sekai, mafia!au, angst, romans, pg-15
To drabbl, który nie ma większej fabuły, większość przemyśleń. Nie chciałam z niego robić długiego opowiadania. Ale naprawdę się starałam. Muzyka ukryta pod tytułami piosenek.
***
cry me a river
cry me a river
Poznaliśmy się w klubie Black Spirits
pod koniec października. Siedział w fotelu najbliżej sceny, cały ubrany na
czarno. Popalał fajkę. Jedną po drugiej. Momentami miałem wrażenie, że dym
papierosowy był dla niego jak powietrze. Niesamowicie potrzebne, bo inaczej nie
przeżyje. Ale wyglądał, jakby nic go nie obchodziło. Jego zimny wyraz twarzy
mówił to, nie musiał się odzywać, bym mógł odczytać te emocje. Był tym typem faceta,
który budzi w oczach innych respekt, być może i strach, który nakazuje ci go
słuchać. Tak na początku było, kiedy podszedłem do niego, robiłem wszystko, co
chciał. Gdy powiedział, że mam zrezygnować w pracy w klubie, zrobiłem to, gdy
rozkazał mi zostać przy nim, nie miałem nawet siły się sprzeciwić.
Przywłaszczył mnie sobie jak zwierzę, swojego pupilka, którym z czasem chyba
naprawdę się stałem. On mną sterował, on mną rządził, on decydował, czy mam
żyć, czy może powinienem sobie strzelić w głowę. Żadna decyzja już nie należała
do mnie, odebrał mi prawa i życie. Był zimnym draniem, ale nie mogłem przestać
go kochać.
Siedziałem na betonowych schodach, paląc papierosa, którego potajemnie
wyciągnąłem z paczki Jongina. Wiedziałem, że i tak nie zauważy. Był za bardzo
zajęty, zabiegany, ostatnio też być może spięty. Ale nie pytałem, wiedziałem
tylko, że policja niemalże deptała im po piętach. Podsłuchałem kłótni jego i
Yixinga. Miałem wrażenie, że łatwo się z tego nie wyplączą. Dlatego ciągle
krzyczał. Parę razy mnie uderzył, ale potem pocałował i przeprosił. Musiał
wyładować jakoś emocje, musiał się odstresować, musiał mieć kogoś, kto nie ma
wyboru i to wszystko zniesie.
Za mną nie było nic, jedynie pusta przestrzeń i parę schodków
prowadzących na dach, na który i tak nikt nigdy nie wychodził. Były tam tylko
pudła i deski, o których chyba wszyscy zapomnieli, oprócz mnie. Każdy miał swoje
zajęcie, każdy coś robił, ale nie ja. Ja byłem bezużyteczny, dlatego czasem
wymykałem się i siadałem właśnie tu. Czasem znajdował mnie Jongin, ale nie
mówił nic. Po prostu zrozumiał, że czasem potrzebuję chwili samotności.
– Wpakowałeś się w wielkie bagno, Sehun – warknąłem do siebie i
zaciągnąłem się mocniej papierosem, czując, jak w oczach stają mi łzy. Nie
miałem czasu nawet na poużalanie się nad sobą, bo chwilę potem zadzwonił
Jongin. Musiałem iść, zaciskając usta w wąską linię. Znów musiałem uśmiechać
się sztucznie, znów byłem zmuszony do mówienia Jonginowi, jak dobrze mi z nim.
Kochałem go, ale sam nigdy nie byłem kochany. Być może przez to moja
miłość do niego stawała się coraz mocniejsza? Trwałem w popieprzonym związku.
Wiedziałem, że byłem dla niego tylko zabawką, kimś, kogo z pewnością w
przyszłości zabije, ale i tak trwałem przy nim, wmawiając sobie, że to właśnie
jest szczęście. Tylko inne, trochę szalone. Ale to ja w tym wszystkim byłem
najbardziej szalony. Nie bałem się zaglądać w oczy śmierci, robiłem to prawie
każdego dnia, ale w zamian za to nie byłem w stanie sprzeciwić się człowiekowi,
choć można było go nazwać kimś w rodzaju diabła. Robił to, czym chwalił się
szatan, a potępiali ludzie. Był inny, przerażał mnie, ale też sprawiał, że
bez niego byłem nikim. Tylko Sehunem,
który nie ma nawet swojego mieszkania, pieniędzy, niczego. Żyłem, bo musiałem.
Nie mogłem umrzeć, póki nie dostałem pozwolenia.
A Jongin chciał mnie przy sobie na jeszcze chwilkę dłużej.
***
W grudniu dużo płakałem. Zawijałem się w koc w pokoju Jongina i
zakrywałem głowę poduszką, mając nadzieję, że nikt mnie nie usłyszy. Moje
dłonie marzły, a łzy moczyły białe prześcieradło, które było jedynym świadkiem
mojego smutku. Życie stawało się szare jak niebo i mgła unosząca się nad
Seulem. Nie można było zobaczyć nic prócz śniegu i smutku w moich oczach.
Dlatego je zamykałem, nie pozwalając światu tego odkryć.
A Jongin był ślepy. On nie patrzył w moje oczy.
