sobota, 8 listopada 2014

carry on


Baekyeol, mpreg, smut, parents!au, fluff, humor




Kwiecień 2009 rok.

Nigdy nie myślałem o tym, jak moje życie będzie wyglądać za pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat. Wolałem raczej przejmować się tym, co aktualnie się działo i to chyba w zupełności mi wystarczało. I tak miałem zbyt wiele wszystkiego na głowie, w ciągu zaledwie kilku miesięcy wydarzyło się więcej, niż mógłbym pomyśleć.
Chanyeol. Tak, mowa o nim.
Chanyeol był moim sąsiadem właściwie od najmłodszych lat. Pamiętam, że gdy mieliśmy po dziesięć lat, graliśmy razem w piłkę w moim ogródku. Raz Park kopnął ją tak mocno, że poleciała wprost w szybę starej pani Lee. Rozbiła się na miliony kawałków, a ten przerośnięty bachor zwalił na mnie. Mimo wszystko nie potrafiłem się na niego gniewać, nawet jeśli dostałem przez niego karę na telewizję na tydzień. Na drugi dzień i tak znów się z nim bawiłem. Chodziliśmy też razem do szkoły, siedzieliśmy w jednej ławce i na szkolnym balu razem tańczyliśmy. I gdzieś pomiędzy drugim a trzecim rokiem studiów Chanyeol powiedział, że kocha mnie bardziej, niż przypuszczał.
Byłbym głupcem, gdybym nie zaakceptował jego uczucia. 
– Ahh, Chanyeol – mruknąłem, przymykając oczy przez nieopisaną przyjemność, jaką mi dawał. – Błagam, mocniej – powiedziałem po chwili ciągle łamiącym się głosem przez jęki, które niechciane uciekały mi z ust z każdym nowym pchnięciem bioder Chanyeola. – Mocniej!
Zrobił to, o co prosiłem, opierając spocone czoło o moje. Jedną z dłoni przeniósł na moje udo, unosząc je do góry. Potem wbił się we mnie jeszcze mocniej, co sprawiło, że lekko wygiąłem plecy w łuk, zapominając o tym, jak się oddycha. Kolejne pchnięcie było jeszcze bardziej intensywne i dało mi więcej przyjemności. Jemu najwyraźniej też, bo jego ciche pomruki sprawiły, że byłem na skraju. 
To był nasz pierwszy raz. Całkiem niezaplanowany i cholernie spontaniczny. Nie byliśmy przygotowani, po prostu kilka niewinnych pocałunków sprawiło, że nie wytrzymaliśmy i pękliśmy, kończąc w łóżku w jego mieszkaniu. Nadal mieszkaliśmy osobno. On w swoim własnym mieszkaniu w centrum miasta, ja z rodzicami w domu na przedmieściach. Ale często nocowałem u Parka, zwłaszcza gdy nie musieliśmy iść na drugi dzień na uczelnię.
– C-Chanyeol – jęknąłem.
Właśnie wtedy nastąpiło decydujące pchnięcie, które doprowadziło do mojego orgazmu. Krzyknąłem głośno, zaciskając palce na ramionach Chanyeola i nogi wcześniej rozłożone, teraz ciasno owinąłem wokół jego pasa. Park jeszcze wykonał kilka ruchów, aż sam doszedł we mnie, wciskając nos w zagłębienie mojej szyi.
– Kocham cię – powiedział po wszystkim.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się radośnie, ponownie smakując jego ust. 

Maj 2009 rok.

Siedziałem na szpitalnym krześle wraz z Taeyeon, która przeglądała jakiś magazyn z modą. Właściwie, gdyby nie ona, w życiu sam nie opuściłbym zajęć na uczelni. Potem było zbyt dużo do nadrabiania, a ja wolałem sam wszystko uzupełniać w pierwszych terminach. Ale uparła się, widząc, jak cały blady latałem co dwadzieścia minut do toalety, by zwymiotować wszystko, co wcześniej zjadłem. Chociaż... w takim stanie nie byłbym w stanie przetrwać ani godziny, słuchając profesorów. Naprawdę nie wiedziałem, co mi dolega, ale miałem dość.
– Pan Byun – powiedziała niska pielęgniarka z masą kart pacjentów w dłoniach, które wcześniej zostały idealnie ułożone w kolejności, za jaką proszono do gabinetu. Na jej głos od razu zerwałem się z miejsca i posyłając Taeyeon lekki uśmiech, udałem się w stronę pomieszczenia, w którym urzędował doktor Choi.
Wchodząc do środka czułem się naprawdę dziwnie. Bystre oczy doktora od razu mnie dostrzegły i przyciągnęły do biurka. Usiadłem na miękkim krześle, czując, jak pocą mi się dłonie. Nie wiedziałem dlaczego tak się denerwowałem, przecież u lekarza byłem wiele razy.
– Pan Byun – lekarz przeczytał z karty. – Co Pana sprowadza?
– Od pewnego czasu czuję się dziwnie – odparłem, sam nie wiedząc jak zacząć. – Męczą mnie poranne mdłości. Dziś wymiotowałem co dwadzieścia minut, ale to nie pierwszy raz. To trwa już od kilku dni – dodałem, wciskając splecione dłonie pomiędzy uda. Zawsze tak robiłem, kiedy się denerwowałem.
– Coś jeszcze temu towarzyszy?
Kiwnąłem głową.
– Mam częste skurcze żołądka, bolą mnie plecy i zbyt często oddaję mocz – wyliczałem, zastanawiając się nad tym, co działo się że mną już od jakiegoś czasu. – Nie wiem, czy to też ważne, ale dziwi mnie, że skoro ciągle wymiotuję, zwiększył się mój apetyt. Przeważnie przez mdłości nie miałem ochotę na nic, teraz byłbym w stanie zjeść za trzy osoby naraz – zaśmiałem się niezręcznie. Naprawdę dziwnie było opowiadać o swoim stanie ciągle uśmiechającemu się facetowi, który wyglądał jakby się cieszył z mojej choroby.
– Tak, gdyby był to zwykły wirus, prawdopodobnie nie towarzyszyłby temu nadmierny apetyt – stwierdził prosto, notując coś w notatniku. – Nie wiem, nie jestem ginekologiem, ale słysząc te objawy przychodzi mi do głowy jedna rzecz – stwierdził po chwili. – Zadam teraz panu dość osobiste pytanie – uprzedził, a ja kiwnąłem głową. – Czy pan odbywał stosunek seksualny w przeciągu miesiąca, góra dwóch?
Nie musiałem długo zastanawiać się nad odpowiedzią.
– Tak.
– Cóż – zaczął ponownie. – Nie jestem pewny, ale może być pan w ciąży, Panie Byun – powiedział, a ja otworzyłem szeroko oczy, mając wrażenie, że się przesłyszałem. – Tak jak powtarzałem, nie jestem ginekologiem, dlatego dla pewności proszę się do jakiegoś wybrać i zrobić testy ciążowe. Mogę się mylić, ale to najbardziej możliwa opcja. Jeżeli jestem w błędzie, proszę przyjść ponownie, wtedy przeprowadzimy dalsze badania i będziemy się zastanawiać, co panu dolega.
– Dobrze – odpowiedziałem wciąż w szoku, po czym wstałem, nie potrafiąc się uśmiechnąć. – Dziękuję. Do widzenia.
– Do widzenia, Panie Byun.
Gdy wyszedłem, pierwsze co zobaczyłem, to uśmiechnięta twarz Taeyeon naprzeciwko mojej.
– I jak? Co powiedział?
– Że muszę wstąpić do apteki po test ciążowy. Albo najlepiej dziesięć. 


Kilka godzin później, z samego wieczora, siedziałem na kanapie w salonie przykryty fioletowym, puchowym kocem z poduszką w ręce. Było mi potwornie gorąco, ale nie zamierzałem się odkrywać. Po prostu tak lepiej mi się myślało.
Przez kilka godzin siedziałem w łazience i sprawdzałem, czy przypuszczenia doktora były słuszne. Dziesięć testów ciążowych potwierdziło to, że wkrótce będę wyglądał jak tocząca się beczka i sam nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy może raczej zadzwonić do Chanyeola i nawrzeszczeć na niego, bo oczywiście była to tylko i wyłącznie jego wina. Jednak nie musiałem się tyle trudzić, bo sam pofatygował się do mojego domu.
– Baek – powiedział, wchodząc do salonu. – Taeyeon mówiła, że byłeś u lekarza. Dalej ci nie przeszło?
Pokręciłem głową.
– Co lekarz powiedział? – zapytał.
– Że za osiem miesięcy będziesz przewijał pieluchy swojemu dziecku, Park – warknąłem, jeszcze bardziej zagrzebując się pod kocem.
A jego reakcji mogłem się spodziewać.
Uśmiechnął się jak kretyn, mocno mnie przytulając.


Wrzesień 2009 rok.

Przeprowadziłem się do Chanyeola. Nie, nie przez reakcję moich rodziców. Raczej ucieszyli się, że zostaną dziadkami, w końcu na to czekali. Nie miałem rodzeństwa, więc nie mieli kogo rozpieszczać, a moja mama już szykowała się na swojego wnuka. Po prostu potrzebowałem być blisko mojego chłopaka. Chciałem też, żeby był obecny przy każdym etapie ciąży, która naprawdę szybko się rozwijała. Nim się obejrzałem, mój brzuszek był okrągły i na tyle duży, że ciężko było mi go ukryć. Śmiałem się, że nasz synek będzie tak duży jak jego tatuś. Tak, syn. Zdążyliśmy poznać jego płeć.
– Chanyeol – mruknąłem, biorąc piątego z rzędu ogórka kiszonego, który był ostatnio moim ulubionym posiłkiem. – Myślałem nad imieniem dla dziecka.
– Wymyśliłeś coś? – zapytał, odkładając na bok swoją komórkę i uciszył telewizor, który włączony był na jakimś programie rozrywkowym, który wcześniej oglądałem.
– Kilka – odpowiedziałem i odsunąłem słoik z ogórkami od siebie, przybliżając się do Chanyeola. Obaj siedzieliśmy na kanapie w naszym niedużym salonie. Lubiłem mieszkanie Chanyeola. Było niewielkie, utrzymane w kremie, brązie z dodatkami złota i beżu. Było przytulnie, tak, jak zawsze lubiłem. Nawet nie myślałem o tym, żeby szukać czegoś większego. Wiedziałem, że pomieścimy się we trójkę. Było wystarczająco pokoi na nas wszystkich, a do innego miejsca nie potrafiłbym się tak szybko przyzwyczaić. Lubiłem też widok jaki rozciągał się z okien mieszkania. Seul. Kochałem to miasto. – Powiem ci je wszystkie, a ty wybierzesz najlepsze.
– Jasne – mruknął i przytulił mnie do siebie, kładąc dłoń na moim brzuchu. Ten gest sprawił, że uśmiechnąłem się lekko.
– Jaehoon, Taehyun, Daeyoon i Yihoon – wymieniłem po kolei, patrząc z uwagą na Chanyeola.
– Yihoon jest ładne – stwierdził i pocałował mnie w czoło – ale Taehyun bardziej mnie przekonuje.
– Czyli Taehyun?
Park kiwnął głową.
– Mam nadzieję, że jak dorośnie, nie znienawidzi cię za wybór tego imienia – zaśmiałem się, mrużąc oczy. Przy Chanyeolu naprawdę było mi dobrze, nawet jeśli tego nie okazywałem przez moje huśtawki nastrojów.
Park przewrócił mnie na plecy i zawisnął nade mną, patrząc mi prosto w oczy.
– Będziemy najlepszymi rodzicami.
– Mam taką nadzieję, Yeollie – odparłem i pocałowałem go mocno. 


Grudzień  2009 roku.

– Chanyeol! – zawyłem do telefonu, siedząc w taksówce. Tak, taksówce. Nie miałem czasu na czekanie na tego idiotę, aż łaskawie zwolni się z pracy, przyjedzie do domu, zbierze wszystkie rzeczy i przewiezie mnie do szpitala. Ja umierałem. Może niedosłownie, ale byłem temu bliski. Brzuch mi dosłownie rozrywało i miałem ochotę ryczeć i znów obarczać o wszystko winą Chanyeola. Ten człowiek był jednym, wielkim przekrętem biologicznym i to on mnie w to wpakował, płodząc syna potwora, ale i tak go kochałem. No może nie w tej chwili, bo panikowałem, rycząc do słuchawki.
– Baek? Co się dzieje?
– Zbieraj dupę i przyjeżdżaj do szpitala! Nie chcę sam umierać na tej przeklętej porodówce! – krzyknąłem, czując kolejny skurcz, który sprawił, że zgiąłem się w pół, zaciskając dłoń na komórce. – Przyjeżdżaj, w tej chwili – warknąłem i rozłączyłem się, czekając, aż taksówkarz dotrze do celu.
Naprawdę trzymałem się jak mogłem i starałem się nie drzeć za bardzo, żeby nie rozproszyć faceta za kierownicą. Co jak co, ale wolałem najpierw urodzić, potem umrzeć, nie odwrotnie. Jeszcze przeze mnie spowodowałby jakiś karambol na jednej z głównych ulic Seulu i miałbym na sumieniu połowę miasta.
Póki co musiałem tylko urodzić i miałem nadzieję, że nie będę się męczył cała noc.
Cóż, nadzieja matką głupich.


Marzec 2010 rok.

Mogłem powiedzieć, że równocześnie byłem najszczęśliwszym i najbardziej zmęczonym człowiekiem żyjącym na świecie. Taehyun był cudownym dzieckiem, okropnie słodkim z buźką aniołka, którą miało się ochotę cmokać przez cały czas. Niestety charakter odziedziczył po mnie, przez co darł się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Był aniołkiem, pod którego skórą czaił się diabeł. Nie dawał mi żyć, i kiedy tylko wykończony chciałem choć na chwilę położyć go do łóżeczka, wpadał w szal i darł się tak głośno, że nasza sąsiadka przychodziła sprawdzić, czy przypadkiem się nad nim nie znęcam. Niestety musiałem przywyknąć, że mój malutki synek kochał, gdy noszono się go na rękach i bał się swojego łóżeczka jak ognia. W nocy też. Spał pomiędzy mną i Chanyeolem, bo wyjątkowo upodobał sobie nasze łóżko, niestety tylko wtedy, gdy my byliśmy w nim.
Przez tą sytuację nauczyłem się gotować, sprzątać i w ogóle pracować jedną ręką, bo na drugiej cały czas spoczywał Taehyun otulony w niebieski kocyk.
Mimo to byłem szczęśliwy. Moja mama często przychodziła mi pomóc, mama Chanyeola zresztą też. Zajmowały się nim, a ja wtedy mogłem choć przez moment odpocząć albo przynajmniej dokładniej posprzątać, co ciężko było mi zrobić, gdy byłem sam.
Chanyeol pracował w biurowcu swojego przyjaciela Sehuna. Na początku znałem go tylko z widzenia, ale całkiem lubiłem, zwłaszcza jego chłopaka Luhana. Był młodszy ode mnie o trzy lata, z kolei Sehun starszy o rok, ale dało się z nimi dogadać. Również mieli synka, tylko starszego od Taehyuna o dwanaście miesięcy. Praca Chanyeola była dobrze płatna, ale to wiązało się z tym, że często wracał do domu wieczorem, a wychodził wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spałem. Tak naprawdę tylko w weekendy ze sobą więcej rozmawialiśmy, ale nie narzekałem, bo wiedziałem, że nie mam powodu. Chanyeol i tak bardzo mnie kochał, a ja jego, natomiast Taehyun był naszym małym skarbem, który był najlepszym, co mogło nam się przytrafić.
Sehun i Luhan często przychodzili w niedziele. Chanyeol i Sehun oglądali mecze, a ja i Luhan siedzieliśmy w którymś z pokoi, piliśmy kawę i bawiliśmy się z naszymi dziećmi. Lubiłem to, w jakiś sposób mogłem się odstresować, podzielić wszystkimi wrażeniami bycia tatą z Luhanem, bo w końcu on doskonale mnie rozumiał. Co nie znaczyło, że Chanyeol wcale się nie udzielał. Był cudownym rodzicem i wiedziałem, że niesamowicie kochał swojego synka. Potrafił spędzić z nim cały dzień, nie marudząc nawet, jak Taehyun nieustannie płakał. Gdy był w pracy czasem też dzwonił i pytał, jak się czujemy. Wiedziałem, że dobrze w życiu postąpiłem, że trzymałem się Chanyeola. Był najlepszym facetem, jakiego kiedykolwiek mogłem poznać.
– Jestem wykończony – mruknął Chanyeol, wychodząc z łazienki. Ściągnął z siebie szlafrok i wsunął się pod kołdrę, od razu całując w czoło swojego synka. – Był dziś grzeczny?
– Tak, płakał tylko przez dwie godziny – westchnąłem i uśmiechnąłem się ze zmęczeniem.
– Jestem tak cholernie szczęśliwy. Nie sądziłem, że bycie tatą będzie takie...
– Ja też. Ale teraz chodźmy spać. Tego najbardziej potrzebujemy.
Chanyeol kiwnął głową i pocałował mnie na dobranoc. Po tym mogłem zasnąć jeszcze bardziej szczęśliwy.


Grudzień 2010 rok.

– Nie, Taehyun, powiedz tata – powtórzyłem już chyba po raz trzydziesty z rzędu, tracąc już jakiekolwiek nadzieję, że się uda.
–  Yu – Taehyun wykrzyczał radośnie, śmiejąc się przez cały czas. Przez ten swój dobry humor prawie się przewrócił, lądując na choince stojącej obok, ale w porę zdążyłem go złapać. Z miesiąc na miesiąc przekonywałem się, jak nieprzewidywalny może być mój syn.
– Nie Yu, tata – poprawiłem go.
– Yu.
– Tata.
– Yu.
– Tata – powtórzyłem, łapiąc się za głowę.
– Yu!
– Baek, daj mu już spokój – powiedział Chanyeol, całując mnie w głowę, po czym przytulił mnie od tyłu, kładąc głowę na moim ramieniu. – Powie to w swoim czasie. Jeszcze nie musi tego mówić. Ważne, że w ogóle gaworzy.
– Może masz racje – westchnąłem.
– Wiem, że mam – dodał i pocałował mnie w usta. Nie potrafiłem się od niego oderwać. Zamiast tego przylepiłem się do niego jeszcze mocniej, całując tak, jak dawno nie potrafiłem. Nie mieliśmy dla siebie nigdy za dużo czasu, a takich kilka sekund w razem było dla mnie czymś magicznym. Dlatego obróciłem się przodem do niego i oplotłem jego szyję rękami. Ten z kolei przycisnął mnie mocniej do siebie, pogłębiając pocałunek. Powoli zaczynało brakować mi tchu.
– Ziyu! – Usłyszeliśmy obaj.
Momentalnie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na naszego synka, który śmiał się wesoło.
– Ziyu – powtórzył, wymachując rączkami.
Przynajmniej wiedzieliśmy, że jego ulubionym hyungiem będzie syn Sehuna i Luhana.


Maj 2017 rok.

Warknąłem cicho pod nosem, starając skupić się na jeździe. Kilka chwil wcześniej dostałem telefon od dyrektora szkoły, w której uczył się Taehyun. Poinformował mnie, że mój ośmioletni syn wdał się w bójkę i nie ma zamiaru nawet przeprosić chłopca, któremu spuścił lanie. Byłem naprawdę zły. Wcześniej Taehyun nie sprawiał żadnych problemów ani kłopotów, to był pierwszy raz i nie chciałem, żeby się powtórzył. Ten chłopiec musiał naprawdę rozzłościć Tae, bo byłem zdziwiony, ale mój syn naprawdę uspokoił się od czasów dzieciństwa. Był spokojny i uwielbiał z tatą oglądać mecze w niedzielne wieczory. Potem zasypiał na kanapie, a Chanyeol musiał go przenosić do jego pokoju. Potem mieliśmy czas dla siebie, na który zawsze tak bardzo czekałem.
Gdy dojechałem pod szkołę, niemal wyskoczyłem z samochodu, idąc prosto do drzwi głównych. Nie dzwoniłem po Chanyeola, nie chciałem go denerwować. I tak by się  nie przejął. Prawdopodobnie stwierdziłby, że to normalne w tym wieku i rozłączyłby się. Dlatego musiałem zająć się tym sam.
Zapukałem do drzwi dyrektora, a kiedy usłyszałem zaproszenie, wszedłem do środka.
Od razu zauważyłem wielce obrażonego Taehyuna i o wiele większego od niego chłopca z podbitym okiem, który siedział na krześle obok. Zdziwiłem się, bo byłem pewien, że przylał komuś mniejszemu, w życiu nie powiedziałbym, że pobije kogoś ze starszej klasy.
– Dzień dobry, Panie Byun – powiedział dyrektor – Taehyun dziś nabroił i nie chce powiedzieć, czemu to zrobił. Nie odzywa się od bójki. Mógłby pan z nim porozmawiać? – zapytał z nadzieją, a ja kiwnąłem głową, uśmiechając się lekko.
– Oczywiście – odpowiedziałem i złapałem Taehyuna za rękę, prowadząc go za drzwi. Razem usiedliśmy na krzesełkach w długim korytarzu, gdzie spojrzałem na niego poważenie. – Co się stało?
Taehyun milczał.
– Tae – powiedziałem – jeżeli nie powiesz, zabronię ci się widywania z Ziyu.
– Tato – krzyknął oburzony – to nie fair.            
– Niesprawiedliwe było też to, że pobiłeś tego chłopca – odpowiedziałem, po czym pogłaskałem Taehyuna po głowie, patrząc się na niego wyczekująco. – No, dalej.
– Ugh – oburzył się, ale po chwili złagodniał. – Powiedział, że wyglądam jak dziewczyna, a moje uszy są jak skrzydła – wyżalił się, a ja miałem ochotę się roześmiać. Jak byłem mały, też śmiałem się z uszu Chanyeola, a ten złościł się na mnie i nie odzywał. Ale ich uszy były urocze, nigdy nie uważałem ich za wadę.
– Oj Tae – powiedziałem, patrząc się na syna – mogłeś go po prostu zignorować. Wcale nie wyglądasz jak dziewczyna, a twoje uszka są urocze – powiedziałem, łapiąc go za jedno.
– Ja to wiem, tylko ten pajac nie.
Tak, zdecydowanie odziedziczył samouwielbienie i w ogóle cały mój charakter po mnie.


Lipiec 2027 rok.

Siedziałem przy wyspie kuchennej na wysokim krześle z głową w rachunkach. Nienawidziłem tego robić, wyliczać tych cholernych pitów, rozliczać wszystkiego, ale na Chanyeola nie mogłem liczyć, więc musiałem radzić sobie sam. Poza tym Taehyun tym bardziej nie rwał się do pomocy, najgorszym zawsze mnie obarczali.
Miałem akurat dzień wolny od pracy, Chanyeol też, tylko zniknął gdzieś w domu, pewnie w salonie i oglądał telewizję. A Taehyun gdzieś się wybierał.
– Wrócę późno, nie czekajcie na mnie, pa – powiedział na jednym wydechu, otwierając drzwi frontowe.
– Ej, Tae, czekaj, chodź tu – rozkazałem, patrząc na niego podejrzliwie, a gdy już stanął przede mną, odłożyłem długopis i zmrużyłem oczy. – Gdzie ty idziesz?
– Do Ziyu, będziemy się uczyć – odpowiedział z uśmiechem.
– Acha – mruknąłem – czyli idziesz do Ziyu i do późna cię nie będzie, bo będziesz zajęty nauką – podsumowałem, a Tae kiwnął głową z zadowoleniem. – W wakacje? – W tym momencie uśmiech z jego twarzy zniknął. Ha, punkt dla mnie.
– No dobra, nie uczyć się, ale to pierwsze jest prawdą. Będę z Ziyu.
– I co będziecie robić?
– No pewnie to i to i takie tam – odpowiedział, zupełnie nie wiedząc, co mówił, a ja śmiałem się z głupoty mojego syna. To akurat odziedziczył po Chanyeolu. – No do dobra, Ziyu zabiera mnie na randkę, zadowolony?
– Tak – odpowiedziałem z uśmiechem – idź. Ale jak coś, to się zabezpieczcie, nie chcę jeszcze być dziadkiem! – krzyknąłem zanim wyszedł. Ten wywrócił oczami i zniknął, natomiast drugi debil wrócił, przytulając mnie od tyłu. – A ty czego znowu chcesz?
– Mamy cały wieczór dla siebie.
– I co w związku z tym?
– Może postaramy się o córeczkę?
– Postaram się o twój mózg.
– Baekhyun – niemal jęknął Chanyeol i przyssał się do mojej szyi. – Taehyun jest już duży, a ja naprawdę chcę takiego małego bobasa.
– Dobra – zgodziłem się, cmokając go w usta – ale przysięgam, że jeżeli znów spłodzisz takiego szatana, to własnoręcznie cie wykastruję.


Kocham takie mpregi, więc super mi się pisało, ale ręce odpadają.
Jeżeli wam się spodobało, napiszcie, naprawdę lubię czytać wasze komentarze :3

Do zobaczenia w grudniu :D

14 komentarzy:

  1. Brak mi słów. To jest takie kochane, że aż chce mi się płakać. Bardzo, bardzo mi się podobało, a to był mój chyba drugi mpreg.
    Całość naprawdę przeurocza. Baek jako tatuś to najlepsza rzecz na świecie, jaką można sobie wyobrazić. Czekam na więcej cudownych ff w tym stylu.
    Życzę weny i miłego odpoczynku~ :3

    OdpowiedzUsuń
  2. JA BĘDĘ KOMENTOWAĆ, UWAGA POKŁONY
    Tym razem nie zrobiłam tego co zwykle, czyli "omg, potem' tylko od razu przeczytałam. I... Kocham tego ficzka. Jest taki zwyczajny i taki fajny. Nie noo, why jesteś taka supcio?
    Widzę Cię Martyna >> Baekyeol, YHY, taaaa
    Historia hunhana opisana 100 %. XD ♥
    (zawsze jak czytam mpreg-i to sama chcę mieć dziecko, omg jestem dziwna) W każdym razie bardzo mi się przyjemnie czytało, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. looooveee ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku dlaczego zawsze mpreg-i są takie kochane i słodkie? Ja tutaj umieram pod namiarem kolejnych feelsów ^*^ Chyba jeszcze nigdy nie czytałam mpreg z Baekyeolem a to źle bo powinno być ich znacznie więcej :( Co do samego oneshota ahh...Uszati nigdy nie zawiedziesz swoich czytelników. Jest wspaniały i od początku wiedziałam, że taki będzie. Coś cudownego! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Kocham Kocham ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. OCH BOŻE
    Uwielbiam mpregi ;;;;;; choć kiedyś uważałam że to dziwne i myślałam że nigdy się do nich nie przekonam.... NO ALE TO JEST TAKIE UROCZE JAK TEGO NIE KOCHAĆ OTL
    A ten mpreg to takie cudo, takie fluffowe, takie kochane, takie jakie lubię najbardziej <3 (oh, chce być Baekiem............ xD)
    Chce więcej takich historii bo tak przyjemnie się to czyta, mogłabym czytać i czytać <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Uszati! ♥
    Czytając to, przez cały czas miałam wielki uśmiech na twarzy. No bo, kto nie lubi tak uroczych mpregów? I do tego Baekyeol! Oczywiście, nie mogło zabraknąć chociażby namiastki Hunhana.
    Może zacznę od środka, co mnie najbardziej rozwaliło.
    "– Oj Tae – powiedziałem, patrząc się na syna – mogłeś go po prostu zignorować. Wcale nie wyglądasz jak dziewczyna, a twoje uszka są urocze – powiedziałem, łapiąc go za jedno.
    – Ja to wiem, tylko ten pajac nie." <--- Ten cytat moim życiem. Uwielbiam ich syna i zapewne jego uszy są tak urocze, jak wszyscy myślą (oprócz tego pajaca.)
    Chanyeol rzeczywiście był super ojcem i partnerem dla Baekhyuna, to było naprawdę piękne, jak zawsze trzymali się razem, a później stali się parą...
    Tak, Baekyeol w Twoim wykonaniu to czysta poezja.
    Mam nadzieję, że będzie można przeczytać od Ciebie coś równie słodkiego następnym razem!
    powodzenia ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. "Przynajmniej wiedzieliśmy, że jego ulubionym hyungiem będzie syn Sehuna i Luhana." WIDZĘ W TYM UKRYTY SEN, OKEY XD

    Jejciu, to było super. Podobało mi się niesamowicie. Nie jestem aż taką wilką fanką BaekYeola, ale feelsowałam, bo niektóre sceny były mega urocze i kochane. Baek super mama i Chanie taki mega gigant tata. To musiałoby super wyglądać : D
    Nie mogę doczekać się świtą i tego Twojego świątecznego ff, bo na tt doczytałam się czegoś o św. Mikołaju i Krisie xD
    Powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej <3 Kocham tego ff, ja teraz to stwierdzam! nie dość, że Baekyeol, któryck kocham ponad życie, to jeszcze mpreg! Kocham tutaj teksty, Baekhyuna i ich synka! Serio, ten oneshot jest boski! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś napiszesz coś tak słodkiego! Ale na razie życzę Ci duuużo zdrowia. Czekam już na grudzień. Pozdrawiam serdecznie.
    Miś Yogi

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu, jak ja filsowałam na tym shocie!
    Mam tendencję do komentowania na bieżąco rzeczy, które czytam i tak trochę znicz ([*]) dla mojej znajomej, która musiała to znosić. UWIELBIAM mpregi i fluffy, po prostu UWIELBIAM, a już zwłaszcza te od Ciebie. Zaraz to chyba przeczytam od nowa, bo serce mam roztopione, zostało jeszcze pierdyliard innych narządów. Najbardziej mnie rozwalił związek Tae i Ziyu, TEGO SIĘ POWAŻNIE NIE SPODZIEWAŁAM. Przysięgam, wydrukuję sobie to ff i wsadzę do portfela, bo dawno nie miałam tylu feelsów przez one shota.

    Ja nie wiem----

    OdpowiedzUsuń
  10. Mija szczęka boli od ciągłego uśmiechu ;-;
    To było genialne, naprawdę <3
    Wszystko idealnie ze sobą współgrało.
    Mam pytanie, czy będziesz kontynuować Summer Memories?
    Dużo zdrowia Uszati! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3
      Jeśli chodzi o Summer Memories, to pewnie tak, ale w przyszłe wakacje, o ile ktoś będzie chciał czytać.

      Usuń
  11. Jestem zdecydowanie na tak! Jak ustalili imię tae to się prawie posikałam, oto dowód na pokrewieństwo wi i baeka ;w; związek tae i ziyu kompletnienie zaskoczył, punkt dla ciebie :D a baek ma cudowny charakter i humor taki, jaki najbardziej lubię <3 więcej baekyeolowych mpregów, proszęproszę <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja nie wytrzymam <3! Takie kochane i słodziutkie !! *--*
    Weny !! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Mpregi z Baekyeolem górą! :) Po obejrzeniu odcinka TRoS z Baekhyunem i Chanyeolem, zaczęłam uważać, że idealnie nadają się na rodziców :3

    OdpowiedzUsuń

Followers