music: 1 | 2
Moje życie przewróciło się do góry nogami, naprawdę. To wszystko, co do
tej pory mnie otaczało stało się zupełnie inne i nie do końca wiedziałem, czy
byłem gotowy na aż tak wielkie zmiany. Ale pogodziłem się z nimi i uznałem, że
były potrzebne, zwłaszcza że ta ciągła monotonia wcale nie była taka dobra. I
mimo moich wielkich podświadomych protestów i kilku miesięcy niezadowolenia,
przywykłem do nowych przyzwyczajeń, sytuacji i osób, które najmocniej potrząsnęły
tym moim światem.
Dwa lata minęły szybko. W moim odczuciu może i zbyt szybko, bo nim się
zorientowałem, wszystko było inne. Począwszy od koloru ścian w naszej sypialni,
poprzez nasze dzieci, które miały już prawie trzy latka, aż po sytuację naszych
przyjaciół. Zmiany nie nadciągnęły szybko, ale były zdecydowanie widoczne.
Niecałe dwa lata temu na świat przyszedł Taejin. Pierwsze i póki co jedyne
dziecko Baekhyuna i Chanyeola i właśnie to wtedy mogłem śmiało stwierdzić, że
Chanyeol zaraz po moim narzeczonym jest najbardziej niezdarnym i niewydarzonym
ojcem na świecie. Ale przelewał całą swoją miłość w swojego synka, który
zarówno był jego oczkiem w głowie i to liczyło się najbardziej. Byli
szczęśliwi, nawet jeśli nie pławili się w luksusach. Byli szczęśliwi, bo mieli
siebie i szczęście, którego im akurat nigdy nie brakowało. Natomiast ubiegłego
roku, pod sam koniec września Jongin i Kyungsoo postanowili się pobrać.
Przyjęcie nie było wielkie, właściwie mogłem dopatrzyć się tylko najbliższej
rodziny i przyjaciół, ale każdy z nas wiedział, że przez długi czas nie zapomni
o tej ceremonii. Ponoć brakowało im tylko dziecka, tak powtarzał Sehun, ale z
niczym się nie śpieszyli, zwłaszcza, że Kyungsoo przelewał mnóstwo wolnego
czasu w swoją restaurację, natomiast Jongin w drużynę. Dostał się do tej samej,
w której już od dawna grał Sehun.
Często też dostawałem wieści od Krisa, z którym wznowiłem kontakt.
Podobno założył swoją firmę i przesiedlił się do Nowego Jorku, gdzie poznał
jakąś amerykankę, z którą planował założyć rodzinę. Suho i Seohyun natomiast
stwierdzili, że Paryż to to miejsce, w którym chcą zrobić sobie przerwę w
podróżowaniu. I może zostać tam na zawsze.
Westchnąłem, spoglądając na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza i
to zdecydowanie była pora na sen dla moich małych szkrabów i zdecydowanie dla
Sehuna, bo później zaczynało mu odbijać i robił się zdecydowanie zbyt napalony,
a ja nieszczególnie chętny na te jego conocne chcice. Jasne, seks był
przyjemny, zwłaszcza z kimś takim jak Sehun, ale nie przesadzajmy. Chociaż
ostatnio kochaliśmy się rzadziej. I to nie przez to, że go od siebie odpychałem.
Mieliśmy chyba zbyt mało czasu, rodzicielstwo bardzo nas pochłonęło. A
trzylatki, jak się okazywało, potrafiły być naprawdę ruchliwe i ciekawe świata.
Właściwie wszystkiego, co je otaczało.
Z czasopismem w ręce, otuliłem się szlafrokiem i założyłem na
stopy puchate kapcie, które kupił mi kiedyś Sehun. Na początku uznałem, że są
dziecinne i nie dla mnie, ale po kilku razach buntu stwierdziłem, że jednak są
całkiem słodziutkie i będę je z dumą nosił, nawet jeśli bardziej pasowały do
różowego i puchatego Baekhyuna. A Sehun po prostu nienawidził, kiedy po domu
chodziłem boso. Na samym początku stwierdził, że jak będzie taka potrzeba, to
przyklei mi te kapcie do stóp. Wziąłem jego groźby na poważnie.
