baekyeol, lata 70, angst, romans, au
publikowane wcześniej, ale to wersja sprawdzona, być może ktoś jeszcze nie czytał, więc zachęcam, gdyż akurat z tego opowiadania jestem naprawdę w pełni zadowolona.
długość tekstu – 51 stron.
inspiracją są piosenki Lany Del Rey - Radio, Children of the bad revolution, Dark Paradise, Breaking my heart, Carmen, Blue Jeans i najważniejsza, Summertime Sadness. Czytajcie przy tych piosenkach, naprawdę nadają klimat opowiadaniu.
2000
rok.
Jasne światła
odbijały się leniwie o duże, uchylone okno. Niektóre z nich wpadały do środka i
rysowały słabe smugi na ciemnej, drewnianej podłodze, zdobiąc przy okazji
miękki, perłowy dywan i ścianę znajdującą się naprzeciwko. W oddali, za
szeregiem wieżowców, dostrzegalny był biały, duży napis będący znakiem
rozpoznawczym dla Los Angeles. Kojarzył się ze sławą, bogactwem, najlepszymi
latami tego miasta. Kalifornia wydawać się mogła rajem, kolebką talentów,
szczęścia i młodością, która szybko przeminęła. Wspomnienia jednak pozostały.
– Jaki on był?
– Głęboki głos rozniósł się po średniej wielkości pomieszczeniu. – Chodzi mi o
jego charakter. Z tego, co czytałem, wiele osób za nim nie przepadało.
Brunet zmrużył
oczy, patrząc na tlącego się papierosa pomiędzy palcami jego rozmówcy.
– Wszyscy
pisarze palą?
Blondyn
prychnął cicho i pokręcił przecząco głową.
– Nie jestem
pisarzem – odburknął smętnie, obojętnie. – Jestem dziennikarzem. Nie piszę
gównianych książek, za którymi szaleją małolaty, a artykuły do jeszcze bardziej
beznadziejnych gazet – westchnął, wsuwając szluga pomiędzy wargi i przeczesał
dłonią ułożone włosy.
– Racja. Nigdy
wcześniej nawet nie słyszałem o takiej gazecie, jak Hollywood Secrets.
Blondwłosy
mężczyzna westchnął ciężko, naciskając stalówką pióra o białą, jeszcze
niezapisaną kartkę grubego notesu. – Mało jednak obchodzi mnie to, czy nasze
pismo jest popularne, czy nie – powiedział po chwili, przenosząc pełny
zmęczenia wzrok na swojego gościa. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Bo chyba tak
naprawdę nie potrafię do końca tego zrobić – rzekł. - Nie znaliśmy się długo,
niecały rok, kilka miesięcy, kiedy pracował na planie mojego ojca. Byłem wtedy
młody i myślałem, że poznałem go na wylot, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Ale dopiero później doszedłem do wniosku, że nie wiedziałem o nim tak naprawdę
nic. – Spojrzał na dziennikarza, który przeniósł wzrok na kartki swojego
notesu, w którym zaczęły pojawiać się pierwsze, nowe słowa. Sam nie wiedział,
czy chce rozmawiać z zupełnie obcym facetem o swojej przeszłości. Znał tylko
jego imię - Kris. Tak przynajmniej się przedstawił, choć wątpił, aby było
prawdziwe. Nie wyglądał na rodowitego Amerykanina, zdradzały go skośne oczy,
ale rysy twarzy wcale nie pasowały do typowego Azjaty. – Jego charakter był
specyficzny, dlatego niektórzy nie potrafili z nim długo wytrzymać. Mi się
udawało, ale sam nie wiem dlaczego zawsze przy nim zostawałem.
– Specyficzny?
Brunet kiwnął
twierdząco głową.
– Albo go
kochałeś, albo nienawidziłeś – wyjaśnił krótko. – Nie mogłeś lubić go pośrodku,
tak się nie dało – dodał, przenosząc wzrok ponownie na okno znajdujące się
naprzeciwko. – Jednego dnia był kochany, szeptał, jak bardzo jest szczęśliwy,
drugiego z kolei potrafił nieźle człowiekowi zaleźć za skórę. Ludzie nie
znosili jego wahań nastroju, to denerwowało.
– A ty jako
jedyny byłeś na nie obojętny? – Padło kolejne pytanie, choć Chanyeol mógłby je
uznać bardziej jako stwierdzenie.
– Wtedy tak,
bo byłem w nim zauroczony. Ale teraz, gdybym jeszcze utrzymywał z nim kontakt,
jeśli byłoby to możliwe, miałbym to w dupie i odpuściłbym. Gdy tak teraz o tym
myślę, wcale mi aż tak na nim nie zależało. To miało być tylko chwilowe i
przeminąć bez echa.
– Rozgłos o
waszym romansie wtedy był głównym tematem plotek – stwierdził Kris, zapisując
kolejne słowa.
– Tak –
potwierdził, poprawiając rękawy swojej czarnej, drogiej marynarki. – Ale to nie
był najlepszy czas dla niego. W ogóle rok 1970 zaczął się dobrą passą, ale miał
całkiem inne zakończenie, niż każdy przewidywał. Ja to przetrwałem, być może w
pewien sposób ta cała sytuacja wzmocniła mnie, uodporniłem się na opinie
innych, ale nie Baek.
– Mówił wtedy
coś szczególnego?
– Wtedy? Nie –
mruknął, odrywając wzrok od widoku zza szyby. – Ale wcześniej tak. – Zamilkł na
chwilę i uśmiechnął się smętnie, przypominając sobie noce spędzone w mieszkaniu
kilkanaście przecznic dalej. – Pamiętam, że wieczorami lubił siadać na balkonie
ze szklanką wypełnioną tanią, zimną whiskey i obserwować napis Hollywood na wzgórzu. Powtarzał wtedy,
że kiedyś będzie właśnie kojarzony z tym słowem. Wiesz co jest najlepsze?
Zawsze mówił mi, że chce zostać zapamiętany. Za życia nie udało mu się. – Na
moment zatrzymał się i wziął do ręki stary numer gazety z lat
siedemdziesiątych, którą przyniósł ze sobą. – Jego śmierć jednak była tak
spektakularna, że ludzie mówią o nim po dzień dzisiejszy. I można by rzec, że
on wcale nie przegrał. Stało się tak jak chciał. Hollywood nigdy o nim nie
zapomni.
– Zapewne. Ty
też miałeś swoje pięć minut.
– Mi na nich
wcale nie zależało. Nie byłem taki jak Baekhyun, nie brnąłem do celu za wszelką
cenę, ale on miał silny charakter i nikt nie zdołał go zatrzymać – powiedział,
patrząc na pierwszą stronę zniszczonej, pożółkłej już gazety. – Mógł się jednak
tak nie spieszyć. Gdyby poczekał dzień dłużej, jego życie zmieniłoby się
całkowicie.
- Dlaczego tak
myślisz?
Chanyeol
zmarszczył czoło i zacisnął palce na cienkich stronach.
– Przez jakiś
czas mieszkałem razem z nim i także to ja odbierałem jego pocztę, jak w dzień
pracował. Jeden list był od producenta filmu, w którym cholernie chciał zagrać,
ale myślał, że mu się nie uda. To zabawne, dostał zaproszenie na rozmowę, bo
dostał rolę, która wtedy pomogłaby mu się wspiąć na szczyt po tak mocnym
upadku. Ten film był naprawdę dobry i Baekhyun pasował do niego.
– Kogo miałby
w nim zagrać?
– Człowieka,
który nie radzi sobie z życiem – powiedział, odkładając gazetę na stolik i
uśmiechnął się. – Miał zagrać samobójcę.
1.
2000 rok.
– Wiele osób
wie mniej więcej, jak wyglądało życie Baekhyuna, gdy już wstąpił na ścieżkę
sławy, jednak nikt nie ma pojęcia jak było wcześniej – powiedział blondyn,
zapisując w notatniku kilka słów. – To do tej pory było tajemnicą... Jaki był
początek tego wszystkiego?
Chanyeol westchnął
i uśmiechnął się blado, wracając pamięcią trzydzieści lat wstecz. Przyjście
tutaj było dla niego niezwykle trudne. Opowiadać o tym, co tak naprawdę już
dawno chciało się zapomnieć.
– Wszystko ma
swój początek, czasem nudny, czasem niezwykle spektakularny, a ten Baekhyuna
był zwykły – odezwał się wreszcie, wpatrując się w mężczyznę siedzącego po
drugiej stronie biurka. – Wyjechał z Korei, bo wiedział, że tam nie ma
przyszłości, że nie wybije się i nie zagra w żadnym filmie tak, by być znanym
na cały świat – dodał, spuszczając wzrok. – Poza tym, jego rodzice nie
akceptowali tego, że chce być aktorem, ale on miał to gdzieś. Chciał spełnić
swoje marzenia bez względu na opinię innych. Był strasznie uparty i wiedział,
że jeśli się postara, uda mu się.
– W Korei nie
grał w żadnych filmach?
– Nie –
odpowiedział szybko. – Tylko w teatrze i zrezygnował z tego na rzecz podróży do
Hollywood. Nie zarabiał dużo. Pamiętam, że pieniędzy starczyło mu jedynie na
podróż i kilka nocy w tanim, rozwalającym się motelu – prychnął.
– Jak się
poznaliście? – Padło kolejne pytanie, przez co Chanyeol zacisnął usta w wąską
linię, będąc już zmęczony wywiadem. Mówienie o byłym chłopaku, w dodatku o
takim, który już dawno nie żyje, wprawiało go w zakłopotanie i poczucie winy.
– Przy motelu,
w którym się zatrzymał, był bar – wyjaśnił powoli, mając przed oczami stary,
niewielki budynek z neonowym napisem Lucky
Devils. Nadal czuł zapach papierosów i słyszał głośne rozmowy oraz śmiechy
ludzi zebranych wokół. – Był tani, a serwowali tam najlepsze hamburgery, jakie
w życiu jadłem. Chodziłem tam, bo mieszkałem niedaleko, dlatego właściwie
spędzałem tam każdy wieczór. Poza tym podobała mi się atmosfera. Było tłoczno,
ale przyjemnie – mruknął, poprawiając się w fotelu. – Baekhyuna pierwszy raz zobaczyłem
na początku lipca. Siedział niedaleko mnie, a zwróciłem na niego uwagę, bo
właściwie poza mną był tam jedynym Azjatą.
– Tamtego
wieczoru rozmawialiście?
– Nie –
zaprzeczył. – Tylko na niego patrzyłem. Tak było też przez trzy kolejne
wieczory, aż w końcu postanowiłem się przysiąść i porozmawiać. Wtedy nawet nie
wiedziałem, że ten człowiek zmieni moje życie.
– Mogę się przysiąść? – zapytał, stając przy
krześle.
Blondyn podniósł wzrok ku górze i spojrzał
na chłopaka, który przerwał mu spokój, jednak mimo to nie był zły, raczej
cieszył się, że wreszcie mógł z kimś porozmawiać.
– Jasne – odpowiedział, uśmiechając się lekko.
– Jestem Baekhyun.
– Jaki wtedy
był?
– Cholernie
miły i ciągle się uśmiechał. Wtedy naprawdę dobrze nam się rozmawiało i dużo się
o nim dowiedziałem. Opowiedział mi, że przyjechał do Hollywood, bo ma cel,
który chce spełnić za wszelką cenę i nie podda się, dopóki tego nie osiągnie.
– Chcę być aktorem, najlepszym – mruknął,
uśmiechając się z dumą. – Zagram w wielu filmach i ludzie będą mnie kochać. – Z
każdym słowem jakby promieniał jeszcze bardziej. Miał marzenia, które stały się
niezapomniane. – I wiesz co? Hollywood nigdy o mnie nie zapomni.
– Tylko wtedy
to powiedział?
– Nie,
powtarzał to zawsze, kiedy miał okazję, bo naprawdę w to wierzył – odparł
Chanyeol, spoglądając na szybę. – Polubiłem go, wydawał się cholernie
energiczny i pełen życia, napawał mnie optymizmem, choć ledwie go znałem –
stwierdził, kręcąc z rozbawieniem głową. – Zapytałem się też wtedy o jego
plany, czy ma już na oku jakiś film, cokolwiek. Powiedział, że nie. Wtedy nawet
nie miał gdzie mieszkać, dlatego zaproponowałem mu swoje mieszkanie, bo sam
szukałem współlokatora. Póki nie pracował, wystarczyło, że wykonywał zwykłe,
domowe czynności, ponieważ nigdy nie miałem na nie czasu. Umówiliśmy się, że
gdy zacznie zarabiać, odda mi za czynsz. Tak naprawdę jego pieniądze, czy ich
brak wtedy mnie nie interesowały, chciałem od niego tylko towarzystwa, bo
nienawidziłem samotności.
*
1970.
Lucky Devils pamiętał odkąd skończył
kilka lat. Z początku jego ojciec brał go tam po szkole, by jakoś poprawić
wiecznie zepsuty humor syna i po prostu spędzić z nim czas, jednak później
stało się to ich swego rodzaju nawykiem, tradycją, z której nie zamierzał
rezygnować. Gdyby nie to, że relacje z nim całkowicie się zepsuły,
prawdopodobnie nadal zwykłby wybierać się z nim w to miejsce, jeśli miałby w
ogóle czas. Byłoby lepiej, być może o wiele zabawniej, bo spożywanie posiłku w
całkowitej samotności nigdy nie było przyjemne. Ale przywykł. Najważniejsze, że
jedzenie nadal było niesamowicie dobre i na przestrzeni tych lat wcale się nie
pogorszyło.
Chanyeol
uśmiechnął się pogodnie, wchodząc do średniej wielkości lokalu, w którym od
razu dostrzegł znajome twarze. Raczej nie rozmawiał z tymi ludźmi, ale
zapamiętał ich. Każdego późnego popołudnia, podobnie jak on - zjawiali się w
barze. Niektórzy byli nowi, być może po raz pierwszy w tym miejscu, jednak
większość to stali klienci, zresztą niebywale charakterystyczni. Wydawało mu
się, że najbardziej w oczy rzucała się stara Jude popalająca papierosa. Ona
zawsze była taka sama, niezmienna. Ognistorude, kręcone włosy, które
wypuszczała luźno, by opadały na jej plecy, były jej znakiem rozpoznawczym,
podobnie jak bordowe usta, dżinsowa kamizelka i kolorowe, kwieciste spodnie,
które zakładała najczęściej. Czasami miał okazję z nią porozmawiać i wiele razy
przekonał się, że jej wygląd idealnie pasował do wybuchowego charakteru. Ale
lubił ją, podobnie jak Boba, który często opowiadał o swojej zmarłej żonie -
Ruth. Jego historie były ciekawe, czasem przesiąknięte humorem i
niejednokrotnie poprawiały mu nastrój. Przebywanie z tymi ludźmi w jakiś sposób
wpływało na niego, kształtowało jego charakter, ale nie mógł powiedzieć, że
tego nie chciał.
Powoli zamknął
drzwi, słysząc, jak wraz z tym ruchem nad jego głową dzwoni niewielki, złoty
dzwoneczek. Przyzwyczaił się do tego dźwięku, podobnie jak do zapachu
papierosów i chmury nikotynowego dymu. Głośny gwar ludzi dookoła również z
czasem stał się znajomy i nie przeszkadzało mu to, że ich głosy prawie
całkowicie zagłuszały najnowszą piosenkę Beatlesów,
która od dawna królowała na liście Bilboard.
Właściwie mógł usłyszeć ją każdego poranka w radiu, gdy nie spieszył się do
pracy. Do charakterystycznego wyglądu baru również się przyzwyczaił. Już tak
bardzo nie rzucały mu się w oczy czerwone stoliki i tego samego koloru ściany,
czy czarne krzesła i reszta wykończeń. Wszystko w tym miejscu zdawało się być
normalne. Nie pasowała tylko jedna rzecz.
Chanyeol przyzwyczaił
się, że był tu jedynym Azjatą i właściwie nigdy nie przeszkadzało mu to, że
jest inny, że ma skośne oczy i trochę jaśniejszą karnację. Nie uważał, iż
właśnie to czyni go gorszym od innych. Raczej mówił o sobie, że jest wyjątkowy,
bo rzucał się w oczy, podobnie jak drobny chłopak samotnie siedzący przy stole
w rogu. Nie widział go pierwszy raz, ponieważ był to już prawdopodobnie trzeci.
Z początku myślał, że nieznajomy więcej nie zawita w tym miejscu, ale
najwyraźniej się mylił. Być może głupi powód, ale właśnie to sprawiało, że się
uśmiechał, gdy tylko wchodził do środka. Nie mógł zrozumieć tylko jednego - co,
do cholery, miał w sobie ten facet, że sam jego widok napawał go pewnym
rodzajem szczęścia? I naprawdę chciał się tego dowiedzieć.
Przez chwilę
zastanawiał się, czy może podejść do niego, czy lepiej będzie, jak wybierze
któryś z wolnych stolików pod oknem, gdzie siadał najczęściej. Lubił obserwować
ludzi za szybą, kiedy oni nie zwracali na niego szczególnej uwagi i przez
chwilę naprawdę nie wiedział, gdzie ma pójść. Stanie koło drzwi też nie było
najlepszym rozwiązaniem. Dlatego wreszcie ruszył z miejsca w stronę
nieznajomego blondyna, który najwyraźniej w świecie nie zwracał uwagi na nic
dookoła. Był pogrążony w czytaniu jakichś zapisanych kartek, które Chanyeola
najmniej obchodziły.
– Mogę się
przysiąść? – zapytał, stając przy krześle.
Blondyn
podniósł wzrok ku górze i spojrzał na chłopaka, który przerwał mu spokój,
jednak mimo to nie był zły, raczej cieszył się, że wreszcie mógł z kimś porozmawiać.
– Jasne –
odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Jestem Baekhyun.
– Chanyeol –
przedstawił się, będąc trochę onieśmielonym intensywnym spojrzeniem Byuna. – Na
pewno ci nie przeszkadzam? Coś czytałeś. – Wskazał na rozrzucone papiery leżące
przed chłopakiem, które ten po chwili zebrał do kupy.
– Nie, w
porządku. – Uśmiechnął się pogodnie. – Nie robiłem nic szczególnego. Właściwie
równie dobrze mógłbym wyrzucić te kartki do kosza i zamówić coś wreszcie, więc
dobrze, że się zjawiłeś – powiedział po krótkiej chwili i westchnął cicho.
– Co to
właściwie?
– Och –
mruknął, otwierając lekko wąskie usta. – Scenariusz. Nic niewarty, ponieważ
jest dosyć mocno przestarzały, ale lubię go czytać – wyjaśnił, spoglądając na
swoje ręce, w których trzymał swój skarb. – Czasami miło wracać pamięcią do
czegoś, za czym tak bardzo się tęskni. A ja tęsknie cniesamowicie mocno i chyba
naprawdę mi tego brakuje.
– Jesteś
aktorem? – zapytał Chanyeol, wpatrując się w Baekhyuna, który kiwnął głową.
– To znaczy...
tak jakby. Ale chcę być aktorem, najlepszym – mruknął, uśmiechając się z dumą.
– Zagram w wielu filmach i ludzie będą mnie kochać. – Z każdym słowem jakby
promieniał jeszcze bardziej. Miał marzenia, które stały się niezapomniane. – I
wiesz co? Hollywood nigdy o mnie nie zapomni. Jednak póki co muszę zadowolić
się tym, co już osiągnąłem, i wiem, że czeka mnie cholernie długa i ciężka
droga, ale dam radę. Tak myślę. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia. Wcześniej
grałem tylko w dosyć marnym teatrze w Korei, ale dla mnie to i tak było dużo.
– Widać, że
wiesz czego od życia chcesz – skwitował Chanyeol. – Właś ciwie ci zazdroszczę.
Masz marzenie, dla którego żyjesz i poświęcasz całego siebie.
– Masz rację.
Między innymi dlatego tutaj jestem, bo Hollywood pomoże zrealizować mi te marzenia.
To miasto jest miejscem dla gwiazd i być może nie jestem jakimś niesamowitym
szczęśliwcem, któremu wszystko się udaje, ale dopilnuję tego, by to marzenie
się spełniło. Sam zresztą zobaczysz, kiedyś wystąpię w tak dobrym filmie, że
reżyserzy będą się o mnie bić. – Zaśmiał się melodyjnie. Dla jednych mogłaby
być to wskazówka do tego, że mimo wszystko Baekhyun nie traktuje tego
wszystkiego śmiertelnie poważnie i Chanyeol wtedy naprawdę tak myślał. Nic nie
wskazywało na to, by ta pogoń za marzeniami była tak bardzo niebezpieczna. – A
ty, Chanyeol, czym się zajmujesz? – zapytał, opierając się łokciami o blat
stolika.
– Właściwie
niczym, co byłoby tak ciekawe, jak twój zawód – odparł, prychając cicho. –
Pracuję w redakcji w dziale korekty. Dbam o to, żeby wszystko było poprawne pod
względem językowym i uwierz, to strasznie nudne. Ale nie narzekam, bo mogło być
gorzej. Dni są całkiem spokojne, a pracuję tylko po kilka godzin. To wygodne,
ale czasem nużące – powiedział, przenosząc wzrok na kelnerkę, która właśnie
stanęła obok ich stolika. – Cześć, Jenny.
– Cześć, Yollie
– przywitała się wesoło, zaciskając palce na swoim notesiku. – To co zwykle? –
zapytała dla pewności, a w odpowiedzi dostała potwierdzające kiwnięcie głową. –
A dla ciebie? – zwróciła się do Baekhyuna, który przelotem spojrzał na kartę
menu.
– To, co dla
niego. – Zaryzykował i uśmiechnął się do niej pogodnie. Ta skinęła głową i
odeszła, znikając za ladą. – Mam nadzieję, że to coś jadalnego.
– Tak. Mają tu
najlepsze hamburgery w Stanach. Dlatego przychodzę tu prawie codziennie, jeśli
mam tylko czas – dodał i nakierował swój wzrok na towarzysza. Polubił go, mimo
że znali się zaledwie kilkanaście minut, to mógł powiedzieć, że ten chłopak był
wyjątkowy i uroczy na swój sposób. Takie osoby zapamiętywało się na całe życie.
– Prawdopodobnie nawet gdybym mieszkał na drugim końcu miasta i tak bym tu
przychodził.
– Mam nadzieję,
że prawdą jest to, co mówisz. Mam ochotę na coś dobrego, zwłaszcza że jedzenie
w restauracji w motelu, w którym się zatrzymałem, jest okropne – jęknął, po
czym wydął lekko swoje kształtne wargi. – Ogólnie wszystko jest tam
przerażające. Począwszy od różowych ścian, a kończąc na kwiecistej pościeli.
Ale prawdopodobnie niedługo tam jeszcze pomieszkam.
– Co planujesz
później?
– Szczerze? Nie
mam pojęcia – westchnął, wzruszając bezradnie ramionami. – Będę tam, dopóki
starczy mi pieniędzy. Później nie wiem co zrobię, ale mam nadzieję, że będę
miał jakiś plan. Póki co wiem tylko tyle, że muszę znaleźć jakąś pracę, a z tym
chyba nie będzie największych problemów. W Los Angeles jest wiele produkcji i
teatrów.
– Ty naprawdę
chcesz zostać aktorem.
– Oczywiście –
powiedział z przekonaniem, uśmiechając się szeroko. – Nie myśl nawet, że
wszystko, co opowiadałem, to tylko bajeczka – prychnął, jednak mimo to nadal
się uśmiechał. – Jeszcze nigdy nie mówiłem tak poważnie. Po prostu zaczynam od
zera i póki co nie widać rezultatów, ale jestem w Hollywood dopiero czwarty
dzień. Nie zamierzam wracać do Korei, nawet jeśli musiałbym spać pod mostem z
braku pieniędzy. Zostanę tu i zrealizuję swoje cele. I mam nadzieję, że teraz
mi wierzysz.
Chanyeol
uśmiechnął się lekko.
– Wierzę –
powiedział z przekonaniem, spuszczając wzrok na zadbane, zgrabne dłonie
Baekhyuna. – Na ile nocy zostało ci pieniędzy?
– Czy ja wiem...
góra dwie – mruknął, marszcząc czoło.
– Więc zostań
moim współlokatorem.
*
2000.
– Czyli
zaproponowałeś całkowicie obcemu facetowi mieszkanie u siebie w domu – prychnął
Kris, dokładnie spisując każde słowo Chanyeola. – Byłeś zdesperowany?
Mężczyzna
zaśmiał się krótko, acz szczerze, po czym pokręcił przecząco głową. – Nie.
Przecież znałem jego imię, a on moje. Baekhyun już nie był kimś całkowicie mi
obcym – wyjaśnił. – Ale być może masz rację. Usilnie szukałem towarzystwa, bo
miałem dość samotności, męczyła mnie. A Baekhyun dał mi to, czego oczekiwałem,
zwłaszcza że świetnie się ze sobą dogadywaliśmy i przekonałem się o tym
niejednokrotnie. Po prostu myślę, że w tamtym okresie nasze charaktery bardzo
do siebie pasowały, mimo wielu przeciwności.
– A Baekhyun?
Zgodził się?
– Tak, ale nie
od razu. Na początku kategorycznie odmówił, bo stwierdził, że nie ma mi nawet
czym zapłacić, dlatego też nie zostanie dłużej w motelu. Był całkowicie
spłukany. Dopiero na samym końcu, gdy nasza rozmowa przeciągnęła się do późnych
godzin wieczornych, zgodził się. Ale obiecał, że odda mi pieniądze, jak tylko
znajdzie pracę. Mi na tym jednak wcale nie zależało. Od dziecka nie brakowało
mi pieniędzy, także to był najmniejszy problem. Przynajmniej dla mnie, bo
Baekhyun strasznie się tym na początku przejmował. Był uroczy.
