sobota, 21 września 2013

CUP OF COFFEE


Tytuł: Cup of coffee
Bohaterowie: Xi Luhan, Oh Sehun, Oh Jinri, Do Kyungsoo, Lee Sojung.
Gatunek: Fluff, romans, angst, au.
Czas i miejsce akcji: Jesień/zima 1991 roku, Daegu.
Od autorki: Na początku dziękuję za opinie pod "Porcelain". Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ten two shot się wam podobał! Co do "Cup of coffee" - to spontaniczny one shot, który napisałam w tydzień. Nie ma jakiejś wyjątkowo oryginalnej fabuły, ale dobrze mi się go pisało i w miarę jestem z niego zadowolona. Polecam czytać przy podanych piosenkach :3

one shot niesprawdzany, więc przepraszam za błędy.

wrzesień 1991 roku, Daegu.

Życie w samotności wcale nie było takie złe, jak niektórzy mówili. Przynajmniej nie dla mnie, bo wydaje mi się, że do niej przywykłem. Od czterech lat jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać był Kyungsoo i czasem Sojung. Ewentualnie klienci kawiarenki, w której pracowałem, choć właściwie jedynie co robiłem, to przyjmowałem od nich zamówienia i życzyłem smacznego. Był jeszcze mój kot – Yui, którego raczej mogłem wykluczyć z tego grona, on mnie nigdy nie słuchał. Zawsze, gdy słyszał, jak wchodzę do domu, uciekał do mojego pokoju i chował się za łóżkiem. Nie lubił mojego towarzystwa, Kyungsoo chyba również, bo momentami już całkowicie mnie ignorował. Być może to przez ilość pracy, jaka każdego dnia na nas czekała, a może przez to, że znudziła go moja obecność.
Wcale nie miałem mu za złe tego, że gdy rozmawiałem z nim, odpowiadał jedynie krótkimi słówkami, wyraźnie niezainteresowany tym, o czym mówiłem. Z czasem sam zacząłem uważać, że powinienem siedzieć cicho, co było dosyć trudne. Żyjąc samotnie, zazwyczaj milczałem, słuchając radia. Ale w końcu zacząłem wszystkie te słowa zatrzymywać w sobie do czasu, gdy dzwoniła moja mama, by zapytać, jak się czuję. Czasami żałowałem, że zostawiłem ją w Chinach i wyjechałem do Korei, szukając innego, tego lepszego życia. Póki co nie znalazłem go, a zamiast tego, było jeszcze gorzej. Czekałem jednak wytrwale, mając nadzieję, że coś się kiedyś zmieni.  
Słodki zapach czekoladowych babeczek mieszał się z intensywnym aromatem gorzkiej kawy, którą właśnie przygotowywał Kyungsoo. Ze skupieniem pochylał się nad białą filiżanką, którą niedługo później zdobił ciemny, parujący napój. Położył ją na drewnianej tacce, tuż obok talerzyka z bananowymi ciastkami, które niedawno upiekł. Były niewielkie, okrągłe, a na ich czubku znajdowały się kawałki roztartej mlecznej czekolady. Zawsze uważałem, że Kyungsoo był mistrzem, jeżeli chodziło o pieczenie. Zwłaszcza, jeśli przyrządzał szarlotkę, którą uwielbiałem. I tak rzadko dawał mi jej skosztować, tłumaczył się wówczas, że to dla klientów.
- Mógłbyś to zanieść do stolika w kącie? - zapytał, podając mi tackę, którą zacisnąłem mocno w dłoniach, by nie upuścić. - Ja muszę zająć się kolejną porcją ciastek – poinformował mnie, po czym z firmowym uśmieszkiem zniknął za za drzwiami, które przyozdabiały długie, połyskujące sznureczki, które wraz z każdym ruchem obijały się o siebie, wydając dosyć charakterystyczny dźwięk.
- Jasne – mruknąłem cicho, spoglądając na jakąś dziewczynę, która siedziała ze znudzeniem na białym, drewnianym krzesełku, czytając dość obszerną książkę. Podszedłem do niej niespiesznie, uważając, by przypadkiem nie przewrócić się po drodze, po czym pochyliłem się nad stołem i przeniosłem z tacki kawę oraz ciastka, układając przed nią. - Smacznego.
Dziewczyna podniosła wzrok znad zapisanych drobnym drukiem stron i wbiła we mnie duże oczy, uśmiechając się wdzięcznie. - Dziękuję – powiedziała melodyjnym głosem, przysuwając do siebie filiżankę z parującą kawą.  
Ukłoniłem się nisko i trzymając pod pachą tackę, odszedłem od stolika, zatrzymując się przy głównej ladzie, skąd wziąłem brązowy notesik, w którym zapisywałem wszystkie zamówienia na przemian z Kyungsoo. Sam nie wychodził z kuchni, co dawało mi do zrozumienia, że właśnie przyozdabia czekoladą kolejną porcję ciastek, do których być może przy odrobinie szczęścia uda mi się dorwać. Chyba, że Kyung nagle stanie się dobroduszny i da mi kilka skosztować, co w tamtej chwili wydawało mi się co najmniej śmieszne.  
Spojrzałem na wielkie okno umiejscowione na głównej ścianie, o które uderzały kropelki deszczu. Ludzie biegali z parasolkami, nawet nie zwracając uwagi na niewielką, niepozorną kawiarenkę, znajdującą się na wprost parku. Wszyscy zapewne spieszyli się do swoich domów, chcąc uniknąć jeszcze większej ulewy. Westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że moja zmiana kończy się za dziesięć minut, a z domu nie wziąłem parasola, co automatycznie skazywało mnie na dalsze siedzenie w kawiarence, o ile taka pogoda miałaby się utrzymywać jeszcze przez jakiś czas. Pochłonięty śledzeniem przeźroczystych kropel deszczu, nawet nie usłyszałem dźwięku małego dzwoneczka, który zadzwonił wraz z ruchem drzwi. Dopiero po chwili spojrzałem w ich kierunku, gdzie stała średniego wieku kobieta z czarną parasolką w ręku. Była wysoka i zgrabna, a jej uroda rzucała się w oczy już na samym początku. Wyraz jej twarzy był dosyć surowy, ale skądś mi znany, jakbym gdzieś ją kiedyś widział. Tuż obok niej stał nieco wyższy od niej, szczupły blondyn. Jego ciemnogranatowy mundurek w ledwo zauważalną kratę z nieco wąskimi spodniami koloru bordowego, idealnie podkreślał jego długie nogi oraz pozycję społeczną, którą jednak nie zdawał się tak bardzo afiszować. Jego mina była obojętna, zupełnie jakby nic go nie przejmowało.  
Zacisnąłem mocniej notesik w dłoni, czekając, jak wybiorą stolik i za nim zasiądą. Ulokowali się przy tym najdalszym od okna. Kobieta ściągnęła swój letni płaszczyk i zawiesiła go na krześle, po czym zasiadła obok chłopaka, patrząc na niego wymownie. Nie odzywała się, jedynie siedziała, przeglądając kartę menu. Przyjrzałem się jej dokładniej, próbując przypomnieć sobie, skąd mógłbym ją kojarzyć. Najbardziej możliwa wydawała mi się ta opcja, że widziałem ją w telewizji, lub na okładce jednego z magazynów, które czasem Kyungsoo kupował dla swojej dziewczyny - Ma Ri. Odwiedzała nas czasami, lecz tylko kilka razy miałem przyjemność z nią porozmawiać. 
Zabrałem z lady długopis, po czym podszedłem do ich stolika i ukłoniłem się lekko z miłym uśmiechem. - Coś podać? - zapytałem, starając się nie patrzyć zbyt długo na blondyna, który wbił we mnie swój przeszywający wzrok.
Kobieta odgarnęła na bok kosmyk długich, czarnych, falowanych włosów i lekko zacisnęła pełne, pomalowane na czerwono usta, wyraźnie zastanawiając się nad czymś. Przechyliła głowę w bok i wyprostowała się z gracją, mrużąc przy tym sugestywnie oczy. - Filiżankę kawy – odpowiedziała krótko, przenosząc swój wzrok na chłopaka siedzącego obok.  
Wyglądał, jakby sam siebie przed czymś powstrzymywał.
- Słyszałem, że macie tutaj świetne ciastka. - Uśmiechnął się lekko, przez co moje serce jakby zabiło szybciej. Zdawał się nawet nie przejmować czarnowłosą kobietą siedzącą obok, która groźnie zmarszczyła czoło.  
- Tak – odparłem szybko, odwzajemniając uśmiech. - Kyungsoo jest świetny w tym, co robi, a jego babeczki wręcz rozpływają się w ustach – dodałem po chwili, zaciskając nieprzyjemnie pocącą się dłoń na długopisie.
- Sehun, pamiętaj o linii – mruknęła kobieta. - Nie możesz pozwolić sobie na zbyt wiele cukru, nawet nie wiesz, jak to tuczy – poinformowała go, po czym spojrzała na mnie ostro. - Dla niego również kawa. - Wraz z jej słowami pokiwałem głową i zapisałem w notesiku zamówienie. - I wyprostuj się, jak ty siedzisz – zwróciła się do blondyna, który westchnął jedynie i wyprostował się, już nawet na mnie nie patrząc.
Wycofałem się powoli, kierując się w stronę lady, za którą po chwili stanąłem. Wyciągnąłem dwie białe filiżanki, w których zaparzyłem kawę, starając się nie poparzyć przez lekko trzęsące się dłonie. Momentami spoglądałem w stronę stolika, przy którym siedział Sehun i jak wnioskowałem – jego matka, która nie wyglądała na ani trochę zadowoloną.
- Możesz już iść, twoja zmiana się skończyła. - Usłyszałem głos Kyungsoo, który nagle znikąd pojawił się przy mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Wziął notesik do rąk i spojrzał na ostatnie zamówienie. - Ja je zaniosę – powiedział, biorąc tackę w ręce, po czym spojrzał na mnie uważnie. - Jak będziesz w kuchni, ani się waż podjadać, wszystkie ciastka mam policzone – poinformował mnie, po czym wyminął, zapewne zadowolony z siebie.
Zaśmiałem się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową, po czym spojrzałem na okno, o które już nie uderzał deszcz. Na dworze wszystko uspokoiło się, natomiast w lokalu ruch jakby nagle zwiększył się. Zastanawiałem się, czy Kyungsoo sobie poradzi, choć i tak zaraz swoją zmianę zaczynała Sojung, która energii miała chyba aż za dużo.
Ostatni raz obrzuciłem wzrokiem stolik, który niedawno obsługiwałem i zamarłem, zdając sobie sprawę, że chłopak o imieniu Sehun, patrzy na mnie z zaciekawieniem. Tamtego dnia moje życie naprawdę się zmieniło, choć nie wiem, czy na lepsze. W każdym bądź razie później nie żałowałem niczego, co niosła za sobą znajomość z Oh Sehunem.  
*
Lubiłem pracować na wieczornej zmianie. Ruch wtedy prawie całkowicie ustawał, a ja miałem całkowity spokój, przez co mogłem spokojnie usiąść i przeczytać do końca książkę, którą wypożyczyłem dwa tygodnie temu z pobliskiej biblioteki. W domu nigdy nie miałem okazji, by dokładniej zagłębić się w lekturę, ale w pracy, gdy w kawiarni zostawały może góra cztery osoby, był wręcz idealny moment do tego. Sam wręcz nie znosiłem bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w te same kąty pomieszczenia, dlatego nawet najnudniejsza książka była wybawieniem.  
Dzisiaj w pracy towarzyszyła mi Sojung, która nagle gdzieś zniknęła. Byłem niemalże pewien, że przesiaduje w kuchni byleby tylko uciec od pracy. W dzień miała mnóstwo zapału i chęci, jednak wraz z nadejściem wieczoru, jakby słabła i zwalała na mnie całą robotę, której i tak dużo nie było. Do zamknięcia została niecała godzina, choć o dwudziestej drugiej – momencie wywieszenia tabliczki z napisem „Zamknięte, zapraszamy jutro” nie było nikogo, a ja zazwyczaj mogłem w spokoju pościerać stoliki i wymyć zadeptaną, jasną podłogę. Później oddawałem klucz Sojung i wracałem do domu, w którym krył się Yui, nie mając ochoty obrzucić mnie nawet jednym najmniejszym spojrzeniem.
- Nie zasypiaj. - Zaśmiała się Sojung, stając po drugiej stronie lady. - Choć przy mnie nie da się spać – stwierdziła z pełnym rozbawienia uśmiechem, zaciskając usta w wąską linię. - Klienci nadal są, jesteś im potrzebny.
- I tak zaraz wyjdą – stwierdziłem po chwili, z hukiem zamykając grubą książkę. Położyłem ją obok siebie i spojrzałem na Sojung z wyraźnym zaciekawieniem. - Dobra, zawsze wychodzisz wieczorami z kuchni, jak coś chcesz, więc... o co tym razem chodzi? - zapytałem, starając dowiedzieć się, w co tym razem mnie wciągnęła, bez wcześniejszej zgody.
Blondynka rozchyliła lekko swoje różowe usta i uśmiechnęła szeroko, już zaczynając wcielać swój plan w życie. - Cóż... - zaczęła, uderzając długimi, pomalowanymi na wszystkie możliwe kolory paznokciami o blat. - Obiecałam Baekhyunowi, że dziś do niego przyjdę i... - Zatrzymała się nagle, robiąc błagalną minę. - Zaczyna się weekend, jego rodziców nie ma w domu, sam rozumiesz – jęknęła, niemalże podskakując w miejscu. - To jedyna taka okazja, żeby pobyć w samotności trochę dłużej – mruknęła, zabierając dłonie z lady. - I chyba wiesz o co mi chodzi.
Uśmiechnąłem się znacząco, kiwają głową.
- Jasne – odpowiedziałem, rozglądając się po całym pomieszczeniu. - I tak jest mało ludzi, za niedługo zamykam, więc myślę, że sobie poradzę sam – rzekłem, zeskakując z krzesła. - I będę cię krył przed szefem, nic mu nie pisnę – dodałem, widząc minę dziewczyny.
Ta rozradowana rzuciła mi się na szyję i po chwili ściskania i duszenia mnie jednocześnie, odkleiła się ode mnie i popędziła w stronę wyjścia. To właściwie nie był pierwszy raz, kiedy zostawiała mnie samego z całą kawiarenką na głowie. Mimo wszystko nie złościłem się na nią, bo w dzień pracowała naprawdę solidnie, a wieczorami i tak było za mało roboty na dwie osoby. Poza tym jej związek z Baekhyunem był całkiem uroczy i cieszyłem się, kiedy mogli pobyć ze sobą więcej, niż kilka godzin, czy minut. Zazdrościłem Sojung, że ma kogoś, kogo kocha i ma dla kogo codziennie się starać, uśmiechać, podobnie jak Kyungsoo zakochany po uszy w Ma Ri – ślicznej kwiaciarce, która od razu zawróciła mu w głowie. Tylko ja wiecznie byłem sam, mając do towarzystwa kota, który przede mną uciekał.
Westchnąłem ciężko, biorąc do ręki czystą ściereczkę i po czym położyłem ją na blacie i zacząłem poruszać ręką kolistymi ruchami, starając się nie zostawić ani jednej smugi. Może nie było to najciekawsze zajęcie, ale zważywszy na to, że jedyne, postanowiłem nie grymasić i posprzątać, co i tak należało do moich obowiązków, o ile nie chciałem stracić pracy, która była mi bardzo potrzebna. Utrzymywałem się sam, nawet nie liczyłem na jakąkolwiek pomoc od mamy, bo widziałem, że nawet jeśli bardzo chciała mnie jakoś finansowo wesprzeć, o czym wspominała, to nie mogła, bo sama wiązała koniec z końcem. I być może moja pensja nie była jakaś wysoka, ale wystarczała opłatę mieszkania, rachunków i zakup jedzenia, co mnie niesamowicie cieszyło. Dlatego pilnowałem się jak mogłem, aby przypadkiem nie zostać wyrzuconym. Wtedy nie byłoby zbyt ciekawie dla mojej dosyć ciężkiej sytuacji, a siedzenie w kawiarence i obsługiwanie klientów wcale nie było takie złe. Zwłaszcza, że Kyungsoo, jak miał lepszy dzień, uczył mnie piec ciastka. Może i nie wychodziły mi tak dobre, jak jemu, ale nowa, nabyta zdolność czasem się przydawała.
Automatycznie podniosłem głowę, gdy usłyszałem dźwięk dzwoneczka. Z zaciekawieniem spojrzałem na drzwi, przy których stał ten sam chłopak, który przyszedł wczoraj. Nie zawsze pamiętam wszystkich klientów (prócz tych stałych), ale on wyjątkowo rzucił mi się w oczy. Być może przez to, że zauroczył mnie od razu, gdy go zobaczyłem? A może, że po prostu był inny niż każdy inny, kogo miałem okazję spotkać? Wyróżniał się, ale w tym pozytywnym sensie. Nie samym wyglądem był inny, ale miał w sobie coś wyjątkowego, co sprawiało, że naprawdę cieszyłem, kiedy go widziałem.
Zacisnąłem mocniej ścierkę w dłoni, po czym powiodłem spojrzeniem za zgrabnie poruszającą się sylwetką blondyna. Wybrał stolik przy oknie, po czym zasiadł za nim, smętnie wpatrując się w kartę menu niedbale położoną na drewnianej powierzchni mebla. Zważywszy na to, że poza mną w kawiarni nie było już żadnego innego pracownika, to na mnie spadał ciężar obsłużenia go, choć nie nazwał bym tak tego. Raczej cieszyłem się, że mogłem do niego podejść i popatrzyć na niego z bliska, posłuchać jego głosu.  
Sięgnąłem po notesik i długopis, po czym pokierowałem się w stronę stolika, stając przed chłopakiem, lekko się denerwując. To przytrafiało mi się po raz pierwszy. Nigdy nie miałem problemów, jeżeli chodziło o klientów, nigdy się ich nie krępowałem i raczej nie wstydziłem, zawsze było inaczej, niż tamtego dnia. I właściwie stojąc przed stolikiem, za którym siedział Sehun, coś we mnie zwyczajnie nie wytrzymywało, bo mimo iż go nie znałem w ogóle, chciałem nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.  
- Filiżankę kawy poproszę – powiedział, nim ja zdążyłem zapytać o złożenie zamówienia. Uśmiechnął się lekko i odwrócił wzrok, nakierowując go na swoje splecione ręce.
Skinąłem jedynie głową i zapisałem w notesiku.
- Nie zaśniesz – stwierdziłem, właściwie nie wiedząc czemu go o tym informując. - Po kofeinie się odechciewa. Przynajmniej ona tak na mnie działa – wyjaśniłem, widząc jego spojrzenie, które niemal wierciło we mnie dziurę.  
- I tak prawdopodobnie nie będę miał czasu na sen, także filiżanka kawy będzie dla mnie wybawieniem – odparł po chwili, kiedy właśnie zamierzałem odejść. Uśmiechnął się blado w moją stronę, po czym nieznacznie wyprostował. - Chyba że nie podajecie o tej godzinie kawy, w takim razie może być herbata.
Zaśmiałem się lekko, kręcąc głową.
- Nie – mruknąłem. - Zaraz przyniosę.
Mimo że na początku w jego towarzystwie czułem się dosyć niezręcznie, to wcale nie przeszkadzało mi to tak bardzo w naszych rozmowach. Wręcz uwielbiałem je z nim prowadzić. To wcale nie przez to, że potrzebowałem kogoś, kto był również samotny, co ja, tylko po to, by mu się wygadać i zastąpić tę pustkę, która nieustannie wlokła się za mną przez ostatnie cztery lata mojego życia. Przy Sehunie wolałem siedzieć cicho, a to tylko dlatego, że lubiłem go słuchać, jego głosu, historii z jego życia, wszystkiego, co kojarzyło się z nim.
Zalałem rozsypaną kawę w środku filiżanki wrzącą wodą, po czym pomieszałem małą łyżeczką, starając się nie pochlapać białego talerzyka, który był w komplecie. Starannie ułożyłem na nim naczynie, po czym położyłem na tacce i złapałem w obie ręce, starając się niczego nie rozlać po drodze, jaka dzieliła mnie od stolika. Po ostatnim incydencie, kiedy rozbiłem dwie filiżanki, potykając się o niezawiązane sznurówki, postanowiłem być bardziej uważny i ostrożny, co wychodziło mi całkiem nieźle. Tym razem bez większych problemów dotarłem do celu i położyłem filiżankę z kawą tuż przed chłopakiem, który podziękował cicho i przysunął do siebie.  
- Możesz zostać? - zapytał, kiedy właśnie zabierałem tackę z zamiarem odejścia. Zdziwiłem się, patrząc na niego z lekkim powątpiewaniem. Mimo wszystko nadal byłem w pracy i nie powinienem ucinać sobie dłuższych pogawędek z klientami, kiedy czekają na mnie inni. Nadal nieprzekonany co do tego pomysłu, rozejrzałem się po lokalu i zacisnąłem wargi, zastanawiając się, co zrobić. - Proszę? I tak praktycznie nikogo nie ma. - Uśmiechnął się po raz kolejny, a ja musiałem przyznać mu rację. Prócz jego i mnie, w środku była jeszcze jakaś para, która nawet nie zwracała na nic poza sobą uwagi.  
- Ale tylko chwilę. – Chwilę, która przerodziła się w całą godzinę, aż do zamknięcia kawiarni, choć gdybym tylko mógł, przedłużyłbym ją o jeszcze kilka tak długich chwil. - Mimo że klientów nie jest dużo, czeka na mnie jeszcze inna praca – westchnąłem, siadając na krzesełku naprzeciwko chłopaka.
- W takim razie przepraszam, że odrywam cię od obowiązków. - Zaśmiał się, lustrując mnie wzrokiem, przez co poczułem się nieco niezręcznie. - Jesteś Luhan, tak?
Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia.
- Skąd wiesz, jak się nazywam? - zapytałem bez zrozumienia, będąc jakby lekko zagubionym w tej sytuacji.
- Masz plakietkę. - Wskazał ręką na mój czarny fartuch, do którego faktycznie przyczepiony był mały, złoty, połyskujący prostokącik, informujący o moim imieniu. - Och – odezwałem się cicho, nieco wysuwając dolną wargę ust. - Ja też wiem, jak się nazywasz - Momentalnie rozpromieniłem się, wpatrując w blondyna.
- Skąd? O ile mi wiadomo, nigdzie nie mam plakietki z imieniem – powiedział z uśmiechem, a ja zagryzłem policzek od wewnątrz, starając nie wyjść na zbyt wścibską osobę.  
- Ostatnim razem, gdy tu byłeś, usłyszałem, jak jakaś kobieta mówiła do ciebie Sehun, więc pomyślałem, że takie możesz mieć imię – wyjaśniłem, będąc lekko spiętym. - Jeżeli tak nie jest, to wyprowadź mnie z błędu. - Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie, nie mylisz się – rzekł, upijając trochę zaparzonej przeze mnie kawy, krzywiąc się lekko. Zaniepokoiło mnie to, odebrałem to tak, jakbym coś zrobił źle i chciał go otruć tak niepozornym napojem, ale nie wspomniał nic o niej, całkowicie ignorując moje przestraszone spojrzenie. - Mam na imię Sehun, a ta kobieta, z którą tu byłem, to moja mama – wyjaśnił.
- W takim razie twoja mama wydaje mi się strasznie znajoma, choć nie mam pojęcia, skąd mógłbym ją kojarzyć – powiedziałem, podpierając ręce zgięte w łokciach o stół, po czym położyłem na dłoniach podbródek. - Chyba, że mam tylko takie dziwne wrażenie.
- Jest modelką, więc może z jakiegoś magazynu? - zapytał całkowicie nieprzejęty, spuszczając wzrok w dół, po czym nakierował go na filiżankę, z której nadal parował gorący napój. - I chyba przesadnie dba o moje odżywianie, ale kiedyś i tak spróbuję waszych babeczek.
- Trzymam cię za słowo. Poza tym to grzech nie skosztować słodkości wychodzących spod ręki Kyungsoo – oznajmiłem, szczerząc się szeroko. - Sam z chęcią jadłbym je cały czas, szkoda, że nie mogę. - Naburmuszyłem się, co wywołało falę śmiechu u Sehuna. Później przyzwyczaiłem się, że w mojej obecności dużo się śmiał, zwłaszcza ze mnie, ale nie przeszkadzało mi to dopóki on był szczęśliwy.
- A ty nie pieczesz? - zdziwił się.
- Nie – zaprzeczyłem. - To znaczy, tylko dla siebie. Nie jestem na tyle odważny, aby swoje ciastka podawać klientom, bo jeżeli ktoś ma później dostać po nich jakiegoś zatrucia pokarmowego, to tylko ja, inaczej czułbym się winny – odpowiedziałem całkiem poważnie. - Poza tym Kyungsoo nie lubi, jak z nim gotuję. Zawsze kuchnia wygląda, jakby przeszło po niej tornado, ale mimo wszystko lubię to. To niezła zabawa.
- Chyba cię rozumiem – mruknął, przysuwając się bliżej. - Ale chciałbym się kiedyś nauczyć gotować, to wydaje się całkiem fajne, a nikt nie ma tyle cierpliwości, by to wszystko mi wytłumaczyć. - Wzruszył beznamiętnie ramionami, upijając kolejny łyk kawy.
- Więc może, jak jak sam nabiorę wprawy, nauczę cię? - Choć wydawało mi się to wtedy całkowicie niedorzeczne. Nie żałowałem, że właśnie to zaproponowałem.
- Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi.
Tamtego wieczoru Sehun nie stracił swojego uśmiechu aż do opuszczenia kawiarni, a ja poczułem, że wreszcie odnalazłem kogoś, kto w moim życiu będzie tym jasnym punkcikiem, który będzie odwracał moją uwagę od problemów. Będzie po prostu dla mnie cholernie ważny, a ja nie będę wyobrażał sobie bez niego dalszego funkcjonowania.
*
październik 1991 rok, Daegu.

