Tytuł: leave a massage
Pairing: Kray
Gatunek: Monodram
A/N: Nie wiem, czy spodoba wam się to coś, ale miałam ochotę napisać monodram, więc zrobiłam to. Na początku to miało być krótkim one shotem, ale w takiej wersji lepiej mi się go pisało. Myślę, że w jakiś niewidoczny sposób połączę go z Love Without Tragedy, który piszę, jednak to ff będzie dłuższym one shotem.
Zhang Yixing zawsze powtarzał, że moje życie jest nudne, że sam
nigdy nie byłbym wstanie go w jakiś sposób udoskonalić.
Przyznawałem mu rację, bo to wszystko, co mnie otaczało, było
niesamowicie zwykłe, pospolite i w barwach jednolitej szarości,
która nie miała przebłysków innych kolorów. Topiłem się w tej
nicości, a bezsilność ciągnęła mnie na dno. Nim jednak go
dotknąłem, on mi pomógł. Z początku nie doceniałem tego, nie
zwracałem nawet uwagi na tego drobnego, czasem nieco zbyt
natarczywego, ale uroczego szatyna, który nagle pojawił się w moim
życiu zupełnie znikąd. Nie pamiętam dnia, w którym się
poznaliśmy i prawdę powiedziawszy śmiałbym stwierdzić, że ten
moment kiedy nasze oczy pierwszy raz się ze sobą spotkały, był
zwykły, nic nie znaczący dla mnie. Nie wiem jak było z nim, ale
ja nie poczułem między nami tej chemii, o której wszyscy mówią.
Yixing był dla mnie zwykłym facetem, który tylko na jakiś czas
pojawia się w moim życiu, a później znika, nie zostawiając po
sobie żadnego śladu. Przynajmniej tak zakładałem na początku,
dopóki nie przekonałem się, że był straszną przylepą i nawet
jeśli bym chciał, nie byłbym w stanie się od niego uwolnić i
chyba wcale mi to nie przeszkadzało.
Mimo że dzień naszego pierwszego spotkania był dla mnie zupełnie
nieważny, to nie znaczy, że tak po prostu mogłem zapomnieć o całej
reszcie; każdym momencie spędzonym z Yixingiem. Tych chwil w moim
życiu nie dało się wymazać się z pamięci. One powracały każdego
wieczoru, gdy chłopak siadał mi na kolanach i wtulał we mnie,
nawet jeśli kategorycznie mu tego zabraniałem. On mnie nie słuchał,
wiedział, że i tak nic mu nie zrobię, a mówiąc to, jedynie się z
nim droczę. W tak krótki czas owinął sobie mnie wokół palca,
był pierwszą osobą, której się to udało. Nie mam pojęcia, co
robił, że tak za nim szalałem, mimo że wcześniej był dla mnie
zwykłym, szarym człowiekiem, który nijak nie wyróżniał się
niczym specjalnym w tłumie. Był tylko jakimś chłopakiem,
który patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem i rozkochał
w sobie do granic możliwości. Ten chłopak stał się w końcu dla
mnie najważniejszą osobą w życiu.
Xingowi poświęciłem naprawdę wiele mojego czasu. Często
zabierałem go na koncerty jego ulubionych kapel, jeździliśmy razem
na wakacje i mecze piłki nożnej, do której miał takie
zamiłowanie. Mnie nie interesowała, ale z czasem polubiłem ją
chyba tylko ze względu na niego. Powoli z każdym dniem zacząłem
się od niego uzależniać, a najgorsze było chyba to, że nie
potrafiłem tego z początku dostrzec. Zatracałem się w nim, a on
we mnie, całkowicie zapominając o chorej rzeczywistości, która w
końcu musiała przypomnieć o swoim istnieniu. Mimo wszystko w tym
innym, bardziej kolorowym świecie, gdzie był również Yixing, było
mi lepiej, zauważyłem, że gdy był blisko mnie, ja częściej się
uśmiechałem i właściwie miałem ochotę dalej funkcjonować i to
tylko dlatego, że mnie nie opuszczał.
Pierwsze randki były niewinne, całkowicie różniły się od
naszego późniejszego stylu życia. Zamiast oglądać mecze piłki
nożnej w salonie z miską pełną chipsów i piwem, wychodziliśmy
razem z naszymi znajomymi do klubów, w końcu i tak kończąc w
jednej z toalet pieprząc się dopóki obaj nie opadaliśmy z sił.
Powtarzaliśmy to też w domu późną nocą, nie zważając na to,
że sąsiedzi mogą nas usłyszeć. Liczyliśmy się tylko my, uczucie
i przyjemność, jaką obaj sobie dawaliśmy. Najlepsze po tym
wszystkim były poranki. Yixing zawsze leżał obok mnie zakopany w
pościeli, ale nigdy nie był wtulony w moje ciało, podczas snu
strasznie się wiercił. Nieraz niewiele brakowało, by spadł przez
to z łóżka, przez co wiele razy się z niego śmiałem. Mimo to
spoglądanie na jego uśpioną, delikatną twarz rekompensowało brak
fizycznej bliskości, bo ta psychiczna nadal trzymała nas blisko
przy sobie. I tak było do dnia dwudziestego piątego czerwca, kiedy
nastąpiła Rewolucja. Tak nazywałem Do Hwe Ji, która zniszczyła
wszystko to, co wcześniej z Yxingiem wspólnie budowaliśmy.
Mój ojciec był właścicielem Cathay Pacific i wkrótce
miałem przejąć po nim to wszystko, co od pokolenia należało do
naszej rodziny. Nie przeszkadzało mi to, wręcz chciałem wreszcie
przejąć te linie lotnicze, by móc rozwinąć je jeszcze bardziej,
sprawić, by stały się lepsze od Emirates czy Qatar
Airways. Wiedziałem, że do osiągnięcia tego celu nie trzeba
było wiele, dlatego starałem się robić wszystko, co kazał mój
ojciec. Stawiałem się na każdym bankiecie, uczestniczyłem w
długich posiedzeniach i negocjacjach i to wszystko dla firmy. Jednak
kiedy chodziło o biznes, całkowicie odsuwałem od tego Yixinga.
Nie chciałem wciągać go w ten świat, przedstawiać go mojemu ojcu,
co całkowicie mijało się z celem. Gdybym to zrobił,
prawdopodobnie skreśliłbym swoje szanse na lepsze życie, dlatego
mocno trzymałem się zasad wytyczonych przez ojca, które swoją
drogą nie były aż takie złe.
Tamtego wieczora również nie zabrałem go na jeden z większych
bankietów. Zresztą i tak nie chciałby pójść. Xing był zwykłym
chłopakiem, który również pracował i który wręcz nienawidził
garniturów czy smokingów. Zarabiał w teatrze, sprzedając bilety.
Niby nic nadzwyczajnego, ale okazywało się, że lubił to, zawsze
po wielu godzinach pracy przyjeżdżał do domu i opowiadał mi
cholernie nudne historie, co działo się u niego przez te wszystkie
godziny. W jego opowieściach nigdy nie słyszałem narzekań i
właśnie to w nim podziwiałem. Robił wszystko, by uczynić swoje
życie lepszym, nawet jeżeli miał niewiele – kilka groszy
zarobionych w teatrze i moją miłość. Jednak to najwyraźniej mu
wystarczyło, w przeciwieństwie do mnie – spadkobiercę wielkiej
fortuny. Ja żyłem z dnia na dzień, martwiąc się co będzie
dalej. Głupawy, sztywny ważniak – tak mnie nazywał, ale
wybaczałem mu za każdym razem, bo miał rację. Ja nie umiałem być
taki jak on i potwornie żałowałem. Chyba zamieniałem się w
potwora, który tylko myśli o firmie i pieniądzach, a miłość,
która wręcz ocaliła mu tyłek przed całkowitą katastrofą –
odpychał na bok. Byłem pieprzonym egoistą i nie potrafiłem tego
zrozumieć.
Wraz z godziną dziewiętnastą, całkowicie odciąłem się od
rzeczywistości i przybrałem nową, sztuczną maskę, wtedy właśnie
poznałem Do Hwe Ji. Była naprawdę śliczna i zgrabna, a do tego
niesamowicie zabawna i trochę może aż nazbyt szalona. Długo
rozmawialiśmy, pijąc przy tym drogiego szampana. Dowiedziałem się,
że jest córką właściciela linii hotelów, co utwierdziło mnie w
przekonaniu, że nasze spotkanie nie było przypadkowe, a ustawione
przez nasze rodziny. Opowiedziała mi wiele o sobie, ja jej również,
zgrabnie omijając to, że od paru lat mam chłopaka, który
prawdopodobnie przez cały czas o mnie myślał, będąc mi wiernym. I sam nie wiem jak się to stało, że
zaledwie kilka godzin później wylądowaliśmy w jednym z
apartamentów w hotelu, w którym organizowany był bankiet. To
smutne, posuwałem obcą mi laskę, cały czas myśląc o tym, że
zachowuję się nie fair w stosunku do Yixinga. Miałem wyrzuty
sumienia, ale one i tak powoli znikały wraz z każdymi kolejnymi
sekundami rozkoszy. Przez chwilę nie żałowałem tego, co zrobiłem,
dopiero kolejnego ranka dotarło do mnie, jakim nieczułym chujem
jestem. Wróciłem do domu całkowicie wyprany z emocji. W głowie
układałem to, co mam powiedzieć osobie, którą tak bardzo miałem
zawieść, ale okazało się, że mieszkanie było puste. Dzwoniłem do
niego, ale nie odpowiadał, wysłałem wiele smsów, ale na żaden
nie odpowiedział. Dopiero wieczorem sprawdziłem skrzynkę
odbiorczą, w której pojawiła się jedna nagrana wiadomość. Od
Yixinga. Pamiętam, że byłem zdziwiony, bo co prawda Xing zawsze
dzwonił o tej samej porze poinformować mnie, że wraca z pracy i
niedługo będzie w domu, ale nawet jeśli nie odbierałem, on nie
nagrywał się. Po prostu rozłączał się, ale tym razem było
inaczej. Być może czuł, że coś jest nie tak. Tamtego wieczoru i
tak wszystko było zupełnie inne i nieźle pokręcone. Tamten
wieczór odebrał mi nadzieję, miłość, szacunek do samego siebie i
Yixinga.
Wiadomości nigdy nie usunąłem, ale tylko raz ją odsłuchałem.
Jego głos był spokojny i wesoły jak zawsze. Powiedział, że mnie
kocha. Tylko tyle zdążył mi przekazać, resztę dowiedziałem się
od policji i faceta, który przepraszał za to, co zrobił. Miał
wyrzuty sumienia, ale on był nieświadomy, zabijając Yixinga, w
przeciwieństwie do mnie. Ja dokładnie wiedziałem co robię, gdy
zabijałem naszą miłość.
Aigoo, Uszati, dlaczego mi to robisz? Już z rana, nawet przed śniadaniem, jestem przygnębiona i chce mi się ryczeć ;-; takie miniaturki strasznie mnie przybijają.
OdpowiedzUsuńCo ja mam tu jeszcze powiedzieć? Tekst jest po prostu smutny, czuję się jakby ktoś mi przywalił pięścią w brzuch, ale dobry, jak wszystko, co piszesz. .
Weny życzę, Uszati, i mam pytanie: czy będziecie kontynuowały Closed mind? Strasznie ten ff polubiłam, więc jestem ciekawa, co z nim dalej będzie ^^
Oczywiście, że Closed Mind będzie kontynuowane. Po prostu mamy małą przerwę, bo nie mamy fabuły do dalszego wątku Hunhana, ale do zakończenia nie brakuje wiele, więc na pewno napiszemy do końca :3
Usuńyayayayayayayay cieszę się bardzo ^^
UsuńO mój boże dlaczemu?
OdpowiedzUsuńJezu jak ja dawno nie czytałam żadnego Kray O.o
To było na serio taki...na swój sposób kochane. To jak Yifan wyrażał się o sobie, o Yixingu i o ich miłości i że wiedział ze źle postąpił ale kurde ja wiedziałam ze to sie dobrze nie skończy aekjfbhrg Cholerna z ciebie Królowa Angstów wiesz? XD Tak czy inaczej całkiem zajebisty szhocik kurde, pewnie ejszcze nie raz przeczytam.
Hwaiting~!
G.G
Okej, nie komentowałam, ale pod tym postem MUSZĘ. Uwielbiam Kraya, to zdecydowanie mój OTP i widząc o kim jest one shot włączył mi się taki fangirling jak rzadko :D Oczywiście pominęłam, że jest to Monodram i na końcu, cóż... poczułam się zawiedziona? Naprawdę uwielbiam tę dwójkę i jakoś uśmiercanie ich miłości okropnie mnie dołuje. Mimo wszystko to świetny tekst, jak wszystkie Twoje, chociaż chciałabym przeczytać jeszcze jakiegoś Kraya, który byłby mnie angstowy.
OdpowiedzUsuńNo i jestem ciekawa co szykujesz Love Without Tragedy :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
To bylo genialne, naprawde. Przyznam sie, ze gdyby nie pairing to mozliwe, ze nie wczulabym sie tak bardzo. Bo po prostu kray tak idealnie tu pasowal. Swoja droga, swietnym pomyslem byl opis przez Krisa, bo inna forma nie sprawilaby, ze ten oneshot stal sie (jak juz wczesniej stwierdzilam) genialny. Z kazda linijka lamalo mi sie serce, bo pomimo faktu, iz byl gatunek, na ktory sie uodpornilam, to zrobilo mi sie cholernie smutno. Niby jest to niewiele tekstu, a zawarlas tu wszystko - akcje, emocje, ich osobowosc i uczucia. GENIUSZ.
OdpowiedzUsuńPierwsze co u Ciebie skomentuje, jeeej~ W sumie drugie też dopiero przeczytane xD
OdpowiedzUsuńW połowie gdzieś zapomniałam, że to miał być monodramat i nie masz pojęcia jak w mojej głowie piszczałam "no ej no, nie no, nieee!"
W sumie... Chyba nie czuje sie źle po przeczytaniu, tak jakoś lekko mi, ale to może przez to, że cały czas mam teraz taki podejrzanie dobry humor.
Bardzo się wciągnęłam i szybko mi się to czytało.
Przeczytałabym jeszcze szybciej, gdyby nie flappy bird xd
Po prostu no...fajfafhjskahfda, piękne, ale cholernie zabolało z tym końcem, bo mocno się wciągnęłam, jak już wcześniej wspomniałam.
Na drugi raz nie czytam takich rzeczy u Ciebie, ranisz xD
.
.
.
I tak będę.
~DiDi