music: 1 | 2
W salonie panowała niezręczna cisza przerywana jedynie moim głośnym
biciem serca i nierównomiernym oddechem. Pierwszy raz od czasu porodu naprawdę
modliłem się o to, by Jiseok się obudził i zaczął płakać, bo mógłbym wylecieć z
tego pomieszczenia, pod pretekstem zajęcia się dzieckiem. Ale jak na złość mały
spał jak zabity, oczywiście na naszym łóżku w sypialni, bo łóżeczko stało sobie
ot tak, dla ozdoby.
Czy się denerwowałem? Bardzo, było nawet gorzej niż podczas porodu,
choć teraz nie bolało. No przynajmniej przez jakiś czas, bo później mogło się
zrobić nieciekawie. Moja mama piła kawę z białej, niewielkiej filiżaneczki,
Sehun siedział obok i zgniatał mi palce swoim mocnym uściskiem, a ojciec nie
odzywał się nic, zapewne myśląc, jak mnie zabić, a przez długo panującą ciszę,
dochodziłem do wniosku, że miał szeroki wachlarz możliwości. Ale mimo wszystko,
wolałem się o tym nie przekonywać, zwłaszcza, że wiedziałem, że mój ojciec jest
dosyć kreatywnym człowiekiem.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. W mojej głowie tworzyłem miliony
przeróżnych dialogów, ale przed moim ojcem tak po prostu nie potrafiłem ich wyjawić.
Bo co tak naprawdę miałem powiedzieć? Zawaliłem studia? Nie wrócę na uczelnię?
Nie założę firmy? Równie dobrze mogłem wstać, wyjść z domu i rzucić się pod
pierwszy samochód, jaki zobaczę. I tak skończyłoby się tym samym.
— Na jak długo przyjechaliście? — zapytałem, przerywając ciszę. Miałem
jej dość, była jeszcze gorsza od krzyków, zwłaszcza, że czułem na sobie
nachalne, niezbyt miłe spojrzenie ojca.
— Ja na kilka dni, stęskniłam się za tobą i koniecznie chciałam zobaczyć
wnuki — odpowiedziała wesoło moja mama, a ja uśmiechnąłem się do niej lekko. — Oczywiście nic nie wiedziałabym, gdyby nie Sehun, który mi o wszystkim
powiedział. Czy ty nie zamierzałeś powiadomić własnej matki, że właśnie została babcią?!
— Tak się złożyło? — odmruknąłem. — Ale już wiesz.
A ja byłem złym synem. Jasne, on też nie był pierwszej klasy rodzicem,
ale ja zachowałem się cholernie samolubnie i byłem świadom tego, że większość
winy leżała po mojej stronie.
Tak, oczywiście Sehun musiał za tym wszystkim stać, bo kto inny. Ale
przy okazji przyjechał ojciec. Więc próbę morderstwa na własnym narzeczonym
przełożyłem na później. Jemu było łatwo, bo jego rodzice nas akceptowali,
cieszyli się z wnuków tak samo jak moja mama, ale czułem, jak mój ojciec wbija
mi noże w głowę przez swój zbyt intensywny wzrok.
— Sehunnie — ponownie odezwała się moja matka — chodź ze mną do
dzieciaków! Chcę porządnie wytermosić moje wnuczęta — dodała i z wielkim
uśmiechem zerwała się z miejsca, pociągając biednego Sehuna na górę.
Wiedziałem, dlaczego to zrobiła. Chciała, żebym porozmawiał z ojcem, a na
osobności będzie mi łatwiej, według niej. Tak naprawdę każdy moment i sposób
był trudny, i naprawdę nie wyobrażałem sobie tego w jakimś pozytywnym świetle.
Mój ojciec był konserwatywnym człowiekiem z zasadami, wychowywał mnie – swoje jedyne
dziecko tak, bym w jego oczach był idealny, a jak za dotknięciem magicznej
różdżki wszystko się posypało. Przynajmniej dla niego, bo mi podobał się taki stan rzeczy.