Nim się spostrzegłem, minął miesiąc. Przez ten czas przyzwyczaiłem się do pewnego schematu, który całkiem mi odpowiadał, ale żeby mógł ciągnąć koniecznym było pracowanie na wieczornej zmianie. Oczywiście Kyungsoo zawsze chętnie się ze mną zamieniał, za co byłem mu dozgonnie wdzięczny. Zawsze punkt dwudziesta pierwsza zjawiał się Sehun. Siadał przy tym samym stoliku przy oknie i zamawiał jedną gorzką filiżankę kawy, nic więcej. Każdego wieczoru dosiadałem się do niego i rozmawialiśmy do momentu, aż musiałem zamykać.
Przez te trzydzieści godzin rozmowy zdążyłem dowiedzieć się o Sehunie naprawdę dużo. Na przykład to, że był jedynakiem, uwielbiał zimę – była to jego ukochana pora roku, miał psa imieniem Lucky i potrafił grać na fortepianie. Jego matka zapisywała go na prywatne lekcje już od małego, choć na początku podobno się opierał. Obiecał, że kiedyś coś mi zagra. Jednak jego hobby było całkiem inne, różniło się tego wykreowanego przez Oh Jinri wizerunku swojego syna – kochał rysować. Może nie na płótnie, tymi wszystkim farbami, lecz trochę inny rodzaj, mianowicie komiksy. Pewnego wieczora przyniósł jeden, bym mógł przeczytać.
- Jej – mruknąłem, zabierając do rąk kolejną kartkę, na której znajdowała się kolejna część historii. - To jest niesamowite – zachwyciłem się, zaciskając palce na papierze.
- Nie przesadzaj – poprosił, rumieniąc się nieco. Nie lubił, gdy go komplementowałem. Zawsze uważał, że wszystko wyolbrzymiam, kiedy ja tylko stwierdzałem fakty. - To zwykłe rysunki, które nakreśliłem w kilka minut. - Uśmiechnął się niezręcznie, widząc moją rozanieloną minę.
- Jak ja coś kreślę w kilka minut, wychodzi taki bohomaz, że nie można rozpoznać co to jest – stwierdziłem po chwili, zbierając wszystkie papiery w jedną kupkę. - Czy jest jakaś rzecz, która ci nie wychodzi? Bo zaczynam uważać, że jesteś robotem – palnąłem, uśmiechając się do niego słodko - lub perfekcyjny.  
- Nie umiem jeździć na nartach – poinformował mnie całkiem poważnie. - Trzy lata temu, kiedy rodzice zabrali mnie na stok, złamałem nogę na pierwszym zjeździe, a górka była mała, dla początkujących. - W tamtej chwili wyglądał naprawdę zabawnie, a jego różowe policzki były całkiem urocze. - Jak widzisz, jestem tylko człowiekiem.  
- I tak uważam inaczej – odrzekłem z powagą, przyciągając plik kartek do siebie. - Mogę je zatrzymać? Proszę?
- Jasne, jeśli tylko chcesz.
Uśmiechnąłem się w podzięce, patrząc na pierwszą stronę. Nigdy nie wyrzuciłem tego komiksu. Do dnia dzisiejszego leży na półce. Jest trochę przyniszczony, a niegdyś białe kartki lekko spłowiały, ale przypomina o tych wyjątkowych czasach, gdy miałem przyjemność coraz to lepiej poznawać Oh Sehuna.

