sobota, 28 grudnia 2013

Porcelain: Broken Doll [1/2]

Tytuł: Broken Doll [1/2]
Gatunek: Angst, supernatural, romans, au.
Pairingi: Hunhan, Krishan
Bohaterowie: Lu Han, Oh Sehun, Kim Jongin, Wu YiFan, Byun Baekhyun i inni.
Autorka: Uszati.
Ostrzeżenia: w tej części brak.
Od autorki: Szczerze powiedziawszy, nie planowałam tego sequela. Wcześniej twierdziłam, że dobre jest takie zakończenie, jak w drugiej części "Porcelain" i nie czułam potrzeby pisania trzeciej. Właściwie nie miałam też pomysłu, ale po zobaczeniu jednego obrazka na weheartit zrodził się nowy pomysł. Nie wiem, czy wam się spodoba - nie za dużo ludzi przepada za fantastyką, a jej jest tu jeszcze więcej niż w poprzednich częściach i myślę, że ta cała delikatność opowiadania gdzieś umknęła. Sporo osób też nie było zadowolonych, że planowany sequel będzie znów angstem. Cóż, to taki trochę creepy angst. Mimo wszystko nie dałam rady wymyślić nic fluffowego. Porcelain od początku było angstem i zostanie nim do samego końca. I wiem, że piszę same angsty, więc szykuję dla was fluffiastego-fluffo-smuta, który niedługo powinien się pojawić, ponieważ już mam część napisaną : d
Wracając do tego opowiadania... Ten sequel pisałam długo i było mi trochę ciężko. Sama nie wiem dlaczego, ale nawet pod wpływem weny, cholernie trudno było mi jakkolwiek skleić uczciwe zdania. Ale mam nadzieję, że ta część się wam spodoba.  I "Broken Doll" dedykuję Miss.Alice. Jestem Ci wdzięczna, że zaserduszkowałaś to zdjęcie, bez tego sequel prawdopodobnie by nie powstał :3 ♥

(Podzieliłam ten sequel na dwie części, bo wiem, że niekoniecznie bardzo długie opowiadania dobrze się czyta. Czasami męczą, dlatego wolałam podzielić niż dodać naraz epopeję na 40 stron xD. Nie wiem kiedy pojawi się 2 część. Zobaczymy jak szybko uda mi się ją napisać :))
ps. przepraszam za błędy, tekst niesprawdzany.


pod numerkami ukryty jest soundtrack. 

1
Idealny, piękny, bez skazy... Słowa, które przez setki lat były mu przypisywane. Był dumny, że kojarzono go właśnie z nimi, bo w końcu sam uważał, że doskonale go określały. Z czasem jednak jego uroda stała się przekleństwem, przez które musiał cierpieć. Wtedy znienawidził siebie, swój wygląd, który tylko utrudniał. Ale i tak było zbyt późno na łzy i krzyki rozpaczy. Doskonałość przeminęła, natomiast wszelkie wspomnienia zostały, dogłębnie raniąc kruchą istotę, jaką był. 
Nienawidził siebie, jednak nie czuł już żalu do swojego oprawcy. W pewnym sensie go zrozumiał, jednak dopiero wtedy, gdy stracił Sehuna. Każdy dzień bez niego wydawał się nie kończyć, a noc była jeszcze bardziej ciemna. Wciąż zastanawiał się, czy jakkolwiek uda mu się jeszcze z nim zobaczyć, powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak potwornie mu na nim zależy. Zdawało mu się, że powoli tracił zmysły przez tęsknotę. Wiedział, że to samo czuł YiFan, tyle że nie przez cztery lata, jakie przeminęły, a ich setki. Najgorsze było to, że w końcu stwierdził, że to właśnie on był potworem, nie Wu YiFan. To bolało najbardziej. Teraz pokutował za to ponownie i nie sprzeciwiał się, póki nie było szans na to, aby wrócić do osoby, która w całym jego świecie była najważniejsza. 
Zamknięcie w pałacu niewiele różniło się od tego szklanego. Mógł powiedzieć nawet, że takie samo, skoro nadal funkcjonował jak lalka. Tylko słuchał i obserwował, ginąc pośród rozstawionych w całej komnacie luster. Nienawidził ich, ponieważ każde spojrzenie w nie bolało, dlatego jego oczy cały czas skierowane były na marmurową podłogę, na której tańczyły pomarańczowe smugi światła słonecznego, zaś nocą blada łuna księżyca. Nigdy nie odważył się podnieść głowy. Już nie był idealny, a każda długa rysa biegnąca po porcelanowej cerze o tym przypominała. Jak potłuczona, rozbita lalka, której ktoś nie potrafił skleić do końca, ponieważ kilka kawałków zniknęło. Ale przecież tak właśnie było... 
Luhanowi wydawało się, że każdy dzień wyglądał tak samo. Rankiem wstawał, by zasiąść na tronie, na którym kiedyś widywał swojego ojca – cesarza ówczesnych Chin, by następnie spocząć tam do zmierzchu, kiedy z powrotem wracał do swojej komnaty. Jego życie stało się monotonią, ale nie odważył się ani razu powiedzieć, że mu to nie pasuje. Nie miał odwagi, poza tym wieki tkwienia w porcelanowym więzieniu, nauczyły go wytrwałości. I gdyby miał spędzić kolejnych sześćset lat na niewoli, zrobiłby to, ale sam krwawiłby wewnętrznie. Tęsknota za Sehunem powoli go niszczyła i sprawiała, że cierpliwość się kończyła, a on sam płaczliwie chciał do niego dołączyć. Rysy na sercu i duszy ciągle się pogłębiały, a on pragnął je jedynie zakleić, by nie cierpieć już nigdy więcej. 
Podniósł nieco wzrok i nakierował go na osobę stojącą przed nim. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając jednego ze strażników cesarskiej armii – Zhang Yixinga. Wiele razy rozmawiał z nim, więc szczególnie utkwił mu w pamięci, dlatego żałował, że teraz nie jest w stanie dowiedzieć się od niego, jak się czuje. Nie odpowiedziałby mu, tak samo jak kilku strażników przy wejściu, ani służek stojących obok, ponieważ w sali był tak naprawdę sam. Wszyscy ludzie byli iluzją stworzoną przez YiFana. Wiedział, że gdyby chciał ich dotknąć, jego ręka przeszłaby przez nich na wylot, zamierając w powietrzu. W pałacu cesarskim był tak naprawdę sam, gdy YiFan znikał na całe dnie. I mimo tej samotności nie odważył się uciec – wiedział, że nie jest na tyle silny, że jego oprawca i tak go znajdzie i ponownie go sobie przywłaszczy. Zrozumiał, że jest jego własnością, że tak naprawdę nigdy nie był wolny. Przez wieki należący do tej samej osoby, natomiast Sehun był tylko etapem przejściowym, szkoda, że tak szalenie za tym tęsknił. 
W pewnym momencie usłyszał kroki rozchodzące się echem po pogrążonej w ciszy komnacie, przez co szybko opuścił wzrok. Nie miał ochoty na obecność YiFana, wolał zostać sam i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jak zawsze. 
- Luhan – powiedział mężczyzna i zatrzymał się przed chłopcem, który wpatrywał się uparcie w podłogę. Jego głowa była spuszczona, natomiast jasne, blond włosy zakrywały sporą część twarzy. Nie chciał, by ktokolwiek na niego patrzył. - Jak się czujesz?
Nie odpowiedział mu. Wolał pozostać w ciszy, jak za każdym razem, gdy Wu YiFan rozpoczynał rozmowę. Jego rolą było jedynie słuchanie i szczerze powiedziawszy nie przeszkadzało mu to. Ponadto okazało się być najwygodniejsze. 
- Spójrz na mnie – rozkazał, stawiając kilka kroków do przodu. W odpowiedzi dostał od Luhana nieśmiałe pokręcenie głową, jakby prosił, by dał sobie spokój. - Nie obchodzą mnie twoje głupie protesty – warknął i stanął w miejscu, następnie przykucając przed tronem, gdzie spoczywał blondyn. - Masz robić to, co do ciebie mówię! - Tak jak się spodziewał, Luhan nie ruszył się ani o milimetr, a łagodny głos nie dobiegł do jego uszu. Zdenerwowany wstał i pochylił się nad laleczką, łapiąc w dłoń jego delikatną twarz, po czym stanowczym ruchem podniósł ją do góry. - Uśmiechnij się. Nienawidzę, kiedy jesteś smutny. - I tym razem nie otrzymał zadowalającej go odpowiedzi. 
YiFan westchnął, obchodząc tron tak, by stanąć z boku. Gdy głowa Luhana opadła, ponownie uniósł ją do góry za pomocą swojej dłoni i nakierował na duże lustro rozciągające się na przeciwległej ścianie, uśmiechając się nikle.  
Oczy Luhana były załzawione i błyszczały od światła rzucanego przez słońce, a policzki, które niegdyś były uroczo zaróżowione, teraz zachodziły bladą poświatą, ukazując długie, ale cienkie pęknięcia. To one przypominały mu, jak daleko mu od doskonałości. Stał się rozbitą lalką, którą pora wyrzucić. Jednak on nie chciał tak skończyć, bał się pozostać zapomnianym. Nie poczuł nawet, kiedy kilka łez wypłynęło spod jego powiek i naznaczyło lśniącą ścieżkę po jego twarzy, aż w końcu skapnęły na odkrytą szyję, później ginąc za materiałem złotej szaty.
- Jesteś idealny. - Usłyszał tuż przy swoim uchu. Nie, jemu dużo do tego brakowało. - I nie waż się myśleć inaczej – dodał YiFan, nachylając się nad Luhanem. Musnął ustami jego policzek, a następnie pogładził go kciukiem tak delikatnie, jakby bał się, że ponownie się rozsypie. Porcelana zawsze była krucha. - Masz tylko jedną wadę.
Luhan spojrzał z zainteresowaniem na lustrzane odbicie YiFana.
- Nie potrafisz już się uśmiechać. - Miał rację. On już nie umiał szczerze podnieść kącików ust do góry i cieszyć się każdą, najdrobniejszą rzeczą. Nie potrafił powiedzieć, że jest w pełni zadowolony z przebiegu sytuacji, ponieważ przez cały czas był smutny. Do szczęścia potrzebny był mu tylko jeden element. - Tak bardzo żałuję, że nie potrafię tego zmienić.
Tak naprawdę Luhan nie był pewien, czy YiFan mówił prawdę, czy zdecydował się kłamać. Nie potrafił tego rozróżnić, dlatego postanowił zapomnieć o jego słowach, tak samo, jak o wszystkich innych, które mężczyzna mówił mu przez lata. Przez to wciąż pozostawał pusty. Wszystko odbijało się od niego, jakby tego w ogóle nie słyszał. Dawno przestał funkcjonować jak człowiek, na nowo stał się lalką. Żywą, rozbitą, porcelanową lalką. 
- Tęskniłem za tobą przez te wieki, Luhan – powiedział. - Tak bardzo pragnąłem mieć cię przy sobie. Ale teraz, gdy tu jesteś, ja nie czuję się wcale lepiej, wiesz dlaczego? - zapytał, a w odpowiedzi dostał nieśmiałe pokręcenie głową. - Ponieważ mam wrażenie, że myślami jesteś daleko stąd – warknął. Luhan miał wrażenie, że jego głos jest coraz bardziej głośny i nieprzyjemny. - Więc zapomnij o przeszłości i żyj chwilą, mając u swojego boku mnie. - Z każdym słowem zbliżał swoją twarz do tej Xi, aż w końcu zamarł w bezruchu, wpatrując się w ciemne, przyozdobione koronką rzęs, zaszklone oczy. - Poza tym, do kogoś już należysz. Przypomnij mi do kogo.
- Do ciebie – cichy szept rozszedł się po sali. Już zapomniał, jak brzmiał jego głos. Przez chwilę wydawało mu się, że wcale nie należy do niego.
- A kim jest Sehun? - Padło kolejne pytanie, które nieco zasmuciło Luhana. Odwrócił głowę tak, by YiFan nie widział jego oczu. Wiedział, że one zdradzą wszystko, każdą jego najgłębiej skrywaną tajemnicę. 
- Wrogiem, który nas rozdzielił – szepnął, czując kolejne napływające do jego oczu łzy. - Osobą, której nie warto pamiętać. Już dawno powinienem zapomnieć. - Kolejne kłamstwo, które tak ciężko przeszło przez jego gardło. Nie chciał tak mówić o Sehunie, nie wtedy, gdy tak naprawdę wciąż niezwykle mocno go kochał. Wydawało mu się, że każde jego słowo jeszcze bardziej oddalało go od ukochanego. 
- Cieszy mnie to, że wszystko jest dla ciebie jasne, Lu – odrzekł wysoki blondyn, uśmiechając się do siebie lekko. - Jesteśmy dla siebie stworzeni, kochanie – mruknął po chwili ciszy, wsuwając palce w złote kosmyki włosów towarzysza, które powoli, acz płynnie uciekały spod jego dotyku. - Dlatego nic, ani nikt nigdy nas już nie rozdzieli. 