— Sehun! — krzyknąłem, zastanawiając się, gdzie się podział. Cała góra
była pogrążona w ciemnościach, nie paliło się ani jedno światło za wyjątkiem
naszej sypialni i to utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest na dole. I nie myliłem
się. Siedział razem z dzieciakami przed telewizorem, oglądając jakieś bajki.
Zakładałem, że Pororo. Czasem
wydawało mi się, że ta bajka jest dla niego bardziej interesująca od meczu jego
ukochanej drużyny.
Wcale się nie myliłem. Sehun siedział pośrodku, pomiędzy Jiseokiem i
Seul, wpatrzeni w telewizor, jakby to był ósmy cud świata. I już wiedziałem, że
będzie ciężko wygonić ich sprzed telewizora. Na pewno będą się buntować.
— Sehun, w tej chwili wyłączaj to dziadostwo!
— Kochanie, ale teraz będzie najciekawszy moment — odpowiedział z
przejęciem, przytulając dzieci do siebie. Seul już praktycznie spała, opierając
się o jego bok, natomiast Jiseok dzielnie dotrzymywał mu towarzystwa, ciesząc
się za każdym razem, kiedy pojawiała się jego ulubiona postać.
— Jeszcze chwila, a nie dożyjesz kolejnego momentu — zagroziłem,
zwijając czasopismo w rulonik. Sehun zerwał się z kanapy i jak na zawołanie
wyłączył telewizor, co nie obyło się bez pełnego buntu krzyku Jiseoka.
— Tato!
— Tatuś chce żyć — odpowiedział, a ja uśmiechnąłem się pod nosem,
widząc jego przejęcie — ale dokończymy jutro rano. Obiecuję — dodał i pocałował
synka w czoło, a ja uśmiechnąłem się szerzej.
— A synuś idzie do spania, raz dwa — wtrąciłem, zabierając śpiącą Seul
na ręce, natomiast Jiseok wstał i złapał się
mojej nogawki, patrząc się na mnie z oczekiwaniem. — Seokkie, umiesz sam chodzić, nie udźwignę was dwojga — powiedziałem, a chłopiec kiwnął głową i po
chwili już go nie było. Jiseok był cudownym dzieckiem, ale strasznie
nadpobudliwym. Był dosłownie wszędzie naraz. Ale to miało też w sobie jakieś zalety.
Nie widząc i Sehuna, podążyłem w ślady synka i pomogłem mu wyjść po
schodach, wciąż trzymając na rękach śpiącą Seul. Była ciężka, ale nie znowu aż
tak, żebym jej nie podniósł. Zaniosłem ją do jej łóżka i ściągnąłem z jej głowy
koronę, którą zakładała nawet do piżamy. Sehun mówił na nią księżniczka i
naprawdę nią była. Natomiast Jiseok sam wskoczył do swojego łóżka, po uszy
zakrywając się kołdrą. Pocałowałem Seul w czoło i zrobiłem to samo z Jiseokiem,
po czym wyszedłem z ich pokoju, pozostawiając włączoną jedynie jedną małą
lampkę nocną.
Raz z Sehunem próbowaliśmy ich rozdzielić i dać do osobnych pokoi, których nie brakowało w
naszym domu. Wciąż zostawały trzy puste. Ale bliźniaki najwyraźniej tak były ze
sobą zżyte, że za nic w świecie nie chciały spać oddzielnie. Nawet ich łóżka
były blisko siebie.
Westchnąłem, wchodząc do sypialni, po czym zrzuciłem z siebie szlafrok
i wszedłem pod ciepłą kołdrę, czekając na Sehuna, który brał prysznic. Cieszyłem
się, że wreszcie mogłem iść spać. Byłem zmęczony i osłabiony, potrzebowałem snu
i odpoczynku, który od kilku dni nie dawał praktycznie nic. Zwaliłem to na
pogodę, zawsze w pochmurne dni nie czułem się najlepiej.