Kiedyś wyjaśnił mi też, dlaczego akurat wieczorem zamawia kawę, jeżeli mógłby to robić w dzień.
- Uczę się do późna – westchnął, trzymając w dłoniach filiżankę z parującym napojem. - Kiedy zamykasz kawiarnię, ja wracam do domu i siedzę nad książkami do drugiej w nocy, ale przyzwyczaiłem się – powiedział, uśmiechając się blado. - A kawa pomaga mi przetrwać.
- Nie czujesz się zmęczony? - zapytałem nieco zmartwiony. - To może cię w końcu wykończyć.  
- Odsypiam w weekendy. Poza tym zawsze mogło być gorzej – stwierdził, zabierając z oparcia krzesła swoją kurtkę. - Wychodzimy? Już minęła dwudziesta druga – zauważył, a ja pokiwałem ochoczo głową.
Zawsze przez niedługi kawałek drogi szliśmy razem, zważywszy na to, że nasze domy były w podobnym kierunku. Odprowadzał mnie do dużego skrzyżowania i mieszczącego się obok starej poczty, po czym łapał taksówkę, którą dojeżdżał do siebie. Jego dom znajdował się dosyć daleko – na obrzeżach miasta, dlatego dziwiłem się, że miał czas i ochotę, by codziennie przyjeżdżać do kawiarni, w której pracowałem. Na początku nie wiedziałem czemu to robi, później jednak to zrozumiałem. Podczas tych wszystkich wieczornych rozmów nie opowiadał tylko o sobie, wolał gdy to ja mówiłem. Zauważyłem, że lubił szczególnie te chwile, gdy opowiadałem o moich rodzinnych Chinach. Czasem sam prosił mnie, bym opisywał mu, jak tam jest. Z chęcią odpowiadałem na jego pytania zwłaszcza, że wyglądał na zainteresowanego, jakby chłonął każde moje słowo.  
Mówił, że chciałby kiedyś zwiedzić ten kraj, a ja w duchu obiecywałem sobie, że zabiorę go tam. Złamałem dane słowo, bo nigdy razem tam nie pojechaliśmy...
Przez ten miesiąc zdążyłem się do niego przywiązać, przyzwyczaić i po jakimś czasie już nie mogłem wyobrazić sobie ani jednego dnia bez jego odwiedzin w kawiarni. To wszystko stało się moją małą rutyną, którą lubiłem i nie chciałem z niej rezygnować, bo pragnąłem trwać przy Sehunie tak długo, jak tylko mogłem.
*
Sojung polubiła Sehuna. Kiedy widziała, jak przychodzi do nas, często ucinała z nim krótkie rozmowy. Czasem czekała na niego ze mną, a kiedy dobiegała godzina dwudziesta pierwsza, brała wszystkie obowiązki na siebie i mimo zmęczenia mnie zastępowała. Byłem jej wdzięczny, bo mogłem poświęcić więcej czasu Oh, którego jednak zostawało coraz mniej. Za mało, bym mógł powiedzieć, że mi wystarcza.
Z czasem stało się tak, że gotowa filiżanka kawy leżała na stoliku przy oknie na kilka minut przed przyjściem Sehuna. Uśmiechał się, kiedy ją widział. W końcu to w jakimś sensie symbolizowało, że na niego czekaliśmy.  
Sehun wyglądał całkiem uroczo w swoim granatowym mundurku z bordowymi spodniami krawatem, kiedy w ręku trzymał białą filiżankę z kawą. Nigdy do niego nie pasowała, bo był jak dziecko, które próbuje tych rzeczy dla dorosłych. Teraz to określenie mnie śmieszy, bo naprawdę był dojrzały, mimo że o cztery lata młodszy ode mnie. Miał wiele obowiązków, borykał się z wieloma problemami, ale nigdy nie słyszałem, by narzekał. Przy mnie zawsze był szczęśliwy, zdawał się o nich nie myśleć, a przynajmniej nie mówić głośno. To ja byłem raczej tym, który się żalił, a on był dzielny do samego końca.  
Jak później się dowiedziałem, Sehun był optymistą. Zawsze wierzył w rzeczy, które na pozór mogły wydawać się nie do spełnienia. Ja tak nie potrafiłem, bo byłem raczej pechowym realistą, któremu nic nie wychodzi. Szczęście uśmiechnęło się do mnie tylko raz, siódmego września 1991 roku, wraz z pierwszym wejściem Sehuna do kawiarni, w której pracowałem. On był moim szczęściem.
*
Nigdy nie przypuszczałbym, że kiedykolwiek wyląduję w swojej własnej kuchni razem z Sehunem i wielką książką kucharską w ręku (którą zabrałem Kyungsoo), ledwo ją utrzymując. Z mojego punktu widzenia było to wręcz niemożliwe, a jednak wreszcie stało się. Nie wiem jak, kiedy, po prostu powoli, w ciągu jednego miesiąca zyskałem przyjaciela. On lubił mnie słuchać, obserwować i mówić do mnie. To przy nim czułem się dobrze i wyjątkowo, zupełnie jakbym spotkał bratnią duszę. Mama zawsze mówiła, że gdzieś na świecie istnieje człowiek, który jest dla mnie stworzony... Miała racje, znalazłem go w Daegu, ale w końcu nie aż tak daleko od Chin. W każdym bądź razie Sehun mógł mieszkać na innym kontynencie, w innym czasie... Miałem szczęście. Może było tylko chwilowe, ale zdążyłem nim nasiąknąć, nacieszyć się, choć później gdy odeszło, pozostawiło po sobie wielką pustkę.
W gruncie rzeczy, to w sumie ja kiedyś zaproponowałem wspólne pieczenie ciastek. Obiecałem mu to, a nie chciałem go zawieść w tak błahej sprawie. Właściwie moje zdolności kulinarne w ciągu jednego miesiąca nie polepszyły się wcale – dalej byłem takim amatorem, jak we wrześniu. Mimo wszystko, wytrwale śledziłem maleńkie literki tworzące cały tekst, z którego jednak niewiele rozumiałem.  
Gotowanie z Sehunem było o wiele lepsze, niż robienie tego samotnie. Właściwie każda rzecz, w której towarzyszył mi on, stawała się milion razy ciekawsza, dlatego lubiłem, kiedy był przy mnie. Wracanie do domu wieczorem po opustoszałych uliczkach, picie kawy przestało być nudne. Polubiłem nawet chodzenie pieszo. Lubiłem wszystko, co było związane z Oh Sehunem.
- Nie myślisz, że powinniśmy dolać do tego więcej mleka? - zapytał, patrząc na masę w różowej misce. Przechylił ją delikatnie w lewo, a masa ruszyła się tylko trochę. - Taka trochę sztywna jest – skwitował po chwili.
Pod wpływem mojego wzroku jego ubrudzone mąką policzki zarumieniły się, a swoje spojrzenie nakierował na ręce, w których trzymał miskę.
- Wtedy będzie zbyt rzadkie – stwierdziłem, śmiejąc się cicho, jednak zabrałem ze stolika mleko i wlałem trochę do naczynia. Sehun wymieszał łyżką, która później cała usmarowana była w czekoladowym cieście. - Chyba nadaje się do upieczenia.
Sehun zagryzł delikatnie wargę różanych ust i pokiwał twierdząco głową.
- Okaże się, gdy będą gotowe – mruknął, starannie układając okrągłe foremki na blasze.
Nie było takiego dnia, kiedy Sehun nie emanowałby szczęściem. Zawsze był wesoły, jakby każda, najdrobniejsza rzecz sprawiała mu radość. Cieszył się, gdy przychodził do kawiarni, gdy z niej wychodził, kiedy rozmawiał ze mną, milczał, a nawet rozlewał masę do wcześniej przygotowanych foremek. Chciałem brać z niego przykład, ale nie potrafiłem, nie byłem tak silny, jak Sehun.
Niektórym mogłoby się wydawać, że miał wspaniałe życie. Bo przecież był synem znanej modelki oraz aktora, uczęszczał do prywatnej, cenionej szkoły, mógł rozwijać swoje zainteresowania, bo rodzice poza muzyką nie narzucali mu wiele obowiązków. Na pozór miał wielu przyjaciół, którzy wręcz uwielbiali go. Nikt go nie kontrolował, nie mówił, że ma być wzorem do naśladowania, miał całkowitą swobodę, kiedy był sam, nie musiał się pilnować. Ja tak myślałem, ale nie umiałem dostrzec tej drugiej, gorszej strony jego życia, którą niewątpliwie miał, jak każdy zresztą. Odkryłem ją dużo później, ale mimo to wydawała się nierealna.
- Gotowe – zakomunikował wesoło, wkładając babeczki do piekarnika.
- Kiedy się upieką, ty próbujesz ich pierwszy. - Zaśmiałem się, odkładając grubą książkę kucharską na bok, po czym podszedłem do Sehuna bliżej, stając dokładnie przed nim. Byliśmy podobnego wzrostu, niemalże równi, dlatego patrzenie w jego ciemne, brązowe, niemalże czarne oczy było wyjątkowo łatwe. Nie musiałem stawać na palcach, by w nie spojrzeć.
Przyłożyłem swoje zimne dłonie do jego różowych policzków, strzepując przy tym mąkę, która nadal tam była. Opadła na jego czerwonym swetrze, przez co zaśmiałem się melodyjnie.
- Miałeś rację – szepnął, oddychając jakby ciężej. - Kiedy gotujesz, kuchnia wygląda strasznie. Ta mąka jest wszędzie – prychnął, odsuwając się ode mnie, by chociaż trochę posprzątać. Wziął do rąk puste opakowanie po mleku i przystanął patrząc na całokształt naszego gotowania. - Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale chyba nie posprzątamy tego do jutra. - Zaśmiał się, wyrzucając do kosza przedmiot wcześniej trzymany w dłoni. - Nie dziwię się Kyungsoo, że nie wpuszcza cię do kuchni.  
- Ej – oburzyłem się, tupiąc nogą, co rozśmieszyło mojego towarzysza. - Jesteś niemiły.
- A ty zachowujesz się jak dziecko, hyung – mruknął, wystawiając mi język. Tak, mimo tego dojrzałego zachowania i jemu zostało coś z dziecka. - Ale to urocze – dodał po chwili, mierzwiąc moje rude włosy, które wpadły mi do oczu.
Naburmuszyłem się, marszcząc nos, po czym cofnąłem się nieznacznie, nie spuszczając z Sehuna spojrzenia, którym wręcz mógłbym mordować. Ten zaśmiał się w odpowiedzi, sprzątając bałagan, w czym z niemałym jękiem niezadowolenia mu pomogłem.
Niecałe pół godziny później siedzieliśmy w małym salonie z talerzem babeczek, które przyrządziliśmy sami z przepisu, który polecił mi Kyungsoo. Ani ja, ani Sehun raczej nie rwaliśmy się do tego, by ich spróbować, ale w końcu musiało to kiedyś nadejść. Cóż, w tamtym przypadku byłoby lepiej gdyby nastąpiło to później niż wcześniej.  
- No hyung, otwórz buzię – poprosił, wyciągając wolną dłoń w moim kierunku, w której trzymał babeczkę. Pokręciłem przecząco głową, nadal mając mocno zaciśnięte usta.- No dalej.
- Nie, Hunnie – zaprotestowałem szybko, odsuwając jego rękę. - Jakoś straciłem apetyt. - Widząc jego wielce niezadowoloną minę, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. - Och, no nie bądź taki – żachnąłem się, z oburzeniem patrząc na słodkości. - Daj Yui, ten kocur pewnie chętnie zje. Swoją drogą to dziwne, że komukolwiek dał się dotknąć. Przede mną raczej ucieka. - Skrzywiłem się, wskazując na kota spokojnie leżącego na kolanach Sehuna.
- Musi być jakiś powód, dlaczego cię nie lubi – stwierdził odkrywczo, głaskając zwierzaka po grzbiecie. - Może taki, że dajesz mu swoje okropne potrawy i używasz jako testera? - Zapytał, śmiejąc się gładko. - Lub po prostu zrobiłeś na nim złe pierwsze wrażenie i będzie to pamiętał do końca swoich dni. Jeżeli tak, już prędko nie wkupisz się w jego łaski.  
- Złe pierwsze wrażenie? - zakpiłem, prychając cicho. - Byłem dla niego niczym matka! Czy tam ojciec. Teraz powinien mi być wdzięczny, że tak bardzo się nim opiekowałem, a nie chować się przede mną zawsze, kiedy mnie widzi – powiedziałem, posyłając Yui mordercze spojrzenie. - To jest potwór, który uprzykrza mi życie, nie kot.
- Przesadzasz, on jest kochany – zaprotestował Sehun, przytulając kociaka.
To była jedna z tych chwil, kiedy chciałem, by to mnie przytulał. Byłem zazdrosny o kota, przeklętego sierściucha, który w ciągu jednego popołudnia omotał Sehuna, który po prostu kochał robić mi na złość.
- Gdybyś pobył z nim dłużej, zrozumiałbyś, do czego jest zdolny – zakomunikowałem, przypominając sobie jak Yui podrapał mój ulubiony koc, jedną kwiecistą zasłonę w salonie, której chyba szczególnie nienawidził i zbił wazon pełny wody, która z kolei wylana na radio je zepsuła. Przeklęty, mały psuj. - Może i wygląda słodko i rozkosznie, ale pod skórą czai się diabeł. Lepiej go odstaw zanim wydrapie ci oczy.
Sehun zaśmiał się po raz kolejny, po czym zaprzeczająco pokręcił głową. - Nie – odpowiedział. - A ty spróbują wreszcie tej babeczki, bo nie wiem, czy na pewno są jadalne.
Naprawdę chciałem protestować, ale nie mogłem. Wystarczyło jedno, ostatnie spojrzenie Sehuna, a wziąłem do rąk wcześniej upieczoną przez nas babeczkę i spróbowałem. Właściwie do smaku, który uzyskiwał Kyungsoo sporo jej brakowało. Była cholernie słodka – chyba zbyt słodka, ale z zadowoleniem stwierdziłem, że jadalna.
- Może i to nie jest jakieś mistrzostwo, ale nie jest źle.
Sehun uśmiechnął się szeroko, biorąc do rąk kolejną babeczkę.
Skończyło się na tym, że zjedliśmy po kilka, resztę odkładając na później. Wprawdzie nigdy już więcej ich nie tknęliśmy, ani nie zabieraliśmy się za gotowanie ponownie, ale zapamiętałem tamten wieczór. Może nie działo się nic wyjątkowego, ale wystarczyła sama obecność Sehuna, by moje serce przyspieszyło tempa kilkukrotnie, a oddychanie wydawało się niezwykle trudne. On zdawał się tego nie zauważać, tak mi się wydawało. Ale to było nawet wygodniejsze, bo unikaliśmy niezręcznych sytuacji.  
*
listopad 1991 roku, Daegu.

