Tytuł:
Cup of coffee
Bohaterowie: Xi Luhan, Oh Sehun, Oh Jinri, Do Kyungsoo, Lee Sojung.
Gatunek:
Fluff, romans, angst, au.
Czas
i miejsce akcji: Jesień/zima 1991 roku, Daegu.
Od autorki: Na początku dziękuję za opinie pod "Porcelain". Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ten two shot się wam podobał! Co do "Cup of coffee" - to spontaniczny one shot, który napisałam w tydzień. Nie ma jakiejś wyjątkowo oryginalnej fabuły, ale dobrze mi się go pisało i w miarę jestem z niego zadowolona. Polecam czytać przy podanych piosenkach :3
one shot niesprawdzany, więc przepraszam za błędy.
Od autorki: Na początku dziękuję za opinie pod "Porcelain". Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ten two shot się wam podobał! Co do "Cup of coffee" - to spontaniczny one shot, który napisałam w tydzień. Nie ma jakiejś wyjątkowo oryginalnej fabuły, ale dobrze mi się go pisało i w miarę jestem z niego zadowolona. Polecam czytać przy podanych piosenkach :3
one shot niesprawdzany, więc przepraszam za błędy.
wrzesień
1991 roku, Daegu.
Życie
w samotności wcale nie było takie złe, jak niektórzy mówili.
Przynajmniej nie dla mnie, bo wydaje mi się, że do niej przywykłem.
Od czterech lat jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać był
Kyungsoo i czasem Sojung. Ewentualnie klienci kawiarenki, w której pracowałem, choć
właściwie jedynie co robiłem, to przyjmowałem od nich zamówienia
i życzyłem smacznego. Był jeszcze mój kot – Yui, którego
raczej mogłem wykluczyć z tego grona, on mnie nigdy nie słuchał.
Zawsze, gdy słyszał, jak wchodzę do domu, uciekał do mojego
pokoju i chował się za łóżkiem. Nie lubił mojego towarzystwa,
Kyungsoo chyba również, bo momentami już całkowicie mnie
ignorował. Być może to przez ilość pracy, jaka każdego dnia na
nas czekała, a może przez to, że znudziła go moja obecność.
Wcale
nie miałem mu za złe tego, że gdy rozmawiałem z nim, odpowiadał
jedynie krótkimi słówkami, wyraźnie niezainteresowany tym, o czym
mówiłem. Z czasem sam zacząłem uważać, że powinienem siedzieć
cicho, co było dosyć trudne. Żyjąc samotnie, zazwyczaj milczałem, słuchając radia. Ale w końcu zacząłem wszystkie te słowa
zatrzymywać w sobie do czasu, gdy dzwoniła moja mama, by zapytać,
jak się czuję. Czasami żałowałem, że zostawiłem ją w Chinach
i wyjechałem do Korei, szukając innego, tego lepszego życia. Póki
co nie znalazłem go, a zamiast tego, było jeszcze gorzej. Czekałem
jednak wytrwale, mając nadzieję, że coś się kiedyś zmieni.
Słodki
zapach czekoladowych babeczek mieszał się z intensywnym aromatem
gorzkiej kawy, którą właśnie przygotowywał Kyungsoo. Ze
skupieniem pochylał się nad białą filiżanką, którą niedługo
później zdobił ciemny, parujący napój. Położył ją na
drewnianej tacce, tuż obok talerzyka z bananowymi ciastkami, które
niedawno upiekł. Były niewielkie, okrągłe, a na ich czubku
znajdowały się kawałki roztartej mlecznej czekolady. Zawsze
uważałem, że Kyungsoo był mistrzem, jeżeli chodziło o
pieczenie. Zwłaszcza, jeśli przyrządzał szarlotkę, którą
uwielbiałem. I tak rzadko dawał mi jej skosztować, tłumaczył się
wówczas, że to dla klientów.
-
Mógłbyś to zanieść do stolika w kącie? - zapytał, podając mi
tackę, którą zacisnąłem mocno w dłoniach, by nie upuścić. -
Ja muszę zająć się kolejną porcją ciastek – poinformował
mnie, po czym z firmowym uśmieszkiem zniknął za za drzwiami, które
przyozdabiały długie, połyskujące sznureczki, które wraz z każdym
ruchem obijały się o siebie, wydając dosyć charakterystyczny
dźwięk.
-
Jasne – mruknąłem cicho, spoglądając na jakąś dziewczynę,
która siedziała ze znudzeniem na białym, drewnianym krzesełku,
czytając dość obszerną książkę. Podszedłem do niej
niespiesznie, uważając, by przypadkiem nie przewrócić się po
drodze, po czym pochyliłem się nad stołem i przeniosłem z tacki
kawę oraz ciastka, układając przed nią. - Smacznego.
Dziewczyna
podniosła wzrok znad zapisanych drobnym drukiem stron i wbiła we
mnie duże oczy, uśmiechając się wdzięcznie. - Dziękuję –
powiedziała melodyjnym głosem, przysuwając do siebie filiżankę z
parującą kawą.
Ukłoniłem
się nisko i trzymając pod pachą tackę, odszedłem od stolika,
zatrzymując się przy głównej ladzie, skąd wziąłem brązowy
notesik, w którym zapisywałem wszystkie zamówienia na przemian z
Kyungsoo. Sam nie wychodził z kuchni, co dawało mi do zrozumienia,
że właśnie przyozdabia czekoladą kolejną porcję ciastek, do
których być może przy odrobinie szczęścia uda mi się dorwać.
Chyba, że Kyung nagle stanie się dobroduszny i da mi kilka
skosztować, co w tamtej chwili wydawało mi się co najmniej
śmieszne.
Spojrzałem
na wielkie okno umiejscowione na głównej ścianie, o które
uderzały kropelki deszczu. Ludzie biegali z parasolkami, nawet nie
zwracając uwagi na niewielką, niepozorną kawiarenkę, znajdującą
się na wprost parku. Wszyscy zapewne spieszyli się do swoich domów,
chcąc uniknąć jeszcze większej ulewy. Westchnąłem ciężko,
zdając sobie sprawę z tego, że moja zmiana kończy się za
dziesięć minut, a z domu nie wziąłem parasola, co automatycznie
skazywało mnie na dalsze siedzenie w kawiarence, o ile taka pogoda
miałaby się utrzymywać jeszcze przez jakiś czas. Pochłonięty
śledzeniem przeźroczystych kropel deszczu, nawet nie usłyszałem
dźwięku małego dzwoneczka, który zadzwonił wraz z ruchem drzwi.
Dopiero po chwili spojrzałem w ich kierunku, gdzie stała średniego
wieku kobieta z czarną parasolką w ręku. Była wysoka i zgrabna, a
jej uroda rzucała się w oczy już na samym początku. Wyraz jej
twarzy był dosyć surowy, ale skądś mi znany, jakbym gdzieś ją
kiedyś widział. Tuż obok niej stał nieco wyższy od niej,
szczupły blondyn. Jego ciemnogranatowy mundurek w ledwo zauważalną
kratę z nieco wąskimi spodniami koloru bordowego, idealnie podkreślał jego długie nogi oraz pozycję
społeczną, którą jednak nie zdawał się tak bardzo afiszować.
Jego mina była obojętna, zupełnie jakby nic go nie przejmowało.
Zacisnąłem
mocniej notesik w dłoni, czekając, jak wybiorą stolik i za nim
zasiądą. Ulokowali się przy tym najdalszym od okna. Kobieta
ściągnęła swój letni płaszczyk i zawiesiła go na krześle, po
czym zasiadła obok chłopaka, patrząc na niego wymownie. Nie
odzywała się, jedynie siedziała, przeglądając kartę menu.
Przyjrzałem się jej dokładniej, próbując przypomnieć sobie,
skąd mógłbym ją kojarzyć. Najbardziej możliwa wydawała mi się
ta opcja, że widziałem ją w telewizji, lub na okładce jednego z
magazynów, które czasem Kyungsoo kupował dla swojej dziewczyny - Ma Ri. Odwiedzała nas czasami, lecz tylko kilka razy miałem przyjemność z nią porozmawiać.
Zabrałem
z lady długopis, po czym podszedłem do ich stolika i ukłoniłem
się lekko z miłym uśmiechem. - Coś podać? - zapytałem, starając
się nie patrzyć zbyt długo na blondyna, który wbił we mnie swój
przeszywający wzrok.
Kobieta
odgarnęła na bok kosmyk długich, czarnych, falowanych włosów i
lekko zacisnęła pełne, pomalowane na czerwono usta, wyraźnie
zastanawiając się nad czymś. Przechyliła głowę w bok i
wyprostowała się z gracją, mrużąc przy tym sugestywnie oczy. -
Filiżankę kawy – odpowiedziała krótko, przenosząc swój wzrok na chłopaka
siedzącego obok.
Wyglądał,
jakby sam siebie przed czymś powstrzymywał.
-
Słyszałem, że macie tutaj świetne ciastka. - Uśmiechnął się
lekko, przez co moje serce jakby zabiło szybciej. Zdawał się nawet
nie przejmować czarnowłosą kobietą siedzącą obok, która
groźnie zmarszczyła czoło.
-
Tak – odparłem szybko, odwzajemniając uśmiech. - Kyungsoo jest
świetny w tym, co robi, a jego babeczki wręcz rozpływają się w
ustach – dodałem po chwili, zaciskając nieprzyjemnie pocącą się
dłoń na długopisie.
-
Sehun, pamiętaj o linii – mruknęła kobieta. - Nie możesz
pozwolić sobie na zbyt wiele cukru, nawet nie wiesz, jak to tuczy –
poinformowała go, po czym spojrzała na mnie ostro. - Dla niego
również kawa. - Wraz z jej słowami pokiwałem głową i zapisałem
w notesiku zamówienie. - I wyprostuj się, jak ty siedzisz –
zwróciła się do blondyna, który westchnął jedynie i wyprostował
się, już nawet na mnie nie patrząc.
Wycofałem
się powoli, kierując się w stronę lady, za którą po chwili
stanąłem. Wyciągnąłem dwie białe filiżanki, w których
zaparzyłem kawę, starając się nie poparzyć przez lekko trzęsące
się dłonie. Momentami spoglądałem w stronę stolika, przy którym
siedział Sehun i jak wnioskowałem – jego matka, która nie
wyglądała na ani trochę zadowoloną.
-
Możesz już iść, twoja zmiana się skończyła. - Usłyszałem
głos Kyungsoo, który nagle znikąd pojawił się przy mnie z lekkim
uśmiechem na ustach. Wziął notesik do rąk i spojrzał na ostatnie
zamówienie. - Ja je zaniosę – powiedział, biorąc tackę w ręce,
po czym spojrzał na mnie uważnie. - Jak będziesz w kuchni, ani się
waż podjadać, wszystkie ciastka mam policzone – poinformował
mnie, po czym wyminął, zapewne zadowolony z siebie.
Zaśmiałem
się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową, po czym spojrzałem na
okno, o które już nie uderzał deszcz. Na dworze wszystko uspokoiło
się, natomiast w lokalu ruch jakby nagle zwiększył się.
Zastanawiałem się, czy Kyungsoo sobie poradzi, choć i tak zaraz
swoją zmianę zaczynała Sojung, która energii miała chyba aż za
dużo.
Ostatni
raz obrzuciłem wzrokiem stolik, który niedawno obsługiwałem i
zamarłem, zdając sobie sprawę, że chłopak o imieniu Sehun,
patrzy na mnie z zaciekawieniem. Tamtego dnia moje życie naprawdę
się zmieniło, choć nie wiem, czy na lepsze. W każdym bądź razie
później nie żałowałem niczego, co niosła za sobą znajomość z
Oh Sehunem.
*
Lubiłem
pracować na wieczornej zmianie. Ruch wtedy prawie całkowicie
ustawał, a ja miałem całkowity spokój, przez co mogłem spokojnie
usiąść i przeczytać do końca książkę, którą wypożyczyłem
dwa tygodnie temu z pobliskiej biblioteki. W domu nigdy nie miałem
okazji, by dokładniej zagłębić się w lekturę, ale w pracy, gdy
w kawiarni zostawały może góra cztery osoby, był wręcz idealny
moment do tego. Sam wręcz nie znosiłem bezczynnego siedzenia i
wpatrywania się w te same kąty pomieszczenia, dlatego nawet
najnudniejsza książka była wybawieniem.
Dzisiaj
w pracy towarzyszyła mi Sojung, która nagle gdzieś zniknęła.
Byłem niemalże pewien, że przesiaduje w kuchni byleby tylko uciec
od pracy. W dzień miała mnóstwo zapału i chęci, jednak wraz z
nadejściem wieczoru, jakby słabła i zwalała na mnie całą
robotę, której i tak dużo nie było. Do zamknięcia została
niecała godzina, choć o dwudziestej drugiej – momencie
wywieszenia tabliczki z napisem „Zamknięte, zapraszamy jutro”
nie było nikogo, a ja zazwyczaj mogłem w spokoju pościerać
stoliki i wymyć zadeptaną, jasną podłogę. Później oddawałem
klucz Sojung i wracałem do domu, w którym krył się Yui, nie mając
ochoty obrzucić mnie nawet jednym najmniejszym spojrzeniem.
-
Nie zasypiaj. - Zaśmiała się Sojung, stając po drugiej stronie
lady. - Choć przy mnie nie da się spać – stwierdziła z pełnym
rozbawienia uśmiechem, zaciskając usta w wąską linię. - Klienci
nadal są, jesteś im potrzebny.
- I
tak zaraz wyjdą – stwierdziłem po chwili, z hukiem zamykając
grubą książkę. Położyłem ją obok siebie i spojrzałem na
Sojung z wyraźnym zaciekawieniem. - Dobra, zawsze wychodzisz
wieczorami z kuchni, jak coś chcesz, więc... o co tym razem chodzi?
- zapytałem, starając dowiedzieć się, w co tym razem mnie
wciągnęła, bez wcześniejszej zgody.
Blondynka
rozchyliła lekko swoje różowe usta i uśmiechnęła szeroko, już
zaczynając wcielać swój plan w życie. - Cóż... - zaczęła,
uderzając długimi, pomalowanymi na wszystkie możliwe kolory
paznokciami o blat. - Obiecałam Baekhyunowi, że dziś do niego
przyjdę i... - Zatrzymała się nagle, robiąc błagalną minę. -
Zaczyna się weekend, jego rodziców nie ma w domu, sam rozumiesz –
jęknęła, niemalże podskakując w miejscu. - To jedyna taka
okazja, żeby pobyć w samotności trochę dłużej – mruknęła,
zabierając dłonie z lady. - I chyba wiesz o co mi chodzi.