Słyszał słowa YiFana, ale nie potrafił ich zrozumieć, przyjąć w jakiś sposób do swojej świadomości. Pragnął zasłonić swoje uszy dłońmi i zamknąć oczy, może wtedy udałoby mu się oddalić od osoby, która tak bardzo zniszczyła jego życie. Jednak już się o to nie gniewał, nie potrafił długo się złościć, póki miał jeszcze jakąś nadzieję na zobaczenie się z Sehunem. Czasami ta myśl wydawała mu się niezwykle odległa. Jak marzenie nie do spełnienia, nierealne, utopijne.
- Na zawsze razem – wyszeptał Luhan drżącym głosem, ściskając ze zdenerwowania dłonie w pięści. YiFan spojrzał na niego znacząco i uniósł głowę z wyższością, będąc pewnym, że ten mały, uroczy blondynek mówi właśnie o nim. Czuł się dumny i całkowicie spełniony, ponieważ wreszcie udało mu się go oswoić.
- Wychodzę – poinformował Luhana, który jedynie kiwnął w odpowiedzi, postanawiając zamilknąć ponownie. - Przyjdź na kolację – poprosił, po czym ostatni raz tego późnego popołudnia musnął wargami delikatny, ozdobiony pociągłymi pęknięciami policzek. - Do zobaczenia. 
Blondyn odprowadził wzrokiem YiFana do dużych drzwi, przy których stał Yixing lub być może jego nędzna kopia, która nawet nie spojrzała na wychodzącego mężczyznę. Po raz kolejny został sam.
*
2.
Pałac Cesarski niewiele zmienił się od tego, którego pamiętał za czasów panowania jego ojca. Wszystko było niesamowicie podobne; marmurowe podłogi, wysokie filary, bogato zdobione ściany, gdzie częstością były wyryte złote głowy smoków czy duże okna wpuszczające wiele światła do środka. Nocami lubił przy nich stawać i obserwować niebo, na którym zawsze było rozlane morze gwiazd mieniących się niczym drogocenne kryształy. Przypominały mu o Sehunie i wieczorze, podczas którego siedzieli nad basenem. Wtedy wraz z opowiedzianą historią oddał mu cząstkę swojego życia, przekazał coś, co trzymał w sobie od wieków. Nie zapomniał również o obietnicy, której Sehun nie potrafił dotrzymać. Złamał ją wraz z ostatnim uściskiem oddanym ostatniego dnia, którego się pożegnali. 
Przychodziły takie momenty, gdy Luhan zastanawiał się, jak radzi sobie Sehun i czy zdarza czasem o nim myśleć, czy znalazł kogoś, kto byłby w stanie uzupełnić miejsce, które pozostawił po sobie Lu. Pragnął, by jego ukochany był szczęśliwy, jednak mimo to w oczach stawały mu łzy, gdy uświadamiał sobie, że ta druga osoba będzie mogła bez żadnych konsekwencji być przez niego kochana. Nie chciał ustępować miejsca, ale przecież dawno dał Sehunowi do zrozumienia, że to koniec, że niemożliwym jest powrót. Wtedy sam myślał, że to ostateczny koniec, że wreszcie zazna spokoju. Wu YiFan miał jednak całkiem inne plany. 
Miał wrażenie, że wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane i trudniejsze, niż wtedy, gdy był lalką. Wtedy przynajmniej mógł być blisko Sehuna, nawet jeśli on sam o tym nie wiedział. Teraz dzieliły ich tysiące kilometrów i myśl, że tej relacji oraz miłości nie można odbudować, ponieważ już dawno była zerwana. Mimo to Luhan dalej kochał jeszcze bardziej i szczerze, niż przed paroma laty. Rozłąka pogłębiła jego uczucie, ale zarysowała duszę, która w końcu całkowicie pękła, podobnie jak powoli jego ciało. Obu z nich nie dało się naprawić. Ideałów się nie udoskonala.
Luhan stanął przed dużymi drzwiami, czując, jak jego serce powoli zamiera, a dłonie drżą ze zdenerwowania. Wcześniej unikał tej części pałacu, jak tylko mógł, jednak nie chciał chować się w nieskończoność, poza tym obiecał sobie, że przezwycięży strach. Najgorsze było to, że nie był pewien, czego może się spodziewać, wchodząc do środka. Wszystko wydawało się zagadką, mimo że już raz ją odkrył.
Położył dłoń na klamce, którą nacisnął, pchając drzwi, by te się otworzyły. Wraz z tym ruchem skrzypnęły cicho, jakby cicho zapraszały go do środka. Przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno chce tam wejść i cofnąć się niemal sześćset lat wstecz, ponownie wkraczając w jak dotąd nieznany mu świat. Obawiał się tylko tego, że jeżeli teraz tam ponownie wejdzie, już nie wróci prędko, zupełnie jak kiedyś. Ryzykował, choć nie miał dostatecznych powodów, by narażać swoje życie. Prawdopodobnie, gdyby Sehun był tu teraz przy nim i poprosił cicho, by został, nie odważyłby się ruszyć z miejsca. W sytuacji jednak, gdy był sam, a jego miłość znajdowała się wiele tysięcy kilometrów dalej, mógł sam zadecydować.
Pierwszą rzeczą, jaka uderzyła go od razu po wejściu do komnaty, był aromat wielu ziół porozwieszanych na ścianach i przy suficie. Wysuszone rośliny spokojnie falowały nad jego głową, powoli sprawiając, że tracił kontakt z ogarniającą go rzeczywistością. Mieszanina wielu zapachów, zwłaszcza tych, których dobrał YiFan bez problemu potrafiła doprowadzić do chwilowej dezorientacji i zawrotów głowy. 
- YiFan? - szepnął, jednak tak cicho, że sam nie był w stanie usłyszeć swojego delikatnego, aczkolwiek stanowczego tonu głosu. Doskonale wiedział, że mężczyzna musi gdzieś tu być, w końcu ta część pałacu tak jakby należała już do niego. Dawno temu dostał ją od cesarza, czyli ojca Luhana i tak już pozostało.
Westchnął cicho i spojrzał beznamiętnie na lekko uchylone drzwi, które skrywały za sobą schody prowadzące wprost do podziemi. Kilka wieków wcześniej to ciekawość popchnęła go do odkrycia tajemnicy, natomiast w tamtym momencie sam nie był do końca pewien, czemu znów próbuje skosztować zakazanego. Być może to, że szukał jakiegokolwiek znaku, który dałby mu choć mały cień nadziei na powrót do ukochanej osoby, a może przez to, że nieustanne siedzenie w sali tronowej powoli zaczynało go nudzić. Przez cały czas wszystko dla niego było takie samo – wystrój, zachowanie ludzi krzątających się obok, choć tak naprawdę była to tylko iluzja, a nawet jego odbicie, które nijak nie przypominało dawnego Luhana.
Przyspieszył kroku, gdy ujrzał słabe, błękitne światło wylewające się spod drzwi, w których kierunku właśnie zmierzał. To upewniło go tylko, że YiFan jest w środku, a nie odpowiedział na jego pytanie tylko dlatego, że głos Luhana był zbyt cichy. W pewnej chwili pomyślał nawet, że to lepiej. Mężczyzna wcale nie musiał wiedzieć o jego obecności, poza tym chyba wygodniejszym było, gdy myślał, że Luhan odpoczywa w głównej sali bądź w cesarskich ogrodach, które o tej porze roku przystrojone były milionami kolorowych, pięknych kwiatów. Luhan najbardziej lubił Ketmię, którą YiFan zasadził dla niego. Uważał, że doskonale kontrastuje z jego bladą niczym pergamin skórą.  
Westchnął cicho i prześlizgnął się przez uchylone drzwi, ostrożnie schodząc na dół. Dokładnie pamiętał drogę, zupełnie jakby przemierzał ją codziennie, przez całe swoje życie, choć tak naprawdę był to tylko raz i nie sądził, że jeszcze kiedyś tam trafi. Przystanął dopiero przed grubym murem oddzielającym dwa dosyć duże pomieszczenia, po czym wychylił lekko głowę, próbując odszukać wzrokiem YiFana, który krzątał się po komnacie, nie zwracając uwagi na nic poza grubą księgą leżącą na drewnianym, masywnym stole. Dokładnie obserwował mężczyznę, jak nachyla się nad zapisanymi starannym pismem kartkami. Jego blond włosy zasłaniały bystre oczy, a w dużych, zgrabnych dłoniach trzymał garść ziół podobnych do tych, które Luhan zauważył w pomieszczeniu u góry. 
Na początku nie rozpoznał księgi, którą tak zawzięcie czytał YiFan. Mógłby nawet powiedzieć, że była zwykłą książką znalezioną w pokaźnej bibliotece w innej części pałacu, jednak gdy została zamknięta, jej okładka coś mu przypomniała. Ta sama księga była tak bardzo ważna dla YiFana sześćset lat temu, nigdy się z nią nie rozstawał, zupełnie jakby stała się z nim jednością, czymś najważniejszym, bez czego nie mógłby żyć. Później zrozumiał, że dokładnie tak było.
- Luhan? - Usłyszał głęboki głos mężczyzny, przez co wzdrygnął się lekko, nieznacznie podskakując w miejscu. Spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, prosząc w myślach, by ten nie zezłościł się na niego. - Co ty tu robisz?! - zapytał jakby z pretensją, odkładając księgę na półkę, pośród innych, które zapewne nie były tak wartościowe jak ta. 
Luhan wzruszył ramionami, lekko przygryzając dolną wargę różanych ust. Doskonale wiedział, że słodkim zachowaniem zmiękczy twarde serce YiFana.
- Wołałem cię, ale nie odpowiadałeś – odburknął smutno, podchodząc bliżej. - Dlatego postanowiłem cię poszukać – wyjaśnił szybko, unosząc swoją drobną dłoń tak, by złapać za nadgarstek swojego towarzysza. - Pora na kolację. Zjesz ze mną?
W odpowiedzi dostał kiwnięcie głową, przez co uśmiechnął się szczerze, ruszając w kierunku powrotnym.
*
3.
Bezsenne noce stawały się dla Luhana czymś normalnym, bo mimo wielu nieprzespanych godzin nie czuł się zmęczony, czy też doszczętnie wyczerpany. Dużo jednak wypoczywał, całymi dniami praktycznie tylko siedział i obserwował. Na nowo stał się lalką, mimo że był żywy. Natomiast nocami zazwyczaj leżał odwrócony do YiFana plecami i wsłuchiwał się w jego ciężki, równomierny oddech, bez ustanku odliczając minuty do wschodu słońca. Najbardziej żałował tego, że nie mógł zasypiać w swojej komnacie, za którą przez setki lat zdążył zatęsknić. Jednak YiFan wybrał największą i najbardziej bogato zdobioną sypialnię w pałacu. Troszczył się o Luhana, ale nie w taki sposób, jak on tego potrzebował.
- YiFan? - szepnął, przewracając się na plecy. Spojrzał leniwie na pogrążonego we śnie blondyna i uśmiechnął się lekko, uświadamiając sobie, że teraz tak naprawdę nie jest pod obserwacją, do której właściwie już przywykł. Mimo że YiFan nie trzymał go w zamknięciu jak jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej, to czuł się jak więzień. Nie wychodził, ponieważ wiedział, że jego pan się rozzłości, dlatego przez długi czas nie planował poszukiwań Sehuna. Wu YiFan i tak odnalazłby go i ponownie odebrał, jak swoją własność. Ale Luhan mimo wszystko nie był zły, tylko dlatego, iż wiedział, że blondyn zrobiłby to tylko z miłości. A kochał go pomimo wielu wad, które miał.
Zlustrował wzrokiem ciało towarzysza, po czym pogłaskał opuszkami palców jego policzek, uśmiechając się blado. Starał się jakoś uspokoić szybko bijące serce, które jako jedyne potwierdziło to, że jeszcze żyje. Mocno drżące dłonie zdradzały fascynację, jak i strach, a w oczach kryły się małe iskierki ciekawości i kwitnącej nadziei. Wiedział, że może dać się zauważyć i bał się, że jeżeli nie pospieszy się i nie będzie uważny, nie uda mu się. A miał tylko jedną szansę, z której musiał skorzystać, choć nadal uważał, że zachowuje się nie fair w stosunku do YiFana. Nie chciał być zły, obawiał się, że mężczyzna może go za takiego zacząć uważać, ale gdy przywoływał w swojej wyobraźni obraz Sehuna, dochodził do wniosku, że to ryzyko ma sens i nie podda się, dopóki mu się nie uda.