– Czyli
zamieszkał u ciebie jeszcze tej samej nocy?
– Nie.
Umówiliśmy się, że nazajutrz spotkamy się w Lucky
Devils i później pójdziemy do mnie. Musiał jeszcze się wymeldować i zabrać
swoje rzeczy. Tamtego dnia był trochę skrępowany i pierwszy raz widziałem, jak
się wstydzi, ale mimo to wciąż dużo gadał. Buzia prawie nie zamykała mu się
wcale. Ale mnie potrzebna była rozmowa, także cieszyłem się, że nie milczy.
Sprawiał, że byłem szczęśliwy. To zabawne. W jeden dzień mój cały świat
przewrócił się do góry nogami na kilka miesięcy, kiedy mi towarzyszył. I mimo
że wcale za nim teraz nie tęsknię, to muszę przyznać, że był jedyną osobą, z
którą tak świetnie się dogadywałem. Cieszę się, że wtedy do niego podszedłem,
ale nie jestem pewien, czy dobrze zrobiłem, proponując mu mieszkanie. Być może
gdyby nie to, wszystko potoczyłoby się inaczej...
*
1970.
– Rozgość się –
mruknął Chanyeol, otwierając drzwi swojego mieszkania. Rzucił klucze na komodę
mieszczącą się w niewielkim hallu, po czym uśmiechnął się szeroko, spoglądając
w stronę swojego nowego współlokatora. – Przygotowałem dla ciebie pokój
gościnny, mam nadzieję, że to nie problem. Właściwie nie mam więcej miejsc do
spania, więc musisz się nim zadowolić – dodał po krótkiej chwili i stanął w
miejscu. – Naprzeciwko jest kuchnia, obok łazienka, a tam salon. – Wskazał na
drzwi naprzeciwko nich. – Jak chcesz, to idź się rozpakuj, czy rozejrzyj po
domu. Ja zrobię nam coś do picia.
– Jasne –
odpowiedział Baekhyun, zaciskając mocno dłoń na rączce od brązowej walizki. –
Ach, Chanyeol? – szepnął, jednak chłopak usłyszał go i nim wszedł do kuchni,
zatrzymał się w półkroku i spojrzał za siebie, dokładnie lustrując lekko
uśmiechniętą twarz towarzysza. – Dzięki. Za wszystko. Nie każdy na twoim
miejscu zaproponowałby pomoc, dlatego jestem ci naprawdę wdzięczny. I nawet nie
wiem, jak teraz ci się odwdzięczę, ale postaram się.
– W porządku.
Nie musisz się tym martwić.
Baekhyun skinął
głową, a Chanyeol już nie przejmując się tym więcej, ruszył do kuchni, kierując
się w stronę lodówki. Wyciągnął z niej sok pomarańczowy, po czym rozlał do
dwóch wcześniej przygotowanych przez siebie szklanek i dorzucił jeszcze po dwie
kostki lodu, mimo że napój i tak był już wystarczająco chłodny. Nie zwracając
jednak na to uwagi, chwycił w obie dłonie szklanki i pokierował się w stronę
hallu, gdzie zostawił Baekhyuna. Jednak nie zastał go tam ponownie, jedynie
jego walizkę starannie ułożoną obok komody. Westchnął cicho, rozglądając się w
poszukiwaniu zguby.
– Baekhyun? –
za pytał, mrużąc oczy. Mimo oczekiwania, nie dostał odpowiedzi. Właściwie
mieszkanie nie było wielkie, więc to dawało mu dużą przewagę. Nie musiał biegać
po całym domu, żeby go znaleźć, jak to pamiętał za czasów dzieciństwa. Czasami
mniejsza przestrzeń okazywała się być wygodniejsza. Nie myśląc już dłużej
ruszył w stronę salonu. W środku nie było Baekhyuna, jednak uwagę Chanyeola
przyciągnęły otwarte drzwi balkonowe. To tam się ukrył.
Powoli ruszył
do wyjścia, starając się nie rozlać soku. Jego dłonie powoli drżały od chłodu,
jakim emanowały szklanki i ich zawartość, jednak mimo to nie zamierzał ich
odłożyć. I tak już był u celu. – Też lubię tu przebywać – powiedział, gdy
zauważył Baekhyuna opartego o niewielką barierkę. Stał na palcach i nieco
wychylał się do przodu, zupełnie jakby chciał dotknąć ręką napisu malującego
się na wzgórzu. – Uważaj, bo wypadniesz.
– Jasne –
zaśmiał się, cofając się o krok, po czym odebrał napój od Parka. – Dzięki –
powiedział, po czym upił trochę soku. – Pięknie tu. Nadal nie mogę uwierzyć, że
jestem w Los Angeles, coś niesamowitego – stwierdził, obracając się tak, by
znów podziwiać widok rozciągający się przed sobą. – Ten kraj to całkowite
przeciwieństwo Korei.
– Dawno tam nie
byłem – odburknął w odpowiedzi, a Baekhyun spojrzał na niego i uśmiechnął się
blado, jakby ze współczuciem. – Trochę tęsknię. Czasami naprawdę mam ochotę
wyjechać stąd i wrócić tam, ale wiem, że nie poradziłbym sobie. Tu mam
wszystko, tam zupełnie nic.
– Nie mów tak –
oburzył się Byun, zaciskając usta w wąską linię. – Ja zrobiłem coś w zupełności
odwrotnego i gdybym tak jak ty poddał się na starcie, nawet nie byłoby mnie tu
– wyjaśnił, zacieśniając długie palce na szklance wypełnionej sokiem. – To
głupie poddawać się na samym początku. Właściwie... nie można poddawać się
nigdy. Pamiętaj. Bo wszystko jest możliwie do wykonania i takie gadanie tylko
pogarsza całą sprawę. Jeżeli naprawdę chcesz wrócić do swojego kraju,
przyrzeknij to w swoich myślach i rób wszystko, żeby wreszcie to zrealizować. Z
biegiem czasu sam zauważysz, jakie to będzie proste. Wystarczą chęci i dobre
nastawienie!
Chanyeol
zaśmiał się i pokiwał z uznaniem głową.
– Masz rację.
Ale myślę, że jeszcze z tym poczekam. Przyzwyczaiłem się do USA. Ten kraj stał
się moim drugim domem, zwłaszcza że tu się wychowałem i przyzwyczaiłem do
kultury, do wszystkiego – odpowiedział, opierając się o barierkę. – Ostatni raz
w Korei byłem siedemnaście lat temu. Nawet tego nie pamiętam. Wiem to z
opowieści mamy. Byłem dzieckiem, nie zdążyłem zapamiętać niczego. Lub
zwyczajnie zapomniałem i cholernie tego żałuję.
– Wiem co
czujesz, ale hej, głowa do góry! Mam album ze zdjęciami, mogę wszystko ci
pokazać, jeśli chcesz. Choć tamten kraj, w porównaniu z tym, to nic wielkiego.
Także nic nie tracisz. – Zaśmiał się i zamrugał kilkukrotnie oczami, po raz
kolejny upijając chłodny napój.
*
2000.
– Baekhyun
twardo stąpał po ziemi – stwierdził Kris, zakładając nogę na nogę. – Wszystko
mówił z takim przekonaniem, jakby naprawdę wierzył w swoje słowa i mocno się
ich trzymał – dodał, przenosząc wzrok z kartki na Chanyeola, który na ten gest
jedynie westchnął.
– Masz rację.
On tymi słowami żył. Przynajmniej tak mi się wydawało. Był przekonywujący i
wierzyło się w jego słowa. On sam to robił, po prostu nie potrafił tego
wszystkiego zrealizować. Przez to wszystko myślałem, że jest o wiele silniejszy
niż wyglądał z zewnątrz. Po prostu... normalnie wydawał się strasznie kruchy,
ale w środku drzemała wielka siła i przekonałem się o tym na własnej skórze.
Szkoda tylko, że ta siła powoli gasła, a ja nie potrafiłem jej na nowo
wzniecić.
– Czyli czujesz
się winny jego śmierci?
– Może po
części? Sam nie wiem – powiedział cicho, zaciskając dłonie w pięści. – Nie
zabiłem go, ale może nakierowałem go na tę drogę... Mimo upływu lat, nadal nie
jestem w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale nie czuję wielkich
wyrzutów sumienia, więc chyba nie.
– Ale gdyby nie
ty, jego życie byłoby inne.
–
Prawdopodobnie tak. Mogłem w ogóle nie ingerować w to wszystko, zwłaszcza gdy
Baekhyun w końcu znalazł swoją wymarzoną pracę. Byłem z niego dumny, że tak
szybko i łatwo sobie poradził.
– Co to była za
praca? – Padło kolejne pytanie.
– Kilka
kilometrów dalej znajdował się teatr, którego już teraz nie ma. Dziesięć lat
temu został zburzony i na tym miejscu powstał bar mleczny. Ale wcześniej dużo
ludzi tam zaglądało, bo spektakle były naprawdę fajne. Może nie wszystkie
udane, ale jednak. Baekhyunowi dużo dało to, że biegle mówił po angielsku, więc
z łatwością dogadał się z właścicielem. Poza tym najwyraźniej miał talent, bo
dostał pracę. Grał niewielkie role, ale do tej pory widzę jego uśmiech. Tę
fascynację, gdy wychodził na scenę, by grać. Może to jeszcze nie był szczyt
jego marzeń, ale mały urywek tego wszystkiego. I tak był już o szczebel wyżej
niż kilka tygodni wcześniej.
– Przez to, że
grał w teatrze, a ty pracowałeś w redakcji, nie widywaliście się często, tak? –
zapytał Kris, kreśląc kilka słów na papierze. – To znaczy, jeżeli dwie osoby są
zapracowane, ciężko choć przez chwilę porozmawiać. Więc nawet jeśli wprowadził
się do ciebie, nadal byłeś samotny.
– Nie –
zaprzeczył szybko. – Zawsze rankiem się widzieliśmy. Jedliśmy przy włączonym
radiu. Najczęściej lecieli The Beatles
i Presley, czasami razem z nimi
śpiewaliśmy, czasem tylko rozmawialiśmy, ale nigdy nie było cicho. Później ja
wychodziłem do pracy i zostawiałem go samego. Czasami, jak wracałem, jeszcze
był. To zależało od dni, ponieważ czasem miał na południe, a kiedy indziej na
wieczór. Ale myślę, że było mu na rękę to, że przez kilka godzin nie było mnie
w domu. Mógł się wtedy w spokoju uczyć scenariusza, bo przy mnie nigdy nie mógł
się skupić. Strasznie go rozpraszałem. Po prostu potrzebowałem rozmowy i nie
potrafiłem się zamknąć, gdy był w pobliżu.
– Szybko się do
niego przyzwyczaiłeś.
– Tak –
odpowiedział, kiwnąwszy głową. – Byłem głupim nastolatkiem, który nie bardzo co
miał zrobić z własnym życiem i wtedy naprawdę cieszyłem się, że los zesłał mi
Baekhyuna. Byłem szczęśliwy, on też i wszystko zwiastowało to, że tak już
będzie zawsze. I właśnie przez to zawód był jeszcze bardziej bolesny...
2.
2000 rok.
– Mówiłeś, że
Baekhyun był niesamowicie wesoły, jak go poznałeś. Trochę nie chce mi się w to
wierzyć, zwłaszcza że wiem, jakie jest zakończenie tej historii – przyznał, po
czym przymrużył piwne oczy, wpatrując się w swojego rozmówcę. – Ale skoro tak
uważasz, musiały zdarzyć się jeszcze jakieś sytuacje, które mogłyby potwierdzić
twoje słowa.
Chanyeol
uśmiechnął się i kiwnął głową.
– Było ich
mnóstwo – powiedział, a Kris z jego tonu głosu mógł wywnioskować, że jego
wspomnienia są naprawdę przyjemne, szczególnie że od samego początku spotkania
Chan nie uśmiechnął się tak szczerze ani jeden raz. – Szczególnie zapadły mi w
pamięci niedzielne wieczory – mruknął po chwili i przygryzł dolną wargę ust,
przypominając sobie to, za czym tęsknił najbardziej.
– Baekhyun
wtedy nie pracował?
– Nie, do pracy
w niedzielę wychodził zazwyczaj w południe, po siedemnastej był wolny. Zawsze,
przez jakieś trzy, ewentualnie cztery godziny uczył się na pamięć scenariusza,
więc wolałem mu nie przeszkadzać, ale później miał czas i poświęcał go mnie.
– Co dokładnie
robiliście?
– Właściwie to,
co robiliśmy z Baekhyunem, zawsze kojarzyło mi się z filmami. – Zaśmiał się,
przenosząc wzrok z notującego Krisa na swoje splecione dłonie. – I tym razem
nie było inaczej. Baek lubił wszystko wiążące się z aktorstwem, więc nietrudno
zgadnąć, że kochał oglądać filmy. Miałem w domu odtwarzacz wideo. Był nowy, a
wszystkie kasety dostałem od ojca. Sam nigdy nie miałem czasu, by je przejrzeć,
Baekhyun niemal mnie do tego zmuszał.
Kris prychnął,
kręcąc z rozbawieniem głową.
– Czyli nie
miałeś wyboru, musiałeś się go słuchać.
– Może. –
Wzruszył ramionami, nie tracąc swojego pogodnego uśmiechu. – Ale mnie się to
podobało. Lubiłem spędzać czas z Baekhyunem, a jeżeli robiliśmy to, co on
lubił, i ja byłem zadowolony. W końcu sam tak wkręciłem się w to oglądanie, że
teraz jest to moim małym rytuałem. Nie wyobrażam sobie niedzieli bez chociaż
jednego filmu i najczęściej oglądam te kasety, które najbardziej lubił
Baekhyun. Żałuję tylko, że odtwarzacz wideo już dawno się zepsuł – westchnął,
na moment tracąc ze swej twarzy pogodny uśmiech. – W każdym razie, polubiłem to
i przez cały tydzień wyczekiwałem niedzieli. Na nasze wieczory z telewizorem
przygotowywałem miskę popcornu i puszki wiśniowej Coca Coli. Baekhyun je
uwielbiał.
– I były to
tylko takie przyjacielskie wieczory, nic więcej?
– Na początku
tak i chyba w takich relacjach wolałbym z nim zostać. Wtedy było idealnie,
nawet jeżeli czasem telewizor siał, a Baekhyun marudził, że nie może zdecydować
się pomiędzy kilkoma filmami. Zawsze wtedy zasłaniałem mu oczy i mówiłem, że ma
wybrać, nie widząc tytułów. Często zdarzało się, że jego trafienia okazywały
się niecelne – powiedział ze spokojem, uśmiechając się nikle.
– Co chcesz
przez to powiedzieć?
– Że te filmy
były potwornie nudne, ale i tak je oglądaliśmy. Baekhyun po prostu chciał
zobaczyć je wszystkie, nieważne, że czasem zasypiał mi na ramieniu lub podłodze
obok moich kolan. Dla mnie i dla niego było idealnie pod każdym względem. I
właśnie to najbardziej pamiętam, jeśli chodzi o moje spędzanie czasu z nim. To
znaczy, były też inne momenty, które utkwiły mi w pamięci na dobre, ale nie
potrafią wywołać we mnie tyle emocji, co właśnie te niedzielne wieczory.
*
1970.
Późne, lipcowe
dni zawsze przesiąknięte były gorącem i zapachem papierosów. Przez otwarte
balkonowe okno wpadały hałasy z zewnątrz, najczęściej były to krzyki dzieci
grających w piłkę i głośne rozmowy mężczyzn zebranych pod kamienicami. Popijali
zimne piwo i głośno żartowali, grzejąc się w upalnym słońcu, które oświetlało
Los Angeles już od samego ranka. W oddali było słychać silniki aut
przejeżdżających przez główną drogę, choć kilka z nich czasem skręcało i wybierało
tę na skróty, prowadzące obok centrum sąsiedzkich zebrań. Wszyscy rozkoszowali
się weekendowymi wolnymi chwilami, starając korzystać z tych chwil jak tylko
mogą. Pośród tych wszystkich osób zawsze brakowało dwóch, ale nikt nie był w
stanie tego dostrzec.
– Baekhyun –
mruknął Chanyeol, wachlując się ręką. Nawet w białej bokserce, która odsłaniała
jego ramiona i sporą część torsu, było mu gorąco. Czuł, jak kropelki potu
osiadają mu na czole, ale mimo to nie starł ich. Wiedział, że chwilę później
znów będzie tak samo. – Wystarczy już na dziś – dodał, wyciągając drugą rękę w
stronę chłopaka, po czym złapał w palce średniej grubości scenariusz, by
wreszcie go wziąć i odłożyć na bok.
– Jeszcze
chwilę – poprosił, nie odrywając wzroku od tekstu. Zdawać się mogło, że
pochłaniał każdą literę jeszcze intensywniej, niż każdy inny czytający zupełnie
to samo. – Pięć minut i możemy zacząć oglądać, tylko dokończę swoją kwestię. A
w tym czasie możesz przygotować coś do picia, jest potwornie gorąco –
westchnął, mrugając nieco oczami, co tylko rozśmieszyło Parka, który kiwnął
jedynie głową. – Dziękuję. - Uśmiechnął się lekko i posłał w powietrzu całusa,
ponownie powracając do swojej poprzedniej czynności, która całkowicie go
wciągała, przenosiła w zupełnie inny świat, który dla Baekhyuna był lepszy,
bardziej kolorowy od tego, w którym żył. Dlatego czasami miał ochotę nie
przestawać czytać, bo zapisane słowa na białej kartce stawały się jego
przyszłością, tym, czym chciał żyć i wyobrażać sobie, że jest prawdą.
Nigdy nie
wyobrażał sobie swojego życia bez grania. Kim mógłby zostać, gdyby nie pasja,
która stała się częścią jego duszy, kierowała jego sercem, umysłem, ciałem i
która była ponad wszystkim. Być może skończyłby w jednym z barów w swoim kraju,
podając ludziom ich zamówienia, a może tak jak jego ojciec - zostałby
elektrykiem. Nie miał pojęcia, nie widział siebie w innym zawodzie.
Prawdopodobnie wykonując coś zupełnie innego, czułby się niespełniony, słaby i
nieszczęśliwy. A nie chciał cierpieć, wolał korzystać z życia pełnymi
garściami, być wolnym w tym, do czego zmierzał.
Nim się
zorientował, scenariusz z jego ręki został wyrwany i odłożony na półkę obok
telewizora, gdzie zwykł go kłaść. Chanyeol o tym wiedział i dlatego, żeby się
nie zapodział, dał go tam, gdzie zawsze.
– Koniec tego
dobrego – powiedział, podając Baekhyunowi szklankę z wiśniową Coca Colą, w
której pływało kilka kostek już rozpływającego się lodu. Drugą postawił na
podłodze obok siebie, uśmiechając się szeroko. – Oglądamy coś, czy idziemy do
Lucky Devils?
– Wolę coś
obejrzeć, bo prawdopodobnie jak tylko wyjdę z domu, to się rozpłynę. Ty też,
Yeollie. Jesteś cały mokry – zaśmiał się, przykładając dłoń do czoła swojego
towarzysza, tylko po to, by zetrzeć z niego roszący się pot. – A tu
przynajmniej mamy zimną Coca Colę i wiatrak, który chyba się popsuł. Nieważne.
Masz jakieś propozycje, jeśli chodzi o filmy?
– Nie myślałem
nad tym zbytnio.
– A ja tak! –
pisnął, po czym podał szklankę z napojem wielkoludowi i podszedł do półki, na
której poukładanych było kilkadziesiąt kaset wideo z filmami, których jeszcze
nie miał okazji obejrzeć. Nieważne, czy były dobre, ciekawe, nudne czy smutne.
Chciał zobaczyć je wszystkie, nawet jeśli musiałby poświęcić na to zbyt wiele
czasu. – Tylko nie wiem od czego zacząć. Oglądaliśmy już „Goldfinger”, „Batman'a” i
„Red Beard”. I właściwie nie wiem, co
teraz – jęknął zrezygnowany, spoglądając na kolorowe pudełka, które skrywały w
sobie prawdziwy skarb, przynajmniej dla niego. – Ugh, Chanyeol! Nie siedź tak i
nie patrz na mnie, tylko pomóż mi, bo do końca tego dnia nic nie obejrzymy.
Park zaśmiał
się jedynie i wstał z podłogi, po czym podszedł do Baekhyuna i stanął za nim,
dokładnie lustrując wzrokiem wszystkie tytuły filmów, które zgromadził przez
kilka lat tylko i wyłącznie dzięki swojemu ojcu. – Chyba mam pomysł – szepnął,
podnosząc ręce tak, by zasłonić oczy Baekhyuna. Ten pisnął cicho, cofając się
tak, że natrafił na klatkę piersiową wyższego od siebie chłopaka.
– Co ty robisz?
– Pomagam ci –
przyznał, schylając się, tym samym przykładając usta do ucha Byuna. – Teraz
wyciągnij rękę – poinstruował go, a chłopak wykonał jego polecenie – i dotknij
jakiegokolwiek pudełka. Twój wybór pomoże nam jakoś spędzić kolejny wieczór.
No, dalej – ponaglił Baekhyuna, który wraz z jego głosem złapał w smukłe,
szczupłe palce jedną z wielu kaset i wyciągnął ją, by spojrzeć na okładkę.
– „The
Dirty Dozen”? Słyszałem o tym. – Uśmiechnął się.
– Ja też. To
co, oglądamy? – zapytał, a blondyn kiwnął głową i popchnął Parka, by ten
spoczął gdzieś, a sam podszedł do odtwarzacza, do którego wepchnął kasetę wideo
i z zadowoleniem włączył film. Później podszedł do chłopaka i usiadł na
podłodze obok, opierając się plecami o sofę stojącą za nimi. Oni sami nie
wiedzieli, dlaczego nie rozsiadali się wygodnie na miękkiej kanapie jak inni,
normalni ludzie. Być może dlatego, że pod każdym względem różnili się od reszty
i nie zamierzali popadać w rutynę.
*
2000.
– W te wasze
niedziele, zawsze oglądaliście filmy? Nie mieliście żadnego innego
urozmaicenia? To znaczy, po dłuższym czasie w końcu to musiało stać się nudne –
stwierdził odkrywczo Kris, marszcząc nieco swój prosty nos.
– Ale nie dla
nas. Może inni by nie wytrzymali, ale ja z Baekhyunem nie byliśmy typowi. –
Zaśmiał się słabo, przymykając oczy. – Poza tym znałem Byuna zaledwie kilka
miesięcy i do końca tego, jak ze mną mieszkał i tak nie obejrzeliśmy wszystkich
filmów. Może dlatego, że ciągle dokupowałem nowe, a on najpierw chciał zobaczyć
wszystkie te stare. Później oglądałem je sam i mogę powiedzieć, że to nie było
to samo – wyjaśnił, na chwilę milknąc. Kris zauważył, że Chanyeol jeszcze nie
skończył, dlatego nie przerywał mu. – Mimo to mieliśmy też inne zajęcia. Już
wcześniej wspominałem, że często chodziliśmy do Lucky Devils. I tak właściwie
było, ale nie tylko jedliśmy tam hamburgery. Często zdarzało się, że w
oczekiwaniu na posiłek chodziliśmy zagrać. Było tam mnóstwo automatów do gier.
– Byliście jak
dzieci – bardziej stwierdził, niż zapytał, na co Chanyeol pokiwał jedynie głową
z rozbawieniem.
– Tak, chyba dokładnie
tak było – przyznał mu rację. – Przerośnięte dzieciaki, które szukały zabawy w
grach i filmach. Właśnie tym byliśmy, ale nie przeszkadzało nam to – mruknął, a
następnie pochylił się trochę do przodu, układając łokcie na blacie biurka.
– I Baakhyun
zawsze ci ustępował, jeśli chodziło o treningi przed spektaklem? To znaczy,
wiem, że miał bzika na punkcie perfekcji, chciał być najlepszy. Chyba ciężko
było go odciągnąć od scenariuszy, bo nieustannie chciał szlifować swój talent –
powiedział, przewracając kartkę, by zacząć notować na nowej stronie.
– Tak, ale
miałem swoje sposoby, żeby go przekonać. Poza tym... i tak wszystko wiązało się
z tym, co on kochał, także można powiedzieć, że byłem na wygranej pozycji –
odparł. – A jedna niedziela szczególnie zapadła mi w pamięci.
– Dlaczego?
– Baekhyun
wtedy pokazał, czym jest dla niego życie.
*
1970.
– Baekhyun, po
co mam tam iść? – zapytał, wzdychając ciężko, po czym poluzował nieco swój
krawat, który kazał mu założyć Byun. – Przecież wiem, jak grasz. Tyle razy
widziałem, jak uczyłeś się wczuwać w swoją rolę i jak recytowałeś te wszystkie
formułki. Naprawdę muszę przechodzić przez to jeszcze raz? – Mimo to w jego
głosie nie można było usłyszeć ani cienia niezadowolenia. Był raczej
szczęśliwy, że Baekhyun postanowił w jakiś sposób podzielić się z nim tym, co
było dla niego najważniejsze, czym praktycznie żył i co kochał całym swoim
sercem. Ale jak to uważał, Byun słodko wyglądał, kiedy próbował w jakikolwiek
sposób się wytłumaczyć, czy przekonać do swoich racji Parka.
– No wiem, ale
teatr, a pokój w mieszkaniu to coś całkiem innego – oburzył się, a następnie
zabawnie nadął policzki, przez co Chanyeol parsknął śmiechem, skupiając się na
drodze. Mocniej zacisnął palce na kierownicy samochodu, który dostał od swojego
ojca. – Po prostu chciałem, żebyś mi tam towarzyszył. Dzisiejszy dzień jest dla
mnie niezwykle ważny, a teraz ty jesteś najbliższą mi osobą. Nie mogłem
zaprosić rodziców, ani moich przyjaciół z Korei, a ty jesteś tu, na miejscu i
naprawdę cię lubię. Powinieneś być dumny i szczęśliwy, a nie tylko marudzić –
wygłosił, przeplatając ręce na torsie. – Taka okazja może się więcej razy nie
powtórzyć, wierz mi.