Uśmiechnąłem
się znacząco, kiwają głową.
-
Jasne – odpowiedziałem, rozglądając się po całym
pomieszczeniu. - I tak jest mało ludzi, za niedługo zamykam, więc
myślę, że sobie poradzę sam – rzekłem, zeskakując z krzesła.
- I będę cię krył przed szefem, nic mu nie pisnę – dodałem,
widząc minę dziewczyny.
Ta
rozradowana rzuciła mi się na szyję i po chwili ściskania i
duszenia mnie jednocześnie, odkleiła się ode mnie i popędziła w
stronę wyjścia. To właściwie nie był pierwszy raz, kiedy
zostawiała mnie samego z całą kawiarenką na głowie. Mimo
wszystko nie złościłem się na nią, bo w dzień pracowała
naprawdę solidnie, a wieczorami i tak było za mało roboty na dwie
osoby. Poza tym jej związek z Baekhyunem był całkiem uroczy i
cieszyłem się, kiedy mogli pobyć ze sobą więcej, niż kilka
godzin, czy minut. Zazdrościłem Sojung, że ma kogoś, kogo kocha i
ma dla kogo codziennie się starać, uśmiechać, podobnie jak
Kyungsoo zakochany po uszy w Ma Ri – ślicznej kwiaciarce, która
od razu zawróciła mu w głowie. Tylko ja wiecznie byłem sam, mając
do towarzystwa kota, który przede mną uciekał.
Westchnąłem
ciężko, biorąc do ręki czystą ściereczkę i po czym położyłem
ją na blacie i zacząłem poruszać ręką kolistymi ruchami,
starając się nie zostawić ani jednej smugi. Może nie było to
najciekawsze zajęcie, ale zważywszy na to, że jedyne, postanowiłem
nie grymasić i posprzątać, co i tak należało do moich
obowiązków, o ile nie chciałem stracić pracy, która była mi
bardzo potrzebna. Utrzymywałem się sam, nawet nie liczyłem na
jakąkolwiek pomoc od mamy, bo widziałem, że nawet jeśli bardzo
chciała mnie jakoś finansowo wesprzeć, o czym wspominała, to nie
mogła, bo sama wiązała koniec z końcem. I być może moja pensja
nie była jakaś wysoka, ale wystarczała opłatę mieszkania,
rachunków i zakup jedzenia, co mnie niesamowicie cieszyło. Dlatego
pilnowałem się jak mogłem, aby przypadkiem nie zostać wyrzuconym.
Wtedy nie byłoby zbyt ciekawie dla mojej dosyć ciężkiej sytuacji,
a siedzenie w kawiarence i obsługiwanie klientów wcale nie było
takie złe. Zwłaszcza, że Kyungsoo, jak miał lepszy dzień, uczył
mnie piec ciastka. Może i nie wychodziły mi tak dobre, jak jemu,
ale nowa, nabyta zdolność czasem się przydawała.
Automatycznie
podniosłem głowę, gdy usłyszałem dźwięk dzwoneczka. Z
zaciekawieniem spojrzałem na drzwi, przy których stał ten sam
chłopak, który przyszedł wczoraj. Nie zawsze pamiętam wszystkich
klientów (prócz tych stałych), ale on wyjątkowo rzucił mi się w
oczy. Być może przez to, że zauroczył mnie od razu, gdy go
zobaczyłem? A może, że po prostu był inny niż każdy inny, kogo
miałem okazję spotkać? Wyróżniał się, ale w tym pozytywnym
sensie. Nie samym wyglądem był inny, ale miał w sobie coś
wyjątkowego, co sprawiało, że naprawdę cieszyłem, kiedy go
widziałem.
Zacisnąłem
mocniej ścierkę w dłoni, po czym powiodłem spojrzeniem za
zgrabnie poruszającą się sylwetką blondyna. Wybrał stolik przy
oknie, po czym zasiadł za nim, smętnie wpatrując się w kartę menu
niedbale położoną na drewnianej powierzchni mebla. Zważywszy na
to, że poza mną w kawiarni nie było już żadnego innego
pracownika, to na mnie spadał ciężar obsłużenia go, choć nie
nazwał bym tak tego. Raczej cieszyłem się, że mogłem do niego
podejść i popatrzyć na niego z bliska, posłuchać jego głosu.
Sięgnąłem
po notesik i długopis, po czym pokierowałem się w stronę
stolika, stając przed chłopakiem, lekko się denerwując. To
przytrafiało mi się po raz pierwszy. Nigdy nie miałem problemów,
jeżeli chodziło o klientów, nigdy się ich nie krępowałem i
raczej nie wstydziłem, zawsze było inaczej, niż tamtego dnia. I
właściwie stojąc przed stolikiem, za którym siedział Sehun, coś
we mnie zwyczajnie nie wytrzymywało, bo mimo iż go nie znałem w
ogóle, chciałem nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.
-
Filiżankę kawy poproszę – powiedział, nim ja zdążyłem
zapytać o złożenie zamówienia. Uśmiechnął się lekko i
odwrócił wzrok, nakierowując go na swoje splecione ręce.
Skinąłem
jedynie głową i zapisałem w notesiku.
-
Nie zaśniesz – stwierdziłem, właściwie nie wiedząc czemu go o
tym informując. - Po kofeinie się odechciewa. Przynajmniej ona tak
na mnie działa – wyjaśniłem, widząc jego spojrzenie, które
niemal wierciło we mnie dziurę.
- I
tak prawdopodobnie nie będę miał czasu na sen, także filiżanka
kawy będzie dla mnie wybawieniem – odparł po chwili, kiedy
właśnie zamierzałem odejść. Uśmiechnął się blado w moją
stronę, po czym nieznacznie wyprostował. - Chyba że nie podajecie
o tej godzinie kawy, w takim razie może być herbata.
Zaśmiałem
się lekko, kręcąc głową.
-
Nie – mruknąłem. - Zaraz przyniosę.
Mimo
że na początku w jego towarzystwie czułem się dosyć niezręcznie,
to wcale nie przeszkadzało mi to tak bardzo w naszych rozmowach.
Wręcz uwielbiałem je z nim prowadzić. To wcale nie przez to, że
potrzebowałem kogoś, kto był również samotny, co ja, tylko po
to, by mu się wygadać i zastąpić tę pustkę, która nieustannie
wlokła się za mną przez ostatnie cztery lata mojego życia. Przy
Sehunie wolałem siedzieć cicho, a to tylko dlatego, że lubiłem go
słuchać, jego głosu, historii z jego życia, wszystkiego, co
kojarzyło się z nim.
Zalałem
rozsypaną kawę w środku filiżanki wrzącą wodą, po czym
pomieszałem małą łyżeczką, starając się nie pochlapać
białego talerzyka, który był w komplecie. Starannie ułożyłem na
nim naczynie, po czym położyłem na tacce i złapałem w obie ręce,
starając się niczego nie rozlać po drodze, jaka dzieliła mnie od
stolika. Po ostatnim incydencie, kiedy rozbiłem dwie filiżanki,
potykając się o niezawiązane sznurówki, postanowiłem być
bardziej uważny i ostrożny, co wychodziło mi całkiem nieźle. Tym
razem bez większych problemów dotarłem do celu i położyłem
filiżankę z kawą tuż przed chłopakiem, który podziękował
cicho i przysunął do siebie.
-
Możesz zostać? - zapytał, kiedy właśnie zabierałem tackę z
zamiarem odejścia. Zdziwiłem się, patrząc na niego z lekkim
powątpiewaniem. Mimo wszystko nadal byłem w pracy i nie powinienem
ucinać sobie dłuższych pogawędek z klientami, kiedy czekają na
mnie inni. Nadal nieprzekonany co do tego pomysłu, rozejrzałem się
po lokalu i zacisnąłem wargi, zastanawiając się, co zrobić. -
Proszę? I tak praktycznie nikogo nie ma. - Uśmiechnął się po raz
kolejny, a ja musiałem przyznać mu rację. Prócz jego i mnie, w
środku była jeszcze jakaś para, która nawet nie zwracała na nic
poza sobą uwagi.
-
Ale tylko chwilę. – Chwilę, która przerodziła się w całą
godzinę, aż do zamknięcia kawiarni, choć gdybym tylko mógł,
przedłużyłbym ją o jeszcze kilka tak długich chwil. - Mimo że
klientów nie jest dużo, czeka na mnie jeszcze inna praca –
westchnąłem, siadając na krzesełku naprzeciwko chłopaka.
- W
takim razie przepraszam, że odrywam cię od obowiązków. - Zaśmiał
się, lustrując mnie wzrokiem, przez co poczułem się nieco
niezręcznie. - Jesteś Luhan, tak?
Otworzyłem
szerzej oczy ze zdziwienia.
-
Skąd wiesz, jak się nazywam? - zapytałem bez zrozumienia, będąc
jakby lekko zagubionym w tej sytuacji.
-
Masz plakietkę. - Wskazał ręką na mój czarny fartuch, do
którego faktycznie przyczepiony był mały, złoty, połyskujący
prostokącik, informujący o moim imieniu. - Och – odezwałem się
cicho, nieco wysuwając dolną wargę ust. - Ja też wiem, jak się
nazywasz - Momentalnie rozpromieniłem się, wpatrując w blondyna.
-
Skąd? O ile mi wiadomo, nigdzie nie mam plakietki z imieniem –
powiedział z uśmiechem, a ja zagryzłem policzek od wewnątrz,
starając nie wyjść na zbyt wścibską osobę.
-
Ostatnim razem, gdy tu byłeś, usłyszałem, jak jakaś kobieta
mówiła do ciebie Sehun, więc pomyślałem, że takie możesz mieć
imię – wyjaśniłem, będąc lekko spiętym. - Jeżeli tak nie
jest, to wyprowadź mnie z błędu. - Uśmiechnąłem się lekko.
-
Nie, nie mylisz się – rzekł, upijając trochę zaparzonej przeze
mnie kawy, krzywiąc się lekko. Zaniepokoiło mnie to, odebrałem to
tak, jakbym coś zrobił źle i chciał go otruć tak niepozornym
napojem, ale nie wspomniał nic o niej, całkowicie ignorując moje
przestraszone spojrzenie. - Mam na imię Sehun, a ta kobieta, z którą
tu byłem, to moja mama – wyjaśnił.
- W
takim razie twoja mama wydaje mi się strasznie znajoma, choć nie
mam pojęcia, skąd mógłbym ją kojarzyć – powiedziałem,
podpierając ręce zgięte w łokciach o stół, po czym położyłem
na dłoniach podbródek. - Chyba, że mam tylko takie dziwne
wrażenie.
-
Jest modelką, więc może z jakiegoś magazynu? - zapytał
całkowicie nieprzejęty, spuszczając wzrok w dół, po czym
nakierował go na filiżankę, z której nadal parował gorący
napój. - I chyba przesadnie dba o moje odżywianie, ale kiedyś i
tak spróbuję waszych babeczek.
-
Trzymam cię za słowo. Poza tym to grzech nie skosztować słodkości
wychodzących spod ręki Kyungsoo – oznajmiłem, szczerząc się
szeroko. - Sam z chęcią jadłbym je cały czas, szkoda, że nie
mogę. - Naburmuszyłem się, co wywołało falę śmiechu u Sehuna.
Później przyzwyczaiłem się, że w mojej obecności dużo się
śmiał, zwłaszcza ze mnie, ale nie przeszkadzało mi to dopóki on
był szczęśliwy.
- A
ty nie pieczesz? - zdziwił się.
-
Nie – zaprzeczyłem. - To znaczy, tylko dla siebie. Nie jestem na
tyle odważny, aby swoje ciastka podawać klientom, bo jeżeli ktoś
ma później dostać po nich jakiegoś zatrucia pokarmowego, to tylko
ja, inaczej czułbym się winny – odpowiedziałem całkiem
poważnie. - Poza tym Kyungsoo nie lubi, jak z nim gotuję. Zawsze
kuchnia wygląda, jakby przeszło po niej tornado, ale mimo wszystko
lubię to. To niezła zabawa.
-
Chyba cię rozumiem – mruknął, przysuwając się bliżej. - Ale
chciałbym się kiedyś nauczyć gotować, to wydaje się całkiem
fajne, a nikt nie ma tyle cierpliwości, by to wszystko mi
wytłumaczyć. - Wzruszył beznamiętnie ramionami, upijając kolejny
łyk kawy.
-
Więc może, jak jak sam nabiorę wprawy, nauczę cię? - Choć
wydawało mi się to wtedy całkowicie niedorzeczne. Nie żałowałem,
że właśnie to zaproponowałem.
-
Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi.
Tamtego
wieczoru Sehun nie stracił swojego uśmiechu aż do opuszczenia
kawiarni, a ja poczułem, że wreszcie odnalazłem kogoś, kto w moim
życiu będzie tym jasnym punkcikiem, który będzie odwracał moją
uwagę od problemów. Będzie po prostu dla mnie cholernie ważny, a
ja nie będę wyobrażał sobie bez niego dalszego funkcjonowania.
*
październik
1991 rok, Daegu.
Nim
się spostrzegłem, minął miesiąc. Przez ten czas przyzwyczaiłem
się do pewnego schematu, który całkiem mi odpowiadał, ale żeby
mógł ciągnąć koniecznym było pracowanie na wieczornej zmianie.
Oczywiście Kyungsoo zawsze chętnie się ze mną zamieniał, za co
byłem mu dozgonnie wdzięczny. Zawsze punkt dwudziesta pierwsza
zjawiał się Sehun. Siadał przy tym samym stoliku przy oknie i
zamawiał jedną gorzką filiżankę kawy, nic więcej. Każdego
wieczoru dosiadałem się do niego i rozmawialiśmy do momentu, aż
musiałem zamykać.
Przez
te trzydzieści godzin rozmowy zdążyłem dowiedzieć się o Sehunie
naprawdę dużo. Na przykład to, że był jedynakiem, uwielbiał zimę
– była to jego ukochana pora roku, miał psa imieniem Lucky i
potrafił grać na fortepianie. Jego matka zapisywała go na prywatne
lekcje już od małego, choć na początku podobno się opierał.
Obiecał, że kiedyś coś mi zagra. Jednak jego hobby było całkiem
inne, różniło się tego wykreowanego przez Oh Jinri wizerunku
swojego syna – kochał rysować. Może nie na płótnie, tymi
wszystkim farbami, lecz trochę inny rodzaj, mianowicie komiksy.
Pewnego wieczora przyniósł jeden, bym mógł przeczytać.
-
Jej – mruknąłem, zabierając do rąk kolejną kartkę, na której
znajdowała się kolejna część historii. - To jest niesamowite –
zachwyciłem się, zaciskając palce na papierze.
