subaek, romans, angst
"Morderstwo było sztuką,
ale nie każdy morderca był artystą."
Londyn, październik 1947 roku
Sztuka miała dużo znaczeń, można było ją okazać na wiele różnych,
odmiennych, czasem niepowtarzalnych sposobów. Pasjonaci, artyści zakochani w
farbach nie odchodzili od płócien, czasem nawet się z nimi wiązali. Nazywałem
ich fanatykami, świrami, którzy marnowali swoje życie, by potem zostać
zapomnianymi albo marnie podrobionymi. Ich obrazy stawały się replikami, a oni
biedakami, których prace miał zniszczyć rozwijający się świat. Nic nie było wieczne,
pamięć o zwykłych artystach nikła, później nie zostawiając po sobie ani śladu,
a dzieła... Dzieła przestawały cieszyć oczy, bo nie miały w sobie
oryginalności. Zbyt łatwo się je interpretowało, zbyt dużo zawierało wewnętrzny
smutek i żal ich twórców. Dlatego ja postanowiłem stworzyć coś innego. Coś,
czego nie można podrobić, coś, co trwa tylko przez chwilę, ale nigdy nie
zostanie zapomniane.
By stworzyć coś idealnego, potrzebny był talent, prawdziwa pasja i
wyczucie. Chociaż liczył się też spryt i dobre podejście. Nie można było dać się
złapać, każdego dnia musiało się grać, przybierać ten sam, sztuczny uśmiech,
który mylił wszystkich, zwłaszcza przyszłe eksponaty.
Morderstwo było sztuką, ale nie każdy morderca był artystą.
Sam różniłem się od zwykłych zabójców, którzy nie wykorzystywali
piękna przychodzącej śmierci. Ja widziałem w niej potencjał coś, co można było
wykorzystać, przemienić w dzieło, które szokowało i jednocześnie zadziwiało,
zabierało dech w piersiach. Z ciężkim sercem dzieliłem się tym widokiem z
innymi ludźmi, ale chciałem, żeby mnie doceniono, zapamiętano i wspominano.
Stałem się lalkarzem. Kolekcjonerem. Pasjonatem, ale nie szaleńcem.
Artystą.
Londyn wieczorami przesiąknięty był magią. Na niebie widoczne były
gwiazdy, a przed starymi kamieniczkami paliły się wysokie, czarne latarnie, na
które skapywał deszcz. Brukowane uliczki zapełnione były ludźmi zmierzającymi
do pubów, które zostały otwarte wraz z zapadnięciem zmroku. Czasem głośne
rozmowy i śmiechy przerywał dźwięk przejeżdżających samochodów i jesienny
wiatr, który uderzał w przydrożne okiennice.
Z mokrej szyby przeniosłem wzrok na świeżą gazetę leżącą tuż przede
mną. Na jej pierwszej stronie widziałem twarz. Młodą, trochę dziecięcą, ale
idealną. Doskonale wykrojoną, perfekcyjną, bez żadnej skazy, z szerokim
uśmiechem, który hipnotyzował tak samo jak duże usta, które kusiły. To właśnie
on stał się moim celem. Chodzącą sztuką, którą musiałem udoskonalić. Sprawić,
by stała się nieosiągalna dla innych, wyjątkowa, martwa, ale wciąż tętniąca
życiem. Niezapomniana, być może równie mocno zakazana, ale pragnąłem jej,
pragnąłem ją stworzyć, być jej właścicielem. Zapanować nad nią i wpatrywać się
całymi dniami, by upoić oczy śmiercią.
Moja ofiara była typem człowieka sukcesu. Wschodząca gwiazda, którą
kochały miliony. Zawsze ten sam, wyćwiczony, ale perfekcyjny uśmiech,
zapamiętane kwestie scenariusza jakby stawały się jego prawdziwym życiem i
starannie dobierane słowa, które niemal stapiały się z jego osobą. Nie był
nudny, ponieważ był piękny. Widziałem w nim dzieło, przyciągał mnie, sprawiał,
że nie potrafiłem myśleć o niczym innym, tylko o nim. Być może czynił ze mnie
szaleńca, ponieważ patrząc na niego, nie mogłem po prostu odpuścić. Dlatego brnąłem
w to dalej, zapominając o wszystkim innym.
