środa, 19 lutego 2014

leave a massage

 Tytuł: leave a massage  
 Pairing: Kray
 Gatunek: Monodram
 A/N: Nie wiem, czy spodoba wam się to coś, ale miałam ochotę napisać monodram, więc zrobiłam to. Na początku to miało być krótkim one shotem, ale w takiej wersji lepiej mi się go pisało. Myślę, że w jakiś niewidoczny sposób połączę go z Love Without Tragedy, który piszę, jednak to ff będzie dłuższym one shotem. 

♥ To ff pisane na podstawie tego filmiku ♥


Zhang Yixing zawsze powtarzał, że moje życie jest nudne, że sam nigdy nie byłbym wstanie go w jakiś sposób udoskonalić. Przyznawałem mu rację, bo to wszystko, co mnie otaczało, było niesamowicie zwykłe, pospolite i w barwach jednolitej szarości, która nie miała przebłysków innych kolorów. Topiłem się w tej nicości, a bezsilność ciągnęła mnie na dno. Nim jednak go dotknąłem, on mi pomógł. Z początku nie doceniałem tego, nie zwracałem nawet uwagi na tego drobnego, czasem nieco zbyt natarczywego, ale uroczego szatyna, który nagle pojawił się w moim życiu zupełnie znikąd. Nie pamiętam dnia, w którym się poznaliśmy i prawdę powiedziawszy śmiałbym stwierdzić, że ten moment kiedy nasze oczy pierwszy raz się ze sobą spotkały, był zwykły, nic nie znaczący dla mnie. Nie wiem jak było z nim, ale ja nie poczułem między nami tej chemii, o której wszyscy mówią. Yixing był dla mnie zwykłym facetem, który tylko na jakiś czas pojawia się w moim życiu, a później znika, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Przynajmniej tak zakładałem na początku, dopóki nie przekonałem się, że był straszną przylepą i nawet jeśli bym chciał, nie byłbym w stanie się od niego uwolnić i chyba wcale mi to nie przeszkadzało.  
 Mimo że dzień naszego pierwszego spotkania był dla mnie zupełnie nieważny, to nie znaczy, że tak po prostu mogłem zapomnieć o całej reszcie; każdym momencie spędzonym z Yixingiem. Tych chwil w moim życiu nie dało się wymazać się z pamięci. One powracały każdego wieczoru, gdy chłopak siadał mi na kolanach i wtulał we mnie, nawet jeśli kategorycznie mu tego zabraniałem. On mnie nie słuchał, wiedział, że i tak nic mu nie zrobię, a mówiąc to, jedynie się z nim droczę. W tak krótki czas owinął sobie mnie wokół palca, był pierwszą osobą, której się to udało. Nie mam pojęcia, co robił, że tak za nim szalałem, mimo że wcześniej był dla mnie zwykłym, szarym człowiekiem, który nijak nie wyróżniał się niczym specjalnym w tłumie. Był tylko jakimś chłopakiem, który patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem i rozkochał w sobie do granic możliwości. Ten chłopak stał się w końcu dla mnie najważniejszą osobą w życiu.
 Xingowi poświęciłem naprawdę wiele mojego czasu. Często zabierałem go na koncerty jego ulubionych kapel, jeździliśmy razem na wakacje i mecze piłki nożnej, do której miał takie zamiłowanie. Mnie nie interesowała, ale z czasem polubiłem ją chyba tylko ze względu na niego. Powoli z każdym dniem zacząłem się od niego uzależniać, a najgorsze było chyba to, że nie potrafiłem tego z początku dostrzec. Zatracałem się w nim, a on we mnie, całkowicie zapominając o chorej rzeczywistości, która w końcu musiała przypomnieć o swoim istnieniu. Mimo wszystko w tym innym, bardziej kolorowym świecie, gdzie był również Yixing, było mi lepiej, zauważyłem, że gdy był blisko mnie, ja częściej się uśmiechałem i właściwie miałem ochotę dalej funkcjonować i to tylko dlatego, że mnie nie opuszczał.  
 Pierwsze randki były niewinne, całkowicie różniły się od naszego późniejszego stylu życia. Zamiast oglądać mecze piłki nożnej w salonie z miską pełną chipsów i piwem, wychodziliśmy razem z naszymi znajomymi do klubów, w końcu i tak kończąc w jednej z toalet pieprząc się dopóki obaj nie opadaliśmy z sił. Powtarzaliśmy to też w domu późną nocą, nie zważając na to, że sąsiedzi mogą nas usłyszeć. Liczyliśmy się tylko my, uczucie i przyjemność, jaką obaj sobie dawaliśmy. Najlepsze po tym wszystkim były poranki. Yixing zawsze leżał obok mnie zakopany w pościeli, ale nigdy nie był wtulony w moje ciało, podczas snu strasznie się wiercił. Nieraz niewiele brakowało, by spadł przez to z łóżka, przez co wiele razy się z niego śmiałem. Mimo to spoglądanie na jego uśpioną, delikatną twarz rekompensowało brak fizycznej bliskości, bo ta psychiczna nadal trzymała nas blisko przy sobie. I tak było do dnia dwudziestego piątego czerwca, kiedy nastąpiła Rewolucja. Tak nazywałem Do Hwe Ji, która zniszczyła wszystko to, co wcześniej z Yxingiem wspólnie budowaliśmy.  
Mój ojciec był właścicielem Cathay Pacific i wkrótce miałem przejąć po nim to wszystko, co od pokolenia należało do naszej rodziny. Nie przeszkadzało mi to, wręcz chciałem wreszcie przejąć  te linie lotnicze, by móc rozwinąć je jeszcze bardziej, sprawić, by stały się lepsze od Emirates czy Qatar Airways. Wiedziałem, że do osiągnięcia tego celu nie trzeba było wiele, dlatego starałem się robić wszystko, co kazał mój ojciec. Stawiałem się na każdym bankiecie, uczestniczyłem w długich posiedzeniach i negocjacjach i to wszystko dla firmy. Jednak kiedy chodziło o biznes, całkowicie odsuwałem od tego Yixinga. Nie chciałem wciągać go w ten świat, przedstawiać go mojemu ojcu, co całkowicie mijało się z celem. Gdybym to zrobił, prawdopodobnie skreśliłbym swoje szanse na lepsze życie, dlatego mocno trzymałem się zasad wytyczonych przez ojca, które swoją drogą nie były aż takie złe.  
 Tamtego wieczora również nie zabrałem go na jeden z większych bankietów. Zresztą i tak nie chciałby pójść. Xing był zwykłym chłopakiem, który również pracował i który wręcz nienawidził garniturów czy smokingów. Zarabiał w teatrze, sprzedając bilety. Niby nic nadzwyczajnego, ale okazywało się, że lubił to, zawsze po wielu godzinach pracy przyjeżdżał do domu i opowiadał mi cholernie nudne historie, co działo się u niego przez te wszystkie godziny. W jego opowieściach nigdy nie słyszałem narzekań i właśnie to w nim podziwiałem. Robił wszystko, by uczynić swoje życie lepszym, nawet jeżeli miał niewiele – kilka groszy zarobionych w teatrze i moją miłość. Jednak to najwyraźniej mu wystarczyło, w przeciwieństwie do mnie – spadkobiercę wielkiej fortuny. Ja żyłem z dnia na dzień, martwiąc się co będzie dalej. Głupawy, sztywny ważniak – tak mnie nazywał, ale wybaczałem mu za każdym razem, bo miał rację. Ja nie umiałem być taki jak on i potwornie żałowałem. Chyba zamieniałem się w potwora, który tylko myśli o firmie i pieniądzach, a miłość, która wręcz ocaliła mu tyłek przed całkowitą katastrofą – odpychał na bok. Byłem pieprzonym egoistą i nie potrafiłem tego zrozumieć.  
 Wraz z godziną dziewiętnastą, całkowicie odciąłem się od rzeczywistości i przybrałem nową, sztuczną maskę, wtedy właśnie poznałem Do Hwe Ji. Była naprawdę śliczna i zgrabna, a do tego niesamowicie zabawna i trochę może aż nazbyt szalona. Długo rozmawialiśmy, pijąc przy tym drogiego szampana. Dowiedziałem się, że jest córką właściciela linii hotelów, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nasze spotkanie nie było przypadkowe, a ustawione przez nasze rodziny. Opowiedziała mi wiele o sobie, ja jej również, zgrabnie omijając to, że od paru lat mam chłopaka, który prawdopodobnie przez cały czas o mnie myślał, będąc mi wiernym. I sam nie wiem jak się to stało, że zaledwie kilka godzin później wylądowaliśmy w jednym z apartamentów w hotelu, w którym organizowany był bankiet. To smutne, posuwałem obcą mi laskę, cały czas myśląc o tym, że zachowuję się nie fair w stosunku do Yixinga. Miałem wyrzuty sumienia, ale one i tak powoli znikały wraz z każdymi kolejnymi sekundami rozkoszy. Przez chwilę nie żałowałem tego, co zrobiłem, dopiero kolejnego ranka dotarło do mnie, jakim nieczułym chujem jestem. Wróciłem do domu całkowicie wyprany z emocji. W głowie układałem to, co mam powiedzieć osobie, którą tak bardzo miałem zawieść, ale okazało się, że mieszkanie było puste. Dzwoniłem do niego, ale nie odpowiadał, wysłałem wiele smsów, ale na żaden nie odpowiedział. Dopiero wieczorem sprawdziłem skrzynkę odbiorczą, w której pojawiła się jedna nagrana wiadomość. Od Yixinga. Pamiętam, że byłem zdziwiony, bo co prawda Xing zawsze dzwonił o tej samej porze poinformować mnie, że wraca z pracy i niedługo będzie w domu, ale nawet jeśli nie odbierałem, on nie nagrywał się. Po prostu rozłączał się, ale tym razem było inaczej. Być może czuł, że coś jest nie tak. Tamtego wieczoru i tak wszystko było zupełnie inne i nieźle pokręcone. Tamten wieczór odebrał mi nadzieję, miłość, szacunek do samego siebie i Yixinga.  
 Wiadomości nigdy nie usunąłem, ale tylko raz ją odsłuchałem. Jego głos był spokojny i wesoły jak zawsze. Powiedział, że mnie kocha. Tylko tyle zdążył mi przekazać, resztę dowiedziałem się od policji i faceta, który przepraszał za to, co zrobił. Miał wyrzuty sumienia, ale on był nieświadomy, zabijając Yixinga, w przeciwieństwie do mnie. Ja dokładnie wiedziałem co robię, gdy zabijałem naszą miłość.  

7 komentarzy:

  1. Aigoo, Uszati, dlaczego mi to robisz? Już z rana, nawet przed śniadaniem, jestem przygnębiona i chce mi się ryczeć ;-; takie miniaturki strasznie mnie przybijają.
    Co ja mam tu jeszcze powiedzieć? Tekst jest po prostu smutny, czuję się jakby ktoś mi przywalił pięścią w brzuch, ale dobry, jak wszystko, co piszesz. .
    Weny życzę, Uszati, i mam pytanie: czy będziecie kontynuowały Closed mind? Strasznie ten ff polubiłam, więc jestem ciekawa, co z nim dalej będzie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Closed Mind będzie kontynuowane. Po prostu mamy małą przerwę, bo nie mamy fabuły do dalszego wątku Hunhana, ale do zakończenia nie brakuje wiele, więc na pewno napiszemy do końca :3

      Usuń
    2. yayayayayayayay cieszę się bardzo ^^

      Usuń
  2. O mój boże dlaczemu?
    Jezu jak ja dawno nie czytałam żadnego Kray O.o
    To było na serio taki...na swój sposób kochane. To jak Yifan wyrażał się o sobie, o Yixingu i o ich miłości i że wiedział ze źle postąpił ale kurde ja wiedziałam ze to sie dobrze nie skończy aekjfbhrg Cholerna z ciebie Królowa Angstów wiesz? XD Tak czy inaczej całkiem zajebisty szhocik kurde, pewnie ejszcze nie raz przeczytam.
    Hwaiting~!
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, nie komentowałam, ale pod tym postem MUSZĘ. Uwielbiam Kraya, to zdecydowanie mój OTP i widząc o kim jest one shot włączył mi się taki fangirling jak rzadko :D Oczywiście pominęłam, że jest to Monodram i na końcu, cóż... poczułam się zawiedziona? Naprawdę uwielbiam tę dwójkę i jakoś uśmiercanie ich miłości okropnie mnie dołuje. Mimo wszystko to świetny tekst, jak wszystkie Twoje, chociaż chciałabym przeczytać jeszcze jakiegoś Kraya, który byłby mnie angstowy.
    No i jestem ciekawa co szykujesz Love Without Tragedy :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. To bylo genialne, naprawde. Przyznam sie, ze gdyby nie pairing to mozliwe, ze nie wczulabym sie tak bardzo. Bo po prostu kray tak idealnie tu pasowal. Swoja droga, swietnym pomyslem byl opis przez Krisa, bo inna forma nie sprawilaby, ze ten oneshot stal sie (jak juz wczesniej stwierdzilam) genialny. Z kazda linijka lamalo mi sie serce, bo pomimo faktu, iz byl gatunek, na ktory sie uodpornilam, to zrobilo mi sie cholernie smutno. Niby jest to niewiele tekstu, a zawarlas tu wszystko - akcje, emocje, ich osobowosc i uczucia. GENIUSZ.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze co u Ciebie skomentuje, jeeej~ W sumie drugie też dopiero przeczytane xD
    W połowie gdzieś zapomniałam, że to miał być monodramat i nie masz pojęcia jak w mojej głowie piszczałam "no ej no, nie no, nieee!"
    W sumie... Chyba nie czuje sie źle po przeczytaniu, tak jakoś lekko mi, ale to może przez to, że cały czas mam teraz taki podejrzanie dobry humor.

    Bardzo się wciągnęłam i szybko mi się to czytało.
    Przeczytałabym jeszcze szybciej, gdyby nie flappy bird xd

    Po prostu no...fajfafhjskahfda, piękne, ale cholernie zabolało z tym końcem, bo mocno się wciągnęłam, jak już wcześniej wspomniałam.
    Na drugi raz nie czytam takich rzeczy u Ciebie, ranisz xD
    .
    .
    .
    I tak będę.

    ~DiDi

    OdpowiedzUsuń

Followers