-
Nie przesadzaj – poprosił, rumieniąc się nieco. Nie lubił, gdy
go komplementowałem. Zawsze uważał, że wszystko wyolbrzymiam,
kiedy ja tylko stwierdzałem fakty. - To zwykłe rysunki, które
nakreśliłem w kilka minut. - Uśmiechnął się niezręcznie,
widząc moją rozanieloną minę.
-
Jak ja coś kreślę w kilka minut, wychodzi taki bohomaz, że
nie można rozpoznać co to jest – stwierdziłem po chwili,
zbierając wszystkie papiery w jedną kupkę. - Czy jest jakaś
rzecz, która ci nie wychodzi? Bo zaczynam uważać, że jesteś
robotem – palnąłem, uśmiechając się do niego słodko - lub
perfekcyjny.
-
Nie umiem jeździć na nartach – poinformował mnie całkiem
poważnie. - Trzy lata temu, kiedy rodzice zabrali mnie na stok,
złamałem nogę na pierwszym zjeździe, a górka była mała, dla
początkujących. - W tamtej chwili wyglądał naprawdę zabawnie, a
jego różowe policzki były całkiem urocze. - Jak widzisz, jestem
tylko człowiekiem.
- I
tak uważam inaczej – odrzekłem z powagą, przyciągając plik
kartek do siebie. - Mogę je zatrzymać? Proszę?
-
Jasne, jeśli tylko chcesz.
Uśmiechnąłem
się w podzięce, patrząc na pierwszą stronę. Nigdy nie wyrzuciłem
tego komiksu. Do dnia dzisiejszego leży na półce. Jest trochę
przyniszczony, a niegdyś białe kartki lekko spłowiały, ale
przypomina o tych wyjątkowych czasach, gdy miałem przyjemność
coraz to lepiej poznawać Oh Sehuna.
Kiedyś
wyjaśnił mi też, dlaczego akurat wieczorem zamawia kawę, jeżeli
mógłby to robić w dzień.
-
Uczę się do późna – westchnął, trzymając w dłoniach
filiżankę z parującym napojem. - Kiedy zamykasz kawiarnię, ja
wracam do domu i siedzę nad książkami do drugiej w nocy, ale
przyzwyczaiłem się – powiedział, uśmiechając się blado. - A
kawa pomaga mi przetrwać.
-
Nie czujesz się zmęczony? - zapytałem nieco zmartwiony. - To może
cię w końcu wykończyć.
-
Odsypiam w weekendy. Poza tym zawsze mogło być gorzej –
stwierdził, zabierając z oparcia krzesła swoją kurtkę. -
Wychodzimy? Już minęła dwudziesta druga – zauważył, a ja
pokiwałem ochoczo głową.
Zawsze
przez niedługi kawałek drogi szliśmy razem, zważywszy na to, że
nasze domy były w podobnym kierunku. Odprowadzał mnie do dużego
skrzyżowania i mieszczącego się obok starej poczty, po czym łapał
taksówkę, którą dojeżdżał do siebie. Jego dom znajdował się
dosyć daleko – na obrzeżach miasta, dlatego dziwiłem się, że
miał czas i ochotę, by codziennie przyjeżdżać do kawiarni, w
której pracowałem. Na początku nie wiedziałem czemu to robi,
później jednak to zrozumiałem. Podczas tych wszystkich wieczornych
rozmów nie opowiadał tylko o sobie, wolał gdy to ja mówiłem.
Zauważyłem, że lubił szczególnie te chwile, gdy opowiadałem o
moich rodzinnych Chinach. Czasem sam prosił mnie, bym opisywał mu,
jak tam jest. Z chęcią odpowiadałem na jego pytania zwłaszcza, że
wyglądał na zainteresowanego, jakby chłonął każde moje słowo.
Mówił,
że chciałby kiedyś zwiedzić ten kraj, a ja w duchu obiecywałem
sobie, że zabiorę go tam. Złamałem dane słowo, bo nigdy razem
tam nie pojechaliśmy...
Przez
ten miesiąc zdążyłem się do niego przywiązać, przyzwyczaić i
po jakimś czasie już nie mogłem wyobrazić sobie ani jednego dnia
bez jego odwiedzin w kawiarni. To wszystko stało się moją małą
rutyną, którą lubiłem i nie chciałem z niej rezygnować, bo
pragnąłem trwać przy Sehunie tak długo, jak tylko mogłem.
*
Sojung
polubiła Sehuna. Kiedy widziała, jak przychodzi do nas, często
ucinała z nim krótkie rozmowy. Czasem czekała na niego ze mną, a
kiedy dobiegała godzina dwudziesta pierwsza, brała wszystkie
obowiązki na siebie i mimo zmęczenia mnie zastępowała. Byłem jej
wdzięczny, bo mogłem poświęcić więcej czasu Oh, którego jednak
zostawało coraz mniej. Za mało, bym mógł powiedzieć, że mi
wystarcza.
Z
czasem stało się tak, że gotowa filiżanka kawy leżała na stoliku
przy oknie na kilka minut przed przyjściem Sehuna. Uśmiechał się,
kiedy ją widział. W końcu to w jakimś sensie symbolizowało, że
na niego czekaliśmy.
Sehun
wyglądał całkiem uroczo w swoim granatowym mundurku z bordowymi
spodniami krawatem, kiedy w ręku trzymał białą filiżankę z
kawą. Nigdy do niego nie pasowała, bo był jak dziecko, które
próbuje tych rzeczy dla dorosłych. Teraz to określenie mnie
śmieszy, bo naprawdę był dojrzały, mimo że o cztery lata młodszy
ode mnie. Miał wiele obowiązków, borykał się z wieloma
problemami, ale nigdy nie słyszałem, by narzekał. Przy mnie zawsze
był szczęśliwy, zdawał się o nich nie myśleć, a przynajmniej
nie mówić głośno. To ja byłem raczej tym, który się żalił, a
on był dzielny do samego końca.
Jak
później się dowiedziałem, Sehun był optymistą. Zawsze wierzył
w rzeczy, które na pozór mogły wydawać się nie do spełnienia.
Ja tak nie potrafiłem, bo byłem raczej pechowym realistą, któremu
nic nie wychodzi. Szczęście uśmiechnęło się do mnie tylko raz,
siódmego września 1991 roku, wraz z pierwszym wejściem Sehuna do
kawiarni, w której pracowałem. On był moim szczęściem.
*
Nigdy
nie przypuszczałbym, że kiedykolwiek wyląduję w swojej własnej
kuchni razem z Sehunem i wielką książką kucharską w ręku (którą
zabrałem Kyungsoo), ledwo ją utrzymując. Z mojego punktu widzenia
było to wręcz niemożliwe, a jednak wreszcie stało się. Nie wiem
jak, kiedy, po prostu powoli, w ciągu jednego miesiąca zyskałem
przyjaciela. On lubił mnie słuchać, obserwować i mówić do mnie.
To przy nim czułem się dobrze i wyjątkowo, zupełnie jakbym
spotkał bratnią duszę. Mama zawsze mówiła, że gdzieś na
świecie istnieje człowiek, który jest dla mnie stworzony... Miała
racje, znalazłem go w Daegu, ale w końcu nie aż tak daleko od
Chin. W każdym bądź razie Sehun mógł mieszkać na innym
kontynencie, w innym czasie... Miałem szczęście. Może było tylko
chwilowe, ale zdążyłem nim nasiąknąć, nacieszyć się, choć
później gdy odeszło, pozostawiło po sobie wielką pustkę.
W
gruncie rzeczy, to w sumie ja kiedyś zaproponowałem wspólne
pieczenie ciastek. Obiecałem mu to, a nie chciałem go zawieść w
tak błahej sprawie. Właściwie moje zdolności kulinarne w ciągu
jednego miesiąca nie polepszyły się wcale – dalej byłem takim
amatorem, jak we wrześniu. Mimo wszystko, wytrwale śledziłem
maleńkie literki tworzące cały tekst, z którego jednak niewiele
rozumiałem.
Gotowanie
z Sehunem było o wiele lepsze, niż robienie tego samotnie.
Właściwie każda rzecz, w której towarzyszył mi on, stawała się
milion razy ciekawsza, dlatego lubiłem, kiedy był przy mnie.
Wracanie do domu wieczorem po opustoszałych uliczkach, picie kawy
przestało być nudne. Polubiłem nawet chodzenie pieszo. Lubiłem
wszystko, co było związane z Oh Sehunem.
-
Nie myślisz, że powinniśmy dolać do tego więcej mleka? -
zapytał, patrząc na masę w różowej misce. Przechylił ją
delikatnie w lewo, a masa ruszyła się tylko trochę. - Taka trochę
sztywna jest – skwitował po chwili.
Pod
wpływem mojego wzroku jego ubrudzone mąką policzki zarumieniły
się, a swoje spojrzenie nakierował na ręce, w których trzymał
miskę.
-
Wtedy będzie zbyt rzadkie – stwierdziłem, śmiejąc się cicho,
jednak zabrałem ze stolika mleko i wlałem trochę do naczynia.
Sehun wymieszał łyżką, która później cała usmarowana była w
czekoladowym cieście. - Chyba nadaje się do upieczenia.
Sehun
zagryzł delikatnie wargę różanych ust i pokiwał twierdząco
głową.
-
Okaże się, gdy będą gotowe – mruknął, starannie układając
okrągłe foremki na blasze.
Nie
było takiego dnia, kiedy Sehun nie emanowałby szczęściem. Zawsze
był wesoły, jakby każda, najdrobniejsza rzecz sprawiała mu
radość. Cieszył się, gdy przychodził do kawiarni, gdy z niej
wychodził, kiedy rozmawiał ze mną, milczał, a nawet rozlewał
masę do wcześniej przygotowanych foremek. Chciałem brać z niego
przykład, ale nie potrafiłem, nie byłem tak silny, jak Sehun.
Niektórym
mogłoby się wydawać, że miał wspaniałe życie. Bo przecież był
synem znanej modelki oraz aktora, uczęszczał do prywatnej, cenionej
szkoły, mógł rozwijać swoje zainteresowania, bo rodzice poza
muzyką nie narzucali mu wiele obowiązków. Na pozór miał wielu
przyjaciół, którzy wręcz uwielbiali go. Nikt go nie kontrolował,
nie mówił, że ma być wzorem do naśladowania, miał całkowitą
swobodę, kiedy był sam, nie musiał się pilnować. Ja tak
myślałem, ale nie umiałem dostrzec tej drugiej, gorszej strony
jego życia, którą niewątpliwie miał, jak każdy zresztą.
Odkryłem ją dużo później, ale mimo to wydawała się nierealna.
-
Gotowe – zakomunikował wesoło, wkładając babeczki do
piekarnika.
-
Kiedy się upieką, ty próbujesz ich pierwszy. - Zaśmiałem się,
odkładając grubą książkę kucharską na bok, po czym podszedłem
do Sehuna bliżej, stając dokładnie przed nim. Byliśmy podobnego
wzrostu, niemalże równi, dlatego patrzenie w jego ciemne, brązowe,
niemalże czarne oczy było wyjątkowo łatwe. Nie musiałem stawać
na palcach, by w nie spojrzeć.
Przyłożyłem
swoje zimne dłonie do jego różowych policzków, strzepując przy
tym mąkę, która nadal tam była. Opadła na jego czerwonym
swetrze, przez co zaśmiałem się melodyjnie.
-
Miałeś rację – szepnął, oddychając jakby ciężej. - Kiedy
gotujesz, kuchnia wygląda strasznie. Ta mąka jest wszędzie –
prychnął, odsuwając się ode mnie, by chociaż trochę posprzątać.
Wziął do rąk puste opakowanie po mleku i przystanął
patrząc na całokształt naszego gotowania. - Nie wiem jak to
zrobiliśmy, ale chyba nie posprzątamy tego do jutra. - Zaśmiał
się, wyrzucając do kosza przedmiot wcześniej trzymany w dłoni. -
Nie dziwię się Kyungsoo, że nie wpuszcza cię do kuchni.
- Ej
– oburzyłem się, tupiąc nogą, co rozśmieszyło mojego
towarzysza. - Jesteś niemiły.
- A
ty zachowujesz się jak dziecko, hyung – mruknął, wystawiając mi
język. Tak, mimo tego dojrzałego zachowania i jemu zostało coś z
dziecka. - Ale to urocze – dodał po chwili, mierzwiąc moje rude
włosy, które wpadły mi do oczu.
Naburmuszyłem
się, marszcząc nos, po czym cofnąłem się nieznacznie, nie
spuszczając z Sehuna spojrzenia, którym wręcz mógłbym mordować.
Ten zaśmiał się w odpowiedzi, sprzątając bałagan, w czym z
niemałym jękiem niezadowolenia mu pomogłem.
Niecałe
pół godziny później siedzieliśmy w małym salonie z talerzem
babeczek, które przyrządziliśmy sami z przepisu, który polecił
mi Kyungsoo. Ani ja, ani Sehun raczej nie rwaliśmy się do tego, by
ich spróbować, ale w końcu musiało to kiedyś nadejść. Cóż, w
tamtym przypadku byłoby lepiej gdyby nastąpiło to później niż
wcześniej.
- No
hyung, otwórz buzię – poprosił, wyciągając wolną dłoń w
moim kierunku, w której trzymał babeczkę. Pokręciłem przecząco
głową, nadal mając mocno zaciśnięte usta.- No dalej.
-
Nie, Hunnie – zaprotestowałem szybko, odsuwając jego rękę. -
Jakoś straciłem apetyt. - Widząc jego wielce niezadowoloną minę,
miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. - Och, no nie bądź taki –
żachnąłem się, z oburzeniem patrząc na słodkości. - Daj Yui,
ten kocur pewnie chętnie zje. Swoją drogą to dziwne, że
komukolwiek dał się dotknąć. Przede mną raczej ucieka. -
Skrzywiłem się, wskazując na kota spokojnie leżącego na kolanach
Sehuna.
-
Musi być jakiś powód, dlaczego cię nie lubi – stwierdził
odkrywczo, głaskając zwierzaka po grzbiecie. - Może taki, że
dajesz mu swoje okropne potrawy i używasz jako testera? - Zapytał,
śmiejąc się gładko. - Lub po prostu zrobiłeś na nim złe
pierwsze wrażenie i będzie to pamiętał do końca swoich dni.
Jeżeli tak, już prędko nie wkupisz się w jego łaski.