Styczeń był miesiącem, który nie przyniósł wielkich zmian, jedynie jeszcze
trochę nieoczekiwanego cierpienia, który był niczym sól na niezagojone rany.
Choć mniej płakałem. Nauczyłem się hamować łzy, przy czym chyba nieco zamknąłem
się w sobie. Jongina nie widywałem. Nie wracał na noce do mieszkania, spędzał
je w miejscu, o którym nie miałem pojęcia. Powoli zapominał o mnie, a ja
wariowałem. Rozmawiałem tylko trochę z Chanyeolem, choć był dosyć dziwny.
Praktycznie cały czas żył na prochach, a ja liczyłem dni, aż przedawkuje.
– Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest umrzeć? – zapytałem któregoś
dnia Parka, ale on jedynie wzruszył ramionami, jakby nie wiedział.
– Nikt teraz nie potrafi ci odpowiedzieć na to pytanie – mruknął dosyć
cicho, opierając się o ścianę szarego budynku – ale skoro istnieją samobójcy,
to musi być przyjemne.
Uśmiechnąłem się smutno.
– Czasem to najgorsza kara, kiedy chce się żyć.
Chanyeol pokręcił głową i zabrał spomiędzy moich palców tlącego się
powoli papierosa, którym zaciągałem się momentami, chłonąc cały ten dym, który
wreszcie otulił moje płuca. Byłem jak chodząca samo-destrukcja.
– Życie to największe gówno, jakie mógł otrzymać człowiek – stwierdził
po chwili Yeol, uśmiechając się tajemniczo. – Rodzimy się, dorastamy, chłonąc
zło tego świata, potem stajemy się dorośli i pełni nienawiści, bo tego właśnie
nauczyło nas doświadczenie. Zapominamy o rodzinie, sprzedajemy swoją duszę
innym ludziom. Jesteśmy żywymi towarami, gotowymi na koniec, który i tak
nadejdzie, nawet jeśli się przed nim schowamy. Żyjemy po to, żeby
cierpieć. A cierpimy tylko po to, by w
końcu kiedyś umrzeć – podsumował, wsuwając filtr papierosa pomiędzy usta, po
czym zaciągnął się dymem, który wypełnił go całego – dlatego to gówno. Beznadziejne,
ale musi mieć sens i ukryty cel, skoro musimy przez to przejść – dodał i
spojrzał na mnie, oddając mi szluga. – Dlaczego pytasz?
– Bo mam wrażenie, że mój chłopak chce mnie zabić – prychnąłem.
– Spokojnie, nie zrobi tego.
– Skąd ta pewność?
Cisza tylko spotęgowała ciekawość, ale nie odzywałem się, dopóki
Chanyeol nie otworzył ust.
– Jongin jest nieodgadnionym człowiekiem, trochę zawiłym i cholernie
nieprzewidywalnym – mruknął Yeol – ale w jednym jestem pewien, dobrze mu z
tobą.
Zaśmiałem się, kręcąc głową, nie potrafiąc się z nim zgodzić.
– Nie kocha mnie.
– Wiem, to jest pewne – odpowiedział. – On jest w stanie pokochać
tylko siebie.
***
Ostatnie dni lutego zabrały ze sobą morze łez i Park Chanyeola. Ale
nikt o tym nie mówił, poza tym, to chyba tylko ja płakałem. Zakopywałem się w
pościeli i po prostu przestawałem czuć. Wyrzucałem z siebie wszystkie emocje,
mając głupią nadzieję, że będzie lepiej, ale nigdy nie było. To były głupie kłamstwa, które sam sobie
wmawiałem, ale to chyba przez to było mi lżej.
Tamtego dnia nie mogłem płakać, ponieważ ręka Jongina owijała się
wokół mojego pasa. Jego oddech czułem na swojej szyi, a dotyk drugiej dłoni na
włosach. Były platynowe. Nienawidziłem tego koloru, ale Jongin go lubił.
Leżeliśmy w łóżku. Dochodziła północ, a łuny księżyca przebijały się
przez w połowie zasunięte żaluzje, padając na ciemną podłogę i białą pościel,
którą byliśmy okryci. Oddychałem ciężko, przymykając ciężkie powieki. Byłem
śpiący, ale nie mogłem spać, nie potrafiłem. Ciągle otwierałem ponownie oczy,
wpatrując się w przestrzeń przede mną. Białe, nowoczesne meble, szare, ceglaste
ściany i puste ramki na zdjęcia, które nigdy nie zostaną uzupełnione. A ja
trwałem pośrodku tego wszystkiego, nie potrafiąc już nawet udawać się
uśmiechać.
– Będziesz za nim tęsknił? – zapytałem.
Odpowiedziała mi cisza i jego oddech. Nie chciał ze mną rozmawiać, być
może dlatego, że po prostu był czymś zdenerwowany, ale ja potrzebowałem jego
odpowiedzi.
– Nie – powiedział w końcu – sam tego chciał.
– Nie możesz tego wiedzieć.
– Tak samo jak ty.
– Ja...
– Odpuść, Sehun i idź spać. To na pewno ci się przyda – dodał po
chwili, zabierając dłoń z moich włosów.