Wstał z miejsca, starając się nie hałasować. Jeden niechciany ruch mógłby spowodować, że YiFan wybudziłby się z głębokiego snu, czego wolał uniknąć. Musiał pozostać cicho i zniknąć z komnaty, póki miał jeszcze na to czas. Jego kroki były lekkie, aczkolwiek szybkie i pewne, ponieważ doskonale znał drogę do podziemi, zresztą jak każdą inną. Pałac Cesarski był dla niego domem przez setki lat i wyuczył się każdych zakamarków na pamięć. Teraz okazało się to wygodne, gdy liczył drzwi, które mijał po drodze, powoli zbliżając się do wyznaczonego przez siebie celu. 
Denerwował się. Sam nie wiedział dokładnie, jak to wszystko rozegra. Nadarzyła się okazja, więc musiał z niej skorzystać, ale nie był pewien, czy wszystko zadziała tak, jak tego oczekuje. To była sytuacja całkiem nowa dla niego. Czary działały, ale tylko, gdy YiFan ich używał. Luhan nie był czarodziejem, nie znał ani jednego zaklęcia, nie wiedział, czy zadziałają, kiedy się ich nauczy. Czuł jednak, że to ryzyko się opłaci. Nawet jeżeli mu się nie uda, nie będzie na siebie zły, ponieważ próbował, a to było najistotniejsze. 
Kiedy otworzył drzwi, przywitała go ciemność. Niepewnie przebiegł przez komnatę, starając się nie zwracać uwagi na długie cienie rzucane przez powieszone zioła, które oświetlał wielki księżyc. Czuł, jakby ktoś go obserwował – być może to ludzie z iluzji YiFana ciągle kierowali swój wzrok na Luhana, przez co bywał skrępowany. Nie lubił tego, miał wrażenie, że jest przez nich osaczony, mimo że oni dawno już nie żyli, zwłaszcza Yixing, który stał obok kolejnych drzwi do podziemi. W ciemnościach, jakie panowały w środku, był ledwo zauważalny, jedynie jego blada, nieco przeźroczysta skóra była dostrzegalna i srebrne wykończenia zbroi. Wyglądał, jakby strzegł wejścia, zabraniając Luhanowi na wejście, tak jak nieraz WuFan. Mężczyzna wiele razy powtarzał blondynkowi, że ta część pałacu jest jego i jeżeli ponownie wejdzie tam bez jego wiedzy i nadzoru, odczuje skutki tak samo, jak kilkaset lat temu. Ale tego przestał się bać. Przetrwałby każdą karę, tak przynajmniej myślał.
Yixing uśmiechnął się delikatnie do Luhana, zaskakując go. Przez chwilę wyglądał, jakby naprawdę żył i wcale się nie przejmował tym, że jego władca robi coś zakazanego. Dlatego Luhan odebrał to jako zaproszenie i zachętę do dalszego brnięcia w to wszystko. Plan nie był idealny, ale wykonalny, tylko jeżeli się postara. Nim jednak przekroczył próg drugich drzwi, podszedł do niewielkiego stoliczka, zabierając z niego świecę, która wraz z dotykiem, zaczęła płonąć. W tym pokoju wszystko było magiczne i Luhan dobrze o tym wiedział. YiFan w swoim życiu naprawdę potrzebował czarów, bez nich nie przetrwałby.
Luhan uśmiechnął się blado, po czym podszedł do drzwi i już nawet nie patrząc na Yixinga, zamknął je za sobą i zbiegł schodami w dół, starając nie upuścić trzymanej w dłoni świeczki, która słabo oświetlała mu drogę. Każdy kolejny krok był coraz mniej pewny i momentami Luhan zastanawiał się, czy nie powinien zawrócić. Jego serce biło niesamowicie szybko, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, rozsypując przy tym delikatne, popękane ciało. Dziwiło go to, że jeszcze je ma. Już sam nie wiedział, czy ma prawo nazywać się człowiekiem, bardziej określał siebie, jako lalkę. Tak mówił też o nim YiFan. Jako człowiek już dawno umarł.
Zlustrował wzrokiem pogrążone w ciemności pomieszczenie, po czym wolno ruszył do przodu, starając nie potknąć się o swoją szatę, która falowała wraz z każdym jego ruchem. Od razu podszedł do wielkiego regału, gdzie wcześniej YiFan chował księgę. Doskonale zapamiętał jej położenie. Odłożył świecę na stół i zgrabnym ruchem chwycił za grubą okładkę, wyciągając skarb YiFana spomiędzy całej reszty i położył ją tuż obok jedynego źródła światła. Otworzył na stronie, która oznaczona była ozdobną zakładką i przyjrzał się malutkim, chińskim literkom, które były podpowiedzią, czego dokładnie ma szukać. Wszystkiego było tak dużo, że sam nie wiedział, gdzie odnajdzie zaklęcia, które byłyby dla niego najprzydatniejsze – blokadę umysłu, którą niedługo później znalazł oraz kolejne, tak bardzo przez niego znienawidzone. 
Przewertował kartki do przodu, skupiając się na tym, by niczego nie przeoczyć. Musiał być dokładny i skoncentrowany. Przyłożył szczupły palec do pożółkłej już kartki, po czym przejechał nim w dół, odczytując w myślach kolejne zaklęcia – wszystkie do siebie niebywale podobne. W końcu jednak znalazł to, na którym mu zależało. Iniitanima.
*
4.
Luhan uśmiechnął się blado, a zarazem nieszczerze, niemal wtulając się w silne ramię YiFana idącego tuż obok. Wiedział, że musi być przy nim ostrożny, że nie może zrobić żadnego niewłaściwego ruchu, który mógłby rozzłościć jego pana. Mimo to wcale nie czuł się skrępowany, starał się być przekonywający, grać tak, jak chce YiFan. Żył według jego zasad. Przynajmniej udawał, by nie wzbudzić podejrzeń, nie zdradzić tego, że tak naprawdę to życie jest dla niego męczarnią i nieustanną torturą, gdy nie ma obok Sehuna. Miał ochotę płakać, gdy przypominał sobie o momentach, które spędził wraz ze swoim ukochanym tysiące kilometrów od Chin. Teraz pozostały mu wspomnienia i nadzieja.
- Chcesz, by w ogrodzie pojawiły się jakieś kwiaty? Sam wybierzesz takie, jakie tylko będziesz chciał – powiedział mężczyzna, spoglądając na drobne ciałko Luhana, które delikatnie przylegało do jego. - Możemy posadzić je razem, jeśli chcesz – zaproponował, nie zaprzestając pewnego, acz powolnego kroku.
Odpowiedziała mu jedynie cisza przerywana głośnymi i ciężkimi podmuchami wiatru, który rozwiewał złote kosmyki włosów laleczki, zasłaniając przy tym duże, brązowe oczy. To w nich głęboko krył się smutek i wieczne cierpienie, którego doświadczył.
- Luhan – westchnął, zaciskając palce na trzymanej w nich mniejszej dłoni. - Powiedz, co mogę zrobić, by uczynić cię szczęśliwym? - zapytał, nawet nie obrzucając wzrokiem swojego towarzysza. Zamiast tego wpatrywał się przed siebie, ze spokojem obserwując kwiaty pnące się po wielkich murach okalających pałac, w którym zamknął swój skarb. - Każdego dnia wyglądasz, jakbyś umierał, stawał się coraz słabszy, choć uczyniłem cię odpornym na ludzką śmierć. Nie rozumiem. Powinieneś być mi wdzięczny i cieszyć się z każdego dnia, który przemijając, nie czyni cię starszym. Każdy inny na twoim miejscu oddałby za to wiele. A ty tego nie chcesz...
- Masz rację – odparł, spuszczając głowę w dół. - Boję się żyć wiecznie, a myśl, że będąc w domu, jestem tak naprawdę niesamowicie od niego daleko, przytłacza mnie. Dwudziesty pierwszy wiek jest czasem, który całkowicie różni się od piętnastego i nie potrafię sobie z tym poradzić. Doceniam, że robiłeś wszystko, bym czuł się jak wcześniej, ale to nie to samo. - Wyrwał dłoń z uścisku i przesunął się nieco na bok, zatrzymując się przed murowanymi schodami prowadzącymi do odkrytej części pałacu łączącej dwa skrzydła. - Chcę po prostu tam wrócić. 
YiFan westchnął ciężko i spojrzał na Luhana, który nie czekając na niego wyszedł do góry, nadal kierując się w stronę, którą wcześniej podążali. Czuł, jak jego najcenniejsza rzecz właśnie mu ucieka, choć tak naprawdę jest w zasięgu ręki. Z minuty na minutę tracił go coraz bardziej, a najgorsze było to, że żadne czary nie potrafiły tego naprawić. Zrozumiał, że jest bezsilny, ponieważ nie może uczynić niczego, czego chce Luhan, że skrzywdził go i prawdopodobnie sprawił, że już do końca ten niegdyś uśmiechnięty blondynek, będzie konał na jego oczach. 
- Luhan – warknął, podążając za nim. - Zaczekaj. - Pokonał kilkanaście schodów najszybciej jak potrafił, by dołączyć do blondyna, który nadal szedł do przodu, nie zatrzymując się ani na chwilę. - Stań! - rozkazał, co wreszcie poskutkowało. Drobne ciało zatrzymało się w bezruchu, zamierając na kilka chwil. YiFan podszedł do niego i stanął dokładnie za nim, kładąc zimne dłonie na zakrytych szmaragdową szatą ramionach. - Dobrze wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej i gdybym mógł, cofnąłbym się razem z tobą w czasie, by wrócić do momentu, kiedy byłeś najszczęśliwszy, ale to niosłoby za sobą zbyt wiele konsekwencji - szepnął, zaciskając palce na materiale. - Dlatego powiedz mi, co mam zrobić, by uczynić cię radosnym? By przywrócić ten uśmiech sprzed sześciuset lat?
- Daj mi więcej wolności.
- Nie mogę – odpowiedział, obejmując kruchą sylwetkę. 
- Tak myślałem. W takim razie nie rób nic. Nie chcę kwiatów od ciebie, ani wiecznej młodości, bogactwa czy nieśmiertelności. Zatrzymaj to wszystko, jeśli ciebie to uszczęśliwia, ponieważ mnie nie potrafi.
- A miłość, którą cię darzę? - zapytał po raz kolejny, schylając się nieco, by delikatnie ucałować odkrytą szyję swojego kochanka. - Ona ma z tego wszystkiego największą moc.
- Nie – odparł, zaciskając mocno oczy, próbując zahamować łzy, które powoli gromadziły się pod zamkniętymi powiekami. - Ponieważ ta miłość doprowadziła do tego, że cierpię. Przepraszam, YiFan. Pochlebia mi to, że mnie kochasz, że ta miłość nie straciła na sile przez te setki lat, ale... ona nadal jest mi obca i nie potrafię jej odwzajemnić, nawet jeśli bardzo bym chciał. Starałem się pokochać, ale nie potrafię. Nie wiem czy to przez to, że prawie wszystko, co czyniło mnie człowiekiem uleciało czy może przez sytuację, w której się znajdujemy. Ja... mogę tu być z tobą, ale nie obiecuję, że uczucie, którego ode mnie oczekujesz, kiedykolwiek się pojawi. 
- Zrobię wszystko, abyś mnie pokochał.
Luhan skinął jedynie głową i odwrócił się przodem do YiFana, umiejscawiając swoje nieco roztrzęsione dłonie na jego odzieniu, mocno się w nie wczepiając. Nie musiał długo czekać na pocałunek, który przypieczętował wcześniejszą obietnicę, choć skrycie wiedział, że Wu YiFanowi się nie uda. Zbyt długo próbował, co zawsze kończyło się porażką. A tym razem, to on stał na drodze do ziszczenia się planu jego pana, ponieważ odważył się zbuntować i zawładnąć własnym losem. Męczył go już ciągły nadzór, za bardzo ograniczał. Niewola niemal go dusiła. Dlatego umierał każdego dnia, nie mogąc odejść.
Czuł, jak dłonie YiFana przenoszą się z jego ramion na biodra i zatrzymują się tam, lekko popychając go do tyłu. Jęknął cicho i podparł się jedną ręką o niewysoki, średniej grubości mur, chroniący przed upadkiem z dość dużej wysokości. Bliskość jego pana go przytłaczała, sprawiała, że czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo, gdy przez wieki nieustannie był obserwowany. Ale wtedy musiał do tego przywyknąć, ponieważ nie mógł się zasłonić, tak jak teraz, nie mógł uciec. Choć wciąż miał nadzieję, że uda mu się to, co planował od kilku dni. Wiedział, że ten czyn jest niebezpieczny i jeżeli się nie uda, on poniesie konsekwencje. Być może YiFan wymyśli coś gorszego niż wieki niewoli. Coś, co do końca roztrzaska jego pokaleczone serce. 
Przechylił lekko głowę w bok, gdy YiFan oderwał swoje wargi od jego ust i przeniósł je na mlecznobiałą skórę na szyi, naznaczając niewidzialny dla nikogo szlak z pocałunków, który kończył się zaraz przy ramionach. Pozwolił również na to, by jedna dłoń mężczyzny niebezpiecznie wsunęła się za materiał jego szaty, tym samym odsłaniając kawałek nagiego ciała. Czuł, jak po jego plecach przechodzą nieprzyjemne dreszcze, a ręce drżą ze zdenerwowania. W myślach prosił tylko, by YiFan tego nie zauważył, jednak najwyraźniej nie miał się czym przejmować, gdyż przyległ do niego jeszcze mocniej, zupełnie zapominając o świecie, który go otaczał. Luhan zauważył, że miał przewagę, ponieważ sama jego obecność dekoncentrowała, zabijała resztki jakiejkolwiek rozwagi i ostrożności. 
Wspiął się na palcach u stóp, zatrzymując tam cały ciężar swojego ciała, by dosięgnąć ucha YiFana. Wplótł w idealnie ułożone włosy swoje drobne dłonie i uśmiechnął się do siebie, mocno zaciskając palce na długich kosmykach. Jego serce biło jeszcze mocniej, niż gdy w nocy bez wcześniejszej zgody opuścił komnatę. I prawdopodobnie nie wyszeptałby tych kilku słów, gdyby nie myśl, że Sehun czeka na niego w Korei i on musi się pospieszyć, aby zdążyć na czas. Odzyskać go i móc dalej kochać, o ile nie było już za późno.
- Dormiens animum – Luhan szepnął, zamykając oczy. Bał się, że nie podziała, ponieważ on nie był taki jak YiFan i nie potrafił czarować, ale miał nadzieję, że zaklęcie wypowiedziane przez obojętnie jaką osobę i tak zadziała. Przez chwilę nie uchylał powiek. Zamarł podobnie, jak jego towarzysz, lecz tylko na chwilę. Później spojrzał z uwagą na YiFana, który zaprzestał jakichkolwiek ruchów. Zadziałało. Nie sądził, że tak łatwo uda mu się zablokować umysł mężczyzny, tym sposobem sprawiając, że każdy samodzielny ruch był niemożliwy do wykonania. Odsunął się ostrożnie od niego i zsunął jego dłonie ze swoich bioder, po czym zamienił się z nim miejscem, opierając go o mur, by bezwładne ciało nie upadło. - Iniitanima. - Wraz z tymi słowami uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od wielu miesięcy i spojrzał w martwe, szklane oczy blondyna. To nie była zemsta, nazwał to szansą, by znowu być z Sehunem.
Zagryzł mocno wargi, schylając się, by podnieść z ziemi niewielką ozdobę. Jasne włosy wciąż mieniły się w blasku zachodzącego słońca, jednak nie poruszały się z każdym podmuchem wiatru. Nie zapowiadało się również, że tego wieczora będzie padało. Wszystko stało się inne, niż jeszcze kilka chwil wcześniej.
*
5.
Ogród Cesarski był wielki i piękny. Najbardziej lubił obserwować go popołudniami, gdy słońce niemal tańczyło wraz z wszystkimi różnokolorowymi kwiatami, które posadził dla niego YiFan. Nocą był równie niesamowity, gdy blask księżyca padał na rośliny, a przeźroczyste krople deszczu leniwie skapywały z delikatnych płatków i liści. Momentami czuł się jak w zaklętej krainie, w której jest pełno wróżek, czy smoków, które nadawały temu wszystkiemu jeszcze więcej niezwykłości. Później uświadamiał sobie jednak, że jest w miejscu, którym wcześniej nazywał domem, a jedyną magiczną istotą jest tylko on i YiFan. Reszta nie istniała. Ani Zhang Yixing, który najczęściej pilnował głównych drzwi w sali tronowej, ani wiele służek, które codziennie krzątały się dookoła, ani jego piękno, o którym tak często wspominał Wu. Luhan już dawno je zgubił gdzieś po drodze na przełomie tych lat, podobnie jak delikatność, która wcześniej była jego znakiem rozpoznawczym. Pozostało jedynie ciało i miłość do Sehuna, ale jemu w zupełności to wystarczało. 
Zacisnął mocno palce na drewnianym trzonie łopaty, którą wlókł za sobą. Z każdym krokiem wydawało mu się, że narzędzie staje się coraz cięższe, ale mimo to nie puścił go. Nadal dzielnie kroczył do przodu, nie zwracając uwagi na deszcz, który ściekał z mokrych włosów, które przykleiły się do bladego czoła. Oczy trzymał szeroko otwarte, szukając idealnego miejsca na dokończenie swojego dzieła. Zastanawiał się, czy lepsze byłoby puste pole tuż przy wierzbie, czy może takie, gdzie dookoła pną się ku niebu kwiaty. Później jednak doszedł do wniosku, że niewielki skrawek ziemi obok krzaków Ketmii będzie idealny. YiFan prawdopodobnie również zadowolony byłby z wyboru, zwłaszcza, że tak samo jak Luhan, uwielbiał te kwiaty. 
Chłopiec zatrzymał się nagle i delikatnie położył niewielką lalkę na mokrej trawie, po czym przetarł dłonią czoło, odgarniając włosy na bok. Spojrzał na łopatę w swojej prawej lewej dłoni i przez chwilę zastanawiał się, czy robi dobrze. Przez głowę przeszła mu myśl, że lepszym rozwiązaniem byłoby odczarowanie wszystkiego i zostawienie takim, jakie było wcześniej. Ale później przypominał sobie Sehuna i to, że teraz naprawdę może do niego wrócić. Dlatego nie poddawał się, a co więcej, brnął w to dalej za wszelką, nawet najbardziej okrutną cenę, jaką przyszło mu, jak i innym za to zapłacić.
Zacisnął mocno wargi, kładąc drugą dłoń na drewnianym kiju, po czym wbił metalowy koniec w ziemię, używając całej swojej siły, by wykopać niewielki, ale głęboki dół. Ostrze przeszyło na wpół mokrą powierzchnię, którą ozdabiały długie źdźbła zielonej trawy. Z każdym ruchem rąk wydawało mu się, że jego ciało drży coraz bardziej, a siły, które wcześniej niemal go rozpierały, teraz stopniowo ginęły. Tak samo jak pewność siebie i determinacja. Miał wrażenie, że już dawno postanowiły się gdzieś skryć i zostawić go na pastwę losu zupełnie samego. Ale nie mógł teraz zmienić swojej decyzji, nadal musiał dążyć do tego, co wcześniej oznaczył jako cel. Tym celem był Sehun i wolność. Wszystko, co skosztował cztery lata wcześniej. 
Nabrał do płuc więcej powietrza, po czym mocno je wypuścił. W jego głowie lekko wirowało, zupełnie jakby kręcił się na szybkiej karuzeli, a usta posiniały przez zbyt mocne i ciągłe przygryzanie. Nie wiedział czy to możliwe, ale jego skóra w blasku księżyca wydawała się jeszcze bledsza niż normalnie, a wcześniej lekko widoczne pęknięcia – pociemniały. Krzywymi liniami ciągnęły się przez całe jego ciało, owijając się wokół nadgarstków mokrych od wody. Kilka kropelek skapywało na drewniany kij, który nadal trzymał w swoich drżących dłoniach. Długie palce mocno zaciskały się na nim wraz z każdym nowym ruchem. Przełknął mocno ślinę, wbijając metalowy trzon łopaty w ziemię ciężką od deszczu. Przez gęste powietrze jego oddech stawał się coraz bardziej płytki i nierówny, a drobne ciało opadało ze zmęczenia.
Przeniósł wzrok z wykopanego dołu na skrawek swojej szaty. Jej kremowe końce teraz zasłaniała warstwa błota. Kilka brązowych plam przyozdobiło jeszcze ubranie laleczki leżącej u stóp Luhana, jednak nie przejął tym się – i tak chwilę później zabawka miała wyglądać jeszcze gorzej. Lekko denerwował się, gdy z dołu uważnie obserwowały go małe, szklane, ale martwe oczka. Były prawdziwe i właśnie to sprawiało, że cała ta pewność siebie Luhana umykała. Gdy spoglądał w nie, mógł dostrzec ukryty gniew, który zasłaniało odbicie Xiao. Przez jedno spojrzenie mógł zaglądnąć do duszy YiFana, która cierpiała jeszcze większe katusze, niż on sam przez sześćset lat niewoli. Cierpieć przez ukochaną osobę, taką, którą kochało się ponad życie... To najgorsza kara z możliwych. Brak odwzajemnionej miłości, uczucia, które potrafiły tylko krzywdzić.
Luhan odłożył łopatę na bok i przykucnął przy wykopanym dole. Nie był płytki, jednak na tyle głęboki, by doskonale ukryć niewielką ozdóbkę, która w rzeczywistości była człowiekiem. Człowiekiem, który pokutował, za swoją miłość.
- Wiem, że robię źle, YiFan – powiedział cicho, sięgając po lalkę. Wbił w jej ciałko swoje palce i przyciągnął do siebie. Gdy uniósł ją na wysokość swoich oczu, uśmiechnął się ponuro, widząc spokojną twarz mężczyzny. - Ale nie mogę inaczej. Przepraszam – szepnął, jednak jego głos rozniósł się po ogrodzie skąpanym w ciszy, którą przerywał jedynie miarowy dźwięk deszczu. - Przepraszam również za to, że nie potrafiłem pokochać ciebie tak jak ty mnie. I doskonale wiem, że mnie słyszysz i rozumiesz, dlatego proszę cię. Odkochaj się i zapomnij o tym, kim byłem dla ciebie przez te wszystkie wieki. Tak będzie łatwiej dla ciebie i dla mnie. - Wraz z tymi słowami przybliżył twarz laleczki do swoich ust i lekko ucałował nieco zarumieniony policzek. - I tak widzimy się po raz ostatni.
Westchnął cicho i ostrożnie ułożył lalkę na mokrej ziemi w dole, który wykopał. Powoli zaczęła gromadzić się tam woda, jednak to nie przeszkodziło, by ozdoba spoczęła tam na następne lata. Luhan pochylił się nad dziurą i spojrzał na bezwładne, sztywne ciało, które tak bardzo przypominało to jego. Porcelana była piękna, nawet w tak okrutnym momencie, jak ten. Nigdy nie traciła swej wartości i nadal wzbudzała w nim podziw, mimo że jej nienawidził. Piękne więzienie, które zabijało jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro. Przetrzymywało jedynie duszę, która wraz z przemijającym czasem kruszyła się i słabła. Wraz z nadzieją umierała. 
- Wiesz, chyba teraz potrafię cię zrozumieć – powiedział już nieco głośniej, wstając. - Dla miłości jest się w stanie wyrządzić wiele krzywd. To okrutne, ale nie można siedzieć bezczynnie. To, co mi zrobiłeś, było złe, ale ja robię teraz dokładnie to samo. Nie zrozum mnie źle, YiFan. Ja nie jestem potworem, ja po prostu za bardzo kocham Sehuna, żeby odpuścić. Odebrałeś mu mnie kiedyś, ale ponownie tego nie zrobisz. Dopilnuję tego – dodał, zabierając łopatę, którą położył obok. - Gdybyś pozwolił mi odejść, nigdy bym cię nie skrzywdził. - Uśmiechnął się do laleczki, nim nabrał na łopatę trochę ziemi i wsypał do dołu. - I wiem, że bycie lalką jest straszne. Ta niemoc doszczętnie niszczy uwięzioną duszę. Ale nie mogłem zrobić nic innego, ponieważ jesteś nieśmiertelny. A nie można zabić nieśmiertelnego. Czary to niedopracowana sztuka, którą trzeba udoskonalić, ale myślę, że już nie będzie takiej potrzeby. Ty już tego nie potrzebujesz – mruknął, wsypując kolejną porcję ziemi, do końca zakopując ciało lalki. - Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy.
Spojrzał na swoje dzieło i uśmiechnął się uroczo, zrywając jeden kwiat Ketmii rosnącej tuż obok. Schylił się i ułożył roślinę na kupce ziemi, pod którą leżał jego pan.
- Żegnaj, YiFan.
*
6.
Luhan spojrzał spod grzywki na piasek rozciągający się przed nim. Plaża była taka, jaką zapamiętał, nie zmieniła się ani trochę. Nadal spod powierzchni wystawały kamienie, które były idealnym miejscem do odpoczynku, a woda wciąż była zimna. Miał wrażenie, że gdyby zanurzył w niej rękę, zamarzłby, mimo że było lato. Tylko niebo było inne, jakby bardziej weselsze. Luhan lubił błękit. 
Nie był pewien gdzie dokładnie idzie, nie znał drogi. Podążał po prostu przed siebie wzdłuż plaży, poszukując miejsca, w którym się rozstali, w którym zostawił Sehuna. Miał nadzieję, że chłopak dotrzymał swojej obietnicy. Jeżeli tego nie zrobił, wiedział, że będzie musiał jeszcze go szukać, czego nienawidził. Poszukiwania odbierały mu tylko ten cenny czas, który mógłby poświęcić swojemu ukochanemu. Przez te wszystkie dni, które stracił, wolałby wykorzystać na ciągłe szeptanie do ucha Oh, jak bardzo kocha, jak wielkim skarbem jest dla niego, że każda minuta bez jego towarzystwa, była tak naprawdę stracona i bezwartościowa.