-
Złe pierwsze wrażenie? - zakpiłem, prychając cicho. - Byłem dla
niego niczym matka! Czy tam ojciec. Teraz powinien mi być wdzięczny,
że tak bardzo się nim opiekowałem, a nie chować się przede mną
zawsze, kiedy mnie widzi – powiedziałem, posyłając Yui mordercze
spojrzenie. - To jest potwór, który uprzykrza mi życie, nie kot.
-
Przesadzasz, on jest kochany – zaprotestował Sehun, przytulając
kociaka.
To
była jedna z tych chwil, kiedy chciałem, by to mnie przytulał.
Byłem zazdrosny o kota, przeklętego sierściucha, który w ciągu
jednego popołudnia omotał Sehuna, który po prostu kochał robić
mi na złość.
-
Gdybyś pobył z nim dłużej, zrozumiałbyś, do czego jest zdolny –
zakomunikowałem, przypominając sobie jak Yui podrapał mój
ulubiony koc, jedną kwiecistą zasłonę w salonie, której chyba
szczególnie nienawidził i zbił wazon pełny wody, która z kolei
wylana na radio je zepsuła. Przeklęty, mały psuj. - Może i
wygląda słodko i rozkosznie, ale pod skórą czai się diabeł.
Lepiej go odstaw zanim wydrapie ci oczy.
Sehun
zaśmiał się po raz kolejny, po czym zaprzeczająco pokręcił głową. - Nie
– odpowiedział. - A ty spróbują wreszcie tej babeczki, bo nie
wiem, czy na pewno są jadalne.
Naprawdę
chciałem protestować, ale nie mogłem. Wystarczyło jedno, ostatnie
spojrzenie Sehuna, a wziąłem do rąk wcześniej upieczoną przez
nas babeczkę i spróbowałem. Właściwie do smaku, który uzyskiwał
Kyungsoo sporo jej brakowało. Była cholernie słodka – chyba zbyt
słodka, ale z zadowoleniem stwierdziłem, że jadalna.
-
Może i to nie jest jakieś mistrzostwo, ale nie jest źle.
Sehun
uśmiechnął się szeroko, biorąc do rąk kolejną babeczkę.
Skończyło
się na tym, że zjedliśmy po kilka, resztę odkładając na później.
Wprawdzie nigdy już więcej ich nie tknęliśmy, ani nie
zabieraliśmy się za gotowanie ponownie, ale zapamiętałem tamten
wieczór. Może nie działo się nic wyjątkowego, ale wystarczyła
sama obecność Sehuna, by moje serce przyspieszyło tempa
kilkukrotnie, a oddychanie wydawało się niezwykle trudne. On zdawał
się tego nie zauważać, tak mi się wydawało. Ale to było nawet
wygodniejsze, bo unikaliśmy niezręcznych sytuacji.
*
listopad
1991 roku, Daegu.
Spędzając
coraz więcej czasu z Sehunem poza kawiarenką, godzina rozmowy
podczas mojej pracy mi nie wystarczała. Mijała o wiele szybciej niż
na początku, czas niemalże biegł. Nim się spostrzegłem nadszedł
listopad, a wraz z nim chłodniejsze dni i ciemniejsze popołudnia.
Mimo to w kawiarence zawsze było ciepło kiedy przychodziła
dwudziesta druga, nie chciałem stamtąd wychodzić. Jednak myśl, że
Sehun będzie towarzyszył mi przez połowę drogi sprawiała, że
bez żadnego gadania kończyłem swoją pracę i zamykałem
kawiarenkę.
Tamtego
wieczoru Sehun przyszedł wcześniej. Bez słowa ruszył do stolika,
przy którym zawsze siedział i ściągnął czarny płaszcz z
ramion. Zawiesił go na oparciu krzesła i spojrzał w moją stronę,
uśmiechając się serdecznie. Pomachałem mu szybko, nalewając
gorącej kawy do filiżanki, by choć trochę pozwolić mu się
ogrzać. Uważając, by nie poparzyć swoich dłoni, podszedłem do
niego wolno i postawiłem przed nim filiżankę, na co on mruknął
ciche 'dziękuję', przysuwając ją do siebie.
Wyglądał
na zmęczonego, sennego, a jago skóra stała się jakby bledsza. Z
daleka nie mogłem tego zauważyć, jednak znajdując się
naprzeciwko niego – to rzucało się w oczy. On jakby nie zwracał
na to zupełnej uwagi, wręcz uśmiechał się szeroko, wskazując na
krzesło przed nim, bym je zajął. Usiadłem na nim niespiesznie, po
czym pochyliłem się do przodu i przyjrzałem się dokładnie
blondynowi.
-
Wyglądasz, jakbyś miał tu paść – mruknąłem zmartwiony,
wyciągając w jego stronę dłoń, którą położyłem na jego
chłodnym policzku. - Może powinieneś wrócić do domu i odpocząć?
Jeżeli tak dłużej będziesz się wykańczał, może ci się coś
stać – uprzedziłem go, cofając dłoń, którą położyłem na
drewnianym blacie.
-
Nie musisz się martwić, hyung – powiedział po chwili, jednak
jego głos był jakiś słabszy. - Poradzę sobie. Po prostu muszę
załatwić parę spraw, zaliczyć ostatnie ważne testy i będzie w
porządku. Do tego potrzebne jest jednak dobre przygotowanie, a ja
czuję, że jeszcze muszę poćwiczyć – dodał cicho, łapiąc za
uchwyt filiżanki. Po chwili zacisnął mocno usta, odkładając
naczynie z powrotem na miejsce, nawet nie kosztując ani łyka
napoju. - Już zrezygnowałem z lekcji gry na fortepianie, to chociaż
trochę mnie odciąży.
Szczerze
powiedziawszy to wcale mnie nie uspokoiło. Być może to jeden
obowiązek z głowy, ale zostały ich całe sterty.
-
Jest weekend, odłóż wszystkie książki i odpocznij, proszę. -
Spojrzałem na niego znacząco, a on jedynie westchnął, wolno
kiwając głową. - W takim razie cieszę się – dodałem wesoło,
a Sehun uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie na to czekał. -
A teraz pij to i rozgrzej się, bo zaraz zamienisz się w jedną
wielką kostkę lodu.
Sehun
po raz kolejny wziął w dłonie filiżankę i upił łyk kawy,
krzywiąc się nieznacznie. To nie był pierwszy raz, kiedy to
zauważyłem.
-
Nie lubisz jej, prawda?
W
odpowiedzi usłyszałem jedynie cichy, melodyjny śmiech i brzdęk
uderzanego o siebie szkła. - Jeżeli mam być szczery, to nienawidzę
– przyznał, językiem zlizując pozostałości kawy ze swoich
wąskich, ale kształtnych ust. - Sam jej zapach trochę mnie odrzuca
– stwierdził, wpatrując się w ciemną zawartość filiżanki. Po
chwili jednak uśmiechnął się z rozbawieniem i wbił swoje
spojrzenie we mnie.
-
Więc dlaczego ją pijesz? - zapytałem bez zrozumienia.
Sehun
zamyślił się na chwilę, podpierając się rękami o stół.
-
Jednym z powodów jest to, że nie chce mi się spać, ale właściwie
nie chodzi tylko o to – poinformował mnie, ani na moment nie
spuszczając ze mnie swojego wzroku. - To właśnie ty robisz ją dla
mnie, więc automatycznie staje się smaczniejsza.
Miałem
wrażenie, że w tamtej chwili moje policzki płoną żywym ogniem.
-
Równie dobrze mógłbym przygotowywać ci herbatę – stwierdziłem,
poprawiając się na krześle, by usiąść wygodniej. - Hunnie,
przecież nie musisz tego pić! Daj, przyniosę ci coś innego. -
Wyciągnąłem do niego rękę, by zabrać filiżankę, ten jednak ją
odtrącił.
-
Nie, mówiłem, jest w porządku. Przyzwyczaiłem się już do tego
smaku, poza tym myślę, że przywykłem do tego wszystkiego i ciężko
teraz byłoby mi się przerzucić na herbatę, uwierz. - Zdawał się
mówić przekonująco, dlatego odpuściłem i nie męczyłem go
więcej o to. Później już nigdy nie narzekał, po prostu pił ją
nadal, nie zwracając uwagi na to, czy mu smakuje, czy też nie.
-
Cześć, Sehun! - W jednej chwili pojawiła się obok nas Sojung z
aparatem w ręku. - Jak samopoczucie? - zapytała entuzjastycznie,
pochylając się nad blondynem. Ten zaszczycony nagłą jej
bliskością, odsunął się nieco do tyłu, ale nie stracił
pogodnego uśmiechu, który był najpiękniejszym widokiem, jaki
mogłem sobie wymarzyć.
-
O, Sojung – odezwał się po momencie. - Całkiem w porządku –
odpowiedział, ukradkiem spoglądając w moją stronę. - A twoje?
-
Świetnie, jak zawsze – powiedziała szybko, a cały ten entuzjazm
aż od niej emanował. - Lu, możesz ustawić się gdzieś koło
Sehuna? - Spojrzała na mnie błagalnie, z tym swoim dziwnym,
szerokim, ale radosnym uśmiechem.
-
Jeśli wyjaśnisz mi po co.
-
Ach, jasne. - Wzięła głębszy wdech i wyprostowała się. - Szef
wpadł wczoraj na całkiem genialny pomysł, który bardzo mi się
spodobał – niemalże zapiszczała, zaciskając palce na czarnym
aparacie. - Poprosił mnie, bym robiła zdjęcia naszym stałym
klientom, oczywiście za ich zgodą. Później zawisną na tej
ścianie, która stanie się pamiątkową – wyjaśniła, wskazując
na beżową ścianę za nami, na której wisiało kilka obrazów
oprawionych w ramki oraz brązowe, kształtne litery, które ułożone
tworzyły nazwę kawiarni. - Pomyśl sobie, przychodzisz tu za
kilkadziesiąt lat i wspominasz, widzisz te wszystkie zdjęcia, które
przypominają ci o czasach młodości. Coś niesamowitego, naszym
klientom się to na pewno spodoba! A zważywszy na to, że Hunnie
bywa tu codziennie, powinien się tam znaleźć! - Była jeszcze
bardziej ucieszona niż wcześniej, ale nie dziwiłem się jej. Sam
uważałem, że ten pomysł jest świetny. - No dalej, ustawiajcie
się do zdjęcia!
-
Ale ja nie jestem klientem – zauważyłem, a Sojung machnęła
ręką.
- To
nic – powiedziała szybko. - Sehun pewnie chce towarzysza do
zdjęcia, prawda? - zwróciła się do chłopaka, który spojrzał na
mnie znacząco.
-
Jasne – mruknął, wstając. - Chodź, hyung. - Złapał za moją
moją dłoń, zmuszając mnie przy tym, bym wstał. Gdy to uczyniłem,
objął mnie w pasie ręką i i przyciągnął do siebie, uśmiechają
się do obiektywu.
Będąc
tak blisko jego, czując na biodrze jego dużą dłoń, moje serce
biło mocniej, dwa razy szybciej i nierówno, jak po przebiegnięciu
maratonu. Wtedy nie wiedziałem dlaczego tak się działo, być może
prawda była zbyt ciężka, bym mógł w nią uwierzyć. Później,
gdy pomyślałem nad tym dłużej, wcale nie było mi ciężko czy
też źle z myślą, że zakochałem się w chłopaku. A to wszystko
dlatego, że był nim Oh Sehun. Akceptowałem tę myśl, a
można powiedzieć, że cieszyła mnie, bo wreszcie miałem taką
osobę, która była dla mnie ważna, którą kochałem i szanowałem.
Nie obchodziło mnie to, że znaliśmy się dwa miesiące. One
wystarczyły, bym zatracił się w nim i powiedział, że jest moim
cichym uzależnieniem, które pochłaniało moją duszę i serce.
Niechętnie
oderwałem się od lustrowania twarzy Sehuna i spojrzałem w
obiektyw, uśmiechając się naprawdę szczerze, co Sojung uwieczniła
na zdjęciu. Później zwisło ono na ścianie pamiątkowej razem z
innymi, których przybywało coraz więcej wraz z upływającymi
latami.
*
grudzień
1991 roku, Daegu.
Biały,
puszysty puch, który mienił się w słońcu niczym małe diamenciki
spadł niespodziewanie na samym początku grudnia. Był niemalże
wszędzie, zdobiąc swym pięknem dachy domów, ulice, drzewa i
chodniki. Mimo to ludzie i tak byli przygotowani na niego, w końcu
była zima, a listopad był dosyć chłodnym miesiącem. Ciągle
słyszałem niezadowolone narzekania klientów, którzy rozmawiali w
kawiarni, że mógłby już stopnieć. Ja byłem jednak innego
zdania. Chciałem, by chociaż przetrwał do Świąt, do których
zostały dwa tygodnie. Poza tym widziałem, jak cieszył Sehuna, w
końcu zima była jego ukochaną porą roku.
Sehun
w ciągu tych miesięcy wcale nie zmienił swoich zwyczajów, nadal
zjawiał się o tej samej porze, zamawiając filiżankę kawy.
Jeszcze kilkukrotnie pytałem się, czy aby na pewno nie woli
jakiegoś innego napoju – on zawsze odmawiał. Później przestałem
zadawać to pytanie, bo doskonale znałem odpowiedź. Czasami Sehun
zachowywał się naprawdę dziwnie, ale można było do tego
przywyknąć, bo charakteru zmienić nie można. Mimo to ja nadal
byłem w nim zakochany, posyłałem mu krótkie uśmiechy i ciepłe
spojrzenia, a on odwdzięczał się tym samym.
-
Dlaczego ty jeszcze jesteś nieubrany? - oburzyła się Sojung,
stając przede mną ze skrzywioną miną. - Kiedy Sehun tu przyjdzie,
nie będzie na ciebie czekał. No leć po kurtkę, bo on zaraz tu
będzie – popędziła mnie, ja jednak nadal stałem w tym samym
miejscu co przedtem. - I ubierz czapkę, rękawiczki i szalik, żebyś
się nie przeziębił – dodała, uśmiechając się uroczo.
-
Spokojnie, So – poprosiłem, nigdzie się nie spiesząc. - Sehunowi
nic się nie stanie, jeśli poczeka na mnie dwie minutki, a teraz
ubierał się nie będę, bo roztopie się, tu jest za ciepło –
westchnąłem, siadając na krześle za ladą.
Dzień
wcześniej Sehun uprzedził mnie, żebym postarał się wyjść z
pracy wcześniej, co najmniej dwie godziny, bo przyjdzie i gdzieś
mnie ze sobą zabierze. Nie wiedziałem, co kombinował, Sojung
najwyraźniej tak, bo chodziła ucieszona od stolika do stolika, nie
mówiąc mi zupełnie nic.