Przez długi czas trwaliśmy w ciszy. Ja nie mówiłem nic, Jongin tym
bardziej. Słyszałem tylko nasze ciężkie oddechy i szelest kołdry, pod którą
leżeliśmy. Zastanawiałem się, jak długo jeszcze tak wytrzymam, ile zginie ludzi
na moich oczach. Ale to było zagadką, której nie potrafiłem rozwiązać, dlatego
nieco się zagubiłem, zapominając o tym, gdzie jestem.
– Jongin? – zapytałem. Nie odpowiedział, ale kontynuowałem. – Kiedyś
pozwolisz mi odejść?
– Nie.
– A jeśli ty odejdziesz, ja też będę mógł?
Wtedy pokiwał głową, ale każdy z nas zinterpretował to na różny
sposób.
***
***
is this happiness
W marcu postanowiłem odwiedzić Black
Spirits. Nie zaglądałem do tego miejsca od ponad pięciu miesięcy i chyba
zaczynałem tęsknić Za wszystkim; za dziwnymi klientami, za długimi godzinami
pracy, a szczególnie za klimatem tam panującym i pracownikami, z którymi nie
utrzymywałem już kontaktów. Nie miałem jak, nawet jeśli całe dnie praktycznie nic
nie robiłem, tylko chowałem się w mieszkaniu Jongina. Już znałem każdy kąt na
pamięć, mogłem chodzić tam z zamkniętymi oczami i chyba stawałem się
niewolnikiem. Czy żałowałem, że kiedykolwiek posłuchałem Jongina i z nim
poszedłem? Mimo tego nieustannego smutku - nie. Na swój głupi sposób byłem
szczęśliwy.
Gdy stanąłem przed drzwiami, uśmiechnąłem się szeroko. Spoglądałem na
ceglaste ściany, przyciemniane, zasłonięte od wewnętrznej strony okna,
uświadamiając sobie, że wszystko wyglądało tak znajomo, przypominało mi te
dobre chwile. Wbrew pozorom lubiłem swoją byłą pracę. Sam nigdy bym z niej nie
zrezygnował, nawet jeśli nie zarabiałem dużo. Mnie jednemu wystarczało i nie
potrzebowałem niczego więcej.
Nie minęło dużo czasu, nim wszedłem do środka. Nagle otulił mnie
przyjemny mrok pochłaniający korytarz, który wreszcie rozświetliły lampki
powieszone przy ścianach. Klub miał zostać otwarty za dwie godziny, dlatego
wiedziałem, że spotkam tam Luhana - mojego przyjaciela, o ile jeszcze w ogóle
tam pracował.
– Sehun? – Usłyszałem za sobą. Niemal od razu odwróciłem się i
spojrzałem na Hyori, która stała niedaleko wyjścia na górę, w swoich ulubionych
czerwonych szpilkach. Nadal miała długie, czarne, pofalowane włosy i bordowe
usta. Nic się nie zmieniła. – Wróciłeś? – zapytała i spojrzała na mnie spod
podkręconych, sztucznych rzęs.
Pokręciłem przecząco głową.
– Szukam Luhana. Jest tutaj?
– Przy barze – odpowiedziała, wskazując ręką na główne wejście
prowadzące do dużej sali, która sama w sobie była dla mnie miejscem pracy.
Podziękowałem jej poszedłem w
wyznaczonym kierunku. Byłem trochę spięty, miałem wrażenie, że Luhan nie będzie
chciał ze mną w ogóle rozmawiać. Dobrze go znałem, ale był nieprzewidywalny,
nigdy nie mogłem go rozgryźć. Zawsze był dla mnie zagadką, dlatego tak bardzo
mnie do niego ciągnęło.
Na sali zauważyłem go od razu. Miał na sobie białą koszulkę i czarne,
dopasowane spodnie, które musiał nosić, gdy był w pracy. Stał za barem z
ścierką w ręce, polerując szklanki na drinki, które za jakiś czas miał podawać
klientom. Nie zwrócił na mnie uwagi, wyglądał, jakby był pochłonięty swoimi
myślami, co dosyć często mu się zdarzało. Przyzwyczaiłem się już do tego, w
jakiś sposób zaakceptowałem. W końcu musiałem, byłem jego przyjacielem. Czasem
Luhan bywał cichy, czasem naprawdę głośny, ale mimo jego zmian nastrojów,
nie dało się go nie lubić. Był specyficzny, ale całkiem uroczy, choć złościł
się, kiedy tak o nim mówiłem.
– Luhan hyung! – niemal krzyknąłem, uśmiechając się do niego ciepło.
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie najpierw w zaskoczeniu, a potem po
prostu uśmiechnął się szeroko, mrużąc duże oczy. – Tak się cieszę, że jesteś –
dodałem i podszedłem do niego. On wyszedł zza lady i przytulił mnie mocno.
Prawdopodobnie tęsknił za mną tak samo jak ja za nim.
– Dlaczego tutaj nie przychodziłeś? – zapytał po momencie, ciągnąc
mnie na barowe krzesła stojące obok. Po tym nie spuszczał ze mnie wzroku nawet
na moment. Ja z niego również.