Po wyjściu mamy i Sehuna z pokoju zrobiło się jeszcze ciszej. Przez to
mogłem usłyszeć nawet kroki stawiane u góry i bicie mojego serca. Nienawidziłem
tego spokoju, nie pasował mi do tego domu, ale przynajmniej jak będę umierał,
mama usłyszy mój krzyk.
— Tatooo — powiedziałem, przeciągając. — Co cię sprowadziło do Seulu?
— Sprawy biznesowe — odparł — i twój narzeczony.
— Idiota.
Tata spojrzał na mnie groźnie, a ja zakląłem.
— Nie ty, tato. Tylko Sehun — wyjaśniłem w pośpiechu, potwornie się
stresując. Żołądek niemal podchodził mi do gardła. Podobnie czułem się siedem
miesięcy wcześniej, trzymając test ciążowy, ale teraz i tak było jakoś
straszniej. Poza tym wiedziałem, że dziś to ten dzień. Ten dzień, kiedy muszę przestać ukrywać prawdę i przyznać się do wszystkiego, nie ważne, jak będzie na
mnie zły. To w końcu był mój ojciec i powinien wiedzieć.
Ojciec jeszcze przez moment
milczał, a ja zastanawiałem się, którą drogę ucieczki w razie konieczności
wybrać.
— Jestem zawiedziony, Luhan — odezwał się w końcu, a mnie ścisnęło od
środka. — Myślałem, że okażesz się dorosły, ale być może wciąż jesteś dzieckiem — dodał. Ta rozmowa nie prowadziła do niczego dobrego, wyczuwałem to w jego
tonie głosu. Zawsze taki miał, gdy był na mnie wściekły. Pamiętam to jeszcze z
okresu dzieciństwa. — Jestem zawiedziony tym, że nie powiedziałeś. Myślałeś, ze
jestem głupi, Luhan? — zapytał, unosząc głos.
— Jak się dowiedziałeś?
— Z twojej uczelni przyszło pismo, gdy chciałem dokonać wpłaty na
kolejny semestr. Okazało się, że wziąłeś sobie przerwę i nic nie powiedziałeś.
Zamierzałeś w ogóle mi powiedzieć? — Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
— Nie? — odburknąłem, nabierając
do płuc więcej powietrza. Czułem, że moja śmierć zbliżała się wielkimi krokami.
Ojciec westchnął, luzując swój ciasno zawiązany krawat. Każdy jego ruch
nie wróżył nic dobrego. Przynajmniej nie dla mnie. Poza tym był dziwnie
spokojny, nie krzyczał tak, jak się spodziewałem, jeszcze nie próbował mnie
wydziedziczyć, ale to wszystko mogło nadejść szybciej niż się spodziewałem.
Kiwnął głową.
— Tak myślałem — powiedział nadal zły, ale nie trząsł się z tej
wściekłości, więc musiał już z tą myślą oswoić się jakiś czas temu. To znaczy,
tak przypuszczałem. — Nie jestem zadowolony, Luhan. Doskonale znasz moje zdanie
na ten temat. Wychowywałem cię tak, żebyś nie zniszczył sobie życia i nie
żałował późniejszych decyzji. Żebyś był człowiekiem spełnionym, zadowolonym z
własnego dorobku, który osiągniesz po studiach, których jeszcze nie ukończyłeś — prychnął. — Nie chcę patrzeć, jak dalej niszczysz swoje życie, bo...
— Tato, przestań — przerwałem mu. — Może z twojej strony to tak
wszystko wygląda i jasne, ja na początku też tak myślałem. Kiedy dowiedziałem
się o ciąży, miałem ochotę ją usunąć i
chyba to była najgorsza myśl, jaka w ogóle mogła mi przyjść do głowy. Bo bałem
się, że przez dzieci nie osiągnę niczego, co chciałem osiągnąć dla ciebie — powiedziałem, biorąc głęboki wdech. Już nie dbałem o to, czy mnie zakopie w
ogrodzie albo wydziedziczy. Ja po prostu nie mogłem tego tak zostawić. — I mimo
że dalej jestem tym wszystkim przerażony, to nie uważam, żebym zniszczył swoje życie. Kocham Seul i Jiseoka, chociaż prawie nic nie śpię i jestem zmęczony.