-
Jak tam już chcesz – mruknęła, odkładając kilka szklanek na
ladę. - I jak, cieszysz się z randki z Sehunem? - zapytała po
chwili, patrząc się na mnie wyczekująco. - Tak ślicznie razem
wyglądacie. - Jej entuzjazm czasem mnie przerażał, zdawała się
być jeszcze weselsza od i tak radosnego Sehuna.
-
Nie sprecyzował co to dokładnie jest, więc dla mnie to zwyczajne
spotkanie, a ty nazywaj to jak chcesz – powiedziałem, a Sojung
zmrużyła nieco swoje czekoladowe oczy. - I cieszę się, że będę
mógł pobyć z nim dłużej niż tylko godzinę, jak codziennie –
stwierdziłem wesoło, wodząc wzrokiem za blondynką, która nagle
znalazła się po drugiej stronie lady i przystanęła na moment.
-
Cóż, najważniejsze jest to, że idziesz z Sehunem, a nie jakimś
innym przypadkowym chłopakiem. - Spojrzała w stronę okien i
uśmiechnęła się pogodnie. - I właśnie tu idzie. Nie spieprz
tego, Lu! I ubieraj się – ponagliła mnie, podchodząc do wieszaka
z kurtkami. Ściągnęła z niej moją po czym wepchała prosto w
moje ręce.
-
Dzięki – szepnąłem, zakładając wierzchnie odzienie. Nałożyłem
na głowę czapkę i opatuliłem szczelnie szyję szalikiem, by nie
zamarznąć. Chwilę później usłyszałem dzwoneczek sygnalizujący,
że ktoś wszedł do kawiarni. Wiedziałem, że to Sehun.
-
Gotowy? - zapytał, zatrzymując się przy ladzie. Zlustrował mnie
spojrzeniem i uśmiechnął się łagodnie, widząc, jak kiwam
potwierdzająco głową. - W takim razie chodź – powiedział,
wyciągając w moją stronę rękę, którą po chwili złapałem i
zacisnąłem na niej palce. - Cześć Sojung – pożegnał się z
dziewczyną, która w odpowiedzi pomachała mu energicznie. Nie
czekając dłużej ścisnął moją dłoń i pociągnął w stronę
wyjścia.
Gdy
stanęliśmy na zewnątrz, pierwsze, co zauważyłem, to śnieg. Było
go jeszcze więcej, niż przed moją zmianą w kawiarni, ale nie na
tyle dużo, by nie móc przejść. Poza tym nie było wcale tak
zimno, choć dodatkowa para rękawiczek na pewno nie zaszkodziłaby.
Nie myślałem jednak o chłodzie, tylko i ciele dłoni Sehuna, która
nadal złączona była z moją.
-
Dokąd mnie zabierasz? - zapytałem, patrząc na niego podejrzliwie.
Sehun
przygryzł wargę, przez chwilę milcząc.
-
Zobaczysz – odpowiedział, a ja zmarszczyłem nos. - Och, no już,
przestań się dąsać – poprosił, ruszając z miejsca, co po
krótkim momencie również uczyniłem. - Kiedy to robisz, wyglądasz
jak mała, włochata kuleczka – poinformował mnie, a ja wziąłem
głębszy wdech powietrza, aby nie zacząć na niego krzyczeć, co
chyba nie było najlepszych pomysłem, przez zimno, które nagle
jakby zamroziło wszystkie moje wnętrzności. - Ale to urocze.
-
Jesteś okropny – prychnąłem, splatając swoje palce z tymi jego.
-
Nie przesadzaj. - Mimo to zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie. -
Poza tym to niedaleko, za moment sam się przekonasz – uprzedził.
Na
zewnątrz było mało przechodniów, przez całą drogę, która
faktycznie okazała się niezbyt długa, minęliśmy może kilka,
którzy nawet nie zwrócili na nas uwagi. Dojście pod lodowisko
zajęło nam niecałe dziesięć minut i naprawdę dziwiłem się, że
w naszym mieście jest coś takiego. Być może nie zauważyłem go,
bo za bardzo przejęty byłem pracą, a jedynymi odwiedzanymi przeze
mnie była kawiarnia, dom, poczta i sklep spożywczy. Wszystkie
znajdowały się w przeciwnym kierunku, więc stwierdziłem, że nie
miałem nawet jak tego zauważyć.
Lodowisko
było duże, oświetlone setkami małych światełek oraz tymi
większymi łunami jasności pochodzących z lamp ulicznych. Było
prawie puste, zauważyłem może góra sześć osób – dwie pary
oraz dwie pojedyncze. Cieszyłem się, że Sehun zabrał mnie właśnie
w to miejsce. Lubiłem jazdę na łyżwach. Kiedy byłem młodszy
moja mama często zabierała mnie na lodowisko i uczyła jeździć,
kiedy sama była w tym naprawdę dobra. Później zabrakło mi czasu,
bym mógł sam to robić.
-
Miałeś racje, to całkiem niedaleko. - Posłałem mu szeroki
uśmiech, co odwzajemnił, dając mi cichą odpowiedź niezawierającą
słów.
Wypożyczenie
łyżew i zakup biletów nie zajęło dużo. Za wszystko płacił Sehun, co
zirytowało mnie nieco. Powtarzałem mu kilka razy, że sam mogę za
siebie zapłacić, w końcu jestem dorosły i zarabiam. Oczywiście
wszystko olał, szepcząc mi na ucho, że to randka i to on
zaprosił mnie, więc to on za wszystko zapłaci. Wiedziałem, że z
nim nie wygram, dlatego uległem i stwierdziłem, na następnym razem
będzie odwrotnie, przynajmniej się o to postaram.
-
Nie wiedziałem, że potrafisz jeździć – przyznał Sehun, kiedy
powoli sunęliśmy po lodzie, trzymając się mocno za ręce. -
Miałem nadzieję, że nie będziesz umiał, a wtedy ja cię nauczę,
w podzięce za naukę gotowania – poinformował mnie, śmiejąc się
cicho. - Choć nie wiem, czy powinienem, bo bez ciebie te babeczki
wychodzą mi jeszcze gorsze.
-
Moja mama uczyła mnie, kiedy byłem mały – mruknąłem, podnosząc
głowę, po czym spojrzałem przed siebie. - Ale zastanawia mnie
jedno – powiedziałem, spoglądając w jego stronę. On również
swoje spojrzenie wbił we mnie, oczekując na dalszą część
wypowiedzi. - Jak to jest, że nie potrafisz jeździć na nartach, a
na łyżwach bez problemu? - zapytałem z zaciekawieniem, a Sehun
wzruszył jedynie ramionami.
-
Nie wiem, może dlatego, że łyżwiarstwo wydaje się łatwiejsze? I
nie ma tu stromych gór i wielkich zasp śniegu. Jest prosto i lód,
czyli coś dla mnie. To przyjemniejsze, niż użeranie się z
niewygodnymi, sztywnymi butami i nartami – wyjaśnił. - W nich
utrzymać równowagę było mi jeszcze ciężej, niż na śliskim.
Wierzyłem
jego słowom, bo sam nigdy nie próbowałem jazdy na nartach. Raczej
nie ciągnęło mnie do tego sportu i te wielkie, strome góry
faktycznie trochę przerażały. Poza tym nie miałem nawet czasu, by
próbować. Nie byłem tak zajęty jak Sehun, miałem zdecydowanie
mniej obowiązków, zważywszy na to, że właściwie tylko
pracowałem i zajmowałem się domem, ale mimo to na przyjemności
nie mogłem znaleźć wiele wolnych chwil. Zwykle wykorzystywałem je
na telefony do mamy, uczenie się pieczenia tych przeklętych ciastek
Kyungsoo, albo ewentualnie spotykając się z Sehunem, jeżeli on
tylko mógł.
-
Chyba cię rozumiem - powiedziałem, przykładając wolną dłoń do
ust, które chyba powoli zamarzały. Nie skarżyłem się na zimno,
bo będąc przy Sehunie wcale tak bardzo mi nie przeszkadzało, ale
po dłuższym przebywaniu na zewnątrz, stawało się odczuwalne.
Wełniana rękawiczka nie dawała wiele, choć moje wargi przestały
tak bardzo drżeć, jak wcześniej. Wszystkie swoje myśli skupiłem
na tym, by zapomnieć o chłodzie, co chyba nie było najlepszym
pomysłem, bo zachwiałem się, gdy Sehun nieco skręcił, by nie
wjechać w barierkę. Nie dążyłem utrzymać równowagi, bo po
chwili runąłem na lód, ciągnąc za sobą Sehuna. Upadł obok mnie
z cichym jękiem bólu.
Myślałem,
że będzie zły, że być może nakrzyczy na mnie, ale nic takiego
się nie stało. Sehun się śmiał, tak dźwięcznie i radośnie, że
był melodią dla moich uszu. To właśnie w nim lubiłem, że nigdy
nie był przygnębiony z powodu swoich upadków. Nie mówię tylko o
tych dosłownych, ale każdych innych. Był wesoły, potrafił się z
siebie śmiać i ciągle być szczęśliwym. Za mnie również często
się śmiał, ale to właśnie sprawiało, że sam automatycznie
przestałem przejmować się wszystkimi niepowodzeniami. Nawet nie
wiem kiedy się to stało, ale Sehun nauczył mnie być szczęśliwym,
a ja nauczyłem go kochać, tak powiedział mi pewnego razu. Od
tamtej chwili uśmiech nie schodził mi z ust, do ostatniego dnia
grudnia.
-
Jesteś cały? - zapytał, nadal się śmiejąc.
-
Chyba. Nie wybiłem zębów, nie złamałem nosa, więc chyba żyję
– odpowiedziałem, śledząc jego ruchy. Wstał powoli i utrzymując
się w pionie wyciągnął w moją stronę rękę, którą po chwili
złapałem, by również się podnieść, ale kiedy już to zrobiłem,
on mnie nie puścił. Wręcz przyciągnął do siebie i zatrzymał w
silnym, ale pełnym uczucia uścisku. Jego twarz była tak blisko, że
bez problemu mogłem zobaczyć każdy szczegół jego twarzy; od
blond włosów wychodzących spod czapki, które opadały na lekko
przymrużone, ciemne oczy, po różowe, wykrzywione w uśmiechu
usta. Na nich skupiłem całą swoją uwagę, zwłaszcza wtedy, gdy
lekko musnęły moje. Przez chwilę nie ruszałem się, będąc
całkowicie sparaliżowany. Ale cieszyłem się i miałem ochotę
płakać, bo Sehun był tu, ze mną, tak cholernie blisko mnie. Jego
usta wolno całowały moje wargi, nie spiesząc się w ogóle. Nadal
pamiętam, że były miękkie, delikatne i smakowały miętą. I
takie pozostały w mojej pamięci, tak samo jak uśmiechnięty Sehun,
który tylko gdy oderwał się ode mnie, nasunął mi na uszy
czapkę, która ledwo trzymała się mojej głowy. Później
przelotnie musnął mój policzek i wtulił się jeszcze mocniej w
moje ciało. W tamtej chwili w swoich rękach trzymałem cały mój
świat.
A
kiedy już staliśmy przed moim domem, cali zmarznięci, ale
szczęśliwi, ja nie chciałem się z nim żegnać, choć wiedziałem,
że zobaczę go znowu nazajutrz. Po prostu coś podpowiadało mi,
bym trzymał się go tak mocno jak tylko mogę. I starałem się to
robić, ale istniały takie rzeczy, na które nie miałem wpływu.
- I
proszę cię, wyśpij się – powiedziałem cicho, wtulając się w
jego klatkę piersiową przykrytą warstwą ubrań i grubym, brązowym
płaszczem, na którym zatrzymywały się śnieżynki, powoli
spadające z nieba. - Jest weekend, to jedyny taki moment, kiedy masz
na to okazję.
Sehun
odsunął się ode mnie i uśmiechnął się lekko, trochę blado.
-
Dobrze, hyung – odpowiedział, patrząc na mnie wzrokiem pełnym
uczucia. - Dobranoc – pożegnał się, przelotnie całując moje
usta.
Obserwowałem
go aż do momentu, kiedy skręcił za ostatnią kamienicą.
-
Dobranoc, Hunnie – szepnąłem, wchodząc śliskimi schodkami, by
znaleźć się pod głównymi drzwiami kamienicy, do której wszedłem.
Grudzień
był dobrym miesiącem pełnym miłości i szczęścia, podobnie jak
rok 1991, który w całym moim życiu był najważniejszym i tym, po
którym zostało mi jedynie stare zdjęcie na ścianie pamiątkowej i
niesłabnąca miłość do chłopaka, który skradł mi serce.
*
Szedłem
szybkim krokiem, po drodze energicznie pocierając dłońmi o siebie,
aby się rozgrzać. Na dworze panował mróz, jeszcze większy, niż
przed paroma tygodniami. Naciągnąłem na uszy puchatą czapkę i
dokładnie przewiązałem szyję beżowym, długim szalikiem, spod
którego widać było tylko moje oczy, którymi szukałem
odpowiedniego pociągu.
Niedługo
po naszej pierwszej randce Sehun przyszedł do kawiarni nieco mniej
wesoły niż zawsze. Oczywiście usiadł przy tym samym stoliku i
zamówił kawę, jednak poprosił, bym ani na chwilę nie odchodził,
bo musi ze mną porozmawiać. Później prosił mnie o to samo, ale
nie podpierał tego żadnymi argumentami. Wiem, że chciał spędzać
ze mną więcej czasu, dlatego przychodził też wcześniej i
codziennie odprowadzał mnie pod same drzwi kamienicy. Czułem, że
to wcale nie przez to, że to było takim obowiązkiem 'dobrego
chłopaka'. To miało drugie dno, o którym wiedział Sehun, ja nie,
ale nie pytałem. Twierdziłem, że kiedyś mi powie. Podczas naszej
rozmowy w kawiarni uprzedził mnie, że pod koniec grudnia będzie
musiał wyjechać razem z rodzicami. Nie powiedział gdzie, ani na
jak długo. Stwierdził tylko, że wróci jeszcze na wiosnę 92 roku,
ale wyglądał, jakby sam nie wierzył w swoje słowa.
Obrzuciłem
wzrokiem perony, aż wreszcie znalazłem ten, który szukałem. Do
odjazdu było jeszcze trochę czasu, ale wiedziałem, że Sehun wraz
z rodzicami byli wcześniej, podobnie jak większość pasażerów.
Między tymi wszystkimi ludźmi, których z każdą minutą
przybywało, naprawdę ciężko było zauważyć Sehuna, dlatego
kiedy go znalazłem, nie miałem już wiele czasu, by się z nim
pożegnać. Zaledwie kilka chwil, które wykorzystałem na wtulaniu
się w jego ciało. Pamiętam do dziś, że jego szary płaszcz
pachniał wanilią, a duże dłonie wolno gładziły moje rude włosy.
Nie mówił nic, ale ja tak bardzo chciałem usłyszeć jego ciepły,
przyjazny głos.
-
Wrócisz, prawda? - zapytałem po chwili, nie mogąc znieść ciszy
panującej pomiędzy nami, którą przerywały głosy innych ludzi. -
Powiedz, że przyjedziesz i będzie tak samo, jak wcześniej –
poprosiłem, podnosząc głowę do góry, ale mogłem zobaczyć tylko
zarys jego twarzy. - A w wakacje zabiorę cię do Chin.
-
Wrócę, nim zdążysz zauważyć, że pory roku się zmieniły –
zapewnił mnie całując w czubek głowy. Uśmiechnąłem się
mimowolnie, zaciskając dłonie na materiale jego płaszcza. - I
będzie nawet lepiej niż wcześniej, oboje będziemy szczęśliwi –
wyszeptał do mojego ucha. Mimo że nigdy się do nie spełniło, on
wcale nie kłamał, bo naprawdę w to wierzył. Był optymistą, nie
mógł myśleć inaczej, nawet w tak dramatycznych chwilach swojego
życia.
-
Pisz do mnie – mruknąłem, odrywając się od niego. - Chyba tylko
to będzie mnie podtrzymywało na duchu, kiedy cię nie będzie –
wyszlochałem. Nie potrafiłem dłużej hamować łez. Pozwoliłem,
by powoli spływały po moich policzkach, lecz nie na długo. Sehun
starł je szybko opuszkami palców, kręcąc przy tym głową.
-
Nienawidzę, kiedy płaczesz, kiedy robisz to przeze mnie –
powiedział cicho, patrząc w moje oczy. Położył dłonie na obu
moich policzkach, po czym długie palce wsunął we włosy. - Możesz
mi coś obiecać? - zapytał. Przytaknąłem ledwo słyszalnie,
tłumiąc kolejną falę płaczu. - Uśmiechaj się, rób to dla mnie
– powiedział, zbliżając swoją twarz do mojej – i przede
wszystkim dla siebie, hyung. Kiedy tu wrócę, masz być szczęśliwy.
Nie przejmuj się problemami, one kiedyś miną, a swój uśmiech, to
najpiękniejsza czynność, jaką możesz od siebie dać.
Ja
naprawdę chciałem się uśmiechać, jednak w tamtej chwili nie
potrafiłem. Nie, kiedy moje usta drżały, a widoczność zamazywała
się przez łzy.
-
Postaram się.
Resztę
pamiętam jak przez mgłę. Pojawiła się mama Sehuna i poprosiła,
by wsiadł do pociągu, bo za moment ruszają. Widziałem, że nie
chciał iść, ale musiał. Później musnął moje usta, jednak ten
pocałunek jest teraz jakby snem, który powtarza się w mojej
wyobraźni każdej nocy.
Tamtego
dnia widziałem go po raz ostatni. Sehun odszedł, ale moja miłość
do niego została, podobnie jak słaby uśmiech, o który mnie
poprosił. On nigdy nie zgasnął, tylko dlatego, że Sehun pozostał
w moich myślach oraz sercu i jest po dzień dzisiejszy.
*
kwiecień
1992 roku, Daegu.
Podczas
czteromiesięcznej rozłąki nie dostałem ani jednego listu, mimo że
czekałem. Łudziłem się, że być może kiedyś do moich drzwi
zapuka listonosz, który wręczy mi kopertę z jakimkolwiek odzewem
od Sehuna. Oczywiście przychodził i dostarczał pocztę, jednak
nigdy nie miał dla mnie nic od mojego chłopaka. Wciąż żyłem
nadzieją, że kiedyś się to zmieni, ale to powoli mnie niszczyło.
Pracowanie
w kawiarence stało się znacznie trudniejsze. Nie potrafiłem już
skupić się na swoich obowiązkach, bo moje myśli wciąż zajmował
Sehun. Nadal zamieniałem się z Kyungsoo zmianami, bym miał na
popołudnie. Zawsze o dwudziestej pierwszej patrzyłem na drzwi i
czekałem na Sehuna, ale nie przychodził. Z czasem stolik, przy
którym siedział został zajmowane przez inne osoby, a ja
zapomniałem już, jak to było, gdy odprowadzał mnie do domu. Na
nowo stałem się samotny, chyba nawet jeszcze bardziej niż
wcześniej. Yui uciekł, Kyungsoo przestał się do mnie całkowicie
odzywać, a Sojung z czasem zaczęła mnie irytować, głównie
dlatego, że ciągle przypominała mi o Sehunie. Lubiłem ją, ale
nie mogłem znieść, gdy pytała się o niego, o to, jak się czuje
i kiedy wraca. Starałem się też nie patrzyć na ścianę
pamiątkową, na której wisiało coraz więcej zdjęć, jednak tylko
jedno przyciągało moją uwagę.
Mimo
wszystko nadal się uśmiechałem, bo właśnie to mu obiecałem.
Czasami
było naprawdę trudno, ale wtedy wmawiałem sobie, że wiosna
dopiero się zaczęła, że za niedługo Sehun wróci, wytłumaczy
dlaczego nie pisał i tak, jak powiedział – będziemy jeszcze
szczęśliwsi niż wcześniej. Te słowa motywowały mnie i w jakiś
sposób pocieszały. Jednak przyszedł taki dzień, w którym
wszystko zostało zburzone, wszystkie te zapewnienia pękły niczym
bańka. A ja chyba wolałem tę niewiedzę, niż słowa pani Oh,
które niczym sztylet wbiły się w moje serce.
Piątkowe
popołudnie było naprawdę piękne. Słońce wpadało przez szyby do
kawiarni, oświetlając stoliki i ściany. Wszystko przez to stawało
się jaśniejsze, radośniejsze. Sam klimat był niezwykły, humory
klientów również. Sojung wirowała pomiędzy nimi i wesoło
odbierała wszystkie zamówienia. Ja stałem jedynie za ladą,
leniwie ścierając z okruchów ciastek blat ściereczką. Nie
zwracałem zbytnio uwagi na nowych ludzi pojawiających się w
kawiarni, zrobiłem to tylko raz, gdy odkładałem szmatkę, a
dzwoneczek zabrzmiał donośnie i energicznie, przyciągając swoją
uwagę. Osobę w drzwiach rozpoznałem od razu i w pewien sposób
poczułem się jak kilka miesięcy wcześniej, tylko tamtego dnia Oh
Jinri nie przyszła z synem, nie miała przy sobie też parasola.
Ubrana w oliwkowy, letni płaszczyk podeszła wolno do mnie i
zatrzymała się na chwilę, milcząc.
W
jej wyglądzie nie zmieniło się za wiele, poza kruczoczarnymi
włosami, które przykróciła i spojrzeniem. Zawsze było władcze,
pełne gracji, władzy i wyższości. Wtedy było smutne, zmęczone,
jakby miała wszystkiego dość, jakby dosłownie cały świat nagle
zwalił się jej na głowę.
-
Dzień dobry – przywitałem się, patrząc na kobietę. Próbowałem
zachować spokój, ale było to naprawdę ciężkie, zważywszy na
to, że jeżeli ona przybyła do Daegu, Sehun z pewnością również
wrócił.
-
Dzień dobry, Luhan – odpowiedziała cicho, w dłoniach ściskając
niewielkie, kremowe pudełko. - Wpadłam tylko na chwilę –
uprzedziła, patrząc się na mnie niepewnie. - Mam coś dla ciebie
od Sehuna – poinformowała, przesuwając wcześniej trzymane
pudełko w moją stronę. Było lekkie, zupełnie jakby w środku
było powietrze. - Nic nie wspominał o tym, żeby ci to dać, ale
myślę, że chciałby, żebyś to otrzymał – dodała, ledwo
powstrzymując się od łez. Pierwszy raz widziałem, by była tak
smutna i przybita. Miałem wrażenie, że wszystkie uczucia i emocje,
które wcześniej trzymała w sobie, powoli zaczęły ją opuszczać.
-
Dlaczego sam nie przyszedł? - zapytałem bez zrozumienia, mocno
zaciskając palce na powierzchni pudełka.
-
Zmarł na pod koniec stycznia – odpowiedziała szybko, na jednym
wydechu.
Przez
chwilę myślałem, że żartowała, że później roześmieje się i
powie prawdę, ale tak nie było. Nie dostając ode mnie żadnej
odpowiedzi, wycofała się w stronę wyjścia, ale kiedy już miała
otwierać drzwi, zatrzymała się i obróciła w moją stronę.
Uśmiechnęła się łagodnie i po raz kolejny podeszła.
-
Dziękuję, Luhan – powiedziała po momencie. - Za to, że
sprawiłeś, że Sehun się uśmiechał, że był szczęśliwy przez
ostatnie miesiące swojego życia. Nigdy wcześniej nie widziałam,
by był tak wesoły. Wiem, że to twoja zasługa, dlatego jestem ci
wdzięczna. - Spuściła wzrok i nakierowała go na swoje dłonie. -
Sehun myślał przez cały czas o tobie, zwłaszcza pod sam koniec.
Opowiadał mi o tobie, jak bardzo jest w tobie zakochany, jak mu na
tobie zależy. On cię naprawdę kochał i nie wątpię, że ty jego
również.
Nie
odpowiedziałem. Nie potrafiłem. Te słowa za bardzo bolały.
*
„Cześć,
hyung. Mija tydzień, a ja wariuję, bo za bardzo przyzwyczajony
jestem do Ciebie i kawy, której nienawidzę. Brakuje mi naszych
rozmów, ale pisanie listów pomaga.”
„Obiecałem,
że będę do Ciebie pisał, ale nigdy nie powiedziałem, że będę
te listy wysyłał. Nie wiem dlaczego je trzymam, może dlatego, że
boję się wyznać prawdę. Jest ciężko, ale myślę, że później
będzie lepiej, a moje słowa tylko niepotrzebnie Cię zmartwią.”
„Seul
to naprawdę piękne miasto, ale tęsknie za Daegu i 'Cherry Cafe'.
Jednak nie wychodzę nigdzie poza obrzeża szpitala. Jestem chory,
ale wyjdę z tego, tak powiedział lekarz. Ma na imię Seung Hyun i
jest takim samym optymistą jak ja.”
„Narysowałem
nowy komiks. Wiesz, że jesteś głównym bohaterem? Mojej mamie się
podoba, ale nie oddam Ci go, chcę mieć go zawsze przy sobie.”
„Są
noce, kiedy wcale nie śpię. Nie mogę, czuję, jak powoli umieram,
ale wciąż wmawiam sobie, że będę żył. Każdy tak mówi, być
może kłamią, ale to jest wygodne. Myślę wtedy o Tobie i o tym,
czy nadal się uśmiechasz. Mam nadzieję, że tak, bo Twój uśmiech
sprawia, że jestem szczęśliwy.”
„Czuję,
że robię się coraz słabszy, samo trzymanie pióra jest wysiłkiem,
ale każdy dzień bez napisania listu jest jakby dniem bez rozmowy z
Tobą,”
„Przepraszam,
że nie dotrzymam swojej obietnicy i nie wrócę. Ale kiedyś się
zobaczymy, jestem tego pewien.”
„Uśmiechaj
się, Hyung.”
„Kocham
cię, Twój Hunnie.”
Kremowe pudełeczko skrywało wiele tajemnic i uczuć, którymi
darzył mnie Sehun. Otworzyłem je tylko raz. Nigdy więcej nie
uczyniłem tego ponownie.
*
czerwiec
2015 roku, Daegu.
Po ostatniej wizycie Oh Jinri, zrezygnowałem z pracy w kawiarni.
Zabrałem wszystkie pieniądze z ostatniego wynagrodzenia, połączyłem
je z moimi oszczędnościami, spakowałem rzeczy i wróciłem do
Chin, do swojej mamy, za która bardzo się stęskniłem. Lubiła
słuchać moich opowiadań o Sehunie, wiedziałem, że żałowała, że
nigdy nie miała okazji go poznać.
Do Korei wróciłem pod koniec października 2013 roku. Tęskniłem
za tym krajem, za wszystkim, co wiązało się z moją młodością i
Oh Sehunem. Mimo wszystko Daegu omijałem szerokim łukiem.
Zamieszkałem w Pohang, gdzie przeniosłem linię kawiarni założonej
w Chinach. W całej działalności pomagała mi Yoona, moja żona.
Kochałem ją, była naprawdę wspaniałą kobietą, ale nigdy nie
potrafiła wypełnić tej pustki, jaką pozostawił po sobie Sehun.
Przy niej nie zapominałem o nim, ale starałem się uśmiechać,
tak, jak mnie o to prosił.
Daegu odwiedziłem dopiero w czerwcu, kiedy Yoona poprosiła mnie o
to. Mieszkała tam jej siostra, u której mieliśmy się zatrzymać.
Najzabawniejszym było to, że jej mieszkanie znajdowało się obok
mojego, które zajmowałem przeszło dwadzieścia lat wcześniej.
Wszystkie wspomnienia wróciły. Widząc schody prowadzące wprost do
głównego wejścia, przypominałem sobie, jak Sehun odprowadzał
mnie grudniowymi wieczorami i całował na dobranoc. Droga do
kawiarni była taka sama, dużo się nie zmieniło, z wyjątkiem
starej poczty, którą przerobiono na jakiś sklep z grami. Reszta
była taka sama.
'Cherry Cafe' również pozostało takie same. Tylko ściany
odmalowano na jasny, przyjemny odcień brązu i wymieniono główną
ladę. Dodano kilka półek, ale reszta została, nawet dzwonek przy
drzwiach, który wesoło zadzwonił, kiedy je otworzyłem. Zapach
panujący w środku poznałem od razu. Gorzki aromat kawy mieszający
się z tym słodkim ciastek bananowych. Przybyło też wielu
klientów, ale kilka stolików było wolnych, zwłaszcza ten jeden
przy oknie. Podszedłem do niego wolno i usiadłem na miejscu, które
zawsze zajmowałem – twarzą do ściany pamiątkowej. Zdjęcie moje
i Sehuna nadal tam wisiało. Sojung miała rację, wyglądaliśmy ze
sobą naprawdę dobrze. Niedaleko obok niego dostrzegłem również
jej uśmiechniętą, uwiecznioną na fotografii twarz. Kyungsoo też
znalazłem.
Nie wiedziałem co się z nim stało, nigdy nie odezwał się do mnie
po moim wyjeździe do Chin, w przeciwieństwie do Sojung, która
ciągle pisała. Z jej opowiadań dowiedziałem się, że wyszła za
mąż za Baekhyuna, a sama nigdy nie zrezygnowała z pracy w
kawiarni. Dalej w niej pracowała i nie zapowiadało się na to, by
miało się to zmienić. Ponoć dorobiła się trójki dzieci,
jednego synka nazwała nawet moim imieniem, co było kochane.
Obiecałem jej, że kiedyś ją odwiedzę.
Poprawiłem rękawy czarnej marynarki i westchnąłem cicho,
uśmiechając się lekko. Kiedy zamknąłem oczy, znów miałem
dwadzieścia dwa lata, rude włosy i kota imieniem Yui. Przede mną
siedział Sehun z szerokim uśmiechem na ustach, trzymał w ręku
biała filiżankę z kawą. Na ścianie pamiątkowej wisiało tylko
kilka zdjęć, a przyjemny dźwięk sznureczków znajdujących się w
drzwiach pomiędzy kuchnią a przejściem, wypełniał całą
kawiarnię. Sojung miała blond włosy, a sam byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jednak kiedy je
otworzyłem, miejsce przede mną było puste i zamiast znajdować się
w 1991 roku, byłem w teraźniejszości.
Nade mną stał młody kelner z plakietką informującą o jego
imieniu – Jongin.
- Podać coś?
Skinąłem głową, uśmiechając się ciepło.
- Filiżankę kawy.
Kolejny Twój ff, na którym płacze, jak dziecko. Chociaż nie... Czytając listy od Sehuna naprawdę załkałam... Chyba jestem zbyt wrażliwa i pewnie Cię już męczy czytanie, jak to sobie płaczę. ZNOWU. Jednak nic na to nie poradzę. Tworzysz dzieła sztuki, dosłownie. Czemu nie możesz napisać HunHan ze szczęśliwym zakończeniem? Ja serio dzięki Tobie coraz bardziej zaczynam uwielbiam ten pairing i przez Ciebie, w tym oto momencie mam mętlik związany z moim opowiadaniem na 'powrót'. Co tam SeKai, Hunhan jest piękniejsze. I znów zadaje Ci to pytanie- co Ty ze mną robisz?
OdpowiedzUsuńW dodatku Yoona żoną Luhana... Automatycznie wyobrażam sobie Yoone z snsd i mnie skręca. Lulu należy do Sehuna, nie do niej.
Wiesz, w głowie układam sobie dalszą część tej historii, ich ponowne spotkanie. I znów się wzruszam, ok.
Nie muszę Ci chyba już pisać, jak genialnie to opisałaś, idealnie dobierając słowa? Każde z osobna, które wspólnie tworzą perfekcyjną całość. Widziałam jedno powtórzenie, ale ono jest nieistotne, naprawdę.
Czekam na Twoje kolejne prace i niesamowite wprost pomysły. I może Ci słodzę, ale taka prawda, takie są moje odczucia zaraz po przeczytaniu.
I po raz kolejny Ci dziękuję, że wieczór, a raczej noc, dane mi było tak spędzić. Dzięki Tobie, a raczej Twoim opowiadaniom wpadam w refleksyjny nastrój, przez co mogę przemyśleć sobie parę ważnych spraw. Jestem Ci za to wdzięczna.
Weny, byś miała ją pod dostatkiem.
Oh jak ja cię nienawidzę. To nie było takie smutne wiec czemu płaczę? Na serio...błagam Uszatku czemu ty mnie męczysz angastami..? STOP! Czemu ja je czytam? Jezu co ty mi robisz ;___; Zły Uszatek! ZŁY! ;; Ale tak na serio...na serio cie nienawidzę. No bo jak można pisać TAKIE angsty? W jednym momencie chciałam się zatrzymać i okłamać siebie twierdząc 'Oh to już koniec! Jaki fluff!" ale zerkając na bok i patrząc na to coś czym się przesuwa (Jezu ;___;) wiedziałam że to nie koniec. Fakt że to nie jakaś mega oryginalna fabuła ale...jejku jakie to było na serio fluffiaste. I kurde dało czuć się tego angsta jak Luhan wspominał o przyszłości ale ja chciałam fluffa wiec bardzo to ignorowałam. Masz tam kilka błędów ale Bere już mnie poinformowała że się nimi zajmie a wiem że word do czasem cham i zmienia słowa...na całkiem inne ^^ A w ogóle to Sehun! Jezu nie wiem czy to nie jest pierwszy raz kiedy czytam opowiadanie z Sehunem gdzie nie jest zgorzkniałym chłoptasiem! Jak Boga kocham wszystko tu pozamieniałaś! To Lulu był tym samotnym pesymistą a Sehun tym optymistą! O Boże potrzebuje więcej takich ff O.o Sehun optymista jest najpiękniejszym stworzonkiem świata i o Boże pokochałam go od momentu kiedy Luhan powiedział jaki piękny ma uśmiech i że zawsze się uśmiecha. Lulu też był kochany...to że tak wszystko jakby było na odwrót...boli mnie głowa i pewnie to jest jakieś wszystkie poplątane ale chyba rozumiesz że uwielbiam ten ff prawda? XD I jeszcze najbardziej zapłakałam jak przeczytałam że Lulu ma żonę no na serio ;; Nie przepadam ogólnie za Hunhanami może dlatego ze głównie czytam je po angielsku bo po Polsku jakoś nie trafiam O.o Ale proszę pisz częściej Hunhany...Może jakiś fluffiaty fluff? Proszę..? XD Mam wrażenie czy Kyungsoo był jakimś zgorzknialcem..? Woho bo jeśli tak to to już jest całkiem wszystko na opak lubiem to XD Więc Usztaku...na koniec standardowy standard. Dużo weny i jeszcze więcej wolnego czasu! Kocham mocno ♥
OdpowiedzUsuńG.G
PS Słodko-gorzki! Ha! w końcu znalazłam słowo! Idealny słodko-gorzki Hunhan ♥
Nawet nie wiem jak dobrac slowa, aby odpowiednio wyrazic to co teraz czuje. I nie dlatego, ze nie mam nic do powiedzenia. Wrecz przeciwnie! Tyle sie ich we mnie nagromadzilo, ze mam problem z tym od czego powinnam zaczac.
OdpowiedzUsuńMoze na poczatek od tego, ze juz dawno nie czytalam ff, ktory w tak duzym stopniu oddzilowywalby na moja psychike i uczucia. Pierwszy raz porzadnie wzruszylam sie w momencie gdy Oh Jinri weszla do kawiarni Luhana. Juz wtedy przeczuwalam, ze to zapowiedz czegos "wiekszego". Lecz, tak na prawde, prawdziwa strozka lez pojawila sie czytajac listy, choc w tym przypadku, slowo "strozka" zdecydowanie jest za slabym okresleniem na ten potok, ktory sie u mnie wytworzyl. I wiem, ze moze to glupio brzmiec, ale nie umiem sie powstrzymac od placzu czytajc cos tak wzruszajacego.
Jestem pod wielkim wrazeniem dla Ciebie, za wywolanie tak melancholijnego nastroju we mnie. Praktycznie nikomu sie to nie udaje, dlatego samym opowiadaniem naklonienie mnie do pewnych refleksji mozesz uznac za ogromny sukces^.-
W piekny sposob opisalas milosc pomiedzy HunHanem i mimo, ze jestem zdecydowana zwolenniczka szczesliwych zakonczen, to ten fick, trafi na liste moich ulubionych, po ktore pewnie nie raz jeszcze siegne^^
Przepraszam, za tak chaotyczny komentarz, al epo tym co przeczytalam, nie jestem w stanie napisac niczego lepszego... ^.-
Zycze weny przy kolejnych opowiadaniach^^
Hwaiting~
Kiri~
Musiało minąć dużo czasu, bym doszła do wniosku, że rzeczywiście jestem w stanie zostawić tutaj komentarz.
OdpowiedzUsuńCzytając to opowiadanie, a szczególnie jego końcówkę miałam wrażenie, że utonę we własnych łzach. Do tej pory nie zdarzyło mi się aż t a k i e płakanie. Poruszyłaś moje serce. Sprawiłaś, że tę historię widziałam przed oczami. To było niesamowite doświadczenie.
Szczerze mówiąc, naprawdę nie wiem jakimi słowami opisać swoje odczucia. Zaczynam wątpić, czy takie wyrazy rzeczywiście istnieją.
Do głowy nasunęła mi się myśl, dlaczego nie piszesz opowiadań HunHan ze szczęśliwym zakończeniem?
W każdym razie, kocham Twoją twórczość. Bez względu na to jakiego gatunku używasz w opowiadaniu i tak zawsze wychodzi zachwycająco i wzruszająco.
Nie wiem, co jeszcze napisać... Z niecierpliwością czekam na Twoje następne prace, szczególnie "Closed Mind".
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny.
Przeczytałam tego one shot'a wczoraj wieczorem, ale dopiero teraz jestem w stanie coś wyskrobać.
OdpowiedzUsuńPowiem wprost. Kiedy doszłam do momentu mamy Huna i listów, musiałam przerwać czytać, bo zaczęłam płakać. Nie mam zielonego pojęcia ile paczek chusteczek zużyłam, ale było ich dużo. Miałam też ochotę wstać, wyładować swoje emocje zrzucając rzeczy z biurka. Kiedy się 'ogarnęłam' zabrałam się za resztę. Tak niesamowicie mi było brat Huna i nie mogłam patrzeć jak Lu cierpi mimo upływu tylu lat. Wiem, że ułożył sobie na nowo życie. Ma żonę, sieć restauracji.. Ale kiedy usiadł w 'Cherry Cafe' miałam nadzieję, że zrobisz nam psikusa i Lu wróci. Stanie przed Luhanem i słodko się uśmiechnie, jak to zwykle robił.
Możesz kiedyś napisać fika ze szczęśliwym zakończeniem?
Możesz mi wierzyć bądź nie, ale nawet, jeśli po przeczytaniu któregoś z twoich opowiadań, ryczę pół dnia, to i tak je uwielbiam! Ba nawet kocham!
Na koniec chcę ci życzyć weny i zapału do następnych prac <3
Ryczę jak głupia no...
OdpowiedzUsuńNo... To było świetne... Tak świetne, że w połączeniu z moimi łzami nie umiem nic napisać. Mam nadzieję, że zadowoli cię mój komentarz bo nie umiem napisać nic więcej. Po prostu dziękuje, że mogłam to przeczytać. A teraz dalej idę płakać
A więęęęc... Postanowiłam, że jednak najpierw skomentuję "Cup Of Coffee", bo mam bardziej na świeżo niż Shi No Hitomi, po dwukrotnym przeczytaniu zresztą :D Hm. Częściowo już wiesz, co czuję w związku z tym opowiadaniem, bo feelsy zaczęły się już ze mnie wylewać na tt, a teraz nadal się powoli sączą, chociaż prawdziwa fontanna nastąpiła, kiedy pierwszy raz przeczytałam tego finaficka *-* Żebyś mnie wtedy widziała... Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie wiem, czy znasz to uczucie, mnie ono nawiedza dosyć często i już niby powinnam się do niego przyzwyczaić, ale za każdym razem przeżywam je tak samo. Najśmieszniejsze, albo raczej może tragicznie śmieszne - ja nie umiem płakać na opowiadaniach, ale kiedy czytam coś wyjątkowo emocjonalnego, czuję taki okropny uścisk w gardle, serce mi wali, mam dreszcze i jest mi na przemian zimno albo gorąco, zupełnie jakbym miała gorączkę xD Naprawdę! Jestem dziwna, wiem, wiem. A przy COC znowu mi się to przytrafiło i siedziałam skulona na fotelu, nie słysząc nic, co się wokół mnie działo. Nie wiem, jak to robisz, nigdy tego nie zrozumiem, ale rób tak dalej, bo ja UMIERAM.
OdpowiedzUsuńAch i od razu zaznaczę, że wybacz, ale nie zagłosuję w ankiecie na ulubione opowiadanie, bo po prostu NIE UMIEM wybrać ulubionego. Wszystkie kocham i gdybym zaznaczyła jedno z nich, czułabym się tak, jakbym zdradziła resztę D: Zupełnie jak z HunHanem, przez Ciebie, albo raczej dzięki Tobie zaczęłam shippować ich jak wariatka i teraz mam wyrzuty sumienia, bo zaniedbałam moje OTP, Sekaia ;*; Ból!