– Nie miałem czasu – odparłem. – Chyba za dużo wszystkiego dzieje się
naraz w moim życiu i zbyt szybko. Nie potrafię tego zatrzymać – dodałem i
wzruszyłem ramionami, jakbym w ogóle nie miał na to wpływu.
– Jongin? – zapytał, a ja kiwnąłem głową.
Luhan go znał, na pewno zapamiętał po częstych odwiedzinach w klubie.
– Nadal nie uważam, że...
– Nie mów – przerwałem mu. – Nie chcę żadnych kazań. Chcę spędzić z
tobą po prostu chwilę czasu – mruknąłem, a Luhan kiwnął głową. Zrozumiał, a
potem po prostu znów mnie przytulił. Chyba właśnie takich czułych gestów w swoim
życiu naprawdę potrzebowałem.
***
W kwietniu obchodziłem swoje dziewiętnaste urodziny. Nie oczekiwałem,
że Kai będzie pamiętać, że w ogóle ktokolwiek będzie. To nie było aż tak ważne,
może w sumie wcale. Ale rankiem dostałem SMS od Luhana, który złożył życzenia.
Jako jedyny, jednak mimo to nie potrafiłem powstrzymać malującego się na moich
ustach szerokiego uśmiechu. Drobny gest, który sprawił, że nic nie potrafiło
popsuć mojego humoru przez następne godziny.
Zacząłem doceniać drobne rzeczy. To chyba była jedyna pozytywna cecha,
która pojawiła się raz z przeprowadzką do Jongina.
***
W maju pierwszy raz Jongin
zabił człowieka na moich oczach. Chłopak miał na imię Baekhyun i był niewiele starszy ode mnie. Miał blond
włosy i niezwykle kruche ciało. Wydawało się jeszcze bardziej delikatne i
drobne, kiedy zostało skrępowane przez Zitao - przyjaciela Kaia. W dużych oczach
chłopaka szkliły się łzy. Potem spływały wolno po bladych policzkach,
nieozdobionych żadnym różem, a później ginęły za linią szczęki, rozpływając się
w powietrzu. Nie widziałem kim jest, ani czym zawadził Kaiowi. Miałem jedynie
ochotę płakać razem z nim. Ale powstrzymałem łzy, mocno zaciskając usta w wąską
linię, a posiniałe knykcie na drewnianych, na wpół otwartych drzwiach, przy
których stałem.
Wraz z wystrzałem pistoletu zamknąłem załzawione oczy. Mój oddech
zamarł wraz z sercem, które potem wpadło w szalony trans, kołatając
niesamowicie szybko w mojej klatce piersiowej. Po chwili uchyliłem lekko
powieki, by od razu ujrzeć szkarłatną krew rozlaną na jasnej podłodze obok głowy
ofiary.
– Powiedz Suho, żeby pozbył się ciała i posprzątał – powiedział Jongin
do Zitao, podając mu do rąk pistolet. – Sehun – mruknął, gdy odwrócił się. – Długo tu jesteś?
W odpowiedzi kiwnąłem głową.
– Wystarczająco długo – szepnąłem i zaczerpnąłem powietrza, odwracając
wzrok od Baekhyuna. – Co on...
– Zasłużył – przerwał mi chłodno Kai i przymrużył oczy, łapiąc mnie za
nadgarstek. Potem pociągnął w stronę schodów, gdzie popchnął mnie na ścianę i
mocno pocałował. Zrobił to nachalnie i niespodziewanie, nie miałem nawet czasu,
by zaczerpnąć powietrza. Jego dłoń z mojej ręki przesunęła się na szyję, a
smukłe palce zacisnęły się wokół niej, sprawiając, że byłem bliski śmierci. Nie puścił, wpychając język pomiędzy moje
wargi. Nie pozwolił mi się od siebie odsunąć nawet na moment. Lubił się mną
bawić, lubił sprawiać mi cierpienie i nie dbał o to, czy jestem jeszcze w
stanie funkcjonować. To nic dziwnego. Wydawało mi się przecież, że mnie nie
kocha.
***
W czerwcu Jongin zniknął. Nie było go przez kilka tygodni. Nie odzywał
się, nie miałem pojęcia, gdzie jest, ale nie martwiłem się o niego. Widziałem,
że nic mu nie jest, on potrafił o siebie zadbać. To ludzie bali się jego, nie
on ludzi. Dlatego czekałem, ciągle stojąc przy oknie i miałem nadzieję, że w
końcu zobaczę jego samochód, a później jego. Jednak dni mijały, a on się nie
zjawiał. Zostawił mnie samego, by sprawdzić, czy odejdę.
Zostałem.
is this happiness
Lipiec był niezwykle upalnym miesiącem, ale mimo to był przyjemny.
Tydzień po rozpoczęciu wakacji Jongin wrócił. Ale po tej rozłące stał się
niezwykle oschły i zimny. Zaczynałem czuć się jak ciężar, miałem wrażenie, że
mu przeszkadzam. Nie całował mnie tak często, a seks był brutalny i szorstki.
Czasami nie mogłem powstrzymać łez, które leciały same. Ale to nie był gwałt,
ponieważ kochałem Kaia i pozwalałem mu na to, nawet jeśli prawie nigdy sam nie
czerpałem z tego przyjemności. To Jongin miał czuć się zadowolony.