Brilliant Heaven zdawało się błyszczeć, gdy wszedł do środka. Kilka
par oczu skierowało się ku niemu, ale on jedynie uśmiechnął się z wdziękiem i
usiadł przy wolnym stoliku obok okna, ale niedaleko od lady i barmana.
Uśmiechnąłem się półgębkiem odsuwając od siebie gazetę, po czym
zabrałem dwie szklanki whiskey z lodem, którą zamówiłem wcześniej. Zaplanowałem
wszystko, czekałem tylko na to, aż się zjawi. Przebieg był prosty, ale wciąż
wertowałem w głowie kolejne sytuacje, które musiały wyjść perfekcyjnie. Tej
nocy krew miała błyszczeć w świetle księżyca, figlarny uśmiech wyłonić się z
mroku, a duże oczy otworzyć jeszcze szerzej, chłonąc każdy obraz. Musiało wyjść
idealnie.
– Dobry wieczór – przywitałem się, przesuwając szklankę z trunkiem w
jego stronę. Chłopak spojrzał najpierw na nią, potem na mnie, a następnie
uśmiechnął się delikatnie, mało widocznie, jakby jego usta miały zaraz całe
spękać. Ale to nadało mu subtelności i oczekiwanej przeze mnie niewinności. –
Mogę się przysiąść?
– Jest wiele wolnych innych miejsc – odparł, ale nie stracił cienia uśmiechu.
– Ale nigdzie nie dostanę tak świetnego towarzystwa – odpowiedziałem,
nadal czekając na jego zgodę.
– Przekonałeś mnie – zaśmiał się i wskazał na miejsce po drugiej
stronie stolika. – Proszę.
Usiadłem i spojrzałem na niego z zachwytem malującym się w moich
oczach. Był jeszcze piękniejszy niż na papierze drukowanych gazet. Był definicją
doskonałości, mojej sztuki, która kwitła z każdym, coraz to nowszym eksponatem.
– Jestem Joonmyeon – przedstawiłem się, wyciągając w jego stronę, by
mógł ją uścisnąć. – Kim Joonmeyon.
– Baekhyun – mruknął – ale możesz je skrócić w jakikolwiek sposób. Moi
przyjaciele nazywają mnie Baekkie – poinformował mnie i spojrzał na szklankę z
whiskey nadal stojącą przed nim. Ale jej nie tknął, na początku wydawał się
grać ostrożnego, ale wraz z przebiegiem rozmowy mięknął, zapominał o tym.
Stawał się jedynie kukłą, którą kierują przypadkowe emocje. Ale by być lalką,
musiał się ich wszystkich pozbyć.
– Baekkie... – zacząłem, zaciskając palce na zimnej powierzchni
szklanki. – Co robisz w takim miejscu jak to? Nie pasuje do ciebie. Gwiazdy
raczej pojawiają się w bardziej ekskluzywnych lokalach – stwierdziłem.
– A więc mnie znasz. – Zmrużył nieco oczy, koniuszkiem języka
nawilżając wyschnięte usta. – Cóż, miałem chwilę czasu na zrelaksowanie się, a
tu chyba jest najspokojniej. Przychodziłem tu kiedyś z przyjaciółmi, gdy byłem
młodszy, przed początkiem mojej kariery – wyjaśnił, odpowiadając na moje
pytanie. Wraz z tym wziął w dłoń szklankę, upijając trochę trunku. Nie skrzywił
się, tylko uśmiechnął, patrząc jak bursztynowy napój obija się o ścianki szkła.
– Lubię klimat, który tu panuje. Nawet
przestały przeszkadzać mi głośne rozmowy, ten okropny blues i zapach dymu
nikotynowego. W pewnym momencie do tego przywykłem i zacząłem kojarzyć to
miejsce właśnie z tym. Być może stałem się jego częścią – stwierdził, biorąc
kolejny łyk. – Poza tym to jedyne miejsce poza moim domem, gdzie mogę być sobą.
– Czyli na scenie teatru jesteś inny?
– Jestem postacią, którą gram – odpowiedział – wczuwam się w nią,
wkładam w nią całe swoje serce, ale nie jestem nią. To tylko moja praca. – Jego
słowa wydawały się puste, odbijały się echem, tonęły pośród głosów zebranych
ludzi. Były dla mnie jedynie grą wstępną. – A ty, czym się zajmujesz?
– Jestem artystą.
– W takim razie nie różnimy się prawie niczym.
Kiwnąłem głową, uśmiechnąwszy się. Baekhyun był mądry, ale nie
wyczuwał zagrożenia. Łatwo wdawał się w nowe znajomości, co równocześnie było
wadą, jak i zaletą. Zapominał o zdrowym rozsądku, który być może podpowiadał
mu, że ma uciekać, póki nie jest za późno. Ale ostatnia szansa na ratunek
odeszła wraz z pierwszym słowem wypowiedzianym w moim kierunku i delikatnym
spojrzeniem znad długich rzęs.
– Ty jednak osiągnąłeś to, co chciałeś.
– Można tak powiedzieć.
– Ja cały czas dążę do celu.
– Mam nadzieję, że zostaniesz
doceniony – powiedział i uśmiechnął się, kończąc whiskey, którą wcześniej
podsunąłem mu pod nos. Na dnie zostały tylko dwie maleńkie, topiące się kostki
lodu, które wydały charakterystyczny dźwięk, gdy uderzyły o szklankę.
– Masz ochotę na jeszcze?
– Jeżeli stawiasz...
Nie skończyło się na drugiej ani trzeciej szklance whiskey, ale z
każdą kolejną Baekhyun zapominał, że nie każdy obcy później zostaje jego
przyjacielem.
*
soundtrack.
soundtrack.
Dźwięczny śmiech dotarł do moich uszu, gdy otwierałem drzwi do mojego
mieszkania. Baekhyun stał obok z czarną parasolką uniesioną nad naszymi
głowami. Krople deszczu mocno uderzały o nią, rozpryskując na wszystkie strony.
Kilka z nich spadło na rękawy mojego ciemnego, eleganckiego płaszcza, ale
starłem je po chwili, wpuszczając Byuna pierwszego do środka starej kamieniczki,
która dawała mi schronienie. Odziedziczyłem ją po dziadku i mimo że była mała,
wydawała mi się wyjątkowa. Zawierała w sobie wiele niewyjaśnionych, często
zapomnianych tajemnic. Była miejscem, z którego nie można było już wyjść.
– Ładnie tu pachnie – stwierdził Baekhyun – jaśminem.
– Masz czuły węch – odparłem, zamykając na klucz drzwi. – Lubisz
kwiaty?
Chłopak kiwnął głową, rozglądając się po mieszkaniu. Nie było duże,
raczej średniej wielkości, utrzymane w ciemnych kolorach. Mrok rozświetlał
jedynie słaby blask gasnących powoli lamp.
– Kwiaty kojarzą mi się z domem – powiedział – moja babcia często w
lecie zrywała bukiety z łąk i dekorowała nimi całą kuchnię. Pamiętam ten zapach
do dziś, choć minęło kilkanaście lat – dodał i uśmiechnął się, ściągając z
siebie płaszcz i kapelusz. Został tylko w białej, idealnie prostej koszuli i
granatowych spodniach w kant, które idealnie opięły się na jego pośladkach. – Sam
w swoim mieszkaniu mam ich pełno.
– Jakie lubisz najbardziej?
– Hortensje i jaśmin. Są najpiękniejsze – mruknął, obserwując mnie,
jak do niego podchodzę. Był pijany, ale nie na tyle, by nie kontaktować z
otaczającym go światem. Uśmiechnął się do mnie, kiedy stanąłem przed nim i
umieściłem dłoń na jego plecach. Potem zsunąłem ją niżej, na pas, gdzie na
moment pozostała. – Mam rozumieć, że to była gadka, by rozluźnić mnie przed grą
wstępną? – zapytał i uśmiechnął się zadziornie. Chciałem, by jego uśmiech już taki został, był nieodłącznym elementem jego twarzy. – Niepotrzebnie, jestem
rozluźniony.
– Czyżby? – zapytałem z przekąsem, zbliżając się do jego warg. Nie
odsunął się, co więcej, lekko naparł do przodu, nie chcąc się wycofać.
Widziałem figlarny uśmiech przemykający przez jego usta i zmrużone oczy, które
dokładnie mnie obserwowały. Dlatego pochyliłem się do przodu, łącząc nasze
wargi, które z niepewnych, pierwszych muśnięć przeobraziły się w pełen pasji
pocałunek. Wolną dłonią zjechałem na jego pośladki i zacisnąłem mocno, czując,
jak Baekhyun nieznacznie się spina. Podniósł jedną z nóg i owinął wokół moich,
natomiast ja zwinnie przesunąłem dłoń pod jego udo, mocniej przypierając do
jego ciała. Każdy jego ruch wydawał się być idealny, pełen pasji i oddania.
Dlatego w myślach cały czas powtarzałem, że jest idealny. Nie mogłem wybrać
lepiej, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby zastąpić Byuna. Ani jego wyglądu,
ani zachowania, ani cichych jęków, które wyrwały się z jego ust, kiedy otarłem
się o niego. Mimo to nie straciłem kontroli, nadal wiedziałem co robię.
Realizowałem plan. Powoli, krok po kroku, ale byłem bardzo bliski końca.
W pewnym momencie Baekhyun
oderwał się ode mnie i zaczerpnął powietrza. Mokre od od śliny, nabrzmiałe
wargi lśniły w świetle, tak samo jak szeroko otwarte oczy, które patrzyły na mnie
z niewyjaśnioną ekscytacją i pożądaniem. Gdybym chciał, mógłbym ciągnąć to
dalej, ale nie miałem na to czasu.
– Jak widzisz – zaśmiał się cicho pod nosem, oblizując usta. – Więc,
Panie Artysto, pokażesz mi swoje dzieła? – zapytał, wyrywając się z uścisku.
Wzrok przenosił z ściany na ścianę, zapewne szukając moich obrazów, przez co
prychnąłem, cofając się do niewielkiej szafeczki, w której ukryłem mój skarb.
Wykorzystałem chwilę nieuwagi, by wyciągnąć go z jednej z szuflad i ponownie
przybliżyłem się do chłopaka, tym razem łapiąc go za rękę.
– Oczywiście – odpowiedziałem i pociągnąłem go w stronę lustra. Stanął
przed nim, natomiast ja za Baekhyunem, oplatając dłoń wokół jego pasa.
– Jesteś niepoważny –
powiedział z szerokim uśmiechem i obrócił głowę tak, by pocałować mnie w usta
po raz kolejny. Żałowałem, że to ostatni raz, kiedy mam szansę tego zasmakować,
ale myśl o finale mojego planu sprawiała, że zapominałem o tym uczuciu.
– Mówię prawdę – odparłem. – Zamknij oczy.
Baekhyun posłuchał. Powoli zamknął powieki, przylegając plecami do
mojego torsu, natomiast ja wyciągnąłem prawą rękę i uniosłem ją tak, by
umiejscowić ostry nóż przy szyi swojej ofiary. Mrok skąpał jego ciało, ale
nadal błyszczał, nawet stojąc na krawędzi swojego życia, już stykając się ze
śmiercią. Wykonanie jednego szybkiego ruchu nie było trudne. Zrobiłem to
szybko, szepcząc do jego ucha ostatnie słowa. – Będziesz najpiękniejszą lalką w
mojej kolekcji.
Krew trysnęła, plamiąc lustro. Zbrudziła moje dłonie, białą koszulę chłopaka i
pochlapała ścianę, ale nie gniewałem się. Podtrzymałem tylko martwe, ale nadal
ciepłe ciało w rękach, by nie upadło i przeniosłem je na pobliski
fotel, gdzie usadziłem wygodnie. Szkarłatna krew nadal spływała po jego
bladej, niemal białej skórze, która kojarzyła mi się z jedwabiem. Pięknym,
drogim, utkanym przez najlepsze jedwabniki. Jednak jego usta z każdą
minutą traciły kolor, stawały się sine, tak zimne jak ręce, które jeszcze przed
momentem zaciskały się na moim ciele.
Otworzyłem jego oczy. Były podkreślone czarną kredką, przez co
wydawały się większe, ale nie odbierały mu uroku. Uśmiechnąłem się. Teraz
wyglądał jeszcze piękniej.
Jedynie co zrobiłem, to przyciemniłem jego brwi, zaróżowiłem policzki
i wplotłem we kosmyki kilka kwiatów jaśminu, które rozświetliły jego ciemne,
idealnie ułożone włosy. Potem zmyłem krew z szyi, odsłaniając długie
przecięcie, które było jedynym dowodem na to, że to dzieło było kiedyś
człowiekiem. Bordowe plamy zostały jednak na koszuli, której nie ściągnąłem z
niego.
Ponownie wziąłem go na ręce i uniosłem, kierując się w stronę drzwi,
za którymi znajdowały się schody do piwnicy. Było ich kilka, ale nie był
strome. Mimo to zszedłem ostrożnie, by nie uszkodzić mojej laleczki i poszedłem
wzdłuż pomieszczenia, zaświecając po drodze światło. Piwnice rozświetliły lampy,
obok których wisiały gałązki ziół i kępki kwiatów, które zabijały nieprzyjemny
zapach. Baekhyunowi spodoba się to miejsce. Mówił, że lubi kwiaty.
Posadziłem go na honorowym miejscu, układając w realistycznej pozycji
jego dłonie i nogi. By nie opadały, przywiązałem je do krzesła, uśmiechając się
z zadowoleniem.
Kilkanaście par martwych oczu patrzyło na mnie, nie mogąc zrobić już
zupełnie nic.
A ja stałem spokojnie, podziwiając swoje dzieła.
Byłem artystą, a morderstwa, których się dopuściłem, były sztuką.
Nikt nie mógł podrobić moich lalek.
Były wyjątkowe.
Najpiękniejsze.
No wiec tak, co do lalkarza, to wydaje mi się, ze koncept jest podobny, ale się upewnię jutro jak odnajdę i przeczytam.
OdpowiedzUsuńCo do Sehuna artysty, to jest inaczej, chociaż po tym jak Sehun poderżnął gardło Luhanowi, to potem też go posadził w domu i cały czas go szkicował i go podziwiał, więc chyba tylko to jest podobne.
Ale to jest ewidentnie wpływ AHS na Ciebie. na 100 procent. XD
Z jednej strony zabójstwa Krwawej Twarzy i jego chore upodobania, a z drugiej to Spalding i to jak usadowił Madison w pokoju z laleczkami. Ale to nic nie przeszkadzało mi. Nie usuwaj tego ficzka. Jest inny. W polskim fandomie takiego niema chyba, więc nie usuwaj. ♥
Dobry wieczór, Uszati~.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Niesamowite. Jak zwykle trochę się zbierałam, żeby zostawić po sobie komentarz, ale to z jednego, prostego powodu; nie wiedziałam jak ująć wszystkie moje myśli w słowa. Klimat, który tutaj stworzyłaś jest niezwykły oraz magiczny, jeżeli użyłam dobrego słowa. I chyba nawet ten one-shot uplasował się na pierwszym miejscu w opowiadaniach z członkami EXO.
Co do samej fabuły; oczarowała mnie. Sztuka będąca śmiercią to właśnie najpiękniejsza jej forma. Joonmeyon patrzył, jak w oczach jego lalek niknie powoli blask życia i zastępuje go matowa pustka. Samo to pomieszczenie w piwnicy zdołałam wyobrazić sobie wspaniale. Kilkadziesiąt par różnokolorowych oczu, blade twarze przysłonięte w półmroku... I te kwiaty. Mistrzostwo.
Atmosfera Londynu również daje tutaj o sobie znać. Deszcz, puby, brukowane uliczki... To wszystko idealnie współgra z tematyką tego ficzka. Powiem szczerze, że muszę uchylić przed Tobą czoła, a kiedy następny raz się spotkamy (mam nadzieję, że to nastąpi :x) będę chciała Ci osobiście pogratulować takiej wyobraźni, która stworzyła 'perfect art'.
Muzyka - Idealnie dobrana. Dzięki niej mogłam jeszcze lepiej wczuć się w scenę. Jedna z piosenek była Lany, która nie dość, że wspaniała, to jeszcze bardziej kojarzy mi się z Twoją osobą!
Mam nadzieję, że kiedyś stworzysz jeszcze coś właśnie w tym klimacie.
levi. ♥
Wow *o* Ale super <3
OdpowiedzUsuńDużo niepokoju.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to zasługa tego lekko kiczowatego, ohydnego filmu z Lee Joonem i Rainem, który właśnie oglądam, ale w każdym razie - to nie on zwrócił większą część mojej uwagi, tylko Twoje dzieło.
Cudowne, choć może nie powinnam tak myśleć... Czy to źle świadczy o człowieku, gdy podoba mu się coś takiego?
W każdym razie, cudo.
Muzyka nadała odpowiedni klimat i chyba z czasem coraz lepiej dobierasz muzykę do swoich prac - mówię to przez pryzmat niedawno odczytanych, nieco starszych opowiadań.
Teraz przydałoby mi się coś miłego, bo to cierpienie, mrok i okrucieństwo chyba mnie ociupinkę przytłacza~
Nie wiem ile razy mówiłam Ci, że Cię podziwiam, ale po przeczytaniu tego znów mam ochotę Ci pogratulować i podziękować.
Jestem świeżo po AHS więc teraz tylko szukam różnych psychicznych historyjek <3 Ta była cudowna, a przez atmosferę Londynu nawet romantyczna, chyba, że tylko ja to tak odbieram. Oczami wyobraźni widziałam to pomieszczenie, gdzie wszędzie były kwiaty i te lalki, czysta magia! Jak Suho poderżnął Baekowi gardło to mnie aż ciarki przeszły. Świetnie Ci to wyszło ^^
OdpowiedzUsuńHwaiting!
To takie dziwne uczucie, nie umiejąc wymyśleć jakiegoś ładnego i składnego komentarza.
OdpowiedzUsuńCo tu napisać… Jeżeli chodzi o pisanie, to jesteś u mnie numerem jeden, aż pozazdrościć i schować z własnymi pomysłami…
Fabuła niby prosta i takie bzdety, ale coś było w tym shocie. Coś magicznego, że nawet jeśli nie lubię angstów i to i tak czytam, bo napisałaś to Ty. Jeżeli chodzi o ten oneshot to mam taką pustkę w głowie, że aż to jest przerażające. Nie wiem, co w ogóle napisać, mogę jedynie pisać dużymi literami, że masz ogromny talent i z każdym kolejnym tekstem powalasz mnie na kolana.
Cudo. Naprawdę, gdy to czytałam miałam wizję tego wszystkiego. Te martwe oczy i na swój sposób piękne. Nie wiem co ze mną jest nie tak, ale moja wyobraźnia pracuje. Dobra, idę, jeszcze raz kłaniam się po sam pas. Weny~
Miś Yogi
Lubię czytać nietypowe twory i Twoje właśnie takie są. Ten już szczególnie. Ostatnio pisałaś, że masz coraz mniej osób które komentują, więc postanowiłam napisać.
OdpowiedzUsuńKonstruktywnie przede wszystkim i tak, by nie lać zbyt wiele wody. Tak właśnie staram się pisać komentarze tylko, że nie umiem. Pamiętałam tego fika i chciałam napisać co o nim myślę, nie mogłam. Przeczytałam go więc jeszcze raz i szczerze mówiąc mam chyba jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem. Piszesz cudownie, ale to już wiesz. Każde zdanie jest oszlifowanym diamentem który tylko się aż prosi o przeczytanie. Fabuła? Nie była wyjątkowo rozwinięta - ot taka sobie nowelka. Ale ile emocji, ile mysli się kłębi przy takim cudeńku.
To wszystko, to moje myśli. Nie umiem jak widzisz odnieść się kluczowo do Twojego opowiadania, ale wiedz, że bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam!
Właściwie ciężko mi od czegoś zacząć ten komentarz… Może tak: morderca, czyli ktoś z definicji zajmujący się rzeczą brudną i brutalną, opowiadający swoją historię w sposób tak wykwintny i z tak wielką gracją – cudownie to zaprezentowałaś w tej pierwszoosobowej narracji. Winszuję. Czytając, czuło się taką senną atmosferę londyńskich kamienic przesiąkniętych nocą, atmosferę alkoholu, kwiatów i rozkładających się, przypudrowanych ciał ludzkich. Do tego Twój styl pisania, momentami bardzo podniosły i poetycki, idealnie wpasował się do tematyki, jaką poruszyłaś. Widziałam obrazy przed oczami i to było naprawdę piękne uczucie.
OdpowiedzUsuńPostać Junmyuna stanowi bardzo interesujący portret psychologiczny, bez dwóch zdań. Człowiek pozbawiony naturalnych odruchów, niewrażliwy niczym jego kolekcja martwych ciał. Morderca, który postrzega swoje zbrodnie jako wyjątkowe dzieła sztuki, z których można być dumnym, bardzo skwapliwie zajmujący się ich „tworzeniem”. Obojętny wobec własnego okrucieństwa, pozbawiony uczuć i przywiązania do drugiego człowieka, cierpliwy w wypełnianiu swoich planów. Aż ciarki przechodzą po plecach. Czytając, zastanawiałam się, jak to wszystko się zaczęło, kiedy zaczął widzieć w zabijaniu swoje zainteresowanie, jakie wydarzenia z przeszłości miały na to wpływ. Co więcej, bardzo jestem ciekawa, nawiązując do fragmentu „coś, co trwa tylko przez chwilę, ale nigdy nie zostanie zapomniane.”, czy Junmyun ostatecznie ma w planach odkrycie swojej kolekcji „zwłok” przed światem zewnętrznym, tworząc tym samym własną niechlubną historię i zapisując się w pamięci świata.
Powiem szczerze, że momentami bardzo żałowałam niewielkich rozmiarów tego tekstu, bo miałam ochotę nieco bliżej przyjrzeć się postaci Junmyuna-seryjnego mordercy i innych jego ofiar. Z drugiej jednak strony myślę, że ta krótkość idealnie podkreśla senny klimat i abstrakcyjność tej historii.
Tak jeszcze wspomnę, że od samego początku czytania widziałam bohaterów obsadzonych odwrotnie: Baekhyuna jako morderczego artystę wybierającego swoją idealną ofiarę, zaś Junmyuna jako subtelnego, nieco może bezmyślnego aktora teatralnego, który wpada w pułapkę psychopaty. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, zapewne z przyczyn czysto wizualnych.
Och, no i jeszcze moje ulubione fragmenty:
„Mrok skąpał jego ciało, ale nadal błyszczał, nawet stojąc na krawędzi swojego życia, już stykając się ze śmiercią.”
„Szkarłatna krew nadal spływała po jego bladej, niemal białej skórze, która kojarzyła mi się z jedwabiem. Pięknym, drogim, utkanym przez najlepsze jedwabniki.”
„Baekhyunowi spodoba się to miejsce. Mówił, że lubi kwiaty.” (O, ironio.)
Nie spostrzegłam żadnych technicznych błędów, ani interpunkcyjnych ani jakichkolwiek innych, bo chyba zbyt bardzo skupiłam się na tej bajecznej treści. Nie ma co ukrywać, lubuję się w podobnej tematyce.
Podsumowując, jeszcze raz podkreślę, jak bardzo podoba mi się ten utwór. Mam nadzieję w najbliższym czasie zapoznać się z innymi Twoimi opowiadaniami i podzielić się swoją opinią. Całuję autorskie rąsie, pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny!