piątek, 20 lutego 2015

crazy in love


hunhan, romans, smut, nc-17


Prompts: Kiedy Sehun ma żonę, czteroletniego syna i sekretarkę - Luhana, którego czterolatek bardzo lubi. Zresztą, nie tylko on.

7.3k words 


sehun | irene | luhan | jaehyun | inni



Wiecie jakie to uczucie, kiedy o coś się staracie i niesamowicie bardzo chcecie to dostać? Za wszelką cenę, ponieważ jesteście gotowi zaryzykować, by osiągnąć cel. Determinacja, upartość, porzucenie wszelkich dóbr, które wcześniej były podstawą i właściwie podpierały nasze życie. Były stabilne, ale nie gwarantowały niczego lepszego, ponieważ były stałe. To wszystko dotyczyło mnie, ale mimo tego zagwarantowanego dobra, nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Ciągle chciałem iść do przodu, piąć się do góry powoli, ale skutecznie. Nie musiałem mieć wszystkiego od razu, wystarczyło, że miałem pewność, iż kiedyś to osiągnę. Nieważne jaką drogą.
I wreszcie to się stało. Zauważyłem, że powoli mój plan działał. Dostałem awans i właściwie z podrzędnego stanowiska w Chinach, znalazłem się w samym centrum Gangnam, wiedząc, że stać mnie na jeszcze więcej, ponieważ nie byłem nawet w połowie tego, co założyłem. Ale byłem z siebie dumny, ponieważ wiedziałem, że potrafię.
Być może zawód sekretarki był uważany za coś prostego, ale każdy, kto myślał podobnie, był w błędzie. Nie było łatwo. Dużo stresu, perfekcyjna znajomość kilku języków, staranność i ciągła myśl w głowie, że nic nie mogę spieprzyć, bo inaczej się nie uda. Mój cel oddali się ode mnie i być może nigdy nie będę mógł się już do niego zbliżyć. Dlatego z ciągłym uśmiechem, starałem się za tym wszystkim podążyć i nie myśleć o utrudnieniach, które padały pod moje nogi niczym kłody. Wymijałem je, choć czasami zdawało mi się, że nie potrafię, czując na sobie przenikliwe spojrzenie, które plątało mnie i więziło w jednym miejscu, nie pozwalając się nawet schować.
Tamtego dnia, jak zwykle było wiele do zrobienia. Siedząc za jasną, długą, półokrągłą, nieco oszkloną ladą, dokładnie studiowałem papiery, które dzisiejszego ranka zostały dostarczone do firmy. Potem, z odbytej selekcji, trafiały do pana Oh, by mógł je zatwierdzić i wprowadzić w obroty firmy. Te ważniejsze, dotyczące kontraktów wręczałem mu osobiście, od razu po otrzymaniu ich. Ale tym razem musiałem jedynie zająć się mniej ważnymi dokumentami, które mogły poczekać.
– Zanieś to do działu reklamy i zadzwoń do agencji modelowej Krisa Wu. Potwierdź wszystko dotyczące piątkowego pokazu. – Usłyszałem nad sobą tak nagle, że podskoczyłem w miejscu, prawie dostając ataku serca. Spojrzałem na dużą dłoń trzymającą plik kartek przyozdobioną srebrnym Rolexem i platynową obrączką, która jak zwykle mi zawadzała w jego perfekcyjnym wyglądzie. Nie pasowała do niego. – Przy okazji odwołaj moje spotkanie z Choi Seung Hyungiem. Myślę, że na nie nie zdążę. Albo po prostu wyślij kogoś za mnie, zrób jak uważasz – dodał, natomiast ja kiwnąłem głową, zapisując to wszystko w moim podręcznym notesiku mocno drżącą dłonią.
Gdy wszystko zanotowałem, podniosłem wzrok i przeniosłem go na mojego szefa, który nagle się zatrzymał przed drzwiami, za którymi znajdował się jego gabinet. Przez moment stał przed nimi, jakby zastanawiał się nad czymś. Nie patrzył na mnie, tylko na wielką szybę, za którą znajdował się skąpany w deszczu Seul.
– Coś jeszcze? – zapytałem, wstając, gdy mój szef nie odzywał się przed dłuższą chwilę.
– Co myślisz o Fashion Week w Nowym Jorku? – zadał pytanie nagle, prawie wchodząc w moje słowa. Zdziwiłem się, bo nigdy nie pytał mnie o zdanie odnośnie takich rzeczy, co nie oznaczało, że się ze mną nie liczył. Pracując w tak dużej korporacji, która zajmowała się wydawaniem pisma Vogue Korea, każde zdanie było brane pod uwagę, ponieważ choć najmniejszy błąd mógłby przesądzić o porażce. Choć miałem wrażenie, że nie chodzi tyko o to.
– Cóż – odezwałem się, przygryzając po momencie wargę, kiedy zamilkłem. Sam nie wiedziałem, co dokładnie mam powiedzieć. – To ważne wydarzenie, jeśli patrzeć z punktu widzenia mody. Jedno z większych na świecie.
– Masz rację, Luhan – odparł. – Na początku patrzyłem na to z innej strony, ale trudno się z tobą nie zgodzić – dodał, a ja uśmiechnąłem się niezręcznie, ściskając w dłoniach skórzany notes, który zaczynał wyślizgiwać się spomiędzy moich spoconych palców. – Myślisz, że duży popełnię błąd, jeśli nie zjawię się na takim wydarzeniu?
– Tak? – odpowiedziałem szybko, niezbyt zastanawiając się nad tym, co powiedzieć. Po prostu to zrobiłem. Potem zacząłem żałować, bo cholera, on mógł uważać inaczej i wraz z tym właśnie mógłbym oddalić się od swojego celu, ale to wszystko przez to, że traciłem głowę i zabierało mi oddech, gdy ten człowiek był blisko. Przeszkadzał, ponieważ nie potrafiłem się skupić, ale nie umiałem być nawet o to zły. Wariowałem, ale jednocześnie zakochiwałem się w nim. Niebezpiecznie, bo wiedziałem, że nie mogę go mieć. Sprawiałem sobie zawód i sam kładłem pod swoje nogi więcej kłód. Byłem masochistą.
– W takim razie zarezerwuj pięć biletów na samolot, najlepiej na wieczór, apartament w The Westin i trzy pokoje deluxe – polecił, a moje serce nagle zwolniło. Udało mi się uregulować oddech, ale moje dłonie nadal drżały. – Zarezerwuj też swój czas. Będziesz mi tam potrzebny – dodał i uśmiechnął się nonszalancko, czym sprawił, że moje nogi się ugięły.
Po tym wyszedł, a ja bezwładnie opadłem na miękki fotel, zastanawiając się, czy to wszystko przypadkiem nie zdarzyło się w mojej głowie. Ale gdy uspokoiłem się i byłem w stanie pomyśleć nad tym, zdałem sobie sprawę, że te wszystkie jego słowa były prawdziwe, ponieważ słyszałem je i chłonąłem mimo rozkojarzenia.
I w końcu to do mnie dotarło. Tydzień w nowym jorku, u boku najseksowniejszego mężczyzny, jakiego spotkałem w swoim życiu na jednym z najważniejszych wydarzeń dotyczących mody.
Byłem cholernym szczęściarzem.

  
|CINL|

  
Następnego dnia funkcjonowanie wcale nie stało się łatwiejsze, zwłaszcza, kiedy noc, która powinna stać się moim odpoczynkiem, była nieprzespana. Kręciłem się w łóżku, tracąc oddech, kiedy tylko znów pomyślałem o tym, co czeka mnie za dwa tygodnie. Dosłownie szalałem, wyobrażając sobie to, co mogło się zdarzyć. Rzecz jasna wszystko to było przekoloryzowane, bo szansa na chociaż krótki pocałunek Oh Sehuna była jak jedna do miliona, ale mimo wszystko cieszyłem się jak dziecko. Nie potrafiłem przestać, ponieważ było to lepsze nawet od wieści pracowania w innym, lepszym miejscu. To wszystko było jak sen na jawie, dlatego nie potrafiłem zapaść w ten prawdziwy.
To szalone, ale za każdym razem, gdy zamykałem oczy widziałem go. Mój mózg nie potrafił odpocząć od tego widoku nawet na krótką chwilę i to zaczynało robić się niedorzeczne i niebezpieczne, zwłaszcza, że wiedziałem, że tego celu nie osiągnę.
Oh Sehun był seksownym dwudziestoośmioletnim mężczyzną z wielką firmą na głowie i najprzystojniejszą twarzą, która powinna reprezentować wszystkie te okładki Vogue w zamian za te modelki, które zatrudniał z agencji Krisa Wu. Ale miał również wielki apartament w jednym z najwyższych wieżowców w Gangnam, gdzie byłem kilka razy. Czekała tam na niego nieziemsko piękna żona, która była tak samo idealna jak on sam i syn, który był jego oczkiem w głowie. Dlatego wszystkie moje fantazje musiałem zatrzymać w głowie, ponieważ wyjawienie ich byłoby czymś niezwykle głupim. W końcu byłem tylko sekretarzem, który w przyszłości chce osiągnąć coś więcej, ale mimo to nie chce rozbijać rodziny, nie ważne jak perfekcyjny był Sehun. Ja musiałem się powstrzymać i zrozumieć, że nie mogę żyć pragnieniami. Ale mimo to, to nie przeszkadzało mi w tej radości, która towarzyszyła mi od wczorajszego popołudnia.
Gdy wybiła godzina jedenasta pięćdziesiąt, uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, że za niedługo zacznie się moja przerwa, zwłaszcza, że rano nie miałem nawet czasu na przegryzienie jednego tosta. W tym całym rozkojarzeniu przegapiłem budzik, który potem uświadomił mi, jak bardzo jestem spóźniony.
– Luhan! – Usłyszałem pisk, który rozniósł się chyba na całe piętro, ale mimo to uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, do kogo należy. Mały chłopczyk biegł do mnie, niemal przewracając się po drodze na swoich nóżkach.
– Jaehyun – powiedziałem radośnie, wychodząc zza lady, by móc wziąć na ręce tego małego urwisa. Od razu przytulił się do mnie i przylepił niczym mały rzep, ale jeśli miałem być szczery, było to niesamowicie urocze, dlatego wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i zabrałem go do siebie, by posadzić na jego ulubionym, moim krześle. Czasem zamieniałem się w nianię, ale dla tego chłopczyka mógłbym być nią na cały etat.
– Dzień dobry, Luhan – powiedziała Irene, wchodząc do środka.
– Dzień dobry, Pani Oh – przywitałem się, kłaniając nisko. Po tym uśmiechnąłem się firmowo, niesamowicie sztucznie, kryjąc swoją niechęć do niej. To chyba przez to, że niesamowicie jej zazdrościłem. Miała wszystko, co tylko najlepsze mogła mieć, miała to, czego nie miałem ja. Nawet jej wygląd był zjawiskowy, zwłaszcza tamtego dnia. Niby założyła zwykłą, luźną, białą bluzkę i eleganckie, czarne spodnie do ciemnych szpilek od Louis Vuitton, ale mimo to wyglądała lepiej niż ja w najdroższym i najmodniejszym garniturze od Armani’ego. To chyba przez to, że po prostu urodziłem się ofiarą z małym szczęściem, które dotyczyło tylko mojej ścieżki zawodowej.
– Sehun jest u siebie?
Kiwnąłem głową w odpowiedzi.
– Powiadomić, że pani przyszła?
– Nie – odparła szybko, kierując się w stronę wejścia do biura mojego szefa – sama sobie poradzę – dodała i nawet nie pukając, weszła do środka. Normalnie, gdyby była obca, coś takiego nie miałoby miejsca, ale właściwie była kimś zasłużonym w firmie, a przede wszystkim, była małżonką Oh Sehuna. Osoby, która była głową całej gazety i całej reszty, o której nawet nie śniło mi się myśleć.
– Jae – zwróciłem się do chłopczyka, gdy Irene zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Siedział dalej grzecznie na moim krześle, kreśląc na jakiejś czystej kartce, która wcześniej pewnie walała się na ladzie. Był tak zajęty, że najpierw nie zwrócił na mnie w ogóle uwagi. Udało się dopiero za drugim razem. – Jae – powtórzyłem, a chłopczyk podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie szeroko, co dało mi gwarancję, że mnie słucha. – Byłeś dziś w przedszkolu?
Jaehyun pokręcił głową, nadal rysując.
– Nie – powiedział – tata obiecał mi coś.
Nie pytałem o nic więcej, wiedziałem, że dzieci lubiły być wylewne i opowiadać wszystko, co tylko ślina im na język przyniesie, a ja nie chciałem być wścibski i wykorzystywać czterolatka do swoich głupich celów, dlatego jedynie usiadłem obok i obserwowałem, jak rysuje. Te kształty nie do końca były sprecyzowane, właściwie były to zwyczajne kreski i poplątane z sobą linie, co prawdopodobnie dla niego było domkiem albo ludźmi. Czymkolwiek.
Nie siedziałem z nim długo, zwłaszcza, że Pani Irene wyszła z biura dosyć szybko. Mimo to od razu skierowała się w stronę windy, jakby zapomniała o swoim synu. Prawdopodobnie pobiegłbym za nią, gdyby nie mój szef, który zjawił się po chwili, uśmiechając w stronę swojego swojego skarbu.
– Tato! – pisnął po raz kolejny, a ja mimowolnie uśmiechnąłem. Całkiem szczerze.
– Gotowy? – zapytał, a malec pokiwał energicznie głową.
– A Luhan może iść z nami?
Wtedy wzrok Sehuna spoczął na mnie, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz, który przez moment sprawił, że nie mogłem się ruszyć, jedynie patrzyć na niego i chłonąć widok, który znajdował się przede mną.
– Panie Lu, ma Pan ochotę na lunch?
– J-Ja? – zapytałem, nie dowierzając, a mój pracodawca uśmiechnął się, po raz kolejny zbijając mnie z nóg. Ten człowiek właściwie nie musiał robić nic, bym dosłownie zaczynał świrować. – Z miłą chęcią.
Byłem szalony, że plątałem się w to wszystko, ale nie potrafiłem trzymać się z daleka od Oh Sehuna.


|CINL|


Z Oh Sehunem kojarzyło mi się wszystko, co kosztowne i eleganckie. Luksusowe samochody, drogie garnitury i wina, które kosztowały pewnie więcej od mojej kilkumiesięcznej pensji. W pewnym sensie miałem rację, moje skojarzenia były trafne, bo w końcu to było jego życie, tak funkcjonował, to praktycznie było z nim powiązane, ale mimo wszystko przy Jaehyunie był inny. Ekstrawagancką restaurację, którą wybierał wieczorami, zamienił na całkiem przytulną, pełną kolorów. Była dosyć duża, ozdobiona milionem odcieni tęczy, ale gdy tylko do niej weszliśmy, poczułem ten niesamowicie ciepły klimat, czego brakowało tym wszystkim wieżowcom z surowym, modernistycznym wyglądem wnętrz.
Jaehyun niemal od razu wskoczył na jedno z wolnych krzeseł i z uśmiechem na twarzy czekał na Sehuna, który usiadł obok niego, poprawiając swojego synka tak, by nie spadł. Wydawał się dobrym ojcem i chyba naprawdę tak było, bo Jaehyun był do niego bardzo przywiązany. Zawsze mi o nim opowiadał, gdy Pani Irene na chwilę go ze mną zostawiała.
– Mogę lody?
– Lody na deser, Jae – powiedział Sehun stanowczo, ale mimo wszystko tak ciepło, że chłopczyk od razu zrozumiał, kiwając głową.
Po tym przyszła kelnerka i wzięła nasze zamówienia. Sam nie wiedziałem, co dokładnie zamówiłem, chyba przez to, że pewne fakty jeszcze do mnie nie docierały lub robiły to w spowolnionym tempie.
– Wszystko w porządku? – zapytał Sehun, gdy chyba dłuższą chwilę siedziałem zupełnie bez jakichkolwiek oznak życia. W odpowiedzi kiwnąłem jedynie głową i uśmiechnąłem się delikatnie, pokazując, by się o mnie nie martwił, choć zadał to pytanie najprawdopodobniej z grzeczności. Ewentualnie mogłem mieć tak przerażającą minę, że zrobił to dla własnego dobra.
– Tak, po prostu jestem trochę zmęczony. Przepraszam – odparłem.
– Och – mruknął, spoglądając na mnie. Jego wzrok nadal mnie peszył i to nie przez zmęczenie, tak po prostu się zachowywałem. Ale nie mogłem powiedzieć mu tego wprost. W najlepszym wypadku zrobiłbym z siebie idiotę, dlatego chciałem tego wszystkiego uniknąć. – W takim razie powinieneś wziąć kilka dni urlopu. Przepracowanie nie jest niczym dobrym, lepiej wypocząć, zwłaszcza, że przed nami bardzo dużo pracy – powiedział i wziął Jaehyuna na kolana, kiedy ten wyciągnął do niego ręce. To był naprawdę słodki widok.
– Nie, w porządku. Wytrzymam – odparłem, a Oh uśmiechnął się, kiwnąwszy głową.
Po tym przez chwile panowała cisza, którą przerwał Jaehyun, wyciągając zgiętą na kilka kawałków kartkę z rysunkiem, który tworzył, gdy pani Irene poszła do biura swojego męża.
– Narysowałem to – powiedział z dumą, pokazując swoje dzieło tacie.
– Kto to? – zapytał, wskazując na kreski na krawędzi kartki.
– To ty – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko, niemal podskakując na jego kolanach. Jaehyun był jednym z tych uroczych i kochanych dzieci, na które nie dało się złościć czy krzyczeć. Wystarczyło popatrzeć na nie, a cała złość nagle ulatywała. – To ja, a to Luhan!
Gdy wypowiedział moje imię, otworzyłem szeroko oczy w zdziwieniu. Byłem zaskoczony, ale skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że nie schowałem małego, przelotnego uśmiechu, gdy pochyliłem głowę na dół. Wiedziałem, że Jaehyun mnie lubi, w końcu spędzał ze mną dużo czasu, ale jego pomysły czasem zawstydzały, zwłaszcza teraz, gdy ponownie poczułem wzrok Sehuna na sobie.
– W takim razie gdzie jest mama?
– Została w domu.
Czasami wydawało mi się, że to wszystko jest szaleństwem. I właściwie było. Za bardzo związałem się z Jaehyunem, za bardzo przepadłem, zakochując się w Oh Sehunie. Oh Irene była dla mnie wrogiem, ale nie mogłem jej tak traktować, ponieważ tak naprawdę ja byłem nic nieznaczącym dodatkiem w tej całości, znajdującym się gdzieś w tle, który nie ma żadnego znaczenia. Wiedziałem, że musiałem się ogarnąć i przestać wreszcie żyć snem. Skończyć z cichym wielbieniem Oh Sehuna i dorosnąć. Wznowić swój plan pięcia się po szczeblach kariery zawodowej i zostawić uczucia w tyle, które i tak nie mogły nic zmienić, ponieważ to moje zakochanie, ta miłość była jednostronna.


|CINL|

m u s i c


Te dwa tygodnie minęły niesamowicie szybko. Dopiero co dowiedziałem się o tym, że w ogóle mam być na Fashion Week w Nowym Jorku, a już siedziałem na jednym z foteli w samolocie w klasie biznes. Całkowicie różniła się od klasy ekonomicznej, na którą było mnie stać. Droga była długa i właściwie trwała już od pięciu godzin. Za oknami widziałem jedynie ocean skąpany w mroku, żadnych świateł, jakby pod nami rozciągało się jedynie pustkowie. W niewielkiej, okrągłej szybie odbijała się biała karta włączonego MacBook'a, którego wziąłem ze sobą. Mimo że wyjeżdżałem z Seulu, nadal byłem w pracy.
Podniosłem wzrok znad urządzenia i przygryzłem wargę, gdy moje oczy spoczęły na moim pracodawcy. Siedział na białej, obitej skórą kanapie na drugim końcu pomieszczenia razem z Huangiem ZiTao, który był jego przyjacielem, a zarówno drugim co do ważności zarządców pisma Vogue Korea, choć nie takim, jak sam Sehun. Jak zwykle miał na sobie drogi, czarny garnitur, który idealnie dopasował się do jego smukłej sylwetki, szary krawat i białą, idealnie wyprasowaną koszulę. Z jego przystojnej twarzy nawet na moment nie schodził nieduży, ale przyjemny uśmiech, którym potrafił mnie oczarować, nawet jeśli nawet się nie starał. Mogłem na niego patrzyć przez cały czas, obserwować jak jego wargi pracują, kiedy mówi, jak koło oczu robią się delikatne zmarszczki, kiedy się uśmiecha, jak spogląda na zegarek na jego nadgarstku, kiedy chce sprawdzić, która godzina. Ale to nie było właściwe, ponieważ moje myśli krążyły przez cały czas tylko wokół tego faceta. Hipnotyzował mnie, w jakiś dziwny sposób uzależniał od siebie i sprawiał, że nie mogłem myśleć racjonalnie.
Opuściłem szybko wzrok na MacBook'a, gdy Sehun spojrzał na mnie. Nie chciałem, by wiedział, że się mu przyglądam i być może fantazjuję zbyt dużo. Ale nie potrafiłem wrócić do pracy, zbyt się rozkojarzyłem, poza tym nadal czułem, że na mnie patrzy. To spojrzenie przeszywało.
Wziąłem głębszy wdech, gdy kątem oka zauważyłem, jak Sehun wstaje i zmierza w moim kierunku. Niemal wbiłem się całymi plecami w kanapę, na której siedziałem, jakbym chciał się przed nim skryć albo uciec. Ale nie mogłem tego zrobić, pozostało mi jedynie czekać na swój koniec spowodowany bliskością, której zarówno pragnąłem i się bałem. Zastanawiałem się tylko, kiedy mi przejdzie. W Vogue Korea pracowałem rok, nie byłem kimś nowym, już dawno powinienem się z tym wszystkim oswoić i przyzwyczaić, zwłaszcza do widoku mojego szefa, ale nie potrafiłem, nawet jeśli naprawdę się starałem.
Prawie podskoczyłem w miejscu, gdy dłoń Sehuna zamknęła z hukiem laptopa, który spoczywał na moich kolanach. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego. Usiadł obok mnie, chowając w kieszeni spodni swojego najnowszego Iphona.
– Nie musisz teraz pracować – powiedział z uśmiechem – to nie czas na to.
– Wiem, po prostu... – zacząłem, gestykulując rękami. – Po prostu pomyślałem, że mógłbym to zrobić teraz, bo i tak się nudzę, a podziwianie czarnej dziury pod nami już nie jest tak interesujące – stwierdziłem i uniosłem ku górze kąciki ust, zdając sobie sprawę, że udało mi się coś powiedzieć, nadal trzeźwo myśląc.
– Ładniejsze widoki będą dopiero gdy wzlecimy na Amerykę – odparł i spojrzał na moment za okno, gdzie nadal nie było nic prócz mroku. – Kiedy byłem mały, bałem się latać nad oceanami. Zawsze w głowie miałem, że jeśli spadniemy i rozbijemy się, nikt na czas nie dotrze na ratunek – powiedział po dłuższej chwili ciszy, która zapanowała pomiędzy nami. – Rodzice czasem siłą wciągali mnie na pokład samolotu. Panicznie bałem się wody, zwłaszcza tak zimnej i ciemnej, jakby pod powierzchnią nie było nic. Jakby była pustką – dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na chwilę. Nadal czułem się przez to skrępowany.
– I co pan z tym zrobił?
– Nauczyłem się pływać – odpowiedział prosto, a ja się uśmiechnąłem, widząc jego rozbawienie. – Niby banalne rozwiązanie, ale pomogło. Ocean nie był już dla mnie taki straszny i stał się w pewnym rodzaju piękny. Chociaż znacznie piękniej wygląda, gdy topi się w nim słońce. Wtedy woda staje się paletą kolorów, tak samo jak niebo, które jeszcze wcześniej było złote – stwierdził i nakierował wzrok dokładnie na moje oczy. Wtedy mój oddech zamarł, podobnie jak serce. –  Tego nie da się opisać, tak jak niektórych rzeczy, które lepiej doświadczyć na własnej skórze.  
Przez chwile nie robiłem nic, tylko słuchałem jego głosu i wpatrywałem się w ciemne jak ten ocean oczy. Były zmrużone, ale skupione na jednym punkcie. I właśnie czułem to, co opisywał Sehun, choć wiem, że nie powinienem.
– Oddychaj, Luhan – powiedział, pochylając się nade mną. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej, a ten specyficzny uśmiech nadal przyozdabiał jego usta. Dopiero wtedy zorientowałem się, że moja klatka piersiowa rusza się tylko za sprawą zbyt mocnego bicia serca, a ja się duszę, desperacko potrzebując tlenu.
– Przepraszam – odparłem po chwili, gdy doszedłem do siebie. Odsunąłem się nie co od niego i zacisnąłem dłonie na laptopie. – Chyba naprawdę potrzebuję przerwy w pracy.
Sehun kiwnął głową i wstał.
– Prześpij się lepiej. Została jeszcze połowa drogi, a w pierwszy dzień nie będziemy mieli dużo czasu na odpoczynek. Ktoś cię obudzi, jak będziemy dolatywali – obiecał i odszedł, pozostawiając mnie z uczuciami plątającymi się w moim sercu i myślami, których nie potrafiłem ogarnąć.
I miałem wrażenie, że on doskonale o tym wie.



|CINL|

m u s i c




Fashion Week zaczął się z rozmachem. Dookoła siebie widziałem światła Nowego Jorku, znanych projektantów, najwyższej klasy modelów i gwiazdy, które były właściwie wszędzie. Każdy przy mnie wydawał się niesamowicie ważny, bardziej doświadczony i mniej speszony. Przez cały pokaz trzymałem się Sehuna, prawie nie spuszczałem z niego wzroku, co dla innych to musiało wydawać się dość zabawne. Ale nie zamierzałem przestać, ponieważ będąc w jego pobliżu czułem się bezpieczniej, ponieważ to już nie był Seul, mój dom, a Nowy Jork, jedno z największych miast świata, w którym teraz byłem, czując się jak nic nieznacząca mrówka pośród modowych gigantów.
Po zakończonym pokazie Sehun razem z Kirsem Wu, który wraz z żoną - Wu Jinah pojawił się w Nowym Jorku, oraz z ZiTao, Kim Jonginem, również pracującym dla Vogue Korea, jego narzeczoną Jung Krystal - modelką, i mną udał się do jednej z tych eleganckich restauracji, które zawsze mi się z nim kojarzyły. Dookoła nas nie było wiele stolików, reszta znajdowała się pewnie za oddzielającymi pomieszczenia specjalnymi ścianami, ale mimo to nie byliśmy sami. Nie lubiłem takich wnętrz, ale ta równie jak mała restauracja w Seulu, którą wybrał kiedyś Jaehyun była dosyć przytulna, nawet jeśli otaczały mnie kawowe ściany, wielkie okna z widokiem na przykryte nocą miasto i kosztowne żyrandole, których kryształy mieniły się w pociągłych lustrach, w których odbijałem się i ja.
Siedziałem prosto na niewygodnym krześle, patrząc po kolei na każdego z zaproszonych. Kris Wu zawsze był dość surowy, miałem z nim kontakt kilkukrotnie, kiedy musiałem ustalić parę ważnych rzeczy dotyczących pokazu, ale poza pracą zdał się być całkiem inny, zwłaszcza przy swojej pięknej, długonogiej żonie. Jinah z łatwością mogłaby wziąć udział w wyborach na Miss Korei i bez przeszkód by je wygrała. Miała cudowny uśmiech, duże oczy, zgrabną sylwetkę i długie, falowane blond włosy, który ładnie spięte, opadały na jej odkryte ramiona. Nie odzywała się zbyt dużo, ale przez cały czas towarzyszyła swojemu mężowi, który z przyjemnością ją adorował. Obok znajdował się Zitao razem z Jonginem, którzy pomiędzy sobą wymieniali się komentarzami dotyczącymi zapewne pokazu, który dobiegł końca dwie godziny wcześniej. Krystal również się nie nudziła, włączała się do rozmowy, czasami ukradkiem spoglądając w wielkie lustra, by upewnić się, że wygląda olśniewająco jak zwykle. Swoje brązowe włosy upięte miała w wysokiego koka, który odsłaniał długie, szafirowe kolczyki idealnie pasujące do schludnej, ale wieczorowej sukienki, a czerwone usta ciągle wykrzywiała w uśmiechu. Jednak największą uwagę jak zwykle przykuwał człowiek, który siedział naprzeciwko mnie. Idealnie ułożone blond włosy, czarny garnitur i ten uśmiech. To on dla mnie wyróżniał się najbardziej, choć dla innych z łatwością mógłby zniknąć w tłumie.
– Irene nie chciała przyjechać? – zapytał zdziwiony Wu, odkładając kieliszek wina. To był ten moment po skończonej kolacji, kiedy miał niebawem pojawić się równie dziwny deser. Czułem, że mimo wszystko wyjdę z tej restauracji głodny. – Dobrze wiem, jak uwielbia pokazy. Byłaby tu w siódmym niebie – stwierdził i uśmiechnął się, przez chwilę spoglądając na Jinah.
– Nie mogła przyjechać – odparł – coś ją zatrzymało.
– To wielka szkoda – powiedział, a ja w głowie zaprzeczyłem. Byłem okropny, ale cieszyłem się, że nie ma z nami tej kobiety. Mimo wszystko nadal mnie denerwowała. Żałowałem tylko, że nie było Jaehyuna. Wiedziałem, że to nie miejsce dla niego, poza tym mały miał przedszkole, ale naprawdę czasem brakowało mi tego urwisa. – W ogóle, pomyślałem, jeżeli byłaby chętna – zaczął powoli Kris, patrząc na Sehuna – że może spróbować w mojej agencji. Na moje oko nadawałaby się idealnie na modelkę.
Sehun uśmiechnął się i kiwnął głową, biorąc łyk wina.
– Gdy wrócimy, możesz z nią to przedyskutować – stwierdził po chwili, odkładając lampkę wina na stolik. – Myślę, że będzie zainteresowana propozycją. Już dawno chciała się wyrwać z domu, a nie miała okazji, poza tym nie chciała pracować w naszej firmie – skomentował. – Nawet lepiej, jeśli spróbuje u ciebie. Będzie miała większe możliwości, których ja nie zapewnię jej u siebie.
Wtedy Kris się zaśmiał i zgodził się z Sehunem, który jedynie uśmiechnął się półgębkiem, westchnąwszy z ulgą, jakby cieszył się, że temat Irene dobiegł końca. Być może było to jedynie moje wrażenie, a tak naprawdę za nią tęsknił. Niczego nie mogłem być pewien, zwłaszcza w takich sprawach. Nie powinienem w ogóle przysłuchiwać się tej rozmowie, nie powinno mnie tu być.
– Luhan. – Gdy usłyszałem swoje imię, prawie spadłem z krzesła. Dlatego już dawno chciałem opuścić to miejsce. – To niespodzianka, że również zjawiłeś się na Fashion Week. Szczerze powiedziawszy bardziej obstawiałem, że będzie to Irene, nie sekretarka – zażartował Kris. – Irene nie jest zazdrosna? Jinah pewnie dawno miała już te swoje podejrzenia – zaśmiał się i pocałował ukochaną w policzek. Ona jedynie delikatnie się uśmiechnęła.
– Nie ma powodu – odpowiedział krótko, dosyć chłodno. Coś w jego tonie było innego.
– Daj spokój, Sehun – odezwał się Tao – wszyscy wiemy, że wcale nie jesteś takim przykładnym mężem, jak wszyscy myślą – stwierdził.
– Co nie znaczy, że rzucam się na każdą osobę, którą spotkam – skomentował i zmrużył oczy, a mną zmroziło. Nie lubiłem tego jego tonu, zawsze taki miał, gdy był zły. Coraz bardziej chciałem, by ta kolacja się skończyła, ponieważ temat, który powoli skierowywał się na mnie był niebezpieczny. Nawet jeśli nikt z zebranych nie miał pojęcia o uczuciach, jakimi darzyłem Oh Sehuna, to lepiej było, by tak pozostało, już na zawsze.
– Ale masz słabość do słodkich buziek – wtrącił Jongin, spoglądając ukradkiem na mnie, a ja oblałem się rumieńcem.
– Nie tylko ja jeden.
– Dlatego wybrałem Krystal – zaśmiał się Kim i pocałował Jung prosto w usta.
Wiedziałem, że Sehun nie był zadowolony z rozmowy. Swoje prywatne sprawy zawsze wolał zostawiać dla siebie i rozwiązywać problemy, które dręczyły go samotnie. Teraz był w Nowym Jorku, właściwie to w wyjeździe dotyczącym swojej pracy i nie był nijak powiązany z jego rodziną. Widziałem jego wzrok, to, jak miał tego wszystkiego dość. Jego wyraz twarzy mówił, że potrzebuje odpoczynku, porozmawiania o czymś innym, być może o biznesie i zarabianiu pieniędzy, w czym był mistrzem. Chciał uciec od tej rozmowy tak jak i ja. Dlatego też przestałem się czuć tak bardzo w tym wszystkim samotny.
Chwilę potem ten temat ucichł, wraz z momentem, gdy podano nam deser. Nie byłem wielkim fanem słodkości, zwłaszcza tak wyrafinowanych, jakie podano nam wtedy, ale postanowiłem zatkać sobie tym buzie i siedzieć cicho. Nieodzywanie wychodziło mi niesamowicie dobrze, co być może było efektem tego, że Sehun siedział niedaleko. Zawsze, gdy był w pobliżu, brakowało mi słów. Nie wiedziałem co powiedzieć, ponieważ to wszystko mieszało się w mojej głowie. Na dłuższą metę było to niesamowicie męczące.
Ale jeszcze gorszym było znajdowanie się od niego daleko. 



|CINL|




Fashion Week minął szybko. Dopiero co widziałem Nowy Jork z lotu ptaka, znajdując się wysoko w niebie, oczekując na lądowanie i pierwszy pokaz, a już miałem to wszystko za sobą, mając świadomość, że jutrzejszego wieczoru wyruszę w drogę powrotną do Seulu. Mimo to, całe to przedsięwzięcie nie mogło zakończyć się tak łatwo. Zamykało je after party, które zostało zorganizowane w wielkiej sali bankietowej w hotelu The Westin, w którym się zatrzymaliśmy. Pojawiło się tam wiele tych gwiazd, których nieraz spotykałem na pokazach. Wszyscy ubrani wieczorowo, suknie i garnitury od znakomitych projektantów, bajeczne fryzury i nieprzesadzone, ale starannie wykonane makijaże... to mnie otaczało, to było tym, co miałem zapamiętać do końca swojego życia, ale mimo że zawsze pragnąłem doświadczyć czegoś podobnego, wcale nie czułem się dobrze. Było mi duszno, a w głowie kręciło mi się tak bardzo, jakbym dopiero co zszedł z wielkiej, szybko kręcącej karuzeli. Mogłem iść do swojego pokoju, ale wiedziałem, że gdy zamknę oczy i zasnę, to wszystko szybko się skończy, a ja będę żałował, że nie dotrwałem do końca.
Wziąłem głębszy wdech, rozglądając się dookoła. Właściwie jeśli miałem być szczery, byłem zupełnie sam. Sehun gdzieś zniknął jakieś pół godziny temu, podobnie jak Zitao. Widziałem jedynie Jongina i Krystal, którzy rozmawiali z Krisem Wu i jego żoną. Ja natomiast stałem jak ostatnia ofiara na środku Sali, zaciskając w ręce kieliszek szampana. Wypiłem już go dosyć sporo, ale nadal wiedziałem co się ze mną dzieje i co robię. Nie byłem bardzo pijany, byłem może tylko trochę bardziej rozmowny i odważny.
Mimo wszystko wiedziałem, że nie wytrzymam zbyt długo w tej duchocie, która panowała w środku. Odpiąłem nawet dwa guziki białej koszuli, ale to nic nie dało.
– Przepraszam – mruknąłem, kierując się w stronę drzwi balkonowych.
Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem, że na balkonie nie byłem sam. Stał tam jeszcze ktoś, jakiś mężczyzna, który schylony, spoglądał w dół. Na zewnątrz było dosyć chłodno mimo ciepłej pory roku, przez co wsunąłem dłonie do kieszeni marynarki  i ruszyłem w stronę barierek. Z dołu słyszalny był hałas uliczny, silniki przejeżdżających samochodów, reklamy, głosy zmieszane ze świstem wiatru. To on krótką chwilę później zniszczył moją fryzurę, roztrzepując kosmyki na każdą możliwą stronę. Przeczesałem je dłonią i również podszedłem do barierki, by oprzeć się o nią i zaczerpnąć powietrza.
 – Luhan. – Usłyszałem swoje imię. Spojrzałem w tamtą stronę.
– Pan Oh – szepnąłem.
– Mów mi Sehun – powiedział i wyprostował się nieco. – Gdy mówisz mi na Pan, brzmi to strasznie sztucznie – stwierdził, a ja zacisnąłem usta.
– Przepraszam – odparłem – ale nie powinienem...
– Nawet jeśli cię o to proszę? – zapytał, a ja milczałem. Wziął to za odpowiedź, a cała ta sytuacja była dla mnie niezręczna. Kolejnego dnia i tak wrócimy do Korei, a ja znów przestawię się na ten stary tryb i ponownie będę zwracał się do niego inaczej. Jeden wieczór nic nie zmieniał. – Też czułeś się tam tak okropnie?
– Tak – powiedziałem – w środku nie mogłem oddychać – dodałem i uśmiechnąłem się blado, podążając za wzrokiem Sehuna, który wpatrywał się w obraz malujący przed nami. Widziałem niebo pozbawione gwiazd, ale zastępowały je światła wieżowców, które pięły się wysoko nad naszymi głowami. Mimo wszystko było magicznie, zwłaszcza dzięki tej osobie, która dotrzymywała mi towarzystwa. – A pan... – zamilknąłem, uświadamiając sobie, że popełniłem błąd. Przyzwyczajenie. – Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. Mogę wrócić po szklankę wody...
– Nie, w porządku – szepnął i zamilkł. Przez chwile pomiędzy nami panowała cisza, nie odzywał się nikt, ale mimo wszystko nie było to nic niezręcznego. Wiedziałem, że Sehuna coś gryzie i musi się zebrać w sobie, by to powiedzieć. Nie musiał tłumaczyć się mnie. – Mógłbym powiedzieć, że jest świetnie – prychnął i spojrzał na mnie, taksując moje ciało swoim wzrokiem. – Rozstaję się z Irene. Myślałem, że potrwa to dłużej, ale przyjęła to ze spokojem.
– Co? – dopytałem w zaskoczeniu.
– Przez ostatni czas stało się naprawdę wiele, mimo że nikt inny poza mną nie potrafił tego zauważyć – zaczął i obrócił się, opierając plecami o barierkę. Swoje ręce przeplótł na piersi i swój wzrok zatrzymał na mnie. – Trudno to wytłumaczyć, bo nikt inny nie potrafi zrozumieć.
– Może ja będę potrafił – zaproponowałem i zbliżyłem się do niego o kilka kroków. Sehun  oblizał wargi i uśmiechnął się, kręcąc głową.
– Moich uczuć i myśli nie da się zrozumieć – stwierdził – ale to wszystko przez ciebie, Luhan. Jeszcze rok temu, kiedy nie wiedziałem o twoim istnieniu, myślałem, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałem piękną żonę, wielką firmę, tyle pieniędzy, że mógłbym kupić jakiś kraj i najcudowniejszego syna na świecie, myślałem wtedy, że jestem szczęśliwy, ale nie rozumiałem pojęcia tego słowa. Chyba nadal nie rozumiem – opowiedział i podszedł do mnie bliżej. Czułem jego mocne perfumy i dłoń, która zacisnęła się na moim ramieniu.
– Ale... ja nic nie zrobiłem – odpowiedziałem zniżonym tonem głosu, wpatrując się w jego ciemne oczy. Wtedy ponownie się uśmiechnął.
– Mylisz się, Lu – szepnął – ponieważ kiedy cię zobaczyłem, zrozumiałem, że jest coś, czego nie mam. Coś, co sprawia, że staję się szalony, a moje serce jest gotowe, by wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. I najśmieszniejsze jest to, że nie potrafiłem tego w żaden sposób powstrzymać. Dzień po dniu to wszystko stawało się jeszcze bardziej szalone, a ja zrozumiałem, że Irene nie da mi tego, co możesz dać mi ty.
Przełknąłem ślinę, czując, jak i moje serce bije szybciej niż zazwyczaj. Moje dłonie trzęsły się podobnie jak reszta ciała, natomiast oddech zamarł, wraz z wszystkimi myślami. Potrafiłem jedynie wpatrywać się w twarz Sehuna, która znajdowała się kilka centymetrów od mojej. Jego oddech uderzał w moje policzki, a oczy cały czas śledziły moje ruchy, ale wbrew wszystkiemu, nie czułem się skrępowany.
– Masz marzenia, Lu? – zapytał, a ja kiwnąłem głową.
– W tej chwili mam jedno.
– Jakie?
– Będę szalony, jeśli powiem, że w tej chwili nie marzę o niczym innym, tylko o tym, by cię pocałować?
Nie takiej reakcji się spodziewałem, ponieważ nie wyśmiał mnie, nie odwrócił się i nie wyszedł, ani nie zezłościł, a w zamian tego lekko uśmiechnął, usadawiając swoją drugą rękę na moim lewym ramieniu.
– Więc to zrób. Jeśli nie, ja pocałuję ciebie.
– Ja... – Nie pozwolił mi dokończyć.
Nim cokolwiek powiedziałem, jego usta złączyły się w pocałunku z moimi. Nie było w tym niczego delikatnego, raczej pasja i namiętność, której od zawsze potrzebowałem. Moje wargi łączyły się z jego w szalonym tempie, oddając wszelkie uczucia, które w tamtej chwili odczuwałem. Jego dłonie przyciągnęły mnie jeszcze bliżej do siebie, a usta pogłębiły pocałunek.
– Mieliśmy takie samo marzenie – szepnął w moje usta. – Czy w takim razie będę szalony, gdy powiem, że chcę pójść o krok dalej?
W odpowiedzi ponownie go pocałowałem.



|CINL|


  
Światła wszystkich wieżowców Nowego Jorku mieniły się na drogiej podłodze apartamentu znajdującego się na najwyższym piętrze hotelu, ale hałasu z zewnątrz nie było słychać, jedynie nasze przyspieszone, ciężkie oddechy i kołatanie serca, które w mojej piersi biło szybciej niż zazwyczaj. Moje dłonie drżały, a oczy przymykały się w zawstydzeniu, ale mimo wszystko nie chciałem, by ta chwila się kończyła. Była jak sen, tak bardzo odległa, ale mimo wszystko realna, bardziej niż marzenia czy cele, które sobie wyznaczyłem. Chłonąłem ją powoli, mimo iż przemijała szybko. Czas nie stawał, biegł, zabierając mi dotyk Sehuna, który był na całym ciele. Jego duże ręce badały przez materiał koszuli moje plecy, potem zjechały niżej, by szczupłe palce wreszcie mogły zacisnąć się na moich pośladkach.
Nie miałem kiedy nawet westchnąć. Jego pocałunki były brutalne, a wargi nawet na moment nie odrywały się od moich. Brakowało mi tchu, ale odsunięcie się od jego ust zabrałoby kilka cennych sekund, których już nigdy nie mógłbym nadrobić. Dlatego zamykałem oczy i wpijałem się w wargi Sehuna mocniej, unosząc dłonie na wysokość jego torsu, by w końcu zacisnąć dłonie na jego czarnej koszuli. Zmięła się w tamtym miejscu, pozostawiając nietrwały ślad, który rankiem przypomni o każdym dotyku, który tak chętnie chłonąłem tamtego wieczoru. I przestawałem myśleć o konsekwencjach, nawet jeśli miały całkowicie mnie pogrążyć. Liczyła się ta chwila.
Moje nogi splątały się, gdy Sehun ruszył do przodu, niemal siłą popychając mnie w stronę łóżka, ale mimo to nie pozwolił mi upaść. Zacisnął mocno ręce na moich biodrach, nie przerywając pocałunku, który stał się jeszcze bardziej mokry i namiętny. Potem swoje dłonie uniósł tak, by szybkim ruchem rozerwać moją koszulę, nie chciał rozpinać guzików po kolei, jak robiłem to ja. Ale za każdym razem, kiedy odpiąłem pojedynczy guzik, moje palce dotykały jego rozgrzanej, gorącej skóry na klatce piersiowej, która unosiła się wraz z każdym kolejnym oddechem zaczerpniętym w pośpiechu.
Nie protestowałem, gdy ściągnął ze mnie koszulę i odpiął pasek, ale moje serce zabiło mocniej.
– Nie denerwuj się – wyszeptał wprost do mojego ucha, zahaczając językiem o jego płatek. Czuł drżenie mojego ciała, być może rozkoszował się nim, a być może tylko go to bawiło, ale nie potrafiłem się uspokoić. Czułem, jakby każda cząstka mnie miała w tamtej chwili dokładnie eksplodować, ale sam nie wiedziałem czy z zawstydzenia, czy może raczej z podniecenia, które zacząłem odczuwać coraz bardziej intensywniej. Zabrnąłem do tego miejsca, skąd już nie potrafiłem zawrócić, mogłem jedynie brnąć w to wszystko dalej. Nikt jednak nie powiedział, że tego nie chciałem.
Chwilę potem złapał moją szczękę w swoją dłoń i nakierował mój wzrok na jego twarz. Jego oczy świeciły, a usta były wilgotne od mojej śliny, ale mimo to wyglądał jeszcze bardziej perfekcyjnie niż zawsze. Wydawał się cholernym, nieosiągalnym ideałem, który nie może istnieć naprawdę. Zero blizn, mocno zarysowana szczęka i figlarny uśmiech perfekcjonisty, który następnego dnia prawdopodobnie odtworzę w swojej głowie jeszcze miliony razy.
– Wiesz, że nie możesz teraz się wycofać? – zapytał niskim tonem głosu, przejeżdżając kciukiem po moich ustach.
– Nikt nie powiedział, że chcę to zrobić – odparłem i oddałem uśmiech, który zabłądził również gdzieś i na moich wargach. Prawdopodobnie były spierzchnięte od całowania i gryzienia, musiałem też wyglądać żałośnie półnagi z rozczochranymi włosami, w których wcześniej Sehun trzymał dłonie, ale wyglądał, jakby wcale mu to nie przeszkadzało. Jakby było to najnormalniejszą rzeczą na całym świecie.
I znów mnie pocałował, po raz kolejny gwałtownie, ale myślę, że przyzwyczaiłem się do tego. To był pewien schemat, do którego musiałem się dopasować. Powinienem naśladować wtedy jego ruchy warg, ocierać swoim językiem o jego i cicho wzdychać mu w usta, gdy jego ręce rozpinały moje spodnie, specjalnie ocierając się o moje przyrodzenie. Starałem się uspokoić moje ciało, nie trząść się tak mocno i nie mdleć. Po prostu przylegałem mocno do Sehuna, zsuwając z jego ramion koszulę, którą odpiąłem do końca. Czarny materiał spadł na ziemię, ukazując idealne ciało, do którego wcześniej moje oczy nie miały dostępu. Jego ramiona były szerokie, lekko umięśnione, tak jak płaski, wyrobiony brzuch ze ścieżką włosów, która biegła za czarne bokserki od Calvina Klein’a.
– Ty też nie możesz tego zrobić – powiedziałem cicho, oddychając głośno. Przelotnie zerkałem na jego ciało, sunąc prawą dłonią od szyi po ramię. Jego skóra w dotyku była przyjemna, ciepła, nie tak delikatna jak myślałem, ale równocześnie nie szorstka. – Też nie możesz się wycofać – wyjaśniłem i przymknąłem oczy, zbliżając swoje usta do jego torsu. Pocałowałem go tam, by po chwili ucałować jeszcze szyję i się uśmiechnąć, słysząc tak bardzo oczekiwane słowa.
– Nawet jeśli protestowałbyś, nie wyszedłbym stąd – szepnął, a jego ciepły oddech owiał moją twarz.
Chwilę potem poczułem, jak upadam. Moje nagie plecy zderzyły się z aksamitną, czarną pościelą, w której niemal utonąłem. Nim jednak zdążyłem nawet na kilka centymetrów unieść się ku górze, zauważyłem Sehuna, który opadł kolanami pośrodku moich rozchylonych ud. Nachylił się nade mną gwałtownie i złączył nasze wargi, niemal zszarpując ze mnie spodnie. Jego paznokcie nieco drażniły moje uda, które w kontakcie z zimnym powietrzem stały się wrażliwsze na dotyk. Jęknąłem, nie kontrolując tego, co robię. Szczerze powiedziawszy, już dawno straciłem kontrolę nad własnym umysłem i ciałem, tak łatwo oddałem ją człowiekowi, który był dla mnie tym odległym marzeniem, nieosiągalnym pragnieniem, którego przecież nie mogłem zdobyć. A jednak się udało i nawet jeśli potem będę miał złamane serce, nie dbałem o to późniejsze dobro, a o przyjemność, która została dana mi w tej jednej chwili.
Moje bokserki zniknęły wraz ze spodniami, tak samo jak godność, która przestała się liczyć. Uniosłem głowę do kolejnego pocałunku, który Sehun ofiarował mi sekundę później, niemal od razu wpychając swój język pomiędzy moje wargi. Moje dłonie w pośpiechu odpinały jego spodnie, gdy starałem się całkowicie skupić na pocałunku, jakim mnie obdarowywał. Pomógł mi zsunąć materiał wraz z bielizną z jego nóg, by po chwili podobnie jak ja, ponownie pozostać bez całkowitego odzienia, skąpany w mroku. Okrywała nas tylko hotelowa pościel, która przez dosyć śliską fakturę momentami zsuwała się z naszych ciał. Jednak z każdą sekundą te stawały się coraz bardziej mokre i gorące, tak samo jak powietrze, którym niemal zacząłem się dusić.
– Oddychaj, Luhan – powiedział wprost do moich ust, nim naznaczył je kolejnymi pocałunkami. Przestałem liczyć, ile razy już to zrobił, zgubiłem się w momencie, gdy wyszliśmy z balkonu i wsiedliśmy do windy. – Spokojniej – dodał, zjeżdżając idealnie wykrojonymi ustami na zarys mojej szczęki, potem na szyję, po której przejechał językiem, zostawiając długi, mokry ślad. W międzyczasie jego dłonie rozsunęły szerzej moje nogi, a jego duża męskość wraz z ruchem jego ręki przejechała po moich odkrytych pośladkach. Westchnąłem cicho, wsuwając dłoń w jego nadal idealnie ułożone włosy. Były miękkie, mimo że rozjaśniał je odkąd tylko pamiętałem. Chwilę potem swoje przyrodzenie nakierował na moje wejście, w które wszedł najpierw powoli, a gdy główka jego penisa weszła cała, pchnął do końca, wydobywając z mojego gardła mocny krzyk. Wraz z tym zacisnąłem kurczowo palce jednej dłoni na kosmykach jego włosów, natomiast drugiej na pościeli. Zabrakło mi oddechu.
– Boli – szepnąłem, oddychając głęboko. Czułem, jak po moich policzkach spływają łzy, ale Sehun starł je szybko swoimi ustami, by na końcu znów pocałować moje.
– Zamknij oczy – rozkazał, co szybko uczyniłem – i postaraj się po prostu czuć. Czuć to, co nadejdzie zaraz – polecił, a ja kiwnąłem głową, oplatając jego biodra swoimi nieco trzęsącymi się z nadmiaru emocji nogami. I wtedy to właśnie się stało, poruszył się, najpierw sprawiając mi ponowny ból, nawet jeśli chciał być ostrożny i zaoszczędzić mi tego. Po raz kolejny spadło kilka łez, które wsiąknęło w pościel. Kolejne pchnięcia były podobne, jego biodra poruszały się szybko, dosyć drapieżnie, a ja miałem wrażenie, że jego męskość rozrywa mnie od środka. Poprzez ten wir, który nagle wybuchł w mojej głowie, słyszałem ciche pomruki zadowolenia Sehuna, który już powoli znajdował swoją rozkosz, ja swojej nie potrafiłem, choć przysięgam, że mógłbym zadowolić się jego samym dotykiem i pocałunkami, które wznowił.
Wchodził we mnie głęboko i sprawiał, że krzyczałem. Nieważne, że bolało, to uczucie dyskomfortu w końcu zniknęło i pojawiło się nowe, całkiem przyjemne, które potem wypełniło cały mój brzuch. Pragnąłem, by stało się intensywniejsze, bardziej namacalne i realne.
– Achh-h! – wyjęczałem głośno, gdy główka jego penisa trafiła prosto w moją prostatę. Wtedy zacisnąłem łydki mocniej na pasie Sehuna, niemal dociskając się do jego przyrodzenia i żądając o więcej. Swoimi ruchami i mową ciała wręcz o to błagałem, w bezsłowny sposób pokazywałem mu, jak cholernie bardzo go potrzebuję. Wiedziałem, że mnie rozumiał, ponieważ przyśpieszył, wsuwając się we mnie aż po samą nasadę swojej męskości. Czułem jak jego jądra złączają się z moimi pośladkami, a jego dłonie odnajdują moje, by w końcu spleść nasze palce razem, nie przerywając ani na moment tej przyjemności, która wreszcie stała dostępna dla nas obu.
Pamiętam, że mocno zacisnąłem swoje palce na jego dłoniach, kiedy czułem, że jestem bliski spełnienia. Praktycznie trzymałem się na krawędzi, balansując pomiędzy rozkoszą a świadomością, którą w jednej chwili traciłem. Zaślepiała mnie przyjemność, ponieważ mój mózg skupiał się tylko na odczuwaniu wszystkich bodźców dawanych z zewnątrz.
Czułem, kiedy zbliżał się koniec. Wtedy zacisnąłem mocniej nogi i jęknąłem głośniej poprzez ten nierówny oddech, który ciężej było mi zaczerpnąć. Wygiąłem plecy w łuk, dochodząc z imieniem Sehuna na ustach na jego i swój brzuch. Wraz z tym zacisnąłem się wokół jego męskości, co utrudniło jego ostatnie pchnięcia, ale podkurczył nogi i wepchnął mocniej, osiągając swoje własne spełnienie. Czułem jego oddech na mokrej od potu szyi i spermę, która wciąż we mnie była. To był ten moment, kiedy staraliśmy ustabilizować bicie swoich serc i wyrównać oddechy, jeszcze raz przelotnie się całując.
Sehun zsunął dłoń z mojej na  biodro i pocałował zagłębienie mojej szyi.
– Jesteś piękny, Lu – wyszeptał, a ja zrozumiałem, że nie śnię, że to wszystko stało się naprawdę.
– A ty tak bardzo nierealny.
Wtedy uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie mocno, pozwalając, bym został w tych ramionach do następnego ranka.



|CINL|

m u s i c



Ten ranek był całkiem inny niż wszystkie inne, które wcześniej przeżyłem. Zawsze budziłem się w pustym łóżku w moim mieszkaniu, w którym również nie było nikogo. Zakopywałem się wtedy w zimną pościel i obserwowałem Seul, który powoli budził się ze snu. Leżałem ze świadomością, że czeka mnie masa pracy, ale po tym wstawałem i automatycznie wręcz wszystko wykonywałem. Ten poranek jednak się różnił od tego schematu, który utworzyłem żyjąc w Korei. Teraz leżałem na wielkim łóżku, wśród ciemnej, ciepłej pościeli, z głową położoną na czyjejś klatce piersiowej. Przez moment myślałem, że to sen. Nie chciałem się wybudzać, bałem się, że gdy otworzę oczy, to wszystko okaże się niczym. Wielką pustką. Ale gdy przesunąłem rękę do góry, poczułem rozgrzaną skórę i wiedziałem, że mój dotyk mnie nie oszukuje.
Gdy otworzyłem oczy, pierwszym, co zobaczyłem była jasność. Przez wielkie okna wpadały pierwsze promyki słońca oświetlając nasze, wtulone w siebie sylwetki.
– Wstałeś – powiedział cicho Sehun, gdy uniosłem głowę do góry. Mimo że przez chwilę czułem się, jakbym dryfował w niebie, to zarazem chciałem uciec. Schować się przed jego wzrokiem i ukryć przed problemami, ale zostałem, wtulając się w niego mocniej. Czułem nierówne bicie jego serca, które sprawiało, że się uśmiechałem.
– Sehun – szepnąłem, zaciskając palce w pięść. Denerwowałem się. – To, co wydarzyło się w nocy... nie żałujesz? – zapytałem i spojrzałem na niego w oczekiwaniu.
Mężczyzna uśmiechnął się i przewrócił mnie na plecy, przygwożdżając do łóżka. W swoje dłonie złapał moje ręce i nachylił się nade mną, zbliżając swoją twarz do mojej.
– Nigdy nie będę tego żałował – odparł i pochylił się bardziej, by pocałować moje usta. – Posłuchaj, Lu – zaczął, nie zmieniając pozycji. – Jesteś tym, co chcę mieć, czego pragnę całym sobą i wiem, że nie mogłem lepiej trafić, ponieważ jesteś cudowny – szepnął, a ja czułem, że moje policzki oblał rumieniec. – Jaehyun cię uwielbia, ja szaleję na twoim punkcie... Potrzebuję cię, Luhan. Nie jako sekretarkę czy kogoś na jedną noc. Potrzebuję cię w swoim życiu.
– Więc w nim zostanę – szepnąłem, a Sehun uśmiechnął się.
– I tak nie pozwoliłbym ci odejść – skomentował, a ja zaśmiałem się.
Uciszył mnie dopiero jego słodki pocałunek.



|CINL|




Pomysł ff zaczerpnięty z promptsu, jedynie trochę zmieniony, ponieważ mimo wszystko chciałam, by Sehun miał żonę. Napisałam, bo chciałam coś dodać ze względu, że dawno nic nie pojawiło się na tym blogu, a jestem dopiero w trakcie pisania Let's talk about love i Devil may cry. Mimo wszystko mam ochotę napisać jakiś one shot z wolf!au. Co o tym myślicie, chcielibyście poczytać coś o wilkach i starych, średniowiecznych czasach? :3



xoxo buziaki <3




8 komentarzy:

  1. Jezu, kocham cię za tego shota ;_; Kocham całą twoją twórczość i dosłownie piszczałam, kiedy zobaczyłam powiadomienie o tym oneshocie XD I smuuuttt! Lubię smuty, a ten był zajebiście zajebisty. Cały oneshot był tak jakiś... kurde! Nawet nie mogę tego określić. Hunhany twojego autorsta mogę czytać w kółko, bo są perfekcyjne :3 No po prostu c u d o! Chciałabym pisać jak ty ;__; I wolf!au asdfghjkl chce, pragnę :3 Zresztą, wszystko co piszesz wydaje się perfekcyjne. Shot cudny, naprawdę. Moje feelsy przeżywają to naprawedę mocno, a ja nawet nie shippuje hunhana... Ale dobra, fangir made on, co się dziwić :3 Czekam na inne twoje twory. Weny i zdrowia. Pozdrawiam mocno! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy kiedykolwiek u Ciebie komentowałam (może pod inną nazwą użytkownika się zdarzyło?), więc tym razem coś napiszę - a przynajmniej się postaram, nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy...
    Urocze, serio, nie mogę przestać się zachwycać. Czytało się przyjemnie, gładko i bez problemów, idealne na ciche wieczory z gorącą herbatą w ręku, rozpływam się. Ogółem Twój styl jest niesamowity, z niezwykłą łatwością tworzysz cudowne opisy, które mogłabym zacząć wypisywać na ścianie sypialni, gdybym tylko potrafiła ładnie pisać... Czasami po przeczytaniu jakiegoś wyjątkowo świetnego akapitu, zdania czy nawet słowa siedzę i wpatruję się w ekran jak zaczarowana, nie do opisania, co potrafisz zrobić z człowiekiem, naprawdę.
    Co do oneshota - krótki, treściwy, nie ma niepotrzebnych opisów, nawet powiedziałabym, że dodanie czegokolwiek mogłoby zepsuć całą jego magię. Szczególnie chwyciły mnie za serce dialogi Sehuna i Luhana, a ich pocałunek na balkonie i to rozmawianie o marzeniach było niesamowite. Sprawiasz, że prosta i nieskomplikowana fabuła opowiadania wciąga bardziej niż wydawane teraz książki. Zachwycam się dosłownie każdym Twoim opowiadaniem, w każdym jest coś wartościowego, co zapada na długo w pamięć. Czasami jedno Twoje zdanie lub krótka metafora potrafią mi chodzić po głowie cały tydzień i nie mam ich dosyć.
    Życzę weny i czekam na więcej~ z chęcią oczywiście przeczytam oneshot z wolf, śmiało pisz ^^;;

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg, ok. Powiem to całkiem szczerze, ale od tego smuta Gomili z HunHanem (pewnie pamiętasz xD) to nie czytałam dobrego polskiego ff, bo ich po prostu nie było. Nic nie sprawiło, że krzyczałam, czy piszczałam z feelsów. Aż tu nagle takie bum! Uszati i smut z HunHanem. Do tego fabuła, która chyba jest moją ulubioną aktualnie, bo ten Sehun... :>>>>>>>>>>>
    Nawet nie masz pojęcia jak świetne jest to ff, jak przyjemnie się je czytało. Fabuła - genialna, bo CEO Sehun to mój bóg. Ale to już wiesz. Luhan jako sekretarka, to mój typ :> Serio, fajny chłopak z niego tutaj, bo wydaje się miły, pracowity i konsekwentny. Ale stracił głowę przez Oh Sehuna, ale to mu wybaczam. Ale Sehun tu to taki czerswty chleb, cholercia. No bo, skoro od SAMEGO POCZĄTKU coś czuł do Lu i go pragnął to kuźwa mógł te swoje super dupsko ruszyć! A nie milczał jak ogórek w słoiku. Pieprzony burak z niego ;-; Znaczy xD To raczej on pieprzy, ale idk. Własnie, smut był genialny i krzyczałam. Ja Ci tak zazdroszczę tego talentu :c Ale dobra. Zagalopowałam się. Dziecko pomidora Sehuna - mały pomidor - ma coś do Luhana. I jak sądzę marzy mu się taka rodzinka pomidorów z LuLu Mamą Pomidor i Sehunem Tatą Pomidor xD Nie mam nic przeciwko, o ile za szybko się nie popsują, bo potem nie będzie można ich zjeść.
    A Luhan w sumie ciota, takie żelazko na wodę, bo, kurde, mógł mu powiedzieć co czuje, ale nie, bo Luhan żelazko wie najlepiej. Fajnie, że Sehun nie zabrał Irene Świnki Peppy do Nowego Jorku xD Ogólnie cieszę się, że się rozstała z czerstwym chlebem Sehunem. Nie pasowali do siebie. No proszę Cię... Świnka Peppa i chleb? ;-; Świnka Peppa je tylko zdrowe warzywka xD Ale ok, wszytsko zmierzało w dobrym kierunku. Balkon, pocałunek, łóżko. Pomidor z pomidorem zawsze spoko (y) Ale to było sweet. Takie uisgk *^* I poranke, a Lu od razu z takim pytaniem.... x.x Mógł się zahamować, pomidor jeden ;-; Ale na warzywne szczęście Sehun go chce. Brawa. Żyją długo i szczęśliwie jako pomidorowa rodzinka. W ogóle ciekawe czy warzywa, lub żelazka potrafią kochać ;-; Ale Luhan żelazko pomidorowe miał problemy z oddychaniem, a ja to lubię xD Dałabym lajk!
    Komentarz bez składu i ładu, ale mam nadzieję, że wywołał uśmiech na Twojej twarzy! :D
    Pisz *^* Bo ja zawsze będę wiernie czekać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie ogromnie mi się podobało! Nie czytałam nigdy niczego podobnego, jest naprawdę ciekawe. Zdziwiłam się, na początku, że Sehun też czuł coś do Luhana, myślałam raczej, że ten drugi go uwiedzie. Inaczej, ale świetnie! Obrazek narysowany przez Jaehyuna po prostu zrobił mi wieczór (bo czytałam w nocy). Dzieci są urocze, szkoda, że potem dorastają. ^^ A scena łóżkowa niesamowicie... interesująca. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Dobrze, że historia tak się skończyła, nie wyobrażałam sobie innego zakończenia po taki przeżyciu tych dwojga!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hoho ten oneshot mnie zabił. Byl naprawdę genialny~! Gdziekolwiek pojawia się dziecko tam zawsze jest urocze i puchato *-* chyba wczułam się w postać Luhana bo tak samo jak on nienawidziłam Irene xD. Chociaż myślałam że raczej on go uwiedzie.. mimo to zakończenie mnie nie zawiodło c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Ugh to było przepiękne, idealne i w ogóle uwielbiam cię <3
    wolf!au? TAK, uwielbiam wolf!au, a że większość raczej czytałam po angielsku, to fajnie będzie przeczytać jakieś po polsku xDD zwłaszcza z twoim stylem to na pewno będzie cudo <3
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  7. Co prawda powinnam uczyć się angielskiego i oczywiście tego nie uniknę, ale uznałam, że jak już wpadłam i przeczytałam to zostawię po sobie ślad, bo dosyć dawno mnie tu nie było. PRZEPRASZAM. ;-; Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio czytałam jakiegokolwiek ficka, nie mówiąc już nawet o pisaniu.. Tak, trochę się zapuściłam. ;c Mam tylko nadzieję, że jak już skończą się te wszystkie matury i inne bzdety to uda mi się coś nadrobić - nie tylko jeśli o czytanie, ale też o pisanie. Może ktoś jeszcze pamięta o tym moim nieszczęsnym Scornful Hunnie. xD
    W każdym razie nie przyszłam tutaj, żeby rozwodzić się nad moją niedolą, ale żeby zostawić Ci komentarz. ;p Pewnie nie będzie tak długi jak zwykle, bo jednak ta nieszczęsna nauka, ale postaram się coś naskrobać. ^^
    Siedzę tak sobie przed laptokiem i sobie myślę: "Mam ochotę na jakiegoś smuta". Weszłam na bloggera i oczywiście Uszati mnie nie zawiodła - jako pierwszy na mojej liście smut od niej. :D Uznałam, że to przeznaczenie, więc siadłam i wzięłam się za czytanie. Na początek muszę Ci powiedzieć, że pomysł jest świetny. Widzę, że zaczerpnięty, ale i tak laury dla Ciebie, bo bardzo dobrze go wykorzystałaś. <3 Genialnie to wszystko opisałaś, szczególnie chodzi mi o nakreślenie sytuacji, w sensie, że Hunnie jako biznesmen w wielkiej firmie, normalnie widziałam oczami wyobraźni ten przepych, luksus i w ogóle... *^* Wizja Luhana jako sekretarki (jeżu, przez przypadek napisałam seksretarki, co to ma być...) trochę mnie rozbawiła, ale w sumie trochę smutną miał sytuację. Ale jak przeczytałam, że Sehun zabiera Lu na Fashion Week to myślałam, że padnę z radości, wiedziałam, że to coś znaczy i że coś się wydarzy, WIEDZIAŁAM! Duży plus dla Ciebie za postać Jaehyuna - jest przeuroczy. ;-; Jak ogólnie jedna młodsza siostra mi wystarczy, to takiego małego, rozkosznego brata też mogłabym mieć. :D A jeśli chodzi o najważniejszą, smutową scenę tego ficzka - czego mogłam się spodziewać, jest idealna. xD *^*
    Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie jest świetne! <3 Już zapomniałam, jak uwielbiałam Twoje ficki i cieszę się, że sobie przypomniałam. <3 Nie obiecuję, że będę często wpadać, bo ostatnio mam istną jatkę, ale jak tylko znajdę choć troszeczkę czasu to chętnie zaglądnę. :D
    Trzymaj się tam i dużo hwaiting! <3

    Ok, teraz mogę wypuścić trochę swoich feelsów.
    FSGAFSGDSFADDFGSFADFASDAFSADFADSFGASDFGASDFADG
    Dużo weny życzę~!

    OdpowiedzUsuń

Followers