Nie zdążyłem zgasić światła, bo w drzwiach pojawił się Sehun,
zdecydowanie szczęśliwszy niż zwykle.
— Co? — zapytałem podejrzliwie.
— Masz mi może coś do powiedzenia?
— Nie? — odpowiedziałem na jego pytanie. — Mogę wiedzieć, o co ci
chodzi?
— Znalazłem coś.
— Swój mózg?
— Lepiej — odpowiedział i przystawił mi przed oczy przedmiot, którego
jeszcze dziś użyłem. — No, Lu! Mogłeś mi powiedzieć!
— Fuj, Sehun! — skrzywiłem się, odpychając jego rękę. — Sikałem na to.
Poza tym czemu ty, do jasnej cholery, grzebiesz w koszu?!
— No chciałem wyrzucić opakowanie po szamponie i po prostu to
zauważyłem. A uwierz, nie da się tak po prostu przegapić testu ciążowego. Dwie
kreski to wynik pozytywny, tak? Luhannie, powiedz, że to prawda, błagam — mówił
bez przerwy i tak szybko, że ledwo co wychwyciłem sens jego wypowiedzi. — Luuuu!
— Po pierwsze, Sehun, idź wymyj ręce — powiedziałem, wciąż się
krzywiąc. — A po drugie, nawet jeśli wynik jest pozytywny, to nie znaczy, że
znów jestem w ciąży. Jeszcze nie byłem u ginekologa. Nawet jeszcze nie umówiłem
się na wizytę — dodałem, przewracając oczami.
— Kocham cię, Lu — nie posłuchał mnie. Po prostu mocno mnie pocałował.
***
Seul wieczorami był piękny. Oświetlony milionami świateł, choć skąpany
w mroku i nutce tajemniczości, która nadawała mu charakter. Pokochałem spacery,
które po zmroku wydawały się bardziej magiczne. Zwłaszcza wtedy, gdy towarzyszył mi
Sehun. Schowani pod pochylonymi gałęziami płaczących wierzb, szliśmy trzymając
się za ręce, powoli, w ogóle się nie spiesząc.
Tamtego wieczoru wracaliśmy z kolacji. Potrzebowaliśmy chwili wyłącznie
dla siebie, a dzieciaki mogliśmy raz na krótką chwilę zostawić z opiekunką.
Była zaufana, dlatego nie martwiłem się tak bardzo o nie.
— Nie mogę uwierzyć, że jeszcze miesiąc i będziesz mój — mruknął Sehun,
a ja zmrużyłem oczy.
— Nie mów o mnie jak o przedmiocie, nie będę do nikogo należał — prychnąłem, ale mimo to uśmiechnąłem się, bo tak, chciałem każdą cząstką siebie
przynależeć do Oh Sehuna. — Ale wiem, że po naszym ślubie nie zmieni się za
wiele. Wciąż będę siedział w domu, a ciebie nie będzie, bo będziesz jeździł na
te głupie mecze. W zastępstwach wciąż będzie przyjeżdżała twoja mama, która nie
będzie rozstawała się z aparatem. Swoją drogą musimy kupić kolejny album — dodałem, przypominając sobie o nieszczęsnym albumie. Cała reszta była
zapełniona po brzegi, bo Sehun, po swojej matce odziedziczył miłość do
uwieczniania każdej chwili spędzonej wraz z dziećmi. Choć moja przyszła
teściowa, podczas jednej wizyty była zdolna do tego, żeby narobić około tysiąca fotografii.
— Kupimy dwa — stwierdził i zacisnął mocniej dłoń na mojej — ale naprawdę
się cieszę.
— Ja też, Sehun. Mimo tego wszystkiego, to myślę, że tego właśnie chcę
najbardziej. Przynajmniej od jakiegoś czasu. Wystarczająco długo czekałem na
to, żeby w końcu być twoim mężem. Ten okres narzeczeństwa wydawał się nie mieć
końca.
— Tak samo, jak będzie wydawało się nasze małżeństwo.