– Przecież co
jakiś czas dostajesz nowe role.
– Ale ta jest
inna – zapewnił, uśmiechając się tajemniczo. – Jeżeli ci się nie spodoba lub
zwyczajnie będzie ci się nudziło, możesz wyjść, wiesz, że ja cię tam nie będę
trzymał na siłę, ale chociaż zobacz, czym dla mnie jest gra – poprosił, po czym
powrócił do przyglądania się widokom za uchyloną szybą, przez którą padały
ciepłe podmuchy wiatru, roztrzepując przy tym wszystkie jego wcześniej ułożone
włosy. – To dla mnie ważne.
– Jasne. –
Chanyeol spojrzał na niego szybko, starając się nadal panować nad kierownicą,
po czym odwzajemnił uśmiech.
Nie zauważył
nawet, gdy czas oczekiwania szybko minął, a on razem z innymi czekał na
zaplanowany spektakl na godzinę piętnastą.
Chanyeol w
końcu uświadomił sobie, jak bardzo poważnie Baekhyun traktuje swoją pracę, ale
i przede wszystkim pasję. I przez chwilę można powiedzieć, że mu zazdrościł, bo
sam nigdy nie znał niczego, dla czego mógłby się w pełni poświęcić, oddać całą
swoją duszę, tylko po to, by czuć się szczęśliwym i zaspokojonym, zupełnie jak
Baek, który stał na scenie i pokazywał innym, jak bardzo to kocha. Chanyeol był
z niego dumny.
Park nigdy nie
przepadał za teatrem. Całkowicie izolował się od pracy jego ojca, która również
miała swój początek na podobnej scenie. Pamiętał, jak mężczyzna czasem zabierał
go na próby, ale zawsze nudziły go, często śmiał się z aktorów i ich kostiumów,
a sam rozrabiał, jak tylko się dało, ale siedząc na jednym z wielu zapełnionych
miejsc przed sceną, na której stał Baek, nie mógł odwrócić wzroku nawet na
chwilę i sam nie był pewien dlaczego. Chłopak go hipnotyzował - swoimi płynnymi
ruchami, które wyćwiczył do perfekcji, pełnym uśmiechem i kwestiami, które
wygłaszał, nawet jeżeli nie patrzył w stronę Chanyeola. Wystarczyło tylko, że
oddaje się temu, co kocha i jest przy tym niesamowicie radosny. Ten widok
chciał zapamiętać do końca swoich chwil. Był niesamowity, bo w jakimś sensie
prawdziwy, nie całkowicie wykreowany przez scenariusz.
Chanyeol szybko
zrozumiał, dlaczego Baekhyunowi tak bardzo zależało na tym, by pojawił się
akurat na tym przedstawieniu, przecież pozornie to jedno z wielu. Ale nie
zawsze gra się główną rolę, bohatera, w którego stara się wcielić tak dobrze,
jakby była to jego prawdziwa osobowość, tyle że ta ukryta. Ale gdy widzi się
same zalety, a otoczka plusów i talentu oraz szczęścia drugiej osoby przysłania
oczy, nie jest się w stanie ujrzeć tego drugiego dna, które czyha cicho na
odpowiedni moment, w którym mogłoby się ujawnić i zniszczyć to wszystko, co
przez innych zostało stworzone, osiągnięte. Żywcem pogrzebać marzenia i sny,
które z czasem stały się niezapomniane.
*
Chanyeol
westchnął cicho, opierając się o komodę, na której ustawiony był telefon. Obok
niego stał niewielki zegarek, który tykał niecierpliwie, wskazując na godzinę
za pięć dwudziestą trzecią. Zastanawiał się, czy jest sens w ogóle dzwonić.
Równie dobrze mógłby to wszystko olać, zapomnieć o Baekhyunie, który swoją grą
go oczarował, sprawił, że zniknęło wszystko inne, a został tylko on. Ale nie
mógł tego zrobić, dlatego chwilę później jedna jego dłoń mocno trzymała
słuchawkę telefonu, a druga niepewnie wykręcała numer, który znał na pamięć,
którego nie mógł pozbyć się z głowy przez ostatnich kilka lat. Po prostu nie
mógł zerwać z przeszłością.
– Słucham. –
Zmęczony głos odezwał się po drugiej stronie, sprawiając, że Chanyeol zagryzł
mocno dolną wargę, skupiając swój wzrok na uchylonym oknie, które nie
wpuszczało już żadnych hałasów do środka. Miasto powoli kładło się spać.
– Cześć, tato –
odezwał się po momencie, nie będąc pewnym, czy tak naprawdę nadal chce
rozmawiać z tym człowiekiem. Dawno do niego nie dzwonił, raczej unikał rozmów i
sam nie był pewien dlaczego ten kontakt zerwał. A teraz odzywał się tylko
dlatego, że coś od niego chciał. Potwornie egoistyczne, ale nie mógł stać z
założonymi rękoma, kiedy miał szansę pomóc Baekhyunowi. – Tu Chanyeol.
– Yeollie. –
Mężczyzna powiedział entuzjastycznie, wpędzając swojego syna w lekkie
zakłopotanie. Ten nie był na to gotowy. – Miło, że się wreszcie odzywasz. Dawno
nie rozmawialiśmy – stwierdził, na chwilę milknąc. – Ale dlaczego o tej porze?
Stało się coś?
– Nie, nie –
zaprzeczył szybko, przenosząc wzrok z okna ponownie na zegarek, po którego
tarczy wolno przesuwały się cienkie wskazówki. – Wszystko ze mną w porządku –
uprzedził, za nim zdążył usłyszeć jeszcze kolejne pytanie. – Dzwonię z pewną
propozycją, a raczej prośbą. Nazwij to jak chcesz.
– Słucham cię.
– Nadal
poszukujesz aktorów do swojego filmu?
– Wreszcie się
tym zainteresowałeś? Nie sądziłem, że kiedykolwiek to nastąpi, ale lepiej
późno, niż wcale – powiedział, a Chanyeol zmrużył oczy, wzdychając cicho. Nie o
to mu chodziło.
– Nie. Wiesz
dobrze, że nigdy nie podobała mi się twoja praca i nie przekonam się do niej –
odpowiedział stanowczo, już żałując, że wdał się z tym człowiekiem w
jakąkolwiek konwersację. – Ale znam kogoś, kto by się nadał. Oczywiście wziąłby
udział w kastingu i zobaczyłbyś, że jest dobry, ale daj mu szansę. Nie
pożałujesz, naprawdę.
– Skąd mogę
mieć taką pewność?
– Zabrał mnie
do teatru, w którym pracuje. Jest świetny.
– Kim ta osoba
jest, że zdołała mojego syna zaciągnąć w takie miejsce? – zapytał zdumiony,
jednak mimo to najwyraźniej nie oczekiwał na odpowiedź, no po momencie
postanowił kontynuować. – Dobra, chętnie zobaczę, na co go stać.
– Naprawdę?
– Tak, wiesz,
że nie żartuję.
– Dziękuję –
powiedział, uśmiechając się szeroko, po czym spojrzał na drzwi, które
prowadziły na korytarz, w którym było zupełnie pusto. – Baek ucieszy się.
– To ta osoba,
tak? W każdym bądź razie, przyprowadź go za dwa tygodnie, a ja się przekonam,
czy poradzi sobie w filmie. Wiesz, że to nie jest pewne, że go przyjmę? To, że
ty mówisz, że jest dobry, nie oznacza, że ja podzielę twoje zdanie.
– Wiem, ale
dziękuję za jakąkolwiek szansę.
– W porządku. I
hej, Chanyeol? – zapytał niepewnie, a kiedy usłyszał ciche „tak”, wznowił swoją wypowiedź. – Odzywaj się częściej. Nie wiem
dlaczego postanowiłeś całkowicie zapomnieć o swoim ojcu, ale wiedz, że nadal
jesteś dla mnie ważny i tęsknię za tobą. Dużo pracuję, ale nie myśl, że nie
pamiętam o własnym synu.
– Jasne,
dobranoc.
– Dobranoc,
Yeollie.
*
2000.
– Z tego, co
czytałem i mi opowiedziałeś, Baekhyun był dosyć zdecydowaną osobą, jeżeli
chodziło o aktorstwo. Wiązał całe swoje życie z tym, pragnął wystąpić jeszcze w
wielu produkcjach. Dlatego zastanawia mnie dokładny i szczegółowy początek tego
wszystkiego. Nie już o wyjazd do Hollywood, a start jego poważniejszej kariery.
Wszyscy znają jedynie zarys tego – mruknął Kris, spoglądając znad kartki na
Chanyeola, który uważnie go słuchał, zapewne w głowie układając sobie
odpowiedź. – Jak to się zaczęło?
– Znaleźć
jakąkolwiek rolę w filmie dla początkującego aktora w Hollywood było ciężko,
nawet jeśli było się bardzo dobrym, a talent do grania miało się we krwi. To
były trudne czasy. Filmów nie było tak wiele jak teraz, kino dopiero się
rozwijało i jeżeli naprawdę chciało się grać, trzeba było mieć znajomości lub
dotrzeć do sukcesu poprzez łóżko producenta – wyjaśnił powoli, skupiając wzrok
na palcach blondyna trzymających drogie pióro, którego stalówka szybko
przesuwała się po powierzchni kartki. – Baekhyun niestety nie miał niczego, w
Hollywood właściwie zaczynał od zera – dodał po chwili, wspominając swojego
byłego chłopaka. – Ale miał mnie, a ja znałem właściwie osoby.
– Tak,
słyszałem o twoim ojcu – stwierdził, na chwilę przestając pisać.
– Wiem, kiedyś
było o nim głośno. Najpierw film, później śmierć Baekhyuna, a dwa lata później
ten wypadek. Chyba wszystko, co było związane z jego produkcją, było skazane na
straty – westchnął. – W każdym razie, pomogłem Baekhyunowi. Wiedziałem, że mój
ojciec szykował się do nakręcenia kolejnego hitu po ostatnim, który jak się
okazało, wszystkim się podobał. Mój ojciec był dumny, że to jego dzieło,
dlatego po ostatnim sukcesie szybko szykował się na kolejny.
– Czyli mam
przez to rozumieć, że dzięki tobie Baekhyun tak szybko znalazł sobie rolę? –
zapytał, a Chanyeol kiwnął potakująco głową. – W takim razie miał ułatwione
zadanie.
– Może –
przyznał mężczyzna. – Ale nie miał znowuż tak łatwo, bo ja go tylko poleciłem
mojemu ojcu. Tak naprawdę na kastingu musiał dać z siebie wszystko, jeżeli
chciał rolę. Właściwie ojciec też inaczej na niego patrzył, bo Baek był moim
znajomym. Dlatego powiedziałbym, że to była zasługa nas obu – powiedział,
uśmiechając się blado. – I teraz żałuję, że cokolwiek w tej sprawie zrobiłem.
– Dlaczego?
Przecież pomogłeś mu w realizacji marzeń.
– Tak, tyle że
te marzenia stały się niewyobrażalnym koszmarem, który doszczętnie zniszczył
Baekhyuna. Zabił go. Dlatego teraz, tak myślę, że czuję się winny jego śmierci.
– Podniósł wzrok na twarz Krisa, który marszczył czoło, jakby się nad czymś
zastanawiał.
– A dzień
kastingu? Coś szczególnego się wtedy działo? – zadał kolejne pytanie,
wprowadzające jego rozmówcę w zakłopotanie. W końcu Park wzruszył beznamiętnie
ramionami, rozchylając nieco usta.
– Szczerze
powiedziawszy, to nie pamiętam dokładnie. Wiem tylko tyle, że życzyłem Baekowi
powodzenia i poszedłem normalnie do pracy. Ja też musiałem jakoś zarabiać na
życie, a poza tym ten dzień był ważny dla Baekhyuna, nie dla mnie – mruknął,
zaciskając usta w wąską linię. – Ale kilka dni później Byun dostał pozytywną
odpowiedź.
– Cieszył się,
prawda?
– Oczywiście.
Jeszcze nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego. Chociaż był to jedyny raz.
Więcej tego samego uśmiechu już nie zobaczyłem. Mimo to było coś, co nie dawało
mi spokoju, Nadal pracował w teatrze i nie chciał z tego rezygnować, ale na
rzecz filmu musiał. Jak powiedział mój ojciec - był zmuszony coś pożegnać tylko
po to, by wreszcie stać się sławnym.
– Popełnił
błąd, robiąc to?
-– Tak, myślę,
że też w końcu pożałował swojej decyzji.
*
1970.
Początek
sierpnia był całkiem inny, lepszy niż ubiegły miesiąc, przynajmniej w odczuciu
Baekhyuna. Kolejne dni przyniosły wiele szczęścia i nowe nadzieje na przyszłe
tygodnie, które miały okazać się dużo lepsze niż wcześniejsze. Miał wrażenie,
że w jego życiu właśnie zaczęła się ta dobra passa, która miała odmienić
zupełnie wszystko, oczywiście na lepsze. Nie chciał, by kiedykolwiek się to
kończyło, już zawsze pragnął być tak radosny jak w tamtym momencie. Nie
wiedział też, że wszystko zawdzięcza tylko jednej osobie. Chanyeol wiele dla
niego zrobił.
Uśmiechnął się
lekko do chłopaka, po czym nakierował swój wzrok na jego oczy, które były
trochę ciemniejsze niż zwykle. Przynajmniej takie odnosił wrażenie. Byun
rozumiał, że sam w Hollywood nie poradziłby sobie, że prawdopodobnie poległby
już na samym początku, ale nie był do końca pewny, co dokładnie mu zawdzięcza.
Mimo to zaczynał dochodzić do wniosku, że właśnie ten facet w jego życiu staje
się najważniejszy. Nie znał go długo, zaledwie miesiąc, ale jeszcze nikt nigdy
wcześniej nie okazał mu tyle wsparcia, co on.
– Dziękuję,
Channie – mruknął, wsuwając ręce do kieszeni dżinsowych spodni, które zgrabnie
oplatały jego szczupłe nogi. – Że mogę na ciebie liczyć. Nie sądziłem, że w
Kalifornii znajdzie się ktoś taki.
– Tutaj ludzie
nie są tacy źli. Mówisz o tych z Nowego Jorku. – Zaśmiał się i spojrzał na
główne wejście do budynku, gdzie stało już sporo kandydatów, którzy również
mieli wziąć udział w kastingu. Większość stanowili mężczyźni w przedziale wieku
od dwudziestu do dwudziestu pięciu lat. Pośród nich było kilka kobiet,
wszystkie piękne, zadbane i prawdopodobnie doświadczone. Pośród tych wszystkich
ludzi wreszcie zauważył tego, na kogo czekał. Uśmiechnął się nerwowo, dając tym
samym znak Baekhyunowi, by odwrócił głowę.
– Chanyeol –
powiedział mężczyzna, podchodząc od razu do swojego syna, po czym uścisnął go
mocno. – Cieszę się, że przyszedłeś.
– Tylko na
chwilę. Zaraz idę do pracy – powiedział, po czym spojrzał na zegarek na swojej
ręce, sprawdzając godzinę. – Właściwie nie zostało mi dużo czasu. Przyjechałem
tu przywieść kogoś. I właśnie to jest Baekhyun, tato. A to, mój tata –
przedstawił ich, tym razem zwracając się do Byuna, który nieśmiało uścisnął
dłoń mężczyzny.
– Słyszałem o
tobie wiele dobrego – przyznał, dokładnie lustrując wzrokiem Baekhyuna. – Ale
to nie daje ci specjalnej taryfy ulgowej. Musisz się postarać.
– Wiem, dam z
siebie wszystko – powiedział stanowczo Baekhyun, natomiast mężczyzna pokiwał
głową z uznaniem, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment. – Przyszedłem
tutaj, bo wiem czego chcę i osiągnę to, choćby nie wiem co.
– I o to chodzi
– odpowiedział z entuzjazmem, uśmiechając się szeroko. – Chanyeol, na pewno nie
zostaniesz? Zawsze możesz zadzwonić do pracy, że jeden dzień cię nie będzie, a
Baekhyun się ucieszy, kiedy będziesz go wspierał. Później gdzieś
wyskoczylibyśmy, jak za dawnych czasów? – zaproponował, jednak w odpowiedzi
zobaczył stanowcze pokręcenie głową.
– Chciałbym,
ale muszę iść.
– Tak, a ja
poradzę sobie sam – dodał Baekhyun, spoglądając na Parka.
– Skoro tak...
Przygotuj się, Baekhyun. Za pół godziny kasting się zaczyna – uprzedził, po
czym oddalił się, uprzednio pożegnawszy z synem.
– No idź. Nie
chcę, żeby przeze mnie wylali cię z pracy. – Przybliżył się do niego po czym
objął go dłońmi w pasie, mocno się w niego wtulając na pożegnanie. – Wszystko
opowiem ci wieczorem w domu.
– Jasne –
szepnął, oddając uścisk. Trzymając Baekhyuna w ramionach czuł się szczęśliwy,
zupełnie inaczej niż na co dzień. Nie był przyzwyczajony, ale powoli przywykał
do myśli, że być może ich relacja się zmienia. Że te uśmiechy, przytulanie i
rozmowy coś znaczyły. – Poradzisz sobie, Baek. Jesteś najlepszy. Ludzie
zakochają się w tobie, kiedy tylko zagrasz w tym filmie.
– Ja to wiem –
zaśmiał się, po czym oderwał od wielkoluda, cofając się kilka kroków w tył. –
Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał, przechylając lekko głowę.
Sierpniowe słońce idealnie oświetlało jego sylwetkę, sprawiając, że jasne,
blond włosy wydawały się złote, a brązowe oczy bardziej ciepłe. Chanyeol nie
mógł zapomnieć tego widoku, a przede wszystkim szerokiego uśmiechu, który był
odzwierciedleniem duszy Byuna.
– Powodzenia.
Baekhyun nie
odpowiedział, jedynie pomachał na koniec chłopakowi i odwrócił się przodem do
budynku. Czuł na sobie wiele ciekawskich spojrzeń, które niemal sprawiały, że
jego ręce nienaturalnie zaczęły drżeć, podobnie jak nogi. Przecież nigdy tak
nie miał - nie znał terminu 'tremy',
czy 'zdenerwowania', na scenie czuł
się swobodnie, gdy setki par oczu skierowanych było na niego, jednak tym razem
miał ochotę uciec, ewentualnie poprosić Chanyeola, żeby jednak z nim został, bo
nie poradzi sobie sam. Wśród tych wszystkich ludzi czuł się taki mały, nic
nieznaczący, niedoświadczony, ale obiecał sobie, że się nie podda i zatrzyma w
sobie to zdeterminowanie do końca kastingu.
Spuścił wzrok
na swoje buty, po czym ruszył w kierunku mniej zatłoczonego miejsca, którym
okazała się przestrzeń obok budynku. Było tam jeszcze kilkoro ludzi, których
najwidoczniej nie obchodziło to, czy dostaną się do środka jako pierwsi czy
ostatni. Była tam ławka, prawie zupełnie pusta, ale nie usiadł na niej. Ominął
ją i stanął koło ściany, o którą wreszcie się oparł, wyciągając z kieszeni
drżącą ręką papierosy i zapalniczkę z wielkim napisem Hollywood na uchwycie. Nie zwracając uwagi na zupełnie nikogo,
przyłożył szluga do ust, którego w końcu odpalił i zaciągnął się dymem, który
przyjemnie zawirował w jego płucach. Czuł, jak kilka kropel potu spływa z jego
czoła i skapuje na nagie ramiona i tors, na którym dumnie prezentowała się
czarna, luźna koszulka a ramiączkach z logiem Jack'a Danielsa. Nie wiedział, czy to przez upał, czy może przez
stres tak bardzo mu gorąco.
– Pierwszy raz
na kastingu? – Usłyszał nad sobą. Podniósł nieco głowę do góry i spojrzał na
wyższego chłopaka z kpiącym uśmiechem wymalowanym na przystojnej twarzy. –
Trzęsiesz się jak bardzo, że przez chwilę miałem wrażenie, że tu zemdlejesz.
– Nie –
odpowiedział po chwili, wypuszczając przez usta szarawy dym. – Brałem już w
kilku udział, ale nie do filmów.
– To widać –
stwierdził po momencie, dokładnie przyglądając się Byunowi. – Już przez takie
coś, normalnie byś był skreślony. W show biznesie nie ma miejsca na stres –
powiedział, oblizując wargi, które po chwili zacisnął w wąską linię. – Ale
jeżeli prowadza się z synem producenta, nawet największy idiota jest w stanie
wzbić się za szczyt.
– Nie rozumiem
o co ci chodzi – odburknął, po raz kolejny przykładając papierosa do ust.
– O to, że
niektórzy ciężko pracowali, by coś osiągnąć, inni to zwykli oszuści.
Baekhyun nie
wytrzymał. Zamarł w bezruchu, czując, jak zupełnie cała energia z niego ucieka.
Sam nie wiedział co ma robić, czy odszczekać się chłoptasiowi, który
najwyraźniej już na samym początku chciał go zniszczyć, czy może lepiej uciekać
i postarać się, by już nigdy więcej się na niego nie natknąć. Ale nie był
tchórzem, dlatego nawet nie ruszył z miejsca i już otwierał usta, by coś
powiedzieć, jednak przeszkodził mu w tym kobiecy, melodyjny głos.
– Jaydan,
idziesz?
– Już, Blair –
odkrzyknął, odwracając głowę w kierunku dziewczyny. Była dość wysoka, miała
długie, proste włosy i okrągłe, przeciwsłoneczne okulary, które tylko dodawały
jej uroku. Uśmiechała się szeroko, zapewne czekając na swojego towarzysza. –
Połamania nóg – warknął do Baekhyuna, po czym odwrócił się i podbiegł do
Willson, zarzucając jej rękę na ramiona.
I Byun znów
został sam, próbując osłabić zdenerwowanie, kolejny raz tamtego dnia zaciągając
się papierosem, który na chwilę pozwolił mu zapomnieć o całym źle tego świata.
Odprężył myśli i obiecał sobie, że pokaże wszystkim, jak aktorstwo jest dla
niego ważne i że tylko przez swój talent cokolwiek może osiągnąć, bo bez niego
byłby nikim.
3.
2000.
– Wydawało się,
że życie Baekhyuna zmierza ku tej lepszej stronie – stwierdził Kris, prychając
cicho pod nosem. Zanotował kilka słów w swoim notatniku, po czym westchnął,
przenosząc wzrok na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Jego wskazówki
wskazywały godzinę dwudziestą pierwszą, jednak ona wcale nie skazywała na
koniec współpracy. Wu miał zamiar wycisnąć wszystkie informacje z tego faceta,
nie lubił zostawiać niedokończonych spraw, a wywiad z byłym chłopakiem ikony
Hollywood pozwoliłby mu się w jakiś sposób wybić lub ewentualnie wziąć urlop na
kilka tygodni, żeby odpocząć od tej popapranej pracy, przez którą często nie
mógł spać, poprawiając do późnych godzin rannych tekst.
– Tak –
odpowiedział zgodnie z prawdą Chanyeol, podążając za wzrokiem Krisa. – Wiele
osób wróżyło mu wielką karierę, zwłaszcza wtedy, gdy Baekhyun dostał telefon od
mojego ojca. Miał stawić się w jego biurze tylko po to, by podpisać umowę i
odebrać pełny scenariusz. Prasa się dowiedziała, pokładali w nim wielkie
nadzieje.
– Ty należałeś
do tych osób?
Chanyeol kiwnął
niespiesznie głową, spuszczając wzrok w dół.
– Ja wierzyłem
w niego bardziej, niż ktokolwiek inny. Miałem wrażenie, że znam go już na tyle
dobrze, bo myślałem, że sobie poradzi. Był zdolny, pełny nadziei i siły, która
tylko w nim drzemała i gotowa była na obudzenie się. Ten chłopak miał zaskoczyć
wszystkich, a wiesz co jest najzabawniejsze? Chyba właśnie to zrobił.
– Przecież
mówiłeś, że świetnie grał, że robiąc to, wkładał całego siebie w swoją pasję.
To się gryzie z twoimi teraźniejszymi słowami – odburknął, oczekując, aż jego
rozmówca coś mu odpowie, jednak kiedy nie uzyskał słów, na które czekał,
postanowił kontynuować. – Baekhyun nie mógł być przecież tak beznadziejny,
skoro twój ojciec go przyjął. Chyba, że ty go przekonałeś – zarzucił, a Park
otworzył szerzej oczy, później wybuchając cichym śmiechem.
– Nie, Baek sam
sobie poradził, zdobywając tę rolę, a mój ojciec dokładnie wiedział kogo bierze
do filmu. Gdyby Byun był zły, nie miałby szans nawet znalezienie pracy w
teatrze. Chodziło mi o coś innego – wyjaśnił. – Baek wydawał się być silnym
człowiekiem, którego nic nie może zranić ani złamać. Podziwiałem to w nim,
początkowo. Później okazało się, że jednak jest słaby. Życie było dla niego
zbyt trudne i nie potrafił sobie z nim poradzić. Z momentów, kiedy go
podziwiałem, wreszcie przeszedłem na te, kiedy mu współczułem. Ale po dostaniu
roli, wydawał się taki uradowany, spełniony. Nie zapomnę tego, jak się cieszył.
– I to był
ostatni raz, kiedy takiego go widziałeś?
– Nie –
odpowiedział szybko, wracając pamięcią trzydzieści lat wstecz. – Później
jeszcze wiele razy się uśmiechał. Chociażby pierwszego dnia po powrocie z planu
albo nocy, kiedy uczciliśmy jego mały-wielki sukces, który wprawdzie był
wielką, życiową porażką.
– Co chcesz przez
to powiedzieć?
– Tamten moment
mogłem uznać za początek mojego związku z Baekiem. Znaliśmy się już ponad dwa
miesiące, a do tego nadarzyła się idealna okazja, by jakoś wreszcie to wszystko
zacząć. Pusta plaża, Lucky Devils,
trochę wina i noc, która była chyba najlepszą w moim życiu.
– Przespałeś
się z nim?
– Tak. Jestem
facetem, któremu podobał się wtedy Baek. Był przystojny, miał niezłe ciało, a
pod względem swojej osobowości też mnie oczarował. W dodatku sam pchał mi się
do łóżka, więc dlaczego miałem nie skorzystać? Poza tym on chyba traktował to
za podziękowanie. Mnie pasowała taka forma zapłaty, choć nie oczekiwałem od
niego zupełnie niczego.
– Czyli byłeś
bezinteresowny? To dziwne, ludzie zazwyczaj chcą czegoś w zamian. Dlaczego
inaczej miałoby być z tobą? – zapytał bez zrozumienia Kris, spoglądając z
oczekiwaniem na bruneta, który wzruszył jedynie ramionami, nie wiedząc, co
dokładnie ma odpowiedzieć.
– Po prostu
wierzyłem, że mu pomogę i zależało mi na nim. Byłem młody i głupi, sam nie
wiedziałem, w co się pakuję, zaczynając z nim znajomość. Zauroczenie nim
zaślepiało mnie. Wtedy to on był dla mnie najważniejszy i chciałem zrobić
wszystko, by go uszczęśliwić. Czułem się za niego odpowiedzialny...
*
1970.
Los Angeles
budziło się późnym wieczorem, kiedy księżyc zawisał wysoko na granatowym niebie
ozdobionym gwiazdami, które Baekhyun uwielbiał obserwować, zwłaszcza te
spadające, ginące daleko, gdzie nie sięgał nawet jego wzrok. Pamiętał, jak
poprosił jedną o to, by spełniła jego największe marzenie. I w końcu stało się,
choć w niewielkim stopniu pomógł swojemu szczęściu. Uważał, że w życiu nic
lepszego spotkać go nie mogło, bo wreszcie był tu, w Hollywood, czując gorące,
kalifornijskie powietrze, które niemal otulało całe jego ciało i wypełniało
płuca. Widział też liście palm falujących na lekkim, ale przyjemnym wietrze,
które dumnie ciągnęły wzdłuż szerokiej drogi, wskazując kierunek do malującego
się na wzgórzu napisu, będącego znakiem rozpoznawczym dla tego miasta, które
naprawdę pokochał. Mimo odmiennej kultury czy klimatu, stało się jego
prawdziwym domem i nie chciał go opuszczać. To miejsce okazało się być inne,
niezaprzeczalnie wyjątkowe.
Otworzył
szerzej oczy, spoglądając przez otwartą na oścież szybę samochodu Chanyeola.
Siedział na siedzeniu pasażera, a jego rozprostowana dłoń łapała wiatr, który
jednak przemykał przez rozchylone palce. Zgiął je jednak w pięść, odwracając
wzrok od rozmazującego się obrazu nigdy nieśpiącego Hollywood. Wydawało mu się,
że znajduje się w samym sercu świata, który wraz z otrzymaniem roli, nagle
jakby zwolnił, a czas przestał tak szybko biec, bo teraz spełniały się jego
marzenia i sny, które odwiedzały go każdej nocy, kiedy żył w Korei.
– Dlaczego się
zatrzymałeś? – zapytał, gdy Chanyeol zgasił silnik samochodu. Zmrużył swoje
oczy, spoglądając na mężczyznę bez zrozumienia. Obrócił głowę, mierząc wzrokiem
neonowy napis całodobowego sklepu tuż przy stacji benzynowej, który niemal
raził w oczy przejeżdżających.
– Chciałem coś
kupić, zanim wrócimy do domu. Masz na coś ochotę?
Baekhyun
pokręcił przecząco głową, uśmiechając się blado, po czym wzrokiem odprowadził
Parka pod same drzwi sklepu. Gdy chłopak zniknął, Byun westchnął cicho,
otwierając samochód, następie usiadł na masce, usadawiając swoje nogi ozdobione
ledwo trzymającymi się, czarnymi trampkami na zderzaku. Zdecydowanie ten dzień,
a właściwie cały wieczór mógł uznać za udany. Najpierw informacja, że dostał
jedną z głównych ról, o której marzył, a później kilka godzin w Lucky Devils i na plaży, gdzie razem z
Chanyeolem pozostali już dopóki słońce nie zaszło. Momentami nie mógł uwierzyć,
że to, czego tak bardzo pragnął, właściwie się spełniało. Jego marzenia
wreszcie stawały się rzeczywistością, czymś normalnym i całkowicie realnym, co
na pozór wydawało się nie do osiągnięcia dla chłopaka z Korei Południowej,
który zaczynał od zera. Jednak wystarczyło, że miał pasję, która tkwiła głęboko
w duszy i sercu, to dzięki temu się udało, a nic nieznaczący aktor z
niewielkiego teatru dostał wielką szansę na wybicie się. I skorzystał z niej.
Sięgnął prawą
ręką do kieszeni spodni, skąd wyciągnął paczkę ze szlugami. Zabrał jednego z
trzech pozostałych i włożył pomiędzy swoje wargi, po czym zacisnął je mocno,
wygrzebując zapalniczkę, którą odpalił papierosa. Sam nie pamiętał, kiedy zaczął
palić. Być może przed pierwszym seansem, gdy jego ręce tak bardzo się trzęsły,
że z ledwością utrzymywał w nich scenariusz wystawianej sztuki. Ale lubił to
swoje małe uzależnienie, czasami go rozluźniało. Gdy czuł ten charakterystyczny
nikotynowy dym, który wypełniał płuca, jego serce powoli zwalniało swój szybki
rytm i pozwalało mu na ogarnięcie swoich myśli, zupełnie tak jak teraz. Nadal
był podekscytowany wiadomością od producenta filmu. Wcześniej liczył się z tym,
że może się nie udać, że jego marzenia legną w gruzach wraz z ogłoszeniem
wyników kastingu. Ale poszczęściło mu się, przez co choć przez chwilę był
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, siedząc tu, na masce czerwonego Forda,
paląc jednego z kilku ostatnich szlugów jakie mu zostały, którego szarawy dym
przysłaniał legendarne wzgórze. Trwał w stanie, który okazywał się być dla
niego rajem, który z zewnątrz wydawał się być piękny, natomiast w środku był
piekłem, które umiejętnie kryło się przed każdym nieświadomym ryzyka wkraczania
w tak okrutny, chciwy i mściwy świat show biznesu.
Odwrócił wzrok
od widoku, który rozciągał się na całej szerokości pola jego widzenia i
przeniósł go na drogę, przez którą co chwila przejeżdżały samochody i
motocykle, wydające z siebie charakterystyczny warkot. Uśmiechnął się z
zadowoleniem, wsłuchując się w muzykę dla uszu, po czym przymknął oczy, po raz
kolejny pieszcząc swoje usta i płuca nikotyną. W tle przez włączone radio
słyszał najnowszy utwór Johna Lennona, który
okazał się wielkim hitem, królującym na najnowszych listach przebojów. Czuł tę
magię, która niemal otaczała go z każdej strony, zwłaszcza, gdy drzwi sklepu
otworzyły się i wyszedł z niego Chanyeol z siatką, którą zaciskał w ręce. Park
podszedł bliżej samochodu, wrzucając do niego przez otwarte na oścież drzwi
zakupione produkty, po czym wrócił się do chłopaka siedzącego na masce i oparł
się obok niego, zakładające ręce na piersi.
– Wszystko w
porządku? – zapytał, z uwagą obserwując Baekhyuna, który uchylił wcześniej
zamknięte powieki, kiwnąwszy twierdząco głową. – Wyglądasz, jakbyś zaraz miał
zamiar odlecieć – zaśmiał się, przez cały czas lustrując minę Baekhyuna, która
nie zmieniała się ani na chwilę.
– Można
powiedzieć, że dokładnie tak się teraz czuję – odparł całkowicie rozluźniony,
po czym uśmiechnął się szeroko, spoglądając na papierosa, którego nadal trzymał
pomiędzy palcami i uniósł rękę na wysokość ust Chanyeola. – Chcesz? –
zaoferował i nie dostawszy odpowiedzi, dostrzegł jak młodszy chłopak pochylił
się i zaciągnął szlugiem. Zwęglony koniuszek rozsypał się na wiele ciemnych
drobinek, z czego kilka spadło na spodnie Byuna, natomiast resztę rozwiał
wiatr. Chwilę później poczuł charakterystyczny zapach dymu, gdy Park dmuchnął
mu nim w usta.
– Aż tak
zależało ci na tej roli? – mruknął, uśmiechając się blado, po czym przejechał
językiem po swoich zeschniętych wargach. Nie musiał czekać długo, aż Baek
kiwnie głową, dając mu jasno do zrozumienia, że właśnie tak jest. – A chcesz
poczuć się jeszcze lepiej?
Odpowiedź była
oczywista.
Pomieszczenie
było dosyć ciemne, a oświetlała je jedynie lampka, która co jakiś czas
nieustannie mrugała. Ciepły wiatr wpadał przez uchylone okno i falował jasną
firanką oraz zasłonami w kwiaty, których Baek nienawidził. Były brzydkie, ale
jeśli Chanyeol je lubił, on się nie odzywał. Mogły wisieć przez cały czas,
nawet jeśli odstraszały samym wyglądem. Nie pasowały do wystroju wnętrza.
Niemniej jednak było idealnie i nic nie mogło zniszczyć tego wieczoru.
Baekhyun
zacisnął mocno wargi, opierając swoją głowę o brzeg wysokiego łóżka w pokoju
Chanyeola. Uśmiechnął się blado i przymknął oczy, czując, jak powoli traci
kontakt z rzeczywistością, a świat dookoła niego wiruje. Mimo tego nie odstawił
wina, które prawie sam wypił. Drugie opróżnił Chanyeol, a wciąż pustą, szklaną
butelkę trzymał w prawej ręce, na której zaciskał palce. Spoglądał z
zadowoleniem na Byuna, który przez moment wyglądał, jakby miał zasnąć.
– Myślisz, że
mi się uda? – zapytał Baekhyun, obracając głowę w stronę swojego rozmówcy.
– Nagle wzięły
cię wątpliwości? – zakpił, unosząc prawą brew ku górze, przez co Baek zaśmiał
się wesoło, rozbawiony jego miną. – Myślałem, że jesteś zbyt pewny tego, że
mimo wszystko ci się uda. Gdzie podział się ten chłopak, który tak zawzięcie
opowiadał o swojej pasji? – prychnął, odkładając butelkę na ziemię, tuż obok
siebie, ponieważ zaczęła mu zawadzać. – Nie poznaję cię.
– Zamknij się,
Yeol – warknął, jednak nadal pozostawał w dobrym humorze. Uśmiechnął się
szeroko, wsuwając palce jednej ręki pomiędzy jasne kosmyki włosów, których
kilka pasm spadło na jego czoło i oczy. – Po prostu myślę, że miałem wielkie
szczęście, bo udało mi się, ale nie ma takiej pewności, że będzie tak dalej i
chyba właśnie to mnie przeraża. Jestem tylko człowiekiem – wyjaśnił. – Ale i
tak dam z siebie wszystko i ludzie zobaczą, że swoje marzenia, nawet te
najtrudniejsze da się spełnić. Bez względu na wszystko.
– I ty będziesz
tego dowodem.
Byun pokiwał
energicznie głową.
– Właśnie i to
jest najlepsze. Wierzę w to, że ten film odmieni moje życie. Właśnie po to
przyjechałem do Hollywood. To miasto było moją nadzieją i właściwie nadal nią
jest, dopóki nie wzbiję się tak wysoko, by być ikoną tego miasta.
– Nie mierzysz
zbyt wysoko?
– Nie, bo
wierzę w to, co mówię. Ta droga, którą cały czas dążę, prowadzi mnie wprost do
serca mojej kariery. Czekam tylko na moment, aż będę mógł bez obaw powiedzieć,
że moja praca nie poszła na marne, że w życiu zrobiłem coś wartościowego, co
pozwalało mi na odrobinę szczęścia. I myślę, że jestem blisko.
– Jesteś
pierwszą osobą, która tak otwarcie rozmawia ze mną o swoich celach i
marzeniach.
– Po prostu
jestem wyjątkowy, Yeollie. Przyzwyczaj się do tego – zaśmiał się, zmieniając
pozycję tak, by siedzieć naprzeciwko niego. Swoje ciemne tęczówki nakierował
wprost na oczy towarzysza, które przez moment miał zmrużone. – A jeśli mowa o
otwartości i szczerości względem siebie... mogę ci coś powiedzieć?
– Jasne.
– Przyjechałem
do Hollywood wyłącznie w jednym celu – zdobyć to miasto. Ale myślę, że po
jakimś czasie znalazłem kolejny.
– Jaki?
– Ty jesteś
nim, Channie – wyjawił, spuszczając na moment wzrok. – I nie mówię tego tylko
dlatego, że być może jestem pijany. Ja to czuję i mam dość trzymania tego w
sobie – ciągnął dalej, rumieniąc się nieznacznie, jednak Park nie był w stanie
tego dostrzec przez słabe oświetlenie. – I mam cholerną ochotę na to, żeby cię
pocałować.
– Więc zrób to.
Byun otworzył
szerzej oczy, przez chwilę zastanawiając się, czy się nie przesłyszał, jednak
kiedy duże ręce Chanyeola owinęły się wokół jego pasa i przyciągnęły bliżej,
wiedział, że wszystko, co wcześniej zanotował, jest niczym innym, jak prawdą.
Chwilę później ciepłe, wilgotne, smakujące winem usta złączyły się z tymi jego,
wprawiając pełne wargi w ruch. Długie palce wbiły się w jego biodra, zaraz po
tym, jak niespodziewanie wsunęły się za koszulkę, która i tak po jakimś czasie
zniknęła z ciała Baekhyuna.
– Nie wierzę,
że to robimy – sapnął cicho blondyn pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które
wydawały się nie mieć końca. Mimo to łaknął ich coraz bardziej, chciał smakować
Chanyeola jak tylko długo się da, póki tylko miał okazję.
– Mam przestać?
– Nie –
zaprzeczył szybko, owijając ręce wokół jego szyi. – Pieprz mnie, Yeol. Niczego
więcej nie chcę.
*
2000.
– To jedyny
taki wieczór, jaki ze sobą spędziliście? – zapytał jakby bardziej
zainteresowany tematem, po czym zmrużył lekko swoje oczy, zastanawiając się nad
kolejnym pytaniem. – Właściwie skąd wiedziałeś, że Baekhyun był gejem?
– Kiedy z nim
mieszkałem, to dało się zauważyć, zwłaszcza, że sam gustowałem w tej samej
płci, jak i przeciwnej. On był w podobnej sytuacji, był biseksualny – wyjaśnił
powoli, czekając aż Kris zanotuje. – I to nie był jedyny wieczór, ale jeden z
niewielu. Baekhyun po otrzymaniu roli nie miał w ogóle czasu dla mnie. Okazało
się, że skupiał się jedynie na scenariuszu, ja poszedłem w odstawkę i mimo że
cholernie byłem przez to na niego zły, to go rozumiałem.
– Żałujesz?
– Czego?
– Tego, że tak
cię zbywał. Jest wiele gwiazd, które z łatwością łączą życie zawodowe i
prywatne, a on nie potrafił.
– Szczerze? – zapytał,
a gdy w odpowiedzi dostał potaknięcie głową, zaśmiał się krótko, odwracając
wzrok od rozmówcy. – Nie. Gdybym spędzał z nim wtedy więcej czasu, bardziej bym
się do niego przywiązał i prawdopodobnie świadomość jego straty była by o wiele
bardziej bolesna – stwierdził szybko, dla wzmocnienia swoich słów kilkukrotnie
kiwnąwszy głową. – Wiesz, gdy zostałem wezwany na zidentyfikowanie jego zwłok,
myślałem, że sobie nie poradzę. Widząc jego poturbowane, zniszczone ciało,
uświadamiałem sobie, że to kiedyś był mój Baek, ten, który tak pięknie
uśmiechał się, gdy tylko wspomniało się o jego pasji. Gdybym go naprawdę
kochał, prawdopodobnie jeszcze tego dnia skończyłbym ze sobą.
– Z tego co mówisz,
śmierć zbliżała się wielkimi krokami.
– Tak.
Właściwie pierwszym był przyjazd do Hollywood, drugim wstąpienie w kadrę
aktorów filmu mojego ojca – oznajmił, przymykając oczy. – Później było już z
górki, ten chód zamienił się w bieg i nikt nie potrafił zatrzymać tego, co
miało nastąpić. Można powiedzieć, że często spotykałem się z przyczyną jego
śmierci, kiedy chodziłem na plan filmowy. Baekhyun często mnie na niego
zapraszał, co było dla mnie średnio wygodne, ale jeździłem tylko po to, by
dotrzymać mu towarzystwa. Nie chciałem, żeby był z tym wszystkim sam.
– Pamiętasz
jakieś sceny z tego filmu?
– Jakby przez
mgłę. Gdy już siedziałem na planie, obserwowałem tylko Byuna, a gdy oglądałem
ten film, starałem się nie skupiać na tym, jak Baekhyun przez niego cierpi. I
tak nigdy nie widziałem go do samego końca. Baek wyłączył nagranie w połowie i
je zniszczył. Sam później nie chciałem wracać do tych wspomnień, bo jednak były
trochę bolesne, ale niektóre sceny nadal przewijają mi się przez pamięć.
– Jakie?
– Przykładowo
moment z czytaniem listu, czy zabójstwem innej postaci, w którą wcielał się
Jaydan. Może nie były jakieś wyjątkowo ciekawe, ale zapadły mi w pamięć,
podobnie jak scena z pocałunkiem Baekhyuna z Blair. Byłem na niego wściekły.
*
1970.
– Baekhyun, włóż
w to trochę życia – zarządził reżyser, rzucając scenariuszem o niewielki
stolik, przy którym siedział, po czym nabrał więcej powietrza do płuc,
powstrzymując się przed kolejnym wybuchnięciem. – Do tej pory świetnie ci szło,
co się do cholery z tobą stało?
Byun westchnął
cicho, zaciskając usta w wąską linię, po czym przepraszającym wzrokiem spojrzał
na wściekłego reżysera, który wyglądał, jakby zaraz chciał go udusić. – Przepraszam
– powiedział zawstydzony, po chwili spoglądając na Chanyeola, który siedział na
krześle kilka metrów dalej. Czuł na sobie jego intensywny wzrok, który tylko
utrudniał.
– Powtórzymy to
jeszcze raz, ale ostatni. Skup się i nie spieprz tego – warknął, obdarzając
aktora ostrzegawczym spojrzeniem, po czym rozsiadł się wygodniej na krześle,
które było przypisane wyłącznie dla niego. Podniósł wcześniej rzucony
scenariusz, którego kilka kartek się pomięło przez zbyt mocne uderzenie. – Tylko
pocałunek, resztę już mamy – dodał po chwili. - Balir, wytrzymaj jeszcze
trochę.
– Tak to jest,
jak do filmów zatrudnia się amatorów – stwierdził kpiąco Campbell, który nagle
znikąd pojawił się tuż obok reżysera. Chanyeol zacisnął dłonie w pięści,
starając się powstrzymać od jakiejkolwiek mniej miłej odpowiedzi. Nie chciał
wszczynać awantur na planie, co prawdopodobnie jeszcze bardziej zestresowałoby
Baekhyuna. – Wiedziałem, że tak będzie.
– Jaydan? Co ty
tutaj robisz? – wrzasnął mężczyzna, obracając się przodem do chłopaka. – Powinieneś
być w garderobie i przygotowywać się do kolejnej sceny.
– Znając Byuna,
mam jeszcze dużo czasu.
Baekhyun
spojrzał na niego, jednak nie odezwał się ani słowem. To oczywiste, że wszystko
słyszał i raniły go negatywne uwagi od bardziej doświadczonych aktorów. Był
zbyt wrażliwy na krytykę, zwłaszcza taką. Nie mógł słuchać, jak ktoś wprost
oznajmiał mu, że jest beznadziejny, że nie nadaje się do tego, co kocha
właściwie całym sobą. Wiedział, że do osiągnięcia tego szczytu, który już na
samym początku sobie zarzucił jest jeszcze długa i kręta droga, ale i on musiał
jakoś zacząć, poza tym już fakt, że był tu, w Hollywood, na planie filmu
jednego z lepszych producentów filmowych, coś znaczył. I dlatego starał się
ignorować te docinki, które jednak stawały się coraz bardziej uciążliwe.
– Campbell,
czasami do ciebie i reszty siły nie mam – westchnął reżyser, marszcząc groźnie
czoło. – Na chwilę was się spuści z oczu i już wszyscy łazicie po całym planie,
jakbyście nie mogli zostać w jednym miejscu. Jak dzieci, głupie, denerwujące
bachory, których nienawidzę – dodał z jadem w głosie, powracając do śledzenia
dwójki aktorów stojących naprzeciwko i kilka stażystów przewijających się w
tle. Każdy był wykończony, zwłaszcza przez upał, który tego dnia im
towarzyszył. Wiatraki dużo nie dawały, zwłaszcza, gdy stoi się w samym słońcu,
które z minuty na minutę świeciło coraz bardziej. – Ale nieważne. Gotowi? – zapytał.
W odpowiedzi dostał dwa niepewne kiwnięcia głową. – Akcja.
Chanyeol starał
się nie zaciskać tak mocno warg ze zdenerwowania, kiedy pełne usta Blair
łączyły się z tymi Baekhyuna. Wmawiał sobie, że to tylko film, choć coraz
bardziej żałował, że jakkolwiek pomógł Byunowi, a mógł siedzieć cicho i nie
robić zupełnie nic.
*
2000.
– Czyli byłeś
zazdrosny o głupie pocałunki na planie? – prychnął Kris z rozbawieniem. – Skoro
Baekhyunowi nie wychodziły, to znaczyło, że nie był z nich zadowolony.
– Teraz to wiem
– odpowiedział zgodnie z prawdą Park, uśmiechając się lekko na samo
wspomnienie. – Ale gdy we wszystkim sam bierzesz udział, nie jesteś w stanie
dostrzec niektórych rzeczy czy sytuacji. Dopiero z perspektywy czasu jest to
możliwe i przekonałem się o tym na własnej skórze. Byłem młody, trochę narwany
i chyba za bardzo chciałem mieć Baekhyuna dla siebie, zupełnie na wyłączność.
Myślę, że przez chwilę chciałem go całkowicie ograniczyć, sprawić, żeby widział
tylko mnie, dlatego też byłem zazdrosny o każdą głupią, błahą rzecz. On to
zauważył, dlatego w końcu przestał mnie zapraszać na plan.
– Sam sobie
zaszkodziłeś.
– Tak – zaśmiał
się smutno. – Przez to na chwilę się od siebie oddaliliśmy. Baekhyun niemal
zamieszkał na planie, a ja całkowicie zająłem się pracowaniem. I w pewnym
momencie zdałem sobie sprawę, że żyjemy za szybko, za szybko mówimy i za szybko
jemy obiad w osobnych pokojach. Za szybko mijamy się w drzwiach rankiem. I
wtedy chciałem się zatrzymać, ale nie wiedziałem jak... Przymusem wróciłem do
trybu życia sprzed poznania Baekhyuna. Przez ten okres, kiedy kręcony był film,
prawie cały czas się mijaliśmy, prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, ona
miał swoje życie, a ja swoje. Nie było czasu na przyjemności.
– Czyli wtedy
Baekhyun zaczął pokazywać swój prawdziwy charakterek? Bo jak dotąd niesamowicie
pozytywny i wesoły.
– Można tak
powiedzieć – stwierdził, złączając swoje dłonie, po czym splótł palce. – Nigdy
wcześniej nie kłóciłem się z Baekhyunem. Nie było ku temu powodów, raczej
pozostawaliśmy w dobrej relacji i całkowicie mi to odpowiadało. Baek wtedy mnie
oczarował sobą, zacząłem go podziwiać i właściwie nie widziałem żadnej innej
osoby poza nim. Bardzo go lubiłem i szanowałem. Zazdrościłem mu tego zapału i
zamiłowania do swojej pasji. Ale wtedy znałem tę pozytywną stronę Baekhyuna. Ta
negatywna chowała się w cieniu i czekała na dobry moment, by wyjść. Jego charakter
był trudny, później, gdy już go znałem, Baek jednego dnia był wesoły i radosny,
a drugiego nie odzywał się do mnie, bo najprawdopodobniej był na mnie obrażony.
Nie wiem dlaczego tak się działo, być może przez stres związany z filmem?
Zakończenie zdjęć zbliżało się wielkimi krokami, co wiązało się ze
zdenerwowaniem. Mój ojciec też był wtedy trochę rozdrażniony, nie dało się z
nim rozmawiać, dlatego całkowicie go unikałem. Wszyscy wyczekiwali na premierę
filmu, ale też się jej bali. Choć pozostało jeszcze trochę czasu do końca.
– Aktorzy
wyczekiwali tej premiery w przeciwieństwie do niektórych widzów.
– Tak,
zainteresowanie filmem nie było aż tak duże jak przy innych produkcjach mojego
ojca. Nie mówiono o nim zbyt wiele, dlatego trzeba było znaleźć środek, by to
zainteresowanie gwałtownie wzrosło.
– Twój ojciec go
znalazł.
– Tak. I to
właściwie przez niego po praz pierwszy pokłóciłem się z Baekhyunem. Byłem na
niego zły, bo przyjął ofertę, a raczej rozkaz.
– Co dokładnie
nim było?
– Miał umawiać
się z Blair, co nie pasowało całej trójce, czyli Byunowi, Willson i Jaydanowi,
który był jej dobrym przyjacielem, czy może kimś więcej. Oczywiście ja tego nie
mogłem wiedzieć, nikt nie wtajemniczył mnie w ten plan, a Baekhyun nie miał
kiedy mi o tym powiedzieć. Wychodził do studia, kiedy ja jeszcze spałem, a ja
wracałem z pracy, kiedy jeszcze go nie było. Ciągle był zajęty, a o tym, że się
z nią spotyka, dowiedziałem się z gazety.
– Długo się
umawiali?
– Niezbyt. To
był chyba pierwszy artykuł o nich, więc dowiedziałem się na początku tej całej
afery. Ale to właściwie było wygodne dla mojego ojca. Film miał się stać
bardziej popularny, a i zniknęły pogłoski, że to ja załatwiłem Baekhyunowi
rolę. – Chanyeol nawilżył językiem zeschnięte wargi i wbił wzrok w Krisa. –
Szkoda tylko, że w paru kwestiach ten cały jego plan zawiódł.
Kris skinął
głową, całkowicie się z nim zgadzając.
– I Baekyun nie
tłumaczył się z tego?
– Tłumaczył,
znałem mojego ojca, więc mu uwierzyłem, choć nie byłem zadowolony. Ale kłótnie
nie ustały, często się o to sprzeczaliśmy.
*
1970.
Zacisnął mocno
wargi, uderzając palcami o blat stołu w kuchni. Jego wzrok skierowany był na
uchylone okno, przez które wpadały hałasy z ulicy, mieszające się z grającym
radiem położonym wysoko na szafce. Jego powieki momentami opadały ze zmęczenia,
jednak równie szybko je podnosił, nie pozwalając na zaśnięcie. Nie liczył
godzin od powrotu. Minęło ich zbyt wiele, nie miał siły, by śledzić na zegarze
każdy ruch wskazówek z tych wielu sekund i minut, które coraz bardziej się
dłużyły. Kiedy wyszedł z pracy, miał nadzieję zastać Baekhyuna w domu. Mieli
wyjść razem do Lucky Devils,
ewentualnie posiedzieć trochę na plaży. Przecież to sobie obiecali, ale
najwyraźniej jeden z nich o tym zapomniał.
Powoli
przestawał się łudzić. I tak już się zawiódł, nie chciał jeszcze większego
rozczarowania. Wystarczyło to, że już teraz siedział samotnie ze świadomością,
że Baekhyun najwyraźniej w świecie go wystawił. Pierwszy raz zawsze bolał
najbardziej, a Park nie był przyzwyczajony, choć można było rzec, że i tak był
bardziej wytrzymały od Baekhyuna. Mniej odporny na cierpienie. Mimo to ten letni smutek dopadł i jego.
Otworzył
szerzej oczy dopiero, gdy usłyszał trzask drzwi wejściowych. Tak jak myślał,
chwilę później do kuchni wszedł Baekhyun z szerokim uśmiechem na twarzy. Od
razu spojrzał bez zrozumienia na Chanyeola, który jedynie zacisnął wargi w
wąską linię, nie ruszając się z miejsca ani na chwilę. Zastanawiał się, czy
mówienie czegokolwiek miało sens. Przez to znów najprawdopodobniej nie będą się
do siebie odzywać przez kilka kolejnych dni, staną się dla siebie zupełnie
obcy.
– A tobie co
się stało? - zapytał Baekhyun, opierając się o ścianę. Spoglądał niepewnie na
Chanyeola, bojąc się, że zaraz ten zdenerwuje się jeszcze bardziej. Doskonale
wiedział, że coś leży mu na sercu, dlatego też chciał się dowiedzieć co. –
Myślałem, że ucieszysz się, jak wrócę.
Chanyeol
prychnął, kręcąc z rozbawieniem głową.
– Ucieszyłbym
się, gdybyś był wcześniej, tak jak obiecywałeś.
– Channie,
ja... – zamilknął na chwilę, spuszczając wzrok. – Ja nie mogę pamiętać o
wszystkim. Przepraszam – mruknął, podchodząc bliżej, po czym kucnął tuż przy
nogach swojego chłopaka. Podniósł głowę do góry tak, by mieć doskonałą
widoczność na jego twarz. – Bardzo się gniewasz? – zapytał, a w odpowiedzi
dostał śmiałe kiwnięcie głową. - To nie było zamierzone. Następnym razem
wywiążę się z obietnicy.
– Jeśli będzie
ten kolejny raz.
– O czym ty
mówisz?
– Nie widzisz,
że oddalamy się od siebie przez ten pieprzony film?! – krzyknął, zrzucając ze
swoich kolan ręce Baekhyuna, po czym wstał, oddalając się kilka metrów od
niego. – Przez ten film całkowicie ci odbiło. Ten dom stał się dla ciebie hotelem
i jestem zdziwiony, że znajdujesz jeszcze czas, by przychodzić tu spać. Kiedy
ostatnio dłużej rozmawialiśmy? Miesiąc temu, gdy odwoziłem cię na plan? –
warknął, przymykając oczy. – Głupia aktorka staje się ważniejsza ode mnie, bo
dzięki niej film zdobędzie większy rozgłos... Wolisz chodzić z nią po mieście,
niż wrócić wcześniej. Specjalnie dla ciebie zwolniłem się wcześniej z pracy i
co? Ciebie nie było.
– Dobrze wiesz,
że wybór nie należał do mnie – odburknął, wstając z podłogi.
– To nieprawda,
Baek – zarzucił, wbijając chłodne spojrzenie w ciało blondyna. – Gdybyś był
dobrym aktorem, poradziłbyś sobie bez tego. Tylko ci podrzędni potrzebują
pomocy. – Dopiero z ostatnim wypowiedzianym słowem zdał sobie sprawę z tego,
jak wielkie znaczenie miała ta wypowiedź, jak wiele mogła ona zmienić. Zbyt
późno zacisnął usta. – Baekhyun...
Chłopak
spojrzał na niego smutno, po czym pokiwał głową, starając się powstrzymać łzy. –
Rozumiem – szepnął, wychodząc z pomieszczenia.
*
2000.
– Baek chyba za
bardzo przyjął to sobie do serca.
– Przecież
miałeś rację.
– Nie wiem,
chyba nie – zaprzeczył. – Przecież Baekhyun był świetnym aktorem. Wiele razy to
udowodnił, po prostu ja byłem za bardzo zdenerwowany. Powiedziałem to, nie
kontrolując się i żałowałem tego. Może nie od razu, ale później. To przyniosło
jakieś skutki.
– Po tym długo
się do ciebie nie odzywał?
– Nie, co było
dosyć dziwne, bo normalnie unikałby mnie jak ognia, albo byłby dla mnie
nieznośny. Kilka razy wcześniej też się kłóciliśmy, więc znałem jego
zachowanie. Wtedy mnie zaskoczył, kiedy na drugi dzień udało mi się go
przeprosić. Przyjął przeprosiny niemal od razu i nawet poprosił reżysera o
dzień wolny, tylko dlatego, bo chciałem wziąć go na randkę.
– I bez
problemu się zgodził?
– Problemy
były, ale udało się. A ja byłem zadowolony, bo wreszcie mogłem spędzić z nim
choć trochę czasu, którego niewątpliwie mi brakowało. Zabrałem go wtedy do drive cinema. Grali wtedy Hello, Dolly. I szczerze powiedziawszy z
tego filmu nie zapamiętałem zbyt wiele.
*
1970.
Gwiazdy wisiały
wysoko na niebie, a ciepłe powietrze wpadało przez otwartą szybę. Wśród
ciemności był widoczny duży ekran, w którego stronę skierowane były wszystkie
zgromadzone auta na wielkim placu, w tym i ich. W tamtym momencie samochodowe
fotele stawały się kinowymi siedzeniami, a otwarta przestrzeń salą. Nie
brakowało niczego, nawet popcornu, który spoczywał dokładnie pośrodku, ułożony
tak, by się nie rozsypał tuż obok dwóch splecionych ze sobą dłoni. Długie palce
mocno zaciskały się na tych nieco mniejszych, smukłych i zadbanych. Zupełnie
jakby Chanyeol trzymał dłoń dziewczyny tak delikatnej i subtelnej, ale on nie
chciał nikogo na miejsce Baekhyuna. Wydawało mu się, że właśnie ten czas jest
wyjątkowy, bo właśnie ten chłopak jest przy jego boku i nie ma zamiaru
odchodzić, myślał, że tak pozostanie i faktycznie tak było, aż do czasu
premiery filmu.
Obrócił głowę w
stronę Baekhyuna, który z zaciekawieniem chłonął akcję filmu. Lubił ten widok,
był tak bardzo codzienny, jednak nadal wyjątkowy i nigdy mu się nie nudził.
Czuł się naprawdę dobrze, obserwując te duże, podkreślone oczy eyelinerem,
które czasem zapominały nawet o mrugnięciu.
– Oddychaj –
zaśmiał się, nie odrywając wzroku od Byuna. – Jak tak dalej pójdzie, będę
musiał znaleźć inne miejsce na naszą kolejną randkę – stwierdził, z
rozbawieniem przyglądając się, jak Baekhyun spogląda niepewnie w jego stronę z
delikatnym uśmiechem.
– Przepraszam –
powiedział nieco zawstydzony, po czym wzmocnił uścisk dłoni. – Po prostu już
tak mam, więc chyba tak, zabieranie mnie na randkę do kina, nie jest najlepszym
pomysłem – ciągnął dalej, uśmiechając się blado. Ten uśmiech tak bardzo do
niego pasował. – Następnym razem po prostu pójdźmy do Lucky Devils. Albo na
plażę.
– Bywasz tam
codziennie.
– Wcale nie –
oburzył się, wydymając lekko policzki, co wywołało salwę śmiechu u Chanyeola. –
Kręcenie kilku scen na plaży się nie liczy, poza tym znów przenieśliśmy się do
studia. Trwają ostatnie poprawki, więc już nie ma co liczyć na kolejne
spędzanie czasu nad wodą. Choć łączenie pracy z przyjemnością było fajne –
mruknął, po czym spojrzał na duży ekran ustawiony kilkanaście metrów dalej. –
Choć na kolejną randkę też możesz mnie tu zabrać, tyle że film, który będziemy
oglądali, będzie tym, w którym zagram.
– Myślę, że już
większość scen znam na pamięć.
Baekhyun
zachichotał, kiwając ze zrozumieniem głową.
– Przyzwyczajaj
się.
– Czyli mam
rozumieć, że już szykujesz się do kolejnej produkcji?
– Dokładnie
tak. Dopiero się rozglądam, ale chciałbym w czymś jeszcze wystąpić. Nie chcę
skończyć na jednym filmie, nie wystarczy mi te pięć minut. Chcę grać do samego
końca mojego życia, chcę być dumny z tego, że jestem aktorem. Nie wiem, czy
mnie zrozumiesz, ale to dla mnie naprawdę ważne – powiedział, po czym zerknął
kątem oka w bok. – Być może cenię się zbyt wysoko, ale nikt nie zabroni mi
marzyć, a te marzenia w mojej głowie są idealne i chcę, by stały się
rzeczywistością.
– Nie, Baek –
przerwał mu Chanyeol, przykładając tę wolną rękę do jego nieco zarumienionego
policzka. – Mówisz prawdę, tylko może poczekaj z tym spełnianiem reszty marzeń,
aż zakończy się premiera tego filmu? Choć przez chwilę odetchnij i odpocznij.
– Mówisz to
tylko dlatego, bo chcesz spędzić więcej czasu ze mną, tak?
– Być może –
odburknął, zbliżając się do twarzy blondyna. – Nie wiń mnie, po prostu tęsknie
za tobą. Oddalamy się od siebie, a właśnie tego zawsze chciałem uniknąć. Zróbmy
coś, żeby było lepiej, naprawmy tę relację, żebyśmy później niczego nie
żałowali.
Bakehyun
spuścił na chwilę głowę w dół, nadal czując stanowczy, acz delikatny dotyk
młodszego chłopaka na swojej rozgrzanej skórze. Sam nie wiedział dlaczego tak
bardzo mu gorąco, czy przez ciepłe powietrze, czy może przez bliskość Parka i
sytuację, która stawała się coraz bardziej intymna, przynajmniej dla niego.
Jego serce biło mocno, a ręce nieco drżały, ale nie dał tego po sobie poznać.
Nadal nie był przyzwyczajony do takiej relacji, mimo że od ich pierwszego
zbliżenia minęło już wiele czasu. Miał wrażenie, że każdy pocałunek z
Chanyeolem jest tym pierwszym, który należy zapamiętać.
– Yeollie? -
mruknął, unosząc głowę. – Kochasz mnie, prawda? – Chwilę później słyszał, jak
chłopak potakuje. – I będziesz mnie kochał zawsze, tak? – I tym razem otrzymał
pozytywną odpowiedź. – I wiesz, że ja nigdy nie dam ci ode mnie odejść?
– Tak, zdążyłem
zauważyć – powiedział, powoli całując lekko rozchylone wargi Baekhyuna. – Ty
ode mnie też nie odejdziesz, mam rację?
Nie usłyszał
nic, bo usta Baekhyuna naparły na jego, niespiesznie je całując. Sam nie
wiedział, czy może zaliczyć to jako odpowiedź, ale chciał wierzyć, że tak
właśnie jest, bo przy nim czuł się wyjątkowo, nawet jeśli ta chwila miała trwać
tylko przez moment. Ale pocałunki Byuna były wieczne, tak samo jak jego dotyk i
ciche pomruki, które świetnie zastępowały słowa. Dopiero, gdy oderwali się od
siebie, Park spojrzał w głębokie, ciemne oczy, które przypominały mu kolor
czarnej kawy i uśmiechnął się zdyszany, ostatni raz przelotnie muskając tak
bardzo bliskie mu wargi.
– Nigdzie nie mam zamiaru uciekać – odparł po
chwili ciszy, po czym ponownie zatopił się w pocałunku.
4.
1970.
– Szukasz
czegoś? – Usłyszał melodyjny głos tuż za sobą. Zacisnął mocno palce na
materiale brązowego płaszcza, który musiał na siebie założyć mimo panującego
gorąca. Sam nie wiedział, czy cokolwiek ma odpowiadać, czy może lepiej będzie,
jak wyjdzie. Wiedział, że Blair jest na niego zła, a najprawdopodobniej
ciągnięcie z nią rozmowy, będzie początkiem kłótni. A przecież obiecał sobie,
że na planie odsunie od siebie wszystkie te negatywne myśli i pozostanie
czysty, a towarzyszyć mu będzie jedynie pasja.
– Uhh, tak –
mruknął po chwili zastanowienia, obracając się przodem do dziewczyny. Jak
zwykle wyglądała ślicznie- ucharakteryzowana do kolejnej sceny, jednak nadal
pozostawało w niej coś oryginalnego, naturalnego. – Mój scenariusz nagle
zniknął, a nie pamiętam kilku linijek tekstu – jęknął niezadowolony, odkładając
wierzchnie nakrycie na krzesło stojące tuż obok.
– Pożyczyć ci
swój? – zapytała, natomiast Baekhyun kiwnął głową z ulgą. – W takim razie zaraz
ci przyniosę. – Mimo swoich słów nie wyszła z garderoby, a weszła głębiej,
siadając na wcześniej wspomnianym krześle, zerkając w stronę ustawionego
naprzeciw lustra. – Czekałam wczoraj na ciebie – powiedziała z żalem,
zaciskając w zdenerwowaniu usta w wąską linię. – Powiedziałeś, że przyjdziesz.
Cztery, pieprzone godziny, Baekhyun – warknęła, posyłając mu pełne wściekłości
spojrzenie. – Dobra, rozumiem, że masz swoje życie, że ja jestem w nim zbędna,
bo naprawdę tak jest, ale mogłeś powiedzieć... Ten czas poświęciłabym czemuś
innemu, nie siedzeniu na dworze z tą paskudną myślą, że mnie olałeś.
– Przepraszam,
Blair – odrzekł od razu. – Nie zrobiłem tego celowo.
– Ach tak? – zakpiła.
– Czyli teraz mi powiesz, że przypadkiem zapomniałeś?
– Nie wiem –
powiedział, kładąc ręce na oparciu krzesła, na którym siedziała Willson. – Nie miałem czasu na myślenie o całym tym
planie producenta. Chyba zaczyna mnie męczyć. Nie zrozum mnie źle, lubię cię,
ale wciskanie ludziom kłamstw nie jest tym, czego oczekiwałem.
– A co ty
myślałeś, Baekyun? To show biznes, nie koncert życzeń. Najwyraźniej jeszcze
tego nie zauważyłeś, ale tu nie ma miejsca na takie zachowanie. Jeśli chcesz
być tym, którego będą kochać miliony, musisz się dostosować innym. I przede
wszystkim spełniać ich polecenia. Nie wiem jak ty, ale ja to wszystko biorę na
poważnie. Po tym filmie chcę mieć zagwarantowaną świetną przyszłość, ale
ograniczasz mnie, olewając.
– Ostatnio
zauważyłem, że często zawodzę ludzi.
– Postaraj się,
żebyś nie zawiódł samego siebie – fuknęła, zeskakując z krzesła, po czym po raz
ostatni obrzuciła chłodnym wzrokiem Byuna. – Wtedy konsekwencje mogą być
nieodwracalne.
*
2000.
– Podczas trwania zdjęć, Baekhyun na coś
narzekał?
– Z początku
nie – odpowiedział całkowicie przygotowany na takowe pytanie. – Nie mówił mi
często o swoich problemach. To znaczy... wiele razy wspominał, że się obawia
końca kręcenia filmu czy jego późniejszej kariery, ale z innymi kryzysami,
które pojawiały się w jego życiu, starał się jakoś sobie poradzić sam. Nie
lubił zawracać mi głowy. Dopiero, gdy zauważyłem, że chodzi strasznie
przewrażliwiony i niemal jest zdolny do tego, żeby zabić samym wzrokiem, siłą
wymusiłem, o co chodzi. I powiedział mi, ale niechętnie.
– O co
chodziło?
– O drobne
wypadki na planie. Niby nic strasznego, bo zaginiony kostium czy scenariusz nie
zwiastuje końca świata. – Zaśmiał się, spoglądając na dziennikarza, który mu
zawtórował. – Ogólnie te wypadki wydawały mi się niesamowicie dziecinne i
żałosne, dopóki nie przybrały na sile. Bo właściwie scenariusz Baek sam mógł
zgubić, a kostium wziąć asystentki, by go przeprasować. Dlatego powiedziałem mu
wtedy, żeby się nie przejmował i całkowicie skupił na tym, czego od niego
oczekują. I myślę, że naprawdę chciał to zrobić, ale się nie udało.
– Dlaczego?
– Bo było coraz
gorzej, ale nie na tyle źle, by się obawiać. Często byłem świadkiem tego, jak
Baekhyun odbierał nieprzerwanie dzwoniący telefon, a w odpowiedzi dostawał
jedynie ciszę. Wiele było takich głuchych telefonów, dlatego w końcu go
odłączyliśmy. Włączyłem go ponownie na kilka dni przed śmiercią Baekhyuna.
– Dowiedzieliście
się, kto go nękał?
– Nigdy nie
byliśmy pewni stuprocentowo, ale podejrzewaliśmy Jaydana. On i tak zbyt wiele
namieszał w życiu Byuna. Wiele razy zdarzyło mu się wszcząć z nim kłótnię o grę
aktorską, sam kasting, a nawet Blair. To było widać, że był o nią zazdrosny. W
końcu i tak się zeszli, ale i tak szybko się rozstali. Willson w
przeciwieństwie do Campbella miała serce i potrafiła zrozumieć innych, choć
sama do świętych nie należała. Różnili się od siebie. Poza tym, wszystko, co
było związane z tym filmem, było nieźle popaprane.
Kris skinął
głową, notując.
– Przejdźmy
teraz do tej bardziej medialnej części życia – zasugerował Kris, po czym
spojrzał z uwagą na kilka drobno już zapisanych kartek, które przed publikacją
wymagały częściowej obróbki i lekkiej korekty, jak i zaakceptowania. – Po
waszej randce w Drive Cinema zostało niewiele czasu do premiery wyczekiwanego
filmu – stwierdził, natomiast Chanyeol pokiwał twierdząco głową. – Plan twojego
ojca jakoś pomógł w rozreklamowaniu produkcji?
– Można
powiedzieć, że tak – mruknął brunet, przypominając sobie artykuły wielu gazet,
które informowały o romansie wschodzących gwiazdek. – Zainteresowanie filmem
wzrosło, ale również i życiem aktorów, co już nie było tak korzystne, jak na
początku zakładano. Być może inni na tym skorzystali, niestety nie Baekhyun. Na
miesiąc przed premierą filmu było dobrze, Baek był pełny zapału i nadziei.
Wiedziałem, że naprawdę był zadowolony ze swojej pracy i nie żałował tego czasu
spędzonego na planie.
– Z tego co
słyszałem, film dosyć szybko nakręcono.
– Tak, ale
tylko dlatego, że reżyser bardzo się pospieszył i właściwie przetrzymywał
aktorów w studiu przez długie godziny, więc całość była gotowa pod koniec 1970
roku. Myślałem, że zejdzie ich do połowy 1971, ale udało się wcześniej. Być
może przez ten pośpiech nie wyszło.
Kris zanotował
w umyśle wypowiedź Chanyeola, po czym kiwnął głową, gdy zapisał ostatnie
zdanie. Po chwili rozprostował palce, czując jak zaczynają boleć od ściskania
pióra. Był zmęczony, ale wiedział, że do końca wywiadu nie zostało wiele.
Kończył się, tak samo jak życie Baekhyuna. Wu znał ogólną historię, wiele razy
spotkał się z krótkimi opisami w starych gazetach, jednak wszędzie była tylko
jego śmierć, natomiast o reszcie nie wiedział, dlatego nawet jeśli wcześniej
był sceptycznie nastawiony do tego wywiadu, to teraz nie żałował, że podjął ten
temat. Historia niespełnionej gwiazdy Hollywood zdała się być naprawdę ciekawa
i wyjątkowa.
– Jak Baekhyun
zachowywał się tuż przed premierą?
– Denerwował
się, nawet bardzo. Gdy pytałem go o coś, odpowiadał krótkimi słówkami, a na
dłuższą rozmowę nawet nie można było liczyć. Nie odzywał się prawie w ogóle,
też raczej nigdzie nie wychodził. Siedział najczęściej w salonie i przeglądał
scenariusze sztuk, w których grał. Był spokojny, może domyślał się swojej
życiowej porażki? To było dziwne, bo byłem przekonany, że będzie
podekscytowany, tak jak było podczas kręcenia scen.
– A jak było
podczas samej premiery?
– Pamiętam, że
strasznie się trząsł. Miał problemy z samym założeniem muszki, dlatego dużo mu
wtedy pomogłem. Tego dnia miał zobaczyć siebie na wielkim ekranie. Dla każdego
innego początkującego aktora to legendarna chwila. Dla Baekhyuna stała się
najgorszym koszmarem.
– Tak,
słyszałem o tym niejednokrotnie. Posypało się wiele negatywnych opinii. Nawet
podczas seansu.
– Nikt nie
mówił tego wprost i na tyle głośno, żeby Baekhyun usłyszał, ale sam wiedział,
że ten film to porażka. Gdy oglądał go po raz pierwszy, wtedy w kinie, wyszedł
z sali prawie na samym początku. Powiedział mi później, że podczas kręcenia
filmu czy czytania scenariusza wszystko wydawało się lepsze. Dopiero po
obejrzeniu paru scen, zrozumiał, że to był zły start, bo prawdopodobnie gdyby
nadal grał tylko w teatrze, byłby szczęśliwy, przynajmniej tak bardzo by się
nie zawiódł.
– Czyli tamten
dzień był powodem podjęcia jego kolejnych decyzji?
– Być może, ale
było jeszcze wiele innych czynników. Kiedy wszystkie tak nagle się skumulowały,
Baek po prostu pękł, nie wytrzymał. Tak samo, jak dostał kopię filmu. Kasetę
zniszczył, nigdy nawet nie obejrzał tej produkcji do końca, ja również nie
miałem okazji. W jednym momencie wszystkie jego marzenia i nadzieje legły w
gruzach, zniknęły... i myślę, że nie wróciły już nigdy więcej. Mimo to i tak
zostały niezapomniane, nieświadomie dążył do tego, by je spełnić. Nie planował
tego, wyszło niespodziewanie, ale on tego wiedzieć już nie mógł.
– Myślisz, że
jakby jeszcze chwilę poczekał, cokolwiek by się zmieniło?
– Chyba tak,
choć gdyby nadal żył, nie wiem, czy nadal ludzie interesowaliby się jego
twórczością, tym, czym była dla niego pasja.
– Rozumiem –
stwierdził po chwili milczenia, po czym wstał od stołu, odkładając długopis na
biurku tuż obok notatnika, który w tamtym momencie był dla niego najcenniejszym
przedmiotem. – Myślę, że przyda nam się chwila przerwy. Chyba, że nadal ciągnąć
tę serię pytań i skończyć wywiad wcześniej?
– Nie, przerwa
to dobry pomysł – przyznał, po czym odsunął się od mebla, przy którym siedział,
rozprostowując kości. – Wrócę za dziesięć minut – poinformował po momencie,
następnie pokierował się do drzwi prowadzących z kolei na długi spowity bielą i
brązem, jasno oświetlony korytarz. Podszedł do windy znajdującej się
naprzeciwko, po czym wszedł do środka. Był zmęczony, a świetny humor, który
trzymał się od ranka, wraz z rozpoczęciem wywiadu nagle wyparował. Sam nie
wiedział dlaczego się na to zgodził, przecież po śmierci Baekhyuna obiecał
sobie, że zapomni o tych wszystkich wydarzeniach i nigdy już do nich nie wróci.
Podjęta decyzja była spontaniczna, zdecydował się na nią na poczekaniu, gdy
dostał telefon od Krisa. Poza tym sam do końca nie wiedział, na co się zgadza.
Na początku żałował, ale później zdał sobie sprawę z tego, że jednak opowiadanie
tego wszystkiego nie jest takie okropne, jak na początku myślał. Wyrzucenie z
siebie tych wszystkich informacji było wygodne, bo tak nagle poczuł się
lżejszy, bez tego brzmienia, które przez wiele lat mu towarzyszyło.
Gdy wyszedł z
windy, od razu skierował się w stronę oszklonego wyjścia na zewnątrz, zza
którego dostrzegalna była ulica. Mimo wieczornej pory widział wiele samochodów
przez nią przejeżdżających podobnie jak przechodniów przechadzających się po
chodnikach. Tęsknił za tym miastem, w końcu rozstał się z nim przeszło
dwadzieścia pięć lat temu. Po śmierci ojca, gdy przejął cały majątek po nim
pozostawiony, spakował walizki i kupił bilet do Nowego Jorku, gdzie osiedlił
się na stałe. Tam rozpoczął nowe życie. Znalazł dobre mieszkanie właściwie w centrum
i wraz z upływającymi latami otworzył własną działalność. Początkowo myślał, że
własne wydawnictwo może nie wypalić, ale od zawsze był w jakiś sposób związany
z książkami i gazetami, dlatego mimo wszystko nie poddał się i wreszcie, po
paru wzlotach i upadkach wyszedł na prostą, a sama korporacja okazała się
strzałem w dziesiątkę. Nie żałował, że rozpoczął nowy etap w swoim życiu, że
wreszcie odnalazł swoje szczęście, na które tak bardzo zasługiwał. W końcu
udało się, ustatkował się, znalazł żonę, zerwał z przykrymi wydarzeniami, które
w jakiś sposób dawały o sobie znać. Na początku myślał, że nigdy od nich nie
ucieknie, ale i z biegiem lat zaczął zapominać. Okazało się, że czas potrafił
uleczyć rany. A ten dzień był idealnym na całkowite zerwanie z tamtą historią.
Usiadł na
ławce, która stała pusta przed dość nowocześnie wyglądającym budynkiem, po czym
zamknął oczy, wsuwając dłonie do kieszeni spodni od garnituru. Uśmiechnął się,
czując pod palcami powierzchnię zmiętej kartki oraz zaraz obok niej
zapalniczki, którą zawsze przy sobie miał, podobnie jak paczkę fajek, z którymi
chciał się wreszcie rozstać. To przez Baekhyuna zaczął palić i szczerze
powiedziawszy nienawidził tego uzależnienia. Wiedział, że to go zabija, dlatego
nie chciał więcej doprowadzać do przedwczesnej śmierci. Ale mimo to zapach
papierosów kojarzył mu się z młodością, czasami, gdy miał dwadzieścia lat i
mieszkał w Hollywood, kiedy myślał, że jest szczęśliwy, bo ma przy sobie
Baekhyuna, który w końcu od niego odszedł. Czuł się po części winny, dlatego
właśnie chciał zapomnieć. Starał się i był już temu bliski.
Kiedy swoje
oczy miał mocno zamknięte, wydawało mu się, że czas wcale nie ruszył do przodu,
że nadal jest lato 70 roku. To właśnie wtedy poznał Byuna. I sam tak do końca
nie wiedział, czy to najgorsza rzecz, jaka mogła mu się przytrafić, czy wręcz
przeciwnie. Gubił się, być może przez to, że Bakhyun potrafił go omotać wokół
palca przez kilka miesięcy, jakie się znali...
*
1970.
– Jak się
czujesz? – zapytał Chanyeol, starając się jakkolwiek wesprzeć na duchu swojego
chłopaka, który niemal trząsł się ze strachu. Nie poznawał go, nawet przed
występami w teatrze nie był tak speszony i wystraszony. To niebywałe, jak
bardzo zmienił się przez zaledwie kilka dni. – Jesteś strasznie blady.
– Nie wiem,
Yeol – przyznał po chwili, spoglądając na niego niepewnie. – Jednocześnie mam
ochotę skakać z radości i zamknąć się gdzieś, żeby nie mieć dostępu do kina.
Ten wieczór może odmienić wszystko. Na lepsze lub gorsze, tego nie jestem
pewien i właśnie to mnie przeraża – westchnął, zaciskając usta w wąską linię.
Uśmiechnął się słabo, wyglądając niesamowicie blado i krucho równocześnie.
Denerwował się, widział tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na premierę.
Każda para oczu skierowana była w jego stronę. Czuł się skrępowany, trochę
przestraszony, ale mimo to drzemało w nim małe ziarenko szczęścia. Nie mogło
się jednak ujawnić przez złe przeczucie, które niemal go atakowało, nie dając o
sobie zapomnieć ani na moment.
– Myślę, że
zaraz się przekonasz.
– Nie wiem, czy
chcę.
– I co, teraz,
gdy spełniły się twoje marzenia, ty chcesz stchórzyć?
– Nie rozumiesz
mnie, Chan – westchnął, zaciskając palce na podłokietnikach kinowego siedzenia,
w którym siedział. – To, co teraz się dzieje, nie dotyczy ciebie, więc to
proste, że te obawy czy dziwne przeczucia cię nie dopadają. Ale choć przez
chwilę postaw się na moim miejscu i pomyśl, że za kilka chwil albo wygram
życie, albo całkowicie je stracę.
– To tylko film, Baekkie. Mówisz o tym
jakbyś zaraz miał umrzeć.
Byun otworzył
na chwilę usta, by odpowiedzieć, jednak powstrzymał się, całkowicie milknąc.
Swój wzrok przeniósł na Blair siedzącą po jego drugiej stronie, która również
wyglądała na spiętą i być może po części przestraszoną. Mimo to próbowała to
ukryć pod subtelnym, ale nieszczerym uśmiechem, który jednak pasował do niej.
Niedługo później kątem oka zerknęła na swojego sąsiada, który nie oderwał od
niej spojrzenia.
– Spokojnie –
poprosiła, przechylając lekko głowę w bok. Jednak jej słowa nie dały zbyt
wielki efekt. – Pomyśl, że za jakiś czas wyjdziesz stąd zadowolony. Niedługo
później dostaniesz mnóstwo ofert do zagrania w wielu innych filmach. Bądź
dobrej myśli.
– Chyba nie
potrafię.
– Dlaczego?
– Przeczucie.
– Nie sugeruj
się nim – poradziła, gniotąc w rękach czarną torebkę, którą dopasowała do
sukienki przeznaczonej właśnie na ten wieczór. – Często jest mylne i właśnie
tak może być i w tym przypadku, a ty niepotrzebnie się martwisz. Wcześniej
przecież wyczekiwałeś tego dnia i nie mogłeś się go doczekać – zaśmiała się,
wykrzywiając usta w pełnym uśmiechu.
– Ale ja mam
podobne przeczucia – stwierdził Jaydan, nachylając się nad szatynką, która
westchnęła jedynie, krzywiąc się. – Baekhyun ma prawo tak myśleć, bo
prawdopodobnie to on wszystko spieprzył w tym filmie. Chyba teraz sam się boję
go oglądać, a jeżeli już zacznę, będzie mi niedobrze przez cały czas. Tak to
jest, jak margines społeczny bierze się za cokolwiek – dodał złośliwie,
natomiast siedząca obok Blair odepchnęła go ręką tak, by usiadł prosto i nie
zakłócał jej przestrzeni.
– Choć dzisiaj
mógłbyś się przymknąć, Jay – powiedziała oburzona jego zachowaniem. – To ważny
moment dla całej naszej trójki, nie tylko dla Baekhyuna, więc pomyśl dwa razy,
zanim cokolwiek powiesz. Swoją drogą to kino, miejsce publiczne i będzie źle, jak
ktokolwiek usłyszy twoje oskarżenia względem Baekhyuna. Chyba nie chcesz
zniszczyć reputacji sobie i tej produkcji – dodała po chwili, po czym na nowo
spojrzała na Baekhyuna, który w tamtej chwili siedział w bezruchu, momentami
zerkając na Chanyeola. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym zacisnęła mocno
pomalowane na czerwono usta, gdy światło zgasło, przygotowując widzów do
seansu.
Sala była
pełna, jednak wraz z pojawieniem się ciemności, wszystkie rozmowy nagle
ucichły. Baekhyun natomiast spiął się jeszcze bardziej. Miał ochotę zamknąć
oczy, zatkać uszy i poczekać do końca seansu, aż ktoś podejdzie do niego i
powie „Hej, stary. Postarałeś się, dobra
robota”. Wtedy bez stresu mógłby wiele razy obejrzeć ten sam film i być
naprawdę dumnym z tego, że w nim zagrał, szczerze cieszyć się ze swojej pracy i
mieć to poczucie zadowolenia, którego ostatnio mu brakowało. Sam nie wiedział
dokładnie, co się stało, że zmienił nastawienie do swojej pracy. Wcześniej
przecież był przekonany, że podbije Hollywood, że ludzie go pokochają wraz z
zobaczeniem go na wielkim ekranie. To były jego słowa sprzed kilku miesięcy.
Teraz natomiast nie był pewny niczego. Stres wreszcie się ujawnił, a on
zaczynał wariować, obawiać się coraz bardziej. I w końcu zrozumiał, że jego
obawy były słuszne, każda jego wcześniejsza myśl się spełniała. Dlatego nie
wytrzymał. Zaciskając mocno dłonie w pięści, wstał z fotela i nie zważając na
zdziwione miny innych ludzi, wyszedł z sali. Wystarczyło kilka scen, by
zrozumiał, że ta pasja tak naprawdę siedziała tylko w jego głowie, a nigdy nie
była jego duszą.
*
Niebo jakby
nagle stało się smutniejsze, gwiazdy przestały być widoczne, a wiatr wzmógł na
sile, rozszarpując jasne włosy Baekhyuna. Siedział na niewielkim balkonie
oparty o ścianę kamienicy, w której mieszkał, zupełnie ignorując wszystko, co
go otaczało. Czuł się martwy, nawet jeżeli nadal żył. Potwornie pusty, bez
żadnych ambicji na kolejne tygodnie. Zniknęły marzenia, nadzieje i sny,
pozostawiając po sobie wielką pustkę, która z każdą minutą poszerzała się coraz
bardziej, a najgorsze było to, że on nie potrafił tego zatrzymać, dlatego
cierpiał coraz bardziej. Bał się kolejnych dni, tak samo jak ludzi, którzy nie
zawahali się go zranić. Wiedział, że z każdym dniem będzie coraz gorzej i nie
widział dla siebie żadnego ratunku. Zawiódł wszystkich, którzy na niego liczyli
i przede wszystkim siebie. Przecież wyjechał z Korei z własnej woli i właśnie
tu, w Hollywood widział dla siebie miejsce, ale przez ostatni czas zrozumiał,
że i nawet tutaj nie pasował. Nie chciał wracać do Korei, za bardzo wstydził
się spojrzeć w oczy rodzicom. Oni w niego nie wierzyli i najwyraźniej mieli
rację. Po prostu to on mierzył zbyt wysoko, miał zbyt wielkie ambicje. Nie
zaliczał się do grona szczęśliwców, którym się udało. On już przegrał,
przynajmniej dokładnie tak się czuł. Zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą
zrobić. W końcu został bez niczego, miał wrażenie, że nawet jego dusza
zniknęła, pozostawiając jedynie cielesną powłokę, coś tak bardzo nietrwałego i
bezwartościowego.
To zabawne. Z
nadejściem jednego dnia, pożegnał się ze wszystkim, natomiast marzył przez całe
życie. Okazało się, że zmarnował ten czas. Jeszcze kilka miesięcy temu, stojąc
w tym samym miejscu, kiedy pił sok pomarańczowy razem z Chanyeolem, mówił mu,
jak wielkie są jego nadzieje, jak dużo chce zrobić, by w końcu się wybić. I
próbował, ale najwyraźniej sława nie była mu pisana, przynajmniej ta, która
stawiałaby go w pozytywnym świetle. Przecież pragnął być kochanym i uwielbianym
przez miliony, a w tym prawdziwym, okrutnym świecie spotkał się z całkowitym
przeciwieństwem. Zaczynał żałować, że tak bardzo nastawił się na sukces, bo
uświadomienie sobie, że przegrał, zdało się być jeszcze bardziej okrutne, niż
ktokolwiek przypuszczał. Nie chciał cierpieć, miał wrażenie, że to dopiero
początek jego męki i naprawdę się bał. Niepotrzebnie ryzykował, ponieważ musiał
zapłacić za to najwyższą cenę.
– Baekhyun. – Usłyszał
nad sobą. Momentalnie zacisnął palce na szklanej butelce do połowy wypełnioną
whiskey, natomiast papierosa, którego trzymał w drugiej dłoni, przysunął do ust
z zamiarem zaciągnięcia się nim. – Powinieneś wejść do środka, jest późno –
zasugerował Chanyeol, spoglądając na niego ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
– Zostanę –
odburknął, przenosząc swój wzrok na szluga, z którego końca uciekał szarawy
dym. – Tutaj lepiej mi się myśli – dodał po chwili, uśmiechając się lekko. Ten
uśmiech był odpowiedzią na ten wielki żal, który nadal go zabijał. – Yeollie –
mruknął, unosząc głowę do góry. Zaobserwował, jak chłopak siada obok niego,
cały czas uważnie się mu przysłuchując. – Naprawdę jestem aż tak beznadziejny? –
zapytał, tak naprawdę będąc przygotowanym na każdy rodzaj odpowiedzi, a nie chciał
słuchać kłamstw, ponieważ one nie potrafiły mu pomóc.
– O czym ty
mówisz? Jesteś najlepszy.
– Choć teraz
mógłbyś być ze mną szczery.
– I taki
jestem.
– Nie wydaje mi
się – warknął, po raz ostatni zaciągając się fajką. Niedopaloną końcówkę
przygniótł do podłoża, gasząc ją, po czym wyrzucił za barierkę. – Wiesz,
przypomniała mi się jedna z naszych rozmów – przyznał, obracając głowę tak, by
spojrzeć wprost na Parka. – Ta, podczas której powiedziałeś mi, że tylko
podrzędni aktorzy potrzebują pomocy. I chyba miałeś rację. Ja myślałem, że wiem
co robię, że granie jest tą rzeczą, która zapewni mi szczęście, z czym będę się
wszystkim kojarzył, za co inni mnie pokochają. I nie wierzę, że potrzebowałem
tak słabego filmu, żeby się o tym przekonać – prychnął. – Najgorsze było chyba
to, że nie spodziewałem się tego. Podczas kręcenia uważałem, że ta produkcja
będzie świetna, że ludziom się spodoba. Z tamtej perspektywy wszystko wyglądało
lepiej... Przecież wszyscy się staraliśmy.
– To tylko
film, Baekkie – odpowiedział mu Chanyeol, po czym spojrzał na butelkę whiskey,
którą Byun przyłożył do swoich ust, by skosztować trochę trunku. – Zagrasz w
jeszcze wielu, więc nie myśl o tym, jakby był ostatnim. To, że jeden nie
wyszedł, nie znaczy, że z resztą będzie podobnie. Musisz tylko na nowo uwierzyć
w siebie i być tym samym Baekhyunem sprzed kilku miesięcy, bo przez ostatni
czas nie widzę tego optymizmu, który kiedyś cię rozpierał.
– Nie –
zaprzeczył szybko, przymykając oczy. – Nie będzie innych produkcji, zrozum. Po
tym chłamie nikt nie przyjmie mnie do swojego filmu. Spieprzyłem.
– Przesadzasz.
Czasami mam ochotę cię za to udusić.
Baekhyun
zaśmiał się, otwierając oczy. Oparł głowę o ścianę budynku przy którym
siedział, po czym spojrzał na niebo całkowicie pozbawione blasku. – Dziękuję,
że starasz się mnie pocieszyć, ale nie rób już tego więcej, to nie pomaga.
– Ale nie mogę
patrzeć na ciebie tak smutnego – przyznał, po czym objął Byuna ramieniem,
przytulając się do niego. – Pamiętam twoje pierwsze dni tutaj. Kalifornia wtedy
była dla ciebie rajem, czymś niesamowitym, pamiętam też, jak uczyłeś się tutaj
żyć, jak zabierałem cię do Lucky Devils, gdzie jedliśmy hamburgery. Pamiętam
również nasze przejażdżki w upalne dni i pierwszy seans w teatrze, na który
mnie zaprosiłeś. Wierzyłem wtedy, że osiągniesz w swoim życiu wiele, że
spełnisz wszystko, co naznaczyłeś sobie jako cel. Twoja determinacja mnie
zadziwiała. Byłeś inny, zaciekawiłeś mnie i właśnie to w tobie pokochałem.
Ceniłem w tobie tę siłę, której ci zazdrościłem i teraz nie mogę uwierzyć, że
poddajesz się po usłyszeniu kilku negatywnych opinii.
– To nie tak –
powiedział Baekhyun, starając się powstrzymać łzy, które gromadziły się pod
jego powiekami. – Może i dzisiaj było ich kilka, ale jutro... Boję się
jutrzejszych gazet. Jaydan miał rację, kiedy mówił, że tylko zepsuję ten film.
Krytycy będą mieli dużo zabawy, mieszając mnie z błotem.
– Za bardzo
przejmujesz się opinią innych.
– Taki już
jestem i nic na to nie poradzę – przyznał, kładąc głowę na ramieniu Chanyeola. –
Jak czuje się twój ojciec? Rozmawiałeś z nim?
– Nie, ale
domyślam się, że jest w podobnym stanie, co ty,
– To było do
przewidzenia. – Poczuł, jak kilka łez spływa po jego policzkach. – Spieprzyłem
życie nie tylko sobie, ale i innym. Jestem do dupy.
– I znów przesadzasz.
– Wcale nie –
krzyknął, gwałtownie odkładając na bok butelkę z alkoholem. – Mam dość twojego
pieprzenia, Chanyeol. Wiem, że kłamiesz, dlatego denerwujesz mnie jeszcze
bardziej. Daj sobie spokój, bo już żadne słowa nie poprawią sytuacji, w której
się znajduję. Potrzebuję czasu, albo cudu – dodał po chwili, po czym wstał. –
Wątpię, żeby kiedykolwiek się poprawiło. Jestem skończony, czy ci się to podoba
czy nie. – I wyszedł, zostawiając Parka samego.
5.
2000.
– Premiera
filmu była początkiem problemów, tak? – zaczął Kris, gdy oboje zasiedli w
swoich fotelach po krótkiej przerwie, która przydała się im obu. – W końcu ten
jeden tydzień był bardziej burzliwy niż jego całe życie.
– Racja, gdyby
były tego inne okoliczności, prawdopodobnie by się cieszył, ale ten rozgłos nie
był dobry, zwłaszcza, że ciągnął go na samo dno – stwierdził po chwili,
uśmiechając się smutno. – Widziałem, jak dzień po dniu umiera, a najgorsze było
to, że nawet jeśli się starałem, nie potrafiłem mu pomóc. Okazywało się, że
byłem zupełnie bezsilny, bo nie mogłem zabronić mu niczego. Mógł robić, co
chciał – dodał podpierając się łokciami o boczne oparcia fotela. – Mimo
wszystko był silny, nie sięgał po narkotyki, tylko dużo palił. Zdarzało się, że
widziałem go z papierosem, a pięć minut później z kolejnym. Myślę, że próbował
zapomnieć o problemach, jakoś je zatuszować, ale niespecjalnie mu to
wychodziło.
– I po ujawnieniu
waszego związku było jeszcze gorzej?
Chanyeol kiwnął
głową.
– Tak. Nie
planowaliśmy tego, właściwie i tak było dużo szumu z fatalnym filmem, a kolejne
problemy były nam zbędne. To znaczy... mnie to było obojętne. Ja się tym tak
bardzo nie przejmowałem i naprawdę miałem gdzieś to, co napiszą o mnie gazety.
Mój ojciec wiedział o mojej orientacji, więc nie miałem się przed kim ukrywać.
Poza tym niewiele osób mnie kojarzyło, nie byłem nikim sławnym – poinformował,
spoglądając na gazetę, którą ze sobą przyniósł. Aktualnie leżała na biurku,
pomiędzy nim a Krisem. – Ale inaczej było z Baekhyunem.
– Ponieważ źle
znosił krytykę?
– Po części –
zgodził się. – Mimo wszystko tych plotek, recenzji, oskarżeń i pogłosek
namnożyło się zbyt wiele. Ludzie nie wiedzieli w co mają wierzyć. A Baekhyun
cierpiał. Bał się każdego kolejnego dnia, a ja nie pomagałem, wręcz mu
zaszkodziłem, ale nie chciałem tego – dodał od razu, broniąc się. Kris spojrzał
na niego, uważnie analizując jego słowa. – Kiedy z Baekiem było coraz gorzej,
postanowiłem zrobić cokolwiek, żeby się rozluźnił, nie myślał o przykrych
sprawach. Siedział cały czas w domu i nie robił nic, zamykał się w pokoju i
ukrywał się chyba przede mną. Przed resztą świata również – westchnął ze
zmęczeniem, przymykając oczy. – Nie chciał się nikomu pokazywać, próbował
uciec. Może nie dosłownie, ale w przenośni. Chciał oderwać się od tego realnego
świata i zginąć pośród marzeń, które się nie spełniły.
– Jak mu
zaszkodziłeś? – zapytał.
– Wziąłem go na
głupi piknik – prychnął – który zmienił w jego życiu dwie rzeczy. O pierwszej
miałem się przekonać dopiero za kilka dni, druga stała się dla mnie jasna dzień
później – wyjaśnił, zaciskając swoje długie palce w pięści. – Niby ten dzień
był przyjemny dla nas obu. Siedzieliśmy właściwie kilkaset metrów od jego
ulubionego miejsca, którym był napis na wzgórzu, piliśmy wiśniową Coca Colę i
jedliśmy hamburgery. Było świetnie, miałem wrażenie, że na chwilę Baek staje
się szczęśliwy, że jest tak jak przed premierą filmu. Ale następnego dnia
pojawiło się wiele nieprzyjemnych komentarzy względem Baekhyuna. Nie wątpię, że
chcieli mu zaszkodzić, zarówno dziennikarze, jak i całkowicie przypadkowi
ludzie, którym Byun nie przypadł do gustu. Bo w końcu to były lata 70, mało
osób akceptowało związki homoseksualne, a jeżeli chodziło o jakąkolwiek znaną
osobistość, to nie wchodziło w grę. A ja nawet nie myślałem, że następnego
ranka jego życie zmieni się w jeszcze gorsze piekło.
– Nie widziałem
tych artykułów, choć starałem się znaleźć jakikolwiek egzemplarz – przyznał
mężczyzna z niezadowoleniem, ponieważ jego wszelkie podjęte starania poszły na
marne. – Co w nich było napisane?
– Że Baekhyun
jest beztalenciem, że zepsuł film, a pojawił się w nim tylko ze względu na
wpływowego syna producenta – zakpił, przypominając sobie dosyć dotkliwe teksty,
które nie chciały usunąć się z jego umysłu. – Albo, że jest pieprzonym pedałem
i że nie ma prawa dalej funkcjonować tutaj, w Hollywood. To nie było napisane
wprost, ale pomiędzy linijkami dało się to wyczytać. Pojawiło się też wtedy
dużo nowych artykułów z opisami i recenzjami filmu, w którym grał. Żadna nie
była pozytywna.
– Czyli nikt
nie był w stanie dostrzec tego talentu Baekhyuna, o którym wspominałeś?
– Poza mną? –
Zastanowił się przez moment. – Była jeszcze jedna osoba, ale Byun nie mógł o
niej wiedzieć, ponieważ ujawniła się zbyt późno, zaraz po jego śmierci –
wyjawił, obserwując Krisa, którego wzrok był wbity w notatnik. – I było mi
naprawdę szkoda Baekhyuna. Tęskniłem za jego uśmiechem, za tymi wszystkimi
słowami, którymi codziennie mnie obdarzał, jak powtarzał, że spełni te swoje
marzenia za wszelką cenę. Jego życie kręciło się właśnie wokół nich. Bez nich
traciło sens, to one je napędzały.
– I więcej ich nie powtórzył?
– Zrobił to raz. Wtedy miałem okazję po raz
ostatni ich słuchać.
*
1970.
Trzymanie w
swoich ramionach Baekhyuna, Chanyeol mógł uznać za coś niezaprzeczanie
wyjątkowego. Gdy to drobne ciało wtulało się w niego, czuł się dobrze,
przekonywał się, że ma wielkie szczęście, mając go przy sobie. Dlatego lubił,
gdy Byun był tuż obok niego, a on sam mógł gładzić swoją dużą ręką jego jasne,
gładkie włosy, które opadały na jego czoło. Takie niedzielne przedpołudnie
byłoby idealne, gdyby nie to, że jeden z nich wcale nie chciał tam być. Pragnął
zniknąć, tym razem zostać zapomnianym. Czuł się źle w blasku fleszy, gdy
wszyscy mieli o nim jedno zdanie. Zastanawiał się tylko, co zrobił nie tak.
Przecież starał się, robił wszystko, by ludzie go pokochali. Chciał pokazać im
swoją pasję, ale nie udało się. Jego starania poszły na marne, a on sam się
załamał. Depresja dopadła go tuż po zakończeniu premiery. Nie potrafił pogodzić
się z porażką, która okazała się być jeszcze gorsza niż we wszystkich
koszmarach. Dlatego nie cieszyło go nic, ani słońce, które wpadało przed duże
okna w salonie, ani jego ulubiony film, który leciał we włączonym telewizorze
już od kilkudziesięciu minut, ani Chanyeol leżący tuż obok niego. Każdy dzień
był dla niego smutny, nawet ten najbardziej słoneczny i upalny.
Przestał liczyć
dni, które minęły od momentu jego porażki. Uznał, że to i tak nic nie zmieni, a
wszelkie próby jakiegokolwiek ponownego wzbicia się na szczyt ponownie zawiodą.
Nie miał sił zupełnie na nic. Czuł się pusty, nikomu niepotrzebny. Zaczął nawet
uważać, że przeszkadza Chanyeolowi. W końcu... on i tak nie nadawał się już do
niczego.
– Baekhyun. –
Usłszał tuż przy uchu, ale mimo wszystko się nie poruszył, nie oderwał wzroku
od momentami siejącego telewizora. – Jak długo będziesz się jeszcze tak
zamartwiał? – W odpowiedzi dostał jedynie nieśmiałe wzruszenie ramionami, przez
co westchnął ciężko. – Mógłbym coś dla ciebie zrobić?
Cisza
przerywana odgłosami filmu była nie do zniesienia dla Parka.
– Zapomnieć –
odezwał się wreszcie po dłuższej chwili milczenia.
– O czym? –
zapytał, zupełnie nie rozumiejąc.
– O moich
problemach, Chan. Ty nie masz powodu się o mnie martwić, czy nimi przejmować.
Nie chcę, żeby później to wszystko odbiło się na tobie. Wystarczy, że ja na tym
wszystkim ucierpiałem – przyznał, po czym powoli wyplątał się z uścisku
Chanyeola, niechętnie siadając zaraz obok. Swój wzrok nakierował na gazety
leżące na półce stojącej przy kanapie, które wcześniej czytał. Miał ochotę je
zniszczyć i udawać, że nigdy nie było tego tematu, że on nadal nie jest sławny
i dąży do spełnienia swoich marzeń. Wtedy był naprawdę szczęśliwy, ponieważ
miał nadzieję, teraz nie miał nic.
Chanyeol
również wstał.
– Czyli
uważasz, że jesteś całkowicie skończony? – zapytał, natomiast Baekhyun kiwnął
głową. – W takim razie musisz gdzieś ze mną pójść.
– Nie, Yeollie.
Nigdzie się stąd nie ruszam.
– Ale nalegam –
odparł stanowczo, chwytając obie dłonie Byuna w swoje. – Wrócimy do popołudnia.
Po prostu chciałem ci coś pokazać. Nie będziesz żałował, obiecuję.
Baekhyun
spojrzał na niego z wątpliwością, jednak zgodził się, choć w środku uważał, że
i tak już nic go nie uratuje, ponieważ stracił swoją duszę.
Niedziele
zawsze były przesiąknięte spokojem i ciepłem, które było normalne dla
kalifornijskiego klimatu. Chanyeol lubił wychodzić popołudniami i szczerze
powiedziawszy było mu obojętne gdzie. Ten nawyk zyskał dzięki ojcu, który zwykł
go zabierać w ten wolny od jakiejkolwiek pracy czas w miejsce, jakie tylko Chan
sobie zażyczył. Najczęściej była to plaża Malibu
położona dosyć blisko ich rodzinnego domu, ewentualnie Lucky Devils, gdzie bywali częściej. Dlatego niedziele uważał za
dzień wyjątkowy, który zawsze poświęcał mu jego ojciec. Nieraz wspominał ich
wspólne wypady, które szczególnie utkwiły w jego pamięci. I wcale nie chciał
przerywać tej tradycji, która kojarzyła się mu ze szczęściem, więc żałował, gdy
to wszystko ustało, że dorósł. Czasami miał wrażenie, że nieodwracalnie oderwał
się od czasów świetności, a naprawdę chciał do nich wrócić. I sam nie wiedział,
czy wyciągnął Baekhyuna z domu dla własnej korzyści, czy dlatego, że naprawdę
chciał mu pomóc. Być może połączył te dwie rzeczy.
Spojrzał na
Baekhyuna siedzącego tuż przy nim. Był oparty o dość wysokie drzewo dające duży
cień, który obejmował zarówno ich, jak i rozłożony koc. Obok niego stała
otworzona puszka z wiśniową Coca Colą, jednak już tak ciepła, że nie miał
ochoty jej pić. Jego wzrok był wbity w jedno miejsce, najwyraźniej dokładnie
obserwował wysokie, malujące się na pobliskim wzgórzu litery. Z tej odległości
i perspektywy pokazywały swój ogrom, to, jak potężne są dla zwykłego człowieka,
który jedynie je obserwuje. I Baekhyun miał wrażenie, że przy nich się gubi,
ale w gruncie rzeczy wcale mu to nie przeszkadzało.
– Co się tam
dzieje? – zapytał, dostrzegając grupę ludzi pracujących przy znaku.
– Jakieś
naprawy, słyszałem, że mają go odświeżyć – odparł Chanyeol, wzruszając
ramionami, jakby cała sprawa całkowicie go nie obchodziła. I tak właściwie
było. – Czujesz się choć trochę lepiej?
– Nie wiem –
powiedział, spuszczając wzrok na swoje dłonie położone na udach. – To wyjście
może i coś zadziałało, bo wreszcie przestałem się ukrywać w tym mieszkaniu, ale
nadal czuję zawód do siebie, Chanyeol. Tego już chyba nigdy się nie pozbędę,
zbyt duże to miało znaczenie w moim życiu. I z tego powodu nie da się mnie
pocieszyć. Doceniam to, naprawdę, ale jest zbyt późno na jakąkolwiek pomoc.
– I co
zamierzasz zrobić?
– Ze swoim
życiem? - dopytał, a Chanyeol skinął głową. – Nie jestem pewien. Przyszłość
pokaże, ale w swoim czasie – stwierdził, przyciągając nogi do siebie, po czym
oplótł je ramionami. – Być może jeszcze kiedyś uda mi się wzbić na szczyt lub
całkowicie polegnę i załamię się. Tego nikt nie wie. Tak samo było z premierą.
Na początku myślałem, że się uda, byłem w sumie o tym przekonany, a wyszło
zupełnie inaczej niż oczekiwałem ja i reszta świata. To trochę niesprawiedliwe,
nie uważasz? – prychnął, z rozbawieniem kręcąc głową.
–
Tak, ale najgorsze już za tobą, Baek.
Chłopak spojrzał
na niego spod przymrużonych powiek.
– Tak sądzisz?
– Jasne –
zapewnił, po czym przysunął się bliżej Byuna, który odwrócił głowę w jego
stronę. – Przez ostatnie dni byłeś naprawdę dzielny. Mimo tak okropnego zawodu,
poradziłeś sobie i nie popadłeś w jeszcze gorszą depresję. Nie wiem, Baekhyun,
ja nie znam się na pocieszani, ani na niczym, co znowu przywróciłoby ci to
pełne szczęście, ale już sytuacja się nie powtórzy. Te pierwsze dni zawsze są
najgorsze, wtedy serce pęka na wiele kawałków i myśli się, że nie można już nic
odbudować. I widziałem, że w twoim przypadku tak naprawdę jest. Ale pomyśl, że
całe życie przed tobą. Masz dwadzieścia dwa lata, zdążysz jeszcze wiele zrobić.
Ostatnie miesiące, to był tylko start w Hollywood. I nie waż się myśleć inaczej.
– Masz
rację, Chan. Beznadziejnie pocieszasz. Właściwie swoim gadaniem jeszcze
bardziej dołujesz – zaśmiał się, z rozbawieniem kręcąc głową. – Mówisz to, co
ludzie chcą usłyszeć, a nie to, co jest prawdą. I gdy wierzy się w takie coś,
zawód później jest jeszcze bardziej bolesny – mruknął chwilę później i spojrzał
na puszkę Coca Coli, którą i tak wziął do ręki. – Ale powiedzmy, że ci wierzę,
ten jeden raz. Możesz mówić dalej i nazmyślać trochę. Już chyba nic nie mi nie
zaszkodzi.
– Uhh, więc
wkrótce ktoś zaproponuje ci rolę, do filmu, który będzie zapowiadał się na
wielki hit. Zagrasz w nim główną rolę i właśnie to będzie kluczem do twojej
kariery, tej, której wszyscy będą ci zazdrościli. Niedługo potem zdobędziesz
Oskara za najlepszego aktora roku. Postaramy się o dom nad samą plażą w Malibu,
który będzie naszym rajskim kątem. I już nigdy się stamtąd nie ruszymy, nawet
jak przeminie trzydzieści lat. Nadal będziemy razem. I wiesz co? Hollywood
nadal będzie twoje. Będziesz dumą Kalifornii.
Baekhyun zaśmiał
się melodyjnie, jednak w jego oczach nadal krył się smutek.
– Chciałbym,
Yeoll. Szkoda, że to tak bardzo nierealne.
– A przypomnij
mi, co powiedziałeś pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy.
– Hollywood
jest piękne? – zapytał, a Park pokręcił głową. – Że chcę być aktorem? – tym
razem jego towarzysz przytaknął. – Najlepszym. Zagram w wielu filmach i ludzie
będą mnie kochać.
– Powiedziałeś
wtedy coś jeszcze.
– Wiem,
pamiętam – odpowiedział, smutniejąc. Uśmiechnął się blado, łapiąc dłoń
Chanyeola w swoją, z którą splótł palce. Czuł ciepło bijące od niego. –
Hollywood nigdy o mnie nie zapomni – obiecał, kierując wzrok na napis malujący
się przed nimi.
*
2000.
– Tamtego dnia
Baekhyun mówił cała prawdę, a ja ponownie uznałem to za nic innego, jak
kłamstwa. To znaczy... to nie brzmiało zbyt groźnie, jak słowa zwiastujące jego
śmierć – dodał po momencie. Sam się sobie dziwił, że pamięta tak wiele z
okresu, gdy miał dwadzieścia lat i niewielkie ambicje na swoje dalsze życie,
ponieważ żył tylko i wyłącznie chwilą. – Właściwie zawsze wcześniej powtarzał
te słowa. Często mówił, że Hollywood będzie go pamiętać, dlatego puściłem tę
uwagę mimo uszu.
– Tym razem nie
żartował.
– Niestety.
– Swój plan
dosyć szybko wcielił w życie? – zapytał, zdając sobie sprawę, że coraz szybciej
docierają do nieuniknionego końca, który był tragiczny dla Baekhyuna. – Bo z
tego, co wiem, kończyło się jego życie. Kilka dni później jakaś kobieta miała
znaleźć jego ciało.
– Zrobił to
jeszcze tego samego dnia, ale wieczorem. Był wtedy strasznie spokojny. Nawet
weselszy, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mogłem dostrzec tego, że tak
naprawdę cierpiał i maskował to pod uśmiechem, który dla mnie był prawdziwy.
Myślałem, że poprawiłem mu samopoczucie, że przestanie się tak bardzo smucić...
Nie sądziłem, że tym samym odprowadzę go pod sam grób – prychnął z żalem, który
nadal odczuwał. Wiedział, że po części jest winny śmierci swojego chłopaka.
Żałował, że już nie może tego naprawić, jakoś pomóc Baekhyunowi, który podczas
tego jednego, niecałego tygodnia bezgłośnie, ale rozpaczliwie wołał o pomoc.
Niestety nikt nie był w stanie go usłyszeć, nawet sam Chanyeol, który naprawdę
się starał. Okazało się, że to niczego nie rozwiązało w pozytywny sposób, co
więcej - pogorszyło sytuację.
– Konsekwencje
dopiero poznamy, ale jaki miało to mniej więcej przebieg?
– Bardzo prosty
– stwierdził szybko. – Pamiętam, że usiadł za biurkiem i nie odchodził od niego
przez bardzo długi czas. Najpierw czytał gazety, które w efekcie i tak podarł i
wyrzucił. Uważałem to za dobry początek ku nowemu życiu. – Kris kiwnął głową,
notując. – Później, gdy zapytałem się, co robi, odparł, że pisze do rodziców.
Chciał się wytłumaczyć z całej tej afery. Miał świadomość, że
najprawdopodobniej ta informacja nie dotarła do Korei, ale mimo to chciał być
czysty. Jego rodzice zasługiwali na tę wiadomość. W końcu nie odezwał się do
nich w żaden sposób aż od samego początku jego pobytu w Los Angeles. Na pewno
dużo o nim myśleli, martwili się o niego, dlatego dobrze, że jakoś zdołał się
wytłumaczyć. W międzyczasie napisał jeszcze jeden list. Tym razem kierowany był
do mnie i niewielki jego kawałek do wszystkich, przez których cierpiał.
– Masz ten
list? – zapytał Kris z zaciekawieniem, odrywając wzrok od kartki. Nakierował go
na Chanyeola, który pokręcił głową.
– Nie. W 1975
roku przeniosłem się do Nowego Jorku. Podczas pakowania i samego przenoszenia
się, sporo rzeczy zginęło, ja też dużo wyrzuciłem. To, co wydawało mi się
bezwartościowe, poszło na śmietnik. List Baekhyuna musiał być wśród tych wszystkich
rzeczy, ale nie mam pojęcia, w której grupie. – Wzruszył beznamiętnie
ramionami, ukazując swoją bezsilność. – W każdym razie, nie umieścił tam nic ciekawego.
Napisał tylko, że tej nocy umrze szczęśliwy. I że marzenia piękniejsze są
niespełnione, gdy wciąż ma się je jedynie w swojej wyobraźni. Reszta była
skierowana do mnie. Myślę, że nikogo innego nie powinno to interesować,
zwłaszcza, że i tak wiele z tej jego ostatniej wypowiedzi nie pamiętam.
Człowiek po trzydziestu latach po prostu zapomina.
– Dużo czasu
poświęcił pisaniu tego listu?
– Chyba tak.
Gdy zasypiałem, jeszcze nie było go w łóżku. Natomiast przedostatni raz
widziałem go żywego rankiem następnego dnia, kiedy wychodziłem do pracy.
– Szesnasty
grudnia – mruknął bardziej do siebie aniżeli do Chanyeola Kris, uśmiechnąwszy
się ponuro. – Stało się wtedy coś szczególnego?
– Poprosił mnie
o wysłanie jednego z listów, właśnie tego do rodziców. O drugim nadal nie
miałem żadnego pojęcia.
– Wiesz o czym
tam pisał?
– Na pewno nie
o swoich zamiarach. Być może ich przepraszał. Musiał wyjaśnić kilka spraw przed
śmiercią, żeby odejść z czystym sumieniem.
– Powoli się
przygotowywał.
– Tak. I sądzę,
że myślał o tym już od samego dnia premiery, nie od niedzielnego południa. To
nie była decyzja nieprzemyślana czy spontaniczna. Dokładnie wiedział, co chce
zrobić.
*
1970.
Zastanawiał
się, co dokładnie odczuwał i na początku nie mógł dokładnie tego stwierdzić.
Zaczynał gubić się we własnych myślach, ponownie popadał w smutek, który go
zabijał, a mimo wszystko chciał żyć, ale nie tak... Pragnął zażyczyć sobie
tego, by wszystko wróciło do normy, zostało takie, jakie było przed dostaniem
roli w filmie, bo przecież najbardziej szczęśliwy był, gdy grał w teatrze. Żył
swoją pasją, nie stresując się o to, co przyniesie jutro. Wtedy był pewny
swojej najbliższej przyszłości, wiedział, że nie będzie ona okrutna. Był
szczęśliwy. Klimat Los Angeles go w sobie rozkochał, tak samo, jak całe to
miasto. Ludzie go lubili, nawet jeśli dokładnie nie wiedzieli kim jest. Był aktorem
i spełniał się w tym zawodzie. Najwyraźniej nie było pisane mu pięcie się po
poprzeczce coraz wyżej. Powinien zostać w miejscu i nigdy nawet nie myśleć o
karierze na skalę światową, ponieważ ta była tylko dla tych odważnych, którzy
nie boją się krytyki.
Sam Baekhyun
nigdy nie powiedziałby, że właśnie na tym etapie to wszystko zamknie i to z
własnej woli. Zawsze uważał, że będzie żył jak tylko długo może, może nawet
dożyje setki, że będzie miał takie życie, jakie wywróżył mu Chanyeol. Na pierwszy rzut oka wydawało się doskonałe,
takie o jakim właśnie marzył, ale siedząc za biurkiem, które było skierowane
przodem do okna, zza którego rozciągała się Kalifornijska panorama, doszedł do
wniosku, że nigdy nie powinien tych marzeń spełniać. One wydawały się dobre
tylko w jego głowie i sercu, ale naprawdę były wielkim problemem, pułapką, z
której nie szło się wydostać, choćby się starał. Wiedział, że ludzie po jakimś
czasie zapomną, a gazety z tym feralnym filmem na okładkach wylądują w
śmietniku, ale teraźniejszość nie dawała mu spokoju. Poza tym... on nie
potrafił żyć bez pasji, a nie był pewien, czy kiedykolwiek jeszcze uda mu się w
czymkolwiek zagrać. Nie chciał skończyć, siedząc na kanapie do samego końca
swojego życia, czekając, aż Chanyeol wróci z pracy. Człowiek pozbawiony
ambicji... To było jeszcze gorsze niż śmierć.
– Nie kładziesz
się spać?
Baekhyun
momentalnie zamarł. Podniósł niepewnie głowę, najpierw spoglądając na zegar
wiszący na ścianie, który wskazywał godzinę dwudziestą trzecią piętnaście, po
czym przeniósł wzrok na Chanyeola stojącego w przejściu pomiędzy korytarzem a
salonem,
– Jeszcze nie –
odpowiedział, uśmiechając się lekko. – Mam jeszcze coś do zrobienia. Poza tym
jest jeszcze dość wcześnie. Jesteś zmęczony, że już szykujesz się do snu?
– Nie, ale
jutro muszę wstać trochę wcześniej. Ja nadal pracuję, Baekhyun. Naprawdę
chciałbym zostać z tobą cały dzień w domu, ale nie mogę – westchnął, po czym
powolnym krokiem podszedł do Baekhyuna, następnie nachylił się nad nim i
ucałował w czubek głowy. – A co takiego robisz? – zapytał, spoglądając przez
ramię chłopaka, jednak ten zdążył zasłonić kartkę ręką.
– Piszę do
rodziców.
– A nie może to
poczekać do ranka?
– Nie –
zaprzeczył szybko. – Myślę, że nie zasnę, dopóki nie wyrzucę tego wszystkiego z
siebie. Potrzebuję tego – mruknął, przymykając nieco powieki. – Przyjdę do
ciebie, jak tylko skończę. Nie zostało mi dużo, tak sądzę.
– Poczekam na
ciebie w łóżku.
– Jasne.
Chanyeol
uśmiechnął się do chłopaka, po czym zniknął za drzwiami, kierując się do ich
sypialni. Baekhyun zabrał ręce z biurka i spojrzał na zapisaną kartkę papieru,
która nie była skierowana do jego rodziców. Tę już napisał i zaadresował,
zdając sobie sprawę z tego, że musi jakoś się im wytłumaczyć. Drugi list
adresował do swojego ukochanego. Nie był pewien, czy naprawdę chcę go mu
przekazać, zastanawiał się też, czy lepiej będzie, jeśli zostawi go w domu i
wyjdzie, czy może spali i uda, że nigdy czegoś takiego nie pisał? Wszystkie
myśli kłębiły się w jego głowie, nie pozwalając na spokój. Czuł się, jakby ktoś
go uderzył i pozbawił jakichkolwiek pozytywnych odruchów, nadziei. Było mu
przykro, bał się pożegnania z Chanyeolem, z tym miastem, które nazywał swoim
domem.
Zacisnął mocno
usta, czując, jak oczy zaczynają go piec. Przyłożył do nich dłonie, starając
się nie uronić ani jednej łzy, ale nie potrafił. Zaczęło się od jednej,
niewinnej, tej, która spadła pierwsza na rozłożony list, ale później wylał ich
znacznie więcej. Nie kontrolował tego, ale skrywanie w sobie emocji było zbyt
trudne. Wychodziło na to, że jest zwyczajnym tchórzem, ale mimo wszystko
pogodził się z tą myślą. Dawny Baek odszedł, pojawił się nowy, ten, który robi
wszystko, by uciec od cierpienia.
Z zamazanymi od
łez oczami spojrzał na list, do którego przyłożył pióro. Nakreślił na kartce
swoje inicjały, a następnie zgiął ją na pół i wsunął do białej koperty, którą z
kolei schował do szuflady, w której trzymał kilka scenariuszy. Chanyeol raczej
nigdy tam nie zaglądał, więc nie musiał się obawiać, że znajdzie go przed
jutrem. Moment później wstał i wyłączył lampkę, która oświetlała cały pokój.
Starał się nie myśleć o tym, że to prawdopodobnie ostatnia noc, jaką z nim
spędza, dlatego nie chciał zasypiać. Usiadł na brzegu łóżka tuż obok
spoczywającego ciała i uśmiechnął się, dotykając dłonią ciepłego policzka
swojego ukochanego. Przez uchylone okno wpadało rześkie powietrze i długa
księżycowa łuna, która oświetlała trwającą w błogim śnie twarz. Baekhyun miał
wrażenie, że w całej tej wyprawie, najważniejszy był właśnie Chanyeol. To dzięki
niemu nigdy wcześniej się nie poddał. Park okazał się skarbem, który powoli
stawał się ważniejszy od pasji. To jednak nie wystarczyło, by uczynić Baekhyuna
szczęśliwym.
W ostatnich
chwilach życia czas zaczął płynąć szybciej, jakby na siłę chciał się go pozbyć.
Dlatego nie zasypiał. Położył się obok Chanyeola i wtulił w niego, ale nie
zamknął oczu ani przez pierwszą godzinę, ani drugą, ani przez całą noc. Trwał
tak do rana, wsłuchując się w ciche tykanie zegara, które odliczało jego
ostatnie minuty.
6.
2000.
– Ostatni raz
Baekhyuna widziałem wieczorem szesnastego grudnia 1970 roku w naszym
mieszkaniu. Rozmawialiśmy przez chwilę, wydawał się być szczęśliwy, jakby
wszystko przeszło i wrócił ten stary Baekhyun. To znaczy przez moment, przed
samym wyjściem znów zachowywał się dziwnie. Nie potrafiłem go rozgryźć, był dla
mnie już całkowicie zamknięty, nieosiągalny.
– Co chcesz
przez to powiedzieć?
– Że chyba sam
do końca nie wiedział, co robi – odparł, wzruszając beznamiętnie ramionami. –
Baekhyun się gubił nawet w ostatnich chwilach swojego życia, a ja w sumie
później żałowałem, że nie poświęciłem mu więcej czasu. Kilka dni po tragedii
doszedłem do wniosku, że jeżeli zostałbym tego dnia w domu, zauważyłbym, że coś
jest nie tak. Albo mógłbym po prostu z nim iść. Gdyby to się stało, Baekhyun
nadal by żył, jestem tego przekonany.
– Skąd ta
pewność?
– Bo
wystarczyłoby, żeby poczekał do ranka. Wtedy większość jego problemów by
zniknęła. Przynajmniej ta część o ambicjach aktorskich. Niestety artykuły o nim
by pozostały, ale ludzie szybko by zapomnieli. Góra dwa tygodnie i Los Angeles
żyłoby własnym życiem, nie tym Baekhyuna – wyjaśnił, uśmiechając się
delikatnie. – Ale nie zapomnieli, pamiętają o nim do dziś. Właściwie to miał na
celu i nie rozumiałem, kiedy powtórzył mi to po raz ostatni, dzień wcześniej. W
tych słowach ukryte było przesłanie, być może prośba o pomoc. Jego marzenia
zrobiły się niebezpieczne, a on sam szalony. To wszystko przez smutek i zawód,
jaki do siebie czuł.
– Pamiętasz coś
jeszcze z tego okresu?
– Tak. - Kiwnął
głową. – Miałem wrażenie, że Baekhyun wręcz uwielbia czytać gazety, w których o
nim pisano i dołować się przez to. Nie było tam żadnej pochlebnej opinii,
wszystkie były ciosem prosto w jego serce. Jeszcze gorsze były te po naszym
pikniku, jak już wspominałem. Szmatławce się dowiedziały, nawet zrobiono nam
zdjęcia. Wtedy właśnie zupełnie wszystko wyszło na jaw, a Byun tego nie chciał,
to pogarszało jego sytuację. Natomiast ja nadal pozostawałem nudnym edytorem,
który mimo wszystko potrzebował wtedy Baekhyuna. Żywego. – W jego głosie
zabrzmiało zmęczenie. – Ale wracając, ja nienawidziłem, gdy czytał te artykuły.
Później był jeszcze bardziej smutny, dlatego zbieraliśmy wszystkie gazety i
wspólnie niszczyliśmy. To był znak buntu, tego, że nie przejmujemy się tym, co
o nas piszą. W moim przypadku było to prawdziwe, Baekhyuna nie. Dlatego doszło
do tego, że w końcu sam je przed nim chowałem i nie miał do nich dostępu. Tak
było wygodniej. W końcu ja sam o nich zapomniałem. Znalazłem je dopiero po
latach, podczas przeprowadzki. Wtedy te wszystkie wspomnienia wróciły.
– To i tak
wiele nie dało – zauważył Kris, a Chanyeol musiał się z nim zgodzić.
– Nie dało nic.
Baekhyun i tak się zabił.
– Nim do tego
doszło, zrobił jeszcze coś?
– Nic
szczególnego – odparł po krótkiej chwili Park, wysuwając nieco podbródek do
przodu. – Właściwie... nigdy nie pomyślałbym, że szykuje się na własną śmierć.
Świadomie – powiedział, prychając cicho. – Tamtego dnia wróciłem z pracy dosyć
późno. Musiałem zostać w swoim niewielkim biurze i ogarnąć przyszłe teksty,
które byłem zmuszony następnego dnia edytować. Chciałem mieć spokój, dlatego
zamiast wrócić o osiemnastej, przyszedłem do domu o dwudziestej. Znalazłem
Baekhyuna w salonie. Leżał na kanapie i oglądał jakiś film. Wtedy nawet nie wróciłem
uwagi, jaki – oznajmił niespiesznie, przenosząc swój wzrok na okno. – Ostatnie
godziny spędziliśmy osobno. On po jakimś czasie wyszedł do sypialni, ja
zostałem w salonie, odpoczywając. Następnego dnia chciałem zabrać znów gdzieś
Baeka, dlatego potrzebowałem trochę energii – ciągnął dalej, powoli
przypominając sobie każdy szczegół z tamtego okresu. Mimo że minęło trzydzieści
lat, on nadal pamiętał Baekhyuna tak dokładnie i idealnie, jakby nadal miał z
nim styczność. – Godzinę później oznajmił mi, że wychodzi.
– Powiedział
gdzie?
– Twierdził, że
chce się spotkać z Blair. Okazało się, że kłamał. To była tylko wymówka do
tego, żebym nie wypytywał o więcej. Mimo wszystko nie wyszedł od razu. Długo
się wahał.
– Jak to?
– Nie był do
końca pewien, czy chce umrzeć. Powiedział, że być może wróci późno, żebym na
niego nie czekał. Nie byłem w stanie zinterpretować tego inaczej. Dla mnie były
to zwyczajne słowa, które wiele razy wcześniej mi mówił, kiedy było zupełnie
inaczej. Wtedy, stojąc przed drzwiami wejściowymi, zastanawiał się, czy na
pewno chce iść. Dopiero później zrozumiałem, że wraz z ich zamknięciem,
zdecydował.
– Nie wrócił
już nigdy więcej.
– Tak – zgodził
się. – Jego historia dobiegła końca.
*
Duże lustro
powieszone przy szafie ukazywało szczęśliwca, który wygrał życie. Widział tam
człowieka spełnionego, który zdobył świat, który był wzorcem dla innych. Drogi
garnitur był idealnie dopasowany, a jasne włosy nieco rozczochrane, zupełnie
jak zawsze. Na ramionach zarzucony miał cienki płaszcz przez chłód panujący
tamtej nocy na dworze, a w jednej z jego kieszeni wsunięta była biała,
niezaadresowana koperta. Wiedział jednak, że ta wykreowana postać jest
zmyślona, siedzi tylko w jego głowie, kiedy on tak naprawdę stoi w czarnych,
miejscami ubrudzonych trampkach, ciemnych, schodzonych spodniach, szarej,
śliskiej koszulce z logiem Queen i czarnej kurtce, której nawet nie zapiął. Nie
był człowiekiem wygranym, a zniszczonym przez życie. Całkowicie pozbawionym
jakichkolwiek nadziei. Jedyną rzeczą, jaka się zgadzała, był list, który pisał
ubiegłej nocy. Postanowił zabrać go ze sobą. Nie dbał o to, kto go znajdzie.
Spojrzał na
otwarte drzwi do pokoju, które prowadziły na długi, wąski korytarz, gdzie udał
się po chwili. Wiedział, że Chanyeol jest w pokoju obok, że najtrudniejszym
będzie przejście do drzwi frontowych i pożegnanie się z nim raz i na zawsze,
ale musiał. Już nie mógł wytrzymać. Dusił się każdego dnia spowity w poczuciu
winy i smutku. Wykańczał go każdy wschodzący dzień, nienawidził nowych
poranków. Kochał tylko uśmiech Chanyeola, który im towarzyszył. Ale to nie
wystarczyło, by został.
– Idziesz
gdzieś? – Usłyszał znajomy głos, przez co przystanął.
– Tak –
odpowiedział, kierując wzrok na drzwi. – Chciałem się spotkać z Blair. Z tego
co wiem, po tym fatalnym filmie nie czuje się najlepiej. W dwójkę będzie nam
raźniej – skłamał. Nie sądził, że pójdzie mu to tak łatwo. Bez zająknięcia. –
Nie mogę teraz zostawić jej samej.
– Kiedy
będziesz?
– Nie wiem –
odparł, wzruszając ramionami. – Być może wrócę późno, więc nie czekaj na mnie –
dodał, po czym podszedł do drzwi. Ułożył dłoń na klamce, następnie użył swojej
siły, by na nią nacisnąć. Drewniane drzwi ustąpiły i otworzyły się na oścież,
ukazując pogrążoną w mroku klatkę schodową. Wszyscy sąsiedzi pochowani byli w swoich
mieszkaniach.
Nie miał siły,
by zrobić krok naprzód, coś wewnętrznie go blokowało, sprawiało, że chciał
zostać dłużej przy Chanyeolu, by móc nacieszyć się nim chociaż przez chwilę.
Ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie wytrzymałby ani jednego dnia dłużej. I
tak wystarczająco dużo się nacierpiał, wewnętrznie już dawno umarł. Tylko jego
ciało pozostawało póki co żywe. Jednak mimo wszystko nie wyszedł. Został przez
chwilę, trwając pośród ciemności, w jakiej pogrążony był korytarz. Widział
swoją niewyraźną sylwetkę odbijającą się w lustrze obok wieszaków z kurtkami i
zastanawiał się, czy na pewno to zrobi. Wciąż się wahał i nie był pewien. Zbyt
dużo poświęcał.
– Baekhyun? –
Chanyeol mruknął, stając w drzwiach, po czym włączył światło. Zdziwił się, że jego
chłopak nadal tam stoi. – Nie wychodzisz?
Byun spojrzał
na niego uważnie, po czym uśmiechnął się smutno. Nie chciał odrywać od niego
wzroku, w końcu widział go po raz ostatni.
– Już idę –
mruknął cicho, po czym podszedł wolno do Chanyeola.
– Nie wolisz
zostać ze mną?
– Tak. – Kiwnął
powoli głową. – Ale muszę iść.
– To może
przełóż to spotkanie – zaproponował, jednak Baekhyun nie mógł przystać na to. –
Chciałbym spędzić z tobą dzisiejszy wieczór. Poza tym i tak na jakiekolwiek
wyjścia jest już późno.
– Nie.
Obiecałem, że przyjdę – powiedział, wczepiając się dłońmi w koszulkę wyższego
chłopaka. Czuł pod opuszkami palców miękką tkaninę, przez którą przenikało
ciepło ciała Parka.
– Wróć szybko –
poprosił.
Pomiędzy nimi
nastała chwila ciszy, przerywana jedynie cięższymi oddechami Baekhyuna i
odgłosami z ulicy. Szum wiatru mieszał się z tym wydawanym przez silniki
samochodów i głosami młodzieży, która nadal szwendała się pomiędzy budynkami, a
Chanyeol zapomniał zamknąć okna. Mimo wszystko nikomu to nie przeszkadzało, a
dzień wydawał się być zwyczajnym. Wszystko było normalne, nic nie wskazywało na
to, że zakończenie będzie tragiczne.
– Chanyeol? –
powiedział cicho, przenosząc wzrok na jego twarz, po czym uśmiechnął się lekko,
zaciskając mocniej palce, które powoli zaczynały mu się pocić. – Kocham cię,
wiesz?
– Wiem to,
Baek. Ja ciebie też – odpowiedział, po czym schylił się z zamiarem ucałowania
lekko rozchylonych ust. Ich smak zawsze był wyjątkowy, zupełnie niezapomniany i
inny, specyficzny, lepszy od tych, które miał szczęście próbować. Nie miał
jednak pojęcia, że po raz ostatni ma okazję trzymać w swoich ramionach wątłe i
kruche ciało Baekhyuna, że ten pocałunek jest ostatnim, uśmiech, za którym tak
bardzo tęsknił już nigdy nie powróci, a niegdyś wesołe oczy staną się martwe.
Park już na nic nie miał wpływu.
– Powinienem
już iść – powiedział, po czym obdarzył Chanyeola ostatnim spojrzeniem,
wychodząc z domu. Wraz z zamknięciem drzwi, podjął ostateczną decyzję.
Następnego dnia gazety będą miały nowy powód, by nazwać go najgorszym i
najsłabszym aktorem dekady.
*
Zawsze
powtarzał, że Hollywood nocą jest niesamowite, że właśnie w późnych wieczornych
godzinach dopiero się budzi. Umierać na tle oświetlonego miasta - coś
niezwykłego, a zarazem tragicznego. Nie myślał, że właśnie tym czynem zrani
wiele osób, które jeszcze na niego liczyły i nie traciły wiary, że kiedyś się
wzbije. Już dawno o nich zapomniał. W jego umyśle pozostawali jedynie ci,
którzy nim gardzili, którzy uważali, że przegrał w życiu, że już do niczego się
nie nadaje. Zapomniał, jak to jest być kochanym, szanowanym i uwielbianym.
Teraz słyszał jedynie słowa kpiny i pogardy, dlatego nie potrafił się z tym
pogodzić. Był zbyt słaby, by żyć dalej, aby nadal cieszyć się każdym
wschodzącym dniem. Gdyby był człowiekiem silnym, nigdy by się nie poddał, a
jedną porażkę uznałby za niewielką przeszkodę w drodze na sam szczyt.
Spojrzał na
drabinę, która stała podparta o wysoki na dziewięć metrów znak. To właśnie z
nim kojarzył swoje marzenia i wszelkie nadzieje, z którymi przyjechał do
Hollywood. Dziewięć liter, które zmieniały życie w raj lub piekło. To zależało
od nastawienia, pracy i ilości talentu oraz głosu obserwujących, który liczył
się najbardziej, bo przecież zwykły chłopak z wielkimi marzeniami bez jakiegokolwiek
poparcia nie mógł stać się gwiazdą. Musiał mieć jeszcze na siebie pomysł i masę
zaparcia, które gdzieś po drodze zgubił. Poza tym sam w którymś momencie
zabłądził, bo gdyby było inaczej, nie stałby teraz na wzgórzu, gotowy do skoku.
Ale życie go zniszczyło, sprawiło, że nie mógł się odnaleźć, a on sam nadal
obwiniał samego siebie.
W głębi ducha
nie wiedział, czy jest wdzięczny robotnikom za zostawienie drabiny, czy wręcz
przeciwnie. Właściwie postawili mu przed samym nosem schody do śmierci, z czego
w końcu musiał skorzystać. Powierzchnia drabiny była zimna i śliska od deszczu,
który padał wcześniej. Musiał mocno zaciskać palce, by nie spaść, zanim wdrapie
się na sam szczyt, który był jego celem. Nawet nie zwracał uwagi na to, że z
każdym mocniejszym podmuchem wiatru razem z przedmiotem chybocze na wszystkie
strony. W tamtej chwili wszystko było mu obojętne. Chciał umrzeć, nie ważne
jak, ważne, by szybko. Miał nadzieję, że wraz z kontaktem z ziemią poczuje ból,
który minie w kilka sekund, a on sam odejdzie w spokoju. Nie zakładał innych
rozwiązań, one go nie obchodziły. Miał jeden plan i chciał go zrealizować. A
gdy stanął na szczycie, zrozumiał, że Hollywood z lotu ptaka jest niesamowite,
jednak dopadł go smutek wraz z myślą, że Chanyeol w którymś z domów czeka na
niego, nie znając prawdy. Czuł się źle, bo okłamał go, opuszczał na zawsze,
kiedy wcześniej obiecał, że nie odejdzie. Zaczynał powoli twierdzić, ze całe
jego życie okazywało się kłamstwem, a on już nie potrafił niczego odwrócić.
Kiedyś uważał siebie za człowieka sukcesu, który potrafi zrobić wiele, później
uznał, że w sobie nie ma niczego wyjątkowego, że tak naprawdę jest zwykły,
równy z każdym innym człowiekiem. Nosił w sobie zbyt wiele dumy, miał za
wielkie ambicje, dlatego porażka okazała się ciosem prosto w serce.
Ostatecznym, bo nie potrafił się po niej pozbierać.
Uśmiechnął się
smutno, ściągając z siebie kurtkę, którą odwiesił na czubku drabiny, po czym
wyprostował się, stając na pierwszej literze słynnego znaku. Czubki jego
poniszczonych butów wystawały nieco za stabilną konstrukcję, a on sam miał
wrażenie, że jeden krok dzieli go od całkowitej błogości, której nigdy
wcześniej nie doświadczył. Baekhyun nie bał się śmierci, po prostu wcześniej
nie wiedział, czy tak szybko chce się z nią przywitać. Jednak w chwili, gdy
spoglądał na oświetlone miasto, które tamtej nocy wyglądało niesamowicie
pięknie, zrozumiał, że nie chce zawracać, ponieważ miał wypełnić swoje
przeznaczenie, nawet jeżeli tym miałby zranić wiele osób. Jego rodzice na pewno
będą cierpieć, w końcu był ich jedynym synem. Do tego Chanyeol, kochali się...
a on tak szybko postanowił go opuścić.
Czując wiatr,
który targał jego włosami, dochodził do wniosku, że wreszcie jest wolny, że w
końcu może rozłożyć ręce niczym skrzydła i jak ptak polecieć. Jednak wraz ze
skokiem nie wzbił się do góry, a opadł w dół. Tak samo było z jego karierą.
Wraz z nią spadł na dno. I gdy zderzył się z ziemią, nie poczuł ulgi i błogiego
spokoju, a strach, ból rozrywający całe ciało i zawód do samego siebie, który
towarzyszył mu długo, aż do ostatniego tchnienia.
*
– Nie
zatrzymałem go wtedy. Wyszedł, zabierając ze sobą jedynie kurtkę i list,
którego wtedy jeszcze nie widziałem – powiedział cicho. Nie chciał wychodzić na
słabego, ale mimo wszystko, gdy przypomniał sobie ich całą historię, zrozumiał,
że jego uczucia względem Baekhyuna nadal w nim drzemią, nie wygasły całkowicie.
– Czekałem na niego do późna – przyznał, prychając cicho. – Wiesz co jest
zabawne? Można powiedzieć, że patrzyłem na jego śmierć.
– Jak to?
– Gdy wyszedł,
ja udałem się na balkon. Z zapalonym papierosem stałem przy barierce i
obserwowałem napis Hollywood. Ginął na moich oczach, choć tak naprawdę go nie
widziałem – wyjaśnił, po czym westchnął ciężko, krzywiąc się nieznacznie. –
Następnego dnia zdziwiłem się, gdy dostrzegłem, że nie ma go w domu, więc
zgłosiłem jego zaginięcie. Dopiero kolejnego znalazła go pewna kobieta, która
spacerowała w tamtych okolicach. Mimo to telefon od władz dostałem popołudniem.
Prosili, bym przyszedł zidentyfikować zwłoki, bo być może to zaginiony
Baekhyun. Przy sobie nie miał dokumentów, jedynie list podpisany swoimi
inicjałami.
– Gdy już tam
byłeś, dowiedziałeś się czegoś jeszcze?
– Tak – odparł
– że umierał w potwornych męczarniach przez kilka godzin. Sam upadek nie
spowodował śmierci, choć wyrządził urazy do niej prowadzące. Wybrał okropnie
bolesną śmierć, ale spektakularną, dlatego ludzie mówią o niej po dzień
dzisiejszy. Właśnie przez skok z litery H,
zaczął być kojarzony w Hollywood – wyjaśnił, spoglądając na gazetę, która już
od początku wywiadu leżała na blacie pomiędzy nim a Krisem. – Historia
Baekhyuna jest tragiczna, ale myślę, że daje wiele do myślenia. Udowodnił mi,
że nie można rezygnować z marzeń, choć sam to zrobił. Gdyby poczekał, wszystko
o czym wcześniej śnił, spełniłoby się. To czas był tu przeszkodą, nie ludzie.
– I to koniec?
Takie właśnie jest zakończenie tej historii?
Chanyeol skinął
głową.
– Tak –
powiedział prosto, automatycznie. – Dopełnieniem może być właśnie ten list, o
którym niejednokrotnie wspominałem. Został wysłany w sobotę, przyszedł we
wtorek, o kilka godzin za późno. Była tam propozycja idealnej roli dla
Baekhyuna. Wcześniej słyszał o tym filmie i naprawdę chciał w nim wystąpić,
chociażby w pobocznej roli. Producent jednak miał ambicje obsadzić go w tej
głównej. A Byun by się nadał, był stworzony do tej produkcji. W każdym razie, w
filmie zagrał ktoś inny, też jakaś wschodząca gwiazdka i udało się. Zdobył
sukces. I gdyby Baekhyun przyjął rolę, był jej w ogóle świadomy, udowodniłby
innym, że potrafi grać, że ta pasja cały czas w nim drzemie, dałby powody
innym, by o nim mówiono. Choć i tak to zrobił, nieco innym sposobem. Bardziej
tragicznym, ale skutecznym.
– Hollywood
bezlitośnie zabawił się Baekhyunem, którego blask zgasł, nim na dobre się
rozjaśnił – podsumował Kris, z zadowoleniem odkładając notes na bok. – Myślę,
że to już wszystko – oznajmił, następnie wstał, Chanyeol również. – Dziękuję,
że poświęciłeś trochę czasu na ten wywiad. W ciągu kilku dni powinien pojawić
się na pierwszych stronach naszej gazety – poinformował, po czym uścisnął rękę
Parka w ramach podziękowania za współpracę. – Przed publikacją, może chciałbyś
przeczytać i coś poprawić?
– Nie. Dobrze
wiem, co powiedziałem, także zostawcie to, jak jest – odparł, po czym
uśmiechnął się smętnie. – Nie wysyłajcie też mi kopii wywiadu. Nie mam ochoty
tego czytać. Na więcej pytań również nie odpowiem. To ostateczna wersja życia
Baekhyuna. Taki był, trochę zakręcony, humorzasty, z wielkimi ambicjami,
czasami aż za bardzo wesoły albo smutny. Był moim Baekhyunem, ale od
trzydziestu lat nie żyje i myślę, że mimo wszystko dobrze, że tak się stało. W
każdym razie... Cieszę się, że mogłem przybliżyć komukolwiek jego prawdziwe
życie, nie to od strony kamer, a zacisza domowego, kiedy był szczęśliwy –
mruknął i spojrzał na drzwi. – To chyba na tyle. Do widzenia i powodzenia w
dalszej pracy.
*
Dzisiejszy
wieczór symbolizował zerwanie z przeszłością, która czasami przynosiła zbyt
wiele przykrych wspomnień, był nadzieją dla Chanyeola. Podczas wywiadu kłamał.
Mówił to, co chciał, by było prawdą. Nadal kochał Baekhyuna i mimo upływu lat
to uczucie nie zniknęło. Wraz z zniknięciem Byuna, jego serce pękło. Chciał go
z powrotem, by znów móc go tulić wieczorami, chadzać z nim popołudniami do Lucky Devils, by zjeść hamburgery i
pograć w gry na automatach. Nigdy nie przywykł do samotności, mimo że w Nowym
Jorku rozpoczął nowe życie, z nową osobą u boku. Ona jednak nigdy nie potrafiła
zapełnić tej pustki, jaką pozostawił po sobie Baekhyun, a teraz... Chanyeol
miał okazję zapomnieć, uwolnić się od zmarłego chłopaka, który nadal był przy
nim. To w Hollywood wszystko się zaczęło i właśnie tu miało się zakończyć.
Stanął przy
drewnianej barierce, która oddzielała od przepaści. Nad nią wznosiło się wzgórze
wraz z legendarnym napisem, które za cel wybrał sobie właśnie Baekhyun. Przed
trzydziestoma laty było równie wielkie i niesamowite, ale nie miało żadnej
skazy. Teraz nosiło brzmienie śmierci niewinnej osoby.
– Byłeś głupi,
Byun Baek – warknął Chanyeol, sięgając do kieszeni garnituru, po czym wyciągnął
z niego starą, miejscami podziurawioną i pożółkłą kartkę, która nie pozwalała
mu się przegnać z Baekhyunem. Sprawiała, że nadal cierpiał. Otworzył ją powoli
i od razu rozpoznał koślawe pismo swojego chłopaka. Spieszył się, pisząc każde
słowo.
Chanyeol.
Cholera, sam nie wiem, jak powinienem się z
Tobą pożegnać. Myślę, że zwykłe słowa nie wystarczą, to zbyt mało, w porównaniu
do tego, co chcę zrobić, ale nie mam wyjścia. Ta decyzja nie była spontaniczna
i nie zrodziła się w mojej głowie nagle. Już przed premierą filmu czułem, że
coś jest nie tak, jak zakładałem. Okazuje się, że czasami przeczucia wcale nie
są mylne, to ludzie wmawiają sobie, że one ich oszukują. Ja postanowiłem ich
posłuchać... Mimo to rozczarowanie było równie bolesne, nadal odczuwam jego
skutki i chcę, żeby zniknęły, choć wiem, że to się nie stanie, jeśli nie zrobię
czegoś. Dlatego myślę, że śmierć to dobre rozwiązanie. Przynajmniej będę
szczęśliwy. I hej, to wcale nie znaczy, że przy Tobie taki nie byłem. W każdym
razie... chyba powinienem Ci podziękować. Za wszystko, Chan. Za to, że gdy się
spotkaliśmy po raz pierwszy, zaproponowałeś mi mieszkanie w swoim domu, za to,
że zabierałeś mnie do Lucky Devils, za to, że spędzałeś ze mną czas, byłeś na
moich występach i mnie wspierałeś i przede wszystkim za to, że mnie kochałeś.
To najlepsze, co mogłeś mi dać. Ja też Cię kochałem. Dlatego to rozstanie jest
bolesne i nie wiem, jak się za nie zabrać, zwłaszcza, że jestem świadomy tego
wszystkiego, że następnego wieczoru już mnie nie będzie, bo w końcu ja kieruję
własnym życiem i już nie da się mnie powstrzymać.
Kiedyś miałem wielkie ambicje, chciałem
zdobyć Hollywood i myślałem, że mi się uda. I wiesz, miałem zaledwie
dwadzieścia parę lat, kiedy najlepsza część mojego życia się skończyła. Nie
uważasz, że to straszne? Miałem w zasięgu ręki tyle możliwości, a kiedy się
ocknąłem, nagle nie było niczego. Zostałem z niczym, co pozwoliłoby mi na
dalsze życie. Miłość, którą mnie darzyłeś nie wystarczała, przykro mi. Ona nie
potrafiła do końca sprawić, bym był szczęśliwy. Potrzebowałem jeszcze jednej
motywacji, ale równie szybko ją straciłem. Nie chciałem, tak jak Ty, popijać
kawę, wsłuchując się w piosenki The Beatles i spokojnie dzień po dniu umierać.
Ja chciałem naprawdę żyć. Ale już nie potrafiłem. Samobójstwo okazało się
luksusem i chciałem tego skosztować.
Okazało się, że jestem strasznym tchórzem
lub być może ludzie są zbyt podli. Potrafią tylko oczernić i zniszczyć
człowieka, pomóc mu umrzeć. Choć nie powinienem ich obarczać tym, to nadal moja
wina, nie postarałem się lub faktycznie moja pasja była urojeniem. Wmawiałem
sobie, że mam talent. To trochę bolało. Boli nadal, dlatego nie chcę żyć.
Spieszę się, by wreszcie umrzeć, doznać tego ciemnego raju, który czeka na mnie
po drugiej stronie.
Następny dzień jest tym wybranym. Umrę
szczęśliwy tej nocy...
I wiesz, będę tęsknił za Tobą jak gwiazdy
tęsknią za słońcem na porannym niebie. Tak myślę.
B.B.
Chwilę później
podarte kawałki listu pofrunęły wraz z wiatrem w stronę wzgórza. To był koniec,
Chanyeol oficjalnie pożegnał się z kimś, kto kiedyś w jego życiu był
najważniejszy. Był jego gwiazdą, która w końcu zgasła na zawsze.
Ok, nie wiem co powiedzieć. Może zacznę od tego, że czytałam trochę Twoich opowiadań i na prawdę je lubię. Podoba mi się Twój styl pisania, choć czasem ich długość przeraża (co nie jest znowu takim wielkim minusem). Wsiąkłam te 51 stron w niecałe półtorej godziny. Oh, żeby inne rzeczy się tak czytało!
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać za dużo. Na prawdę nie wiem co powiedzieć. Bardzo szybko się czytało. Bardzo spodobała mi się ta forma. Skojarzyło mi się z Titaniciem.
Smutne. To było smutne. Nie takie, że na bezdechu wylewam potoki łez, ale tak inaczej, bardziej wewnętrznie (brzmię jak szalona?). Strasznie jest mi żal, ale z drugiej strony...to przeszłość.
Komentarz może wydawać się chaotyczny. I pewnie taki jest. Ciężko mi sklecić coś porządnego. Zagiełaś mnie. Dobra robota.
M.
Jedyne co przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego shota to - to było piękne! Nie wiem co innego mogę Ci powiedzieć... Brak mi słów. Wybacz, że ten komentarz będzie taki krótki, ale no nie umiem nic innego z siebie wycisnąć!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen one shot.... wow. Nie mam słów jak bardzo mi się podobał. Z każdym słowem tekst wciągał mnie coraz bardziej i bardziej. Był naprawdę piękny. Większość przeczytałam twardo trzymając się na ziemi, ale pod koniec.... płakałam. Na prawdę. Tak strasznie się popłakałam, że gdy się obudziłam moja poduszka nadal była wilgotna od łez. Jeden z piękniejszych ff jakie czytałam. Aż jestem w szoku, że tak mało komentarzy pod nim dostałaś.
OdpowiedzUsuńZasmuca mnie fakt, że jest tak mało komentarzy pod tym ff... Przecież to opowiadanie jest piękne. Mam nadzieję, że inni po prostu nie napisalic. Ja uznałam, że chociaż sporo czasu minęło od dodania go to warto zaznaczyć jaką cudowną rzecz stworzyłaś.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytałam takie opowiadanie napisane w takim stylu. Stwierdzam, że to nie dla mnie, bo za dużo łez wylałam.
Pozdrawiam i weny oraz czasu życzę na kontynuowanie opowiadań ^^