Ale dobrze, przechodzę do COC, znowu będę się trząść, super. Jestem masochistką. Naprawdę, czasami się zastanawiam, po co ja czytam takie genialne dzieła. Żeby się chyba zdołować i zszargać sobie nerwy, dostać zawału i umrzeć w młodym wieku! TT Będziesz temu kiedyś winna, zobaczysz. Ale wiesz co? Śmierć po przeczytaniu czegoś takiego to chyba nie najgorsza perspektywa śmierci xD
Uwielbiam czasy, w jakich rozgrywa się akcja. Lata 90, niby nie taka odległa przeszłość, ale ma swój charakterystyczny klimat *^* Poza tym podobnie jak Sehuna, moją ulubioną porą roku jest zima. Uwielbiam ją, szczególnie gdy jest taka śliczna, z prószącym spokojnie śniegiem. Nic tylko usiąść sobie z kubkiem gorącej kawy... ♥ Poza tym podbiłaś mnie tym nastrojem w opowiadaniu, trochę mi się to skojarzyło z angielską kawiarenką w której przesiadują tacy dostojni ludzie, kobiety w kapeluszach i ogólnie, panuje taki staromodny klimat *q* Poza tym przy opisie babeczek czekoladowych, czekolady, tych wszystkich wypieków Kyungsoo... Naprawdę miałam wrażenie, że to wszystko CZUJĘ, tak jak Luhan x.x Mistrzmistrzmistrz. Nie jest łatwo wywrzeć takie wrażenie na czytelniku... Już od początku współczułam Luhanowi. Jego życie było takie przewidywalne, nie oczekiwał chyba żądnych niespodzianek, żył jako samotnik, w dodatku z wyjątkowo niewdzięcznym kotem... ;;;; Szkoda mi go było. Postać Kyungsoo nie przypadła mi tutaj za bardzo do gustu, miałam wrażenie, że jest taki oschły, zimny dla Lu. Ale dobrze wykreowany bohater to taki bohater, który wzbudza emocje, nieważne czy pozytywne jak i negatywne *^*
I w końcu pojawił się Sehun... Jego matka chyba była właśnie takim typem kobiety, jaki kojarzy mi się z klientkami dwudziestowiecznej kawiarenki. Taka elegancka, sztywna, idealna pod każdym względem, w butach na wysokich obcasach i kapeluszu x.x Z kolei sam Sehun... ajshdfgsbahs! Jego też miałam przed oczami, w tych bordowych spodniach i mundurku, taki młody gentleman, omg SKRĘCAM SIĘ, NIE MOGĘ NAWET..... Boże, co się ze mną dzieje.... x__x On był idealny. Nie dziwię się, że Lu od razu się nim zauroczył, zresztą z wzajemnością, bo taki śliczny kelner jak Luhan... Dobra, wygrałaś życie tym połączeniem, naprawdę. I zabiłaś mnie, po raz kolejny... Ich późniejsza relacja była taka urocza, powoli się poznawali, wszędzie była wyczuwalna taka delikatność i spokój, kiedy rozmawiali, razem piekli babeczki... Moja ulubiona scena to chyba lodowisko, wyobraziłam sobie taką scenerię i aż hiperwentylowałam. Nie wiem, czy kojarzysz serial "Glee", ale tam w jednym z odcinków dwóch bohaterów poszło na takie właśnie lodowisko w zimie i od razu zaczęła mi krążyć po głowie piosenka, którą wtedy śpiewali... Polecam, naprawdę. Dodam, że wspomniana para to również chłopcy... XD
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie, że Sehun nie lubił kawy, a mimo to wciąż ją zamawiał, bo to Luhan mu ją przynosił. To było urocze, ale z drugiej strony już wtedy zaczęłam się o niego martwić i domyślałam się, że z tego nic dobrego nie wyniknie. Ten chłopak naprawdę nie miał łatwego życia. Z jednej strony dosyć despotyczna matka, z drugiej nauka i bezsenne noce... I potem nagle wiadomość o wyjeździe. I żadnego listu. Ale... jak to? Przecież obiecał... ;___; Biedny Lu. Wiedziałam, że musiało stać się coś złego, bo Sehun nie zostawiłby go od tak sobie. No i potem ta okropna wiadomość od jego matki. Zmarł. Nie żyje. Mimo, że wiedziałam, WIEDZIAŁAM, że wykręcisz taki numer pod koniec, to właśnie wtedy poczułam ten znajomy ucisk w gardle. Odszedł bez słowa pożegnania, a jednym, co Luhan dostał, były te niewysłane nigdy listy... To smutne, straszne, mogę wyobrazić sobie, jak Lu się wówczas czuł. Stracił swoją rozkwitającą miłość, coś, co dawało mu nadzieję na lepsze życie i to w tak krótkim czasie... A mogli przeżyć razem tak wiele! Niestety, los już taki jest, złośliwy i okrutny.
No i końcówka, przyszłość Luhana jednak nie przedstawia się tak źle. Mimo wszystko zyskał szczęście (chociaż Yoona... wciąż nad tym płaczę, mam jakąś dziwną awersję do SNSD, wybacz ;;) i wspaniałe wspomnienia. Ostatnie zdania naprawdę wycisnęły ze mnie ostatnie oddechy. Kawiarnia. Kelner Jongin. I to zdanie "Filiżankę kawy"...
Okej, podsumowując... Zresztą wiesz co? Nie czuję się nawet na siłach, żeby to jeszcze podsumowywać XD Jest idealnie i Ty o tym wiesz. Pisz dalej i dalej mnie powoli wykańczaj, ja się absolutnie nie skarżę. A "Cup Of Coffee" jest cudowne i myślę, że nieraz do tego jeszcze wrócę ♥
Mogę zabronić Ci pisać angstów? Błaaagam! Kocham Twoje shoty, ale ryczenie przy każdym to jakaś masakra. Cieszę się, że nikt nie widział mnie, gdy skończyłam czytać "Cup of coffee".
OdpowiedzUsuńNie umiem się tak rozpisać jak osoby wyżej, ale postaram się napisać to, co mi się najbardziej podobało.
Luhan był kelnerem w małej przytulnej kawiarence... Aww, ten widok! Kochany Lulu z tacą, przyjmując zamówienia. <3 Mam za dużą słabość do takich widoków, zdecydowanie. I jeszcze Sehun! Miałam ochotę udusić tę jego matkę. Dbać o linię, mhmm ;_____;
Boże, te listy były takie cudowne. Nie spodziewałam się, że Sehun zmarł. Myślałam, że może matka zabroniła mu kontaktować się z Lulu, ale nie pomyślałbym o śmierci.
Ale najbardziej płakałam przy końcówce, gdy patrzył na to hunhanowe zdjęcie, wspominał i opowiadał o nowym życiu każdego z bohaterów. Jeju, to było piękne :") Idę umrzeć od tej perfekcji.
Ten fanfick był wspaniały. Przeczytam go nie raz, nie dwa.
Hwaiting Uszati! <3
Ugh, ale mi wstyd... T__T Czytałam to tak dawno temu, a komentuję dopiero teraz. q.q W sumie to powinnam pisać shot'a, którego męczę od jakiegoś miesiąca, ale uznałam, że skoro akurat moja głowa nie chce współpracować jeśli chodzi o ficka to skomentuję w końcu u Ciebie. <3 Przydałoby się. Zważając na to, że powinnam przeczytać jeszcze 10 rozdział SNH (ndiqfhbiowbf), ale nie wiem, kiedy znowu znajdę trochę czasu.. TT Pewnie przed sobotą nie zdążę. QQ
OdpowiedzUsuńNa początek powiem Ci, że trafiłaś z umiejscowieniem w czasie akcji tego shota. <3 Przynajmniej ja, jak widzę, że akcja danego opowiadania dzieje się nie w teraźniejszości, ale jakichś latach wcześniejszych, typu na przykład 1991 rok, jak u Ciebie to czytam z jeszcze większą przyjemnością. <3 Może nie ma zbyt dużej różnicy, ale jednak ja mam takie wrażenie. Dzięki temu w sumie shot ma taką idealną atmosferę. <3 A skoro przy atmosferze jesteśmy to genialnie zrobiłaś, że to jest jesień i zima. o.o Nie potrafię tego opisać, ale ten klimat Twojego ficka naprawdę mnie urzekł. Jeszcze bardziej pomaga się wczuć. <3 *^*
Luhan pracujący w kawiarni, jak kochanie <3 I Kyunsoo kucharz, kto by pomyślał.. xD
Nie będę czepiać się każdego wątku, bo mój komentarz byłby za długi, a poza tym powinnam czytać ,,Pana Tadeusza" (i pisać tego shot'a, o którym wspomniałam). W sobotę odrobię, nie uwolnisz się od mojego fangirlingu, zobaczysz. ^^
W każdym razie chciałam Ci napisać, że podoba mi się, jak opisałaś ten rozwój relacji między Sehunem a Luhanem. *^* Nie taka ciągła akcja, ale pewne urywki. <3 I tu duży plus dla Ciebie, bo ja kocham takie coś. <3 A jak ktoś umie jeszcze to dobrze opisać, to Mana jest w niebie. <3 A Ty, Uszati, umiesz, dlatego w tym niebie to ja jestem za każdym razem, jak czytam COC po raz kolejny. *^*
Co to ja chciałam jeszcze.. Scena na lodowisku - GENIUSZ. *^* Sam pomysł z lodowiskiem jest rewelacyjny, a co tam się działo.. Jak Luhan się wywrócił, pociągając Sehuna za sobą to serce mi zamarło. o.o Ale na szczęście wszystko było w porządku, a to co się potem stało.. Ten pocałunek.. Uszati, jesteś mistrzem opisu. <3 Po prostu jak ja czytam Twoje opisy (w sumie ficki ogólnie) to czuję się, jakbym dryfowała między słowami. *^* O ile rozumiesz, o co mi chodzi. ^^
Podejrzewałam to. Po prostu wiedziałam, że kogoś uśmiercisz, nie wiem, czemu. Może dlatego, że tyle razy czytam jeden opublikowany przez Ciebie post i zdążyłam mniej więcej odgadnąć tok Twoich myśli. ^^ W każdym razie.. T___T Mimo że miałam pewne przypuszczenia to jednak boli to tak samo mocno. Q.Q I te listy.. Płaczę. Kurna no. Za każdym razem jak to czytam. TT Wyobraź sobie, że kiedyś czytałam to sobie w autobusie. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach, a kobieta siedząca obok mnie zrobiła jakąś dziwne minę, jak to zobaczyła. o.o
I końcówka.. Powrót Luhana do Daegu po tylu latach.. TT I jego słowa wypowiedziane na końcu tego opowiadania.. Że chce zamówić filiżankę kawy.. Tak mnie coś ścisnęło wtedy w sercu.. Filiżanka kawy, można nawet stwierdzić, że symbol miłości Luhana i Sehuna.. <3 W Manie kłębi się mnóstwo uczuć, ale jak zwykle nie wie, jak je wyrazić słowami. TT
Mówiłam Ci już, że ten shot jest niesamowity, prawda? *^* Mam go zapisanego na telefonie offline i czytam go po prostu nałogowo. o.o On naprawdę jest wspaniały. Nie tylko ze względu na treść, która jest po prostu zajebista, ale też styl, atmosfera.. I naprawdę nie przesadzam, mówiąc, że z każdym kolejnym przeczytaniem go, przeżywam go tak samo mocno i intensywnie. *^* To tak jak z teledyskami. ^^ Mimo że jeden oglądam 8957348673486734 raz, to i tak zachowuję się, jakbym oglądała go po raz pierwszy. I tak mam też z COC. <3
Możesz być z siebie dumna, Uszati, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty. <3
I w ogóle tak się cieszę, bo w końcu poznam Cię na żywo. <333333 jfiwnfbiegbuiebgiuwebigoebwugibue Mana pozna niesamowitą Uszati. *^* Jak nie umrę z nerwów przed sobotą (i jutrzejszym esejem na poziomie rozszerzonym na temat dramatu romantycznego z polskiego o.o) to będę wniebowzięta. <3 Kolejny raz. Ale tym razem będę już chyba na jakichś wyższych stopniach tego nieba. ^^
OdpowiedzUsuńNo cóż, komentarz wyszedł mi trochę chaotyczny, ale mam nadzieję, że choć trochę Cię zadowoli i przekona, że COC jest naprawdę niebiańskim fickiem (rozumiesz, NIEBIAŃSKIM xDDD). <3 Mana przy nim ryczała, a jak Mana ryczy przy ficku to znaczy, że jest on naprawdę bardzo dobry, bo jest mało shotów, które naprawdę wylewają ze mnie strumienie łez. xD
HWAITING USZATI! <33333
(Przepraszam za spam dwoma komentarzami, ale to mi się w poprzednim nie zmieściło)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZabiję Cię... Po prostu Cię zabiję...
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy tyle nie płakałam nad opowiadaniem... Nie mogłabyś, kurcze, zrobić jakiegoś drugiego zakończenia, gdzie Hunnie żyje, wraca i wszystko jest dobrze? Jezu... Ile emocji ze mnie to wyciągnęło... Aż boję się czytać inne Twoje OS....
Kiedy zaczęłam czytać, nie wczytałam się dokładnie w opis i widziałam tylko fluff, napisu angst już nie, więc przyznam że byłam w lekkim szoku jeśli chodzi o końcówkę. Aż się popłakałam. Świetne. Jak zwykle cierpię że nie skończyło się szczęśliwie :c Życzę weny na dalsze opowiadania, hwaiting! Wiśnia ^^
OdpowiedzUsuńJezu .. Płacze jak dziecko .. i nie mam zielonego pojęcia co mam napisać .. ;c Ale pisze, choć raczej nie składa się to w logiczną całość.. Życzę weny i pisz tak dalej, ale żeby też coś ze szczęśliwym zakończeniem się znalazło ;)
OdpowiedzUsuń` Ruda.
Jest północ, płaczę to boli tak cholernie boli.
OdpowiedzUsuńO matko, co Ty zrobiłaś aż musiałam zakrywać ręką usta żeby mama nie słyszała, że płaczę. To było piękne! Ja po prostu nie wiem co mam w tym momencie napisać, podziwiam Luhana, ja nie potrafiłabym się uśmiechać, ale skoro to było jego największą pamiątką po Hunnim, no bo przecież to on nauczył go uśmiechać się, jeju jak to jest sentymentalne >.<
OdpowiedzUsuńWszystko, ale nie myślałam, że Sehun umrze naprawdę, to mnie zabiło. A jeszcze te listy aż mi się gula w gardle zrobiła ;C Kocham Cię, w tym opowiadaniu to nie było zwykłe kocham Cię, to było czymś przepełnione mnóstwem uczuć o wiele silniejszych! Jeszcze to jak Lu wrócił do tej kawiarenki, te wspomnienia jak to było gdy miał 21 lat i te zdjęcie, na ścianie, to ponad moje siły, przepiękne!
Dużo weny życzę!
Kocham twojego bloga ale to ff mnie dobilo. Jest pierwsza w nocy a ja siedze na lozku i rycze jak bobr ;w; obys dalej pisala tak dobrze i potrafila wywolywac takie uczycia.
OdpowiedzUsuńWeny zycze, kocham i pozdrawiam <3 ;w;
Kocham twojego bloga ale to ff mnie dobilo. Jest pierwsza w nocy a ja siedze na lozku i rycze jak bobr ;w; obys dalej pisala tak dobrze i potrafila wywolywac takie uczycia.
OdpowiedzUsuńWeny zycze, kocham i pozdrawiam <3 ;w;
Jezu, ja nie mogę czytać takich rzeczy, bo płaczę jak dziecko. Te wszystkie emocje...to za dużo dla mnie. Nie umiem jakoś porządnie tego skomentować, wybacz. Powiem tylko: niewiele rzeczy doprowadza mnie do łez, a czytając to ryczałam ja głupia. Rzadko coś takiego mi się przydarza. Wniosek jest prosty - według mnie jest to bardzo dobry tekst i tyle. Grzecznie proszę o więcej.
OdpowiedzUsuńPłaczę jak dziecko, dosłownie. Jeszcze połączone z tą muzyką, boże, naprawdę genialny one shot.
OdpowiedzUsuńChciałam zostawić komentarz zaraz po przeczytaniu tego shota, niestety mi się nie udało, więc wracam.
OdpowiedzUsuńTo najpiękniejszy Hunhan jakiego w życiu czytałam, ryczałam jak głupia, nie tylko za pierwszym, ale i za drugim i trzecim razem. Ogólnie nie powinnam czytać angstów, ale tych Twojego autorstwa nie mogę sobie odpuścić. Piszesz cudownie, tak, że aż nie wiem jak Ci tu jeszcze posłodzić x3 Pozostaje mi więc tylko życzyć ci więcej tak cudnych shotów :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń