music: 1 | 2
W końcu musiał nadejść ten moment, kiedy przebywanie z Sehunem
dwadzieścia cztery godziny na dobę mi się znudziło. Powtarzała się ta sytuacja
prawie sprzed roku, kiedy chowałem się przed moim chłopakiem we własnym domu, z
nadzieją, że mnie nie znajdzie, tyle że z tą różnicą, że teraz nie mogłem
wykopać go z domu – tak, zrozumiałem swój błąd sprzed kilku miesięcy. Mimo
wszystko dom kupił Sehun, ja nie dokładałem się do niego ani grosza, ale swoją
drogą to on nalegał, nie ja. Ja byłem szczęśliwy, siedząc samotnie w mojej
niewielkiej kawalerce.
Na czas świąt, Sehun zaprzestał treningów, więc praktycznie miałem go
cały czas przy sobie. W styczniu też, zwłaszcza że naprawdę zaangażował się w
dekorowanie pokoiku dla dzieci. Zrezygnowaliśmy z typowego różu czy
niebieskiego, głównie dlatego, że nie znaliśmy płci. Oboje, jednogłośnie
zdecydowaliśmy się na beż z dodatkami złota i kremu. I pokoik był naprawdę
śliczny, strasznie puchaty, z masą maskotek, mięciutkim dywanem i regałem na
książki dla dzieci, które Sehun kupił całkiem niedawno. Uzgodniliśmy również,
że dzieci rozdzielimy jak będą starsze, póki co jeden pokój był dla nich
wystarczający.
Mimo tego ogólnej radości, którą emanował Sehun, nie dałem rady zostać w
domu. Postanowiłem odwiedzić Baekhyuna i sprawdzić, jak się miewa, zwłaszcza że
sam powoli zaczynał się robić całkiem pulchniutki. Z tego co wiedziałem,
powiedział Yeolowi, który z kolei całkowicie inaczej przyjął do świadomości
fakt, że zostanie ojcem. Rozpłakał się. Nie miałem pojęcia czy ze szczęścia czy
może ze smutku, ale skoro nie odszedł od Baekhyuna, mogłem zgadywać, że mimo
ich sytuacji, cieszył się.
Do mojego przyjaciela odwiózł mnie Sehun. Stwierdził, że już w tak
zaawansowanej ciąży nie mogę prowadzić, a poza tym nie zmieszczę się za kierownicą,
bo brzuch miałem wielki jak gumowa piłka do ćwiczeń. Nie protestowałem,
pozwoliłem mu mnie odwieść i zostawić w ramionach Baeka, który był naprawdę
szczęśliwy, że przyszedłem. Zauważyłem, że ja i Baekhyun byliśmy jak papużki
nierozłączki, w końcu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale poza mną Baek i
Chan nie utrzymywali kontaktów z resztą, może przez brak czasu. W każdym razie
Kyungsoo, mimo że lubił Baeka, nie odwiedzał go, bo zwyczajnie nie miał po co.
Razem widywali się tylko wtedy, kiedy ja inicjowałem spotkanie. A Chanyeol...
Chanyeol miał też swoje życie. Dalej rozmawiał z Sehunem, ale wątpię, by tak
samo utrzymywał kontakt z Jonginem. Szkoda, bo w liceum wydawaliśmy się
naprawdę zgraną paczką, teraz każdy zakładał rodzinę i oddalał się od reszty
przyjaciół. Poza tym sam nadal tak naprawdę nie wiedziałem co słychać o YiFana
albo Tao i Yixinga. Ale na nieszczęście, wiedziałem za to, co się dzieje u
Seohyun, bo dzwoniła co tydzień dzień z innego kraju.
— Hannie! — powiedział podekscytowany Baekhyun, gdy zobaczył mnie w
drzwiach obwiązanego szalikiem tak, że wystawały mi spod niego jedynie oczy.
Było zimno i wiedziałem, że gdybym nie obwinął się tak, mój nos zrobiłby się
cały czerwony zaraz po wyjściu z domu. — Dobrze, że już jesteś. Upiekłem
ciasto.
Na moje usta od razu wpłynął szeroki uśmiech.
— To przez ciebie jestem taki gruby — powiedziałem otwarcie i wszedłem
do domu, ściągając z siebie wierzchnie ubranie. Pod nim miałem jeszcze naprawdę
gruby sweter i wiedziałem, że na pewno nie zmarznę. — Ale skoro już zrobiłeś, to
nie odmówię — dodałem, natomiast Baekhyun zaśmiał się cicho i pociągnął mnie za
sobą w głąb ich mieszkania. Nie było duże, w przeciwieństwie do naszego było malutkie, ale mimo to cholernie
przytulne i takie rodzinne, którą chcąc nie chcąc, Chanyeol i Baekhyun
tworzyli.
— Szarlotka.
— Mówiłem ci, że cię kocham? — zapytałem retorycznie, siadając na
miękkim krześle przy okrągłym, białym stoliczku w ich niewielkiej kuchni. Baekhyun
jedynie uśmiechnął się przyjaźnie, potakując głową i położył duży kawałek
szarlotki tuż przede mną. — Gdzie Chanyeol?
Baekhyun przeżuł kawałek szarlotki.
— Uczy się — mruknął — a zaraz idzie do pracy. Więc nawet lepiej, że
przyszedłeś. I nie zgadniesz, co się stało!
— Sądząc po twojej minię, mogę zgadywać, że Britt wydała nową płytę?
— Jeszcze nie, ale wyda! — powiedział podekscytowany, a ja zaśmiałem
się, widząc jego radość. Znałem Baekhyuna bardzo dobrze i w przeciągu tego czasu
jaki minął od zakończenia liceum, mogłem otwarcie przyznać, że ten człowiek nie
zmienił się prawie wcale. Jasne, wydoroślał, ale ciągle pozostawała w nim
cząstka tego dzieciaka, którym właściwie jeszcze był. Nadal kochał róż, wszystko
co puchate, szalał na punkcie Britney Spears i nie wychodził z domu bez
pomalowanych oczu eyelinerem. I nie chciałem, żeby się zmieniał, bo taki Baek
był najlepszy.
Uśmiechnąłem się lekko i wepchałem sobie kawałek szarlotki do ust.
— Tak myślałem — podsumowałem, biorąc od niego herbatę, którą dla mnie
przygotował. Lubiłem odwiedzać Baekhyuna i lubiłem, kiedy on przychodził do
mnie. Tylko z nim mogłem obgadywać Sehuna tak, by on się o tym nie dowiedział.
Czasem Baekhyun ponarzekał też na Chanyeola i obaj byliśmy zadowoleni. — A jak
ty się czujesz? — zapytałem, przenosząc wzrok na jego brzuch.
Baekhyun uśmiechnął się do mnie promiennie.
— Dawno nie czułem się tak dobrze, Lu — powiedział podekscytowany,
siadając naprzeciw mnie. — Na początku byłem przestraszony, głównie przez to,
że bałem się o środki finansowe i o reakcję Chanyeola, ale teraz... teraz
myślę, że nie mogło przytrafić się nam nic lepszego — dodał, prawie podskakując
na krześle. To było kochane i naprawdę cieszyłem się razem z nim. Poza tym
wiedziałem, że znacznie łatwiej będzie mu przejść ciążę, jeśli dalej będzie
nastawiony tak optymistycznie. Ja miałem wiele momentów załamania, kiedy miałem
dość wszystkiego i chciałem, by było po staremu. Ale to były moje dzieci... nie
mogłem się ich pozbyć. Kochałem je i mimo tej złości i wątpliwości, zdążyłem z
nimi zżyć. Ale i tak cholernie się bałem. — Właśnie! — powiedział po chwili z
buzią pełną szarlotki. — Byliśmy z Yeolem na USG. Pokażę ci i zobaczysz jakie
jest słodkie! — dodał i z wielkim uśmiechem nadal malującym się na jego twarzy,
zniknął z kuchni.
Bakehyun świetnie nadawał się na ojca. Był taki kochany, uroczy i
opiekuńczy, tylko miałem pewne obawy, że dziecko nazwie Britney, nawet jeśli
urodzi się chłopiec.
Już miałem brać do ust kolejny kawałek szarlotki, kiedy poczułem
okropny skurcz. Przez moment nie wiedziałem, jak powinienem zabrać oddech,
ponieważ wydawało mi się to niemożliwe. Po tym skurczu nadszedł kolejny i
następny. Mimo że nie chciałem, doskonale wiedziałem co się zbliża i nie mogłem
tego zatrzymać. Nie czułem się dobrze, czułem się wręcz fatalnie, zwłaszcza, że
nie byłem na to przygotowany. Cholera, to jeszcze nie ten czas!
— Jejku, to taka mała kuleczka! Już rozmyślałem nad imieniem i...
Luhan? — zapytał, gdy zobaczył mnie zgiętego, z ręką położoną na okrąglutkim
brzuchu. — Lu, co się dzieje?
— A nic, ćwiczę sobie rodzenie — powiedziałem sarkastycznie, starając
się wstać z krzesła. Kiedy Baek to zobaczył, od razu do mnie podszedł i mi
pomógł, trzymając mnie mocno za przedramiona. — BAEKHYUN, ZADZWOŃ PO TEGO
IDIOTĘ I POWIEDZ MU, ŻE GO ROZSZARPIĘ JAK GO TYLKO ZOBACZĘ — warknąłem,
oddychając ciężko. Tak bardzo bolało, że naprawdę byłem przerażony tym, co
miało nadejść później.
— Sehuna?
— Nie, Channyeola — zironizowałem. — Baek, błagam, zrób coś, bo urodzę
ci na środku kuchni.
— Ale to za wcześnie! Masz termin za dwa tygodnie — odparł równie w
panice i naprawdę musiało to wszystko zabawnie wyglądać, ale wcale nie było mi
do śmiechu, głównie przez te skurcze, przez które nie mogłem oddychać.
— Powiedz to dzieciom — warknąłem, mocno chwytając się stolika. W tym
czasie Baekhyun pobiegł po telefon i gdzieś zadzwonił, ale nawet nie wiedziałem
z kim rozmawia, bo za bardzo byłem zajęty łapaniem oddechu i wypuszczaniem go.
Naprawdę nie byłem gotowy.
***
Nienawidziłem szpitali, źle mi się kojarzyły i zdecydowanie
nienawidziłem rodzić, zwłaszcza dwójki dzieci. Jedno jeszcze przeszłoby może
szybko, ale dwójka to podwójny czas, podwójny ból i podwójna złość na Sehuna,
którego chciałem wysadzić w kosmos. Nad sobą widziałem panią Han i jakąś
pielęgniarkę czy położną o imieniu Seosun, ale i tak miałem to gdzieś, bo ból
który wciąż mi towarzyszył, nie pozwalał na koncentrację.
Kątem oka widziałem drzwi do sali, które wciąż pozostawały zamknięte.
Czekałem aż się otworzą i stanie w nich Sehun, ale przez pierwsze dwadzieścia
minut mojej męki i błagalnego jęczenia, by pani Han wyciągnęła te dwa małe
potworki ze mnie nawet na żywca, nie pojawił się. Męczyłem się sam, a
powinniśmy przechodzić przez to razem. Najlepiej niech on rodzi, a ja stoję
obok. Nie byłem chytry, mogłem podzielić się tym cierpieniem.
Zdążyłem się rozryczeć. Spływał po mnie pot i łzy i naprawdę chciałem,
by ten wieczór minął jak najszybciej, bo nie dałem rady tego dłużej znieść. Nawet
wtedy, gdy Sehun dotarł.
— Lu! — powiedział w pośpiechu i ucałował mnie w policzek. Ubrany w
specjalny, zielony kombinezon, pochylał się nade mną, łapiąc mnie za całą mokrą
od potu dłoń. — Przepraszam, że tak późno, ale były korki, więc zostawiłem
samochód i biegłem tu, ale było tak daleko i naprawdę myślałem, że nie dam
rady, ale Baek wtedy mi powiedział, że muszę się pospieszyć, bo już jesteś na porodówce,
a ja nie mogłem tego przegapić. Lu, tak bardzo cię kocham i dziękuję za
wszystko — dodał, ledwo powstrzymując się od płaczu, bo przysięgam, że zdołałem
zauważyć łzy zbierające się w kącikach jego oczu.
— I tak cię zabiję — wydyszałem, mocno zaciskając palce na jego ręce.
Wiedziałem, że to go bolało, ale przysięgam, że mnie bolało bardziej. Gdybym
musiał opisać to, jak się czuję, mógłbym powiedzieć, że czułem się, jakbym
umierał.
— Niech pan głęboko oddycha — poleciła Pani Han, a Sehun od razu zrobił
to, co ta zaleciła. — Miałam na myśli Pana Lu, ale w porządku, Pan też może — dodała z uśmiechem
i ustawiła się pomiędzy moimi nogami.
— Lu, kochanie, dasz radę — powiedział wciąż ciężko oddychając, a ja
stwierdziłem, że zgodziłem się wyjść za idiotę. Przysięgam, że nie tak
wyobrażałem sobie to swoje życie i nigdy, przenigdy nie powiedziałbym, że będę
rodził dwójkę dzieci naraz, przy tym zamieniając się w typową kurę domową, bo o
własnej firmie i swoim biznesie mogłem jedynie pomarzyć.
Nie odpowiedziałem, bo zbyt bardzo zajęty byłem rodzeniem.
— Lulu, tak bardzo cię kocham — powtarzał, ale to wcale nie dawało mi
siły do dalszego porodu. Nadal czułem się tak niesamowicie źle, że miałem ochotę poddać się i zwyczajnie
rozryczeć. — Troszkę mi słabo — dodał po chwili, a uścisk na mojej ręce się
poluźnił.
Tak, wiedziałem, że ktoś tego wieczoru zemdleje, ale myślałem, że
raczej będę to ja, a nie mój narzeczony.
Oh Sehun, jednak przegapisz narodziny swoich dzieci.
***
— Powinienem to nagrać — stwierdził Sehun trzymając w swoich ramionach otuloną
kocykiem Seul. Była maleńka, taka kochana i tak cholernie podobna do swojego
brata – Jiseoka, który w przeciwieństwie do swojego siostry, była naprawdę niegrzeczny.
Kiedy nie spał, ciągle płakał. Seul za to, była cicha i uwielbiała być noszona.
— Tak, od razu mogłeś postawić przed moimi nogami kamerę i nagrywać,
jak wychodzą — zironizowałem, marszcząc czoło. Ja mówiłem to sarkastycznie, a
Sehun najprawdopodobniej myślał o tym całkiem poważnie i to zaczynało mnie
najbardziej martwić. On naprawdę miał przeróżne, czasem beznadziejne pomysły,
które uważał za genialne. Szkoda tylko, że ja nie potrafiłem ich dostrzec w
takim świetle. — Jesteś idiotą, Sehun — podsumowałem.
— Ale spokojnie, Lu — poprosił — podczas kolejnego porodu nagram.
— Możesz o tym pomarzyć — warknąłem — nie będę już ci rodził dzieci.
Dwójka to wystarczająco, poza tym twoje plemniki są niebezpieczne. Co będzie,
jak następnym razem będą trojaczki? Podczas porodu skonam — dodałem, natomiast
Sehun uśmiechnął się promiennie i usiadł obok mnie, całując mnie w skroń.
— Dziękuję ci, kochanie — powiedział po chwili, patrząc się na dwa
zawiniątka w naszych rękach.
Sam nie mogłem uwierzyć, że to już. Że to właśnie teraz nadszedł ten
czas, który może okazać się dla mnie zbyt trudny, ale nie mogę go w żaden
sposób ominąć czy opóźnić, bo dzieci, które nosiłem pod swoim sercem już teraz
były w moich rękach, śpiąc słodko. I mimo że byłem przerażony całym tym
rodzicielstwem i czekającymi mnie obowiązkami, równocześnie niesamowicie
złoszcząc się na Sehuna, to chyba byłem szczęśliwy. To było naprawdę dziwne
uczucie i nie potrafiłem go określić. To przez dzieci. One dawały tyle tego
nieopisanego szczęścia, że cała ta otoczka strachu w jakimś sensie znikała.
Poza tym miałem Sehuna. I mimo że był idiotą, to wiedziałem, że będzie
najlepszym ojcem na świecie.
— Za co? — zapytałem.
— Za uczynienie mnie najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie — odpowiedział całkiem szczerze, gładząc malutką rączkę Seul, która wystawała
spod różowego kocyka. —Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak nasze życie
było puste, Lu. Jasne, byliśmy razem i kocham cię najmocniej na świecie, ale w
naszym związku czegoś brakowało. I teraz już wiem czego — dodał, ciągle wpatrując się w nasze dzieci. W pewnym sensie miał rację. To znaczy, ja nie
narzekałem na taki stan rzeczy, jak panował przed moim zajściem w ciążę. Jasne,
ciągle mi coś nie pasowało, ale i tak było dobrze. Dlatego ta nadchodząca
zmiana była dla mnie tak ciężka do zaakceptowania. Ale teraz trzymając w rękach
swoje dziecko, faktycznie czułem się pełniejszy. Tak jakby moje serce biło
szybciej na samo słowo rodzina, którą już tworzyliśmy.
— Wiem, Sehun — odmruknąłem — wiem, bo sam też się tak czuję — dodałem, mocniej przytulając do siebie Jiseoka. Wiedziałem, że jeszcze tylko przez
niedługą chwilę będą z nami, bo pielęgniarki wezmą dzieci do karmienia. — Ale i
tak zapomnij o kolejnych dzieciach.
Wtedy jego wielki uśmiech z jego twarzy znikł, a ja zatryumfowałem.
— Albo urodzisz je ty.
— I tak kiedyś cię przekonam — stwierdził, natomiast ja przewróciłem
teatralnie oczami, gładząc maleńkie ciałko Jiseoka. Byłem wdzięczny, bo spał,
gdyby było inaczej, ja byłbym martwy. W pewnym momencie doszedłem do wniosku,
że Jiseok najprawdopodobniej odziedziczył charakter po mnie. Niestety. Miałem
tylko nadzieję, że Seul jak dorośnie nie będzie mnie przypominać, bo takie dwa
małe, nadpobudliwe, wredne dzikusy, to zbyt duże wyzwanie. Poza tym Sehun chyba
by zwariował, bo poza nimi, to ja miałbym ciężki charakter. Ale myślę, że do
tego czasu zdążył się przyzwyczaić.
Nie odpowiedziałem, bo wiedziałem, że Sehun i tak postawi na swoim.
***
Wróciłem do domu dopiero pięć dni po porodzie, razem z dwoma małymi,
kochanymi zawiniątkami i chociaż byłem cholernie dumny i szczęśliwy, to noce
doprowadzały mnie do szału. Praktycznie nie spałem w ogóle, Sehun wcale.
Czasami udawało mi się zdrzemnąć popołudniu na godzinę czy dwie, by odespać
połowę nocy, podczas których nie zmrużyłem oka. Seul była spokojna, z nią nie
było problemów, ale Jiseok płakał, kiedy tylko kładliśmy go w łóżeczku. Bał się
go jak ognia, jakby go parzyło i upodobał sobie miejsce pomiędzy nami, w naszej
sypialni, na naszym łóżku. Po tygodniu męczarni, strasznego zmęczenia, w jakiś
sposób mogliśmy odpocząć, wiedząc gdzie naprawdę ten mały diabeł lubi spać. Ale
i to było w jakiś sposób uciążliwe, bo bałem się, że podczas snu go przylegnę
albo przez przypadek zrobię coś innego, dlatego spałem lekko, obarczając o
wszystko winą Sehuna.
Mimo że w jakiś sposób cieszyłem się z całego tego rodzicielstwa, to
przez ostatni tydzień miałem okropny humor. Najprawdopodobniej przez zmęczenie,
które z minuty na minutę się pogłębiało, a to był początek. Moja mama kiedyś
powiedziała, że im dzieci będą większe, tym więcej pracy w je wychowanie będę
musiał włożyć. Wydawało mi się to niewykonalne, zwłaszcza, że już teraz było
niesamowicie trudno.
— Już się nie mogę doczekać zobaczyć mojego chrześniaka — powiedział
Kyungsoo.
Siedziałem ze śpiącym Jiseokiem na rękach na kanapie i korzystałem z
tych kilku chwil dla siebie. Może nie do końca był to moment na relaks, ale
zdecydowanie w jakiś sposób odpoczywałem zwłaszcza od okropnych wrzasków
Jiseoka, który za nic w świecie nie chciał opuszczać moich rąk. Ale przy tej okazji
znalazłem troszkę czasu na rozmowę z Kyungsoo.
— Wpadajcie kiedy tylko chcecie — powiedziałem do telefonu i
uśmiechnąłem się, mimo że Soo nie mógł tego zobaczyć. — Poza tym szkoda, że nie
zdążyliście wcześniej. Baek i Chanyeol byli u nas już chyba ze cztery razy — zaśmiałem się.
— Wiem, wiem, ale Jongin jak zwykle nie ma czasu — mruknął i zamilkł na
moment — a jak się czujesz? Ciężko było?
— Myślałem, że mnie rozerwie — stwierdziłem od razu — było okropnie,
ale i tak uważam, że było warto, nawet jeśli teraz jestem wyczerpany — dodałem,
uśmiechając się do Jiseoka, który przez ostatnie trzydzieści minut nie otworzył
oczu ani na moment i cholernie mnie to cieszyło, bo gdyby się obudził, znów
zaczęły by się wrzaski. — Ale gorzej zniósł to Sehun.
— Sehun? On nie rodził.
— Ale jako jedyny zemdlał — zaśmiałem się, uśmiechając głupio do
telefonu — i biedny nie zdążył zobaczyć narodzin swoich dzieci, bo musieli go
wynieść z sali. Tyle lat się znamy, a on nadal potrafi mnie zaskoczyć — prychnąłem.
— A pomaga ci?
— Jasne, zrezygnował ze wszystkich treningów. To znaczy, wróci do nich,
bo musi, ale przez te pierwsze tygodnie chce być blisko dzieci, chce się jakoś
przyzwyczaić. Poza tym ja nie dałbym sobie rady sam z dwójką. Seul jest
grzeczna, ale Jiseok ani na moment nie chce leżeć sam i muszę
nosić go po całym domu. Mały królewicz się znalazł.
— Kogoś mi to przypomina.
— Kogo?
— Ciebie, Luhan — powiedział.
Westchnąłem, bo tak, miał rację, a mi pozostawało jedynie się modlić,
by w przyszłości nie odziedziczył ani nie przyswoił sobie innych moich cech
charakteru, bo wtedy to będzie masakra i wyprowadzę się z domu. Sehun spłodził,
to niech się męczy. Ja się dość wycierpiałem podczas porodu.
W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi frontowych. Nie
podniosłem się, bo nim zdążyłem to zrobić, Sehun wyleciał jak torpeda do
korytarza, zapewne mając chwilę spokoju od śpiącej Seul W SWOIM ŁÓŻECZKU, nie
na jego rękach. Ale gdy otworzył drzwi, pierwsze co usłyszałem, to zbyt wesoły
głos mojej mamy. Nie mówiła, że zamierza nas odwiedzić.
— Soo, zadzwonię później — mruknąłem i rozłączyłem się.
Zaraz po tym wstałem z kanapy, przytulając do siebie Jiseoka i
poszedłem do korytarza, by przywitać się z mamą. Ta ubrana w swoje drogie futra
uśmiechała się promiennie, stojąc z kimś jeszcze.
— Tato?
Cóż, liczyłem na to, że opowiem mu o tym wszystkim w e-mailu albo przez
telefon, więc nie będzie w stanie mnie zabić, ale okazało się, że ta rozmowa
czeka mnie już teraz i musiałem się z nią zmierzyć.
_____________________________________________________________
No, rozdział napisałam dość szybko, więc macie w poniedziałek, a nie piątek. Może nie jest jakiś długi, ale naprawdę nie chciałam opisywać całej sceny porodu, uwielbiam mpregi, ale żeby pisać takie sceny, to jakoś mi się do tego nie pali. Co do angstu, tak, angst zbliża się WIELKIMI krokami, tak, żeby nie było zbyt cukierkowo xD Więc spodziewajcie się w każdej chwili :D
ps. wiem, że piosenki do rozdziałów nie pasują, tzn czasem się zdarzy, ale raczej dodaję piosenki, przy których pisałam :)
JA JEBIE, mówię Ci zabij dziecko Baekhyuna, bo ja i tak ma za dużo angstu hunhana w swoim życiu. Nie zniosę tego w tym słodkim opowiadaniu. :<<
OdpowiedzUsuńJA TERAZ CZEKAM NA TEN SUPCIO MOMENT, O KTÓRY PROSIŁAM. ;;;;;;;;
Jezu, ojciec Luhana - to brzmi tak samo strasznie jak Stalin. Eww. Co Ty za imiona wymyśliłaś? Trzeba było po bożemu Adam i Ewa. Bo Jiseok kojarzy mi się z J-hope i widzę twarz konia... :/// A Seul to już wina rozszerzonej geografii i spaczonego umysłu.
Cisza przed burzą - czekam na kolejny. ;;;
SRAM NA TE IMIONA. (still)
Mi też Jiseok kojarzy się z J-Hope XDDD
UsuńSupi dupi rozdział
OdpowiedzUsuńJak Luhan zaczął rodzić, to musiałam przerwać czytanie i ochłonąć XDD
jak myślę o tym, ze zaraz będzie angst, to mam ochotę się rozpłakać, wyrzucić laptopa przez okno i wyjechać w bieszczady, czy w inne miejsce, gdzie ten angst mnie nie dopadnie.... (mam już nawet teorię na ten temat, ale zachowam ją dla siebie i zobacze jak bardzo się myliłam :D)
OdpowiedzUsuńALE przyrzekam, że popełnie seppuku jeśli nie będzie szczęśliwego zakończenia. ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;; będziesz mieć mnie na sumieniu, kochana. :CC
Pulchny, ciążowy Baek... czemu mam wrażenie, że urodzi córeczkę? :D A ojciec Lu mnie przeraża na samą myśl, w sumie to z nim też mam pewną teorię, jejku. ;;;; nie wytrzymie, nie wytrzymie.
ogólnie, rozdział jak zawsze świetny i z niecierpliwością I MIMO TEGO ANGSTA czekam na ich dalsze losy. <3
awww jaki cudowny rozdział (jak każdy xD)
OdpowiedzUsuńale końcówka mnie zaniepokoiła >.< taty Luhana się tu nie spodziewałam, ciekawe jak zareaguje
boje się nadchodzącego angstu, ale tak długo jak żyje nadzieją że będzie happy end to mogę to przeżyć xD ciekawe czy któraś w wielu moich teorii się sprawdzi xD
powodzenia w pisaniu <3 <3
czekam na moment w którym Luhan zasłoni się dzieckiem mówiąc że nie może go zabić, bo ma dzidzie XD haha, dziękuję że nie trzeba było czekac do piątku! :D Rozdział no po prostu jak zwykle cudo. Nic tylko czekać na resztę <3 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń"Oh Sehun, jednak przegapisz narodziny swoich dzieci" ... pizgłam, dosłownie XD
OdpowiedzUsuńjebany zemdlał, a ja skisłam z niego.
Ja też wyobrażam sobie Jiseoka z twarzą young J-hope a Seul ma w mojej wyobraźni mape Korei zamiast głowy, wtf XD
Oby ojciec Lu nie zrobił z dzieci martwych krasnali ogrodowych :')
GIF<<<<<<<<<ŻYCIE
i czuje, że pizgne przy angście. I nie tak, jak pizgłam przy Sehunie na sali porodowej.
weny~
/Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)
Jako fanka BTS przez tego Jiseoka widzę źrebię zawinięte w kocyk. Takie to trochę creepy.
OdpowiedzUsuńBoję się ojca Luhana o_O będzie mi się teraz śnił po nocach.
Angsta też się boję. Normalnie to mój ulubiony gatunek, ale żeby tak tutaj :(
W ogóle przerażający ten rozdział XD
Ale mi stracha teraz narobiłas... Spotkanie z tatą Luhana mnie przeraża. Ale ogólnie to rozdział świetny. Weny! ;]
OdpowiedzUsuńomomomo cudnie
OdpowiedzUsuńale narobiłaś mi troche stracha tym angstem tutaj ;o
Czemu mam wrażenie, że angstem będzie rozstanie chanyeola i baekhyuna :<
OdpowiedzUsuńRozdział świetny...boję się tego angsta .Może się pojawić angst ale tylko wtedy gdy skończy się szczęśliwym zakończeniem...lecz mam wrażenie że angstem będzie poronienie baeka^^Boję się taty Luhana mam dziwne wrażenie że on będzie się uśmiechał i bawił z wnukami ale napewno NIE 'zamiast tego będzie krzyczał na Lu on się rozbeczy a Sehun go będzie pocieszał^^^myśle tak sobie że to Sehun zaprosił rodziców Luhana w końcu kiedyś chciał ich poznać ~~~♡
OdpowiedzUsuńNo co tu napisać, cudo jak zawsze ♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział. Mam nadzieję że ten też będzie wcześniej ♥
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA : hunhan-fanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPRZEPRASZAM ZA SPAM ! :)