Chciałem, żeby miał rację. Chciałem tworzyć z nim pełną rodzinę,
cieszyć się z każdego dnia u jego boku, z każdego dziecka, które mu dam i z
każdego wyznania miłości, które padnie w moją stronę. Chciałem, by to wszystko
trwało wiecznie, bo chyba właśnie tym nazywało się szczęście. Bycie blisko
osób, które naprawdę się kochało.
Nie czekając ani chwili dłużej, Sehun przystanął i przyciągnął mnie do
siebie. Położył swoje zimne dłonie na moich ciepłych policzkach i uśmiechnął
się do mnie, całując mnie, najpierw delikatnie, jakby nie chciał tego
pogłębiać, ale później coraz mocniej, zupełnie nie przejmując się niczym innym
nas otaczającym. Kochałem to, jak mnie całował. To, w jaki sposób gładził
kciukami moje policzki i to, jak mocno mnie przy tym darzył tym specjalnym uczuciem,
które mnie samego całego wypełniało. Znałem usta tak dobrze jak nic innego i
nie chciałem, by się to zmieniało.
— Naprawdę w to wierzę, Sehun — mruknąłem, gdy oderwałem się od jego
ust, natomiast on obdarzył mnie jednym z tych swoich najpiękniejszych
uśmiechów.
Wiedziałem, że wysłanie mnie do szkoły z internatem było najlepszym, co
mógł zrobić mój ojciec. Choć jedna decyzja była dobra i jej nie żałowałem,
ponieważ znalazłem tam miłość swojego życia.
** *
Brzydka pogoda przeszła, a ja wciąż czułem się źle. Właściwie czułem
się całkiem inaczej niż podczas pierwszej ciąży. Wtedy byłem bardziej
energiczny i zdecydowanie przybierałem na wadze, zamiast ją tracić. Apetyt mnie
nie ustępował, podobnie jak wyjątkowo paskudny humor, przez co wyżywałem się na
Sehunie. A teraz zwyczajnie nie miałem na to siły. Kiedy Sehuna nie było,
dzwoniłem po Neul – pracującą dla nas opiekunkę, by pomagała mi z
dzieciakami. Było ciężko, ale nie chciałem się przyznawać przed Sehunem, bo
wiedziałem, że panikowałby bez żadnego powodu. Dlatego mówiłem, że jestem zbyt
leniwy, żeby przez całe dnie bawić się z dziećmi. Prawda była taka, że byłem po
prostu osłabiony.
Po jakimś czasie Sehun się zorientował. Na początku jedynie obserwował,
ale potem postanowił zadziałać i niemalże siłą zaciągnął mnie do lekarza, do
którego sam mnie umówił. Oczywiście nie zważał na moje protesty i słowo „nie”,
które wielokrotnie padło z moich ust. Sehun po prostu był uparty.
Moim doktorem była na szczęście Pani Han. Lubiłem ją, lubiłem do niej
chodzić, bo nie wkurzała mnie jak inni lekarze. Przed wejściem do jej gabinetu
ostrzegłem Sehuna, że ma nie zbliżać się do drzwi, bo go zamorduję. Ma po
prostu siedzieć spokojnie na krześle w poczekalni, czekając aż wyjdę. Nie
miałem ochoty, by tym razem mi towarzyszył. Nie musiał wiedzieć, co mi dolega.
— Mamy już Pana wyniki, Panie Xi — powiedziała i usiadła na swoim
miejscu, naprzeciwko mnie. Nie uśmiechała się, co nie znaczyło niczego dobrego.
Zawsze kojarzyła się z taką strasznie pogodną osobą, która kocha się uśmiechać.
A teraz jej twarz była po prostu pusta. Być może po prostu taki tego dnia miała
humor. Ja często takowy miewałem. — Chciałabym powiedzieć, że wszystko jest w
porządku i że gratuluję ciąży, ale niestety nie jest dobrze — dodała, a ja
zmrużyłem oczy.
— To znaczy? Umieram czy coś w tym tym rodzaju?
— Nie, nie — zaprzeczyła od razu — po prostu czasami ciąża niesie za
sobą pewne ryzyko. Nie zawsze tak jest, bo pańska poprzednia przebiegła zupełnie
prawidłowo, ale czasem jest tak, że niezależnie od nas, już nie jest tak łatwo.
I myślę, że podobnie jest i w tym przypadku. Poza tym jeszcze nie jestem pewna,
ponieważ wykonaliśmy zbyt mało badań, ale muszę powiadomić o ewentualnym ryzyku.
Jeżeli objawy się pogorszą, ciąża może zagrażać pańskiemu życiu. To nie jest
pewne, dlatego zalecam dalsze badania.
— Jak to?
— Niech Pan nie zrozumie mnie źle, proszę. Miałam już kilka, bądź
kilkanaście podobnych przypadków. Wszyscy mieli takie same objawy, dalsze
badania tylko potwierdzały moje obawy. Niektórzy decydowali się donosić ciążę i
wszystko kończyło się naprawdę dobrze. Niektórzy jednak woleli usunąć dziecko
dla własnego dobra i być może przyszłych, jeszcze nie poczętych dzieci. Nie
mówię, że i w Pana przypadku musi być tak samo. Ale z doświadczenia wiem, że
zawroty głowy będą się powtarzać, staną się częstsze i mocniejsze. Osłabienie
się nasili, a Pan nie będzie czuł się dobrze, nawet przy zdrowym trybie życia.
Mimo wszystko to nie znaczy, że donoszenie ciąży nie jest niemożliwe.
— Jak duże w moim przypadku jest ryzyko?
— Pół na pół — odpowiedziała — to znaczy, właściwie teraz to nie jest
pewne. Ale jeśli to się potwierdzi, to pół szans, na pół. Choć przy dużej
ilości odpoczynku i racjonalnej diecie, te szanse zwiększą się nawet do osiemdziesięciu
procent. Tak myślę, ale to wciąż za wcześnie, żeby tak o tym mówić. Najpierw dokończymy
badania, potem, jeśli wyniki będą takie, jak zakładam, Pan zadecyduje, co dalej
będzie chciał zrobić. Ta decyzja będzie należała tylko i wyłącznie do Pana.
Kiwnąłem głową, rozumiejąc.
— Oczywiście. Dziękuję i do widzenia — pożegnałem się z nią ciepłym
uśmiechem, choć nie miałem w ogóle ochoty na to, by podnosić kąciki ust do góry
chociaż na milimetr.
Wychodząc, spojrzałem na Sehuna, który ożywił się tylko, gdy mnie
zobaczył. Szeroki uśmiech wpłynął na jego usta i podszedł do mnie, zamykając
mnie w mocnym uścisku.
— I jak? Długo cię tam zeszło — powiedział. Widziałem, że się martwił.
— Sto tysięcy badań naraz. Ale jest wszystko w porządku. Takie
osłabienia podczas którejś ciąży z kolei są normalne, zwłaszcza w tych początkowych
miesiącach. Potem powinny przejść. Ale mam odpoczywać, więc robię sobie wolne
na jakiś czas od bycia kurą domową. Od dzisiaj ty sprzątasz w domu, ja mam
siedzieć i nic nie robić — odparłem i uśmiechnąłem się, całując go w policzek.
Nie chciałem mówić mu prawdy. Nie chciałem go martwić. Poza tym nic nie
było pewnego, a nawet jeśli, to była moja indywidualna sprawa. Mogłem robić z
moim ciałem co tylko chciałem i zdecydowanie chciałem urodzić to dziecko bez
względu na wszystko. A powiedzenie prawdy Sehunowi wszystko tylko by
skomplikowało. Nie chciałem, żeby chodził smutny, wystarczyło, że już teraz był
nadopiekuńczy i szalenie szczęśliwy z powodu powiększenia naszej rodziny, która
wreszcie miała stać się taka kompletna.
— To dobrze, martwiłem się.
— Nie miałeś powodów — odparłem — a teraz zabierz mnie do domu, chcę
wyściskać dzieciaki. Stęskniłem się.
W odpowiedzi Sehun złapał moją rękę i pocałował mnie przelotnie,
zgadzając się.
Nie chciałem psuć tego jego szczęścia.
_____________________________________________________________
Widzicie nowy szablon, tak. Ale nie na długo, bo planuję zrobić coś jeszcze innego. Nie wiem, póki co nie mam żadnej wizji, zobaczy się po jakimś czasie, może coś do głowy mi wpadnie. Ostatnio lubię takie proste szablony, pasują zdecydowanie do każdego typu opowiadań. Poza tym kolejny krótki rozdział, ale pod ostatnim uprzedzałam, że tak będzie. Mówiłam – nie lubię opisywać niczego.
Uhu chyba jestem pierwsza. No więc rozdział jak zwykle świetny ale teraz tak boje się o Luhana... Mam nadzieje, że mu się nie pogorszy(mimo, iż mam takie przeczucie) i wszytko skończy się dobrze. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać. Pozdrawiam i życzę weny!! ;D
OdpowiedzUsuńuhuh, chyba czuje lekkiego stracha o luśka i tą jego ciąże :/// not good, No ale to sprawia, że nie mogę wytrzymac oczekiwania na następny rozdział :D Pozdraaaaawiam!
OdpowiedzUsuńBoję się o Luhana :/ Ale mam nadzieje że koniec końców, wszystko będzie dobrze... Powodzenia w pisaniu <3 <3
OdpowiedzUsuńOboze
OdpowiedzUsuńLulu ;_; pls cos czuje ze go zabijesz podczas porodu ;_;
Tyle emocji z rana
Weny
Tylko mi Luhana nie zabijaj, błagam. Nie chcesz chyba, żebym popadła w depresję podczas pierwszego roku w liceum? Wszystko tylko nie to, no jeszcze rozstania Hunhana nie przeżyje.
OdpowiedzUsuńWow genialne jak każdy rodział �� Tylko prosze nie zabijaj Lulu i też nie rozstanie HunHanaaa!!! Czekam na kolejny i oby szybko!
OdpowiedzUsuńNiech lulu nie umrze przy prodzie proszę...hunhan ma być razem nie rób mi tego życzę weny i weź sobie do serca co napisałam proszę
OdpowiedzUsuńBiedny Luhan :c Kurcze, ten rozdział zaczął się tak słodko i uroczo... a teraz czekam na kolejny, żeby dowiedzieć się czy mojemu ulubionemu bohaterowi nic nie będzie... cóż za plot twist~ No nic, pisz dalej, bo umrę z ciekawości XD
OdpowiedzUsuńhttp://yehetasshole.blogspot.com/
Serdecznie zapraszamy na nowo otwarty spis opowiadań o k-popie oraz j-popie. Jest to kilkudniowa witryna, dlatego też zbieramy zgłoszenia. Administracja ma doświadczenie w prowadzeniu tego typu stron, więc jest pewność, że nie zostanie ona usunięta lub opuszczona. Zachęcamy Cię do zgłoszenia swojego bloga do spisu. Niczego na tym nie tracisz, a wręcz przeciwnie - możesz zyskać nowych czytelników. Jeśli podoba Ci się nasza idea, byłybyśmy wdzięczne, gdybyś poleciła tę stronę swoim znajomym, którzy także piszą opowiadania na ten temat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, administracja spiskj.blogspot.com
jezu
OdpowiedzUsuńCO TY WYMYŚLIŁAŚ???? MÓWIŁAM, ZABIJ DZIECKO BAEKA!! Do gazu z Tobą! Ale dobra, wolę śmierć tego dziecka niż Luhana. XDDDDD
O nie, ale ślub, to Ty opisz! Pewnie będzie perfekcyjny. :<<<
Już jebie te angsty. To miał być prosty, "nudny" fluff, a Ty mi tutaj jakieś kiszone robisz. :<<<<<<<<<<<< No weźźźźź. ZACZĘŁAM PRZEDWCZEŚNIE SMUTKOWAĆ. :///
Kiedy nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńbardzo możliwe że za tydzień
Usuń