Nie zamieniłbym ich na nic na świecie, ani na powrót na studia, ani na takie
życie jakie miałem przed zajściem w ciążę, ani na posadę prezesa w wielkiej
korporacji. Nie zamieniłbym ich na nic i nie uważam, żeby moje życie było teraz
złe, ponieważ jestem szczęśliwy. I myślę, że powinieneś to zrozumieć, ponieważ
sam jesteś ojcem — dodałem, patrząc się na niego wciąż. — Znam cię, tato.
Jesteś chłodny. Nie było cię prawie nigdy przy mnie, kiedy byłem młodszy, ale
wiem, że chcesz dla mnie wszystkiego, co najlepsze. A teraz ja chcę tego samego dla
moich dzieci i nie obchodzi mnie, że poświęcę karierę. Ona jest najmniej ważna.
Przez moment nie odzywał się wcale. Jedynie patrzył na swoje dłonie,
siedząc pochylonym. A ja zastanawiałem się, co siedzi w jego głowie. Nie
potrafiłem zgadnąć.
— I tego chcesz? Siedzieć tu z dziećmi, kiedy mógłbyś być kimś naprawdę
wielkim? Ważnym?
— Będę ważny dla Sehuna i dzieci, to mi wystarczy — odpowiedziałem prosto
i uśmiechnąłem się lekko.
Wtedy do salonu wpadła moja mama z Seul na rękach. Za nią Sehun stał z
już rozbudzonym Jiseokiem, który pił mleko przez butelkę podtrzymywaną ręką
mojego narzeczonego.
— Hang-ki, patrz — powiedziała rozradowana — patrz jaka piękna — dodała,
podchodząc do mojego ojca i wepchała mu właściwie na siłę jego wnuczkę. I
dopiero wtedy, tak mi się wydawało, że przez jego usta przemknął mały uśmiech.
Ale tego wieczora przeżyłem, więc chyba pogodził się z tym, że wybrałem
inną drogę od tej, którą sam mi nakreślił.
***
Mój ojciec wyjechał następnego dnia, mama została jeszcze na kilka dni.
Tak pokochała swoje wnuczęta, że nie odchodziła od nich na krok, a ja wreszcie
mogłem odpocząć, Sehun też i pospać dłużej niż 2 godziny. Zdecydowanie
potrzebowaliśmy czasu na odpoczynek i dla siebie, więc czwartkowy wieczór
wykorzystaliśmy na zakupy. Musieliśmy sporo kupić, bo wiele rzeczy nam po
prostu brakowało, a nie wszystko mogliśmy zamówić przez internet, jak było
najwygodniej.
Idąc z nim za rękę, przez galerię handlową, miałem wrażenie, jakbym
znów miał siedemnaście lat. Jasne, nie byłem stary, ale zdecydowanie tęskniłem
za liceum i czasami, kiedy byłem samotnikiem. Wraz z pojawieniem się w moim
życiu Sehuna, cały świat, dla mnie, przewrócił się do góry nogami.
— Mamy pampersy, kaszki, śliniaczki, cumelki, prezerwatywy, lubr... — wymieniał Sehun, a ja zgromiłem go wzrokiem.
— Po co ci prezerwatywy?
— Dla ciebie? — odpowiedział pytaniem na pytanie. — To znaczy, jak dla
mnie możemy się kochać bez, ja chcę mieć więcej dzieci, więc to dla mnie nie
problem — skwitował, a ja westchnąłem ciężko.
— Zapomnij — odmruknąłem krótko. — Za to, co ja przeszedłem podczas
porodu, to powinienem cię zepchnąć wgłąb Etny — warknąłem — albo dać na
pożarcie afrykańskim plemionom. Mnie rozrywało — powiedziałem wściekły — jak ci
wsadzę w dupsko trzydziestocentymetrowe dildo, to ciekawe czy będzie ci
przyjemnie.
— Masz dziwne fetysze — podsumował, a ja przewróciłem oczami — ale podoba
mi się to. Może powinniśmy jeszcze kupić kajdanki. I wibrator! — powiedział głośniej,
a wszyscy ludzie, którzy przechodzili obok, obdarzyli nas zdziwionym
spojrzeniem, może trochę przepełnionym obrzydzeniem i zniesmaczeniem. Nic nie poradziłem, że
miałem idiotę narzeczonego, który i tak po chwili dostał ode mnie po głowie.
— ZACHOWUJ SIĘ, OH SEHUN! — powiedziałem zdenerwowany. I tamtego dnia
przysięgałem sobie, że nigdy więcej nie zabiorę go na zakupy. — Ja cię błagam,
nie odzywaj się więcej, proszę?
— Co za to dostanę?
— Nie dostaniesz po pysku — odpowiedziałem z uśmiechem, ale to nie
zadziałało. —Buziaka. Więcej i tak ci nie dam.
— Pasuje — odpowiedział i ręka w rękę ze mną, powędrował na drugi
koniec galerii. Dotarliśmy, choć nie zamierzaliśmy do jakiegoś dużego sklepu dziecięcego. Sehun od razu mnie tam
wciągnął, nie odzywając się nadal nic, więc ten obiecany buziak bardzo go
zmotywował. Byle kiedy go nie całowałem, bo nim zdążyłem zrobić cokolwiek,
zasypiałem zaraz po utuleniu dzieci do snu. Jasne, sam tęskniłem za tą
bliskością Sehuna, ale mnie wystarczyły jego uściski i czułe głaskanie po
głowie, które uwielbiałem. Przynajmniej dopóki nie zaczynał bawić się moimi
włosami, bo strasznie ciągnął. — Patrz, Lu! — Oho, i już po ciszy.
— Co znów?
— Patrz jakie piękne! — powiedział pełen zachwytu, wskazując na wieszak
z ubrankiem dla chłopca i to nie takim, jakim się spodziewałem. Znając Sehuna,
powiedziałbym raczej, że dla swojego maleńkiego syna kupiłby jakiś kombinezon pandy
albo niedźwiadka chroniący przed mrozem, ale nie powiedziałbym, że oszaleje na
punkcie o kilka rozmiarów za dużego stroju piłkarskiego z imieniem Davida
Beckhama na tyle.
— Sehun — westchnąłem — to jest za wielkie. Przecież Jiseok zmieści się
w jednej nogawce tych spodenek — podsumowałem, a ten idiota tylko zmarszczył
czoło.
— Kupimy mu na wyrost.
— I po drodze mózg dla ciebie — dodałem, przewracając oczami.
— Ale, Lu — sprzeciwił się — pomyśl tylko jak Jiseok będzie uroczo
wyglądał w tym ubranku! I będzie ze mną grał w piłkę w ogrodzie — dodał, starając
się mnie jakoś przekonać, ale ja nadal kręciłem głową, co i tak wcale go nie
zniechęcało. — Proszę! Kocham cię tak bardzo, zgódź się — prosił dalej,
przyklejając się do mnie. Ścisnął mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu, ale co mogłem więcej zrobić, niż uśmiechnąć się i pocałować go w policzek.
— Tylko poszukaj mniejszego rozmiaru.
W odpowiedzi pocałował mnie szybko w usta i tyle go widziałem, bo
wleciał wgłąb sklepu szybciej niż Baek na koncert Britney Spears. Przez to
wszystko nawet nie zorientowałem się, że przyglądała nam się młoda brunetka,
zapewne pracownica sklepu. Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
— Kochanego ma pan męża.
Odwzajemniłem uśmiech i wcale jej nie poprawiłem.
— Czasem głupiego jak typowa blondyna, ale tak. Jest najlepszy na
świecie.
***
— To bez sensu — mruknąłem, wkładając do buzi kolejną pokrojoną
marchewkę. — Jiseok za nic w świecie nie daje się nosić na rękach obcym
ludziom, a do ciebie klei się jak jakiś rzep —stwierdziłem, a Kyungsoo
zaśmiał się, delikatnie potrząsając rękami, by uśpić mojego synka.