Spędzając coraz więcej czasu z Sehunem poza kawiarenką, godzina rozmowy podczas mojej pracy mi nie wystarczała. Mijała o wiele szybciej niż na początku, czas niemalże biegł. Nim się spostrzegłem nadszedł listopad, a wraz z nim chłodniejsze dni i ciemniejsze popołudnia. Mimo to w kawiarence zawsze było ciepło kiedy przychodziła dwudziesta druga, nie chciałem stamtąd wychodzić. Jednak myśl, że Sehun będzie towarzyszył mi przez połowę drogi sprawiała, że bez żadnego gadania kończyłem swoją pracę i zamykałem kawiarenkę.
Tamtego wieczoru Sehun przyszedł wcześniej. Bez słowa ruszył do stolika, przy którym zawsze siedział i ściągnął czarny płaszcz z ramion. Zawiesił go na oparciu krzesła i spojrzał w moją stronę, uśmiechając się serdecznie. Pomachałem mu szybko, nalewając gorącej kawy do filiżanki, by choć trochę pozwolić mu się ogrzać. Uważając, by nie poparzyć swoich dłoni, podszedłem do niego wolno i postawiłem przed nim filiżankę, na co on mruknął ciche 'dziękuję', przysuwając ją do siebie.  
Wyglądał na zmęczonego, sennego, a jago skóra stała się jakby bledsza. Z daleka nie mogłem tego zauważyć, jednak znajdując się naprzeciwko niego – to rzucało się w oczy. On jakby nie zwracał na to zupełnej uwagi, wręcz uśmiechał się szeroko, wskazując na krzesło przed nim, bym je zajął. Usiadłem na nim niespiesznie, po czym pochyliłem się do przodu i przyjrzałem się dokładnie blondynowi.
- Wyglądasz, jakbyś miał tu paść – mruknąłem zmartwiony, wyciągając w jego stronę dłoń, którą położyłem na jego chłodnym policzku. - Może powinieneś wrócić do domu i odpocząć? Jeżeli tak dłużej będziesz się wykańczał, może ci się coś stać – uprzedziłem go, cofając dłoń, którą położyłem na drewnianym blacie.
- Nie musisz się martwić, hyung – powiedział po chwili, jednak jego głos był jakiś słabszy. - Poradzę sobie. Po prostu muszę załatwić parę spraw, zaliczyć ostatnie ważne testy i będzie w porządku. Do tego potrzebne jest jednak dobre przygotowanie, a ja czuję, że jeszcze muszę poćwiczyć – dodał cicho, łapiąc za uchwyt filiżanki. Po chwili zacisnął mocno usta, odkładając naczynie z powrotem na miejsce, nawet nie kosztując ani łyka napoju. - Już zrezygnowałem z lekcji gry na fortepianie, to chociaż trochę mnie odciąży.  
Szczerze powiedziawszy to wcale mnie nie uspokoiło. Być może to jeden obowiązek z głowy, ale zostały ich całe sterty.
- Jest weekend, odłóż wszystkie książki i odpocznij, proszę. - Spojrzałem na niego znacząco, a on jedynie westchnął, wolno kiwając głową. - W takim razie cieszę się – dodałem wesoło, a Sehun uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie na to czekał. - A teraz pij to i rozgrzej się, bo zaraz zamienisz się w jedną wielką kostkę lodu.  
Sehun po raz kolejny wziął w dłonie filiżankę i upił łyk kawy, krzywiąc się nieznacznie. To nie był pierwszy raz, kiedy to zauważyłem.
- Nie lubisz jej, prawda?
W odpowiedzi usłyszałem jedynie cichy, melodyjny śmiech i brzdęk uderzanego o siebie szkła. - Jeżeli mam być szczery, to nienawidzę – przyznał, językiem zlizując pozostałości kawy ze swoich wąskich, ale kształtnych ust. - Sam jej zapach trochę mnie odrzuca – stwierdził, wpatrując się w ciemną zawartość filiżanki. Po chwili jednak uśmiechnął się z rozbawieniem i wbił swoje spojrzenie we mnie.
- Więc dlaczego ją pijesz? - zapytałem bez zrozumienia.
Sehun zamyślił się na chwilę, podpierając się rękami o stół.
- Jednym z powodów jest to, że nie chce mi się spać, ale właściwie nie chodzi tylko o to – poinformował mnie, ani na moment nie spuszczając ze mnie swojego wzroku. - To właśnie ty robisz ją dla mnie, więc automatycznie staje się smaczniejsza.
Miałem wrażenie, że w tamtej chwili moje policzki płoną żywym ogniem.
- Równie dobrze mógłbym przygotowywać ci herbatę – stwierdziłem, poprawiając się na krześle, by usiąść wygodniej. - Hunnie, przecież nie musisz tego pić! Daj, przyniosę ci coś innego. - Wyciągnąłem do niego rękę, by zabrać filiżankę, ten jednak ją odtrącił.
- Nie, mówiłem, jest w porządku. Przyzwyczaiłem się już do tego smaku, poza tym myślę, że przywykłem do tego wszystkiego i ciężko teraz byłoby mi się przerzucić na herbatę, uwierz. - Zdawał się mówić przekonująco, dlatego odpuściłem i nie męczyłem go więcej o to. Później już nigdy nie narzekał, po prostu pił ją nadal, nie zwracając uwagi na to, czy mu smakuje, czy też nie.  
- Cześć, Sehun! - W jednej chwili pojawiła się obok nas Sojung z aparatem w ręku. - Jak samopoczucie? - zapytała entuzjastycznie, pochylając się nad blondynem. Ten zaszczycony nagłą jej bliskością, odsunął się nieco do tyłu, ale nie stracił pogodnego uśmiechu, który był najpiękniejszym widokiem, jaki mogłem sobie wymarzyć.  
- O, Sojung – odezwał się po momencie. - Całkiem w porządku – odpowiedział, ukradkiem spoglądając w moją stronę. - A twoje?
- Świetnie, jak zawsze – powiedziała szybko, a cały ten entuzjazm aż od niej emanował. - Lu, możesz ustawić się gdzieś koło Sehuna? - Spojrzała na mnie błagalnie, z tym swoim dziwnym, szerokim, ale radosnym uśmiechem.
- Jeśli wyjaśnisz mi po co.
- Ach, jasne. - Wzięła głębszy wdech i wyprostowała się. - Szef wpadł wczoraj na całkiem genialny pomysł, który bardzo mi się spodobał – niemalże zapiszczała, zaciskając palce na czarnym aparacie. - Poprosił mnie, bym robiła zdjęcia naszym stałym klientom, oczywiście za ich zgodą. Później zawisną na tej ścianie, która stanie się pamiątkową – wyjaśniła, wskazując na beżową ścianę za nami, na której wisiało kilka obrazów oprawionych w ramki oraz brązowe, kształtne litery, które ułożone tworzyły nazwę kawiarni. - Pomyśl sobie, przychodzisz tu za kilkadziesiąt lat i wspominasz, widzisz te wszystkie zdjęcia, które przypominają ci o czasach młodości. Coś niesamowitego, naszym klientom się to na pewno spodoba! A zważywszy na to, że Hunnie bywa tu codziennie, powinien się tam znaleźć! - Była jeszcze bardziej ucieszona niż wcześniej, ale nie dziwiłem się jej. Sam uważałem, że ten pomysł jest świetny. - No dalej, ustawiajcie się do zdjęcia!
- Ale ja nie jestem klientem – zauważyłem, a Sojung machnęła ręką.
- To nic – powiedziała szybko. - Sehun pewnie chce towarzysza do zdjęcia, prawda? - zwróciła się do chłopaka, który spojrzał na mnie znacząco.
- Jasne – mruknął, wstając. - Chodź, hyung. - Złapał za moją moją dłoń, zmuszając mnie przy tym, bym wstał. Gdy to uczyniłem, objął mnie w pasie ręką i i przyciągnął do siebie, uśmiechają się do obiektywu.
Będąc tak blisko jego, czując na biodrze jego dużą dłoń, moje serce biło mocniej, dwa razy szybciej i nierówno, jak po przebiegnięciu maratonu. Wtedy nie wiedziałem dlaczego tak się działo, być może prawda była zbyt ciężka, bym mógł w nią uwierzyć. Później, gdy pomyślałem nad tym dłużej, wcale nie było mi ciężko czy też źle z myślą, że zakochałem się w chłopaku. A to wszystko dlatego, że był nim Oh Sehun. Akceptowałem tę myśl, a można powiedzieć, że cieszyła mnie, bo wreszcie miałem taką osobę, która była dla mnie ważna, którą kochałem i szanowałem. Nie obchodziło mnie to, że znaliśmy się dwa miesiące. One wystarczyły, bym zatracił się w nim i powiedział, że jest moim cichym uzależnieniem, które pochłaniało moją duszę i serce.
Niechętnie oderwałem się od lustrowania twarzy Sehuna i spojrzałem w obiektyw, uśmiechając się naprawdę szczerze, co Sojung uwieczniła na zdjęciu. Później zwisło ono na ścianie pamiątkowej razem z innymi, których przybywało coraz więcej wraz z upływającymi latami.
*
grudzień 1991 roku, Daegu.