To on był najważniejszy.
***
Sierpień i wrzesień minęły niesamowicie szybko, a zamiast ciepłych
dni, pojawiały się coraz chłodniejsze i bardziej ponure. Nie widziałem już
słońca, tylko mgłę i mokre od deszczu drogi. Ludzie zasłaniali się rozłożonymi
parasolami, a ja trwałem bezczynnie, zastanawiając się, jak dalej funkcjonować.
Starałem się zrozumieć myśli Jongina, zresztą swoje też. Każdego dnia
dochodziłem do wniosku, że przez cały czas moja przyszłość jest niesamowicie
niepewna. Inni nie myśleli o śmierci, nie mieli na to czasu, byli za bardzo
zabiegani, nieświadomi pewnego końca, kiedy ja miałem wrażenie, że ta śmierć
dosłownie mnie otaczała z każdej strony. Czekała na odpowiedni moment, by
zaatakować. Dlatego wiedziałem, że powoli nadchodzi zima niosąca koniec.
***
W listopadzie przypomniałem sobie swoją rozmowę z Chanyeolem. Jego
głos i słowa ciągle krążyły po mojej głowie, nie chcąc jej opuścić, dlatego
czułem się coraz gorzej, stojąc wpół nagi przed dużym lustrem w naszej
sypialni. Byłem blady, ubrany w długi, biały podkoszulek sięgający do połowy ud
i czarne bokserki, których praktycznie nie było widać i patrzyłem na swoje
blond włosy, które zniszczone od rozjaśniacza coraz bardziej wypadały. Miałem wrażenie,
że w lustrze odbija się obcy człowiek, ktoś, kogo nie znam. Przecież dawny
Sehun był przebiegły, a kpiący uśmieszek malujący się na jego ustach był
znakiem rozpoznawczym. Zadawał klientom przyjemność swoim ciałem, wyglądem i
ruchami, był panem swojego losu i robił co chciał. A ten nowy całkowicie
zaprzedał swoją duszę Jonginowi. Teraz to Kai był moim właścicielem, to on mną
kierował i podejmował za mnie decyzje. Całkowicie mnie stłamsił. Stałem się
nikim. Wydawało mi się, że pozbawił mnie nawet imienia.
Tlący się papieros, którego filtr ściskałem w swoich bladych, szczupłych,
nieco krzywych palcach brzydził mnie. Kojarzył mi się z Jonginem i jego ustami.
Z trucizną, którą mnie karmił. Ale nie potrafiłem go zgasić czy wyrzucić.
Mogłem jedynie zaciągnąć się nim po raz kolejny, wypuszczając z płuc nieco
szarawy dym, który ulatniając się, odsłaniał moje oczy. Były podkrążone, a
policzki zapadnięte i białe jak papier. Ręka, która trzymała szluga wydawała
się koścista, jakby pozbawiona jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej.
Brzydziłem się samego siebie. Nie mogłem na siebie patrzyć.
Dlatego rozbiłem lustro.
***
W grudniu następnego roku Jongin pozwolił mi odejść. Powiedział, że
mnie kocha, celując lufą swojego ulubionego pistoletu prosto w moją skroń.
______________________________________________
Teraz mam do was pytanie. Co chcecie kolejne
- oprócz opowiadania świątecznego, który i tak się pojawi najprawdopodobniej w
Wigilię lub pierwszy dzień Świąt. Mam fabułę do naprawdę pięknego Hunhana w
latach 20, tylko, że to angst. Naprawdę mocny angst, który ma w
sobie mnóstwo przemyśleń i głębszych rozmów. Nie powiedziałabym, że jest
ciężki, jest po prostu dołujący. Czy wolicie coś lekkiego, jakiś fluff - tylko musicie
napisać jaki. Mogłabym napisać Hunhana/Baekyeola/Baekhana, ale to od was
zależy. I jaki to miałby być. Szkolny/biurowy/o wróżkach/nanny!au/jeszcze inny. Nie
wiem, decyzję zostawiam wam, więc piszcie w komentarzach co chcecie zobaczyć.
Hoho. Znowu mam poczucie, że mogę się schować przez to piękno, ale trzeba napisać najpierw komnentarz. Nie wiem czy będzie mieć sens, bo mój mózg został zastrzelony wraz z Sehunem i szybko do mnie nie wróci. Uszati, jesteś dla mnie wielka, masz świętny styl pisania i nawet jeśli to był angścior jak sto fajerek, to naprawdę był zajebisty. On był piękny. Nie wiem jak Ty to robisz, ale naprawdę aż nie mogę ułożyc komentarza. Zresztą, nigdy nie umiałam i chyba umieć nie będę, ale chcę uświadomić Cię, że jestem, czytam i chyba tracę wszystko, kiedy perzczytam Twoje twory.
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała coś naprawdę lekkiego, oprócz tego shota świątecznego. Bo teraz każdy pisze angsty i zero puchatych scen. Ja tam trzymam kciuki za baekyeola, tylko żeby fluff! Dobra. Źyczę weny i zdrowia!
Miś Yogi.