Nadszedł ten moment, kiedy Sehun wrócił do treningów. Niby półtora
miesiąca spędzonego w domu, przy dzieciach to dosyć sporo, ale dla mnie i tak
to było zdecydowanie zbyt mało. Mimo wszystko Sehun doskonale wiedział, że sam
sobie nie poradzę, a Kyngsoo... on uwielbiał zajmować się dziećmi, a że swoich
nie miał, zawsze chętnie towarzyszył mi, kiedy nie pracował, a Sehuna nie było.
Baekhyuna nie chciałem wykorzystywać,
zwłaszcza, że stał się całkiem pulchniutki. Musiał dużo wypoczywać i się nie
przemęczać. I doskonale zdawałem sobie z tego sprawy, bo sam kiedyś byłem w
ciąży. Właściwie wcale nie tak dawno.
— Mam po prostu talent? — powiedział, uśmiechając się szeroko, po czym
pogłaskał śpiącego Jiseoka. — Sam chciałbym takie dziecko.
— Możesz sobie je wziąć — zaproponowałem od razu.
Kyungsoo roześmiał się cicho, kręcąc głową.
— Za bardzo byś tęsknił — podsumował i naprawdę miał rację. Byłem zżyty
z dziećmi i mimo że ryczały praktycznie cały czas, to bardzo je kochałem. To,
co mówiłem do swojego ojca było całkowitą prawdą i wciąż tak myślałem. Nie
mógłbym zmienić zdania ot tak, zwłaszcza, że przez te półtora miesiąca zdążyłem
przywyknąć, nawet jeśli wciąż w jakiś sposób się bałem tych późniejszych etapów
rodzicielstwa. — A z Jonginem, nic nie planujecie?
— Nie — odpowiedział — to za wcześnie.
Prychnąłem.
— Przecież jesteście ze sobą sześć lat.
— Ale to wciąż za wcześnie. Jongin to jeszcze dzieciak.
— Jest w naszym wieku — stwierdziłem, a Kyungsoo spojrzał na mnie tym
swoim dziwnym wzrokiem — no dobra, jest tylko kilka miesięcy od ciebie młodszy.
— Może to nie jest dużo — mruknął — ale zachowuje się jakby dalej miał
szesnaście lat. Nie chcę wychowywać w tym samym czasie jego i dziecka — dodał,
a ja zaśmiałem się, przytulając do siebie Seul, która od samego początku
spokojnie leżała na moich rękach. — Poza tym wciąż jesteśmy przed ślubem... a
ja nie uznaję seksu przedmałżeńskiego.
Otworzyłem szerzej oczy.
— To wy wciąż nie...
— Oczywiście. Jeżeli Jongin wytrzymał sześć lat, wytrzyma jeszcze
trochę.
— Trochę? To znaczy ile?
— Rok? — powiedział, a ja uśmiechając się szeroko. Wreszcie coś robili
ze swoim związkiem. — To znaczy, to dopiero wstępnie, jeszcze nie znamy
dokładnej daty — dodał, ale mimo to ja nie przestałem się uśmiechać.
— Gdybym nie miał Seul na rękach, to bym cię uściskał — odparłem szczęśliwy.
— A ty i Sehun kiedy?
— Nie wiem. Póki co, musimy poczekać, aż dzieciaki trochę podrosną, ja
wrócę do formy po porodzie i jakoś to wszystko ogarniemy. Nie sądzę, że
nadejdzie to szybko.
Odpowiedział mi uśmiechem, biorąc w dłoń telefon, który zabrzęczał.
Zaraz po tym skrzywił się.
— Lu, muszę iść. Jongin zaraz wysadzi mi restaurację.
— Zostawiasz mnie z tymi potworkami?
— Poradzisz sobie. Sehun i tak zaraz będzie — obiecał, a ja jedynie
kiwnąłem głową, nie mając nic do gadania. Kyungsoo ułożył śpiącego Jiseoka do
swojego łóżeczka, a ja zrobiłem to samo z Seul i pożegnałem się z Do ciepłym,
przyjacielskim uściskiem.
Kyungsoo miał rację.
Przecież to nie był jakiś wyczyn, pilnowanie dwójki śpiących dzieci. W
dodatku niemowlaków. Byłoby znacznie gorzej, gdybym miał na głowie dwójkę
pełnych energii przedszkolaków, dla których skakanie po całym domu to świetna,
niepowtarzalna zabawa. Tak, zdecydowanie nie było źle, zwłaszcza, że Sehun miał
zaraz wrócić. To znaczy, już powinien być, ale spóźniał się i mogłem to
zrozumieć, bo te jego treningi czasem się przedłużały.
Mój spokój i wewnętrzne szczęście nie trwało długo, bo usłyszałem wrzask
Jiseoka. O nie, błagam, nie płacz. Niemal od razu wyleciałem po schodach do
góry, bojąc się, że coś naprawdę mu się stało, ale gdy zajrzałem do pokoju, od
razu poznałem przyczynę. Biedak leżał
w swoim łóżeczku. A zapomniałem, że tam przecież nie dało się leżeć. Wziąłem
go na ręce i zacząłem kołysać, ale chwilę po tym obudziła się Seul i ona
zaczęła płakać.
Już gorzej być nie mogło.
— Błagam, cicho — jęczałem, kołysząc na rękach Jiseoka i pochylałem się nad Seul. Nie dałem rady nosić ich razem na raz na rękach, a gdy odłożyłbym
Jiseoka, nastąpiłaby trzecia wojna światowa, dlatego panikowałem i nie
wiedziałem co mam robić.
Wziąłem z podłogi pierwszą lepszą, grzechoczącą zabawkę i zacząłem nią
potrząsać nad Seul, która jak na zawołanie przestała płakać, bo całe skupienie
przeniosła na grzechotkę. Mimo to ten spokój długo nie potrwał, bo
najzwyczajniej w świecie ta zabawa jej się znudziła i kolejnym zajęciem, jakie
sobie znalazła, był płacz, tak żeby było ciekawiej, bo Jiseok się uspokoił.
— Jak bardzo jesteś na mnie zły?
Nie mam pojęcia skąd, ale Sehun nagle pojawił się obok, zabierając Seul
na ręce. Moje serce zabiło mocniej, bo naprawdę się przestraszyłem. Idiota,
mógł wyskoczyć jeszcze w stroju klauna, chociaż nie musiał się aż tak bardzo
trudzić z przebraniem.
— Za przestraszenie mnie, mam ochotę wyrzucić cię przez okno — podsumowałem — a spóźnienie byłem ci w stanie wybaczyć, dopóki te dwa małe
potworki były spokojne. Ale cóż, dużo się zmieniło — warknąłem.
— Wybaczysz mi, jeśli teraz to ja zajmę się dziećmi, a ty przez resztę
wieczoru sobie odpoczniesz?
— Jestem skłonny to zrobić — odparłem i ostrożnie podałem mu Jiseoka.
Zaraz po tym pocałowałem go w usta i opuściłem pokój dzieci, by przez chwilę
się zdrzemnąć.
I doskonale wiedziałem, że Sehun jest o niebo lepszym ojcem ode mnie.
Od samego początku akceptował te dzieci, kochał je i nie złościł się, że
pokrzyżowały mu plany. A teraz... teraz traktował je jak największy swój skarb
i za to byłem mu wdzięczny.
_____________________________________________________________
Mam troszeczkę dość pisania tak płytkiego opowiadania ;-; Na początku było fajnie, bo TF było oderwaniem od tych trudnych fanfików, ale 20 rozdziałów to za dużo... Mimo wszystko nie zrezygnuję, bo zostały mi do napisania 4 rozdziały, ponieważ 2 mam już gotowe. A co do Big boys don't cry, postaram się, żeby mimo wszystko miał większe przesłanie niż to ff ;-; Rozdział króciutki, nudny - dla mnie bardzo, ale cóż x.x Kolejny będzie ciekawszy, choć wcale nie jakiś porywający, ale myślę, że od 17 rozdziału zyska na akcji. Tzn, dla mnie, te cztery (bo łącznie z 17) ostatnie rozdziały będą najciekawsze. A tak to, piszę jakieś one shoty. Brooklyn, baby może pojawić się najwcześniej, bo jest najkrótsze.
OK. Przyjechałam z Woodstocku i naprawdę nie mam ochoty pisać długich komentarzy, bo zmęczenie się we mnie dosłownie wżera, a jeszcze post na bloga muszę napisać, więc... Wspaniały rozdział. To z rodzicami Luhana, lol. Jego tata i tak zareagował w miarę. I kochany Sehun i zadziorny Lu. I te zajebiste teksty. Kocham.
OdpowiedzUsuńBłagam tylko niech będzie happy end <3 HunHan i wgl ♥♥
OdpowiedzUsuńNie wiem o co ci chodzi, to opowiadanie jest takie fajne i lekkie. Strasznie miło się je czyta <3
Biedny Kai tyle czeka XD Kyungsoo zlitowałbyś się nooo...
Pewnie Sehun będzie musiał na długo wyjechać, c'nie? Pewnie nie Nie jestem dobra w teoriach spiskowych ;;
Normalnie kocham cię za to opowiadanie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMusiałam nadrobić ostatnie rozdziały,ale w końcu mi się udało. :D
OdpowiedzUsuńSzczerze? Myślałam ,że ojciec Luhana go wydziedziczy,zabije i zakopie w ich ogródku,a tu jednak. Coraz bliżej końca. :( To opowiadanie tak lekko i bardzo, bardzo przyjemnie się czyta ,a jak się jest smutnym to już w oógle poprawi humor. Rozdział moze i był krótki ,ale pamiętaj TWOJE rozdziały nawet jeśli nic się nie dzieje strasznie miło się czyta. Cóz...Czekam na BBDC i inne twoje twórczości. Weny ! :*
ps. przepraszam za błędy...upał na mnie źle działa. :(
Ah, myślałam, że tylko mnie męczą "płytkie" opowiadania. Znaczy... jeśli są dobrze napisane to czyta się je cudownie, ale pisanie ich, po kilku(nastu) rozdziałach, męczy. Mimo wszystko uwielbiam to opowiadanie, bo strasznie poprawia mi humor ♥
OdpowiedzUsuńBiedny Jongin... sześć lat bez seksu, Kyungsoo jest okrutny!
Ojciec Luhana okazał się mniej straszny, niż się zapowiadał, więc cieszę się, że Lubabe przeżył XD
Weny, czasu... i czekam na Twoje kolejne dzieła :3
yehetasshole.blogspot.com
Czekam na kolejny rozdział...ten moment gdy Lu był sam z dziećmi był cudowny
OdpowiedzUsuń..dziękuję
prawie dostałam zawału, jak ojciec Lu zaczał robić kazanie... Ugh D:
OdpowiedzUsuńA Sehun taki kochany, łeeeeee. Normalnie żal, ból i ebola.
Może i to opowiadanie nie ma większego przesłania, ale przyjemnie się je czyta :')
Weny~
/Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)
Ten rozdział był taki kochany i miły...Chyba (jak dla mnie) jeden z lepszych. Czekam na więcej i więcej.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się większej najebki przy ojcu Luhana. A to poszło tak bardzo normalnie. Trochę sobie pogadał, a Luhan i tak mia go w dupie i tyle. CHCIAŁAM JAKĄŚ WOJNĘ ELFÓW Z KRASNOLUDAMI.
OdpowiedzUsuńTo prawda, rozdział był spokojny, ale na pewno o wiele lepiej napisany od miliona innych fików.
Boże, popłakałam się, chcę już ten angst i żeby te dzieci już były starsze.
Wstawisz szybko jakiś rozdział?
OdpowiedzUsuńnie wiem, bo nie mam nic napisanego :)
Usuń
OdpowiedzUsuńBoże kocham Twoje opowiadania, są naprawdę niesamowite, potrafisz z zwykłego opowiadania stworzyć coś niezwykłego. Szczerze mówiąc lepszego bloga od Twojego nie spotkałam i zapewne nie spotkam. Przez Twoje opowiadania, coraz częściej płacze, co do mnie nie podobne...
Weny i jeszcze raz weny ^^ <3
Wiesz, co normalnie boję się tego angsta :D
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału :D *-*
OdpowiedzUsuńCudowne ^^
OdpowiedzUsuń