wyciągając rękę, w
której trzymał plik kluczy i uśmiechnął się wrednie,
przepychając się do przodu, by otworzyć im drzwi. - Zostawiłeś
je w schowku. Wszystko w porządku z twoją pamięcią? Bo zaczynam
się o ciebie poważnie martwić. - Zaśmiał się, wsuwając jeden z
kluczy do zamka. Nim jednak przekręcił, dla upewnienia nacisnął
klamkę i ze zdziwieniem musiał przyznać, że drzwi były otwarte.
- Okay, to dziwne. Twój tata nie zamykał domu?
Sehun zmarszczył czoło, nie bardzo wiedząc, co
powiedzieć. Zamiast tego spojrzał na Jongina, mocno zaciskając
swoje wargi w wąską linię. Nie przypominał sobie, by jego ojciec
mówił mu coś o otwartym domu, chyba, że zapomniał zamknąć
drzwi, co też było raczej mało prawdopodobne.
- Nie wiem – mruknął, wzruszając ramionami. - Nic
nie wspominał o tym, ale najwyraźniej musiał zapomnieć. Każdemu
się zdarza – dodał po momencie i nie czekając na odpowiedź
Jongina, wszedł do środka z lekkim uśmiechem na ustach. Po raz
pierwszy był tutaj. Wcześniej tylko jego rodzice przyjeżdżali do
tego domku, by go wykończyć i jakoś urządzić, zanim oddadzą go
w ręce syna.
Wnętrze, którym okazał się duży salon połączony z
kuchnią, zdało się jasne. Górował beż pomieszany z ciemnymi
akcentami brązu oraz szarości, a dodatkowo wszystko rozjaśniały wielkie
okna, zza których widoczna była plaża i las malujący się w
oddali. Przed wejściem na taras stała sofa i dwa wielkie fotele
skierowane przodem do kominka, nad którym wisiał telewizor. Zaraz
obok widniały schody, które były jedyną drogą, którą można
było dostać się do góry. Sehun uśmiechnął się. Jego rodzice
idealnie trafili w jego gust, ale nie zaskoczyli go. Wielokrotnie
rozmawiali z nim o wystroju jego ewentualnego przyszłego
mieszkania, a zdobytych informacji najwyraźniej użyli, projektując
domek letniskowy.
- Nieźle, Sehun. - Jongin przewiesił rękę na
ramionach przyjaciela. - Twoi rodzice naprawdę mają wyobraźnię. Nie to co moi.
W nagrodę za ukończenie studiów dostałem zegarek. Kupiony na
ostatnią chwilę, a właściwie i tak go nie zakładam –
westchnął, kręcąc przy tym głową.
- Jongin, ty się ciesz, że cokolwiek dostałeś, bo
przyznajmy to szczerze, nikt nie wierzył w to, że ukończysz te
studia.
Brunet oburzył się, prychając pod nosem, jednak nie
powiedział nic więcej, nie chcąc wszczynać niepotrzebnych kłótni,
zwłaszcza, że jego niesamowite, tegoroczne wakacje dopiero co się
zaczęły. Miał zamiar spędzić je możliwie bez żadnych sprzeczek
i niedomówień. Po prostu szczęśliwie i beztrosko, zwłaszcza, że
jego przyjaciel wreszcie wrócił do kraju. Ciężko było mu to
przyznać, ale naprawdę stęsknił się za Oh i czasami chciał się
wrócić do czasów, gdy byli nierozłączni i grali w reprezentacji
szkolnej. Okres liceum był czasem, który chciało się pamiętać.
Było wiele przykrych sytuacji, jednak nad nimi miały przewagę te
przyjemne, które sprawiały, że tych kilka lat stało się
niezapomnianych.
- Jasne, rozumiem – odpowiedział, zabierając rękę
z ciała Sehuna i złapał w nią swoją walizkę, która okazała
się jeszcze cięższa, niż myślał na początku. Mimo wszystko
musiał jakoś ją wyciągnąć na samą górę do swojego przyszłego
pokoju. Ku jego uciesze, schodów nie było znowuż tak wiele. -
Jestem cholernie zmęczony. Dzisiaj już chyba nic nie robimy? -
zapytał, spoglądając na szatyna.
- Nie, sam najchętniej bym się już położył. Z
walizkami pomęczę się jutro, nic nie stanie się, jak poleżą
tutaj przez noc – mruknął, niechętnie obrzucając wzrokiem
bagaż. - A co do zakupów... Kai, poznosisz to? Proszę – jęknął,
powoli kierując się już w stronę schodów. Stanął na pierwszym
stopniu i uśmiechnął się słodko, mając nadzieję, że Kai się
zgodzi.
- Sehun, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak
bardzo upierdliwy jesteś – podsumował, wzdychając ciężko. Nie
uśmiechało mu się wnosić wszystkich paczek z zakupami do domku,
ale mógł choć raz się poświęcić. - Dobra, niech ci będzie –
zgodził się, czując na sobie nachalny wzrok przyjaciela. - Ale ty
sprzątasz dwa razy pod rząd. Nie będę niczego robił
bezinteresownie.
- Pieprzony materialista – oburknął.
Zaraz potem usłyszał dźwięczny śmiech Kima, który
zignorował. Wybiegł do góry po schodach, w rzeczywistości nie
bardzo wiedząc, gdzie dokładnie idzie. Szukał swojej przyszłej
sypialni, jednak nie znał struktury domu. Jego rodzice dali mu
jedynie klucze i rady, jak dojechać samochodem pod domek. Wcześniej
na plażę potrafił dotrzeć za pomocą nóg, przez ścieżkę
ciągnącą się od miejsca obozowiska, aż do wyjścia.
Długi korytarz, w którym się zatrzymał, posiadał
wiele drzwi. Wszystkie były białe i niczym nie różniły się od
siebie, dlatego postanowił, że pójdzie do ostatnich, tych, które
znajdowały się obok okna. Sam nie wiedział, dlaczego je wybrał.
Równie dobrze mógł podejść do tych naprzeciwko, w końcu były
najbliżej. Prawdopodobnie dlatego, że z pewnością Jongin ich nie
wybierze, co wiązało się z wielkim lenistwem, ponieważ leżały
najdalej, a może dlatego, że było też tam okno, które wpuszczała
wiele światła. A Sehun lubił jasność, zwłaszcza słońce, które
każdego pogodnego ranka go witało. Z lekkim uśmiechem podszedł do
nich, po drodze zapalając światło, by jego przyjaciel przypadkiem
się nie przewrócił. Powoli zmierzchało się, a przez paskudną
pogodę na dworze było jeszcze ciemniej.
Nie wahał się z ich otworzeniem, bo niemal wpadł do
środka, mając wielką ochotę na odpoczynek. Był zmęczony
podróżą, tymi wszystkimi korkami, które ich dopadły, nieustannym
zrzędzeniem Jongina i niekończącymi się opowiadaniami, które
niekoniecznie były ciekawe, jak i pogodą, przez którą od samego
rana bolała go głowa. Nienawidził dni, kiedy było pochmurnie, a
słońce nie przebijało się przez warstwę szarych kłębów ani na
chwilę. Już wolał, gdy ostre słońce raziło go po oczach i
niemal padał z gorąca, poza tym stęsknił się za tym, spędzając
czteroletni okres w Wielkiej Brytanii, która słynęła z ciągłych
deszczów.
Gdy wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i już
sięgał do włącznika światła, by móc w spokoju doprowadzić się
do snu, gdy przed oczami mignęła mu sylwetka. Nie był pewny, czy
to przez ciemność, czy przez zmęczenie, ale coś nie dawało mu
spokoju. Gdy zamarł na chwilę, słyszał drugi ciężki oddech
niedaleko siebie, zupełnie jakby ktoś tuż obok niego stał,
możliwe również, że idealnie za nim.
- Nie zaświecaj. - Cichy głos dobiegł do ucha Sehuna,
przez co momentalnie zadrżał. Jego dłoń zawisła w powietrzu i
nie drgnęła ani przez moment. - Witaj, Hunnie.
To zabawne. Sehun nie sądził, że wraz z powrotem na
tę plażę, wróci wszystko, co kojarzyło mu się z Luhanem. Był
świadom tego, że wspomnienia go nie opuszczą, że będą wlekły
się za nim niczym niesamowity ciężar, do którego był
przywiązany, ale nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że po
takim czasie będzie w stanie tak idealnie odtworzyć w głowie jego
głos; subtelny i melodyjny. Brzmiał zupełnie tak samo,
jak cztery lata temu i to właśnie sprawiało, iż to wszystko
stawało się coraz bardziej nierealne i dziwne.
Zignorował wcześniejszy szept i podszedł do łóżka,
zapalając niewielką lampkę nocną, by rozświetlić nieco pokój.
Mimo tego nie pozbył się odczucia, że ktoś nieustannie za nim
stoi. Zupełnie jak cień rzucany na ścianę, którego nie da się
pozbyć, gdy ciemnej nocy zostaje wykreowany przez księżycowe światło i mrok.
Sehun prychnął, zdając sobie sprawę, że za dużo myśli o
rzeczach, które są tak naprawdę niepotrzebne. Zawsze sprawiały,
że czuł się gorzej i być może był nieco przybity, tak jak
teraz, nie mogąc poradzić sobie z atakującą go przeszłością.
Westchnął pod nosem i uśmiechnął się do siebie
lekko. Ciężko było mu przyznać, że właściwie czuje się tu
beznadziejnie. Co prawda marzył mu się dom w tym miejscu, w którym
mógłby odpocząć od miasta, w którym miałby po prostu spokój.
Ale wtedy widział w nim również Luhana, który towarzyszyłby mu
każdego dnia podczas wakacji, które spędziliby razem. Tak jak mu
obiecał – siedząc na tarasie i pijąc gorącą czekoladę lub po
prostu oglądając filmy w salonie. Razem. Ale zamiast Luhana był
Jongin, który okazał się świetnym kompanem i przyjacielem.
Odwrócił się z zamiarem odszukania drzwi do łazienki,
jednak w połowie ruchu ponownie zamarł, czując, jak serce
podchodzi mu do gardła, przez swoje zbyt szybkie bicie. Nie był
pewien czy to, co widzi nie jest przypadkiem wytworem jego czasem
nieco zbyt bujnej wyobraźni. Czuł się po prostu przemęczony i
widok niewysokiego, drobnego chłopaka był niemal jak wbijający się
prosto w jego serce nóż, rozszarpując je na kilka części. Patrzenie
naprzód bolało, tak samo jak myśl, że być może to widok, który
jest w stanie zobaczyć tylko raz i więcej razy się to nie
powtórzy. A chciał widzieć go częściej, nawet jeśli miał być
nieprawdziwy, a wspomnienia jeszcze bardziej sprawiły, że cierpiałby
mocniej, niż cztery lata wcześniej.
- Lu? - szepnął, nie będąc do końca pewien, czy
robi dobrze i czy to właśnie ten chłopak stoi przed nim. Nie
widział jego twarzy, gdyż głowa blondyna była spuszczona, a oczy
prawdopodobnie nakierowane były na ciemne panele, jakby się czegoś
wstydził. - Luhan? - powtórzył, cofając się o krok do tyłu, aż
wreszcie natrafił na łóżko, które powstrzymało go przed dalszą
ucieczką. Nawet nie zauważył, gdy zaczął drżeć ze strachu, z
obawy i poczucia, że coś jest nie tak, że dzieje się coś, co
nigdy nie powinno się zdarzyć.
Początkowo odpowiadała mu cisza, do której przywykł,
gdy mieszkał w Londynie. Mieszkał sam, więc w dni, gdy nie
odwiedzał go żadnej znajomy, po prostu milczał. Przez długi czas
tego nienawidził, denerwowało go to, jednak po roku przestało mu
to przeszkadzać. Wtedy włączał radio, by wypełniło dźwiękami
pogrążone w ciszy mieszkanie. Mimo to nadal czuł się samotny i
tęsknił za domem, choć Wielka Brytania była pięknym krajem.
- Tak – odpowiedział po dłuższej chwili, stawiając
krok do przodu.
Sehun stwierdził, że z tej perspektywy wyglądało to
wszystko zbyt przerażająco, jakby wyciągnął ową scenę z
dobrego, japońskiego horroru o lalkach. Ale jeżeli naprawdę był
to Luhan, to nie miał się czego obawiać, przecież blondynek nigdy
by go nie skrzywdził.
- Lu... - szepnął, nabierając więcej powietrza do
płuc. Nie wiedział co powiedzieć, jakby słowa ugrzęzły mu w
gardle. - Żyjesz – powiedział cicho, przyglądając się
blondynowi, który nadal nie podnosił głowy. - Chyba, że to
wszystko sobie wymyśliłem. Ja... nie do końca wiem, co się dzieje.
- Zupełnie tak, jak cztery lata temu – zaśmiał się
Lu, przykładając dłonie do swoich policzków, po czym lekko uniósł
głowę do góry, tak, by spojrzeć na Sehuna. - Wtedy też we mnie
nie wierzyłeś, bo byłem dla ciebie lalką. Ale nie bój się
zaufać swoim oczom, jestem prawdziwy – dodał szeptem, jednak nie
odsłonił twarzy.
- Ale ludzie nie wracają ot tak, kiedy umierają.
- Nie jestem typowym człowiekiem, Sehun. Już dawno
wyszedłem poza granicę normalności i ty dobrze o tym wiesz –
stwierdził, wzdychając lekko. - I nie bój się mnie, proszę.
Sehun skinął głową, zupełnie nie wiedząc co robić.
Jego ciało nadal wydawało się zbyt sztywne i stres niemal go
paraliżował. Luhan miał rację, wszystko było takie, jak przed
czterema laty, gdy rozbił porcelanową laleczkę Hany. Kiedy
wszystko się zaczęło, a on nie mógł oswoić się z myślą, że
jego życie nie jest normalne, bo pojawiła się w nim magia, coś,
co widywało się tylko w filmach fantastycznych i książkach, które
czytał swojej siostrze.
- Nie boję, po prostu w to wszystko nie wierzę –
przyznał, w końcu ruszając do przodu i zatrzymał się niecały
metr przed Luhanem. Niepewnie wyciągnął ręce w jego stronę i
położył dłonie na jego, które wciąż trzymał na policzkach. -
Dlaczego się zasłaniasz?
- Ponieważ nie chcę cię zawieść.
- Czym miałbyś? - zapytał bez zrozumienia,
uśmiechając się jednak lekko, gdy naprawdę czuł tę niesamowicie
delikatną skórę Luhana. To oznaczało, że oczy wcale go nie
oszukiwały, a Xi rzeczywiście stał przed nim.
- Sam nie wiem – odparł szeptem. - Chyba po prostu
chciałbym być dla ciebie takim, jakiego mnie zapamiętałeś, a
zwyczajnie nie mogę. Przepraszam, Sehun. I to chyba ja boję się
siebie i ciebie równocześnie, a najbardziej odrzucenia. Wszystko za
bardzo zmieniło się przez te cztery lata jeszcze bardziej niż
sądziłem.
Szatyn zacisnął mocno usta, po czym palcami delikatnie
chwycił te Luhana i zsunął niewielkie dłonie z twarzy, którą
tak bardzo chciał zobaczyć po latach rozłąki. Pragnął znów
ucałować idealnie wykrojone usta i spojrzeć w ciemne oczy, które
w całym Xi były najpiękniejsze, były odzwierciedleniem jego
duszy.
- Przepraszam, że nie potrafię znów być
perfekcyjny... - Cisza była najgorszą odpowiedzią, jaką mógłby
dostać. Nie czekając dłużej przyłożył dłonie do oczu Sehuna,
by zasłonić jakikolwiek widok na jego osobę. Gdy Oh go nie widział,
czuł się pewniej. - Czasami lepiej jest być ślepym. Rozumiem, Hunnie i
nie gniewam się, nie jest też mi smutno, naprawdę – zapewnił,
lekko drżąc. - Jestem tylko sobą zawiedziony.
- Lu, nie mów tak – szepnął, odsuwając dłonie
Luhana od swoich oczu. - Nie obchodzi mnie to, jak wyglądasz. Dla
mnie zawsze najważniejsze było twoje wnętrze. Bez duszy, byłbyś
nikim – westchnął, uśmiechając się blado. - Ale co się stało?
- Przypominasz sobie, jak rozbiłeś lalkę, w której
była moja dusza? - zapytał, a po chwili zobaczył, jak Sehun
niepewnie kiwa głową w potwierdzeniu. - Kiedy skleiłeś części,
pozostały rysy, których nie dało się usunąć. Były po prostu
znakiem niedoskonałości. Tak samo było ze mną. YiFan mnie złożył
z tysięcy kawałków, dlatego tutaj jestem i wyglądam inaczej niż
wtedy. Tych pęknięć również nie da się pozbyć, on niejeden
raz próbował. Ale bez skutku. Tak po prostu już musi być.
- Dlatego żyjesz...
- Można tak to nazwać – mruknął, starając się
podnieść kąciki ust ku górze, jednak nie potrafił. Nie w tej
sytuacji. - I żałuję, bo wtedy miałem jedyną okazję, żeby mieć
spokój. YiFan chyba nie umiał pogodzić się z myślą, że tym
sposobem straciłby mnie na zawsze, dlatego zrobił ze mnie potwora.
- Nie jesteś nim – Sehun zaprzeczył, ledwo
powstrzymując się od płaczu. Nie powinien płakać, ale to
wszystko go przerastało, tak samo jak wcześniej. - Nie mów tak o
sobie, bo te słowa krzywdzą i mnie, Lu – poprosił, nakierowując
wzrok prosto w duże oczy Luhana. - Ale... co stało się YiFanem? On
nie chciał, byś został ze mną.
- Pozwolił mi odejść – powiedział szybko, zupełnie
jakby recytował wyuczony na pamięć wiersz. - Widział jak bardzo
nieszczęśliwy jestem i że tęsknię za tobą. Nie miał serca
dłużej trzymać mnie w zamknięciu – dodał, czując się
fatalnie z tym, że już przy pierwszej rozmowie od tak dawna musiał
kłamać. - On już tu nie przyjdzie.
Sehun nie odpowiedział. Jedynie co zrobił, to
przytulił ciało blondyna do siebie, wreszcie rozkoszując się jego
bliskością.
CDN.
Matko, matko, matko! Nie wierzę, że czytam Porcelain! I to drugą część! Bożeboże! Umarłam, to oficjalne~
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię za te bezsensowne słowa, ale nie mogę się otrząsnąć. Jestem wrakiem człowieka... Bezkształtną plamą emocji. Jejku, co Ty ze mną zrobiłaś? ;;;; Ale było warto. XD
Będzie krótko, króciutko. Ale fanfick mi się bardzo podobał! Co ja gadam? Był rewelacyjny. *^* Nie mogę się doczekać drugiej części. Hwaiting, Uszati! <3
Jeju, zapowiada się dłuuugi komentarz. Albo może wcale nie taki długi? Boże, przecież to nie koniec, przecież będzie jeszcze jedna część ahsdgsahsdj ;; Tak strasznie się cieszę, że zdecydowałaś się podzielić, bo to oznacza jeszcze więcej geniuszu Porcelain. A to opowiadanie jest tak niezwykłe i niesamowite, że nie obraziłabym się, gdybyś planowała jeszcze jakąś kontynuację. Wtedy wyszłaby z tego cała trylogia, którą mogłabyś kiedyś wydać jako książkę... Omg, chyba muszę od tej pory serduszkować więcej naweniający obrazków na weheartit. W dodatku ta dedykacja. Jezu, teraz już naprawdę nie wiem, co powiedzieć, bo kiedy zobaczyłam to niepozorne "dedykuję Miss.Alice" nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. To taki zaszczyt, nie masz pojęcia, jak wielki. Nie spodziewałam się tego, za Chiny się nie spodziewałam, jeśli już jesteśmy w temacie. Ale dziękuję. Nie do końca zasłużyłam, bo tak naprawdę nic nie zrobiłam, ale skoro taka niewielka rzecz pomogła Ci w napisaniu tego sequela, to cholernie się cieszę ;; ♥
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim nie rozumiem, dlaczego sądzisz, że delikatność Porcelain "gdzieś umknęła". To nieprawda! Kiedy czytałam to opowiadanie, przypomniałam sobie wszystkie emocje, które mną targały po pierwszej części i przeżywałam to jeszcze raz, na nowo. W dodatku muzyka w tle. Te melodie były idealną ścieżką dźwiękową, idealnym soundtrackiem do całości. Ja zazwyczaj nie puszczam muzyki, bo rozprasza mnie podczas czytania, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać, bo to tylko spotęgowało cały ten nastrój niesamowitości i magii. Chińskie melodyjki były znów strzałem w dziesiątkę. Wszystkie lądują na mojej playliście, a odtwarzając je, będę wracać myślami do tego opowiadania.
Na początku ciężko było mi wyobrazić sobie Luhana. Czy on wyglądał bardziej jak człowiek, czy bardziej jak lalka? W końcu uznałam, że jest człowiekiem z pęknięciami na twarzy przypominającymi nieco blizny. I w dodatku był taki smutny... To, że został po raz kolejny uwięziony przez Yifana, tym razem w prawdziwym więzieniu, z drugiej strony tak bardzo przypominającym tamto, z którego dopiero co się wydostał. Musze przyznać, że Yifan zyskał w moich oczach dzięki tej części i to bardzo. Po "Porcelain" byłam przekonana, że to po prostu zwykły, okrutny czarny charakter, który poprzez swój egoizm zniszczył całe życie Luhana. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Okazało się, że on wcale nie jest aż tak bezwzględny, jak sądziłam i tak naprawdę ma uczucia, a co więcej większością tych uczuć obdarza Luhana. Czyli wszystko to, co zrobił, było wynikiem jego chorej miłości do chłopaka, takiej obsesji, z której nie umiał się wyrwać o.o Jejku. Kiedy tak zapewniał Luhana, że chce dla niego jak najlepiej, chce, żeby znowu zaczął się uśmiechać, naprawdę zaczęłam mu współczuć. Przecież to nie jego wina, że go kochał, jedynie można winić go za to, że nie pozwolił mu być szczęśliwym ze względu na swoje egoistyczne pobudki. To zdecydowanie było najgorszym, co zrobił.
Nie przypuszczałam, że sprawy się tak potoczą i Luhan go... właściwie, że go zabije. Nadal nie wierzę, że był zdolny do czegoś takiego x.x A jednak nie dziwię mu się. Miał dosyć tej niekończącej się niewoli i wreszcie się spod niej wyrwał. Historia zatoczyła koło, hm? Yifan jako lalka zakopany w grobie. Mam jednak wrażenie, że jako czarnoksiężnik znajdzie sposób, by się wydostać i zemścić ostatecznie. I coś mi mówi, że dojdzie do tego bardzo szybko, a wtedy Luhan pożałuje tego co zrobił ;;
Boże, jakie ja mam czarne myśli. Nie, nieważne, nie będę nic przewidywać, bo sobie jeszcze coś głupio wykraczę. HunHan ma być szczęśliwy i tyle TT TT Chociaż Twoje podkreślenie gatunku opowiadania na początku nie potrafią wyjść mi z głowy ;; Angst, uff nie wiem sama czy bardziej kocham angsty, czy ich nienawidzę. Chyba jedno i drugie. Jestem masochistką, tyle w temacie :<
Sehun! U niego też się sporo pozmieniało przez ten czas, kiedy lu był nieobecny w jego życiu. Wiesz, kiedy Baekhyun mu się zwierzał ze swojej nieodwzajemnionej miłości do Chanyeola coś ścisnęło mnie w gardle i dosłownie zachciało mi się ryczeć. A to nawet nie jest główny paring. Matko. Nie wiem dlaczego, ale to mnie strasznie poruszyło. I Yoona, jezu, jakbym ją spotkała, to nie wiem, co bym jej zrobiła. Chyba tak jak Baekhyun nie potrafię być wyrozumiała i cieszyć się szczęściem Yeola. Bo to takie smutne, nie móc być z kimś, kogo się kocha. Jestem ciekawa, czy Baek zdecyduje się na tą rozmowę, do której namawiał go Sehun. I czy ona coś pomoże w jego sytuacji, czy tylko pogorszy relacje jego z Chanyeolem. Nie mogę tego po prostu przeżyć, bo dla mnie Baekyeol jest totalnie i całkowicie real ;_; Whyy...
UsuńNo dobrze, chyba będę musiała poczekać na zamknięcie tego wątku do drugiej części. A tym czasem zauważyłam troszeczkę, dosłownie troszkę SeKaia :D Tak, muszę się czymś pocieszyć po tym Baekyeolu, wybacz. Nie wiem, czy to było zamierzone czy nie, ale SeKai jest, może trochę bardziej bromance niż romans, no ale... :D
I wreszcie scena w której Luhan i Sehun znowu się spotkali. Wyobrażam sobie, w jakim Sehun musiał być szoku, widząc kogoś, o kim myślał, że przepadł na zawsze. Jak jakiś duch. Aż sama się wzdrygnęłam, bo chociaż Lu jest kochany i delikatny, porcelanowe lalki w dalszym ciągu mnie przerażają. Ale Sehun go zaakceptował! ;; Zresztą to oczywiste, przecież wciąż go kochał. To było cudowne zakończenie i dlatego tym bardziej martwi mnie druga cześć sequelu, i ciągle dźwięczy mi w głowie to całe "angst angst angst". Nie wiem, czego się spodziewać. No, właściwie w pewnym sensie wiem. Spodziewam się, że druga część będzie równie idealna i zapierająca dech w piersiach swoim niepowtarzalnym klimatem jak ta i jak całe "Porcelain".
Naprawdę myślę o wydrukowaniu tego wszystkiego, kiedy już skończysz. A potem oprawię to sobie ładnie, wkleję Twoją okładkę i poproszę o autograf~ Na serio, zrobię to, jak tylko zdobędę tusz do drukarki ;; Jejku.
W poniedziałek oficjalnie Cię wyściskam~ ♥ Trzymaj się kochana i jeszcze raz dziękuję za Twoją ciężką pracę i za to, że mogłam to przeczytać <3
na szczęście w nocy włącza mi się trybik "a może coś z Exo?" bo normalnie, w dzień, to niekoniecznie ;__;
OdpowiedzUsuńJak przewidywałam, wszystko było idealne, począwszy od tytułu, aż do ostatniej kropki. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę podziwiać Porcelain, a co ważniejsze, również komentować.
Kris cały czas mnie wkurza, no dlaczego? ;__; Dlaczego zawsze on jest taki, czemu wszyscy go tak nienawidzicie xd
Lu jak zwykle wydał mi się taką trochę ciotą (ajć, przepraszam), ale nie rzucało mi się to tak w oczy, więc jest okej. Poza tym, ten pałac afgkdsfdodvvosdvavdfvni, ja go sobie tak ładnie wyobraziłam *O*, ogólnie, bardzo łatwo wyobrażam sobie miejsca w twoich opowiadaniach ♥
tak jestem pochłonięta tym cudem, że naprawdę nie mam pojęcia, co mogłabym jeszcze napisać, przepraszam ;-; może jutro (właściwie to dzisiaj, ale o bardziej taktownej porze) coś dopiszę, bo teraz po prostu nie myślę.
Hwaiting~
Od razu uprzedzam komentarz pewnie będzie marny ;-;
OdpowiedzUsuńCzekałam cały dzień by przeczytać to ff. Latałam po mieście jak głupia by być szybciej w domu i w końcu mi się udało! I było warto.
Sam początek wydał się być taki...jakby...pusty. To pewnie przez ten brak emocji ze strony Luhana. Jak czytałam to miałam ochotę zapłakać że tak bardzo jest nieszczęśliwy a Yifan zbyt egoistyczny by sprawić by było inaczej. Myślałam że Luhan był tam w Chinach krócej...jej na serio strasznie mocno kocha Sehuna skoro tyle bez niego wytrzymał. To z tymi zaklęciami. Przysięgam że w tamtym momencie miałam oczy całkiem jak Kyungsoo, nie mogłam w to uwierzyć. Luhan...wow. I później kiedy gadał do tej lalki tak strasznie chciało mi się płakać i myślałam że zacznę ale na szczęście udało mi się powstrzymać. Strasznie mi było go żal. Ale...mógł w końcu zrozumieć jak czuł sie Luhan. Baekhyun. W tym momencie na serio zaczęłam płakać. Chanyeol tak bardzo go krzywdził nawet o tym nie wiedząc. W sumie nie mogłam zrozumieć że Baek tak długo zwlekał z rozmową z nim. Niby fakt że się boi nawet i wstydzi czy coś ale tak długo cierpieć. Wielki powrót Luhana. Kiedy Jongin otwierał drzwi od domku nie mogłam się doczekać kiedy Sehun zobaczy Luhana. Myślałam że jest w salonie a tam nic i tak siedziałam niecierpliwiąc się i kiedy w końcu się spotkali. Ah Sehunnie....On też się wycierpiał. I w końcu się spotkali. Po tak długim czasie...Byłam zaskoczona ze już się skończyło xD Tak nagle zobaczyłam CDN a liczyłam na kolejne cyferki z zajebiaszcza muzyką. Smutno mi sie zrobiło. Nie mogę sie doczekać kolejnej części. Uh znów atak serca XD Hwaiting Uszatku~! ♥
G.G
PŁACZE USZATI. KOCHAM CIĘ I TYLKO TYLE MOGĘ POWIEDZIEĆ. HWAITING USZATEK!
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie jakie w życiu czytała. Dziękuje.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że je kontynujesz, bo ono zawładneło moim sercem i nie umiem sie od niego uwolnić..niestety wszystko co doskonałe ma kiedyś swój koniec. Pozdrawiam
Tym razem nawet dodam z konta ^^ Stęskniłam się za tym opowiadaniem i nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałaś Sequel. Jest cudowny i mam nadzieję, że szybko wstawisz drugą część, chociaż przyznam że będzie mi ciężko znowu się rozstać z Porcelain.
OdpowiedzUsuńnie przepadam za fantastyką, ale ten fick jest po prostu świetny ♥ nie mogę się doczekać drugiej części~ weny do następnych ff życzę ^^
OdpowiedzUsuń