Biały, puszysty puch, który mienił się w słońcu niczym małe diamenciki spadł niespodziewanie na samym początku grudnia. Był niemalże wszędzie, zdobiąc swym pięknem dachy domów, ulice, drzewa i chodniki. Mimo to ludzie i tak byli przygotowani na niego, w końcu była zima, a listopad był dosyć chłodnym miesiącem. Ciągle słyszałem niezadowolone narzekania klientów, którzy rozmawiali w kawiarni, że mógłby już stopnieć. Ja byłem jednak innego zdania. Chciałem, by chociaż przetrwał do Świąt, do których zostały dwa tygodnie. Poza tym widziałem, jak cieszył Sehuna, w końcu zima była jego ukochaną porą roku.
Sehun w ciągu tych miesięcy wcale nie zmienił swoich zwyczajów, nadal zjawiał się o tej samej porze, zamawiając filiżankę kawy. Jeszcze kilkukrotnie pytałem się, czy aby na pewno nie woli jakiegoś innego napoju – on zawsze odmawiał. Później przestałem zadawać to pytanie, bo doskonale znałem odpowiedź. Czasami Sehun zachowywał się naprawdę dziwnie, ale można było do tego przywyknąć, bo charakteru zmienić nie można. Mimo to ja nadal byłem w nim zakochany, posyłałem mu krótkie uśmiechy i ciepłe spojrzenia, a on odwdzięczał się tym samym.
- Dlaczego ty jeszcze jesteś nieubrany? - oburzyła się Sojung, stając przede mną ze skrzywioną miną. - Kiedy Sehun tu przyjdzie, nie będzie na ciebie czekał. No leć po kurtkę, bo on zaraz tu będzie – popędziła mnie, ja jednak nadal stałem w tym samym miejscu co przedtem. - I ubierz czapkę, rękawiczki i szalik, żebyś się nie przeziębił – dodała, uśmiechając się uroczo.  
- Spokojnie, So – poprosiłem, nigdzie się nie spiesząc. - Sehunowi nic się nie stanie, jeśli poczeka na mnie dwie minutki, a teraz ubierał się nie będę, bo roztopie się, tu jest za ciepło – westchnąłem, siadając na krześle za ladą.  
Dzień wcześniej Sehun uprzedził mnie, żebym postarał się wyjść z pracy wcześniej, co najmniej dwie godziny, bo przyjdzie i gdzieś mnie ze sobą zabierze. Nie wiedziałem, co kombinował, Sojung najwyraźniej tak, bo chodziła ucieszona od stolika do stolika, nie mówiąc mi zupełnie nic.
- Jak tam już chcesz – mruknęła, odkładając kilka szklanek na ladę. - I jak, cieszysz się z randki z Sehunem? - zapytała po chwili, patrząc się na mnie wyczekująco. - Tak ślicznie razem wyglądacie. - Jej entuzjazm czasem mnie przerażał, zdawała się być jeszcze weselsza od i tak radosnego Sehuna.  
- Nie sprecyzował co to dokładnie jest, więc dla mnie to zwyczajne spotkanie, a ty nazywaj to jak chcesz – powiedziałem, a Sojung zmrużyła nieco swoje czekoladowe oczy. - I cieszę się, że będę mógł pobyć z nim dłużej niż tylko godzinę, jak codziennie – stwierdziłem wesoło, wodząc wzrokiem za blondynką, która nagle znalazła się po drugiej stronie lady i przystanęła na moment.
- Cóż, najważniejsze jest to, że idziesz z Sehunem, a nie jakimś innym przypadkowym chłopakiem. - Spojrzała w stronę okien i uśmiechnęła się pogodnie. - I właśnie tu idzie. Nie spieprz tego, Lu! I ubieraj się – ponagliła mnie, podchodząc do wieszaka z kurtkami. Ściągnęła z niej moją po czym wepchała prosto w moje ręce.
- Dzięki – szepnąłem, zakładając wierzchnie odzienie. Nałożyłem na głowę czapkę i opatuliłem szczelnie szyję szalikiem, by nie zamarznąć. Chwilę później usłyszałem dzwoneczek sygnalizujący, że ktoś wszedł do kawiarni. Wiedziałem, że to Sehun.
- Gotowy? - zapytał, zatrzymując się przy ladzie. Zlustrował mnie spojrzeniem i uśmiechnął się łagodnie, widząc, jak kiwam potwierdzająco głową. - W takim razie chodź – powiedział, wyciągając w moją stronę rękę, którą po chwili złapałem i zacisnąłem na niej palce. - Cześć Sojung – pożegnał się z dziewczyną, która w odpowiedzi pomachała mu energicznie. Nie czekając dłużej ścisnął moją dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.
Gdy stanęliśmy na zewnątrz, pierwsze, co zauważyłem, to śnieg. Było go jeszcze więcej, niż przed moją zmianą w kawiarni, ale nie na tyle dużo, by nie móc przejść. Poza tym nie było wcale tak zimno, choć dodatkowa para rękawiczek na pewno nie zaszkodziłaby. Nie myślałem jednak o chłodzie, tylko i ciele dłoni Sehuna, która nadal złączona była z moją.  
- Dokąd mnie zabierasz? - zapytałem, patrząc na niego podejrzliwie.
Sehun przygryzł wargę, przez chwilę milcząc.
- Zobaczysz – odpowiedział, a ja zmarszczyłem nos. - Och, no już, przestań się dąsać – poprosił, ruszając z miejsca, co po krótkim momencie również uczyniłem. - Kiedy to robisz, wyglądasz jak mała, włochata kuleczka – poinformował mnie, a ja wziąłem głębszy wdech powietrza, aby nie zacząć na niego krzyczeć, co chyba nie było najlepszych pomysłem, przez zimno, które nagle jakby zamroziło wszystkie moje wnętrzności. - Ale to urocze.
- Jesteś okropny – prychnąłem, splatając swoje palce z tymi jego.
- Nie przesadzaj. - Mimo to zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie. - Poza tym to niedaleko, za moment sam się przekonasz – uprzedził.
Na zewnątrz było mało przechodniów, przez całą drogę, która faktycznie okazała się niezbyt długa, minęliśmy może kilka, którzy nawet nie zwrócili na nas uwagi. Dojście pod lodowisko zajęło nam niecałe dziesięć minut i naprawdę dziwiłem się, że w naszym mieście jest coś takiego. Być może nie zauważyłem go, bo za bardzo przejęty byłem pracą, a jedynymi odwiedzanymi przeze mnie była kawiarnia, dom, poczta i sklep spożywczy. Wszystkie znajdowały się w przeciwnym kierunku, więc stwierdziłem, że nie miałem nawet jak tego zauważyć.  
Lodowisko było duże, oświetlone setkami małych światełek oraz tymi większymi łunami jasności pochodzących z lamp ulicznych. Było prawie puste, zauważyłem może góra sześć osób – dwie pary oraz dwie pojedyncze. Cieszyłem się, że Sehun zabrał mnie właśnie w to miejsce. Lubiłem jazdę na łyżwach. Kiedy byłem młodszy moja mama często zabierała mnie na lodowisko i uczyła jeździć, kiedy sama była w tym naprawdę dobra. Później zabrakło mi czasu, bym mógł sam to robić.
- Miałeś racje, to całkiem niedaleko. - Posłałem mu szeroki uśmiech, co odwzajemnił, dając mi cichą odpowiedź niezawierającą słów.
Wypożyczenie łyżew i zakup biletów nie zajęło dużo. Za wszystko płacił Sehun, co zirytowało mnie nieco. Powtarzałem mu kilka razy, że sam mogę za siebie zapłacić, w końcu jestem dorosły i zarabiam. Oczywiście wszystko olał, szepcząc mi na ucho, że to randka i to on zaprosił mnie, więc to on za wszystko zapłaci. Wiedziałem, że z nim nie wygram, dlatego uległem i stwierdziłem, na następnym razem będzie odwrotnie, przynajmniej się o to postaram.  
- Nie wiedziałem, że potrafisz jeździć – przyznał Sehun, kiedy powoli sunęliśmy po lodzie, trzymając się mocno za ręce. - Miałem nadzieję, że nie będziesz umiał, a wtedy ja cię nauczę, w podzięce za naukę gotowania – poinformował mnie, śmiejąc się cicho. - Choć nie wiem, czy powinienem, bo bez ciebie te babeczki wychodzą mi jeszcze gorsze.
- Moja mama uczyła mnie, kiedy byłem mały – mruknąłem, podnosząc głowę, po czym spojrzałem przed siebie. - Ale zastanawia mnie jedno – powiedziałem, spoglądając w jego stronę. On również swoje spojrzenie wbił we mnie, oczekując na dalszą część wypowiedzi. - Jak to jest, że nie potrafisz jeździć na nartach, a na łyżwach bez problemu? - zapytałem z zaciekawieniem, a Sehun wzruszył jedynie ramionami.
- Nie wiem, może dlatego, że łyżwiarstwo wydaje się łatwiejsze? I nie ma tu stromych gór i wielkich zasp śniegu. Jest prosto i lód, czyli coś dla mnie. To przyjemniejsze, niż użeranie się z niewygodnymi, sztywnymi butami i nartami – wyjaśnił. - W nich utrzymać równowagę było mi jeszcze ciężej, niż na śliskim.  
Wierzyłem jego słowom, bo sam nigdy nie próbowałem jazdy na nartach. Raczej nie ciągnęło mnie do tego sportu i te wielkie, strome góry faktycznie trochę przerażały. Poza tym nie miałem nawet czasu, by próbować. Nie byłem tak zajęty jak Sehun, miałem zdecydowanie mniej obowiązków, zważywszy na to, że właściwie tylko pracowałem i zajmowałem się domem, ale mimo to na przyjemności nie mogłem znaleźć wiele wolnych chwil. Zwykle wykorzystywałem je na telefony do mamy, uczenie się pieczenia tych przeklętych ciastek Kyungsoo, albo ewentualnie spotykając się z Sehunem, jeżeli on tylko mógł.
- Chyba cię rozumiem - powiedziałem, przykładając wolną dłoń do ust, które chyba powoli zamarzały. Nie skarżyłem się na zimno, bo będąc przy Sehunie wcale tak bardzo mi nie przeszkadzało, ale po dłuższym przebywaniu na zewnątrz, stawało się odczuwalne. Wełniana rękawiczka nie dawała wiele, choć moje wargi przestały tak bardzo drżeć, jak wcześniej. Wszystkie swoje myśli skupiłem na tym, by zapomnieć o chłodzie, co chyba nie było najlepszym pomysłem, bo zachwiałem się, gdy Sehun nieco skręcił, by nie wjechać w barierkę. Nie dążyłem utrzymać równowagi, bo po chwili runąłem na lód, ciągnąc za sobą Sehuna. Upadł obok mnie z cichym jękiem bólu.
Myślałem, że będzie zły, że być może nakrzyczy na mnie, ale nic takiego się nie stało. Sehun się śmiał, tak dźwięcznie i radośnie, że był melodią dla moich uszu. To właśnie w nim lubiłem, że nigdy nie był przygnębiony z powodu swoich upadków. Nie mówię tylko o tych dosłownych, ale każdych innych. Był wesoły, potrafił się z siebie śmiać i ciągle być szczęśliwym. Za mnie również często się śmiał, ale to właśnie sprawiało, że sam automatycznie przestałem przejmować się wszystkimi niepowodzeniami. Nawet nie wiem kiedy się to stało, ale Sehun nauczył mnie być szczęśliwym, a ja nauczyłem go kochać, tak powiedział mi pewnego razu. Od tamtej chwili uśmiech nie schodził mi z ust, do ostatniego dnia grudnia.
- Jesteś cały? - zapytał, nadal się śmiejąc.
- Chyba. Nie wybiłem zębów, nie złamałem nosa, więc chyba żyję – odpowiedziałem, śledząc jego ruchy. Wstał powoli i utrzymując się w pionie wyciągnął w moją stronę rękę, którą po chwili złapałem, by również się podnieść, ale kiedy już to zrobiłem, on mnie nie puścił. Wręcz przyciągnął do siebie i zatrzymał w silnym, ale pełnym uczucia uścisku. Jego twarz była tak blisko, że bez problemu mogłem zobaczyć każdy szczegół jego twarzy; od blond włosów wychodzących spod czapki, które opadały na lekko przymrużone, ciemne oczy, po różowe, wykrzywione w uśmiechu usta. Na nich skupiłem całą swoją uwagę, zwłaszcza wtedy, gdy lekko musnęły moje. Przez chwilę nie ruszałem się, będąc całkowicie sparaliżowany. Ale cieszyłem się i miałem ochotę płakać, bo Sehun był tu, ze mną, tak cholernie blisko mnie. Jego usta wolno całowały moje wargi, nie spiesząc się w ogóle. Nadal pamiętam, że były miękkie, delikatne i smakowały miętą. I takie pozostały w mojej pamięci, tak samo jak uśmiechnięty Sehun, który tylko gdy oderwał się ode mnie, nasunął mi na uszy czapkę, która ledwo trzymała się mojej głowy. Później przelotnie musnął mój policzek i wtulił się jeszcze mocniej w moje ciało. W tamtej chwili w swoich rękach trzymałem cały mój świat.  
A kiedy już staliśmy przed moim domem, cali zmarznięci, ale szczęśliwi, ja nie chciałem się z nim żegnać, choć wiedziałem, że zobaczę go znowu nazajutrz. Po prostu coś podpowiadało mi, bym trzymał się go tak mocno jak tylko mogę. I starałem się to robić, ale istniały takie rzeczy, na które nie miałem wpływu.  
- I proszę cię, wyśpij się – powiedziałem cicho, wtulając się w jego klatkę piersiową przykrytą warstwą ubrań i grubym, brązowym płaszczem, na którym zatrzymywały się śnieżynki, powoli spadające z nieba. - Jest weekend, to jedyny taki moment, kiedy masz na to okazję.
Sehun odsunął się ode mnie i uśmiechnął się lekko, trochę blado.
- Dobrze, hyung – odpowiedział, patrząc na mnie wzrokiem pełnym uczucia. - Dobranoc – pożegnał się, przelotnie całując moje usta.
Obserwowałem go aż do momentu, kiedy skręcił za ostatnią kamienicą.
- Dobranoc, Hunnie – szepnąłem, wchodząc śliskimi schodkami, by znaleźć się pod głównymi drzwiami kamienicy, do której wszedłem. 
Grudzień był dobrym miesiącem pełnym miłości i szczęścia, podobnie jak rok 1991, który w całym moim życiu był najważniejszym i tym, po którym zostało mi jedynie stare zdjęcie na ścianie pamiątkowej i niesłabnąca miłość do chłopaka, który skradł mi serce.  
*
Szedłem szybkim krokiem, po drodze energicznie pocierając dłońmi o siebie, aby się rozgrzać. Na dworze panował mróz, jeszcze większy, niż przed paroma tygodniami. Naciągnąłem na uszy puchatą czapkę i dokładnie przewiązałem szyję beżowym, długim szalikiem, spod którego widać było tylko moje oczy, którymi szukałem odpowiedniego pociągu.  
Niedługo po naszej pierwszej randce Sehun przyszedł do kawiarni nieco mniej wesoły niż zawsze. Oczywiście usiadł przy tym samym stoliku i zamówił kawę, jednak poprosił, bym ani na chwilę nie odchodził, bo musi ze mną porozmawiać. Później prosił mnie o to samo, ale nie podpierał tego żadnymi argumentami. Wiem, że chciał spędzać ze mną więcej czasu, dlatego przychodził też wcześniej i codziennie odprowadzał mnie pod same drzwi kamienicy. Czułem, że to wcale nie przez to, że to było takim obowiązkiem 'dobrego chłopaka'. To miało drugie dno, o którym wiedział Sehun, ja nie, ale nie pytałem. Twierdziłem, że kiedyś mi powie. Podczas naszej rozmowy w kawiarni uprzedził mnie, że pod koniec grudnia będzie musiał wyjechać razem z rodzicami. Nie powiedział gdzie, ani na jak długo. Stwierdził tylko, że wróci jeszcze na wiosnę 92 roku, ale wyglądał, jakby sam nie wierzył w swoje słowa.  
Obrzuciłem wzrokiem perony, aż wreszcie znalazłem ten, który szukałem. Do odjazdu było jeszcze trochę czasu, ale wiedziałem, że Sehun wraz z rodzicami byli wcześniej, podobnie jak większość pasażerów. Między tymi wszystkimi ludźmi, których z każdą minutą przybywało, naprawdę ciężko było zauważyć Sehuna, dlatego kiedy go znalazłem, nie miałem już wiele czasu, by się z nim pożegnać. Zaledwie kilka chwil, które wykorzystałem na wtulaniu się w jego ciało. Pamiętam do dziś, że jego szary płaszcz pachniał wanilią, a duże dłonie wolno gładziły moje rude włosy. Nie mówił nic, ale ja tak bardzo chciałem usłyszeć jego ciepły, przyjazny głos.
- Wrócisz, prawda? - zapytałem po chwili, nie mogąc znieść ciszy panującej pomiędzy nami, którą przerywały głosy innych ludzi. - Powiedz, że przyjedziesz i będzie tak samo, jak wcześniej – poprosiłem, podnosząc głowę do góry, ale mogłem zobaczyć tylko zarys jego twarzy. - A w wakacje zabiorę cię do Chin.  
- Wrócę, nim zdążysz zauważyć, że pory roku się zmieniły – zapewnił mnie całując w czubek głowy. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zaciskając dłonie na materiale jego płaszcza. - I będzie nawet lepiej niż wcześniej, oboje będziemy szczęśliwi – wyszeptał do mojego ucha. Mimo że nigdy się do nie spełniło, on wcale nie kłamał, bo naprawdę w to wierzył. Był optymistą, nie mógł myśleć inaczej, nawet w tak dramatycznych chwilach swojego życia.
- Pisz do mnie – mruknąłem, odrywając się od niego. - Chyba tylko to będzie mnie podtrzymywało na duchu, kiedy cię nie będzie – wyszlochałem. Nie potrafiłem dłużej hamować łez. Pozwoliłem, by powoli spływały po moich policzkach, lecz nie na długo. Sehun starł je szybko opuszkami palców, kręcąc przy tym głową.
- Nienawidzę, kiedy płaczesz, kiedy robisz to przeze mnie – powiedział cicho, patrząc w moje oczy. Położył dłonie na obu moich policzkach, po czym długie palce wsunął we włosy. - Możesz mi coś obiecać? - zapytał. Przytaknąłem ledwo słyszalnie, tłumiąc kolejną falę płaczu. - Uśmiechaj się, rób to dla mnie – powiedział, zbliżając swoją twarz do mojej – i przede wszystkim dla siebie, hyung. Kiedy tu wrócę, masz być szczęśliwy. Nie przejmuj się problemami, one kiedyś miną, a swój uśmiech, to najpiękniejsza czynność, jaką możesz od siebie dać.
Ja naprawdę chciałem się uśmiechać, jednak w tamtej chwili nie potrafiłem. Nie, kiedy moje usta drżały, a widoczność zamazywała się przez łzy.
- Postaram się.
Resztę pamiętam jak przez mgłę. Pojawiła się mama Sehuna i poprosiła, by wsiadł do pociągu, bo za moment ruszają. Widziałem, że nie chciał iść, ale musiał. Później musnął moje usta, jednak ten pocałunek jest teraz jakby snem, który powtarza się w mojej wyobraźni każdej nocy.
Tamtego dnia widziałem go po raz ostatni. Sehun odszedł, ale moja miłość do niego została, podobnie jak słaby uśmiech, o który mnie poprosił. On nigdy nie zgasnął, tylko dlatego, że Sehun pozostał w moich myślach oraz sercu i jest po dzień dzisiejszy.  
*
kwiecień 1992 roku, Daegu.

Podczas czteromiesięcznej rozłąki nie dostałem ani jednego listu, mimo że czekałem. Łudziłem się, że być może kiedyś do moich drzwi zapuka listonosz, który wręczy mi kopertę z jakimkolwiek odzewem od Sehuna. Oczywiście przychodził i dostarczał pocztę, jednak nigdy nie miał dla mnie nic od mojego chłopaka. Wciąż żyłem nadzieją, że kiedyś się to zmieni, ale to powoli mnie niszczyło.
Pracowanie w kawiarence stało się znacznie trudniejsze. Nie potrafiłem już skupić się na swoich obowiązkach, bo moje myśli wciąż zajmował Sehun. Nadal zamieniałem się z Kyungsoo zmianami, bym miał na popołudnie. Zawsze o dwudziestej pierwszej patrzyłem na drzwi i czekałem na Sehuna, ale nie przychodził. Z czasem stolik, przy którym siedział został zajmowane przez inne osoby, a ja zapomniałem już, jak to było, gdy odprowadzał mnie do domu. Na nowo stałem się samotny, chyba nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Yui uciekł, Kyungsoo przestał się do mnie całkowicie odzywać, a Sojung z czasem zaczęła mnie irytować, głównie dlatego, że ciągle przypominała mi o Sehunie. Lubiłem ją, ale nie mogłem znieść, gdy pytała się o niego, o to, jak się czuje i kiedy wraca. Starałem się też nie patrzyć na ścianę pamiątkową, na której wisiało coraz więcej zdjęć, jednak tylko jedno przyciągało moją uwagę.  
Mimo wszystko nadal się uśmiechałem, bo właśnie to mu obiecałem.
Czasami było naprawdę trudno, ale wtedy wmawiałem sobie, że wiosna dopiero się zaczęła, że za niedługo Sehun wróci, wytłumaczy dlaczego nie pisał i tak, jak powiedział – będziemy jeszcze szczęśliwsi niż wcześniej. Te słowa motywowały mnie i w jakiś sposób pocieszały. Jednak przyszedł taki dzień, w którym wszystko zostało zburzone, wszystkie te zapewnienia pękły niczym bańka. A ja chyba wolałem tę niewiedzę, niż słowa pani Oh, które niczym sztylet wbiły się w moje serce.  
Piątkowe popołudnie było naprawdę piękne. Słońce wpadało przez szyby do kawiarni, oświetlając stoliki i ściany. Wszystko przez to stawało się jaśniejsze, radośniejsze. Sam klimat był niezwykły, humory klientów również. Sojung wirowała pomiędzy nimi i wesoło odbierała wszystkie zamówienia. Ja stałem jedynie za ladą, leniwie ścierając z okruchów ciastek blat ściereczką. Nie zwracałem zbytnio uwagi na nowych ludzi pojawiających się w kawiarni, zrobiłem to tylko raz, gdy odkładałem szmatkę, a dzwoneczek zabrzmiał donośnie i energicznie, przyciągając swoją uwagę. Osobę w drzwiach rozpoznałem od razu i w pewien sposób poczułem się jak kilka miesięcy wcześniej, tylko tamtego dnia Oh Jinri nie przyszła z synem, nie miała przy sobie też parasola. Ubrana w oliwkowy, letni płaszczyk podeszła wolno do mnie i zatrzymała się na chwilę, milcząc.
W jej wyglądzie nie zmieniło się za wiele, poza kruczoczarnymi włosami, które przykróciła i spojrzeniem. Zawsze było władcze, pełne gracji, władzy i wyższości. Wtedy było smutne, zmęczone, jakby miała wszystkiego dość, jakby dosłownie cały świat nagle zwalił się jej na głowę.  
- Dzień dobry – przywitałem się, patrząc na kobietę. Próbowałem zachować spokój, ale było to naprawdę ciężkie, zważywszy na to, że jeżeli ona przybyła do Daegu, Sehun z pewnością również wrócił.
- Dzień dobry, Luhan – odpowiedziała cicho, w dłoniach ściskając niewielkie, kremowe pudełko. - Wpadłam tylko na chwilę – uprzedziła, patrząc się na mnie niepewnie. - Mam coś dla ciebie od Sehuna – poinformowała, przesuwając wcześniej trzymane pudełko w moją stronę. Było lekkie, zupełnie jakby w środku było powietrze. - Nic nie wspominał o tym, żeby ci to dać, ale myślę, że chciałby, żebyś to otrzymał – dodała, ledwo powstrzymując się od łez. Pierwszy raz widziałem, by była tak smutna i przybita. Miałem wrażenie, że wszystkie uczucia i emocje, które wcześniej trzymała w sobie, powoli zaczęły ją opuszczać.
- Dlaczego sam nie przyszedł? - zapytałem bez zrozumienia, mocno zaciskając palce na powierzchni pudełka.
- Zmarł na pod koniec stycznia – odpowiedziała szybko, na jednym wydechu.
Przez chwilę myślałem, że żartowała, że później roześmieje się i powie prawdę, ale tak nie było. Nie dostając ode mnie żadnej odpowiedzi, wycofała się w stronę wyjścia, ale kiedy już miała otwierać drzwi, zatrzymała się i obróciła w moją stronę. Uśmiechnęła się łagodnie i po raz kolejny podeszła.
- Dziękuję, Luhan – powiedziała po momencie. - Za to, że sprawiłeś, że Sehun się uśmiechał, że był szczęśliwy przez ostatnie miesiące swojego życia. Nigdy wcześniej nie widziałam, by był tak wesoły. Wiem, że to twoja zasługa, dlatego jestem ci wdzięczna. - Spuściła wzrok i nakierowała go na swoje dłonie. - Sehun myślał przez cały czas o tobie, zwłaszcza pod sam koniec. Opowiadał mi o tobie, jak bardzo jest w tobie zakochany, jak mu na tobie zależy. On cię naprawdę kochał i nie wątpię, że ty jego również.  
Nie odpowiedziałem. Nie potrafiłem. Te słowa za bardzo bolały.
*
Cześć, hyung. Mija tydzień, a ja wariuję, bo za bardzo przyzwyczajony jestem do Ciebie i kawy, której nienawidzę. Brakuje mi naszych rozmów, ale pisanie listów pomaga.”

Obiecałem, że będę do Ciebie pisał, ale nigdy nie powiedziałem, że będę te listy wysyłał. Nie wiem dlaczego je trzymam, może dlatego, że boję się wyznać prawdę. Jest ciężko, ale myślę, że później będzie lepiej, a moje słowa tylko niepotrzebnie Cię zmartwią.”

Seul to naprawdę piękne miasto, ale tęsknie za Daegu i 'Cherry Cafe'. Jednak nie wychodzę nigdzie poza obrzeża szpitala. Jestem chory, ale wyjdę z tego, tak powiedział lekarz. Ma na imię Seung Hyun i jest takim samym optymistą jak ja.”

Narysowałem nowy komiks. Wiesz, że jesteś głównym bohaterem? Mojej mamie się podoba, ale nie oddam Ci go, chcę mieć go zawsze przy sobie.”

Są noce, kiedy wcale nie śpię. Nie mogę, czuję, jak powoli umieram, ale wciąż wmawiam sobie, że będę żył. Każdy tak mówi, być może kłamią, ale to jest wygodne. Myślę wtedy o Tobie i o tym, czy nadal się uśmiechasz. Mam nadzieję, że tak, bo Twój uśmiech sprawia, że jestem szczęśliwy.”

Czuję, że robię się coraz słabszy, samo trzymanie pióra jest wysiłkiem, ale każdy dzień bez napisania listu jest jakby dniem bez rozmowy z Tobą,”

Przepraszam, że nie dotrzymam swojej obietnicy i nie wrócę. Ale kiedyś się zobaczymy, jestem tego pewien.”

Uśmiechaj się, Hyung.”

Kocham cię, Twój Hunnie.”

 Kremowe pudełeczko skrywało wiele tajemnic i uczuć, którymi darzył mnie Sehun. Otworzyłem je tylko raz. Nigdy więcej nie uczyniłem tego ponownie.  
*
czerwiec 2015 roku, Daegu.

 Po ostatniej wizycie Oh Jinri, zrezygnowałem z pracy w kawiarni. Zabrałem wszystkie pieniądze z ostatniego wynagrodzenia, połączyłem je z moimi oszczędnościami, spakowałem rzeczy i wróciłem do Chin, do swojej mamy, za która bardzo się stęskniłem. Lubiła słuchać moich opowiadań o Sehunie, wiedziałem, że żałowała, że nigdy nie miała okazji go poznać.  
 Do Korei wróciłem pod koniec października 2013 roku. Tęskniłem za tym krajem, za wszystkim, co wiązało się z moją młodością i Oh Sehunem. Mimo wszystko Daegu omijałem szerokim łukiem. Zamieszkałem w Pohang, gdzie przeniosłem linię kawiarni założonej w Chinach. W całej działalności pomagała mi Yoona, moja żona. Kochałem ją, była naprawdę wspaniałą kobietą, ale nigdy nie potrafiła wypełnić tej pustki, jaką pozostawił po sobie Sehun. Przy niej nie zapominałem o nim, ale starałem się uśmiechać, tak, jak mnie o to prosił.  
 Daegu odwiedziłem dopiero w czerwcu, kiedy Yoona poprosiła mnie o to. Mieszkała tam jej siostra, u której mieliśmy się zatrzymać. Najzabawniejszym było to, że jej mieszkanie znajdowało się obok mojego, które zajmowałem przeszło dwadzieścia lat wcześniej. Wszystkie wspomnienia wróciły. Widząc schody prowadzące wprost do głównego wejścia, przypominałem sobie, jak Sehun odprowadzał mnie grudniowymi wieczorami i całował na dobranoc. Droga do kawiarni była taka sama, dużo się nie zmieniło, z wyjątkiem starej poczty, którą przerobiono na jakiś sklep z grami. Reszta była taka sama.
 'Cherry Cafe' również pozostało takie same. Tylko ściany odmalowano na jasny, przyjemny odcień brązu i wymieniono główną ladę. Dodano kilka półek, ale reszta została, nawet dzwonek przy drzwiach, który wesoło zadzwonił, kiedy je otworzyłem. Zapach panujący w środku poznałem od razu. Gorzki aromat kawy mieszający się z tym słodkim ciastek bananowych. Przybyło też wielu klientów, ale kilka stolików było wolnych, zwłaszcza ten jeden przy oknie. Podszedłem do niego wolno i usiadłem na miejscu, które zawsze zajmowałem – twarzą do ściany pamiątkowej. Zdjęcie moje i Sehuna nadal tam wisiało. Sojung miała rację, wyglądaliśmy ze sobą naprawdę dobrze. Niedaleko obok niego dostrzegłem również jej uśmiechniętą, uwiecznioną na fotografii twarz. Kyungsoo też znalazłem.  
Nie wiedziałem co się z nim stało, nigdy nie odezwał się do mnie po moim wyjeździe do Chin, w przeciwieństwie do Sojung, która ciągle pisała. Z jej opowiadań dowiedziałem się, że wyszła za mąż za Baekhyuna, a sama nigdy nie zrezygnowała z pracy w kawiarni. Dalej w niej pracowała i nie zapowiadało się na to, by miało się to zmienić. Ponoć dorobiła się trójki dzieci, jednego synka nazwała nawet moim imieniem, co było kochane. Obiecałem jej, że kiedyś ją odwiedzę.
Poprawiłem rękawy czarnej marynarki i westchnąłem cicho, uśmiechając się lekko. Kiedy zamknąłem oczy, znów miałem dwadzieścia dwa lata, rude włosy i kota imieniem Yui. Przede mną siedział Sehun z szerokim uśmiechem na ustach, trzymał w ręku biała filiżankę z kawą. Na ścianie pamiątkowej wisiało tylko kilka zdjęć, a przyjemny dźwięk sznureczków znajdujących się w drzwiach pomiędzy kuchnią a przejściem, wypełniał całą kawiarnię. Sojung miała blond włosy, a sam byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jednak kiedy je otworzyłem, miejsce przede mną było puste i zamiast znajdować się w 1991 roku, byłem w teraźniejszości.
Nade mną stał młody kelner z plakietką informującą o jego imieniu – Jongin.
- Podać coś?
Skinąłem głową, uśmiechając się ciepło.
- Filiżankę kawy.