Wow to było coś. Czemu zawsze gdy czytam twoje angsty mój świat rozpada się na kawałki i potem muszę składać go z powrotem? Po prostu czytając twoje one-shoty widac wszystko jak na dłoni ale równocześnie zmuszasz człowieka do myślenia i chyba to jest to co w twoich tworach kocham. Niby piszesz o tym samym co wszyscy inni ale potrafisz dodać taką nutę tajemniczości od siebie. Zastanawiam się też czy, niektóre z dialogów bądź myśli bohaterów to nie twoje osobiste przemyślenia. W każdym razie masz to "coś" dzięki czemu z zapałem czytam każdy kolejny twór spod twojego pióra. I choć czasami czeka się, mogłoby się wydawać się nieskończoność, to każde następne opowiadanie/one-shot twojego autorstwa wynagradzają to.
OdpowiedzUsuńOsobiście bardzo chciałabym przeczytać angsta HunHana jednak faktycznie od czasu do czasu przydałoby się coś lżejszego. W każdym bądź razie życzę weny :)
Dziewczyna Znikąd
Plis, Hunhanowy angst. *-*
OdpowiedzUsuńSzkolny Hunhan i Bakeyeolll ~~~ :)
OdpowiedzUsuńCo do tego, świetne! Podobało mi się, Kai często kojarzy mi się z osobą, która lubi mieć nad kimś władzę, a Sehun idealnie odgrywał rolę jego zabawki. Lubię takie ciężkie opowiadania. Gdyby nie Jongin, Sehun skończyłby zapewne inaczej, ale on tego chciał. Odnoszę wrażenie, że Hunnie gdzieś w głębi siebie nie lubił tego wszystkiego co go otaczało i potrzebował jakiejś zmiany, którą Kai jak najbardziej mu zapewnił. Chciał mieć poczucie, że ktoś go w jakiś sposób potrzebuje. Nie ważne jak, ale jakoś. To było na prawdę dobre, mimo że krótkie.
OdpowiedzUsuńCo do oneshota, ja jestem za hunhanem - angstem. Może i wybrałabym tego szkolnego fluff'a ale ja teraz tak cholernie fazuje na lata 20 - 90, że aż sama siebie nie poznaje. Po za tym kocham jak w opowiadaniach jest wiele opisów, odczuć, więc to by idealnie trafiło w to co ciągle mam ochotę czytać. Ale decyzja mimo wszystko zależy od Ciebie!
Dziękuję, Hwaiting! :D
ale jakby wypadł fluff to byłabym wdzięczna za BaekLu, chyba tylko u Ciebie i może dwóch innych autorek czytałam , a szkoda, bo pairing jest przeuroczy :c
UsuńNapisałam komentarz i mi się usunął C: No nic, napiszę jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńKocham Twój styl pisania i to jak niektóre słowa są idealnie dopasowane. Potrafisz też genialnie oddać klimat, a jest on tutaj cudowny. Jongin jako czyste zło, to dość znany jego obraz, ale tu był rdtfyguhij. Niby zły charakter, ale taki rawr. xD
Sehun, cóż, biedny. Ten ff ma dość fajny przekaz. Dla miłości jesteśmy w stanie znieść wszystko. Możęmy nawet spędzać czas z osobą, która nas nie kocha. Człowiek jest tak samotny, że trzyma się każdego okruchu bliskości jakiejś osoby. To przykre, ale prawdziwe.
Pokochałam też dwa świetne fragmenty:
"– Jongin? – zapytałem. Nie odpowiedział, ale kontynuowałem. – Kiedyś pozwolisz mi odejść?
– Nie.
– A jeśli ty odejdziesz, ja też będę mógł?
Wtedy pokiwał głową, ale każdy z nas zinterpretował to na różny sposób."
A potem idealnie dopasowane do tego to:
" Jednak dni mijały, a on się nie zjawiał. Zostawił mnie samego, by sprawdzić, czy odejdę.
Zostałem."
To po prostu jest wspaniale.
Wiem, że nie lubisz aż tak SeKai jako pairingu, więc podziwiam, bo ja mam tak, że każdy mój pomysł to HunHan nawet jeśli chcę napisać coś innego niż HunHan xD Co do Twojego pytania, to chętnie jakiś fluff z HunHanem. Może nanny!AU? <3
nie przepadam za tym pairingiem, ale treść powala na kolana. świetnie opisałaś uczucia Sehuna względem Kaia. widać, że był od niego w pewien sposób uzależniony. dużo zniósł, cierpiał przez to uczucie i na koniec Jongin pozwolił mu odejść. szkoda, że w taki sposób...
OdpowiedzUsuńja głosuję na Baekyeola!
pozdrawiam! :D
Uwielbiam ten paring w Twoim wykonaniu. Jest taki..agrh! Słów mi po prostu brakuje! To jak prowadzisz czytelnika po swoim świecie jest niesamowite. Wpuszczasz go do siebie, ale zatrzymujesz w korytarzu i każesz się domyślać co jest dalej. Mimo, że tam tak na prawdę nie musi nic być.
OdpowiedzUsuńPotworna historia o tym, jak miłość może zniszczyć człowieka. Chociaż gdy to czytałam cały czas się zastanawiałam czy to była faktycznie miłość? Nie wiem! Poddaję się! Mój mózg jest rozbity na kawałki idę go zbierać, bo jeszcze mi się przyda..
A co ty na wróżkowe opowiadanie? Święta magicznym czasem są, wróżki nadają się idealnie :D
M.
Naprawdę , nie wiem co powiedzieć . to było po prostu świetne . ty jesteś świetna . Sekai ? Lubię to i to nawet bardzo , fajnie się odnalezli w swoich rolach . Uczucia Sehuna do Kai'a są pięknie opisane aż brak mi słów. Koniec trochę smutny i nie powiem , że łezka mi spłyneła gdy to przeczytałam ;c
OdpowiedzUsuńCo do następnego ff to z chęcią przeczytałabym jakiegoś szkolnego Baekyeola ;D Jakoś dawno z nimi nic nie czytałam kk :P
Wszystkiego Dobrego , Hwaiting C; !
Nie rozumiem dlaczego powiedziałaś mi, że ten Sekai to nic wielkiego. Był prosty, to prawda, ale bardzo często właśnie takie opowiadania przypadają mi bardziej do gustu.
OdpowiedzUsuńCo prawda jestem dość wybredna, a to co mi się podoba jest zróżnicowane, bo kocham i proste opowiadania, jak i te z bardzo rozbudowaną fabułą.
Cry me a river jest świetne, i nie waż się nawet zaprzeczyć. Chciało się czytać dalej, a zakończenie jest idealne. Chociaż co prawda czytając pierwsze zdanie nie spodziewałam się, że "odejść" będzie w takim, a nie innym tego słowa znaczeniu, zaskoczyłaś mnie.
Ogólnie lubię fanfiction w tym klimacie, a Sekai pasuje do niego idealnie. Nie wiem dla czego, ale ten pairing kojarzył mi się zawsze z papierosami, ostrym seksem i Laną - szczególnie albumem Ultraviolence.
Tak więc, dziękuję, że udostępniłaś znów bloga! Cieszę się, że mogłam przeczytać to cudo ;w;
Bardzo lubię Sekaia i o matko, udał ci się ten oneshot, serio. Aż poczułam ulgę, gdu Kim go zabił, on zresztą pewnie też :) ja bym chciała fluffa z hunhanem w szkole. Chyba starczy mi tych dołujących momentów na ten miesiąc. ALe cokolwiek napiszesz będzie świetne i z wielką przyjemnością to przeczytam. A i chciałam zapytać o dostęp do "So..do you love me?", kontunuujesz to op czy zabrakło ci weny czy co? Bo bardzo mi się spodobało i chciałabym go dokończyć. :) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńczytam Twoje opowiadania od dawna ale dopiero teraz komentuje :')
OdpowiedzUsuńpodoba mi się strasznie Twój styl pisania, jest trochę tajemniczy a fabuła specyficzna.
zakochałam się w tym SeKai, szczególnie w ostatnim zdaniu .-.
Chciałabym jakiegoś fluffa szkolnego z HunHanem *-*
Żałuje trochę, że tak nagle to zakończyłaś, choć nie przeczę, że nie zrobiłaś tego pięknie.
OdpowiedzUsuńNiesamowite, naprawdę, nic innego nie mogę powiedzieć o tym.
Lubię Twoje opowiadania, zwłaszcza angsty, bo emocje w nich opisane wydają się najbardziej rzeczywiste.
Dlatego też następnym ff mógłby być angst. Tak, najbardziej tego bym chciała, ten zaplanowany przez Ciebie HunHan.
Powodzenia Tobie jeszcze, jak za każdym razem, gdy zostawiam Ci komentarz, weny i chęci na pisanie.
To było wow...
OdpowiedzUsuńChce angst
Mocne :o Jongin boss mafijny :o podobalo mi sie jak Chanyeol powiedzial ze to oczywiste ze Kai nie kocha Sehuna. Takie zaskakujace i smutne
OdpowiedzUsuńWreszcie znalazłam chwilę skupienia, aby przeczytać „Cry me a river” (który to tytuł uwielbiam tłumaczyć na „Wypłacz mi swoją rzekę”). Nie da się ukryć, że nazwa idealnie pasuje do tej miniatury będącej pewnego rodzaju zwierzeniem, spowiedzią człowieka stłamszonego toksyczną relacją.
OdpowiedzUsuńSehun pamięta samego siebie z przeszłości jako osobę sprytną, przekorną i energiczną, kiedy to pracował w klubie jako, że tak to ujmę, „mężczyzna lekkich obyczajów” („Zadawał klientom przyjemność swoim ciałem, wyglądem i ruchami, był panem swojego losu i robił co chciał.”). Decydował o swoim życiu, powodziło mi się. To wszystko zakończyło się jednak wraz z momentem, gdy poznał Kai’a – człowieka budzącego respekt samym swoim wyglądem, wywołującego strach i zmartwienie, apodyktycznego mafiosa obcującego ze śmiercią każdego dnia. Właściwy czas akcji ukazuje stan emocjonalny i postawę Sehuna po upływie kolejnych miesięcy, odkąd został utrzymankiem Jongina. Teraźniejszy Sehun jest zupełnym przeciwieństwem samego siebie z przeszłości – pozbawiony własnego zdania, uległy, niechętny do działania, pogodzony ze swoim losem. Choć poznał już w pełni osobowość Kai’a, wciąż czuje się do niego przywiązany. Nawet jeśli ten nie okazuje mu miłości, bo może „jest w stanie pokochać tylko siebie”, Sehun nie potrafi przestać darzyć go głębokimi uczuciami. Spędza całe dni włócząc się po mieszkaniu Kai’a, paląc jego papierosy na schodach i na dachu, oczekując na jego powrót. Ma świadomość, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia i nie podejmuje nawet planów „ucieczki”. Wie, że Kai, morderca bez krztyny litości, nie znoszący sprzeciwu, nie zawaha się nad zabiciem nawet jego. Wokoło kolejni ludzie umierają – czy to jego „rozmówca” Chanyeol, który przedawkowuje narkotyki („Ostatnie dni lutego zabrały ze sobą morze łez i Park Chanyeola.”), czy jedna z ofiar porachunków z Kai’em, czyli Baekyun. Sehun zaczyna uodparniać się na własne cierpienie, jest nim bezbrzeżnie wypełniony. Wie, że stanowi „niewolnika”, zwierzątko w klatce, pupilka kogoś, kto ma władzę, nic więcej. Można powiedzieć, że tak naprawdę w pewnym momencie po prostu godzi się też z własną śmiercią i staje jej naprzeciw.
Myślę, że Sehun jest osobą potrzebną Kai’owi – Kai wie, że bez względu na losy swojego „gangu” zawsze ma do kogo wrócić, że ktoś na niego czeka i go nie zostawi. Kiedy wszyscy ludzie odwracają się od niego, w strachu lub nienawiści, Sehun zawsze z nim zostaje. Kai nie widzi w sobie tego złego, nie czuje poczucia winy. Zaoferował Sehunowi miejsce zamieszkania, utrzymywał go i spędzał z nim swój „prywatny” czas w czterech ścianach, oko w oko. Wymagał czegoś w zamian. Wydaje mi się, że tak jak Sehun uzależnił się od Kai’a, tak i Kai uzależnił się od Sehuna. Zaplątali się we własnych zależnościach, w swoich słabościach. Potrzebowali siebie nawzajem tak, jak nie potrafili zaprzestać palenia kolejnych papierosów. Uzależnieni od swojej obecności – to dlatego nawet gdy Kai daje Sehunowi szansę na ucieczkę, opuszcza go na kilka tygodni, Sehun „zostaje”.
Muszę powiedzieć, że przede wszystkim niezwykłe wrażenie zrobił na mnie sam klimat tego opowiadania – czytając czuło się zimno, dym papierosowy i szorstkie, ceglaste ściany. To było takie ostre, nostalgiczne i dogłębnie przewiercające tragizmem. No a zakończenie – wisienka na torcie. Podoba mi się ta gra słów jeśli chodzi o sformułowanie „pozwolić odejść” – można odejść tak po prostu, zostawić kogoś i zmienić miejsce swojego pobytu, a można umrzeć, zginąć czyli odejść w zaświaty. I właśnie ten drugi przypadek mamy w sytuacji, gdy Kai przykłada lufę broni do skroni swojego długoterminowego kochanka i wie, że zabijając go znowu zostanie kompletnie sam. Nie wyobrażam sobie piękniejszego zakończenia. Śmierć była z bohaterami przez cały czas i w końcu przyszła po narratora. Poza tym, Sehun i Kai idealnie pasowali do ról, jakie im przypisałaś. Winszuję.
Bardzo podobały mi się też te przeskoki między poszczególnymi miesiącami, to bardzo ciekawy koncept. Czytanie sprawiało wrażenie takiego przeglądania albumu ze zdjęciami – wszystkie sceny, które przywołał w swojej pamięci Sehun-narrator, były bardzo wyraziste i idealnie obrazowały niemiłosiernie ciągnące się dni kolejnych miesięcy toksycznej relacji. „Cry me a river” to historia przywiązania i cierpienia, cudownie wyważone słowa i sceny do perfekcyjnej kompozycji tragizmu i poetyckości. No i te opisy:
Usuń„Życie stawało się szare jak niebo i mgła unosząca się nad Seulem. Nie można było zobaczyć nic prócz śniegu i smutku w moich oczach. Dlatego je zamykałem, nie pozwalając światu tego odkryć.”
„Styczeń był miesiącem, który nie przyniósł wielkich zmian, jedynie jeszcze trochę nieoczekiwanego cierpienia, który był niczym sól na niezagojone rany.”
„Dochodziła północ, a łuny księżyca przebijały się przez w połowie zasunięte żaluzje, padając na ciemną podłogę i białą pościel, którą byliśmy okryci.”
Masz mnie zupełnie. Uwielbiam takie klimaty, taką tematykę i takie postacie. Zrobiłaś piorunujące wrażenie i wciąż nie mogę się spod niego otrząsnąć. Cudowne opowiadanie, za które bardzo dziękuję.
Całuję, życzę dużo weny i całuję autorskie rąsie!