Czasami Luhan zastanawiał się, dlaczego tak bardzo pokochał Sehuna, przecież jego serce nie znało tego uczucia przez wieki. Dopiero, gdy zobaczył Oh, zrozumiał czym jest miłość i musiał przyznać, że to najpiękniejsze uczucie, jakie przyszło mu doznać. Dlatego też chciał brnąć w to głębiej, zatracać się w tym bez pamięci i korzystać, póki może. Również niesamowitym doznaniem była świadomość, że on sam jest kochany. 
Uśmiechnął się lekko, zaciskając palce na księdze, która z każdym krokiem wydawała się być coraz bardziej cięższa. Mimo to nie zwracał na to uwagi, a brnął dalej, nie mogąc już się doczekać upragnionego spotkania z Sehunem. To dla niego poświęcił to, co dał mu YiFan i prawdopodobnie, gdyby nie znał Oh, przyjąłby to. Ale myśl, że jego ukochany jest gdzieś tam w Korei, nie pozwalała na spoczynek. I tak za długo zwlekał. Cztery lata okazały się być wiecznością, która mogła popsuć zupełnie wszystko.
Najbardziej bał się reakcji Sehuna. Tego, co zrobi, gdy go zobaczy. Odrzucenie byłoby najgorsze, a nieśmiertelność, którą dostał od YiFana, stałaby się wtedy dla niego przekleństwem. Żyć wiecznie pozbawionym szczęścia i miłości... Dlatego też współczuł Wu i czuł się temu wszystkiemu winny, czasem za bardzo zagubiony, bo nie potrafił się odnaleźć. Wraz z upływem czasu wszystko stało się dla niego inne i obce. Nie potrafił się do tego przyzwyczaić, mimo że całą tą przemianę świata widział na własne oczy. Krok po kroku. Ale wciąż była dla niego wielką, nierozwiązaną zagadką.
Zatrzymał się dopiero, gdy ujrzał miejsce, którego szukał, a jego serce zabiło mocniej. Sehun dotrzymał obietnicy.

*
7.
- Nienawidzę go.
Sehun westchnął i spojrzał na swojego przyjaciela z politowaniem.
- Baekkie, nie mów tak. To twój najlepszy przyjaciel. Jesteście jak bracia, nierozłączni odkąd pamiętam – stwierdził, odwracając się do niego tyłem, po czym otworzył dużą szafę z ubraniami, która mieściła się w jego pokoju. - Od przedszkola nie kłóciliście się o nic poważnego, chyba, że o gry. Obaj nie umiecie przegrywać – prychnął. - I tak nagle przestajecie się do siebie odzywać, co wszystkich dziwi, bo jeszcze nigdy aż tak źle z wami nie było. 
- Byłoby nadal dobrze, gdyby nie latał za tą debilką – warknął, z niedowierzaniem kręcąc głową. Przesunął się nieco do tyłu, by po chwili opaść na mięciutkie poduszki na łóżku Sehuna. - To znaczy... to jeszcze mogłem znieść, bo myślałem, że to tylko takie chwilowe. Fakt, Yoona jest naprawdę ładna i w sumie taka była od samego początku liceum, ale byłem pewny, że wraz z zakończeniem szkoły, mu przejdzie.
- Nie cieszysz się z tego, że twój najlepszy przyjaciel jest szczęśliwy? - zapytał, odwracając się przodem do Baekhyuna. - Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wesołego. Ta dziewczyna sprawia, że on promienieje w każdej minucie swojego życia – powiedział, rzucając do walizki podkoszulek, który trzymał w dłoni. - Baekkie, ja wiem, że cierpisz, ale nie mogąc zrobić zupełnie nic, postaraj się dostrzec pozytywy w tej sytuacji, a od razu będzie ci lżej, uwierz.
- Sehun, ja szukałem tych plusów niejednokrotnie. Po prostu... ty nie wiesz jak rzeczywiście jest. Nie było cię przez cztery lata, bo studiowałeś i imprezowałeś w Londynie, byłeś szczęśliwy, kiedy my wszyscy nadal tkwiliśmy tu. Wszyscy się rozeszli, każdy w swoją stronę. Jongin znalazł jakieś studia w Busan, Sunny poznała faceta i z nim zamieszkała, Taemin postanowił, że będzie trenerem i każdą minutę spędzał na boisku, Kyungsoo dosłownie zniknął, tak jak Minseok. Jongdae zrezygnował ze szkoły i wylądował na kasie w sklepie, a ja nie zrobiłem zupełnie nic przez te lata. Każdy miał jakiś cel, tylko nie ja. Chanyeol z dnia na dzień zakochiwał się w Yoonie coraz bardziej, a ja stałem z boku i przyglądałem się temu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak to cholernie bolało. I nie mów, kurwa, że wiesz jak to jest, bo tak nie jest. Twój najdłuższy związek trwał dwa tygodnie i chodziłeś wtedy z dziewczyną, która cię o to poprosiła. Było ci jej żal, nie kochałeś jej i właściwie... Ty wiesz, jak kochać, Sehun? Nie zrozum mnie źle, ale próbujesz mnie pouczać i sprawić, bym myślał inaczej, kiedy sam nigdy nie doznałeś bólu. Nikt nigdy nie odebrał ci czegoś, co tak cholernie kochałeś, na czym niesamowicie mocno ci zależało, więc przestań.
Sehun zamarł w bezruchu, wpatrując się w Baekhyuna, który w momencie prychnął i przyłożył dłonie do mokrych od łez policzków, po czym je przetarł. Jego serce zabiło mocniej, a ręce zadrżały, podobnie jak jego całe ciało. 
- Masz rację – powiedział, zaciskając oczy.
Sprawę z Luhanem zamknął cztery lata temu, gdy wchodził na pokład samolotu lecącego do Londynu. Przyrzekł sobie, że już więcej nie będzie o nim myślał, wspominał, mówił o nim. To było zbyt bolesne, a gdy nieustannie wmawiał sobie, że Luhan był tylko lalką, a całe zdarzenie tylko urojeniem, życie okazywało się łatwiejsze. Nawet jeśli doskonale wiedział, że wszystko zdarzyło się naprawdę, że miał okazję dotykać Luhana, całować go i trzymać w objęciach, gdy ten zasypiał. Mimo że nadal czuł jego delikatny zapach i miękkość gładkiej skóry, uznał to za złudne wspomnienie, które tylko niepotrzebnie mieszało mu w głowie.
- Przynajmniej umiesz to przyznać – westchnął Baekhyun.
- Przepraszam. - Sehun spojrzał na otwartą walizkę u jego stóp, po czym przeniósł wzrok na Baekhyuna i ruszył do łóżka, na którym usiadł. - Nie mam doświadczenia w miłości, wszystkie moje związki kończyły się szybciej, niż zaczynały, więc nie powinienem mówić ci, co masz robić – dodał, spuszczając głowę. - Ale on nie opuści Yoony, Baekkie. Chanyeol ją kocha.
- Wiem. I właśnie to boli najbardziej – westchnął, przymykając oczy. - Zawsze myślałem, że żartuje, kiedy mówił, że chce spędzić z nią resztę życia, że marzy mu się domek, w którym mógłby razem z nią zamieszkać, gdzie wychowywaliby swoje dzieci. Przecież to była tylko licealna miłość – prychnął, kuląc się. Czuł jak jego ciało nieprzyjemnie drży. Nie z zimna, ze strachu przed utratą miłości, przed samotnością. - Ale gdy jej się oświadczył, zrozumiałem, że przez cały czas mówił poważnie. 
- Baekhyun...
- I nienawidzę go przez to, że nieświadomie rozkochał mnie w sobie i tak bardzo zranił. Nienawidzę też tego, jak wiele miłości okazuje Yoonie, kiedy ja dla niego jestem jedynie przyjacielem – wyszeptał, zabierając dłonie z twarzy, po czym uśmiechnął się smutno. - I faktycznie, cieszę się, że jest szczęśliwy, ale nienawidzę tego, że to dzięki Yoonie taki jest. Nie dzięki mnie. Zrozum, Sehun. W dniu oświadczyn, moje życie się zawaliło, a jakakolwiek nadzieja prysła. Teraz nie mogę zrobić już nic. Może jedynie czekać, ale to i tak bez sensu.
- Może jednak to czekanie ci się opłaci?
Baekhyun spojrzał na Sehuna i wzruszył ramionami.
- Nie wiem i chyba boję się przekonać, czy tak będzie. Przyszłość jest zbyt niepewna, a ja za bardzo niecierpliwy.
- Przykro mi, Baekyun – powiedział, przysuwając się do przyjaciela, po czym uśmiechnął się do niego pocieszająco, ścierając kciukami łzy z jego policzków. - Chciałbym coś dla ciebie zrobić, ale nie wiem, czy potrafię. Chyba najwięcej może Chanyeol, ale on jest tego nieświadomy. On potrzebuje rozmowy, ty też.
- Ale przez nią stracę go na zawsze.
- Wiem, Baekkie. - Położył dłonie na ramionach bruneta i przyciągnął go do siebie, przytulając. - Utrata Chanyeola będzie bolesna, ale to jedyne wyjście. Ty męczysz się każdego dnia, będąc przy nim, kiedy on nawet o tym nie wie. Kocha Yoonę, ale być może zrobi coś, dzięki czemu poczujesz się lepiej. I tak już wiele gorzej być nie może. Zaryzykuj.
Baekhyun odsunął się od Sehuna i pokiwał głową, biorąc głębszy wdech.
- Jasne – mruknął cicho i uśmiechnął się blado, wstając z łóżka. - Chodź, trzeba cię spakować.
Sehun westchnął ciężko, wpatrując się w prawie pustą walizkę. Dopiero co wrócił, ja już ponownie musiał wyjechać. Mimo to nie czuł się z tym jakoś źle, niebywale smutno, raczej cieszył się, ponieważ w swoim własnym domu czuł się obco. Wszystko przypominało mu o Luhanie. Nie mógł wychodzić na strych, bo kątem oka widział jego niewyraźną sylwetkę stojącą na parapecie przy otwartym oknie, a kiedy przebywał w swoim pokoju, miał wrażenie, że cofa się cztery lata wstecz. Że Luhan znów jest przy nim, nadal uwielbia przesiadywać w ogrodzie nad basenem i wcinać czekoladę. Najgorszy był pokój Hany, do którego już nie zaglądał wcale. Kolekcja porcelanowych lalek na nowo wzniecała ogień bólu, który wręcz palił go od środka, wraz sercem i wszystkimi uczuciami. Jednak żadna z tych lalek nie dorównywała Luhanowi. One nie miały duszy.
- Nie musisz mi pomagać.
- Wiem, ale chcę. Po to właściwie tu przyszedłem. I tak nie mam nic do roboty. Są wakacje, a ja właściwie nie zajmuję się niczym. Chyba powinienem znaleźć pracę, czy coś. Może ona odciągnęłaby wszystkie moje myśli od problemów. Byłoby łatwiej.
- Może najpierw skończ studia. Nie zostało ci wiele – rzucił Oh, wyciągając kilka ubrań z szafy, które starannie włożył do walizki.
- Tak. Ewentualnie wyjadę na jakieś rajskie wyspy i będę prażył się w słoneczku, dopóki forsa mi się nie skończy. Teraz nie żałuję, że przez połowę życie odkładałem swoje wszystkie oszczędności. Może wreszcie na coś się przydadzą. Jest jeszcze taka opcja, że położę się spać i wstanę dopiero w październiku, kiedy będę musiał ruszyć tyłek. Już mam dość tych studiów. Wybrałem zły kierunek, który mnie tylko denerwuje. Nienawidzę ekonomii i dalej zastanawiam się, dlaczego z tego nie zrezygnowałem – jęknął, biorąc do rąk przypadkowe spodnie i wepchał je do walizki, mrużąc podpuchnięte oczy.
- Też mnie to dziwi. Czasami zastanawiam się, czy aby nie wybierałeś kierunku studiów po pijaku. To by wszystko tłumaczyło – zaśmiał się i spojrzał na zapchane ubraniami półki. - A co do wakacji... Przecież możesz przyjechać do nas. Dostałeś zaproszenie i będzie weselej, kiedy się zjawisz. Wiem, że już nigdy nie spotkamy się w takim składzie jak wcześniej, ale im więcej ludzi, tym lepiej. 
- Nie skorzystam, ale dzięki. Miło, że o mnie pomyślałeś – przyznał i oparł się plecami o rozsuwane drzwiczki szafy, nie mając już ani siły, ani ochoty na dalszą pomoc. - Na koniec dołączy do was Chanyeol i Yoona i chyba nie mam specjalnych chęci na to, żeby wam towarzyszyć. Te wakacje chcecie zaliczyć do udanych, a jeżeli ja pojadę, wszystkim popsuję humory. Więc lepiej będzie, jak zostanę. Dla mojego i waszego dobra. 
Sehun spojrzał z wątpieniem na przyjaciela, zaciskając palce na koszulce. Nie był przekonany co do słów Baekhyuna. Doskonale wiedział, że chłopak cierpiał i nienawidził myśli, że w owej sytuacji jest tak bardzo bezsilny, ale Byun nadal znaczył dla niego wiele i bał się, że z dnia na dzień straci i jego. Że wszystko posypie się krok po kroku i nie będzie mógł już tego odbudować. I tak już zbyt wiele stracił. Jego życie utraciło wiele barw, gdy zabrakło Luhana. On rozświetlał wszystko dookoła. Swą delikatnością zachwycał, a przez urok całkowicie rozkochiwał w sobie ludzi. I Sehun nie potrafił się wyplątać z tej miłości, nawet jeżeli bardzo chciał zapomnieć.
- Jeśli zmienisz zdanie, znasz drogę.
Baekhyun pokiwał jedynie głową i uśmiechnął się lekko.
- To miejsce kojarzy mi się ze słońcem i szczęściem. Wcześniej naprawdę uwielbiałem tam jeździć – westchnął, kładąc wyprostowane ręce na zgiętych kolanach, które przyciągnął do siebie. - Wiesz, Sehun. Gdyby nie ty i Jongin, nigdy bym się o nim nie dowiedział. Dlatego cieszę się, że was poznałem, że chodziliśmy razem do szkoły i że nadal utrzymujemy kontakt. Nie wszyscy, ale większość. I trochę brakuje mi tego, co było w liceum. Żałuję, że nie mogę się cofnąć w czasie, chociażby do ostatniego meczu. Nie grałem, ale chciałbym znów w tym uczestniczyć, nawet jeżeli niespecjalnie się interesuję piłką nożną. Poza tym fajnie byłoby znów porozmawiać z Luhanem. 
Szatyn otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał imię, o którym niejednokrotnie chciał zapomnieć. Wystarczyło jedno słowo, by jego oddech stał się płytszy i nierówny, a wspomnienia uderzyły ze  zdwojonym tempie. 
- Były najlepsze – stwierdził wesoło Baekhyun, niemal podskakując z ekscytacji w miejscu. Cały ten smutek i poczucie beznadziejności nagle odeszło w chwilowe zapomnienie. - Właściwie, co z Luhanem? Od naszego biwaku nic o nim nie słyszałem... 
- Ja też nie – odparł szybko, być może zbyt szybko i nagle, bo Baekhyun spojrzał na niego ze zdziwieniem i lekkim powątpiewaniem. - Nie kontaktowałem się z nim od tamtego czasu. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje, więc lepiej, jak o nim zapomnisz. I tak już raczej się nie spotkacie. To przeszłość, Baek – warknął, starając się wyrównać oddech. Wsunął pomiędzy włosy dłoń i przeczesał je, pochylając głowę do przodu. Czuł, jak w kącikach jego oczu zbierają się łzy, a nie chciał pokazywać Baekhyunowi jak słaby jest, że tak naprawdę kłamie i to od samego początku. - A przeszłości nie należy rozpamiętywać, bo potrafi doszczętnie zniszczyć człowieka.
- Może i masz rację... W każdym bądź razie, chciałbym, żeby świat zatrzymał się tamtego lata. Było dobrze i nawet Yoona nie denerwowała mnie tak bardzo. A wraz z nadejściem października, wszystko się posypało, każdy się zmienił i sam nie wiem czy na lepsze czy gorsze. To znaczy... pozytywy widziałem tylko w przemianie Jongina. Przestał tyle spać, co wcześniej. - Uśmiechnął się słabo i spojrzał na walizkę. - W takim tempie nie zdążysz spakować się do rana. Może lepiej będzie, jak wrzucisz co wpadnie ci do ręki? Będzie szybciej – zaproponował, a Sehun westchnął, marszcząc nos.
- Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie.
*
8.
Otworzył bagażnik samochodu, odszukując wzrokiem wcześniej zapakowaną do niego walizkę. Tuż obok niej leżała druga, nienależąca do niego oraz kilka toreb z zakupami, jakie zrobili po drodze. Wiedział, że nie starczy im jedzenia na cały pobyt, ale na jego znaczną część. Późniejszym brakiem ewentualnego prowiantu się nie przejmował. Stwierdził, że będzie to robił za jakiś czas. 
- Jongin, z łaski swojej chodź tu i zabierz swoje rzeczy. Przy okazji pomóż rozpakować mi zakupy, bo sam tego nie udźwignę – warknął Sehun, obrzucając przyjaciela chłodnym spojrzeniem. - I nawet nie myśl, że zrobię to za ciebie. Weź się wreszcie do roboty. Naprawdę nie rozumiem, jak przetrwałeś te studia, nie robiąc zupełnie nic. Najbardziej podejrzane jest to, że cię nie wyrzucili – skwitował, sięgając po swoją walizkę, po czym złapał jej uchwyt w prawą dłoń oraz podręczny, dosyć duży plecak z kolejną częścią swojej garderoby. 
- Marudzisz, Hunnie – westchnął Jongin, stając za przyjacielem. - Poza tym dałbyś radę przenieść to wszystko, jeśli poszedłbyś kilka razy. I kto tu jest leniwy – prychnął.
- Nadal ty – skwitował, po czym zaśmiał się, widząc minę swojego przyjaciela. - Przestań mrużyć te oczy, wyglądasz dziwnie. Lepiej weź się za te torby, jeśli nie chcesz spać dzisiaj na dworze. W lesie nie ma wygodnych miejsc, takich jak materac, misiu – zażartował, zabawnie poruszając brwiami w górę i w dół. To najwyraźniej podziałało, gdyż po chwili brunet położył walizkę obok siebie. 
- Dobrze wiesz, że i tak zrobiłbym wszystko, żeby spać w domu.
- Tak, wlazłbyś nawet jeśli wszystkie drzwi i okna byłyby szczelnie zamknięte. To trochę przerażające, Kai. Ale właściwie przydatne. Gdybyś faktycznie oblał studia, mógłbyś zostać włamywaczem.
Jongin spojrzał na Sehuna z uwielbieniem w oczach i uśmiechnął się szeroko, po czym pokiwał twierdząco głową.
- Szkoda, że nie zaproponowałeś tego wcześniej - warknął, wysuwając rączkę walizki, po czym wyprostował się i przeniósł wzrok na dwupiętrowy domek, za którym malowało się zalesione wzgórze, niemal piętrząc się aż do samych chmur, które tamtego dnia były szare i wyjątkowo ponure. - Twój ojciec naprawdę się postarał. Myślałem, że żartuje, kiedy powiedział, że zamierza wybudować ci dom. To znaczy, bardziej prawdopodobne było to, że postawi ci go gdzieś w miasteczku, albo kupi ci apartament, ale nie, że wybuduje go tutaj – stwierdził, przygryzając dolną wargę.
Sehun skinął głową i uśmiechnął się lekko, właściwie sam nie mogąc uwierzyć, że tu stoi. Przed swoim domem, który należał tylko i wyłącznie do niego. I mógłby przysiąc, że jest idealny, taki, jaki zawsze sobie wyobrażał; niewielki, ale wystarczająco duży, by ugościć wszystkich jego przyjaciół, zgrabny i posiadający wielkie okna, z których było widać plażę. Dookoła niego starannie ułożona była jasna kostka idealnie współgrająca z białym, nieco wpadającym w szary drewnem, którym obłożony był domek i ciągnęła się tuż pod schodki, które prowadziły na werandę. 
- Tak, ja sam nadal zastanawiam się czy to nie sen - zaśmiał się, ruszając do przodu. - Ale i tak zrobił to tylko po to, żeby znów ściągnąć mnie do kraju. Pewnie gdyby nie to, nadal siedziałbym w Anglii. Tam było całkiem przyjemnie i chyba żałuję, że tam nie zostałem – dodał. Nawet nie czekał na Jongina, gdy dotarł do schodków, po których wszedł wolno, by dostać się do głównych drzwi. - Ten kraj chyba pomógł mi rozstać się z przeszłością. 
- Ale chyba nie pomógł ci do końca. Nadal do niej wracasz – stwierdził, podchodząc do przyjaciela. - Słuchaj, Sehun. Nie wiem, co wtedy się stało i niejeden raz zastanawiałem się, dlaczego nikomu nie chcesz powiedzieć, ale jeżeli naprawdę było to coś tak okropnego, to raczej nigdy nie da ci spokoju. Poza tym lepiej byłoby, gdybyś...
- Nie kończ – zażądał, wsuwając dłoń do kieszeni spodni, w poszukiwaniu kluczy. - Nie powiem co się stało cztery lata temu, ani tobie, ani Baekhyunowi, ani moim rodzicom, nikomu. Zrozum. Poza tym to nie najlepszy moment na rozmowę o tym – warknął, ze zrezygnowaniem wyciągając dłoń z kieszeni. - Gdzie te cholerne klucze! Nie mogłem ich zapomnieć! Jongin, zrób coś, do cholery, zamiast tak stać.
Brunet prychnął pod nosem, wyciągając rękę, w której trzymał plik kluczy i uśmiechnął się wrednie, przepychając się do przodu, by otworzyć im drzwi. - Zostawiłeś je w schowku. Wszystko w porządku z twoją pamięcią? Bo zaczynam się o ciebie poważnie martwić. - Zaśmiał się, wsuwając jeden z kluczy do zamka. Nim jednak przekręcił, dla upewnienia nacisnął klamkę i ze zdziwieniem musiał przyznać, że drzwi były otwarte. - Okay, to dziwne. Twój tata nie zamykał domu? 
Sehun zmarszczył czoło, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Zamiast tego spojrzał na Jongina, mocno zaciskając swoje wargi w wąską linię. Nie przypominał sobie, by jego ojciec mówił mu coś o otwartym domu, chyba, że zapomniał zamknąć drzwi, co też było raczej mało prawdopodobne. 
- Nie wiem – mruknął, wzruszając ramionami. - Nic nie wspominał o tym, ale najwyraźniej musiał zapomnieć. Każdemu się zdarza – dodał po momencie i nie czekając na odpowiedź Jongina, wszedł do środka z lekkim uśmiechem na ustach. Po raz pierwszy był tutaj. Wcześniej tylko jego rodzice przyjeżdżali do tego domku, by go wykończyć i jakoś urządzić, zanim oddadzą go w ręce syna.
Wnętrze, którym okazał się duży salon połączony z kuchnią, zdało się jasne. Górował beż pomieszany z ciemnymi akcentami brązu oraz szarości, a dodatkowo wszystko rozjaśniały wielkie okna, zza których widoczna była plaża i las malujący się w oddali. Przed wejściem na taras stała sofa i dwa wielkie fotele skierowane przodem do kominka, nad którym wisiał telewizor. Zaraz obok widniały schody, które były jedyną drogą, którą można było dostać się do góry. Sehun uśmiechnął się. Jego rodzice idealnie trafili w jego gust, ale nie zaskoczyli go. Wielokrotnie rozmawiali z nim o wystroju jego ewentualnego przyszłego mieszkania, a zdobytych informacji najwyraźniej użyli, projektując domek letniskowy.
- Nieźle, Sehun. - Jongin przewiesił rękę na ramionach przyjaciela. - Twoi rodzice naprawdę mają wyobraźnię. Nie to co moi. W nagrodę za ukończenie studiów dostałem zegarek. Kupiony na ostatnią chwilę, a właściwie i tak go nie zakładam – westchnął, kręcąc przy tym głową. 
- Jongin, ty się ciesz, że cokolwiek dostałeś, bo przyznajmy to szczerze, nikt nie wierzył w to, że ukończysz te studia.
Brunet oburzył się, prychając pod nosem, jednak nie powiedział nic więcej, nie chcąc wszczynać niepotrzebnych kłótni, zwłaszcza, że jego niesamowite, tegoroczne wakacje dopiero co się zaczęły. Miał zamiar spędzić je możliwie bez żadnych sprzeczek i niedomówień. Po prostu szczęśliwie i beztrosko, zwłaszcza, że jego przyjaciel wreszcie wrócił do kraju. Ciężko było mu to przyznać, ale naprawdę stęsknił się za Oh i czasami chciał się wrócić do czasów, gdy byli nierozłączni i grali w reprezentacji szkolnej. Okres liceum był czasem, który chciało się pamiętać. Było wiele przykrych sytuacji, jednak nad nimi miały przewagę te przyjemne, które sprawiały, że tych kilka lat stało się niezapomnianych. 
- Jasne, rozumiem – odpowiedział, zabierając rękę z ciała Sehuna i złapał w nią swoją walizkę, która okazała się jeszcze cięższa, niż myślał na początku. Mimo wszystko musiał jakoś ją wyciągnąć na samą górę do swojego przyszłego pokoju. Ku jego uciesze, schodów nie było znowuż tak wiele. - Jestem cholernie zmęczony. Dzisiaj już chyba nic nie robimy? - zapytał, spoglądając na szatyna.
- Nie, sam najchętniej bym się już położył. Z walizkami pomęczę się jutro, nic nie stanie się, jak poleżą tutaj przez noc – mruknął, niechętnie obrzucając wzrokiem bagaż. - A co do zakupów... Kai, poznosisz to? Proszę – jęknął, powoli kierując się już w stronę schodów. Stanął na pierwszym stopniu i uśmiechnął się słodko, mając nadzieję, że Kai się zgodzi.
- Sehun, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo upierdliwy jesteś – podsumował, wzdychając ciężko. Nie uśmiechało mu się wnosić wszystkich paczek z zakupami do domku, ale mógł choć raz się poświęcić. - Dobra, niech ci będzie – zgodził się, czując na sobie nachalny wzrok przyjaciela. - Ale ty sprzątasz dwa razy pod rząd. Nie będę niczego robił bezinteresownie.
- Pieprzony materialista – oburknął.
Zaraz potem usłyszał dźwięczny śmiech Kima, który zignorował. Wybiegł do góry po schodach, w rzeczywistości nie bardzo wiedząc, gdzie dokładnie idzie. Szukał swojej przyszłej sypialni, jednak nie znał struktury domu. Jego rodzice dali mu jedynie klucze i rady, jak dojechać samochodem pod domek. Wcześniej na plażę potrafił dotrzeć za pomocą nóg, przez ścieżkę ciągnącą się od miejsca obozowiska, aż do wyjścia.
Długi korytarz, w którym się zatrzymał, posiadał wiele drzwi. Wszystkie były białe i niczym nie różniły się od siebie, dlatego postanowił, że pójdzie do ostatnich, tych, które znajdowały się obok okna. Sam nie wiedział, dlaczego je wybrał. Równie dobrze mógł podejść do tych naprzeciwko, w końcu były najbliżej. Prawdopodobnie dlatego, że z pewnością Jongin ich nie wybierze, co wiązało się z wielkim lenistwem, ponieważ leżały najdalej, a może dlatego, że było też tam okno, które wpuszczała wiele światła. A Sehun lubił jasność, zwłaszcza słońce, które każdego pogodnego ranka go witało. Z lekkim uśmiechem podszedł do nich, po drodze zapalając światło, by jego przyjaciel przypadkiem się nie przewrócił. Powoli zmierzchało się, a przez paskudną pogodę na dworze było jeszcze ciemniej. 
Nie wahał się z ich otworzeniem, bo niemal wpadł do środka, mając wielką ochotę na odpoczynek. Był zmęczony podróżą, tymi wszystkimi korkami, które ich dopadły, nieustannym zrzędzeniem Jongina i niekończącymi się opowiadaniami, które niekoniecznie były ciekawe, jak i pogodą, przez którą od samego rana bolała go głowa. Nienawidził dni, kiedy było pochmurnie, a słońce nie przebijało się przez warstwę szarych kłębów ani na chwilę. Już wolał, gdy ostre słońce raziło go po oczach i niemal padał z gorąca, poza tym stęsknił się za tym, spędzając czteroletni okres w Wielkiej Brytanii, która słynęła z ciągłych deszczów. 
Gdy wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i już sięgał do włącznika światła, by móc w spokoju doprowadzić się do snu, gdy przed oczami mignęła mu sylwetka. Nie był pewny, czy to przez ciemność, czy przez zmęczenie, ale coś nie dawało mu spokoju. Gdy zamarł na chwilę, słyszał drugi ciężki oddech niedaleko siebie, zupełnie jakby ktoś tuż obok niego stał, możliwe również, że idealnie za nim. 
- Nie zaświecaj. - Cichy głos dobiegł do ucha Sehuna, przez co momentalnie zadrżał. Jego dłoń zawisła w powietrzu i nie drgnęła ani przez moment. - Witaj, Hunnie. 
To zabawne. Sehun nie sądził, że wraz z powrotem na tę plażę, wróci wszystko, co kojarzyło mu się z Luhanem. Był świadom tego, że wspomnienia go nie opuszczą, że będą wlekły się za nim niczym niesamowity ciężar, do którego był przywiązany, ale nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że po takim czasie będzie w stanie tak idealnie odtworzyć w głowie jego głos; subtelny i melodyjny. Brzmiał zupełnie tak samo, jak cztery lata temu i to właśnie sprawiało, iż to wszystko stawało się coraz bardziej nierealne i dziwne. 
Zignorował wcześniejszy szept i podszedł do łóżka, zapalając niewielką lampkę nocną, by rozświetlić nieco pokój. Mimo tego nie pozbył się odczucia, że ktoś nieustannie za nim stoi. Zupełnie jak cień rzucany na ścianę, którego nie da się pozbyć, gdy ciemnej nocy zostaje wykreowany przez księżycowe światło i mrok. Sehun prychnął, zdając sobie sprawę, że za dużo myśli o rzeczach, które są tak naprawdę niepotrzebne. Zawsze sprawiały, że czuł się gorzej i być może był nieco przybity, tak jak teraz, nie mogąc poradzić sobie z atakującą go przeszłością. 
Westchnął pod nosem i uśmiechnął się do siebie lekko. Ciężko było mu przyznać, że właściwie czuje się tu beznadziejnie. Co prawda marzył mu się dom w tym miejscu, w którym mógłby odpocząć od miasta, w którym miałby po prostu spokój. Ale wtedy widział w nim również Luhana, który towarzyszyłby mu każdego dnia podczas wakacji, które spędziliby razem. Tak jak mu obiecał – siedząc na tarasie i pijąc gorącą czekoladę lub po prostu oglądając filmy w salonie. Razem. Ale zamiast Luhana był Jongin, który okazał się świetnym kompanem i przyjacielem. 
Odwrócił się z zamiarem odszukania drzwi do łazienki, jednak w połowie ruchu ponownie zamarł, czując, jak serce podchodzi mu do gardła, przez swoje zbyt szybkie bicie. Nie był pewien czy to, co widzi nie jest przypadkiem wytworem jego czasem nieco zbyt bujnej wyobraźni. Czuł się po prostu przemęczony i widok niewysokiego, drobnego chłopaka był niemal jak wbijający się prosto w jego serce nóż, rozszarpując je na kilka części. Patrzenie naprzód bolało, tak samo jak myśl, że być może to widok, który jest w stanie zobaczyć tylko raz i więcej razy się to nie powtórzy. A chciał widzieć go częściej, nawet jeśli miał być nieprawdziwy, a wspomnienia jeszcze bardziej sprawiły, że cierpiałby mocniej, niż cztery lata wcześniej.
- Lu? - szepnął, nie będąc do końca pewien, czy robi dobrze i czy to właśnie ten chłopak stoi przed nim. Nie widział jego twarzy, gdyż głowa blondyna była spuszczona, a oczy prawdopodobnie nakierowane były na ciemne panele, jakby się czegoś wstydził. - Luhan? - powtórzył, cofając się o krok do tyłu, aż wreszcie natrafił na łóżko, które powstrzymało go przed dalszą ucieczką. Nawet nie zauważył, gdy zaczął drżeć ze strachu, z obawy i poczucia, że coś jest nie tak, że dzieje się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć. 
Początkowo odpowiadała mu cisza, do której przywykł, gdy mieszkał w Londynie. Mieszkał sam, więc w dni, gdy nie odwiedzał go żadnej znajomy, po prostu milczał. Przez długi czas tego nienawidził, denerwowało go to, jednak po roku przestało mu to przeszkadzać. Wtedy włączał radio, by wypełniło dźwiękami pogrążone w ciszy mieszkanie. Mimo to nadal czuł się samotny i tęsknił za domem, choć Wielka Brytania była pięknym krajem.
- Tak – odpowiedział po dłuższej chwili, stawiając krok do przodu.
Sehun stwierdził, że z tej perspektywy wyglądało to wszystko zbyt przerażająco, jakby wyciągnął ową scenę z dobrego, japońskiego horroru o lalkach. Ale jeżeli naprawdę był to Luhan, to nie miał się czego obawiać, przecież blondynek nigdy by go nie skrzywdził.
- Lu... - szepnął, nabierając więcej powietrza do płuc. Nie wiedział co powiedzieć, jakby słowa ugrzęzły mu w gardle. - Żyjesz – powiedział cicho, przyglądając się blondynowi, który nadal nie podnosił głowy. - Chyba, że to wszystko sobie wymyśliłem. Ja... nie do końca wiem, co się dzieje. 
- Zupełnie tak, jak cztery lata temu – zaśmiał się Lu, przykładając dłonie do swoich policzków, po czym lekko uniósł głowę do góry, tak, by spojrzeć na Sehuna. - Wtedy też we mnie nie wierzyłeś, bo byłem dla ciebie lalką. Ale nie bój się zaufać swoim oczom, jestem prawdziwy – dodał szeptem, jednak nie odsłonił twarzy.
- Ale ludzie nie wracają ot tak, kiedy umierają.
- Nie jestem typowym człowiekiem, Sehun. Już dawno wyszedłem poza granicę normalności i ty dobrze o tym wiesz – stwierdził, wzdychając lekko. - I nie bój się mnie, proszę.
Sehun skinął głową, zupełnie nie wiedząc co robić. Jego ciało nadal wydawało się zbyt sztywne i stres niemal go paraliżował. Luhan miał rację, wszystko było takie, jak przed czterema laty, gdy rozbił porcelanową laleczkę Hany. Kiedy wszystko się zaczęło, a on nie mógł oswoić się z myślą, że jego życie nie jest normalne, bo pojawiła się w nim magia, coś, co widywało się tylko w filmach fantastycznych i książkach, które czytał swojej siostrze.
- Nie boję, po prostu w to wszystko nie wierzę – przyznał, w końcu ruszając do przodu i zatrzymał się niecały metr przed Luhanem. Niepewnie wyciągnął ręce w jego stronę i położył dłonie na jego, które wciąż trzymał na policzkach. - Dlaczego się zasłaniasz?
- Ponieważ nie chcę cię zawieść.
- Czym miałbyś? - zapytał bez zrozumienia, uśmiechając się jednak lekko, gdy naprawdę czuł tę niesamowicie delikatną skórę Luhana. To oznaczało, że oczy wcale go nie oszukiwały, a Xi rzeczywiście stał przed nim.
- Sam nie wiem – odparł szeptem. - Chyba po prostu chciałbym być dla ciebie takim, jakiego mnie zapamiętałeś, a zwyczajnie nie mogę. Przepraszam, Sehun. I to chyba ja boję się siebie i ciebie równocześnie, a najbardziej odrzucenia. Wszystko za bardzo zmieniło się przez te cztery lata jeszcze bardziej niż sądziłem.
Szatyn zacisnął mocno usta, po czym palcami delikatnie chwycił te Luhana i zsunął niewielkie dłonie z twarzy, którą tak bardzo chciał zobaczyć po latach rozłąki. Pragnął znów ucałować idealnie wykrojone usta i spojrzeć w ciemne oczy, które w całym Xi były najpiękniejsze, były odzwierciedleniem jego duszy.
- Przepraszam, że nie potrafię znów być perfekcyjny... - Cisza była najgorszą odpowiedzią, jaką mógłby dostać. Nie czekając dłużej przyłożył dłonie do oczu Sehuna, by zasłonić jakikolwiek widok na jego osobę. Gdy Oh go nie widział, czuł się pewniej. - Czasami lepiej jest być ślepym. Rozumiem, Hunnie i nie gniewam się, nie jest też mi smutno, naprawdę – zapewnił, lekko drżąc. - Jestem tylko sobą zawiedziony. 
- Lu, nie mów tak – szepnął, odsuwając dłonie Luhana od swoich oczu. - Nie obchodzi mnie to, jak wyglądasz. Dla mnie zawsze najważniejsze było twoje wnętrze. Bez duszy, byłbyś nikim – westchnął, uśmiechając się blado. - Ale co się stało?
- Przypominasz sobie, jak rozbiłeś lalkę, w której była moja dusza? - zapytał, a po chwili zobaczył, jak Sehun niepewnie kiwa głową w potwierdzeniu. - Kiedy skleiłeś części, pozostały rysy, których nie dało się usunąć. Były po prostu znakiem niedoskonałości. Tak samo było ze mną. YiFan mnie złożył z tysięcy kawałków, dlatego tutaj jestem i wyglądam inaczej niż wtedy. Tych pęknięć również nie da się pozbyć, on niejeden raz próbował. Ale bez skutku. Tak po prostu już musi być.
- Dlatego żyjesz...
- Można tak to nazwać – mruknął, starając się podnieść kąciki ust ku górze, jednak nie potrafił. Nie w tej sytuacji. - I żałuję, bo wtedy miałem jedyną okazję, żeby mieć spokój. YiFan chyba nie umiał pogodzić się z myślą, że tym sposobem straciłby mnie na zawsze, dlatego zrobił ze mnie potwora.
- Nie jesteś nim – Sehun zaprzeczył, ledwo powstrzymując się od płaczu. Nie powinien płakać, ale to wszystko go przerastało, tak samo jak wcześniej. - Nie mów tak o sobie, bo te słowa krzywdzą i mnie, Lu – poprosił, nakierowując wzrok prosto w duże oczy Luhana. - Ale... co stało się YiFanem? On nie chciał, byś został ze mną.
- Pozwolił mi odejść – powiedział szybko, zupełnie jakby recytował wyuczony na pamięć wiersz. - Widział jak bardzo nieszczęśliwy jestem i że tęsknię za tobą. Nie miał serca dłużej trzymać mnie w zamknięciu – dodał, czując się fatalnie z tym, że już przy pierwszej rozmowie od tak dawna musiał kłamać. - On już tu nie przyjdzie.
Sehun nie odpowiedział. Jedynie co zrobił, to przytulił ciało blondyna do siebie, wreszcie rozkoszując się jego bliskością.


CDN.

9 komentarzy:

  1. Matko, matko, matko! Nie wierzę, że czytam Porcelain! I to drugą część! Bożeboże! Umarłam, to oficjalne~
    Przepraszam Cię za te bezsensowne słowa, ale nie mogę się otrząsnąć. Jestem wrakiem człowieka... Bezkształtną plamą emocji. Jejku, co Ty ze mną zrobiłaś? ;;;; Ale było warto. XD
    Będzie krótko, króciutko. Ale fanfick mi się bardzo podobał! Co ja gadam? Był rewelacyjny. *^* Nie mogę się doczekać drugiej części. Hwaiting, Uszati! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, zapowiada się dłuuugi komentarz. Albo może wcale nie taki długi? Boże, przecież to nie koniec, przecież będzie jeszcze jedna część ahsdgsahsdj ;; Tak strasznie się cieszę, że zdecydowałaś się podzielić, bo to oznacza jeszcze więcej geniuszu Porcelain. A to opowiadanie jest tak niezwykłe i niesamowite, że nie obraziłabym się, gdybyś planowała jeszcze jakąś kontynuację. Wtedy wyszłaby z tego cała trylogia, którą mogłabyś kiedyś wydać jako książkę... Omg, chyba muszę od tej pory serduszkować więcej naweniający obrazków na weheartit. W dodatku ta dedykacja. Jezu, teraz już naprawdę nie wiem, co powiedzieć, bo kiedy zobaczyłam to niepozorne "dedykuję Miss.Alice" nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. To taki zaszczyt, nie masz pojęcia, jak wielki. Nie spodziewałam się tego, za Chiny się nie spodziewałam, jeśli już jesteśmy w temacie. Ale dziękuję. Nie do końca zasłużyłam, bo tak naprawdę nic nie zrobiłam, ale skoro taka niewielka rzecz pomogła Ci w napisaniu tego sequela, to cholernie się cieszę ;; ♥
    Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego sądzisz, że delikatność Porcelain "gdzieś umknęła". To nieprawda! Kiedy czytałam to opowiadanie, przypomniałam sobie wszystkie emocje, które mną targały po pierwszej części i przeżywałam to jeszcze raz, na nowo. W dodatku muzyka w tle. Te melodie były idealną ścieżką dźwiękową, idealnym soundtrackiem do całości. Ja zazwyczaj nie puszczam muzyki, bo rozprasza mnie podczas czytania, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać, bo to tylko spotęgowało cały ten nastrój niesamowitości i magii. Chińskie melodyjki były znów strzałem w dziesiątkę. Wszystkie lądują na mojej playliście, a odtwarzając je, będę wracać myślami do tego opowiadania.
    Na początku ciężko było mi wyobrazić sobie Luhana. Czy on wyglądał bardziej jak człowiek, czy bardziej jak lalka? W końcu uznałam, że jest człowiekiem z pęknięciami na twarzy przypominającymi nieco blizny. I w dodatku był taki smutny... To, że został po raz kolejny uwięziony przez Yifana, tym razem w prawdziwym więzieniu, z drugiej strony tak bardzo przypominającym tamto, z którego dopiero co się wydostał. Musze przyznać, że Yifan zyskał w moich oczach dzięki tej części i to bardzo. Po "Porcelain" byłam przekonana, że to po prostu zwykły, okrutny czarny charakter, który poprzez swój egoizm zniszczył całe życie Luhana. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Okazało się, że on wcale nie jest aż tak bezwzględny, jak sądziłam i tak naprawdę ma uczucia, a co więcej większością tych uczuć obdarza Luhana. Czyli wszystko to, co zrobił, było wynikiem jego chorej miłości do chłopaka, takiej obsesji, z której nie umiał się wyrwać o.o Jejku. Kiedy tak zapewniał Luhana, że chce dla niego jak najlepiej, chce, żeby znowu zaczął się uśmiechać, naprawdę zaczęłam mu współczuć. Przecież to nie jego wina, że go kochał, jedynie można winić go za to, że nie pozwolił mu być szczęśliwym ze względu na swoje egoistyczne pobudki. To zdecydowanie było najgorszym, co zrobił.
    Nie przypuszczałam, że sprawy się tak potoczą i Luhan go... właściwie, że go zabije. Nadal nie wierzę, że był zdolny do czegoś takiego x.x A jednak nie dziwię mu się. Miał dosyć tej niekończącej się niewoli i wreszcie się spod niej wyrwał. Historia zatoczyła koło, hm? Yifan jako lalka zakopany w grobie. Mam jednak wrażenie, że jako czarnoksiężnik znajdzie sposób, by się wydostać i zemścić ostatecznie. I coś mi mówi, że dojdzie do tego bardzo szybko, a wtedy Luhan pożałuje tego co zrobił ;;
    Boże, jakie ja mam czarne myśli. Nie, nieważne, nie będę nic przewidywać, bo sobie jeszcze coś głupio wykraczę. HunHan ma być szczęśliwy i tyle TT TT Chociaż Twoje podkreślenie gatunku opowiadania na początku nie potrafią wyjść mi z głowy ;; Angst, uff nie wiem sama czy bardziej kocham angsty, czy ich nienawidzę. Chyba jedno i drugie. Jestem masochistką, tyle w temacie :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sehun! U niego też się sporo pozmieniało przez ten czas, kiedy lu był nieobecny w jego życiu. Wiesz, kiedy Baekhyun mu się zwierzał ze swojej nieodwzajemnionej miłości do Chanyeola coś ścisnęło mnie w gardle i dosłownie zachciało mi się ryczeć. A to nawet nie jest główny paring. Matko. Nie wiem dlaczego, ale to mnie strasznie poruszyło. I Yoona, jezu, jakbym ją spotkała, to nie wiem, co bym jej zrobiła. Chyba tak jak Baekhyun nie potrafię być wyrozumiała i cieszyć się szczęściem Yeola. Bo to takie smutne, nie móc być z kimś, kogo się kocha. Jestem ciekawa, czy Baek zdecyduje się na tą rozmowę, do której namawiał go Sehun. I czy ona coś pomoże w jego sytuacji, czy tylko pogorszy relacje jego z Chanyeolem. Nie mogę tego po prostu przeżyć, bo dla mnie Baekyeol jest totalnie i całkowicie real ;_; Whyy...
      No dobrze, chyba będę musiała poczekać na zamknięcie tego wątku do drugiej części. A tym czasem zauważyłam troszeczkę, dosłownie troszkę SeKaia :D Tak, muszę się czymś pocieszyć po tym Baekyeolu, wybacz. Nie wiem, czy to było zamierzone czy nie, ale SeKai jest, może trochę bardziej bromance niż romans, no ale... :D
      I wreszcie scena w której Luhan i Sehun znowu się spotkali. Wyobrażam sobie, w jakim Sehun musiał być szoku, widząc kogoś, o kim myślał, że przepadł na zawsze. Jak jakiś duch. Aż sama się wzdrygnęłam, bo chociaż Lu jest kochany i delikatny, porcelanowe lalki w dalszym ciągu mnie przerażają. Ale Sehun go zaakceptował! ;; Zresztą to oczywiste, przecież wciąż go kochał. To było cudowne zakończenie i dlatego tym bardziej martwi mnie druga cześć sequelu, i ciągle dźwięczy mi w głowie to całe "angst angst angst". Nie wiem, czego się spodziewać. No, właściwie w pewnym sensie wiem. Spodziewam się, że druga część będzie równie idealna i zapierająca dech w piersiach swoim niepowtarzalnym klimatem jak ta i jak całe "Porcelain".
      Naprawdę myślę o wydrukowaniu tego wszystkiego, kiedy już skończysz. A potem oprawię to sobie ładnie, wkleję Twoją okładkę i poproszę o autograf~ Na serio, zrobię to, jak tylko zdobędę tusz do drukarki ;; Jejku.
      W poniedziałek oficjalnie Cię wyściskam~ ♥ Trzymaj się kochana i jeszcze raz dziękuję za Twoją ciężką pracę i za to, że mogłam to przeczytać <3

      Usuń
  3. na szczęście w nocy włącza mi się trybik "a może coś z Exo?" bo normalnie, w dzień, to niekoniecznie ;__;
    Jak przewidywałam, wszystko było idealne, począwszy od tytułu, aż do ostatniej kropki. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę podziwiać Porcelain, a co ważniejsze, również komentować.
    Kris cały czas mnie wkurza, no dlaczego? ;__; Dlaczego zawsze on jest taki, czemu wszyscy go tak nienawidzicie xd
    Lu jak zwykle wydał mi się taką trochę ciotą (ajć, przepraszam), ale nie rzucało mi się to tak w oczy, więc jest okej. Poza tym, ten pałac afgkdsfdodvvosdvavdfvni, ja go sobie tak ładnie wyobraziłam *O*, ogólnie, bardzo łatwo wyobrażam sobie miejsca w twoich opowiadaniach ♥
    tak jestem pochłonięta tym cudem, że naprawdę nie mam pojęcia, co mogłabym jeszcze napisać, przepraszam ;-; może jutro (właściwie to dzisiaj, ale o bardziej taktownej porze) coś dopiszę, bo teraz po prostu nie myślę.
    Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu uprzedzam komentarz pewnie będzie marny ;-;
    Czekałam cały dzień by przeczytać to ff. Latałam po mieście jak głupia by być szybciej w domu i w końcu mi się udało! I było warto.
    Sam początek wydał się być taki...jakby...pusty. To pewnie przez ten brak emocji ze strony Luhana. Jak czytałam to miałam ochotę zapłakać że tak bardzo jest nieszczęśliwy a Yifan zbyt egoistyczny by sprawić by było inaczej. Myślałam że Luhan był tam w Chinach krócej...jej na serio strasznie mocno kocha Sehuna skoro tyle bez niego wytrzymał. To z tymi zaklęciami. Przysięgam że w tamtym momencie miałam oczy całkiem jak Kyungsoo, nie mogłam w to uwierzyć. Luhan...wow. I później kiedy gadał do tej lalki tak strasznie chciało mi się płakać i myślałam że zacznę ale na szczęście udało mi się powstrzymać. Strasznie mi było go żal. Ale...mógł w końcu zrozumieć jak czuł sie Luhan. Baekhyun. W tym momencie na serio zaczęłam płakać. Chanyeol tak bardzo go krzywdził nawet o tym nie wiedząc. W sumie nie mogłam zrozumieć że Baek tak długo zwlekał z rozmową z nim. Niby fakt że się boi nawet i wstydzi czy coś ale tak długo cierpieć. Wielki powrót Luhana. Kiedy Jongin otwierał drzwi od domku nie mogłam się doczekać kiedy Sehun zobaczy Luhana. Myślałam że jest w salonie a tam nic i tak siedziałam niecierpliwiąc się i kiedy w końcu się spotkali. Ah Sehunnie....On też się wycierpiał. I w końcu się spotkali. Po tak długim czasie...Byłam zaskoczona ze już się skończyło xD Tak nagle zobaczyłam CDN a liczyłam na kolejne cyferki z zajebiaszcza muzyką. Smutno mi sie zrobiło. Nie mogę sie doczekać kolejnej części. Uh znów atak serca XD Hwaiting Uszatku~! ♥
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  5. PŁACZE USZATI. KOCHAM CIĘ I TYLKO TYLE MOGĘ POWIEDZIEĆ. HWAITING USZATEK!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepsze opowiadanie jakie w życiu czytała. Dziękuje.
    Ciesze się, że je kontynujesz, bo ono zawładneło moim sercem i nie umiem sie od niego uwolnić..niestety wszystko co doskonałe ma kiedyś swój koniec. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem nawet dodam z konta ^^ Stęskniłam się za tym opowiadaniem i nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałaś Sequel. Jest cudowny i mam nadzieję, że szybko wstawisz drugą część, chociaż przyznam że będzie mi ciężko znowu się rozstać z Porcelain.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie przepadam za fantastyką, ale ten fick jest po prostu świetny ♥ nie mogę się doczekać drugiej części~ weny do następnych ff życzę ^^

    OdpowiedzUsuń

Followers