23 komentarze:

  1. Kolejny Twój ff, na którym płacze, jak dziecko. Chociaż nie... Czytając listy od Sehuna naprawdę załkałam... Chyba jestem zbyt wrażliwa i pewnie Cię już męczy czytanie, jak to sobie płaczę. ZNOWU. Jednak nic na to nie poradzę. Tworzysz dzieła sztuki, dosłownie. Czemu nie możesz napisać HunHan ze szczęśliwym zakończeniem? Ja serio dzięki Tobie coraz bardziej zaczynam uwielbiam ten pairing i przez Ciebie, w tym oto momencie mam mętlik związany z moim opowiadaniem na 'powrót'. Co tam SeKai, Hunhan jest piękniejsze. I znów zadaje Ci to pytanie- co Ty ze mną robisz?
    W dodatku Yoona żoną Luhana... Automatycznie wyobrażam sobie Yoone z snsd i mnie skręca. Lulu należy do Sehuna, nie do niej.
    Wiesz, w głowie układam sobie dalszą część tej historii, ich ponowne spotkanie. I znów się wzruszam, ok.
    Nie muszę Ci chyba już pisać, jak genialnie to opisałaś, idealnie dobierając słowa? Każde z osobna, które wspólnie tworzą perfekcyjną całość. Widziałam jedno powtórzenie, ale ono jest nieistotne, naprawdę.
    Czekam na Twoje kolejne prace i niesamowite wprost pomysły. I może Ci słodzę, ale taka prawda, takie są moje odczucia zaraz po przeczytaniu.
    I po raz kolejny Ci dziękuję, że wieczór, a raczej noc, dane mi było tak spędzić. Dzięki Tobie, a raczej Twoim opowiadaniom wpadam w refleksyjny nastrój, przez co mogę przemyśleć sobie parę ważnych spraw. Jestem Ci za to wdzięczna.
    Weny, byś miała ją pod dostatkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh jak ja cię nienawidzę. To nie było takie smutne wiec czemu płaczę? Na serio...błagam Uszatku czemu ty mnie męczysz angastami..? STOP! Czemu ja je czytam? Jezu co ty mi robisz ;___; Zły Uszatek! ZŁY! ;; Ale tak na serio...na serio cie nienawidzę. No bo jak można pisać TAKIE angsty? W jednym momencie chciałam się zatrzymać i okłamać siebie twierdząc 'Oh to już koniec! Jaki fluff!" ale zerkając na bok i patrząc na to coś czym się przesuwa (Jezu ;___;) wiedziałam że to nie koniec. Fakt że to nie jakaś mega oryginalna fabuła ale...jejku jakie to było na serio fluffiaste. I kurde dało czuć się tego angsta jak Luhan wspominał o przyszłości ale ja chciałam fluffa wiec bardzo to ignorowałam. Masz tam kilka błędów ale Bere już mnie poinformowała że się nimi zajmie a wiem że word do czasem cham i zmienia słowa...na całkiem inne ^^ A w ogóle to Sehun! Jezu nie wiem czy to nie jest pierwszy raz kiedy czytam opowiadanie z Sehunem gdzie nie jest zgorzkniałym chłoptasiem! Jak Boga kocham wszystko tu pozamieniałaś! To Lulu był tym samotnym pesymistą a Sehun tym optymistą! O Boże potrzebuje więcej takich ff O.o Sehun optymista jest najpiękniejszym stworzonkiem świata i o Boże pokochałam go od momentu kiedy Luhan powiedział jaki piękny ma uśmiech i że zawsze się uśmiecha. Lulu też był kochany...to że tak wszystko jakby było na odwrót...boli mnie głowa i pewnie to jest jakieś wszystkie poplątane ale chyba rozumiesz że uwielbiam ten ff prawda? XD I jeszcze najbardziej zapłakałam jak przeczytałam że Lulu ma żonę no na serio ;; Nie przepadam ogólnie za Hunhanami może dlatego ze głównie czytam je po angielsku bo po Polsku jakoś nie trafiam O.o Ale proszę pisz częściej Hunhany...Może jakiś fluffiaty fluff? Proszę..? XD Mam wrażenie czy Kyungsoo był jakimś zgorzknialcem..? Woho bo jeśli tak to to już jest całkiem wszystko na opak lubiem to XD Więc Usztaku...na koniec standardowy standard. Dużo weny i jeszcze więcej wolnego czasu! Kocham mocno ♥
    G.G
    PS Słodko-gorzki! Ha! w końcu znalazłam słowo! Idealny słodko-gorzki Hunhan ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiem jak dobrac slowa, aby odpowiednio wyrazic to co teraz czuje. I nie dlatego, ze nie mam nic do powiedzenia. Wrecz przeciwnie! Tyle sie ich we mnie nagromadzilo, ze mam problem z tym od czego powinnam zaczac.
    Moze na poczatek od tego, ze juz dawno nie czytalam ff, ktory w tak duzym stopniu oddzilowywalby na moja psychike i uczucia. Pierwszy raz porzadnie wzruszylam sie w momencie gdy Oh Jinri weszla do kawiarni Luhana. Juz wtedy przeczuwalam, ze to zapowiedz czegos "wiekszego". Lecz, tak na prawde, prawdziwa strozka lez pojawila sie czytajac listy, choc w tym przypadku, slowo "strozka" zdecydowanie jest za slabym okresleniem na ten potok, ktory sie u mnie wytworzyl. I wiem, ze moze to glupio brzmiec, ale nie umiem sie powstrzymac od placzu czytajc cos tak wzruszajacego.
    Jestem pod wielkim wrazeniem dla Ciebie, za wywolanie tak melancholijnego nastroju we mnie. Praktycznie nikomu sie to nie udaje, dlatego samym opowiadaniem naklonienie mnie do pewnych refleksji mozesz uznac za ogromny sukces^.-
    W piekny sposob opisalas milosc pomiedzy HunHanem i mimo, ze jestem zdecydowana zwolenniczka szczesliwych zakonczen, to ten fick, trafi na liste moich ulubionych, po ktore pewnie nie raz jeszcze siegne^^
    Przepraszam, za tak chaotyczny komentarz, al epo tym co przeczytalam, nie jestem w stanie napisac niczego lepszego... ^.-
    Zycze weny przy kolejnych opowiadaniach^^
    Hwaiting~
    Kiri~

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiało minąć dużo czasu, bym doszła do wniosku, że rzeczywiście jestem w stanie zostawić tutaj komentarz.
    Czytając to opowiadanie, a szczególnie jego końcówkę miałam wrażenie, że utonę we własnych łzach. Do tej pory nie zdarzyło mi się aż t a k i e płakanie. Poruszyłaś moje serce. Sprawiłaś, że tę historię widziałam przed oczami. To było niesamowite doświadczenie.
    Szczerze mówiąc, naprawdę nie wiem jakimi słowami opisać swoje odczucia. Zaczynam wątpić, czy takie wyrazy rzeczywiście istnieją.
    Do głowy nasunęła mi się myśl, dlaczego nie piszesz opowiadań HunHan ze szczęśliwym zakończeniem?
    W każdym razie, kocham Twoją twórczość. Bez względu na to jakiego gatunku używasz w opowiadaniu i tak zawsze wychodzi zachwycająco i wzruszająco.
    Nie wiem, co jeszcze napisać... Z niecierpliwością czekam na Twoje następne prace, szczególnie "Closed Mind".

    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam tego one shot'a wczoraj wieczorem, ale dopiero teraz jestem w stanie coś wyskrobać.
    Powiem wprost. Kiedy doszłam do momentu mamy Huna i listów, musiałam przerwać czytać, bo zaczęłam płakać. Nie mam zielonego pojęcia ile paczek chusteczek zużyłam, ale było ich dużo. Miałam też ochotę wstać, wyładować swoje emocje zrzucając rzeczy z biurka. Kiedy się 'ogarnęłam' zabrałam się za resztę. Tak niesamowicie mi było brat Huna i nie mogłam patrzeć jak Lu cierpi mimo upływu tylu lat. Wiem, że ułożył sobie na nowo życie. Ma żonę, sieć restauracji.. Ale kiedy usiadł w 'Cherry Cafe' miałam nadzieję, że zrobisz nam psikusa i Lu wróci. Stanie przed Luhanem i słodko się uśmiechnie, jak to zwykle robił.
    Możesz kiedyś napisać fika ze szczęśliwym zakończeniem?
    Możesz mi wierzyć bądź nie, ale nawet, jeśli po przeczytaniu któregoś z twoich opowiadań, ryczę pół dnia, to i tak je uwielbiam! Ba nawet kocham!
    Na koniec chcę ci życzyć weny i zapału do następnych prac <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryczę jak głupia no...
    No... To było świetne... Tak świetne, że w połączeniu z moimi łzami nie umiem nic napisać. Mam nadzieję, że zadowoli cię mój komentarz bo nie umiem napisać nic więcej. Po prostu dziękuje, że mogłam to przeczytać. A teraz dalej idę płakać

    OdpowiedzUsuń
  7. A więęęęc... Postanowiłam, że jednak najpierw skomentuję "Cup Of Coffee", bo mam bardziej na świeżo niż Shi No Hitomi, po dwukrotnym przeczytaniu zresztą :D Hm. Częściowo już wiesz, co czuję w związku z tym opowiadaniem, bo feelsy zaczęły się już ze mnie wylewać na tt, a teraz nadal się powoli sączą, chociaż prawdziwa fontanna nastąpiła, kiedy pierwszy raz przeczytałam tego finaficka *-* Żebyś mnie wtedy widziała... Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie wiem, czy znasz to uczucie, mnie ono nawiedza dosyć często i już niby powinnam się do niego przyzwyczaić, ale za każdym razem przeżywam je tak samo. Najśmieszniejsze, albo raczej może tragicznie śmieszne - ja nie umiem płakać na opowiadaniach, ale kiedy czytam coś wyjątkowo emocjonalnego, czuję taki okropny uścisk w gardle, serce mi wali, mam dreszcze i jest mi na przemian zimno albo gorąco, zupełnie jakbym miała gorączkę xD Naprawdę! Jestem dziwna, wiem, wiem. A przy COC znowu mi się to przytrafiło i siedziałam skulona na fotelu, nie słysząc nic, co się wokół mnie działo. Nie wiem, jak to robisz, nigdy tego nie zrozumiem, ale rób tak dalej, bo ja UMIERAM.
    Ach i od razu zaznaczę, że wybacz, ale nie zagłosuję w ankiecie na ulubione opowiadanie, bo po prostu NIE UMIEM wybrać ulubionego. Wszystkie kocham i gdybym zaznaczyła jedno z nich, czułabym się tak, jakbym zdradziła resztę D: Zupełnie jak z HunHanem, przez Ciebie, albo raczej dzięki Tobie zaczęłam shippować ich jak wariatka i teraz mam wyrzuty sumienia, bo zaniedbałam moje OTP, Sekaia ;*; Ból!
    Ale dobrze, przechodzę do COC, znowu będę się trząść, super. Jestem masochistką. Naprawdę, czasami się zastanawiam, po co ja czytam takie genialne dzieła. Żeby się chyba zdołować i zszargać sobie nerwy, dostać zawału i umrzeć w młodym wieku! TT Będziesz temu kiedyś winna, zobaczysz. Ale wiesz co? Śmierć po przeczytaniu czegoś takiego to chyba nie najgorsza perspektywa śmierci xD
    Uwielbiam czasy, w jakich rozgrywa się akcja. Lata 90, niby nie taka odległa przeszłość, ale ma swój charakterystyczny klimat *^* Poza tym podobnie jak Sehuna, moją ulubioną porą roku jest zima. Uwielbiam ją, szczególnie gdy jest taka śliczna, z prószącym spokojnie śniegiem. Nic tylko usiąść sobie z kubkiem gorącej kawy... ♥ Poza tym podbiłaś mnie tym nastrojem w opowiadaniu, trochę mi się to skojarzyło z angielską kawiarenką w której przesiadują tacy dostojni ludzie, kobiety w kapeluszach i ogólnie, panuje taki staromodny klimat *q* Poza tym przy opisie babeczek czekoladowych, czekolady, tych wszystkich wypieków Kyungsoo... Naprawdę miałam wrażenie, że to wszystko CZUJĘ, tak jak Luhan x.x Mistrzmistrzmistrz. Nie jest łatwo wywrzeć takie wrażenie na czytelniku... Już od początku współczułam Luhanowi. Jego życie było takie przewidywalne, nie oczekiwał chyba żądnych niespodzianek, żył jako samotnik, w dodatku z wyjątkowo niewdzięcznym kotem... ;;;; Szkoda mi go było. Postać Kyungsoo nie przypadła mi tutaj za bardzo do gustu, miałam wrażenie, że jest taki oschły, zimny dla Lu. Ale dobrze wykreowany bohater to taki bohater, który wzbudza emocje, nieważne czy pozytywne jak i negatywne *^*

    OdpowiedzUsuń
  8. I w końcu pojawił się Sehun... Jego matka chyba była właśnie takim typem kobiety, jaki kojarzy mi się z klientkami dwudziestowiecznej kawiarenki. Taka elegancka, sztywna, idealna pod każdym względem, w butach na wysokich obcasach i kapeluszu x.x Z kolei sam Sehun... ajshdfgsbahs! Jego też miałam przed oczami, w tych bordowych spodniach i mundurku, taki młody gentleman, omg SKRĘCAM SIĘ, NIE MOGĘ NAWET..... Boże, co się ze mną dzieje.... x__x On był idealny. Nie dziwię się, że Lu od razu się nim zauroczył, zresztą z wzajemnością, bo taki śliczny kelner jak Luhan... Dobra, wygrałaś życie tym połączeniem, naprawdę. I zabiłaś mnie, po raz kolejny... Ich późniejsza relacja była taka urocza, powoli się poznawali, wszędzie była wyczuwalna taka delikatność i spokój, kiedy rozmawiali, razem piekli babeczki... Moja ulubiona scena to chyba lodowisko, wyobraziłam sobie taką scenerię i aż hiperwentylowałam. Nie wiem, czy kojarzysz serial "Glee", ale tam w jednym z odcinków dwóch bohaterów poszło na takie właśnie lodowisko w zimie i od razu zaczęła mi krążyć po głowie piosenka, którą wtedy śpiewali... Polecam, naprawdę. Dodam, że wspomniana para to również chłopcy... XD
    Zaskoczyło mnie, że Sehun nie lubił kawy, a mimo to wciąż ją zamawiał, bo to Luhan mu ją przynosił. To było urocze, ale z drugiej strony już wtedy zaczęłam się o niego martwić i domyślałam się, że z tego nic dobrego nie wyniknie. Ten chłopak naprawdę nie miał łatwego życia. Z jednej strony dosyć despotyczna matka, z drugiej nauka i bezsenne noce... I potem nagle wiadomość o wyjeździe. I żadnego listu. Ale... jak to? Przecież obiecał... ;___; Biedny Lu. Wiedziałam, że musiało stać się coś złego, bo Sehun nie zostawiłby go od tak sobie. No i potem ta okropna wiadomość od jego matki. Zmarł. Nie żyje. Mimo, że wiedziałam, WIEDZIAŁAM, że wykręcisz taki numer pod koniec, to właśnie wtedy poczułam ten znajomy ucisk w gardle. Odszedł bez słowa pożegnania, a jednym, co Luhan dostał, były te niewysłane nigdy listy... To smutne, straszne, mogę wyobrazić sobie, jak Lu się wówczas czuł. Stracił swoją rozkwitającą miłość, coś, co dawało mu nadzieję na lepsze życie i to w tak krótkim czasie... A mogli przeżyć razem tak wiele! Niestety, los już taki jest, złośliwy i okrutny.
    No i końcówka, przyszłość Luhana jednak nie przedstawia się tak źle. Mimo wszystko zyskał szczęście (chociaż Yoona... wciąż nad tym płaczę, mam jakąś dziwną awersję do SNSD, wybacz ;;) i wspaniałe wspomnienia. Ostatnie zdania naprawdę wycisnęły ze mnie ostatnie oddechy. Kawiarnia. Kelner Jongin. I to zdanie "Filiżankę kawy"...
    Okej, podsumowując... Zresztą wiesz co? Nie czuję się nawet na siłach, żeby to jeszcze podsumowywać XD Jest idealnie i Ty o tym wiesz. Pisz dalej i dalej mnie powoli wykańczaj, ja się absolutnie nie skarżę. A "Cup Of Coffee" jest cudowne i myślę, że nieraz do tego jeszcze wrócę ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Mogę zabronić Ci pisać angstów? Błaaagam! Kocham Twoje shoty, ale ryczenie przy każdym to jakaś masakra. Cieszę się, że nikt nie widział mnie, gdy skończyłam czytać "Cup of coffee".
    Nie umiem się tak rozpisać jak osoby wyżej, ale postaram się napisać to, co mi się najbardziej podobało.
    Luhan był kelnerem w małej przytulnej kawiarence... Aww, ten widok! Kochany Lulu z tacą, przyjmując zamówienia. <3 Mam za dużą słabość do takich widoków, zdecydowanie. I jeszcze Sehun! Miałam ochotę udusić tę jego matkę. Dbać o linię, mhmm ;_____;
    Boże, te listy były takie cudowne. Nie spodziewałam się, że Sehun zmarł. Myślałam, że może matka zabroniła mu kontaktować się z Lulu, ale nie pomyślałbym o śmierci.
    Ale najbardziej płakałam przy końcówce, gdy patrzył na to hunhanowe zdjęcie, wspominał i opowiadał o nowym życiu każdego z bohaterów. Jeju, to było piękne :") Idę umrzeć od tej perfekcji.
    Ten fanfick był wspaniały. Przeczytam go nie raz, nie dwa.
    Hwaiting Uszati! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ugh, ale mi wstyd... T__T Czytałam to tak dawno temu, a komentuję dopiero teraz. q.q W sumie to powinnam pisać shot'a, którego męczę od jakiegoś miesiąca, ale uznałam, że skoro akurat moja głowa nie chce współpracować jeśli chodzi o ficka to skomentuję w końcu u Ciebie. <3 Przydałoby się. Zważając na to, że powinnam przeczytać jeszcze 10 rozdział SNH (ndiqfhbiowbf), ale nie wiem, kiedy znowu znajdę trochę czasu.. TT Pewnie przed sobotą nie zdążę. QQ
    Na początek powiem Ci, że trafiłaś z umiejscowieniem w czasie akcji tego shota. <3 Przynajmniej ja, jak widzę, że akcja danego opowiadania dzieje się nie w teraźniejszości, ale jakichś latach wcześniejszych, typu na przykład 1991 rok, jak u Ciebie to czytam z jeszcze większą przyjemnością. <3 Może nie ma zbyt dużej różnicy, ale jednak ja mam takie wrażenie. Dzięki temu w sumie shot ma taką idealną atmosferę. <3 A skoro przy atmosferze jesteśmy to genialnie zrobiłaś, że to jest jesień i zima. o.o Nie potrafię tego opisać, ale ten klimat Twojego ficka naprawdę mnie urzekł. Jeszcze bardziej pomaga się wczuć. <3 *^*
    Luhan pracujący w kawiarni, jak kochanie <3 I Kyunsoo kucharz, kto by pomyślał.. xD
    Nie będę czepiać się każdego wątku, bo mój komentarz byłby za długi, a poza tym powinnam czytać ,,Pana Tadeusza" (i pisać tego shot'a, o którym wspomniałam). W sobotę odrobię, nie uwolnisz się od mojego fangirlingu, zobaczysz. ^^
    W każdym razie chciałam Ci napisać, że podoba mi się, jak opisałaś ten rozwój relacji między Sehunem a Luhanem. *^* Nie taka ciągła akcja, ale pewne urywki. <3 I tu duży plus dla Ciebie, bo ja kocham takie coś. <3 A jak ktoś umie jeszcze to dobrze opisać, to Mana jest w niebie. <3 A Ty, Uszati, umiesz, dlatego w tym niebie to ja jestem za każdym razem, jak czytam COC po raz kolejny. *^*
    Co to ja chciałam jeszcze.. Scena na lodowisku - GENIUSZ. *^* Sam pomysł z lodowiskiem jest rewelacyjny, a co tam się działo.. Jak Luhan się wywrócił, pociągając Sehuna za sobą to serce mi zamarło. o.o Ale na szczęście wszystko było w porządku, a to co się potem stało.. Ten pocałunek.. Uszati, jesteś mistrzem opisu. <3 Po prostu jak ja czytam Twoje opisy (w sumie ficki ogólnie) to czuję się, jakbym dryfowała między słowami. *^* O ile rozumiesz, o co mi chodzi. ^^
    Podejrzewałam to. Po prostu wiedziałam, że kogoś uśmiercisz, nie wiem, czemu. Może dlatego, że tyle razy czytam jeden opublikowany przez Ciebie post i zdążyłam mniej więcej odgadnąć tok Twoich myśli. ^^ W każdym razie.. T___T Mimo że miałam pewne przypuszczenia to jednak boli to tak samo mocno. Q.Q I te listy.. Płaczę. Kurna no. Za każdym razem jak to czytam. TT Wyobraź sobie, że kiedyś czytałam to sobie w autobusie. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach, a kobieta siedząca obok mnie zrobiła jakąś dziwne minę, jak to zobaczyła. o.o
    I końcówka.. Powrót Luhana do Daegu po tylu latach.. TT I jego słowa wypowiedziane na końcu tego opowiadania.. Że chce zamówić filiżankę kawy.. Tak mnie coś ścisnęło wtedy w sercu.. Filiżanka kawy, można nawet stwierdzić, że symbol miłości Luhana i Sehuna.. <3 W Manie kłębi się mnóstwo uczuć, ale jak zwykle nie wie, jak je wyrazić słowami. TT
    Mówiłam Ci już, że ten shot jest niesamowity, prawda? *^* Mam go zapisanego na telefonie offline i czytam go po prostu nałogowo. o.o On naprawdę jest wspaniały. Nie tylko ze względu na treść, która jest po prostu zajebista, ale też styl, atmosfera.. I naprawdę nie przesadzam, mówiąc, że z każdym kolejnym przeczytaniem go, przeżywam go tak samo mocno i intensywnie. *^* To tak jak z teledyskami. ^^ Mimo że jeden oglądam 8957348673486734 raz, to i tak zachowuję się, jakbym oglądała go po raz pierwszy. I tak mam też z COC. <3
    Możesz być z siebie dumna, Uszati, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. I w ogóle tak się cieszę, bo w końcu poznam Cię na żywo. <333333 jfiwnfbiegbuiebgiuwebigoebwugibue Mana pozna niesamowitą Uszati. *^* Jak nie umrę z nerwów przed sobotą (i jutrzejszym esejem na poziomie rozszerzonym na temat dramatu romantycznego z polskiego o.o) to będę wniebowzięta. <3 Kolejny raz. Ale tym razem będę już chyba na jakichś wyższych stopniach tego nieba. ^^
    No cóż, komentarz wyszedł mi trochę chaotyczny, ale mam nadzieję, że choć trochę Cię zadowoli i przekona, że COC jest naprawdę niebiańskim fickiem (rozumiesz, NIEBIAŃSKIM xDDD). <3 Mana przy nim ryczała, a jak Mana ryczy przy ficku to znaczy, że jest on naprawdę bardzo dobry, bo jest mało shotów, które naprawdę wylewają ze mnie strumienie łez. xD
    HWAITING USZATI! <33333

    (Przepraszam za spam dwoma komentarzami, ale to mi się w poprzednim nie zmieściło)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zabiję Cię... Po prostu Cię zabiję...
    Jeszcze nigdy tyle nie płakałam nad opowiadaniem... Nie mogłabyś, kurcze, zrobić jakiegoś drugiego zakończenia, gdzie Hunnie żyje, wraca i wszystko jest dobrze? Jezu... Ile emocji ze mnie to wyciągnęło... Aż boję się czytać inne Twoje OS....

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy zaczęłam czytać, nie wczytałam się dokładnie w opis i widziałam tylko fluff, napisu angst już nie, więc przyznam że byłam w lekkim szoku jeśli chodzi o końcówkę. Aż się popłakałam. Świetne. Jak zwykle cierpię że nie skończyło się szczęśliwie :c Życzę weny na dalsze opowiadania, hwaiting! Wiśnia ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu .. Płacze jak dziecko .. i nie mam zielonego pojęcia co mam napisać .. ;c Ale pisze, choć raczej nie składa się to w logiczną całość.. Życzę weny i pisz tak dalej, ale żeby też coś ze szczęśliwym zakończeniem się znalazło ;)
    ` Ruda.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jest północ, płaczę to boli tak cholernie boli.

    OdpowiedzUsuń
  17. O matko, co Ty zrobiłaś aż musiałam zakrywać ręką usta żeby mama nie słyszała, że płaczę. To było piękne! Ja po prostu nie wiem co mam w tym momencie napisać, podziwiam Luhana, ja nie potrafiłabym się uśmiechać, ale skoro to było jego największą pamiątką po Hunnim, no bo przecież to on nauczył go uśmiechać się, jeju jak to jest sentymentalne >.<
    Wszystko, ale nie myślałam, że Sehun umrze naprawdę, to mnie zabiło. A jeszcze te listy aż mi się gula w gardle zrobiła ;C Kocham Cię, w tym opowiadaniu to nie było zwykłe kocham Cię, to było czymś przepełnione mnóstwem uczuć o wiele silniejszych! Jeszcze to jak Lu wrócił do tej kawiarenki, te wspomnienia jak to było gdy miał 21 lat i te zdjęcie, na ścianie, to ponad moje siły, przepiękne!
    Dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kocham twojego bloga ale to ff mnie dobilo. Jest pierwsza w nocy a ja siedze na lozku i rycze jak bobr ;w; obys dalej pisala tak dobrze i potrafila wywolywac takie uczycia.
    Weny zycze, kocham i pozdrawiam <3 ;w;

    OdpowiedzUsuń
  19. Kocham twojego bloga ale to ff mnie dobilo. Jest pierwsza w nocy a ja siedze na lozku i rycze jak bobr ;w; obys dalej pisala tak dobrze i potrafila wywolywac takie uczycia.
    Weny zycze, kocham i pozdrawiam <3 ;w;

    OdpowiedzUsuń
  20. Jezu, ja nie mogę czytać takich rzeczy, bo płaczę jak dziecko. Te wszystkie emocje...to za dużo dla mnie. Nie umiem jakoś porządnie tego skomentować, wybacz. Powiem tylko: niewiele rzeczy doprowadza mnie do łez, a czytając to ryczałam ja głupia. Rzadko coś takiego mi się przydarza. Wniosek jest prosty - według mnie jest to bardzo dobry tekst i tyle. Grzecznie proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń
  21. Płaczę jak dziecko, dosłownie. Jeszcze połączone z tą muzyką, boże, naprawdę genialny one shot.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chciałam zostawić komentarz zaraz po przeczytaniu tego shota, niestety mi się nie udało, więc wracam.
    To najpiękniejszy Hunhan jakiego w życiu czytałam, ryczałam jak głupia, nie tylko za pierwszym, ale i za drugim i trzecim razem. Ogólnie nie powinnam czytać angstów, ale tych Twojego autorstwa nie mogę sobie odpuścić. Piszesz cudownie, tak, że aż nie wiem jak Ci tu jeszcze posłodzić x3 Pozostaje mi więc tylko życzyć ci więcej tak cudnych shotów :3

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Followers